Adam LSTR Napisano 12 Grudnia 2010 Udostępnij Napisano 12 Grudnia 2010 O tym żeby jechać na zimowa wyprawę myślałem już po pierwszym opadzie śniegu. Jednak wiele prób spełzło na niczym, lub tylko było niemrawą przejażdżka po okolicy. Dwudziestostopniowe mrozy, nie tyle odstraszały co uniemożliwiały egzystowanie na siodełku. Mój nos i policzki reagowały conajmniej alergicznie na każdą wcześniejsza próbę wyjazdu dalej niż na wycieczkę dziesięcio kilometrową. Wreszcie zima troszkę zeszła z tonu temperatury się uspokoiły i wahając wokół -5 utrzymywały śnieg w rozsądnej ilości. Również i stan dróg poprawił się nieco a w zasadzie na tyle aby moc udać się na wycieczkę dłuższą niż wcześniej wspominane dziesięcio kilometrowe ochłapy. Radek wyraził chęć wzięcia udziału w wyjeździe, jednak sprawy rodzinne pokrzyżowały jemu plany. Ja zdecydowany i niejako wygłodniały dłuższej trasy. Postanowiłem, że nie poddam się presji lenistwa i motywując z każda chwilą przybliżałem się do opuszczenia domu. Moje motywacje jednak wolno się wdrażały tak więc zamiast o 8 po 10 dobrze ruszyłem Początek był średni, przymusowa wizyta na stacji ( w celu podniesienia ciśnienia w oponach) ,rozregulowała mój system grzewczy i od nowa musiałem chwytać ciepło. Samo pompowanie zajęło także około 20 minut, bo Orlen nawalił i kompresor zamiast pompować upuszczał powietrza. Na ratunek przyszedł pan z warsztatu nieopodal i zacne 3,5 ATM zagościło w moich oponach. Nie dane mi było jednak cieszyć się jazdą, bo po około kilometrze, zauważam obcieranie hamulca. Postój na wyregulowanie go przyprawia mnie gęsia skórkę, bynajmniej nie z powodu mrozu. Z bramy wylatuje pies wielkości owczarka i szczeka, szczerzy zęby i warczy. Ja po zejściu wcześniejszym z roweru, nie mam szansy na wskoczenie na niego i szybką ucieczkę bez ataku owego czworonoga. W końcu po kilkunastu minutach prób wycofania się(bezowocnych pró, udaje się mi(odgradzając się rowerem) przedostać na druga stronę ulicy i pospiesznie odjechać. Pies tylko chwilę biegnie po chodniku (po swojej stronie) a potem daje za wygrana a ja z tętnem 178 odjeżdżam aby po kilkuset metrach ucieczki znów przystąpić do regulacji hamulca. Wreszcie wolny od technicznych zmartwień zasłuchany w łomoty z mojej mp3, jade. I mimo ze moja pierś powinna rozpierać radość iż wreszcie po trudach zaczynam zimowa wyprawę, nie raduje się zbytnio. Pogoda przerasta mnie z każdym kilometrem. Euforia po zażegnaniu kryzysu z czworonogiem, mija szybko a nowe przeszkodzy stawia przede mną zima. Z nieba zaczyna sypać biały puch. Puch przeradza się w zamieć a na domiar zlego zimowy wicher wieje prosto w twarz. Gdyby jednak wiatr był zwykłym powiewem, być może nie narzekałbym zbytnio. Niestety ów wiatr był silny nieomal 8km/h. Jazda była wyczerpująca i mimo dużego wysiłku jaki wkładałem w pokonywanie przeciwności, wcale nie odczuwałem nadmiaru ciepła. Minęla z trudem pierwsza górka przed Rajszewem, potem druga… i wreszcie widzę przystanek. Udaje mi się schowac za wiatrem i chwilę odpoczać. Stojąc zawinięty w kulkę, zastanawiam się głośno Co mi u licha daje ten postój, odpoczynek od wiatru?? Hmmm w sumie jak jechałem było cieplej Moje rozmyślania przerywa klakson, jakiegoś dreso-kierowcy, który wyraźnie zainteresowany moją osoba próbuje cos krzyczeć z pojazdu. Kiedy ruszam dalej nie jest lepiej, morale spada jeszcze niżej. Ba owo morale zdaje się roztrzaskiwać z hukiem o zimny i oblodzony asfalt pod kołami. Dusza wewnętrznie krzyczy „RATUNKU” a ja znajdując w sobie resztki sensownych wytłumaczeń, przekonuje sam siebie, ze do Nowego Dworu Mazowieckiego „tylko”12km… do mostu nad Wisłą. Postoje zdarzają się na tym odcinku kilkukrotnie. Za każdym razem staram się złapać sens i zmotywować do jazdy. Gadanie samo do siebie byłoby bez sensu gdyby nie kamera jaką wiozę. To ona umila mi życie i robie za wiernego słuchacza moich stękań. Pokonanie granic miasta, podnosi moje siły witalne. Gdy z oddali dostrzegam most Błękitny nad Wisłą, nieomalże na głoś mowie „Bogu dzięki”. Wiatr osiąga apogeum, nie chroniony przez żadne zabudowania ani lasy czy drzewa choćby pojedyncze, przeprawiam się przez zacną stalowa konstrukcję na drugi brzeg. Targa mną wiatr a śnieg wydaje się przecinać mi policzki jak ostrzem. Tuż za mostem, odczuwając silne pieczenie twarzy i prawego ucha, zatrzymuje się znów aby opatrzyć rany. Z radością potwierdzam swoje wcześniejsze przypuszczenia, ze wiatr po nawrocie w Nowym Dworze ulegnie zmianie! Nie zastanawiając się długo poprawiam oliwką dziecięcą stan izolacji policzków i z nowa warstwa mrozoodporną na swojej twarzy ruszam w dalsza podróż… Wielbić imię tego, który zawrócił moje ścieżki na tym wyjeździe i nie dopuścił do pokusy stawianej przez Radka, aby jechać dalej na północ do Płońska. Brak wiatru w twarz odmienia mnie na zawsze. Morale za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, odnawia się i niczym nie ujęte pompuje we mnie nowe siły. Rower zdaje się tracić na masie a ja mkne lekko jak wiatr. No właśnie, wiatr… wiatr hula za moimi plecami popycha mnie do przodu a na liczniku 27-32km/h. Nie pamiętam abym zima na dystansie dłuższym takie średnie rozwijał. Tu jednak pomoc jest znaczna. Postój chwilowy na orientacje na mapie i znów hen przed siebie. Radek telefonicznie poprawia mi nastrój i mówi że wiaterek się wzmagać będzie. A dookoła zima, zima jakiej nie było jesienią już dawno! Boczne drogi Cząstkowa Polskiego wyglądają jak na Syberii. Wiatr hula śniegiem z pól po drodze a zaspy przewalają się dosłownie na moich oczach. Gdyby mnie ktoś przeniósł w tamto miejsce z zamkniętymi oczami i mialbym zgadywać co to za miejsce – palnąłbym raczej jakiś Szpicbergen niż Europa środkowa. Plan gdzieniegdzie wcześniej poczyniony w Glowie zakladał odwiedziny w Palmirach, jednak w Łomnej ocena leśnej nawierzchni sprawia że rezygnuje z wjazdu do lasu. Skupiam się na dalszej jeździe z wiatren w kierunku naszej Stolicy. Po około 40km robi mi się zimno, nogi mimo dobrej izolacji nieco sztywnieją a prędkośc spada. Ha! Cofto jest 20km/h kiedy aż cie pcha do przodu! Decyzja jest taka że muszę się ogrzać bo inaczej skończe w busie… a plan zaklada pelny wyjazd rowerem!! Niestety na odcinku leśnym w Łomiankach zmuszony jestem skorzystać z busa. Doga krajowa nieodgarnięta i bez poboczy a przedostanie się główną ulica wśród pędzących samochodów na gołoledziowej białej nawierzchni – jest zbyt ryzykowne. Jednak nie rezygnuje z jazdy przeskakuje jeden przystanek busem „Ł” i znajduje długo wyczekiwane schronienie w MC Donaldzie tuż za parkiem. Kawa 3 duże kanapki jakiegoś tucznika i Frytki – czyli KALORIE i KOFaEINA. Tego było mi trzeba! Nogi odmarzają a ja rozgrzewam się. Postój trwa około 40 minut bo obliczony dystans wciąż wielki a spodziewane śnieżne utrudnienia nadal wysokie. Jednak w końcu nastaje ta chwila zi ciepłego pomieszczenia wracam na śnieżne bezdroża… Trasa się pogarsza, okolice mostu północnego są rozkopane a chodniki nieużywane i pokryte śniegiem podwójnie grubym, bo i dosypanym przez zacne pługi. I tak tułam się raz na siodełku a raz z rowerem na ramieniu przez wąskie ścieżki, aby po trudach dotrzeć do lasu Bielańskiego. Tam wyprawa nabiera smaku bo – oczywiście gubię się i oczywiście nikt nie odśnieża lasu. Podczas jednej z przepraw „na hama” Accent z siodełka zsadza mnie wprost na śnieg z głową w przód! Fakt – przez Kierownice leciałem tylko raz jednak na tyle celnie, że wprost w zaspę. Odnalezienie drogi idąc/jadąc/próbując jechać w śniegu po kolana przy zapadającym zmierzchu w obcej oddalonej od domu okolicy może wzbudzić uczucie frustracji. U mnie wlasnie wzbudzilo co zadziałało motywująco i nawet kolejny napotkany czworonóg bezpański w lesie mnie nie pokonał. Byłem groźniejszy, kij z ziemi kilka wyrazów na K H i wypowiedzianych głośno poskutkowało! Pies dał dyla w las. Wreszcie po wydostaniu się z lasu trafiam pod estakadę gdzie już więcej jadę niż idę. Ściezka ma 10cm śniegu ale jazda w takim, jest lepsza niż jazda w podeptanej wąskiej ścieżce. Całość odcinka do mostu Grota pokonuje w siodle. (Dla tych co ambitniejści polecam odcinek od Mostu Połnocnego rowerem do Grota fajny śniegowy offroad) I znów mijam Wisłę, jest już ciemno a ja jade między znanymi skądinąd latarniami. Próba zjazdu po żerańskiej stronie z mostu ścieżką kończy się kolejnym lotem nad kierownica. Dalej w dół po skarpie mostu idę pieszo a wsiadam na siodło dopiero na dole. Rozkopana Modlińska przyprawia o mdłości kiedy jeździłem nią wiosną/latem/jesienią, a teraz jadąc zimą już nie wkurza? No właśnie nie! CO tam że nierówno i tak nie widać śnieg zakrył. Pacan idzie po ścieżce? To chodnik ściezki nie odśnieżają. Nie ma przejścia dla pieszych? Jest ale pod 1m zaspą. 15km modlińska i finisz w Jabłonnie daje łączny efekt 64 kilometrów jazdy – ha i nie takiej tam zwyklej jazdy! Pozdrawiam ciepło z domu wszystkich zapaleńców jazdy rowerem zimą! jak ktoś zna te tereny i jeździ rowerem zapraszam do zmierzenia się z trasa jaka pokonalem: http://www.bikemap.net/route/774047 galeria choć skromna http://picasaweb.google.com/KSIEGOWY22/ZimowaWyprawa# Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
ahmedsaid Napisano 12 Grudnia 2010 Udostępnij Napisano 12 Grudnia 2010 Ja nie odpuszczam zimą . Co prawda to ~20km , ale w takich warunkach czuje się jakbym przejechał dwa razy tyle. Dzisiaj akurat było 'ciepło' , ale pogoda była do d*** - wszędzie kałuże , sól i błoto pośniegowe + ta przygnębiająca szarość jakoś odebrały mi chęć dalszej jazdy - już bym wolał ten śnieg i wiatr. PS. Bez kominiarki się z domu nie ruszam Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
Adam LSTR Napisano 13 Grudnia 2010 Autor Udostępnij Napisano 13 Grudnia 2010 he he ja sie w kominiarce grzeje za bardzo chyba... ale na taki wiaterek byłaby jak zbawienie;D swoja droga juz sie balem ze nikt nie dotrwa do końca opisu:D hehe Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
ahmedsaid Napisano 13 Grudnia 2010 Udostępnij Napisano 13 Grudnia 2010 Dzisiaj zdecydowanie przyjemniej się jechało , ale mosty - szczególnie te z wąskim chodnikiem - radze omijać . Przejechałem mostem/trasą Poniatowskim i Łazienkowskim . Na Poniatowskim chodnik miał ~50cm od barierki i przepiękny widok 10 metrów w dół - jechało się dość strasznie . Na Łazienkowskim było z pozoru lepiej . Z jednej i z drugiej strony ~40-50cm i ścieżka po środku ~20cm. Już wjeżdżałem na ścieżkę na wysokości Pałacu Ujazdowskiego i tak odbiło mi kierownicę , że wolałem nie ryzykować OTB . Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
Rekomendowane odpowiedzi
Zarchiwizowany
Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.