Skocz do zawartości

[Kask] Czy dużo daje w mieście?


wawabiker

Rekomendowane odpowiedzi

Witam,

 

Od jakiegoś czasu zastanawiam się nad kupnem kasku na rower, nigdy nie miałem okazji jeździć w żadnym, głównie dlatego że szybko się pocę i nie znoszę mieć czegokolwiek na głowie. Drugim powodem jest fakt że jeżdżę już kilkanaście lat rowerem w ruchu miejskim i mimo kilku wypadków nigdy nie przyszła mi do głowy myśl że gdybym miał wtedy kask to by mnie uchronił przed jakimiś obrażeniami. Główne urazy w moim przypadku to dolna część ciała, ręce i ewentualnie korpus, a w zbroi nie będę jeździł... Zawsze można powiedzieć - jeszcze nie miałeś ale możesz mieć takie zdarzenie, ale takie ogólnikowe i hipotetyczne odpowiedzi mnie nie interesują. Stąd moje pytanie - czy mieliście jakieś wypadki na rowerze w których kask rzeczywiście was uchronił i które możecie opisać? Interesuje mnie jazda po mieście, nie hardkor w lesie i górach:) to inna bajka, tego nie opisujcie. Może to mnie przekona do kupna, bo w tej chwili naprawdę nie widzę żadnego uzasadnienia dla kasku i myślę że szansa iż kiedyś mi pomoże jest prawie zerowa. Jeśli naprawdę w coś walnę głową, to raczej skręcę sobie kark niż pęknie mi czaszka, a wstrząśnienie mózgu będę miał prawdopodobnie i tak, niezależnie od kasku. Pomóżcie jeśli myślę głupio...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witam.

Z tymi wypadkami to jest tak że można jeździć 100 lat i nic się nie stanie, a może być tak że wyjedziesz tylko po bułki i ... Kilka lat temu jak jeszcze jeździłem karetką pogotowia mieliśmy zgłoszenie po zajechaniu na miejsce okazało się, że osobą poszkodowaną jest rowerzysta który dojeżdżając do skrzyżowania zatrzymał się i upadł (może miał spd i nie wypiął się nie wiem nie zwróciłem uwagi), ale po upadku już nie wstał. Okazało się że uderzył skronią o krawężnik i tak się skończył jego żywot. Dlatego warto jeździć w kasku. Jestem przekonany że gdyby miał kask jego obrażenie nie doprowadziło do śmierci.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To się tak mówi, że jeżdżę spokojnie wiec nic się nie stanie...

Moja głowę już 3 razy uratował kask, paradoksalnie wypadki były przy malej prędkości.

Minęły już czasy kiedy to ludzie się śmiali z rowerzystów w kasku.

 

Latem jest mi chłodniej w kasku niż bez niego! Kup taki który ma dużo otworów.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie jeżdżę spokojnie, dlatego się zastanawiam, mam silną awersję, bo nie wydaje mi się żeby kask pomagał, poza opisanym uderzeniem w skroń czy potylicę, dlatego pytam w tym wątku o przykłady konkretnych wypadków w których kask pomógł. Człowiek ma pewne odruchy i prędzej połamie sobie ręce niż upadnie na głowę. Moim zdaniem kask na rower jest przereklamowany, wiem że to niepopularny pogląd i zaraz się narażę gromy fanatyków, ale moim zdaniem kask w takiej formie nie jest skuteczny - może chroni przed obratciami. Rozumiem full, który osłania całą głowę, ale orzeszek z dziurami - nie mam do tego zaufania mimo dobrych chęci.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jezdze praktycznie od malego z przerwa 3 letnia ostatnio i nigdy nie jezdzilem w kasku, w tym sezonie zaczalem krecic codziennie, po roznych terenach, rower traktuje takze jakos srodek lokomocji do pracy i w wszelkie inne miejsca ( zalatwic cos, kupic ... ). Pierwszy miesiac bez kasku przejezdzilem, zastanawialem sie nad nim, ale jakos nie widzialem siebie w nim, pewnego dnia przegladajac oferty kaskow kupilem i od tego czasu sie nie ruszam w trase nawet krotka bez niego. Poczucie bezpieczenstwa ? Wzroslo troche :)

 

Przelam sie i nie bedziesz tego kroku zalowal.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zawsze można powiedzieć - jeszcze nie miałeś ale możesz mieć takie zdarzenie, ale takie ogólnikowe i hipotetyczne odpowiedzi mnie nie interesują

 

Proszę - oto konkret na przykładzie Dreszczyka.

 

http://www.forumrowerowe.org/topic/69415-lekstrachprzed-upadkiem/page__pid__765453__st__0entry765453

 

Podam swój - wprawdzie terenowy, ale nie hardkorowy - wywróciłem się w rynnie na zjeździe z łąki. Przeszorowałem parę metrów głową o zbocze rynny, z którego sterczały korzenie, kamyki i tym podobne gadżety. Dzięki kaskowi wyszedłem z tego tylko z brudną gębą, nie licząc obojczyka którego jakby nie patrzeć nie ochroni żaden kask.

 

Generalnie jednak twoje życie jest twoim życiem. Jeżeli zamiast po prostu włożyć coś na głowę wolisz się nie pocić czy polegać na statystyce, to ok. Ja wolę dmuchać na zimne, zwłaszcza że to zimne okazało się być całkiem ciepłe.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przejdźmy troszkę w inną dyscyplinę gdzie też nie używają fulli a kask ratował niejednokrotnie życie np narciarstwo. Gdyby kask nie chronił przed urazami to po co zawodowi kolarze by go używali aby więcej gramów wozić z sobą?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Co do pocenia się w kasku to jedynie czoło mam wilgotne (przydałaby się bandana), ale pot i tak wsiąka w gąbkę. Mam długie włosy i wszystko jest ok. Mnie kask się w mieście jeszcze nie przydał a jeżdżę codziennie do pracy. Zimą dzięki niemu czuję się pewniej.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Na początek coś takiego http://www.krank.pl/?action=article&zad=show&id=642, http://img366.imageshack.us/i/helmetstupidnn5.jpg/, http://img96.imageshack.us/i/helmethairay7.jpg/ Mocne ale prawdziwe.

Po drugie wystarczy jedno OTB przy małej prędkości. Raz tak miałem, że rower spadł mi siodełkiem na głowę. Przed swoim domem. Gdybym nie miał kasku to nie wiadomo jakby się to skończyło.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

jeśli chodzi o typowo miejskie kraksy to raz po deszczu wyłożyłem sie na torowisku. Szyny były pod dość małym kątem do ulicy i troche wystawały. Jechałem dość szybko, przednie koło odjechało na bok momentalnie tak że nie zdążyłem nawet puścić kierownicy nie mówiąc już o wypięciu sie z spd. Całe uderzenie przyjąłem oczywiście na głowe. W prawdzie gdybym jechał bez kasku warzywem bym nie został ale bez szycia i niefajnej szramy na czole by się nie obyło, a tak tylko kilka rys na kasku. Wstałem, otrzepałem się i pojechałem dalej.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Osobiście jakiś mega gleb na łeb to nie miałem, ale jak z rzadka zapuszczę się w większe chaszcze to zdarza mi się, że zahaczę/walnę kaskiem w jakąś gałąź. Słychać tylko stuknięcie w kask, ale podejrzewam że bez kasku pewnie nie raz miałbym rozciętą głowę albo przynajmniej porządnego guza :icon_lol:

 

Natomiast raz się zamieniłem na rowery (nie powiem z kim :P ) i... nie ujechaliśmy chyba 200m jak za szybko wszedł w łuk i na zakręcie za mocno nacisnął tylny hamulec :confused: Efekt? Usłyszałem tylko mega łupnięcie i niczym po winie komandos poszkodowany założył obóz pod drzewem. :P Pech chciał, że uderzył w drzewo bokiem, barkiem oparł się o pień a caaaałą siłę uderzenia wzięła właśnie głowa :o On stracił przytomność, ja nie wiedziałem jak się zachować. Na szczęście wszystko skończyło się dobrze. Później do końca dnia nie wiedział co się stało. :P

 

Chyba nie muszę pisać, że bez kasku finał byłby tragiczny :confused:

 

Możecie się śmiać, bo każdy sobie wyobraża co by zrobił w takiej sytuacji, ale jak już przyjdzie co do czego to... :wacko:

 

W mieście jest gorzej bo na trasie w lesie widzisz np. przeszkodę i masz jakiś czas na reakcje a w city jak Ci ktoś wejdzie pod koła to :devil:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ehh..

O reakcji w stylu jakieś techniki upadania w wyniku jakiegoś gwałtownego zdarzenia, która by to miała pomóc ci uchronić głowę możesz spokojnie zapomnieć. Powiem tak, jedna szramę na głowie już mam z wypadku (byłem bez kasku) i kolejnej nie chcę, wiec teraz jeżdżę w kasku i nie widzę innej opcji. Rok temu znów byłem poszkodowanym w starciu z samochodem, który o dziwo lub nie zdmuchnął mnie ze ścieżki rowerowej. Z wypadku pamiętam początek uderzenia auta w mój bok a później juz tylko jak moja głowa odbiła się skronią od asfaltu, podskoczyła i znów trzasnąłem o asfalt. Generalnie wyszedłem z tego mocno poobijany trochę zdarty z lekkim wstrząsem mózgu wiec nie tak źle jak to z początku wyglądało, rower miał mniej szczęścia. Kask bez wątpienia mnie uratował , sami ratownicy z karetki też byli tego zdania. Dodam na koniec, że teraz zdarza mi się w kiepska pogodę zakładać kamizelkę odblaskowa by być lepiej widocznym i w życi mam to, że wygląda to obciachowo bo rowerek kocham ale wracać do domu w jednym kawałku też.

Mam wiec nadzieję, że ten temat pomoże podjąć Ci decyzje.

 

pozdro

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kask to jest odpowiednik pasów w samochodzie czyli podstawowy środek bezpieczenstwa. Dobrze dobrany do głowy nie jest uciążliwy a ochrania przed upałem i chłodem. W tej chwili fajny kask np bell crossfire jest za ok 80 zeta w decthlonie i to jest prawdziwy kask a nie jakiś badziew. Ja pare razy wydzwoinłem porządnie i kask się bardzo przydał. Na codzień chroni głowe przed uderzeniami w gałezie i gdyby nie on to pewnie miałbym dziury w makówce.

 

Teoria o tym, że można się nauczyć upadać to prawda z tym, że praktyka pokazuje iż nie ma na to czasu. Jeżeli coś się dzieje złego to są to ułakmi sekund i w przypadku konkretnego dzwona to jest mniej niż chwila.

 

Uwazam, ze powinno się jeździć w kasku bo mózg jest organem niewymiennym i jego uszkodzenie to koniec zabawy. Już za kilkadziesiąt PLN można kupić dobry kask, odpowiednio go dopasować i chronić makówkę we własnym zakresie. Oczywiście są ludzie, którzy glebili bez kasku i jest ok ale to tak samo jak mówić, ze nie warto zapinać pasów w samochodzie - to są wyjątki od reguły.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dobrze dobrany do głowy nie jest uciążliwy

Są tacy ludzie, np. ja, którym kask najzwyczajniej w świecie przeszkadza (większość czapek zresztą też).

 

a ochrania przed upałem i chłodem.

Racja.

 

Teoria o tym, że można się nauczyć upadać to prawda z tym, że praktyka pokazuje iż nie ma na to czasu. Jeżeli coś się dzieje złego to są to ułakmi sekund i w przypadku konkretnego dzwona to jest mniej niż chwila.

Akurat wystarczająca ilość czasu na reakcję. Na przykład wypinanie się z pedałów w razie sytuacji awaryjnej - człowiek się wypnie, rower poleci gdzieś obok i dopiero po chwili rodzi się pytanie: jak ja zdążyłem się wypiąć i stanąć na nogach?

 

Już za kilkadziesiąt PLN można kupić dobry kask

Polemizowałbym.

 

Na koniec - jak przywali we mnie samochód (jadący oczywiście "przepisowo") to nic mi nie pomoże, nawet zbroja do DH, ewentualny uraz głowy będzie w tym przypadku najmniejszym zmartwieniem...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Akurat wystarczająca ilość czasu na reakcję. Na przykład wypinanie się z pedałów w razie sytuacji awaryjnej - człowiek się wypnie, rower poleci gdzieś obok i dopiero po chwili rodzi się pytanie: jak ja zdążyłem się wypiąć i stanąć na nogach?

 

Nie zgadzam się do konca. Owszem zdazysz się wypiąć o ile jest taka możliwość a w chwili konkretnej gleby po prostu lecisz i koniec. Nie ma czasu na myslenie o czymkolwiek. 

 

Polemizowałbym.

 

Tak jak wyżej napisałem, poniżej 100 PLN jest bell crossfire. Ja na pierwszy kask dla kogoś to świat i ludzie. Jak wspomnę mój pierwszy kask za 50 zeta  z marketu to mi się łezka w oku kręci - to był badziew dopiero B)

 

Na koniec - jak przywali we mnie samochód (jadący oczywiście "przepisowo") to nic mi nie pomoże, nawet zbroja do DH, ewentualny uraz głowy będzie w tym przypadku najmniejszym zmartwieniem...

 

 

Jest dokładnie odwrotnie. URAZ GŁOWY jest największym zmartwieniem.  Bez względu na obrażenia jakie odniesie poszkodowana osoba znakomita większość z nich jest w jakimś stopniu uleczalna. Uszkodzenie mózgu jest nieodwracalne i nic z tym nie można zrobić.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Idzie kupić dobry kask za kilkadziesiąt pln. Tylko trzeba trafić go w lidlu. Jak to ktoś gdzieś na forum napisał Crivit z lidla za 49 pln to Cratoni C-Daily za ponad 200 pln

Dokładnie taka sama sytuacja była z kaskami motocyklowymi. Z lidla był za trochę mniej niż 200 pln a okazalo się, że to Held za ponad 600...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

Akurat wystarczająca ilość czasu na reakcję. Na przykład wypinanie się z pedałów w razie sytuacji awaryjnej - człowiek się wypnie, rower poleci gdzieś obok i dopiero po chwili rodzi się pytanie: jak ja zdążyłem się wypiąć i stanąć na nogach

 

 

 

 

Na pewno... B) Dalej twierdzisz, że w nagłych sytuacjach czas na reakcję jest wystarczający? Już nie mówiąc o sytuacji gdyby ten biker jechał 2x szybciej.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Teoria o tym, że można się nauczyć upadać to prawda z tym, że praktyka pokazuje iż nie ma na to czasu. Jeżeli coś się dzieje złego to są to ułakmi sekund i w przypadku konkretnego dzwona to jest mniej niż chwila.

 

Jeśli nauczysz się odpowiednio upadać to już później robisz to odruchowo. W technikum gość od w-fu uczył nas "padów". Frontem, tyłem i na bok. I wszystkie gleby jakie pamiętam kończyły się tak jak tego uczył, czyli amortyzując upadek ręką i unosząc głowę do góry.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

opisałem wczesniej mój upadek i uwierz że nawet sie nie zorientowałem że walę głową o asfalt, miałem sporo gleb i owszem w 99% przypadków nawet sie nie poobijałem, odruchowo wypinałem się z spd ale kilka gleb było takich że nie było szans.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zarchiwizowany

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...