Skocz do zawartości

[twórczość] O rowerach i nie tylko:)


Adam LSTR

Rekomendowane odpowiedzi

Moi drodzy rowerzyści czas zimowy już nam sprzyja

W domach waszych wrzawa chaos a rodzinka zgłasza przyjazd!

Z nieba sypia się nam śnieżek i na drogach jest gołoledź

Gdy ma kto opony słabe, to jak pieprznie – będzie boleć!

My się jednak nie troskamy, naszą siłą są rowery

One zawsze dają radę to nie z nami te numery!

My się zimy nie boimy bo i nie ma przecież czego

Z zima sobie poradzimy czas zimowy to nic złego

Jakby tu próbować czasem, podsumować roczek cały

Ciężko sapie, dysze, stękam bo się wiele tutaj działo

Od początku az od stycznia wywrotowo się zaczęło

Bo księgowy zamiast jeździć leżał jakby go pogięło.

A domiar tego złego zima była śnieżna wielce

Wiele ludzi zamiast jeździć, czas spędzało przy butelce.

Potem wiosna się zaczęła i rowery poszły żwawiej

Wszak to lepiej się położyć nie na lód a huknąć w trawę.

Jako że kondycja słaba, cały kwiecień szło opornie

Się Ekipa rozkręcała i choć było nie pozornie

Majóweczka, choć bez Radka rozpczęła się udanie

Była jura i rowery było po kwaterach spanie,

A najlepsze z tego było, że znów razem na siodełkach

Czas spędziło czworo ludzi i to radość była wielka!

Potem zaraz ku smutkowi, ropoczela się sesyjka

Się studenty kuć zaczely i się gmatwa historyjka.

Każdy za książkami siedział, rower jakby trochę z boku

W końcu rower to nie wszystko nawet Adam musiał pokuć!

Nagle nie wiadomo kiedy znów wakacje się zaczęły

Wiele planów wiele marzeń ciągle przecież coś knujemy.

Ale żeby wszystko było w odpowiednim tu porządku

Będę mówił po kolei choć nie zawsze od początku

 

Wziął Księgowy swoja lubą, co Agnieszka się nazywa

I na rower ja posadził „czas wyprawy moja miła!”

Aga ucieszona wielce, że wyprawa się zaczyna

Spakowała swój tobołek i już na przód się wyrywa

Wpierw od Morza zacząć warto, i tak robia dwa krasnale

Czy Agnieszka dała radę? Nie stękała prawie wcale!

Dwoje ludzi zakochanych przemierzało województwa

Pod opieka Księgowego to był tej wyprawy stwórca!

Przez Pomorskie i Lubuskie, przez przez pagórki i równiny

Szał to była ta wyprawa i nie jedni się dziwili.

„Jakto – mówią – ty kobieta dałaś rade tak daleko?”

„Wszystko było łatwe chociaż dużo było tego”

I tak sobie wędrowali az od morza wpadli w góry

Nie przestali na Jeleniej, pieli się wciąż dalej w chmury

Bo Sudety to za mało na stołowe im się marzy

Było ciezko i pod górke i choc uśmiech znikal z twarzy,

Dokończyli swoich planów, ba zdobyli nawet Czechy!

I się dwa radują ludki a facjata im się cieszy

 

Po wyprawie księgowego obudziły się Pragnienia

Radek wstał powiedział – KONIEC czas na rower nie ma przebacz!

I tak z Kasią wyruszyli, choć wyzwanie było wielkie

Aby rozwiać wątpliwości i niedomówienia wszelkie

Pokazała Katarzyna że i ona radę daje

Że rowerem i bez wprawy można też przemierzać Kraje

I nie bacząc na trudności na upały i wzniesienia

Pedałując zawsze mężnie, dokonała założenia

Radek dumny przeogromnie, ze dziewczyna daje rade

Nie poddawał się ni trochę aby sobą być przykładem

Niczym wielki mój juczny, obładowany sakwami

Wspinał się mężnie na górki za dnia a odpoczywał nocami

 

Lato zbyt szybko się kończy, a w krwi wciąż się gotowało

Wziął Adam Rowerek ,Marcina i zniknal w oddali.

Biedna Agnieszka została w domku sama

Nie ma z kim pogadać znów na rower wywiało Adama

A nie tęgie zadanie postawił chłopak za cel podróży swojej

Dotrzeć w Bieszczady w 3 dni, chyba nie mogło być gorzej.

Lecz nie było tak łatwo i nie wszystko Szlo gładko!

Już rowery gotowe już zebrane w warszawie stadko

Pożegnań wielkich nie było, Aga do pracy wracała

Adam i Marcin ruszyli a noga znów podawała

Dzień pierwszy wyzwania spędzili w upale

Żar lal się z nieba bez końca i nie przestawał wcale

Mknęli na południe szaleńcy nie strudzeni

Droga była daleka a wiatr jak na złość się zmienił

Dzień kończyli w ulewie, burza nadciągała z nieba

Noclegu znikąd u ludzi a schronienia potrzeba!

Gdy wreszcie w namiocie pousypiali w spokoju

Nie spostrzegli gdy nastał świt i znów ruszyli do boju

 

Drugiego dnia zmagań rowery mknęły już w deszczu

Jednak nikt się nie poddawał bo powiedzą żeś Leszczu!

Z płaskiego nagle zrobiły się góry,

deszcz nie przestaje a człek jakiś ponury.

Jeszcze jeden dzionek jeszcze jakaś setka przed nami

Nie poddamy się aurze pokonamy ja SAMI!!

Wrzeszczcie z utęsknieniem z radością na zmokniętej twarzy

Z chmur wylania się cel „Marcin SOLINA przed nami!!!!!”

I tak wywlekli się na szczyt zbiornika w Bieszczadach

„Stary żyjesz? – pytam – Bo ja powoli padam…”

I gdy cel osiągnęli zdobyli Solinę! Ich drogi się rozeszły

Adam wsiadł w pociąg do domu a Marcin jeszcze się wietrzył

Nie ulega jednak wątpliwości niezaprzeczalny jest ten fakt

Adam i Marcin w 3 dni dotarli do Bieszczad!

 

 

 

Opowieści moich na tym zdarzeniu nie kończę oczywiście

Przygód tego roku było tyle, że zwyczajnie musze chwile pomyśleć

Gdy się dłużej zastanowię nad wszystkimi podbojami z siodełka

Od razu wpada mi do Glowy kolejna wyprawa wcale nie licha a WIELKA!

Gdy ludzie rozmarzeni wspominali swe przeszłości i zdobycze

Adam i Radek znow na szlaku „ a co bedziem się byczyć”

W kilka dni pomysły na wycieczkę wybujały nader wielce

Z domu od Agnieszki wyruszam w świat i znów szybciej bije mi serce

i choć Nie mam planów i też nie wiem jak się skończy

Jedzie ze mną Radek Szogun a z nim nie da się zabłądzić

Wyruszamy wcześnie rano, a na liściach jeszcze rosa

Aga śpi cichutko sobie nie wyściubia nawet nosa.

I gdy mija już południe kiedy wreszcie bija dzwony

Adaś wreszcie dotarl celu, dotarł cały lecz strudzony!

Z Radosławem przywitany, reguluje swe ciepłoty

„Dystans za mną zacny panie żar wyciska siódme poty! „

I radośnie na siodełkach już nie sam a pędzie z Radziem

To pod Gorkę to znow z gorki powolutku sobie jadziem

Jako ze jak konie stare, znamy się we dwóch bezsprzecznie

Nasza podróż żwawa szybka i nie trwała przecież wiecznie

I tak ciągle i bez przerwy przez dni trzy jedziemy żwawo

Kiedy Radek mówił prosto, Adam go kierował w prawo!

mimo górek i upałów, Mimo wszelkich trudów, znojów

Wracam do Zaborza rano, i się wlokę do pokoju

Tam Agnieszka ledwo żywa, bo to czwarta była rano

Patrzy na mnie troche krzywa i podaje mi swe ramię

I choć ciężko było wtedy nikt nie mówi , że bolało

Kiedy mysle o tym teraz w sumie mi wychodzi mialo…

 

Opowieści swojej snucie wciąż przedłużam nieustannie

Lecz nie wina to jest moja, chce opisać to starannie

Nie pomine przecież faktu, ani skryje nic przed wami

Trzeba mowić jak to było trzeba wszystko z detalami

Bo to potem kto przeczyta i mi tu zarzuci braki

Żem wymyślił sobie rower, że tu marazm wkradł się jaki

A ja nie zamierzam klamac co pamiętam zanotuje

Radek pewnie to wyłapie i sam lepiej skoryguje.

Bo to chłopak jest bez skazy, łeb do trasy ma bezsprzecznie

Jak jechałeś na wyczieczke to bez mapy z nim bezpiecznie.

Każdą dróżkę każdy kącik zapamięta on dokładnie

Nie pominie nawet trawki, ani mrówki w trawie żadnej!

Bo gdy w kraju zima trzyma gdy nas śniegiem zasypuje

Radek w swym umyśle nowe plany sobie snuje

On wymyśla trasy nowe, opracuje te co zwiedził

A gdy mówisz zapomniałem on ci mówi „toś już widział”

Radek jednak chłopak twardy nie poddaje się trudnościom

Nwet gdy mu rower padnie robi tak by być przed ósmą

Gdy mu co w rowerze stuka, kiedy przeogromnie trzeszczy

On z uśmiechem nikczemnika mówi, że wytrzyma jeszcze!

Bo to Radek jest nasz wielki on zwyczajnie ma to gdzieś

Zamiast wsadzać kasę w rower woli sobie dobrze zjeść.

Po co przecież to naprawiać, skoro koła kręcą ładnie

Tu się trzyma daje rade i choć łańcuch czasem spadnie

Rower Radka nie zawodzi, lub przynajmniej nie za często

A gdy w końcu cos nawali to się chłopak wije gęsto

I tłumaczy ci on wtedy, że to nic wielkiego przecież

Że jak kolo odleciało to na pieszo można lecieć

 

Bo choć forum czasem Milczy, gdy zimowe dni nastają

Nasi ludzie mężnie, dzielnie w swoich domach w naszym kraju

Pochowani za mapami, tworzą plany różne códa

I choć czasem coś nie wyjdzie, trzeba wierzyć że się uda

To nie tak ze gdy na forum, postów nie przybywa wcale

To się ludzie obrazili, albo poszli gdzieś poszaleć

Oni tam zwyczajnie w domach bezustannie niecierpliwi

Z utęsknieniem patrzą w okna czy mikołaj już nie przybył

Bo kto wie czy już w te święta pod choinką ich zagości

Super Wypas karbon rama albo inne wspaniałości

W tym okresie świąt zimowych wasz księgowy życzy wam

Życzy wam radości wielkiej i tych Karbonowych RAM!

 

 

 

 

napisane dziś w przypływie zimowej nudy - dla wszystkich rowerzystów i rowerzystek nie tylko wymienionych w wierszyku:D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

wspólnie z Ecią nanieśliśmy kilka poprawek;D i jest o wiele lepiej:D

 

swoją drogą nie sądziłem że to może się podobać;D

 

 

Moi drodzy rowerzyści czas zimowy już nam sprzyja

W domach waszych wrzawa chaos a rodzinka zgłasza przyjazd!

Z nieba sypia się nam śnieżek i na drogach jest gołoledź

Gdy ma kto opony słabe, to jak pieprznie – będzie boleć!

My się jednak nie troskamy, naszą siłą są rowery

One zawsze dają radę to nie z nami te numery!

My się zimy nie boimy bo i nie ma przecież czego

Z zima sobie poradzimy czas zimowy to nic złego

Jakby tu próbować czasem, podsumować roczek cały

Ciężko sapie, dysze, stękam bo się wiele tutaj działo

Od początku az od stycznia wywrotowo się zaczęło

Bo księgowy zamiast jeździć leżał jakby go pogięło.

A domiar tego złego zima była śnieżna wielce

Wiele ludzi zamiast jeździć, czas spędzało przy butelce.

Potem wiosna się zaczęła i rowery poszły żwawiej

Wszak to lepiej się położyć nie na lód a huknąć w trawę.

Jako że kondycja słaba, cały kwiecień szło opornie

Się Ekipa rozkręcała i choć było nie pozornie

Majóweczka, choć bez Radka rozpczęła się udanie

Była jura i rowery było po kwaterach spanie,

A najlepsze z tego było, że znów razem na siodełkach

Czas spędziło czworo ludzi i to radość była wielka!

Potem zaraz ku smutkowi, ropoczela się sesyjka

Się studenty kuć zaczely i się gmatwa historyjka.

Każdy za książkami siedział, rower jakby trochę z boku

W końcu rower to nie wszystko nawet Adam musiał pokuć!

Nagle nie wiadomo kiedy znów wakacje się zaczęły

Wiele planów wiele marzeń ciągle przecież coś knujemy.

Ale żeby wszystko było w odpowiednim tu porządku

Będę mówił po kolei choć nie zawsze od początku

 

Wziął Księgowy swoja lubą, co Agnieszka się nazywa

I na rower ja posadził „czas wyprawy szlak nas wzywa!”

Aga ucieszona wielce, że wyprawa się zaczęła

Spakowała swój tobołek i już na przód popędziła

Wpierw od Morza zacząć warto, i tak robią dwa krasnale

Czy Agnieszka dała radę? Nie stękała prawie wcale!

Dwoje ludzi zakochanych przemierzało województwa

Pod opieka Księgowego to był biker i dowódca

Przez Pomorskie i Lubuskie, przez pagórki i góreczki

Szał to była ta wyprawa, nie obeszło się bez sprzeczki

Bo tak czasem w życiu bywa że gdy dwoje ludzi jedzie

Jedno ciągle chciało jechać, drugie myśli o obiedzie.

I tak sobie wędrowali az od morza wpadli w góry

Nie przestali na Jeleniej, pieli się wciąż dalej w chmury

Bo Sudety to za mało na Stołowe im się marzy

Było ciężko i pod górkę i choć uśmiech znikał z twarzy,

Dokończyli swoich planów, ba zdobyli nawet Czechy!

I się dwa radują ludki nie ma końca ich uciechy

Wszak to wieść jest dobrze znana ze rowery to potega

Że gdy ropa idzie w góre i gdy w kraju brak już węgla

To na rower zawsze miejsce i kultura nam pozwala

Zabrać swoje toboleczki i pomachać gdzies z odda

 

Po wyprawie księgowego obudziły się Pragnienia

Radek wstał powiedział BASTA! koniec tego marudzenia

I tak z Kasią wyruszyli, choć wyzwanie było wielkie

Aby rozwiać wątpliwości i niedomówienia wszelkie.

Pokazała Katarzyna że i ona radę daje

Że rowerem i bez wprawy można też przemierzać Kraje

I nie bacząc na trudności na upały i wzniesienia

Pedałując zawsze mężnie, dokonała założenia

Radek dumny przeogromnie, ze dziewczyna daje rade

Nie poddawał się ni trochę, aby sobą być przykładem

Niczym wielki mój juczny, obładowany sakwami

Wspinał się mężnie na górki za dnia a odpoczywał nocami

 

Lato szybko się kończyło, a w krwi wciąż się gotowało

Ruszył Adam znów w kraj wielki, Bo mu ciągle było mało

Biedne dziewczę rozeźlone bo została w domku sama

Nie ma z kim pogadać sobie, bo gdzieś popędziło chama.

Było ciężko, beznadzieja, co będziemy tu kit wciskać

Skoro się we dwóch wybrali, niech dokończą te igrzyska

Bo to nic trudnego przecież jak we dwóch się ładnie jedzie

Żeby góry polskie nasze, dotrzeć jeszcze po obiedzie

Nie jest prawdą ze się dało, dotrzeć tam w dzioneczek cały

Wszak jechali aż trzy doby i się przy tym na machali !

Pierwszy dzień to było piekło, żar się z nieba lal bez przerwy

Poradzili sobie świetnie, choć na trasie były nerwy

Dzień kończyli już w ulewie, burza nadciągała z nieba

A Noclegu znikąd, gdy schronienia im potrzeba!

Noc mineła bardzo cicho, spali twardo jak kamienie

Kiedy rano powstawali ciężkie było przebudzenie

Bo ich nogi zakwaszone nic nie chciały współpracować

„Jednak Adam trzeba było gdzieś u ludzi przenocować…”

Choć na niebie ciemne chmury zwiastowały deszcz i słotę

Nikt się tym nie troskał teraz, „ o tym się pomyśli potem”

I dzień drugi rozpoczęli droga wciąż się pięła w górę

Adam nie wymiekal prawie choć Marcinek dawał w Rure!!

Kiedy na podjazdach obaj, sapią dysza nieustannie

Z górki Marcin mknął jak strzała a z Adamem było Marnie

Nie zaszkodzi trochę wody, kiedy się ta leje z nieba

Jednak kiedy jest jej wiele to się u nas zwie „ulewa”

Wreszcie finisz gdzieś zawitał i z oddali widać Tamę

Adam resztę sił dobywał, a marcinek czyścił ramę.

Jeszcze tylko kilka kilo, jeszcze troszkę to już blisko

Adam mknie pod górkę żwawo, Marcin wolniej bo jest ślisko!

I Solina ich już wita, woda tama nic wielkiego

„Było ciężko, w deszczu, żarze ale dokonałem tego!”

„Nie ty jeden dokonałeś – śmiał poprawiać mnie Marcinek”

„Ja tu także dojechałem i zdobyłem też SOLINĘ!”

Niech uwadze wam nie umknie czas w jakim tam dotarliśmy

Były to trzy dzionki ciężkie ale wyszło Za######iście!

 

 

Opowieści moich trudów tu nie kończę oczywiście

Przygód w roku było tyle, że się gubię w swojej liście

Gdy się dłużej zastanowię nad wszystkimi podbojami

To mi głowa pęka z trudu, lepiej to oceńcie sami

Bo w tym roku dziwnym trudnym na sam koniec mych wakacji

Radek gotów był do jazdy, gotów znów do jakichś akcji!

Więc się zebraliśmy szybko nie zastanawiając nadto

Gdzie nas pogna wicher w plecy tam potoczym swoje stadko

W kilka dni pomysły, wybujały nader wielce

Z domu od Agnieszki ruszam i znów szybciej bije serce

i choć Nie mam planów i też nie wiem jak się skończy

Jedzie ze mną Radek Szogun a z nim nie da się zabłądzić

Wyruszamy wcześnie rano, a na liściach jeszcze rosa

Aga śpi cichutko sobie nie wyściubia nawet nosa.

I gdy mija już południe, kiedy wreszcie bija dzwony

Adaś wreszcie dotarł celu, dotarł cały lecz strudzony!

Z Radosławem przywitany, reguluje swe ciepłoty

„Dystans za mną zacny panie żar wyciska siódme poty! „

„I radośnie na siodełkach już nie sam a pedzę z Radziem

To pod Gorkę to znow z gorki powolutku sobie jadziem”

Jako ze jak konie stare, znamy się we dwóch bezsprzecznie

Nasza podróż żwawa szybka i nie trwała przecież wiecznie

I tak ciągle i bez przerwy przez dni trzy jedziemy żwawo

Kiedy Radek mówił prosto, Adam go kierował w prawo!

Bo dnia ostatniego drogi, żeby nie przedłużać męki

Razem z Radkiem rowerami dobijamy kilometry

A że sporo nam zostało i że tęskno już do chatki

Decyzyjny proces zaszedł czas wyzwania i tułaczki!

Bo to jeszcze ponad dwieście do przejazdu pozostało

A wiec bez dyskusji większych HOP na raz i się udało!

mimo górek i upałów, Mimo wszelkich trudów, znojów

Wracam do Zaborza rano, i się wlokę do pokoju

Tam Agnieszka ledwo żywa, bo to czwarta była rano

Patrzy na mnie trochę krzywa a mi piszczy coś kolano

 

I choć ciężko było wtedy nikt nie mówi , że bolało

Kiedy myślę o tym teraz w sumie mi wychodzi Malo…

 

Opowieści swojej snucie wciąż przedłużam nieustannie

Lecz nie wina to jest moja, chce opisać to starannie

Nie pominę przecież faktu, ani skryje nic przed wami

Trzeba mówić jak to było, trzeba wszystko z detalami

Bo to potem kto przeczyta i mi tu zarzuci braki

Żem wymyślił sobie rower, że tu marazm wkradł się jaki

A ja nie zamierzam kłamać co pamiętam zanotuje

Radek pewnie to wyłapie i sam lepiej skoryguje.

Bo to chłopak jest bez skazy, łeb do trasy ma bezsprzecznie

Jak jechałeś na wyczieczke to bez mapy z nim bezpiecznie.

Każdą dróżkę każdy kącik zapamięta on dokładnie

Nie pominie nawet trawki, ani mrówki w trawie żadnej!

Bo gdy w kraju zima trzyma gdy nas śniegiem zasypuje

Radek w swym umyśle nowe plany sobie snuje

On wymyśla trasy nowe, opracuje te co zwiedził

A gdy mówisz zapomniałem on ci mówi „toś już widział”

Radek jednak chłopak twardy nie poddaje się trudnościom

Nawet gdy mu rower padnie robi tak by być przed ósmą

Gdy mu co w rowerze stuka, kiedy przeogromnie trzeszczy

On z uśmiechem nikczemnika mówi, że wytrzyma jeszcze!

Bo to Radek jest nasz wielki on zwyczajnie ma to gdzieś

Zamiast wsadzać kasę w rower woli sobie dobrze zjeść.

Po co przecież to naprawiać, skoro koła kręcą ładnie

Tu się trzyma daje rade i choć łańcuch czasem spadnie

Rower Radka nie zawodzi, lub przynajmniej nie za często

A gdy w końcu cos nawali to się chłopak wije gęsto

I tłumaczy ci on wtedy, że to nic wielkiego przecież

Że jak kolo odleciało to na pieszo można lecieć

 

I choć forum czasem Milczy, gdy zimowe dni nastają

Nasi ludzie mężnie, dzielnie w swoich domach w naszym kraju

Pochowani za mapami, tworzą plany różne cuda

I choć czasem coś nie wyjdzie, trzeba wierzyć że się uda

To nie tak ze gdy na forum, postów nie przybywa wcale

To się ludzie obrazili, albo poszli gdzieś poszaleć

Oni tam zwyczajnie w domach bezustannie niecierpliwi

Z utęsknieniem patrzą w okna czy mikołaj już nie przybył

Bo kto wie czy już w te święta pod choinką ich zagości

Super Wypas karbon rama albo inne wspaniałości

W tym okresie świąt zimowych wasz księgowy życzy wam

Życzy wam radości wielkiej i tych Karbonowych RAM!

 

 

 

nie mogłem usunac Eciu z twojego posta tyk skrzesleń a święta blisko więc wstawiam przedostatnią wersję-_-

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

ok:D wyślij poprawione do mnie a ja wstawie gotowe i poprawione a reszte po - usuwam postów:D

 

A więc, podsumowując - ostateczna wersja. Spisana przy współudziale i korekcie naszej jakże niezastąpionej Eci:D Wcześniejsze posty swoje co powielały tekst, usunę zostanie post kolegi a pod nim ten oto utwór;D

Zaleca się czytanie go gdy na dworze zima trzyma i gdy ida święta a pod choinka leży wielki karbonowy prezent od Specialized;D hehe z pozdrowieniami świątecznym od Księgowego:) Czyli mnie;D

 

 

Moi drodzy rowerzyści czas zimowy już nam sprzyja

W domach waszych wrzawa chaos a rodzinka zgłasza przyjazd!

Z nieba sypia się nam śnieżek i na drogach jest gołoledź

Gdy ma kto opony słabe, to jak pieprznie – będzie boleć!

My się jednak nie troskamy, naszą siłą są rowery

One zawsze dają radę, to nie z nami te numery!

My się zimy nie boimy, bo i nie ma przecież czego

Z zima sobie poradzimy, czas zimowy to nic złego

Jakby tu próbować czasem podsumować roczek cały

Ciężko sapię, dyszę, stękam, bo się wiele tutaj działo

Od początku aż od stycznia wywrotowo się zaczęło

Bo księgowy zamiast jeździć leżał jakby go pogięło.

A domiar tego złego zima była śnieżna wielce

Wielu ludzi zamiast jeździć, czas spędzało przy butelce.

Potem wiosna się zaczęła i rowery poszły żwawiej

Wszak to lepiej się położyć nie na lód, a huknąć w trawę.

Jako że kondycja słaba, cały kwiecień szło opornie

Się Ekipa rozkręcała i choć było niepozornie

Majóweczka, choć bez Radka, rozpoczęła się udanie

Była jura i rowery, było po kwaterach spanie,

A najlepsze z tego było, że znów razem na siodełkach

Czas spędziło czworo ludzi i to radość była wielka!

Potem zaraz ku smutkowi, ropocząła się sesyjka

Się studenty kuć zaczęły i się gmatwa historyjka.

Każdy za książkami siedział, rower jakby trochę z boku

W końcu rower to nie wszystko - nawet Adam musiał pokuć!

Nagle nie wiadomo kiedy znów wakacje się zaczęły

Wiele planów wiele marzeń ciągle przecież coś knujemy.

Ale żeby wszystko było w odpowiednim tu porządku

Będę mówił po kolei, choć nie zawsze od początku

 

Wziął Księgowy swoja lubą, co Agnieszka się nazywa

I na rower ja posadził: „Czas wyprawy szlak nas wzywa!”

Aga ucieszona wielce, że wyprawa się zaczyna

Spakowała swój tobołek i już naprzód popędziła

Wpierw od Morza zacząć warto, i tak robią dwa krasnale

Czy Agnieszka dała radę? Nie stękała prawie wcale!

Dwoje ludzi zakochanych przemierzało województwa

Pod opieka Księgowego - to był biker i dowódca

Przez Pomorskie i Lubuskie, przez pagórki i góreczki

Szał to była ta wyprawa, nie obeszło się bez sprzeczki

Bo tak czasem w życiu bywa, że gdy dwoje ludzi jedzie

Jedno ciągle chciało jechać, drugie myśli o obiedzie.

I tak sobie wędrowali aż od morza wpadli w góry

Nie przestali na Jeleniej, pięli się wciąż dalej w chmury

Bo Sudety to za mało - na Stołowe im się marzy

Było ciężko i pod górkę i choć uśmiech znikał z twarzy,

Wykonali swoje plany, ba zdobyli nawet Czechy!

I się dwa radują ludki, nie ma końca ich uciechy

Wszak to wieść jest dobrze znana ze rowery to potęga

Że gdy ropa idzie w górę i gdy w kraju brak już węgla

To na rower zawsze miejsce i kultura nam pozwala

Zabrać swoje tobołeczki i pomachać gdzieś tam z dala

 

Po wyprawie księgowego obudziły się Pragnienia

Radek wstał powiedział BASTA! koniec tego marudzenia

I tak z Kasią wyruszyli, choć wyzwanie było wielkie

Aby rozwiać wątpliwości i niedomówienia wszelkie.

Pokazała Katarzyna, że i ona radę daje

Że rowerem i bez wprawy można też przemierzać Kraje

I nie bacząc na trudności, na upały i wzniesienia

Pedałując zawsze mężnie, wykonała założenia

Radek dumny przeogromnie, ze dziewczyna daje radę

Nie poddawał się ni trochę, aby sobą być przykładem

Niczym potężny muł juczny, obładowany sakwami

Wspinał się mężnie na górki w dzień, spoczywał zaś nocami

 

Lato szybko się kończyło, a w krwi wciąż się gotowało

Ruszył Adam znów w kraj wielki, bo mu ciągle było mało

Biedne dziewczę rozeźlone, bo została w domku sama

Nie ma z kim pogadać sobie, bo gdzieś popędziło chama.

Było ciężko, beznadzieja, co będziemy tu kit wciskać

Skoro się we dwóch wybrali, niech dokończą te igrzyska

Bo to nic trudnego przecież, jak we dwóch się ładnie jedzie

Żeby w góry polskie nasze dotrzeć jeszcze po obiedzie

Nie jest prawdą, że się dało dotrzeć tam w dzioneczek cały

Wszak jechali aż trzy doby i się przy tym namachali!

Pierwszy dzień to było piekło, żar się z nieba lal bez przerwy

Poradzili sobie świetnie, choć na trasie były nerwy

Dzień kończyli już w ulewie, burza nadciągała z nieba

A Noclegu nigdzie nie ma, gdy schronienia im potrzeba!

Noc minęła bardzo cicho, spali twardo jak kamienie

Kiedy rano powstawali, ciężkie było przebudzenie

Bo ich nogi zakwaszone nic nie chciały współpracować

„Jednak, Adam, trzeba było gdzieś u ludzi przenocować…”

Choć na niebie ciemne chmury zwiastowały deszcz i słotę

Nikt się tym nie troskał teraz - „O tym się pomyśli potem”

I dzień drugi rozpoczęli, droga wciąż się pięła w górę

Adam nie wymiękał prawie choć Marcinek dawał w Rure!!

Kiedy na podjazdach obaj sapią, dysza nieustannie

Z górki Marcin mknął jak strzała a z Adamem było marnie

Nie zaszkodzi trochę wody, kiedy się ta leje z nieba

Jednak kiedy jest jej wiele to się u nas zwie „ulewa”

Wreszcie finisz gdzieś zawitał i z oddali widać Tamę

Adam resztek sił dobywał,a Marcinek czyścił ramę.

Jeszcze tylko kilka kilo, jeszcze troszkę, to już blisko

Adam mknie pod górkę żwawo, Marcin wolniej, bo jest ślisko!

I Solina ich już wita: woda, tama - nic wielkiego

„Było ciężko, w deszczu, żarze, ale dokonałem tego!”

„Nie ty jeden dokonałeś – śmiał poprawiać mnie Marcinek

„Ja tu także dojechałem i zdobyłem też SOLINĘ!”

Miejcie jednak na uwadze czas w jakim tam dotarliśmy

Były to trzy dzionki ciężkie, ale wyszło Za######iście!

 

 

Opowieści moich trudów tu nie kończę oczywiście

Przygód w roku było tyle, że się gubię w swojej liście

Gdy się dłużej zastanowię nad wszystkimi podbojami

To mi głowa pęka z trudu, lepiej to oceńcie sami

Bo w tym roku dziwnym, trudnym na sam koniec mych wakacji

Radek gotów był do jazdy, gotów znów do jakichś akcji!

Więc się zebraliśmy szybko nie zastanawiając nadto

Gdzie nas pogna wicher w plecy, tam potoczym swoje stadko

W kilka dni nowe pomysły wybujały nader wielce

Z domu od Agnieszki ruszam i znów szybciej bije serce

I choć nie mam wstępnych planów i nie wiem też, jak się skończy

Jedzie ze mną Radek Szogun, a z nim nie da się zabłądzić

Wyruszamy wcześnie rano, a na liściach jeszcze rosa

Aga śpi cichutko sobie, nie wyściubia nawet nosa.

I gdy mija już południe, kiedy wreszcie bija dzwony

Adaś wreszcie jest u celu, dotarł cały, lecz strudzony!

Z Radosławem przywitany, reguluje swe ciepłoty

„Dystans za mną, zacny panie, żar wyciska siódme poty! „

I radośnie na siodełkach już nie sam, a pędzę z Radziem

To pod górkę to znów z górki powolutku sobie jadziem

Jako ze jak konie stare znamy się we dwóch bezsprzecznie

Nasza podróż żwawa, szybka i nie trwała przecież wiecznie

I tak ciągle i bez przerwy przez dni trzy jedziemy żwawo

Kiedy Radek mówił: "Prosto", Adam go kierował w prawo!

Bo dnia ostatniego drogi, żeby nie przedłużać męki

Razem z Radkiem rowerami dobijamy kilometry

A że sporo nam zostało i że tęskno już do chatki

Decyzyjny proces zaszedł, czas wyzwania i tułaczki!

Bo to jeszcze ponad dwieście do przejazdu pozostało

A wiec bez dyskusji większych - HOP na raz i się udało!

Mimo górek i upałów, mimo wszelkich trudów, znojów

Wracam do Zaborza rano i się wlokę do pokoju

Tam Agnieszka ledwo żywa, bo to czwarta była rano

Patrzy na mnie trochę krzywo, a mi piszczy coś kolano

 

I choć ciężko było wtedy, nikt nie mówi, że bolało

Kiedy myślę o tym teraz w sumie mi wychodzi Mało…

 

Opowieści swojej snucie wciąż przedłużam nieustannie

Lecz nie wina to jest moja, chce opisać to starannie

Nie pominę przecież faktu i nie skryję nic przed wami

Trzeba mówić jak to było, trzeba wszystko z detalami

Bo to potem kto przeczyta i mi tu zarzuci braki

Żem wymyślił sobie rower, że tu marazm wkradł się jaki

A ja nie zamierzam kłamać - co pamiętam, zanotuję

Radek pewnie to wyłapie i sam jeszcze skoryguje.

Bo to chłopak jest bez skazy, łeb do trasy ma bezsprzecznie

Jak jechałeś na wycieczkę, to bez mapy z nim bezpiecznie.

Każdą dróżkę, każdy kącik zapamięta on dokładnie

Nie pominie nawet trawki ani mrówki w trawie żadnej!

Bo gdy w kraju zima trzyma, gdy nas śniegiem zasypuje

Radek już w swoim umyśle nowe plany sobie snuje

On wymyśla trasy nowe, opracuje te zwiedzone

A gdy mówisz: "Zapomniałem" - on mówi: „To zaliczone!”

Radek jednak chłopak twardy nie daje się komplikacjom

Nawet gdy mu rower padnie, stara się być przed kolacją

Gdy mu co w rowerze stuka, kiedy przeogromnie trzeszczy

On z uśmiechem nikczemnika mówi, że wytrzyma jeszcze!

Bo to Radek jest nasz wielki, on zwyczajnie ma to gdzieś

Zamiast wsadzać kasę w rower, woli sobie dobrze zjeść.

Po co przecież to naprawiać, gdy się koła kręcą ładnie

Jeszcze działa, daje radę i choć łańcuch czasem spadnie

Rower Radka nie zawodzi lub przynajmniej nie za często

A gdy w końcu coś nawali, to się chłopak wije gęsto

I tłumaczy ci on wtedy, że to nic wielkiego przecież

Że jak koło odleciało, to na pieszo można lecieć

 

I choć forum czasem milczy, gdy zimowe dni nastają

Nasi ludzie mężnie, dzielnie w swoich domach w naszym kraju

Pochowani za mapami, tworzą plany, różne cuda

I choć czasem coś nie wyjdzie, trzeba wierzyć że się uda

To nie tak, że gdy na forum postów nie przybywa wcale

To się ludzie obrazili albo poszli gdzieś poszaleć

Oni tam zwyczajnie w domach bezustannie niecierpliwi

Z utęsknieniem patrzą w okna, czy mikołaj już nie przybył

Bo kto wie, może w te święta pod choinką ich zagości

Super Wypas karbon rama albo inne wspaniałości

W tym okresie świąt zimowych wasz księgowy życzy wam

Życzy wam radości wielkiej i tych Karbonowych RAM!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dodam, że moje poprawki obejmowały głównie interpunkcję (gdzieniegdzie), wygładzenie niektórych sformułowań gramatycznych oraz - to już sporadycznie - poprawienie rymu na bardziej dokładny. Starałam się jak najmniej ingerować w samą treść, wyznając zasadę, że to autor wie najlepiej, co i jak chciał powiedzieć :thumbsup: .

 

A tu jeszcze ode mnie - dodatek nadzwyczajny :D :

 

Kiedy aura nieprzychylna dobry humor nam odbiera,

zawsze miło wejść na forum i poczytać o rowerach.

Lecz uwaga! "Mazowieckie" to dziś strefa zagrożona:

tutaj Adam pisze wiersze, więc ze śmiechu można skonać!

Ale co tam - niechaj pisze, niechaj nie przestaje wcale,

bo po prostu, no niestety, moi mili... on ma talent!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie wychwalaj moja miła moich tu talentów słownych

wszak dokoła tutaj przecież mnóstwo ludzi siedzi zdolnych

co nie tylko na rowerach, ale także w piśmiennictwie

wiodą prym i pewnie każdy miał praktyki w wydawnictwie

To nie ważne że rowery dosiadają karbonowe

każdy prężnie w domu swoim umie pewnie władać słowem!

Tylko z lęku lub ze wstydu że ich ludzie czytać zaczną

Pisza skrzętnie do szuflady swoją twórczość jakże zacną

 

Bo od dziś wiadomo przecież że bikerzy to elita

Że nie tylko sam Mickiewicz pisze wiersze no i czyta

My się także tu liczymy w tej dziedzinie literackiej

A że Eci dobrze idzie, gdy ja skończę ona zacznie

 

I tak oto rozpoczniemy nowy watek literacki

O rowerach i nie tylko niech się Chowa sam Słowacki

On nie śmigał na rowerze, może właśnie tu przyczyna

Że miast pisać o rowerach wyszła mu ta Balladyna

Nie zwlekajcie moi mili i nie traćcie czasu teraz

Przyszedł wreszcie czas i na was trzeba pisać o rowerach!

 

 

 

 

PS czy ktoś poza Ecią podejmie wyzwanie?:whistling:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zarchiwizowany

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...