Adam LSTR Napisano 17 Grudnia 2010 Udostępnij Napisano 17 Grudnia 2010 Moi drodzy rowerzyści czas zimowy już nam sprzyja W domach waszych wrzawa chaos a rodzinka zgłasza przyjazd! Z nieba sypia się nam śnieżek i na drogach jest gołoledź Gdy ma kto opony słabe, to jak pieprznie – będzie boleć! My się jednak nie troskamy, naszą siłą są rowery One zawsze dają radę to nie z nami te numery! My się zimy nie boimy bo i nie ma przecież czego Z zima sobie poradzimy czas zimowy to nic złego Jakby tu próbować czasem, podsumować roczek cały Ciężko sapie, dysze, stękam bo się wiele tutaj działo Od początku az od stycznia wywrotowo się zaczęło Bo księgowy zamiast jeździć leżał jakby go pogięło. A domiar tego złego zima była śnieżna wielce Wiele ludzi zamiast jeździć, czas spędzało przy butelce. Potem wiosna się zaczęła i rowery poszły żwawiej Wszak to lepiej się położyć nie na lód a huknąć w trawę. Jako że kondycja słaba, cały kwiecień szło opornie Się Ekipa rozkręcała i choć było nie pozornie Majóweczka, choć bez Radka rozpczęła się udanie Była jura i rowery było po kwaterach spanie, A najlepsze z tego było, że znów razem na siodełkach Czas spędziło czworo ludzi i to radość była wielka! Potem zaraz ku smutkowi, ropoczela się sesyjka Się studenty kuć zaczely i się gmatwa historyjka. Każdy za książkami siedział, rower jakby trochę z boku W końcu rower to nie wszystko nawet Adam musiał pokuć! Nagle nie wiadomo kiedy znów wakacje się zaczęły Wiele planów wiele marzeń ciągle przecież coś knujemy. Ale żeby wszystko było w odpowiednim tu porządku Będę mówił po kolei choć nie zawsze od początku Wziął Księgowy swoja lubą, co Agnieszka się nazywa I na rower ja posadził „czas wyprawy moja miła!” Aga ucieszona wielce, że wyprawa się zaczyna Spakowała swój tobołek i już na przód się wyrywa Wpierw od Morza zacząć warto, i tak robia dwa krasnale Czy Agnieszka dała radę? Nie stękała prawie wcale! Dwoje ludzi zakochanych przemierzało województwa Pod opieka Księgowego to był tej wyprawy stwórca! Przez Pomorskie i Lubuskie, przez przez pagórki i równiny Szał to była ta wyprawa i nie jedni się dziwili. „Jakto – mówią – ty kobieta dałaś rade tak daleko?” „Wszystko było łatwe chociaż dużo było tego” I tak sobie wędrowali az od morza wpadli w góry Nie przestali na Jeleniej, pieli się wciąż dalej w chmury Bo Sudety to za mało na stołowe im się marzy Było ciezko i pod górke i choc uśmiech znikal z twarzy, Dokończyli swoich planów, ba zdobyli nawet Czechy! I się dwa radują ludki a facjata im się cieszy Po wyprawie księgowego obudziły się Pragnienia Radek wstał powiedział – KONIEC czas na rower nie ma przebacz! I tak z Kasią wyruszyli, choć wyzwanie było wielkie Aby rozwiać wątpliwości i niedomówienia wszelkie Pokazała Katarzyna że i ona radę daje Że rowerem i bez wprawy można też przemierzać Kraje I nie bacząc na trudności na upały i wzniesienia Pedałując zawsze mężnie, dokonała założenia Radek dumny przeogromnie, ze dziewczyna daje rade Nie poddawał się ni trochę aby sobą być przykładem Niczym wielki mój juczny, obładowany sakwami Wspinał się mężnie na górki za dnia a odpoczywał nocami Lato zbyt szybko się kończy, a w krwi wciąż się gotowało Wziął Adam Rowerek ,Marcina i zniknal w oddali. Biedna Agnieszka została w domku sama Nie ma z kim pogadać znów na rower wywiało Adama A nie tęgie zadanie postawił chłopak za cel podróży swojej Dotrzeć w Bieszczady w 3 dni, chyba nie mogło być gorzej. Lecz nie było tak łatwo i nie wszystko Szlo gładko! Już rowery gotowe już zebrane w warszawie stadko Pożegnań wielkich nie było, Aga do pracy wracała Adam i Marcin ruszyli a noga znów podawała Dzień pierwszy wyzwania spędzili w upale Żar lal się z nieba bez końca i nie przestawał wcale Mknęli na południe szaleńcy nie strudzeni Droga była daleka a wiatr jak na złość się zmienił Dzień kończyli w ulewie, burza nadciągała z nieba Noclegu znikąd u ludzi a schronienia potrzeba! Gdy wreszcie w namiocie pousypiali w spokoju Nie spostrzegli gdy nastał świt i znów ruszyli do boju Drugiego dnia zmagań rowery mknęły już w deszczu Jednak nikt się nie poddawał bo powiedzą żeś Leszczu! Z płaskiego nagle zrobiły się góry, deszcz nie przestaje a człek jakiś ponury. Jeszcze jeden dzionek jeszcze jakaś setka przed nami Nie poddamy się aurze pokonamy ja SAMI!! Wrzeszczcie z utęsknieniem z radością na zmokniętej twarzy Z chmur wylania się cel „Marcin SOLINA przed nami!!!!!” I tak wywlekli się na szczyt zbiornika w Bieszczadach „Stary żyjesz? – pytam – Bo ja powoli padam…” I gdy cel osiągnęli zdobyli Solinę! Ich drogi się rozeszły Adam wsiadł w pociąg do domu a Marcin jeszcze się wietrzył Nie ulega jednak wątpliwości niezaprzeczalny jest ten fakt Adam i Marcin w 3 dni dotarli do Bieszczad! Opowieści moich na tym zdarzeniu nie kończę oczywiście Przygód tego roku było tyle, że zwyczajnie musze chwile pomyśleć Gdy się dłużej zastanowię nad wszystkimi podbojami z siodełka Od razu wpada mi do Glowy kolejna wyprawa wcale nie licha a WIELKA! Gdy ludzie rozmarzeni wspominali swe przeszłości i zdobycze Adam i Radek znow na szlaku „ a co bedziem się byczyć” W kilka dni pomysły na wycieczkę wybujały nader wielce Z domu od Agnieszki wyruszam w świat i znów szybciej bije mi serce i choć Nie mam planów i też nie wiem jak się skończy Jedzie ze mną Radek Szogun a z nim nie da się zabłądzić Wyruszamy wcześnie rano, a na liściach jeszcze rosa Aga śpi cichutko sobie nie wyściubia nawet nosa. I gdy mija już południe kiedy wreszcie bija dzwony Adaś wreszcie dotarl celu, dotarł cały lecz strudzony! Z Radosławem przywitany, reguluje swe ciepłoty „Dystans za mną zacny panie żar wyciska siódme poty! „ I radośnie na siodełkach już nie sam a pędzie z Radziem To pod Gorkę to znow z gorki powolutku sobie jadziem Jako ze jak konie stare, znamy się we dwóch bezsprzecznie Nasza podróż żwawa szybka i nie trwała przecież wiecznie I tak ciągle i bez przerwy przez dni trzy jedziemy żwawo Kiedy Radek mówił prosto, Adam go kierował w prawo! mimo górek i upałów, Mimo wszelkich trudów, znojów Wracam do Zaborza rano, i się wlokę do pokoju Tam Agnieszka ledwo żywa, bo to czwarta była rano Patrzy na mnie troche krzywa i podaje mi swe ramię I choć ciężko było wtedy nikt nie mówi , że bolało Kiedy mysle o tym teraz w sumie mi wychodzi mialo… Opowieści swojej snucie wciąż przedłużam nieustannie Lecz nie wina to jest moja, chce opisać to starannie Nie pomine przecież faktu, ani skryje nic przed wami Trzeba mowić jak to było trzeba wszystko z detalami Bo to potem kto przeczyta i mi tu zarzuci braki Żem wymyślił sobie rower, że tu marazm wkradł się jaki A ja nie zamierzam klamac co pamiętam zanotuje Radek pewnie to wyłapie i sam lepiej skoryguje. Bo to chłopak jest bez skazy, łeb do trasy ma bezsprzecznie Jak jechałeś na wyczieczke to bez mapy z nim bezpiecznie. Każdą dróżkę każdy kącik zapamięta on dokładnie Nie pominie nawet trawki, ani mrówki w trawie żadnej! Bo gdy w kraju zima trzyma gdy nas śniegiem zasypuje Radek w swym umyśle nowe plany sobie snuje On wymyśla trasy nowe, opracuje te co zwiedził A gdy mówisz zapomniałem on ci mówi „toś już widział” Radek jednak chłopak twardy nie poddaje się trudnościom Nwet gdy mu rower padnie robi tak by być przed ósmą Gdy mu co w rowerze stuka, kiedy przeogromnie trzeszczy On z uśmiechem nikczemnika mówi, że wytrzyma jeszcze! Bo to Radek jest nasz wielki on zwyczajnie ma to gdzieś Zamiast wsadzać kasę w rower woli sobie dobrze zjeść. Po co przecież to naprawiać, skoro koła kręcą ładnie Tu się trzyma daje rade i choć łańcuch czasem spadnie Rower Radka nie zawodzi, lub przynajmniej nie za często A gdy w końcu cos nawali to się chłopak wije gęsto I tłumaczy ci on wtedy, że to nic wielkiego przecież Że jak kolo odleciało to na pieszo można lecieć Bo choć forum czasem Milczy, gdy zimowe dni nastają Nasi ludzie mężnie, dzielnie w swoich domach w naszym kraju Pochowani za mapami, tworzą plany różne códa I choć czasem coś nie wyjdzie, trzeba wierzyć że się uda To nie tak ze gdy na forum, postów nie przybywa wcale To się ludzie obrazili, albo poszli gdzieś poszaleć Oni tam zwyczajnie w domach bezustannie niecierpliwi Z utęsknieniem patrzą w okna czy mikołaj już nie przybył Bo kto wie czy już w te święta pod choinką ich zagości Super Wypas karbon rama albo inne wspaniałości W tym okresie świąt zimowych wasz księgowy życzy wam Życzy wam radości wielkiej i tych Karbonowych RAM! napisane dziś w przypływie zimowej nudy - dla wszystkich rowerzystów i rowerzystek nie tylko wymienionych w wierszyku:D Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
c1ach Napisano 20 Grudnia 2010 Udostępnij Napisano 20 Grudnia 2010 Niezłe... Choć dopatrzyłem się błędów w pisowni, ale i tak szacun Mógłbyś spokojnie pisać takie wierszyki do czasopism rowerowych Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
Adam LSTR Napisano 21 Grudnia 2010 Autor Udostępnij Napisano 21 Grudnia 2010 wspólnie z Ecią nanieśliśmy kilka poprawek;D i jest o wiele lepiej:D swoją drogą nie sądziłem że to może się podobać;D Moi drodzy rowerzyści czas zimowy już nam sprzyja W domach waszych wrzawa chaos a rodzinka zgłasza przyjazd! Z nieba sypia się nam śnieżek i na drogach jest gołoledź Gdy ma kto opony słabe, to jak pieprznie – będzie boleć! My się jednak nie troskamy, naszą siłą są rowery One zawsze dają radę to nie z nami te numery! My się zimy nie boimy bo i nie ma przecież czego Z zima sobie poradzimy czas zimowy to nic złego Jakby tu próbować czasem, podsumować roczek cały Ciężko sapie, dysze, stękam bo się wiele tutaj działo Od początku az od stycznia wywrotowo się zaczęło Bo księgowy zamiast jeździć leżał jakby go pogięło. A domiar tego złego zima była śnieżna wielce Wiele ludzi zamiast jeździć, czas spędzało przy butelce. Potem wiosna się zaczęła i rowery poszły żwawiej Wszak to lepiej się położyć nie na lód a huknąć w trawę. Jako że kondycja słaba, cały kwiecień szło opornie Się Ekipa rozkręcała i choć było nie pozornie Majóweczka, choć bez Radka rozpczęła się udanie Była jura i rowery było po kwaterach spanie, A najlepsze z tego było, że znów razem na siodełkach Czas spędziło czworo ludzi i to radość była wielka! Potem zaraz ku smutkowi, ropoczela się sesyjka Się studenty kuć zaczely i się gmatwa historyjka. Każdy za książkami siedział, rower jakby trochę z boku W końcu rower to nie wszystko nawet Adam musiał pokuć! Nagle nie wiadomo kiedy znów wakacje się zaczęły Wiele planów wiele marzeń ciągle przecież coś knujemy. Ale żeby wszystko było w odpowiednim tu porządku Będę mówił po kolei choć nie zawsze od początku Wziął Księgowy swoja lubą, co Agnieszka się nazywa I na rower ja posadził „czas wyprawy szlak nas wzywa!” Aga ucieszona wielce, że wyprawa się zaczęła Spakowała swój tobołek i już na przód popędziła Wpierw od Morza zacząć warto, i tak robią dwa krasnale Czy Agnieszka dała radę? Nie stękała prawie wcale! Dwoje ludzi zakochanych przemierzało województwa Pod opieka Księgowego to był biker i dowódca Przez Pomorskie i Lubuskie, przez pagórki i góreczki Szał to była ta wyprawa, nie obeszło się bez sprzeczki Bo tak czasem w życiu bywa że gdy dwoje ludzi jedzie Jedno ciągle chciało jechać, drugie myśli o obiedzie. I tak sobie wędrowali az od morza wpadli w góry Nie przestali na Jeleniej, pieli się wciąż dalej w chmury Bo Sudety to za mało na Stołowe im się marzy Było ciężko i pod górkę i choć uśmiech znikał z twarzy, Dokończyli swoich planów, ba zdobyli nawet Czechy! I się dwa radują ludki nie ma końca ich uciechy Wszak to wieść jest dobrze znana ze rowery to potega Że gdy ropa idzie w góre i gdy w kraju brak już węgla To na rower zawsze miejsce i kultura nam pozwala Zabrać swoje toboleczki i pomachać gdzies z odda Po wyprawie księgowego obudziły się Pragnienia Radek wstał powiedział BASTA! koniec tego marudzenia I tak z Kasią wyruszyli, choć wyzwanie było wielkie Aby rozwiać wątpliwości i niedomówienia wszelkie. Pokazała Katarzyna że i ona radę daje Że rowerem i bez wprawy można też przemierzać Kraje I nie bacząc na trudności na upały i wzniesienia Pedałując zawsze mężnie, dokonała założenia Radek dumny przeogromnie, ze dziewczyna daje rade Nie poddawał się ni trochę, aby sobą być przykładem Niczym wielki mój juczny, obładowany sakwami Wspinał się mężnie na górki za dnia a odpoczywał nocami Lato szybko się kończyło, a w krwi wciąż się gotowało Ruszył Adam znów w kraj wielki, Bo mu ciągle było mało Biedne dziewczę rozeźlone bo została w domku sama Nie ma z kim pogadać sobie, bo gdzieś popędziło chama. Było ciężko, beznadzieja, co będziemy tu kit wciskać Skoro się we dwóch wybrali, niech dokończą te igrzyska Bo to nic trudnego przecież jak we dwóch się ładnie jedzie Żeby góry polskie nasze, dotrzeć jeszcze po obiedzie Nie jest prawdą ze się dało, dotrzeć tam w dzioneczek cały Wszak jechali aż trzy doby i się przy tym na machali ! Pierwszy dzień to było piekło, żar się z nieba lal bez przerwy Poradzili sobie świetnie, choć na trasie były nerwy Dzień kończyli już w ulewie, burza nadciągała z nieba A Noclegu znikąd, gdy schronienia im potrzeba! Noc mineła bardzo cicho, spali twardo jak kamienie Kiedy rano powstawali ciężkie było przebudzenie Bo ich nogi zakwaszone nic nie chciały współpracować „Jednak Adam trzeba było gdzieś u ludzi przenocować…” Choć na niebie ciemne chmury zwiastowały deszcz i słotę Nikt się tym nie troskał teraz, „ o tym się pomyśli potem” I dzień drugi rozpoczęli droga wciąż się pięła w górę Adam nie wymiekal prawie choć Marcinek dawał w Rure!! Kiedy na podjazdach obaj, sapią dysza nieustannie Z górki Marcin mknął jak strzała a z Adamem było Marnie Nie zaszkodzi trochę wody, kiedy się ta leje z nieba Jednak kiedy jest jej wiele to się u nas zwie „ulewa” Wreszcie finisz gdzieś zawitał i z oddali widać Tamę Adam resztę sił dobywał, a marcinek czyścił ramę. Jeszcze tylko kilka kilo, jeszcze troszkę to już blisko Adam mknie pod górkę żwawo, Marcin wolniej bo jest ślisko! I Solina ich już wita, woda tama nic wielkiego „Było ciężko, w deszczu, żarze ale dokonałem tego!” „Nie ty jeden dokonałeś – śmiał poprawiać mnie Marcinek” „Ja tu także dojechałem i zdobyłem też SOLINĘ!” Niech uwadze wam nie umknie czas w jakim tam dotarliśmy Były to trzy dzionki ciężkie ale wyszło Za######iście! Opowieści moich trudów tu nie kończę oczywiście Przygód w roku było tyle, że się gubię w swojej liście Gdy się dłużej zastanowię nad wszystkimi podbojami To mi głowa pęka z trudu, lepiej to oceńcie sami Bo w tym roku dziwnym trudnym na sam koniec mych wakacji Radek gotów był do jazdy, gotów znów do jakichś akcji! Więc się zebraliśmy szybko nie zastanawiając nadto Gdzie nas pogna wicher w plecy tam potoczym swoje stadko W kilka dni pomysły, wybujały nader wielce Z domu od Agnieszki ruszam i znów szybciej bije serce i choć Nie mam planów i też nie wiem jak się skończy Jedzie ze mną Radek Szogun a z nim nie da się zabłądzić Wyruszamy wcześnie rano, a na liściach jeszcze rosa Aga śpi cichutko sobie nie wyściubia nawet nosa. I gdy mija już południe, kiedy wreszcie bija dzwony Adaś wreszcie dotarł celu, dotarł cały lecz strudzony! Z Radosławem przywitany, reguluje swe ciepłoty „Dystans za mną zacny panie żar wyciska siódme poty! „ „I radośnie na siodełkach już nie sam a pedzę z Radziem To pod Gorkę to znow z gorki powolutku sobie jadziem” Jako ze jak konie stare, znamy się we dwóch bezsprzecznie Nasza podróż żwawa szybka i nie trwała przecież wiecznie I tak ciągle i bez przerwy przez dni trzy jedziemy żwawo Kiedy Radek mówił prosto, Adam go kierował w prawo! Bo dnia ostatniego drogi, żeby nie przedłużać męki Razem z Radkiem rowerami dobijamy kilometry A że sporo nam zostało i że tęskno już do chatki Decyzyjny proces zaszedł czas wyzwania i tułaczki! Bo to jeszcze ponad dwieście do przejazdu pozostało A wiec bez dyskusji większych HOP na raz i się udało! mimo górek i upałów, Mimo wszelkich trudów, znojów Wracam do Zaborza rano, i się wlokę do pokoju Tam Agnieszka ledwo żywa, bo to czwarta była rano Patrzy na mnie trochę krzywa a mi piszczy coś kolano I choć ciężko było wtedy nikt nie mówi , że bolało Kiedy myślę o tym teraz w sumie mi wychodzi Malo… Opowieści swojej snucie wciąż przedłużam nieustannie Lecz nie wina to jest moja, chce opisać to starannie Nie pominę przecież faktu, ani skryje nic przed wami Trzeba mówić jak to było, trzeba wszystko z detalami Bo to potem kto przeczyta i mi tu zarzuci braki Żem wymyślił sobie rower, że tu marazm wkradł się jaki A ja nie zamierzam kłamać co pamiętam zanotuje Radek pewnie to wyłapie i sam lepiej skoryguje. Bo to chłopak jest bez skazy, łeb do trasy ma bezsprzecznie Jak jechałeś na wyczieczke to bez mapy z nim bezpiecznie. Każdą dróżkę każdy kącik zapamięta on dokładnie Nie pominie nawet trawki, ani mrówki w trawie żadnej! Bo gdy w kraju zima trzyma gdy nas śniegiem zasypuje Radek w swym umyśle nowe plany sobie snuje On wymyśla trasy nowe, opracuje te co zwiedził A gdy mówisz zapomniałem on ci mówi „toś już widział” Radek jednak chłopak twardy nie poddaje się trudnościom Nawet gdy mu rower padnie robi tak by być przed ósmą Gdy mu co w rowerze stuka, kiedy przeogromnie trzeszczy On z uśmiechem nikczemnika mówi, że wytrzyma jeszcze! Bo to Radek jest nasz wielki on zwyczajnie ma to gdzieś Zamiast wsadzać kasę w rower woli sobie dobrze zjeść. Po co przecież to naprawiać, skoro koła kręcą ładnie Tu się trzyma daje rade i choć łańcuch czasem spadnie Rower Radka nie zawodzi, lub przynajmniej nie za często A gdy w końcu cos nawali to się chłopak wije gęsto I tłumaczy ci on wtedy, że to nic wielkiego przecież Że jak kolo odleciało to na pieszo można lecieć I choć forum czasem Milczy, gdy zimowe dni nastają Nasi ludzie mężnie, dzielnie w swoich domach w naszym kraju Pochowani za mapami, tworzą plany różne cuda I choć czasem coś nie wyjdzie, trzeba wierzyć że się uda To nie tak ze gdy na forum, postów nie przybywa wcale To się ludzie obrazili, albo poszli gdzieś poszaleć Oni tam zwyczajnie w domach bezustannie niecierpliwi Z utęsknieniem patrzą w okna czy mikołaj już nie przybył Bo kto wie czy już w te święta pod choinką ich zagości Super Wypas karbon rama albo inne wspaniałości W tym okresie świąt zimowych wasz księgowy życzy wam Życzy wam radości wielkiej i tych Karbonowych RAM! nie mogłem usunac Eciu z twojego posta tyk skrzesleń a święta blisko więc wstawiam przedostatnią wersję Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
Ecia Napisano 21 Grudnia 2010 Udostępnij Napisano 21 Grudnia 2010 Spoko, jest dobrze - kilka drobnych poprawek jeszcze zostało do naniesienia, więc jeśli się zgodzisz, wstawię je bezpośrednio w tekst i prześlę Ci ten tekst na PW, żebyś wrzucił Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
Adam LSTR Napisano 22 Grudnia 2010 Autor Udostępnij Napisano 22 Grudnia 2010 ok:D wyślij poprawione do mnie a ja wstawie gotowe i poprawione a reszte po - usuwam postów:D A więc, podsumowując - ostateczna wersja. Spisana przy współudziale i korekcie naszej jakże niezastąpionej Eci:D Wcześniejsze posty swoje co powielały tekst, usunę zostanie post kolegi a pod nim ten oto utwór;D Zaleca się czytanie go gdy na dworze zima trzyma i gdy ida święta a pod choinka leży wielki karbonowy prezent od Specialized;D hehe z pozdrowieniami świątecznym od Księgowego:) Czyli mnie;D Moi drodzy rowerzyści czas zimowy już nam sprzyja W domach waszych wrzawa chaos a rodzinka zgłasza przyjazd! Z nieba sypia się nam śnieżek i na drogach jest gołoledź Gdy ma kto opony słabe, to jak pieprznie – będzie boleć! My się jednak nie troskamy, naszą siłą są rowery One zawsze dają radę, to nie z nami te numery! My się zimy nie boimy, bo i nie ma przecież czego Z zima sobie poradzimy, czas zimowy to nic złego Jakby tu próbować czasem podsumować roczek cały Ciężko sapię, dyszę, stękam, bo się wiele tutaj działo Od początku aż od stycznia wywrotowo się zaczęło Bo księgowy zamiast jeździć leżał jakby go pogięło. A domiar tego złego zima była śnieżna wielce Wielu ludzi zamiast jeździć, czas spędzało przy butelce. Potem wiosna się zaczęła i rowery poszły żwawiej Wszak to lepiej się położyć nie na lód, a huknąć w trawę. Jako że kondycja słaba, cały kwiecień szło opornie Się Ekipa rozkręcała i choć było niepozornie Majóweczka, choć bez Radka, rozpoczęła się udanie Była jura i rowery, było po kwaterach spanie, A najlepsze z tego było, że znów razem na siodełkach Czas spędziło czworo ludzi i to radość była wielka! Potem zaraz ku smutkowi, ropocząła się sesyjka Się studenty kuć zaczęły i się gmatwa historyjka. Każdy za książkami siedział, rower jakby trochę z boku W końcu rower to nie wszystko - nawet Adam musiał pokuć! Nagle nie wiadomo kiedy znów wakacje się zaczęły Wiele planów wiele marzeń ciągle przecież coś knujemy. Ale żeby wszystko było w odpowiednim tu porządku Będę mówił po kolei, choć nie zawsze od początku Wziął Księgowy swoja lubą, co Agnieszka się nazywa I na rower ja posadził: „Czas wyprawy szlak nas wzywa!” Aga ucieszona wielce, że wyprawa się zaczyna Spakowała swój tobołek i już naprzód popędziła Wpierw od Morza zacząć warto, i tak robią dwa krasnale Czy Agnieszka dała radę? Nie stękała prawie wcale! Dwoje ludzi zakochanych przemierzało województwa Pod opieka Księgowego - to był biker i dowódca Przez Pomorskie i Lubuskie, przez pagórki i góreczki Szał to była ta wyprawa, nie obeszło się bez sprzeczki Bo tak czasem w życiu bywa, że gdy dwoje ludzi jedzie Jedno ciągle chciało jechać, drugie myśli o obiedzie. I tak sobie wędrowali aż od morza wpadli w góry Nie przestali na Jeleniej, pięli się wciąż dalej w chmury Bo Sudety to za mało - na Stołowe im się marzy Było ciężko i pod górkę i choć uśmiech znikał z twarzy, Wykonali swoje plany, ba zdobyli nawet Czechy! I się dwa radują ludki, nie ma końca ich uciechy Wszak to wieść jest dobrze znana ze rowery to potęga Że gdy ropa idzie w górę i gdy w kraju brak już węgla To na rower zawsze miejsce i kultura nam pozwala Zabrać swoje tobołeczki i pomachać gdzieś tam z dala Po wyprawie księgowego obudziły się Pragnienia Radek wstał powiedział BASTA! koniec tego marudzenia I tak z Kasią wyruszyli, choć wyzwanie było wielkie Aby rozwiać wątpliwości i niedomówienia wszelkie. Pokazała Katarzyna, że i ona radę daje Że rowerem i bez wprawy można też przemierzać Kraje I nie bacząc na trudności, na upały i wzniesienia Pedałując zawsze mężnie, wykonała założenia Radek dumny przeogromnie, ze dziewczyna daje radę Nie poddawał się ni trochę, aby sobą być przykładem Niczym potężny muł juczny, obładowany sakwami Wspinał się mężnie na górki w dzień, spoczywał zaś nocami Lato szybko się kończyło, a w krwi wciąż się gotowało Ruszył Adam znów w kraj wielki, bo mu ciągle było mało Biedne dziewczę rozeźlone, bo została w domku sama Nie ma z kim pogadać sobie, bo gdzieś popędziło chama. Było ciężko, beznadzieja, co będziemy tu kit wciskać Skoro się we dwóch wybrali, niech dokończą te igrzyska Bo to nic trudnego przecież, jak we dwóch się ładnie jedzie Żeby w góry polskie nasze dotrzeć jeszcze po obiedzie Nie jest prawdą, że się dało dotrzeć tam w dzioneczek cały Wszak jechali aż trzy doby i się przy tym namachali! Pierwszy dzień to było piekło, żar się z nieba lal bez przerwy Poradzili sobie świetnie, choć na trasie były nerwy Dzień kończyli już w ulewie, burza nadciągała z nieba A Noclegu nigdzie nie ma, gdy schronienia im potrzeba! Noc minęła bardzo cicho, spali twardo jak kamienie Kiedy rano powstawali, ciężkie było przebudzenie Bo ich nogi zakwaszone nic nie chciały współpracować „Jednak, Adam, trzeba było gdzieś u ludzi przenocować…” Choć na niebie ciemne chmury zwiastowały deszcz i słotę Nikt się tym nie troskał teraz - „O tym się pomyśli potem” I dzień drugi rozpoczęli, droga wciąż się pięła w górę Adam nie wymiękał prawie choć Marcinek dawał w Rure!! Kiedy na podjazdach obaj sapią, dysza nieustannie Z górki Marcin mknął jak strzała a z Adamem było marnie Nie zaszkodzi trochę wody, kiedy się ta leje z nieba Jednak kiedy jest jej wiele to się u nas zwie „ulewa” Wreszcie finisz gdzieś zawitał i z oddali widać Tamę Adam resztek sił dobywał,a Marcinek czyścił ramę. Jeszcze tylko kilka kilo, jeszcze troszkę, to już blisko Adam mknie pod górkę żwawo, Marcin wolniej, bo jest ślisko! I Solina ich już wita: woda, tama - nic wielkiego „Było ciężko, w deszczu, żarze, ale dokonałem tego!” „Nie ty jeden dokonałeś – śmiał poprawiać mnie Marcinek „Ja tu także dojechałem i zdobyłem też SOLINĘ!” Miejcie jednak na uwadze czas w jakim tam dotarliśmy Były to trzy dzionki ciężkie, ale wyszło Za######iście! Opowieści moich trudów tu nie kończę oczywiście Przygód w roku było tyle, że się gubię w swojej liście Gdy się dłużej zastanowię nad wszystkimi podbojami To mi głowa pęka z trudu, lepiej to oceńcie sami Bo w tym roku dziwnym, trudnym na sam koniec mych wakacji Radek gotów był do jazdy, gotów znów do jakichś akcji! Więc się zebraliśmy szybko nie zastanawiając nadto Gdzie nas pogna wicher w plecy, tam potoczym swoje stadko W kilka dni nowe pomysły wybujały nader wielce Z domu od Agnieszki ruszam i znów szybciej bije serce I choć nie mam wstępnych planów i nie wiem też, jak się skończy Jedzie ze mną Radek Szogun, a z nim nie da się zabłądzić Wyruszamy wcześnie rano, a na liściach jeszcze rosa Aga śpi cichutko sobie, nie wyściubia nawet nosa. I gdy mija już południe, kiedy wreszcie bija dzwony Adaś wreszcie jest u celu, dotarł cały, lecz strudzony! Z Radosławem przywitany, reguluje swe ciepłoty „Dystans za mną, zacny panie, żar wyciska siódme poty! „ I radośnie na siodełkach już nie sam, a pędzę z Radziem To pod górkę to znów z górki powolutku sobie jadziem Jako ze jak konie stare znamy się we dwóch bezsprzecznie Nasza podróż żwawa, szybka i nie trwała przecież wiecznie I tak ciągle i bez przerwy przez dni trzy jedziemy żwawo Kiedy Radek mówił: "Prosto", Adam go kierował w prawo! Bo dnia ostatniego drogi, żeby nie przedłużać męki Razem z Radkiem rowerami dobijamy kilometry A że sporo nam zostało i że tęskno już do chatki Decyzyjny proces zaszedł, czas wyzwania i tułaczki! Bo to jeszcze ponad dwieście do przejazdu pozostało A wiec bez dyskusji większych - HOP na raz i się udało! Mimo górek i upałów, mimo wszelkich trudów, znojów Wracam do Zaborza rano i się wlokę do pokoju Tam Agnieszka ledwo żywa, bo to czwarta była rano Patrzy na mnie trochę krzywo, a mi piszczy coś kolano I choć ciężko było wtedy, nikt nie mówi, że bolało Kiedy myślę o tym teraz w sumie mi wychodzi Mało… Opowieści swojej snucie wciąż przedłużam nieustannie Lecz nie wina to jest moja, chce opisać to starannie Nie pominę przecież faktu i nie skryję nic przed wami Trzeba mówić jak to było, trzeba wszystko z detalami Bo to potem kto przeczyta i mi tu zarzuci braki Żem wymyślił sobie rower, że tu marazm wkradł się jaki A ja nie zamierzam kłamać - co pamiętam, zanotuję Radek pewnie to wyłapie i sam jeszcze skoryguje. Bo to chłopak jest bez skazy, łeb do trasy ma bezsprzecznie Jak jechałeś na wycieczkę, to bez mapy z nim bezpiecznie. Każdą dróżkę, każdy kącik zapamięta on dokładnie Nie pominie nawet trawki ani mrówki w trawie żadnej! Bo gdy w kraju zima trzyma, gdy nas śniegiem zasypuje Radek już w swoim umyśle nowe plany sobie snuje On wymyśla trasy nowe, opracuje te zwiedzone A gdy mówisz: "Zapomniałem" - on mówi: „To zaliczone!” Radek jednak chłopak twardy nie daje się komplikacjom Nawet gdy mu rower padnie, stara się być przed kolacją Gdy mu co w rowerze stuka, kiedy przeogromnie trzeszczy On z uśmiechem nikczemnika mówi, że wytrzyma jeszcze! Bo to Radek jest nasz wielki, on zwyczajnie ma to gdzieś Zamiast wsadzać kasę w rower, woli sobie dobrze zjeść. Po co przecież to naprawiać, gdy się koła kręcą ładnie Jeszcze działa, daje radę i choć łańcuch czasem spadnie Rower Radka nie zawodzi lub przynajmniej nie za często A gdy w końcu coś nawali, to się chłopak wije gęsto I tłumaczy ci on wtedy, że to nic wielkiego przecież Że jak koło odleciało, to na pieszo można lecieć I choć forum czasem milczy, gdy zimowe dni nastają Nasi ludzie mężnie, dzielnie w swoich domach w naszym kraju Pochowani za mapami, tworzą plany, różne cuda I choć czasem coś nie wyjdzie, trzeba wierzyć że się uda To nie tak, że gdy na forum postów nie przybywa wcale To się ludzie obrazili albo poszli gdzieś poszaleć Oni tam zwyczajnie w domach bezustannie niecierpliwi Z utęsknieniem patrzą w okna, czy mikołaj już nie przybył Bo kto wie, może w te święta pod choinką ich zagości Super Wypas karbon rama albo inne wspaniałości W tym okresie świąt zimowych wasz księgowy życzy wam Życzy wam radości wielkiej i tych Karbonowych RAM! Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
Ecia Napisano 23 Grudnia 2010 Udostępnij Napisano 23 Grudnia 2010 Dodam, że moje poprawki obejmowały głównie interpunkcję (gdzieniegdzie), wygładzenie niektórych sformułowań gramatycznych oraz - to już sporadycznie - poprawienie rymu na bardziej dokładny. Starałam się jak najmniej ingerować w samą treść, wyznając zasadę, że to autor wie najlepiej, co i jak chciał powiedzieć . A tu jeszcze ode mnie - dodatek nadzwyczajny : Kiedy aura nieprzychylna dobry humor nam odbiera, zawsze miło wejść na forum i poczytać o rowerach. Lecz uwaga! "Mazowieckie" to dziś strefa zagrożona: tutaj Adam pisze wiersze, więc ze śmiechu można skonać! Ale co tam - niechaj pisze, niechaj nie przestaje wcale, bo po prostu, no niestety, moi mili... on ma talent! Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
Adam LSTR Napisano 26 Grudnia 2010 Autor Udostępnij Napisano 26 Grudnia 2010 Nie wychwalaj moja miła moich tu talentów słownych wszak dokoła tutaj przecież mnóstwo ludzi siedzi zdolnych co nie tylko na rowerach, ale także w piśmiennictwie wiodą prym i pewnie każdy miał praktyki w wydawnictwie To nie ważne że rowery dosiadają karbonowe każdy prężnie w domu swoim umie pewnie władać słowem! Tylko z lęku lub ze wstydu że ich ludzie czytać zaczną Pisza skrzętnie do szuflady swoją twórczość jakże zacną Bo od dziś wiadomo przecież że bikerzy to elita Że nie tylko sam Mickiewicz pisze wiersze no i czyta My się także tu liczymy w tej dziedzinie literackiej A że Eci dobrze idzie, gdy ja skończę ona zacznie I tak oto rozpoczniemy nowy watek literacki O rowerach i nie tylko niech się Chowa sam Słowacki On nie śmigał na rowerze, może właśnie tu przyczyna Że miast pisać o rowerach wyszła mu ta Balladyna Nie zwlekajcie moi mili i nie traćcie czasu teraz Przyszedł wreszcie czas i na was trzeba pisać o rowerach! PS czy ktoś poza Ecią podejmie wyzwanie? Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
Rekomendowane odpowiedzi
Zarchiwizowany
Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.