GChmiel Napisano 1 Lipca 2011 Udostępnij Napisano 1 Lipca 2011 Pewnego dnia naszła mnie ochota na jakiś dalszy wypad. Po chwili namysłu padło na Pszczynę, więc zacząłem wertowanie map i szukanie najlepszej drogi do celu. Oczywiście samotna wycieczka byłaby nudna, więc zacząłem się zastanawiać kto mógłby pojechać ze mną. Przypomniałem sobie, że kumpel z podstawówki- Szyna- również jeździ na rowerze i mijaliśmy się nawet na 3 stawach. Po krótkich ustaleniach doszliśmy do wniosku, że pojedzie z nami również znajomy z centrum- Piotrek, i że wyjedziemy w środę o 8:30 i jeśli będzie dobra pogoda to Pszczyna będzie tylko przystankiem, a zajedziemy aż do czeskiej Karviny. Trasa miała wyglądać tak: http://www.bikemap.net/route/1072787 Zgodnie z ustaleniami o 8:30 spotykamy się w parku na Giszowcu i kierujemy się pod biedronkę po ostatnie potrzebne rzeczy- Izotoniki i doładowanie Dogadujemy ostatnie szczegóły i o 8:42 wyjeżdżamy z pod biedronki w stronę Murcek, gdzie od razu gubimy drogę. Zajeżdżamy na kort tenisowy i pytamy jak dojechać na Tychy. Po krótkiej rozmowie dowiadujemy się jak mamy jechać i jak bardzo jesteśmy "szaleni" (słowo oryginalne musiało zostać zastąpione ). Droga prowadzi przez park do lasu, gdzie po raz pierwszy pada hasło "GÓRKAAA" i zaczynamy szaleńczy zjazd, podczas którego mamy małe spięcie z leżącym na drodze pniem, ale wychodzimy z niego zwycięsko. Kilkukrotny objazd krajowej 1 po czym ostatecznie znajdujemy drogę i ponownie wjeżdżamy w las. Dojeżdżamy do Hamerli i w końcu zgadza się to z mapką. Zostajemy poprowadzeni w stronę Lędzin (ładna okolica), krótki przystanek na uzupełnienie płynów pod małą kapliczką z figurką Maryi co dostrzegamy po wyrzuceniu butelki w jej stronę. Oczywiście postanawiamy się poprawić i ruszamy dalej, gdzie po raz kolejny Piotrek wmawia nam, że musimy się wykąpać w okolicznym zalewie Dojeżdżamy do Wygorzeli i jedziemy wg. instrukcji zapisanych obok mapki. Jak się okazuje parę instrukcji jest w odwrotnej kolejności, więc znowu pytamy o drogę i upewniamy się czy ul. Urbanowicka prowadzi do Urbanowic W Cielmicach wymieniamy się "machaniami" z dziewczynami i dzięki pomocy biegacza dowiadujemy się jak nie zgubić się w lesie i którędy jechać. Sztuka tam nam się nie udaje, więc zatrzymujemy się na ambonie strzeleckiej, skąd obserwujemy okolicę i robimy zdjęcia. W dalszej drodze spotykamy faceta, który pomaga nam wyjechać z lasu i jedzie z nami aż do samej Pszczyny! "Don Pedro" (jak go nazwaliśmy) po podziękowaniach urywamy się przed rynkiem i z pieśnią na ustach "GÓRKAAA!!" po raz kolejny zaczynamy mały zjazd. W Pszczynie robimy dłuższy postój, zdjęcia z "miedzianą babką" (ławka z "wbudowaną" siedzącą kobietą ) i wyjadamy część zapasów. Poszukujemy banku "z żuberkiem", pytamy o ul. Wodzisławską i jedziemy w stronę Brzeźc i Studzionki. Po drodze niestety mijamy mnóstwo TIRów co czyni drogę mniej spokojną. Robimy sobie przystanek na...przystanku w towarzystwie nowej znajomej i kontynuujemy trasę ul. Pszczyńską. Po drodze mijamy palące się BMW i postanawiamy wrócić do niego i zobaczyć czy można pomóc. Oczywiście rowerzyści bez gaśnic mało mogą zrobić, ale przynajmniej (jak się okazuje) wracamy na dobrą drogę, bo minęliśmy zjazd. Dalsza droga mija spokojnie, robimy "ściepę narodową" na wodę i witaminki i w Bziu kolejny raz pytamy o drogę. Oczywiście musi mi się coś przytrafić, więc nieświadomie stają w samym środku mrowiska. Dojeżdżamy do Cisówki, gdzie widzimy dodający sił znak "Turystyczne Przejście Graniczne" i kierujemy się w jego stronę. Po drodze pytamy jeszcze czy "prosto to tędy" i dojeżdżamy do przejścia w miejscowości Petrovice u Karvine. Robimy pamiątkowe zdjęcie, rzucamy hasło "GÓRKAAAA!!!" i zjeżdżamy 50km/h po wąskim asfalcie i przeskakując progi zwalniające. Zjazd kończy wąski przejazd między barierkami ze znakami przy rozkopanej, zabłoconej drodze. Piotrek przejechał, Szyna zaczął gwałtownie hamować, bo by się nie zmieścił, a ja ratowałem się przednim hamulcem, żeby nie dobić i tuż za zwężeniem ląduję w błocie. Od tego bierze się nasze hasło dnia- "Enta kajś w Czechach". Dojeżdżamy do PKP w Petrovicach i szukamy pociągu do Katowic. Jedyne do czego przydaje nam się dworzec to zawinięcie podstawki pod piwo na pamiątkę, więc kierujemy się do Karviny. Kilka osób nas kieruje, każda inaczej i każda źle. Podczas jednej z rozmów zaliczam pierwsza glebę na konto SPD. Rozmawiamy z czeskimi rówieśnikami w dresach, którzy są pełni podziwu i stwierdzamy, że wracamy na drogę, którą przyjechaliśmy. Cudowny wręcz znak "Katowice- 63", krótka wymiana zdań, określenie sił i...szukamy dalej pociągu. Zatrzymujemy samochód na polskich tablicach, pytamy o drogę ( bo czemu nie? ) i obwieszczamy "kierownicy", że ją kochamy . Zatrzymujemy się jeszcze w sklepie, gdzie wydaję ostatnie korony, odpoczywamy, uzupełniamy witaminki i ruszamy pod granicę. Krótki spór o kierunek jazdy i ostatecznie jedziemy w stronę Cieszyna. Po drodze zajeżdżamy na dworzec w Zebrzydowicach, gdzie dowiadujemy się o pociągu relacji Cieszyn-Czechowice-Dziedzice, którym możemy się z Zebrzydowic zabrać. Mamy ponad godzinę czasu więc udajemy się do miejscowego parku odpocząć. Rozleniwiamy się na ławce, odwiedzamy kościół i udajemy się na dworzec. Na peronie mała sesja na tylnym kole, parę skoków i lokujemy się w przedziale z miejscem na rowery. Jemy resztę prowiantu, opróżniamy bidony i po pół godziny jazdy wysiadamy w Czechowicach-Dziedzicach. Mamy 20 min. do przyjazdu pociągu do Katowic, więc udajemy się do biedronki po wodę. Równe tempo stukania butów SPD budzi niepokój u kasjerki, która zagląda co mamy na nogach Wydajemy ostatnie pieniądze, jesteśmy winni 2 grosze i wracamy na dworzec, gdzie znowu jeździmy wokół peronu. Wsiadamy tym razem do zwykłego przedziału, rowery zostawiamy między nimi i pomagamy kryć gapowiczów, którzy chcieli dojechać do Tych. W trakcie jazdy zaczynamy przypominać sobie śmieszniejsze rzeczy i ostatnie siły pakujemy w śmiech. Bilety konduktorce wręcza stojący na głowie Piotrek (świetny widok ) i wypatrujemy już dworca w centrum Katowic, gdzie wysiadamy o 21:24 i tryumfalnie przejeżdżamy chwaląc się wyczynem. W centrum gubimy Piotrka, a sami rozjeżdżamy się na 3 stawach, gdzie oficjalnie można zakończyć wyprawę. Stan licznika: DST- 120.90km MXS- 60.2 km/h AVS- 19.5 km/h Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
Rekomendowane odpowiedzi
Zarchiwizowany
Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.