Skocz do zawartości

[gleba] Wasza najśmieszniejsza


Pioe

Rekomendowane odpowiedzi

moja najsmiejszniejsza była rok temu, jechałem sobie i trzeba było ominąć bagno, i duzo ludzi je omijało bo była wyjezdzona trasa po górce, wiec jade, ominąłem juz ta błoto i zjżdzam z tej górki, niby mała góreczka moze 50cm, ale na samym dole była dziura, koło stanęło w tej dziurze i przeleciałem przez kierownice, i jakos złamałem uchwyt przedniej lampy.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mi najśmieszniejsza i chyba najgłupsza z możliwych gleb przytrafiłą się jeszcze za czasów mojej jazdy na wigry 3 ;). Otóż jadąc sobie dosyć szybko zauwazyłem , że mam ciut krzywo ustawioną kierownice :D. Długo nie myśląc zacząłem ją w czasie jazdy poprawiać nogą (lekko kopiąc w koło). ale cóż, pech chciał że wciągnęło mi buta między koło a widelec i wykonałem wyjątkowo śliczne OTB (na wigrusie!). Widziało to kilka osób, pewnie mieli niezły ubaw.

 

A w zeszłym roku wracając z nad zalewu (lublin) ścieżką rowerową, wyjeżdzając z pod przejazdu pod dwupasmówką zamyśliłem się i... zapomniałem zakręcić i wjechałem prosto w krzaki. Nie mogłem si epotem dłuższa chwilę wygrzebać (spd)....

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja jade sobie z górki (60stopni nachylenia) jade jade..... parze przed siebie a tu...... rzeka dałem po hamplach (za mocono) i wyleciałem przez kiere prosto ladując w rzece (60cm wody). Qumpel wybuchł smiechem i omało co sie nie glebną. Podobno wyglądało to komicznie!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

heh kiedyś >>w zeszłym sezonie byłem z kuzynem na wypadzie w górki. Wyruszylismy ze szklarskiej i dojechaliśmy do szpindlerowego młyna>>a tu zonk :034: > jestem na stoku narciarskim (tylko że zielonym :) ). Zjeźdżamy w dół i jest gut, ale zapomniałem że co jakiś czas są takie rowy odprowadzające wode, no i amor sie lekko dobił a ja przez kiere salto....wogóle nie wiem jak to zrobiłem ale wylądowałem na nogach :034: . Kuzyn powiedział że lekko cyrkowo to wyglądało, heh:P ;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dzisiaj miałem dosyć śmieszną glebę.

Na swojej codzienniej trasie lekko się rozpędziłem. Mam przed sobą zjazd ze ścieżki na ulicę pod kątem prostym. Zasadniczo jest to taka mała szykana lewo-prawo. Żeby nie tracić rozpędu, zazwyczaj ścinam małym skrótem, chyba że jest na nim śnieg, lód lub błoto. Dziś jest lekko oblodzony. Mimo pewnej prędkości postanawiam ściąć, tak jak zawsze gdy jest czysto. Chwytam mocniej kierę, mijam lód, zjazd z krawężnik już nie optymalnym torem bo nie chcę wykręcać i wpaść w poślizg, dalej troszeczkę zwrożonego śniegu, no i w końcu jestem na czarnym asfalcie. Odsapnąłem i delikatnie prostuję zakręt, a tu ziuuuuut. ... na boczek i plecy.

Normalnie szklaneczka! Cienka i niewidoczna, a śliska jak diabli.

Okazuje się, że niebezpieczeństwo możę czaiś nię wcale nie tam gdzie myślimy. :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

a tu ziuuuuut. ... na boczek i plecy.

 

niedziela tydzień temu

świeży śnieg , drogowcy jeszcze śpią , przejazd kolejowy

na chodniku stoi młody chłopak na rowerku i obserwuje jak auta sie slizgają na zeszklonym podjeździe do linii "stopu"

 

chciałem krzyknąc do niego "jedziemy nie stoimy "

tylko wzrok oderwałem od jezdni

 

"a tu ziuuuuut, ... na boczek i plecy."

 

a teraz gołoledź

 

mam na swej "doroboczej" trasie odcinek na którym wiatry szaleja

wyjeżdżam z lasu na tą prostą

boczny wiatr średniej siły

i łup o asfalt

pozbierałem sie

a tu nogi sie rozjeżdżają

rower na koła a on jak pijany leci z kół

poboczem na piechote sie przeszłem

 

ale i tak zycze żeby tych gleb jak najmniej było

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jako, ze nowy tu jestem to moze taki maly pakiecik gleb zapodam :)

 

1. We Wroclawiu jest przy jednej z wiekszych ulic taki budyneczek (szkola jakas chyba) i chodnik przed nim biegnacy jest na podwyzszeniu (jakby to wytlumaczyc... hmm.. nie zrobili schodow do budynku, tylko zrobili maly podjazd / zjazd calym chodnikiem). Wzdluz podwyzszenia biegnie sobie murek, na ktorym owego feralnego dnia siedzialo sobie duzo osob - pewnie jakas przerwe w zajeciach mialy.

Jade sobie z kuzynem, on pierwszy, oczywiscie dosc szybko jedziemy. Przejezdzamy przez to podwyzszenie. Bedac na jego szczycie zauwazam, ze na drugim koncu jest taki zolty stalowy slupek. Nie udalo mi sie wymanewrowac. Z pieknym dzwiekiem "diiiiiiiiiiiiiiing" wbilem sie w ten slupek w ten sposob, ze znalazl sie on pomiedzy rama, a ramieniem suportu (korba) ;) Nie musze wspominac, ze za mna uslyszalem salwe smiechu, ktora sie tylko poglebila, gdyokazalo sie, ze nie moge wyrwac roweru z tego slupka ;p

 

2. Rowniez ulica we Wroclawiu, po jednej stronie przystanek, wzdluz drugiej strony biegnie sliczna niebieska barierka. Jade wzdluz niej. Z nudow polozylem lewa reke na barierke i sobie jade... nagle reka o cos zahaczyla i sie zatrzymala.. dziwnie sie wygialem. Rower przyrznal w barierke i ogolnie sie poskladal(em). Wstalem, otrzepalem sie z kurzu, wyprostowalem kiere bo skrecila sie o 90st i nie patrzac na rotflujacych na przystanku ludzi pojechalem czym predzej w swoja strone :)

 

3. Znowu jade z kuzynem, kolo siebie. Ja z lewej strony, on z prawej. Ja znalem trase, wiec na "rozstajach drog" informowalem go gdzie jedziemy. Tak bylo i tym razem. Mowie do niego "W prawo". I jakos odruchowo od razu skrecilem ;) W tym momencie uslyszalem jego "coooo?" .. nastepna scena to jedno wielkie bum, gdy w niego wjechalem :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Opowieść z tego weekendu, która mnie osobiście troche rozśmieszyła i przeraziła równocześnie a podchodzi też pod "pierwsze gleby w SPD". Wspinam się z mozołem pod jakąś górke w lesie, idzie mi ciężko jak cholera, sniegu pełno, z przodu najmniejsza tarcza z tylu wiadomo. Ogólnie śnieg skrzypi, dysze jak lokomotywa, mało co słyszę. No i ślamazarnie, metr za metrem się wspinam. Nagle, co przytrafiło się tego dnia z szósty raz, a pod tą górke chyba trzeci, przednie koło odjechało na zalegającym pod śniegiem lodzie, tył zabuksował, równowaga zachwiana i na bok. Tym razem na prawą stronę. Ponieważ po cięzkiej kontuzji z młodości mam lekko niesprawną kostkę u prawej nogi nawet nie próbowałem się wypinać, zwłaszcza, że wkoło dużo sniegu (jachałem w takim korycie po kołach traktoru). W pięknym stylu walnąłem się na prawy boczek i nagle słyszę rżenie konia. Szybko patrzę co się dzieje, a jakieś dwa metry za mną koń!! Upadkiem go spłoszyłem, zaczął fikać, jak na filmach, machać kopytami, podskakiwać, a nim jakiś facet, przerażony jak cholera. Jakimś cudem zapanował nad nim po dłuższej chwili. Wstałem, odsunąłem się na bok, a koń stoi ;) Człowiek każe mu iść a on nic, tylko się tak na mnie dziwnie patrzy B) Odsunąłem się jeszcze bardziej a koń nic, gapi się na mnie i rży :) W końcu po kilku czułych słówkach i głaskaniu dżokeja, koń ruszył. Ale cały czas, tak jakoś dziwnie nieufnie na mnie spoglądał :P Jak odjechał zacząłem się śmiać, choć w pierwszej chwili gdy leżałem i widziałem nad sobąkońskie kopyta do śmiechu wcale mi nie było.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja kiedyś jadąc lasem miałem glebe. Znalazłem sobie stroma górka i heja. Przy 50km/h oczy mi sie zapociły i nie zauważyłem zakrętu. A poza tym przed skrętem był uskok. Wpadłem do rowu. Pamiętajcie!!!-nie hamujcie przednim hamulcem w takich sytuacjach, bo będziecie mieli darmowa lekcja latania. :lol:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

MCT ciekawa gleba ,ciekawa...powiem Ci ze od strony jeźdźcca to też "fajnie" wygląda. Miałem okazję jezdzić konno po lodzie i śniegu...baaardzo ciekawe ,duża liczba koni ma do tegom wstręt i "nie chcą iść" ,a poza tym na lodzie kopyta im się ślizgają. Ciesz się ,że koń na Ciebie nie wpadł bo takie ponad pół tony...to już coś :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Od jakiegoś czasu nie lubię (a raczej mam wstręt) do dzieci jeżdrzących po ulicy na czterokołowych roweruch, szczególnie wtedy kiedy akurat jest z górki.

Więc jadę sobie, nie pedałuję już bo korba się skończyłą, nie mam pojęcia jak szybko jechałem, bo nie miałem licznika ale na oko jakieś 60 może ciut więcej, a tu na krzyżówce wyjechała sobie mała dziewczynka (miałem pierwszeństwo) no to nie długo myśląc dałem po chamulcach, ale wtedy rower miałem z giełdy, więc siła chamowania nie była zadowalająca, a przynajmniej nie dla zdrowia tej dziewczynki, więc kolejny pomysł to był duży błąd bo postanowiłem hamować bokiem tylko rower mi ujechał i pół nogi nie moje ale dziecko całe.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Na szybko pryzpominaja mi sie dwie.

 

1. Teren znany niektorym z Pucharu 10miast(?), dokladnie w Lubinie na gorkach. Zawody na wigry3 kto zjedzie szybciej z gorki. Jako przywodca "bandy" wybralem sobie przy ktoryms ze zjazdow chyba najwieksza gorke. Po wgramoleniu sie na sam szczyt rozpoczelem szalenczy zjazd. W polowie gorki skorygowalem namiary i okazalo sie ze lece wprost na cos co nazywamy teraz "urwiskiem". Poprostu gorka dostawala na samym koncu gwaltownego spadu na odcinku ok3-4m. Kolesie zaczeli machac lapami i cos wrzeszczec, ja wsluchany w szelest tektury wlozonej miedzy kola, przypominajacy pierdzenie renifera :036:. W momencie kiedy zobaczylem urwisko za pozno bylo na chamowanie i trzeba bylo sie katapultowac. Doslownie zeskoczylem z roweru w pelnym biegu, a bylo to gdzies cale 30km/h. Rower spadl, ja wstalem a od kolesi dostalem zwycieska Cole i powiedzieli zebym wiecej sie za zadne rekordy predkosci nie bral. Podobno wygladalo to na niezly wyczyn kaskaderski. Po powrocie do domu okazalo sie ze mamy gosci i pierwsze co pani domu skierowala mnie do lazienki zebym sie umyl. Czynnosc powtarzalem 5-6razy poniewaz rodzicielka stwierdzila ze nadal jestem brudny na czole. Jak sie pozniej okazalo byly to dwie okazale sliwki. Z roweru podobno leialem na glowe, tylko hmmmm czego ja tego nie pamietam :029: .

 

2. Kolejny zaklad polegal na tym kto blizej oboma kolami zaparkuje przy krawezniku. Zeby nie bylo latwo na jakims blizej nie okreslonym odcinku przed miejscem parkingowym musiala byc odpowiednia predkosc, inaczej proba byla uwazana z nieregulaminowa. Tym razem pojazdem byl pierwszy "goral" w pieknym kolorze teczy. Regulacja cudownych canti i pierwsze proby. Przy trzecim starcie, i podobno pierwszym gdzie mialem jako jedyny wymagana predkosc, niewychamowalem i centralnie kolem przypieprzylem w wysoki kraweznik. Przelecialem przez kiere a rower podobno przelecial nademna. Koles powiedzial ze wygladalo to jakbym sie obrocil na kole i mial jechac dalej. Noty za styl i wrazenie artystyczne dostalem max. Zakladu nie wygralem bo jury stwierdzilo ze lot nie ustany, nie zalicza sie do klasyfikacji.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wydarzenie:

 

Jechałem sobie moim wspaniałym rowerkiem...

Było to wtedy, kiedy dopiero go kupiłem... więc jeszcze się dobrze na nim nie znałem...

No i tak sobie jechałem po podwórku koło domu, wszystko było ok... rozpędziłem się lecz mi jakiś idiota samochodem wyjechał a ja nie miałem gdzie zjechać no to odrazu za hamulec... ale zaraz... KTORY JEST KTÓRY??!! Z nerwów pomyliłem hamulce i zahamowałem przednim, który był nadzwyczaj źle nastawiony...

 

Skutki:

 

1. Wyleciałem z roweru do przodu

2. Zaryłem w beton

3. Oberwałem tylnym kołem w łeb

4. Wśród wszystkich osób ktore to widziały, byłem najsmieszniejszą postacią dnia

 

 

 

Aha.. i jeszcze druga gleba... dokładnie wczoraj...

 

 

Jadę sobie rowerkiem, opony niekolcowane bo nie mam na to czasu. Rozpędziłem się asfaltówką nagle ślizg... Sławna 360 - siątka i dupnięcie w zaparkowany samochód. Wokół mnie pełno licealistów i studentów zmierzających do szkoły... - wszyscy się śmieją! Na dodatek w samochodzie w który walnęłem włączył się alarm a kierowca był niedaleko. No to ja wstaję z stłuczoną nogą, siadam na rower, już chce zwiewac, zaczynam pedałować... ale co jest?! Przecież ja stoje w miejscu! Kierowca auta się zbliża, a ja stoje!

 

 

Po prostu opony mi się na lodzie slizgały... no cóż...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Sytuacja ta miała miejsce wczoraj wieczorem.

Jadę sobie ulicą, grzecznie powoli, w tym miejscu asfalt wyłonił się spod śniegu, ładny czarny, ale zaraz zaraz, coś jest nie tak, za bardzo się błyszczy. Więc staję na pedałach żeby lepiej wyczuć rower, ale jakoś tak mi się za mocno na pedał stanęło ... koło się w miejscu zaczęło obracać no i rower znalazł się wpozycji, a raczej opozycjii do kierunku jazdy. Na szczęście udało mi się to opanować, a przynajmniej tak mi się wydawało, bo kiedy rower zaczął wracać do pozycji w kirunku jazdy okazało się, że wcale nie ma zamiaru na tym poprzestać i bez pytania poleciał dalej no i w sekunde znalazłem sie pod nim, a jak poczułem przez spodnie to co znajdowało się na asfalcie to była na wpół zamarźnięta woda...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość Gość

No to moja kolej gleba jedyna ale za to jaka :)

 

pierwsza przejażdżka nowym bikiem jade sobiez górki, widze zakręt (myśle wyhamuje) spoko, wyciągam prawą ręką bidon (błąd nr 1) , a lewą powoli naciskam klamke przedniego hamulca. Plan w sumie byłby dobry gdyby wcześniej na tym zakręcie nie pracowali drogowcy łatajacy dziury i efektów swojej pracy nie przyozdobili piachem.

Kiedy juz zdałem sobie sprawe z tego faktu moje przednie koło obróciło sie i zablokowało ja zaliczyłem pieknego otb a rower (w dalszym ciągu trzymałem w łapie bidon) i prawą ręką wyszlifowałem sobie bidon i paznokcie (i tu uwaga!) spada rurą prostopadle w moje udo (to bolało)

 

nie ma to jak upieknić rower w pierwszym dniu jego posiadania :D obtarte siodełko i bidon przed każdym wyjazdem przypominają mi żebym uważał na zakretach :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zarchiwizowany

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...