Skocz do zawartości

[Decyzja] przez ktora zaczeliscie jezdzic na rowerze


Rekomendowane odpowiedzi

Znajomy mnie namówił na przejażdżkę, ja na moim starym "komunijnym rowerze" :wallbash: , on na sporo lepszym sprzęcie. I tak to się zaczęło. Wkurzało mnie, że cały czas mu odstawałem, nie ważne czy to na szosie czy w lesie na podjazdach. Postanowiłem kupić nowy rower, zainwestowałem trochę kaski i wcale nie żałuję. Od tej pory czerpię przyjemność z każdego przejechanego kilometra :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja zaczynałam na ,,BOBO" w 1975 r:) Nauka jazdy bez bocznych kółek trwała 30 min, takie było podejście pedagogiczne moich prawnych opiekunów :icon_mrgreen: łapiąc równowagę w pędzie nie wiedziałam jak hamować,problem rozwiązała natura- taka ostra jazda na full skończyła się w dole bunkro-ziemianki. Ale byłam wku...a! Załapałam bakcyla pędu i wolności.Od tamtej pory miałam wiele miłości: Wigry,Traper, Fleming- najsłabszy z nich, potem jak na tamte czasy bajer- 1990r niemiecki Pegasus na podobieństwo kolarzówki:) Gazele, czarny 10i5, Chellenger koła 28, wszystkie poznikały pewnych nocy z tzw bezpiecznie zamkniętych miejsc. 2000r. Unibike trekking jest za mną 10 lat- typ nie łamiotsa nie gnietiotsa można mu zaufać i obecnie unibike evolution 2010, śpią już ze mną w domu. Jeżdżę bo lubię,bo kocham, bo czuję się wolna i mobilna,wypady na okoliczne tereny, nowe trasy, piękne okoliczności przyrody, aparat foto w plecaku i jazda w nieznane kąty, to jest to! Nie mówić już o dobrym samopoczuciu i formie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A ja zaczęłem 2 lata temu gdy ważyłem około 130kg :P Chciałem schudnąć więc pojechałem na wakacje na wieś, żeby nie myśleć o żarciu. Kuzyn mnie wyciągnął na rower, pojechaliśmy jakieś 60-80km co wydawało mi się strasznym wyczynem :icon_wink: Rok temu jak już skończyłem z odchudzaniem znowu zaczęłem jeździć, ale już troszkę więcej, kupiłem sobie Unibike Vision na długie wyprawy trekkingowe. W tym roku zaczęłem jeździć wyczynowo i mogę śmiało powiedzieć że kolarstwo (szosowe oczywiście) to moje całe życie i wielka pasja xD CYKLOZA NA 100% xD :thumbsup::icon_mrgreen:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Od dziecka śmigam, a w dobie czasów dzisiejszych, czyli kryzys itp, to jeżdżę na rowerze zastępując samochód (koszty za paliwo) jak to tylko możliwe, dobry sposób na korki na ulicach no i jest to idealny sposób na odchudzanie...cóż przytyło się ostatnio.

Na pierwszym miejscu oczywiście przyjemność z jazdy:-)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Mod Team

Ja hmm pewnie dlatego ze nigy nie miałem roweru, bo krucho bylo z kasa i jak każdy smigał na "góralu" ja jakims pancernym skłądakiem, pozniej dostąłem taki makro ktorego stałem sie uzbroić w maire możliwości licealisty ... aż go zajumali

 

Dopiero jak ojciec mi dał 300zł na rower sie zaczęło, kupiłem na allegro padnieta ruine i doprowadziłem do stanu ktorego by sie nie powstydził żaden sprzedawca ;) Wciągniety, jak poszedłem do pracy poskładałem sobie kolejny :) i na nim smigam do dzis :thumbsup:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A ja wsiadłam na rower kiedy odcinek z domu do pracy - 12 km - przebyłam samochodem w czasie 1 h i 15 min. Podkreślę: JEDNA GODZINA i PIĘTNAŚCIE MINUT.

Nie było po drodze wypadku, kolizji, kataklizmu, śniegu, powodzi, zawiei, zamieci śnieżnej, strajku stoczniowców ani karambolu.

 

 

Bisette

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

nie pamiętam, od kiedy jeżdżę, chyba od zawsze. Przeważnie dla zabawy na komunijnym mtb. Od 2009 jako urozmaicenie w bieganiu. Potem już na stałe, jako sposób na spędzenie wolnego czasu. Pierwsza używana szosa i cross w 2010. Teraz posiadam mtb, szosę, singla, crossa/trekkinga. Większość twierdzi, że to za dużo, ja w zależności od humoru wybieram sobie jeden z nich. Licznik tylko w szosie, żeby mniej-więcej orientować się ile km się zrobiło. Podpis mówi sam za siebie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja podobnie jak Kosma, wk@#$@#łem sie na moja byłą (wówczas jeszcze ostatnie dni obecną), wyszedłem z domu, poszedłem do PG (takie jedno centrum handlowe we Wrocławiu) i stwierdziłem że pierdziele wspólne wakacje i coś sobie kupie, padło na rower, bo fajny był niebieski Trek Fuel (to było w 2008 roku). Potem mnie pokarało to, że pierdzielnąłem wspólne wakacje, bo mi tego Treka w 2010 ukradli, teraz od pół roku, po roku przerwy znów mam Treka Fuel'a i jeżdżę, odzyskuje kondycję i łapie mnie totalna cykloza :D I jest piknie :D A tak w ogóle to jeżdże "od zawsze", ale punktem przełomowym, że zaczęło pękać więcej niż 60 km dziennie, było to co opisałem powyżej :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Najstarszy rower jaki pamiętam, to Pelikan, a były jeszcze ze dwa wcześniej. Od tamtego czasu sporadycznie. Trochę sam, trochę z rodzinką (żona+dwie dzidzie na krzesełkach) Aż tu nagle... geocaching! Zachorowałem na to dziadostwo :D A ponieważ wkrótce skończyły się kesze dostępne spacerowo, zacząłem poganiać rowerkiem coraz dalej i dalej... Wybór roweru nieco mocniejszego to konsekwencja oczeretów, wądołów i innych złośliwie niedostępnych lokalizacji, w których wredni geokeszerzy zostawiają skrzynki (: No właśnie, 'góral' to ich wina; żartuję - podobają mi się proporcje ;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witam!

Jestem ciekaw co sklonilo kazdego z nas do jazdy na rowerze. Czemu zabraliscie sie za to bardziej profesjonalniej/powazniej?. Czemu nie wybraliscie innego sportu lub środka transportu?

 

Jestem rowerzystą typowo miejskim, chociaż w weekendy lubię dłuższe wypady poza miasto. Do jazdy rowerem skłania mnie to, że nie trzeba stać w korkach i krązyć nieraz 10-15 min. w poszukiwaniu miejsca do parkowania (wady samochodu), nie trzeba też tkwić ileś minut na przystankach i jechać nieraz z dwoma przesiadkami (wady zbiorkomu). No i kwestia ksoztów podróży - rower jest praktycznie bezkosztowy. Jednym słowem rower w mieście rządzi :) No i lubię też dawkę adrenaliny, a tę śmiganie rowerkiem po Warszawie w godzinach szzytu zapewnia w nadmiarze :)

 

Miałem też w swoim życiu fazę fascynacji motoryzacją (ech, pamiętam, jak się jarałem swoim pierwszym samochodem :icon_wink: ), bo chyba większośc facetów musi w pewnym wieku przez to przejść, ale na szczęście minęło mi to na dobre :) Teraz samochód stoi sobie pod blokiem i jest używany raz na jakiś czas do podróży międzymiastowych, a w mieście to praktycznie tylko rowerek.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 miesiąc temu...
  • 2 tygodnie później...
  • 2 miesiące temu...

Ja odkąd pamiętam rower jakiś miałem i coś się jeździło, zawsze jednak na 1 miejscu u mnie były motocykle (rodzinne to jest ;) ), no ale na motorku się miało wypadek i rok wyjęty z normalnego życia. Na rechabilitacji dużo mi kazali na rowerku stacjonarnym jeździć ale to nuda:( Postanowiłem sprzedać konsole do gier i kupić rower i tak też zrobiłem no i sie zaczęło. Sport ten tak mnie pochłoną, że rowery mam dzień w dzien po 8 H na głowie pracując w sklepie z nimi:P

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

U mnie zawsze były jakieś podwórkowe jazdy na Wigry, Romecie "góralu" i Kross Grand Energy. Na poważniej się wziąłem za rower w listopadzie, kiedy moja firma się przeprowadziła w miejsce, do którego mam 4km (nie opłaca się po prostu odpalać samochodu na taką drogę). I tak od listopada jeżdżę codziennie do pracy rowerem (może 2-3 razy zdarzyło mi się samochodem). A jako że mój 7-letni Kross zaczyna się sypać i naprawiać się go nie opłaca za bardzo (500-600zł mi zakrzyczeli), to zakupiłem dzisiaj Unibike Mission 2012. No i zamierzam jeździć tak cały czas :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Moim pierwszym rowerem górskim był również romet, na 24" kołach. W ciągu kilku lat nic w nim nie zmieniłem, był super wytrzymały. Potem przesiadłem się na fulla z hipermarketu, to była porażka. Choć na nim zrobiłem pierwszą prawdziwą wycieczkę (Warszawa-Czersk-Warszawa) na której poznałem smak roweru :) Była to wycieczka szkolna z nauczycielem WF w pierwszej liceum. Bardzo mi się spodobało, więc następnej wiosny kupiłem Gianta Terrago którego do teraz ujeżdżam. Zaliczyłem nim trzy obozy rowerowe z LO. Chodź od zawsze jeździłem na rowerze to temu nauczycielowi zawdzięczam moje zainteresowanie rowerami.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A ja chciałem połączyć przyjemne z pożytecznym - to znaczy: zacząć się wreszcie ruszać, bo tryb pracy mam typowo siedzący. Okrężną, ale ładną trasą mam do pracy 10 km, więc korciło mnie to od dawna, ale na korceniu się kończyło niestety. Ale przyszedł wyjazd służbowy na miesiąc w przepiękną wiosnę, do tego za darmo pożyczali tam rowery pracownikom przyjezdnym, więc wziąłem. Autobusem miałem do pracy za blisko (i trochę za drogo), piechotą za daleko, więc zacząłem używać tego rowerku, za małego i niezbyt solidnego, ale nieważne;) Po 2 dniach byłem w stanie wyjechać bez zsiadania na górkę, na której stał dom, w którym mieszkałem, zacząłem zwiedzać okolicę, słowem - zafundowałem sobie fajny rozruch rowerowy dla zasiedziałego grubasa. No a jak wróciłem do Krakowa, to po prostu wsiadłem na stary rower i zacząłem jeździć do pracy i na wycieczki.

Do tego jeszcze zawsze uwielbiałem odkrywać najbliższe otoczenie - mojej dzielnicy, miasta itp. Robiłem to zwykle pieszo, a dzięki rowerowi ma się ten zasięg dużo, dużo większy i super :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Decyzja?!? Jaka decyzja?

Samo tak wyszło - jeżdżę od kiedy miałem... yyyy... dwa lata? chyba...

 

Nawet pamiętam mój pierwszy rower: na trzech kółkach był, z taczką, czerwony z białymi akcentami :) Potem szybko był ten pierwszy z dwoma kołami - zielony. Na nim zaliczyłem pierwszą poważną glebę :D

 

Potem Wigry 3, Jubilat, Orkan (pierwszy z przerzutkami), potem bezfirmowy góral, jeszcze parę górali które sam składałem... i tak to się toczy

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeżdżę odkąd pamiętam, ale decyzję o bardziej intensywnej jeździe podjąłem w wieku 15 lat, kiedy zacząłem wydawać na rower własne pieniądze. Kiedy miałem 2 lata, dostałem rower "Konik", kółeczka z oponami balonowymi chyba z 2.2, do tego przykręcane boczne. Ponieważ jednak bardzo mnie denerwowały, szybko się ich pozbyłem rękoma taty. Decyzja o jeżdżeniu była podejmowana w burzliwych okolicznościach.

 

Mianowicie, jazdy uczył mnie 14-letni wujek Grzesiek z zacięciem dydaktycznym. Sadzał mnie na rowerze, ustawiał na pagórku, po czym "puszczał" w stronę ogrodzenia (wykonanego z krzewów róży). Moim jedynym zadaniem było wyhamowanie przed krzewami, zresztą było to w moim interesie. Jeśli bym nie wyhamował- wiadomo. Jeśli natomiast wywróciłbym się wcześniej (czy to z nieumiejętności, czy ze strachu), cykl się powtarzał. Musiałem więc z jednej strony jechać aż do końca, z drugiej- skutecznie zahamować. Pamiętam, że w róże wpadłem raz, ale jeździć nauczyłem się błyskawicznie.

 

Kolejnym rowerem był pelikan przemalowany pędzlem na biało odkupiony od jakiegoś starszego kuzyna za 100 000 zł. Znany już wujek dokonał stosownego tuningu, tj wyrzucił z obydwu kół 1/3 szprych, resztę natomiast pozaginał kombinerkami tak, by były w kształcie błyskawic.

 

Następny był rower Romet Rodeo z półmetrowym siodłem, potem komunijny góral Irok American Comp (made in Italy). I to od niego zaczęła się moja świadoma jazda.Rower był koszmarnie ciężki (stal hi ten, błotniki, bagażnik), więc kiedy miałem 15 lat, postanowiłem go odchudzić, co rozszerza wiedzę, ambicję i w moim przypadku chęć do jazdy.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

U mnie zaczelo sie w wieku 3 lat od trojkolowca. Potem byl juz taki troszke wiekszy z dokrecanymi kolami po bokach z tylu, ktoremu w wieku 5 lat zrobilem malowanie szpachelką. Nawet ladnie mi wyszlo ;) Nastepny sprzet to juz powazny skladak Kama z importu zza wschodniej granicy. Po nim byla kolarka tego samego pocchodzenia czyli made in CCCP. Po niej spora przerwa w jezdzie bo prawie cala szkola srednia i studia. Pare lat po studiach na rower namowila mnie ówczesna Dziewczyna (chwala Jej za to i nie tylko za to) wiec zakup pierwszego porzadniejszego sprzetu podczas gdy mieszkalem w Stanach - Motobecane Jubilee DLX i maxymalne zalapanie rowerowego bakcyla. Pozniej powrot do PL (oczywiscie razem z rowerkiem) i jezdzenie praktycznie caly czas. Rok temu kwiecien zakup kolejnego roweru Scott Aspect 10. I 1,5 miesiaca po tym dochodzi jeszcze jeden Giant Trance a Aspect idzie do Kolegi ktory miedzy czasie zlapal zajawke. No i dalszy rozwoj choroby rowerowej do chwili obecnej, której nie zamierzam sie pozbywac pod zadnym pozorem. Co prawda pochlania ona coraz wiecej wydatkow zwiazanych ze swoim rozwojem jak i olbrzymiej przyjemnosci kiedy mojemu rowerkowi przybywaja nowe czesci ale czego sie nie robi dla swojego ukochanego sprzeta ;)

Byla jeszcze z motocyklem przed Aspectem ale okazalo sie ze to jednak nie jest to, wiec zostal sprzedany po okolo roku uzytkowania i prob przekonania sie do niego. Niestety lub stety nie udalo sie. Rower wygrał :002: I tak juz zostanie !!!!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Podobnie jak większość - na dwóch kołach zacząłem jeździć w wieku kilku lat (chyba ze cztery miałem). Potem duuużo czasu na rowerze. Nie wiem, jakoś tak było wtedy, że się całe dnie jeździło. Może nie było lepszych rozrywek, zwłaszcza na wsi ;).

Był Pelikan, Salto, Wigry 3, potem jakiś komunijny klocek, a w szkole średniej niebieska, miejska damka za 110zł.

A pisząc na temat: odkąd zdałem egzamin na prawo jazdy przesiadłem się na cztery kółka. Jakiś czas temu przestałem grać w piłkę po kontuzji więzadła. No i siedziałem na dupie. Pewnego dnia pomyślałem, że tak dłużej nie mogę. Akurat miałem jakieś oszczędności i kupiłem rower (między innymi dlatego, że rower nadaje się do tego, żeby odbudować mięsień, który zanikł po kontuzji) no i się trochę wkręciłem ;).

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie pamiętam od kiedy zacząłem, ale to naprawdę wcześnie no i szybko pozbyłem się dodatkowych kółek :) Pamiętam swój pierwszy rowerek, kiedy dostałem na prezent z Niemiec BMX'a kolorowego, z kolorowymi oponami to była zajawka :D Potem Zaczynałem dłubać przy rowerach chociaż się w ogóle nie znałem i można powiedzieć, że popsułem 3-4 rowery ale złożyłem jeden hehe, w dalszym czasie ramy stalowe stały się przeszłością i chciało się mieć aluminiową, natrafiłem an ramę rozmiar był to może 15", pomalowałem ją sprężarką na paskowy czarny kolor z farby do mercedesa, ponaklejałem naklejki znanej firmy, zamontowałem amor dwupółkowy, rower wyglądał efektywnie i od tego się zaczęło tak naprawdę, potem już obecny KTM którego w tej chwili dalej coraz to bardziej ulepszam :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wynikiem dogłębnej retrospekcji przypomniałem sobie, że jako 4-5 latek na swoim nowym rowerze śmigałem po chodniku pod blokiem, a na klatce stało jakieś dresiarstwo i myślałem, że chcą mnie pojmać i przy klatce przyspieszałem i tak doszło do mojego pierwszego treningu interwałowego. Musiał jakiś ślad w psychice zostać :D

 

Jeszcze wcześniej na mini rowerku jechałem i zaczął cofać we mnie bus. Mnie mama zabrała, a rowerek trafił pod koła. To pewnie tez się odbiło w podświadomości.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...

No ja jeździłem od zawsze rowerem, z powodu genetycznie złego radzenia sobie mojej wątroby z cholesterolem, zacząłem jeździć trochę mocniej i na razie 1 sezon za mną z ilością ponad 2000km :) mam zamiar go pobić w tym roku.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zarchiwizowany

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...