Skocz do zawartości

[gleba] Wasza najśmieszniejsza


Pioe

Rekomendowane odpowiedzi

Najśmieszniejsza gleba, którą pamiętam to wywrotka jaką zaliczyłem kulając się z kumplem po BB. Jadąc jakąś wąziutką(2-2,5m) dróżką, po prawej stronie rozciągało się jakieś pole. W pewnym momencie z naprzeciwka w tumanach kurzu nadjeżdża jakiś stary WW transporter. Kumplowi, który jechał za mną udało się schować do jakiejś "zatoczki" Jednak stanąłem na prawej krawędzi drogi. Odruchowo stając wyciągnąłem prawą nogę aby się podeprzeć. Możecie sobie wyobrazić moje zdziwienie kiedy trafiłem w pustkę i poleciałem prosto do rowu. Okazało się że trawa, która o tej porze roku (koło września to było) leżała z boku pola, zasłoniła rów. Na całe szczęście od kilku tygodni nie padało, więc rów był dość suchy :)

 

Była jeszcze jedna sytuacja.

 

Wracając z Koziej Góry, na której Tourney z tyłu ostatecznie się poddał i pękł nie miałem napędu. Chcąc rozpędzić się z górki podbiegłem trochę z rowerem i chciałem na niego wskoczyć. Niestety nie trafiłem ręką w gripa ;) i rozciąłem sobie łokieć o pozostałości odblasku które zostały jeszcze przykręcone do widelca :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To co prawda nie moja historia tylko kumpla, ale nigdy nie mogę sie powstrzymać pd śmiechu jak ją słyszę.

 

Kumpel jechał sobie spokojną, osiedlową uliczkę, rower marki Romet Mistral, taka kolarzowka turystyczna, ongiś szczyt marzeń każdego chłopaka. Kierownica baranek, więc  pochylona pozycja, głowę trza zadzierać, do hamulców zawsze było za daleko (sam na takim jeździłem). No ale jedzie sobie i tak jak wielu z was z tego wątku zamyślił sie nad egzystencją przyglądając sie toczącemu jak zycie przedniemu kołu. Obudził sie zaraz przed wyjeżdzającym tyłem z bocznej uliczki dostawczakiem, który miał otwarte drzwi z boku do paki (te przesuwane). Finał? Kumpel dziabnął ostro w samochód, sam wpadajac prosto do  środka samochodu. Ponoć mina kierowcy była bezcenna gdy coś z hukiem nagle wpadło mu do samochodu :-).

Skutki były już mniej zabawne - złamana ręka, rower zrobił sie dwuśladem, a kumpel musiał znosić mnie chichrającego za każdym raazem jak spojrzalem na jego ręke w gipsie.

Ja też zaliczyłem glebę na tym rowerku i drodze osiedlowej. Ci co ją widzieli bardzo się śmiali. Było z górki i bez pedałowania rower sam nabierał prędkości. Tak mnie to ucieszyło, że z radości zacząłem jechać slalomem. Jeden skręt zrobiłem zbyt ciasno i przednie koło stanęło w poprzek drogi. Rower zatrzymał się w miejscu a ja poleciałem na szczupaka. Ręce zostały mi gdzieś z tyłu i wylądowałem na brzuchu i klacie, rozcinając przy okazji brodę.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kupiłem pierwsze spd w sobotę i pojechałem na pierwszą przejażdżkę, chciałem zatrzymać sie, i wypiąłem prawy pedał, a że jestem prawonożny to wsiadam na rower przez prawą nogę, poleciałem na lewy bok jak kłoda nawet sie zasłonić nie zdołałem, wolałem rower ratować :>, jak stanąłem w miejscu z jednym wypiętym pedałem zdążyłem tylko pomyśleć "oh F**k" :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1. Ja miałem dużo kraks. Na swoim starym rowerze, miałem hamulec przedni po prawej, a tylni po lewej. Odruchowo zawsze hamowałem lewym - tylnim. Wsiadłem na rower kolegi, który mnie ostrzegł aby nie hamować przednim. A ja nie pomyślałem że on może mieć hamulce odwrotnie. Jadąc z górki zahamowałem przednim, bo mi samochód wyjechał z uliczki. Przeleciałem przez kierownicę.

 

2. Zjeżdżałem z górki, i chciałem się przeżegnać przed Krzyżem. Na nieszczęście, lewa manetka hamulca była zepsuta, a prawą ręką się żegnałem. Wjechałem na krawężniki piękna gleba.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Była taka mała drewniana skocznia a za nią lekka górka w sumie nie wiem może metr się leci. Pod namowami kolegów zdecydowałem się skoczyć, ale troszkę za mało wierzyłem w siebie i za wolno wjechałem. Tylko się skończyło drewno koło poleciało w dół a ja przeleciałem przez kierownice stanąłem na głowie( :confused: )i rower jeszcze nade mną przeleciał.

Straty w ludziach: lekko naderwane ucho, dwa ślady na czole od kasku i pół metrowy siniak na udzie ;p

Straty w rzeczach: urwany i zgubiony dzwonek, porysowane rogi

 

ps tego dnia miałem nie zakładać kasku... nie chcę myśleć co by się stało bez niego..

 

morał: NOŚCIE KASK! ZAWSZE! OLEWAJCIE ŚMIECH KOLEGÓW, TO WASZE ZDROWIE A NIE ICH. :rolleyes:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 tygodnie później...

Gleba zimą.Wiejsk krzyżówka naszczęśćie zero samochodów.Ślizg leżąc na boku(oczywiście z rowerem ,cały czas byłem wpięty).Jak już się zatrzymałem akurat zadzwonił telefon.Leżąc tak odebrałem i nawijam.Babcie idące do kościoła dziwnie się gapiły.

 

Fakt, że zimą trzeba uważać. Ja zbyt zaufałem moim oponom i zbytnio się rozpędziłem. A, że droga była z górki to zbytnia prędkość mnie przestraszyła i dałem po hamulcach. Oczywiście koła się momentalnie zatrzymały a ja zsunąłem się tak na sam dół ulicy (chodnik) na zablokowanych kołach. Oczywiście kwestia czasu aż znalazłem się obok roweru :icon_question:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

siwyex napisał:

Moja zarazem najśmieszniejsza i najtragiczniejsza wywrotka to ta po której złamałem w lewej ręce obie kości i miałem montowane je na tytanowych prętach i śrubach...Do tego pół roku w gipsie.

 

Dlaczego śmieszna? Bo wywróciłem się na placu, zaliczając naprawdę hardcorowe maratony:P

 

Też tak miałem, jeździłem w tamte wakacje na serio na hardkorze, koniec wolnego, 31 sierpnia, niedziela. Stary wyciągną mnie na krótki wypad.

Miał tylko wstąpić po coś do supermarketu. Czekam... zacząłem se jeździć po parkingu. Stary wychodzi, przyspieszam. Daje mocniejszą przerzutkę i...

łańcuch się zrywa. Pęknięcie kości promieniowej długości... 13cm. 1 września i to w nowej szkole (trzecie gimnazjum w województwie), a mi włożyli rękę do gipsu na 3,5 miesiąca.

Jedne wielkie LOL

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jakieś 2 lata na moim starym rowerze(bez amortyzatora) temu zrobiłem z kumplami hopke. Skakalismy i przyszła pora na mnie. Rozpędziłem się i skoczyłem tak ze rama i widelec poszły na pól:( Później 3 kilosy na nogach wracałem mając w jednej rece polowe roweru a w drugiej drugą połowe:)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1. Może i nie była to gleba, ale w każdym bądź razie nie było to przyjemne:

Dawno już jak jeszcze miałem stary rower z 24 koła, byłem na dolinach z kumplami. Postanowiliśmy, że wrócimy zjeżdżając z górki, wchodząc potem 45 stopni w taką bardzo wąską ścieżkę między krzakami a ciągnącymi się na 200 m schodami. Ja ostatni, prędkość tak 30 km/h, oni posunęli prawie idealnie, bo potem marudzili jak o krzaki mordą walili :), a ja na te schody ziuuuuuu i całe 200m po tych schodach i głupi nawet nie pomyślałem, aby zahamować lub podnieść dupsko :D. Na szczęście tylko łańcuch z przodu spadł i trochę tyłek mnie bolał.

 

2. A jeszcze dawniej to już na BMXie :D jak miałem opony od piachu, a jechałem po asfalcie. Kolega zawracał w miejscu i jak był już prostopadle do mnie, to ja zahamowałem lekko, skręciłem, przewaliłem się i go skosiłem :D

 

3. Taki średni zjazd, prędkość też około 40 km/h, koła już 26. Ja ostatni, za późno wcisnąłem hamulec, a że na końcu była taka duża dziura, to dosłownie z tym rowerem wleciałem do niej i wprost na kumpla rower :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mega głupota z mojej strony :icon_mrgreen: jechałem sobie drogą normalną asfaltową dojeżdżałem do ronda z dość sporą prędkością jakieś 30km/h ale najlepsze w tym było że za późno zacząłem hamować a do tego padał deszcz i co i sru tylne koło spierdzieliło a ja na tyłek szybko wstaje wskakuje na bikea i jadę dalej udając że nic się nie stało ;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...

Największe przerażenie miałem jak byłem z kumplami w Będzinie na Dorotce. Było nas 4, ale tylko ja z kumplem skakaliśmy.Ok wjechaliśmy na samą górke zjeżdżamy, kumpel jechał pierwszy i po ostanitej hopce zatrzymał się zaraz po skoku tylko po to że zobaczył tam 10gr ja jakieś 30km/h, skok, lądowanie ujrzenie kumpla przed sobą, a co najlepsze pomyliłem hamulce i nacisnąłem lewą klamke, lądowanie 5m dalej na tyłku i plecach jakimś cudem a rower ustawiony na kierownicy i siodełku ;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 miesiąc temu...

Z takich śmiesznych to były 2, 2 moje, jedna zbiorowa i jedna kumpla :D

 

1. Było to bardzo dawno. Miałem makrokeszowy rowerek z 2 ,,hamulcami" tarczowymi. Jedziemy z kolegą z takiej górki, na końcy zakręt 90 stopni w prawo. Wylany piękny asfalcik a droga w ogóle nie uczęszczana, więc my z kolegą pędzimy ( u mnie na liczniku 56 km/h ). Na końcu przy wspomnianym zakręcie chcę wyhamować, ale wspomniane tarczówki przy tej prędkości rozpaczliwie jęczą i nie chcą hamować. Oczywiście nawet nie próbuję skręcać, jadę prosto - uskok ok. pół metra i pole uprawne. Wyskoczyłem i wpadłem w to pole. Na szczęście nie było otb, walnąłem się [ wiadomo czym :) ] w ramę, a później w kierownicę. Kumpel miał niezły ubaw jak ja przez 10 minut nie mogłem się pozbierać xD

 

2. Zima tego roku. Jakiś tam Arkus o wiele za wysoki na mnie. Wjechałem na zaspę tak ok. 1,5 metra wysokości. Odruchowo po zatrzymaniu się wystawiam prawą nogę żeby się podeprzeć a tam ZONK ! Zamiast podłoża pustka. Poleciałem jak Chłop z mazur na ziemię, dobrze że było mięciutko :D

 

3. Jedziemy z kumplem taką gruntową drogą w dół. Na liczniku 40 km/h. Za zakrętem TRAKTOR ! no to miałem wybór - rzeka, albo chaszcze. Z wiadomych przyczyn wolałem chaszcze :D Po zjechaniu odetchnąłem z ulgą, wprawdzie trawa wysoka na ponad metr skutecznie wali mnie po twarzy, ale zachowałem stabilność. Nagle przednie koło w coś wpada, a ja robię piękne OTB. Rower wbija się nade mną, ale takie miałem szczęście że kierownica wbiła się 10 cm od mojej głowy w ziemię przytrzymując rower. Już miałem się podnosić, gdy nagle poczułem następny ciężar. Okazało się, że kumpel jechał 3 metry za mną, i widząc, ze ta trawa nie jest taka straszna pojechał moim śladem. Widząc, że ja się glebnąłem on zrobił full skręt w lewo, wbił się w tą samą dziurę i powtórka z rozrywki. On przeleciał dalej, a jego rower wpadł na mój rower. Kumpel lecąc wyrzyczał coś, czego niestety nie mogę zacytować :) Jedynym skutkiem była czkawka i bul brzucha wywołany śmiechem z tego tekstu xD

 

4. Gleba kumpla. Jedziemy przy rzeczce. Brzeg urwany, ok. pół metra wys. Rzeczka dość głęboka, jak się kolega przekonał kryje do szyi xD Nagle kumplowi ( jechał bliżej rzeczki ) spodnie zahaczyły się o coś i poprostu przewrócił się w bok centralnie do wody. Jemu nie było do śmiechu, ale ja nawet pisząc to zalewam sie śmiecham :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

hehe mój znajomy jechał do dziewczyny i przeszkadzał mu łańcuszek który mu wypadł z pod koszuli chciał go poprawić lewą ręką co mu się nie udało więc odruchowo puścił kierownice pech chciał, że akurat na drodze leżał jakiś korzeń na który najechał zaliczając glebę. Po asfalcie przejechał jakieś 5m na plecach i zatrzymał się na starym drewnianym płocie. Nagle w świetle księżyca zobaczył kilka głów osób palących grilla za owym płotem. Szybko wstał pozbierał się i odjechał kawałek, aby sprawdzić czy koszula jest doszczętnie potargana. Ku jego zdziwieniu na koszuli nie było śladu :) uchchany udał się w dalszą drogę do dziewczyny :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 tygodnie później...

Moja najśmieszniejsa gleba była podczas wyprawy do Nałęczowa (jakieś 20km w jedna stronę). Praktycznie na samym początku. Zamieniliśmy się z kumplem na rowery bo miał nowy i chciałem zoabczyć jak działa. No i jedziemy chodnikiem jakieś 10km/h i nagle przed nami wyrósł śmietnik betonowy. Więc kumpel jadący przodem postanowił go ominąć, ale mu się nie udało i przytarł stopą, więc po hamulcach. Ja byłem jakiś mocno zamyślony więc, w ostatniej chwili przedni hamulec i sruu, przez kierownicę. Okazało się że jednak kumpel miał inaczej hamulce ustawione :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1.Ja akurat byłem na downhillu z kolegami i mialem skoczyć na hopce która miała 2,5 m.(pisząc 2,5m miałem na myśli jej wysokość) Kiedy wyskakiwałem za słabo wybiłem kierownice i tył roweru poszedł bardziej do góry niż przód. Wtedy nogi zpadły z pedałów, tyłek z pod siodełka i poleciałem super menem (tak powiedzieli koledzy). kiedy "wylądowałem" przeturlałem się po rowerze. miałem na szczęście kask ale pocharatałem sobie brzuch o pedał i cały sie poobijałem. Można więc powiedzieć, że próbowałem red bull x-fighters. Kolega tak zalewał ze śmiechu, że się wywrócił

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hmmm to było jakoś tydzień po powodzi stulecia. Zjeżdżałem z pewnej górki zaraz za kumplem ale on jechał dość wolno i szybko zaczął hamować bo zauważył że w trawie na spodzie górki jest ogromne bagno. Ja niestety zauważyłem dopiero 3 metry przed i hamulce już niewiele pomogły. Przekręciłem sie instynktownie na bok żeby nie wylądować ryjem w błocie, przejechałem jeszcze pare metrów na boku i praktycznie w połowie byłem mokry a w połowie suchy :) Wyglądało to dość komicznie i laski oglądały sie za mną bynajmniej nie ze względu na fajne okulary :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...

Ja chciałem wjechać na studzienkę wystającą na jakieś 5cm i zobaczyć jak mi się amor ugnie. Wychyliłem się więc do przodu i przy najeździe przeleciałem przez kierownicę :) Byłem bardzo zaskoczony, bo nie jechałem szybko i nigdy mi się coś takiego nie zdarzyło :(

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Też miałem sporu wypadków i upadków ale te dwa utkwiły mi w pamięci:

1.Jechałem sobie DDR jakieś 35km/h byłem już zmęczony słońce wali jak oszalałe do domu juz tylko jakieś 10km więc fantazja mnie poniosła aby dać w pedał i jeszcze szybciej pojechać rozpędzam sie już na liczniku 40km/h i musiało coś się stać Z prawej strony jest rów i krzaki jakieś a z lewej chodnik po którym wędrowała jakaś para z psem ale pies biegał po tych krzakach i smycz przecinała DDR a ja nie widziałem a ona były na wysokości kierownicy w każdym bądź razie wyżej niż przednie koło i bęc psa wyciagnelo z rowu właściciel też poleciał we mnie i ja wpadłem w rów . Były tego nie miłe skutki . Ta para złapała mnie za fraki zadzwoniła na policję i co się okazało ?

- pies był bez kagańca i łaził po DDR i to była prawda bo tak też stwierdzili świadkowie a para chciała mnie wrobić i powiedziała że jechałem za szybko i po chodniku wprost na nich więc oni uciekli na DDR i potrąciłem ich. Ale wyszło na moje zakończyło się tym ze para dostała mandat a jak no cóż rozwalone czoło , obdarte dłonie kolana i łokieć i wielki siniak na żebrach ,a dla roweru troszkę się tylko porysował .

2.Jadę sobie na koncercie full ludu myślę taka mniejsza luka jest dam w pedał trochę przyśpieszyłem i staną mi na przeszkodzie krawężnik i bum walnąłem w tą przeszkodę ale za dziwo przednie koło wjechało prawie a tylne nie i wskutek tego wyleciałem przez kierownicę rower wyleciał też jak z procy i na mnie akurat siodło trzepło mi w głowe i nabiło gigantycznego guza. Rower prawie cały tylko przerzutki sie wygieły .

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeżdzę w SPD już dość długo i dawno zapomniałam co to znaczy zaliczyć glebę nie wypinając się. Nawet ucząc się jeździć zaliczyłam tylko jedną o dziwo... ale wracając do sedna. Jade sobie wczoraj wieczorem z Młocin, patrzę a tam kocia impra na podwórku :) w sensie siedzi ok 30 szt kotów różnego gatunku i różnej wielkości. Myślę zatrzymam się cykne fotkę i pogłaskam sobie jednego, wypiełam jedna noge i oczywiscie upadłam na tą niewypięta. Smiałam sie sama z siebie leżac na tym asfalcie i patrząc jak koty ode mnie spieprzaja <lol>

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie zaliczyłam dużo gleb, ale jedna była dość komiczna, zwłaszcza dla przechodniów:

To był jakiś duży park. Wypasiony kawałek asfaltowej ścieżki rowerowej, sucho. Jeździłam tamtędy wielokrotnie.

Rozpędzona ok 38km/h złożyłam się na łuku a po chwili sunęłam na na boku po trawie a obok sunął mój rower... i tak sunęliśmy z naście metrów po czym ja zatrzymałam się na trawie a mój rower w sadzawce. Spacerujący płakali ze śmiechu.

Na pewno ktoś z nich podłożył mi mokre liście na ścieżkę :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 tygodnie później...

Ja miałem dosyć "ciekawą" sytuacje z miesiąc temu, jechałem w Legnicy po wałach przeciw powodziowych (Ubity piach, trochę szutru, trawa). Jadę ok 30Km/h i wjechałem w koleinę (okazało się ok 20cm głębokości) rower pojechał jak po szlaczku xD rower został na górze na wale ja przeleciałem przez kierownicę na ręce potem jakieś salto i wylądowałem na plecach u podnóży wału w 1m pokrzywach xD nie polecam, dobrze ze miałem kask.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kilka lat temu, wymijam dziewczynę która wiezie na rowerze dwa spore kubły wody. Traf chciał że dziewczyna skręcając do domu nie spojrzala czy coś za nią jedzie

Efekt leżymy obydwoje na ulicy dodatkowo cali mokrzy od wody. Z jednej strony to się cieszę, nauczkę miała po zderzeniu z rowwerm a nie samochodem

Druga super gleba w zimie, hamuję przed zamkniętym szlabanem kolejowym, po chwili ja sunę swoim torem, rower tuż koło mnie. Tak sobie jechalismy kilka metrów.

Ludzie mieli niezły ubaw

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zarchiwizowany

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...