Skocz do zawartości

[gleba] Wasza najśmieszniejsza


Pioe

Rekomendowane odpowiedzi

Była to druga klasa liceum (koniec zimy) - do szkoły dojeżdżałem oczywiście rowerkiem niezależnie od panujących na dworze warunków. Miałem wtedy jeszcze starego, wysłużonego Gianta Bouldera, jednak pod moją opieką działał dość sprawnie - a najsprawniej to chyba hamulce. Pewnego dnia uznałem, że zawinę sobie z 4 ostatnich lekcji i pojadę na małą wycieczkę po mieście. Tak też zrobiłem. No więc jadę sobie chodnikiem, a tu nagle się tłok zrobił, dużo ludzi, no to manewruję pomiędzy nimi - wyjechałem z tłumu i ucieszony odzyskaniem swobody depnąłem na pedały. Nagle, niemalże spod ziemi wyrósł przede mną jakiś młody facet - no to automatycznie po hamulcach - miałem niestety pecha, bo trafiłem na wilgotny piach, który pozostał po stopniałym śniegu - nie dość, że się wyłożylem, to jeszcze sturlałem po schodach (niezbyt wysokie, ale 4 litery bolały niemiłosiernie). Podnoszę wzrok, a tam facet, którego ledwo uratowałem przed smiercią lub kalectwem, stoi i się ze mnie śmieje ~~

 

Tego samego dnia, wracając już do domu zaliczam kolejną glebę - zjechałem do przejścia podziemnego i całkiem nieźle rozpędzony zarejestrowałem dziadka na kursie kolizyjnym - na wyminięcie nie było szans, bo gwałtowniejszy ruch kierownicą na gładkich, wilgotnych płytach z resztkami zimowego piasku doprowadziłby chyba do katapultowania mnie z roweru - jedyne, co się udało mi zrobić, to położyć się razem z rowerem na boku i w pięknym stylu wypolerować samym sobą z 10 metrów podłoża.

 

Cały brudny wrócilem do domu - jakoś wówczas śmiać mi się niezbyt chciało, ale teraz to wspomnienie wywołuje ironiczny grymasik :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jadę sobie drogą rowerową w Sopocie (koło UG-ekonomia) 20 km/h i nagle z zawrotną szybkością za zakrętu wyjezdza jakaś starsza babka i jedzie moją prawą stroną wprost na mnie ( nie wiem może była z Angli ;/ ) jedyne co zdążyłem to odbic w lewo , ponieważ ona oczywiście nie wpatrywała się przed siebie tylko w bok...

Zahaczyłem ją pedałem straciła równowagę i przewaliła się na lewy bok ;p , ja patrząc co się z nią dzieje jechałem dalej patrząc w tył , niestety na mojej drodze pojawił się słup oddzielający rowerową od chodnika ,przeleciałem jakieś 2 m i padłem idealnie przed ludźmi na przystanku :) . Całej sytuacji nie widzieli z boku , także ich twarze wyglądały z lekka na zaskoczone.

Na koniec oczywiście podszedłem do Pani "Gleba" i spytałem się czy wszystko w porządku , na co zostałem zbesztany wyzwiskami ... No cóż odjechałem pokornie , choc miałem ochotę ją skontrowac :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

ha , mi się teraz przytrafiło :( dosłownie do przeleciałem przez kiere na PODJEŹDZIE !! nachył ok 40kilka % cisnę na stojąco z ugiętymi nogami pod szyndzielnię na skróty gdzie leżało kilkanaście luźnych kamieni i stało sobie drzewo, wiec mijam drzewo na styk i nagle dłonie spadły mi z kierownicy (!?!) przez co brzuchem nadziałem się na kiere, rękami oparłem się o ziemie a buty miałem dalej wpięte w bloki i w takiej pozycji oparłem się o drzewo i sobie tak leżałem jakiś czas zanim dotarło do mnie co się stało:D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chyba takiej strasznie śmiesznej nie miałam ...hmm przynajmniej nie na rowerze...:yes: ale jadąc z kumplem...:) który miał spd-y jechalismy dosć szybko po błotach i takie tam inne i niestety kumpel sobie chciał tak przeskoczyć długą kałużę a los tak chciał że nie było widać, ze wkałuży jest śliska blacha i tylnie koło weszło w poślizg , nie zdążył nawet wypiąć spd-ów...ja jechałam na szczęście-nieszczęście z tyłu....heh :) było śmiechu ...tz ja miałam ubaw...bo jeździ on dłużej niż ja i chyba go troszke poniosło:)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

moja najśmieszniejsza była w tym albo zeszłym roku, na Równicy. Na Równicę jest asfaltowy podjazd, więc zablokowałem widelec (ecc miałem, wiec jeszcze obniżyłem) i jadę. Na samej górze naszła nas ochota na tor saneczkowy, zjeżdżamy więc niedokończonym chodnikiem. Jedzie mi się jakoś dziwnie - patrzę a ja nadal mam zablokowany widelec. Prędkość niestety była zbyt duża aby go odblokować podczas jazdy, a ten chodnik co 3 - 4 metry miał uskok (taki schodek). Na końcu chodnik był nieskończony i była tam wielka dziura. Zwolniłem ale chyba trochę za późno bo wpadłem przednim kołem do niej, podniosło mi tył bardzo wysoko i teraz uwaga - nie wiem co chciałem zrobić, ale stojąc na przednim kole zacząłem kręcić pedałami, pokręciłem z 5 obrotów po czym glebnąłem na bok. Kumpel który jechał za mną też by się przewrócił. Ze śmiechu ;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1.Podwoziłem kuzyna na bagażniku (rower mojej mamy :P) ze szkoły ,Mocno nacisnąłem pedała i rower w pionie a On leży na chodniku i nie wie co się dzieje :D

2.Na starym rowerze ,zrobiłem rampę na podwórku ^^ I spróbowałem wjechać na nią z przeciwnej strony :o Staranowałem wszystko po kolei i zrobiłem OTB ^^

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kiedy miałem jakieś 6-7, może 8 lat wykopałem dość sporą jak na moje możliwości, szczególnie wtedy dziurę i postanowiłem nad nią przelecieć rowerem. Wtedy miałem jeszcze malutki rowerek, kółka bodajże 20".

Rozpędziłem się...i wjechałem centralnie w dziurę :D

Efekt? Kierownica, która była zintegrowana ze wspornikiem, jak to w takich małych roweruch się złamała, a ja zrobiłem sobie "małe" ała :P

Pamiętam, że po tym wypadku oddaliśmy rower do znajomego i pospawał to, co złamałem :o

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No to jak już mówimy o szczenięcych czasach, to raz w wieku 8-9lat próbowałem jechać bez trzymania kierownicy z zamkniętymi oczami. :)

Jazda trwała jakieś 5 sekund, po czym zaliczyłem betonowy słup... ;) Guza na czole miałem chyba z 2 tygodnie. Kiedyś to było traumatyczne przeżycie, ale teraz mnie to śmieszy... :P

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja nigdy nie zapomnę jak przydzwoniłem w słupa jak byłem mały... x.X Jechałem rowerkiem kumpla i miał jakąś taką trąbkę, która strasznie ciężko działała... Postanowiłem użyć obu rąk, aby ją nacisnąć, za bardzo się na niej skupiłem i kiedy już spojrzałem przed siebie... słup... x.X ajć... Nos złamany xD

podobno u lekarze jeszcze wyskoczyłem z tekstem 'biedny słup... ciekawe co z nim' buhaha :voodoo:

 

Teraz całkiem niedawno niezły "wypadek" zaliczyłem ^.^

Jadę sobie z kumplem na podjeździe powolutku. Ten jedzie slalomem po całej szosie (mało ruchliwy wiejski asfalt xD) Ja się zagapiłem gdzieś w lewo, oglądam się przed siebie... A tu kolega stoi prostopadle do mnie... :lol2: Tak w niego uderzyłem, że aż mu się felga dośc mocno wygieła... xDD

 

Brechta też była jak zaHaczyłem pedałem o asfalt podczas skręcania... Aby się iskry posypały z pedała i zaraz mnie odbiło na drugi bok i leże.... Do dziś mam bliznę na łokciu... :/

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 4 miesiące temu...

Ja miałem jedną śmieszną glebę. Jadę sobie z kumplem asfaltem. Obaj mieliśmy rogi. Jedziemy, jedziemy i nagle kumpel zawołał:

"Patrz w prawo!"

Spojrzałem. Była grupka ludzi i dwie fajne dziewczyny. Niestety tak się zająłem tym patrzeniem, ze nie patrzyłem się na drogę.

Okazało się, że wjechałem w kumpla i zaczepiliśmy się rogami. Próbował się "rozpiąć" ale bez rezultatu. W końcu ja skręciłem ostro w prawo a on w lewo, żeby się rozłączyć. I co się stało? Urwane rogi spadły na środek asfaltu, Tomek wjechał w lewy rów, a ja... w prawy, ale zarośnięty pokrzywami.

 

Zniszczenia jakie były to u mnie lewy róg i przekrzywiony kierownik a u kumpla prawy róg i skrzywiona przednia zębatka.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Serdelski, a nie mogliście po prostu zatrzymać się i rozpiąć? :) Ja na ostatniej Skandii w Gdańsku na zjeździe też sczepiłem się jakimś gościem (pozdrawiam :P) rogami i mimo groźnej sytuacji gleby z tego nie było. Jedynie trochę strachu, bo szybko zorientowaliśmy się w sytuacji i pomyśleliśmy o tym samym, żeby się zatrzymać :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dużo tego było :whistling: Z rogami miałem podobne akcje, tak samo ile razy w kolegę wjechałem i vice versa.

 

Ale dobre było jak chciałem zaszpanować lekko i rozpędziłem się na maxa i do garażu wjechałem i chciałem w ostatnim momencie zahamować tylnym hamulcem bokiem. Ale nie wyszło, ponieważ linka pękła, a na dodatek przedni był zbyt słaby, aby się zatrzymać- skończyło się tak, że wbiłem się na ścianę jak placek jakiś :) Ale miałem wtedy jakieś 8lat, albo i mniej.

Druga podobna sytuacja- koleżanka chciała, żebym zahamował tylnym hamulcem tak, żeby zostawić jak najdłuższy ślad, rozpędziłem się i zahamowałem, ale tato wcześniej zamienił mi manetki hamulców, bo coś tam nie pasowało i zamiast tylnym to przednim zahamowałem i był lot przez kierownice, akurat tato z pracy wychodził jak leciałem :) Wtedy też jakoś 7lat miałem.

 

Takich sytuacji jest od cholery, zawsze coś nowego dochodzi :rolleyes:

 

Pozdrawiam

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Miałam trzy w życiu fajne gleby ;)

pierwsza jak miałam 8 lat, pędziłam na rowerku (dużym już rowerku!) prostą drogą, a na końcu skręt w lewo i wał po zewnętrznej. Prędkość miałam taką, że skręcić się nie udało, wjechałam na wał i spadłam za wałem ;) do tej pory nie wiem JAK ja to zrobiłam xD

druga, pędziłam szuterkiem w dół (akcja gev oducza się trzymania hebli...) i jakaś paskudna muszka mi w oko wpadła, to chciałam wyjąć... wpięta, obolała po solidnym upadku (prawa strona lewego kolana z dziurą od uderzenia o mostek xD) powiedziałam do Roberta tak (uwaga, teraz najsmieszniejsze): Robert... wypnij mnie! i zabierz rowerek z drogi, bo ci motocrossowcy mu krzywde zrobią... (wszystko z łzami w oczach i obitym tyłkiem)

trzecia, znów szuterek, kilka dni po drugiej glebie, wjechałam w jakąś belkę... koło skręciło samo! ja zaliczyłam coś na kształt otb na górkę z korzeniami :D i znów magiczne słowa z łzami w oczach: Robert... wypnij mnie!

 

koniec. śmiejcie się, bo i ja z Was się śmiałam :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Najśmieszniejsza glebe jaka miałem dziele z Falloutem ;) Jechaliśmu sobie singletrackiem, on pierwszy, ja z tyłu, przed nami krótki ale stromy podjazd. Fallout podjeżdza ale zatrzymał sie w połowie. Ja probowałem ominać go bokiem ale też sie nie udało. Zatrzymałem sie na podjezdzie obok niego, szybko sie wypiałem podpieram sie nogą, a tu zonk, błoto. Noga sie zeslizgneła i poleciałem razem z rowerem w bok na Fallouta. Byłem zakleszczony miedzy dwoma rowerami zczepionymi rogami miedzy szprychy i nie moglem sie ruszyć, a on ze smiechu nie był w stanie mi pomóc. Leżałem tak z 5 minut :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Najśmieszniejsza glebe jaka miałem dziele z Falloutem ;) Jechaliśmy sobie singletrackiem, on pierwszy, ja z tyłu, przed nami krótki ale stromy podjazd. Fallout podjeżdza ale zatrzymał sie w połowie. Ja probowałem ominać go bokiem ale też sie nie udało. Zatrzymałem sie na podjezdzie obok niego, szybko sie wypiałem podpieram sie nogą, a tu zonk, błoto. Noga sie zeslizgneła i poleciałem razem z rowerem w bok na Fallouta. Byłem zakleszczony miedzy dwoma rowerami zczepionymi rogami miedzy szprychy i nie moglem sie ruszyć, a on ze smiechu nie był w stanie mi pomóc. Leżałem tak z 5 minut :D

Miałem kiedyś identyczną, również błoto, mini podjazd, tyle że jechaliśmy dróżką wciętą w wąwóz o bardzo sporym nachyleniu. Pech chciał że kolegi opony straciły przyczepność i lotem ślizgowym razem z rowerkiem poleciał na mnie, a potem już razem w dół wąwozu. Całe szczęście że pod sam koniec były drzewa, zatrzymując się na nich uniknęliśmy upadku z najbardziej stromej części wąwozu. Cali w błocie i o kilku ranach, wróciliśmy cali do domu.

 

Powiem wam jedno. SPD nie są przystosowane do podejść w górę. Wyjść z wąwozu, na dodatek z rowerami, to była sztuka. Brakowało tylko jakiejś uprzęży i liny, a wszystko przez błoto.

 

Pozdrawiam

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1. Za czasów młodości, ale posiadając już własny rower. Odkrywałem właśnie skuteczność hamowania przednim i postanowiłem pochwalić się kolegom. Rozpędziłem się więc do około 30km/h i dojeżdżając do nich zacisnąłem obie klamki na maksa. Jakie było moje zdziwienie gdy poczułem się lekki, bardzo lekki. Przedreptałem kilka metrów łapiąc równowagę, po czym się wyłożyłem.

 

2. Zeszłoroczna, jadę sobie po szosie pod górkę, ale akurat sznurek samochodów mnie mija. Nie chcąc im truć życia postanowiłem zatrzymać się na poboczu i poczekać na przerwę w pojazdach. Stawiam jedną nogę, ale coś nie pewnie stoję, więc przestawiam ją dalej w bok. Ale dalej coś nie tak z równowagą, więc poprawiam ustawienie, ale to nie pomaga, bo noga coraz niżej jest. W końcu zwaliłem się do dość głębokiego rowu, na szczęście zarośniętego miękką trawą.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Może gleba sama w sobie nie była śmieszna, ale śmieszne były okoliczności :D.

 

Jechałem kiedyś na rowerze od mojej kobiety, było po 15, jadę sobie i widzę że wymieniają chodniki. Zasuwam dosyć szybko bo powierzchnia gładka ludzi mało :D.

Nastał późny wieczór, wracam do domu tą samą drogą. Nie miałem oświetlenia, ale jechałem na pamięć po tym samym chodniku dosyć szybko.

Jakie było moje zdziwienie gdy nagle wylatuję przez kierownicę ;]. Okazało się że panowie w międzyczasie zdążyli wstawić krawężniki wystające o jakieś 30 cm z ziemi :].

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hm moja najśmieszniejsza i zarazem najgłupsza przygoda to taka, że odwoziłem na rowerze koleżance parasolkę, którą dzień wcześniej mi pożyczyła (z buta byłem wtedy). Prędkość oscylowała około 10-15 km/h. Nagle ten metalowy trzpień parasolki dostał się w przednie szprychy przeleciałem przez kierownicę a już leżąc na ziemi dostałem rowerem po plecach ;) Trochę ciemno mi się zrobiło przed oczami ale jakoś się pozbierałem szczęśliwie nic mi nie było. Bilans tego zdarzenia to taki, że musiałem odkupić koleżance parasolkę ;]

 

Drugie zdarzenie może niezbyt zabawne choć mogło to ciekawie wyglądać. Wracałem ze znajomymi z dość długiej męczącej podróży. W nogach miałem jakieś 110 km. Było już ciemno na drogach. Podczas podjazdu pod umiarkowaną górkę zjechałem z remontowanej drogi jakieś 30 cm w dół a później jeszcze do rowu przy okazji obijając się o ramę... Trochę poskakałem i pojechałem dalej przy okazji jeszcze rozjeżdżając kilka pachołków ;P

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pewnego razu zjeżdżałem z parkingu na ścieżkę. Krawężnik i zaraz malutki zjazd. Kumpel spokojnie przejeżdża ja za nim prędkość niewielka ja spokojnie przejeżdżam krawężnik zjazd i nagle stop czuje że tył idzie do góry więc ja na tył i zostałem w takiej pozycji, ta chwila ciszy była chyba najwspanialsza xD. Jedyna opcja to polecieć na bok. Wstaje i kombinuje co mnie zatrzymało. Odkryłem że pod piaskiem była zakopana kostka z której układano ten parking.

 

Inna ciekawa sytuacja to szybki single zjazd (35-50) jedziemy w trójkę ja na końcu zakręt na środku zakrętu wystaje kamień o dość specyficznym kształcie gdy się dobrze najechało to robił za profil zakrętu. Oczywiście ja się o kilka cm pomyliłem. Ja skręciłem w lewo natomiast rower poszedł prosto w krzaki. Bilans pęknięte ostatnie lewe żebro aczkolwiek nie zwróciłem na to nawet uwagi bo bolały wszystkie jak przy potłuczeniu, a że ortopeda w domu to tekst "aaa tam nic ci nie jest". Wyszło niedawno przez przypadek.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...

Ja też miałem kilka :)

1. Stary mały romecik na kółkach może z 15". Miałem wtedy z 9-10 lat. Nowo wybudowany podjazd dla niepełnosprawnych, i zawrót na nim. Wiraż był na wysokości ok.40-50 cm. No więc najechałem na ten podjazd i z prędkością 1-2km/h spadłem z tego robiąc OTB. Po tym "tricku" leżałem nieuruchomiony przez kilka minut.

2. Dostałem rower górski w 4 klasie podstawówki. I akurat robili u nas ulice i była górka piachu, koledzy skacząc wyjeździli ją już i w końcu odważyłem się skoczyć. Rozpędziłem się na maksa jak na tamte możliwości, a górka miała ok.1m wysokości. i gdy już wyskoczyłem to wylądowałem 1,5-2 m za górką po czym odbijając się od ziemi (rower to był sztywniak) i lądując drugi raz bez roweru. Co śmieszne zacząłem płakać i koledzy przybiegli mi pomóc, a ja do nich z tekstem: "Co wy k***a?! rower patrzcie a nie mnie!" (byłem wtedy stosunkowo wyszczekany)

3. Ten sam rower, gramy w policjantów i złodziei. Ja policjant gonię starszego kumpla i wyjazd z uliczki był na szosę, ale on skręcił niespodziewanie w chodnik, a ja z opóźnioną reakcją tak samo i nie wiem czemu zaraz po zakręcie zahamowałem na brzegu rowu po czym się obsunąłem i wpadłem w wodę!

4. Już nowy używany rower, który kupiłem na giełdzie samochodowej za 40 zeta. Był to rower z dwoma amortyzatorami. Było to w zeszłym roku. Mama wysłała mnie do banku zapłacić za rachunki i sobie jadę chodnikiem i myślę wyskoczę z krawężnika. I tak to zrobiłem, lecz gdy wyrwałem przód do góry wyleciała dolna część amora z kołem, ale co najgorsze linka hamulca trzymała to co odpadło i rower się na to "nadział" i wykręciłem porządne OTB, co skończyło się rozbitą brodą!

5. Wracam z konkursu modelarskiego rowerem po takim objeździe, który był na miękim piachu zrobiony, a że tiry tam cisnął 24/h to na asfalcie zrobiły się koleiny. I tak jadę i czuję, że coś mi wibruję w kieszeni, więc próbuję wyciągnąć tą komórkę i w koleinie mnie majtnęło i rogiem o wysoki pachołek zahaczyłem :) i się wywaliłem, i wreszcie odbieram komórkę i mama się pyta co robisz?, a ja leżę na szosie :) A potem jak mi matka zaczęła drzeć się przez komę to myślałem, że ogłuchnę!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zarchiwizowany

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...