Skocz do zawartości

[pogadajmy] czyli co dziś robiłeś rowerowego - reaktywacja cz. 11


Odi

Rekomendowane odpowiedzi

Wreszcie od dawna planowany wypad z kobitą do Kudowy i rowerowa wycieczka spod kaplicy czaszek na błedne skały. Po 11 km podjazdu miałem dość. Do czego to doszło żeby kobita mnie pod górkę dopingowała :)

Rekordu top speed na zjeździe nie było bo mnie jakiś czech w skodzie przyblokował.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

dziś z forumowym killerem Chaozem 90km i samotne 70km - łącznie 160km jak w mordę strzelił:) Odczuwam nadal 2tyg pobyt na podkarpaciu ;). Kolega mnie po prostu zajechał na max'a za co thx :icon_lol: bez łez i potu nie ma progressu :thumbsup: pozdrower

ps i w cale nie było wolno, łatwo i płasko :) było w stylu Chaozzowym - hc na max'a było ciężko przynajmniej mnie od 90km :whistling: zgon i walka o przeżycie :icon_wink:

ps2: miało być lajtowo - nie było :devil:

ps3: thx za holowanko

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

dziś z forumowym killerem Chaozem 90km i samotne 70km - łącznie 160km jak w mordę strzelił:) Odczuwam nadal 2tyg pobyt na podkarpaciu ;). Kolega mnie po prostu zajechał na max'a za co thx :icon_lol: bez łez i potu nie ma progressu :thumbsup: pozdrower

ps i w cale nie było wolno, łatwo i płasko :) było w stylu Chaozzowym - hc na max'a było ciężko przynajmniej mnie od 90km :whistling: zgon i walka o przeżycie :icon_wink:

ps2: miało być lajtowo - nie było :devil:

ps3: thx za holowanko

 

Oczywiście to wszystko to stek bzdur wyssanych z palca.

Może i było 90 km, może i było parę górek, może i wiało troszkę, może i było czasami troszkę szybciej, może...nie było całkiem lajtowo... ale nie było wcale aż tak źle!

pozdro!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Mod Team

Od czwartku do niedzieli byłem w Szklarskiej na rowerach z kumplem i jego dziewczyną. Pierwszy dzień okazał się przygodą życia. Dotarliśmy na miejsce, zjedliśmy i o 16 ruszyliśmy na rowery. Zaplanowana trasa 41km według mapki turystycznej. Pierwsze problemy zaczęły się wtedy, gdy skończyły się oznakowania naszego szlaku, czyli po stronie czeskiej. Pytając ludzi o drogę, patrząc na mapę i trochę błądząc jechaliśmy dalej. Niestety na mapce nie było zaznaczonego jednego z dwóch mostów i tam się pogubiliśmy. Ale nic to, jedziemy radośnie dalej. Ok. 18.45 zrobiło się nagle ciemno, wietrznie i groźnie. Zdążyliśmy dokręcić do jakiejś czeskiej chatki dla turystów, weszliśmy do przedsionka i lunęło. Przez dobre 40 minut deszcz lał się strumieniami przy akompaniamencie walących piorunów. W międzyczasie kilku osób pytaliśmy o drogę. Ku naszej wielkiej uciesze każdy podawał inną wersję :) O 19.30 przestało padać, musieliśmy ruszyć dalej. Zimno, mokro, woda chlapie spod kół, jedziemy. Robi się coraz później i bardziej szaro. W pewnym momencie szutrowy szlak przechodzi w asfalt - jest nadzieja! Niestety asfalt po kilku km przechodzi w szuter i tak jeszcze kilkukrotnie. Okazuje się, że Czesi wiele górskich szlaków mają pokrytych asfaltem. Dojeżdżamy do skrzyżowania szlaków, przy nim stoi drewniana budka (taka dla turystów żeby się schować przed deszczem), a obok jakiś pan. Podjeżdżam zapytać o drogę, a on zaczyna nawijać po niemiecku :P Zaskoczenie. Dojeżdża Bartek, on zna niemiecki na tyle żeby się dogadać. 10 minut intensywnej konwersacji przy mapie i okazuje się, że wszędzie mamy bardzo daleko. Niemiecki turysta wskazuje palcem na swoją drewnianą bazę i proponuje nam nocleg :D Oczywiście nie w głowie nam takie atrakcje, trzeba wrócić do swoich pokoi. Na drogowskazie widnieje "Harrachov 18,5km". Niestety w kierunku przeciwnym, czyli tym, z którego przyjechaliśmy. Musimy tam dotrzeć jakkolwiek inaczej. Stamtąd już pójdzie z górki. Robi się coraz bardziej ciemno, dojeżdżamy do wielkiego budynku - schronisko z restauracją. Kumpel patrzy na przydrożną mapkę i stwierdza, że wie gdzie jechać. Niestety jak się nie wie dokładnie gdzie się jest to żadna mapa nie pomoże. Przed dalszą częścią asfaltowego szlaku stoi zakaz ruchu, jedziemy, najwyżej droga będzie nieprzejezdna i będzie trzeba zawrócić. Cały czas z góry, serpentyna. Zakaz ruchu podyktowany był tym, że w kilku miejscach piach i kamienie się obsunęły, zawalając częściowo drogę. Rowerami dało się bez problemu przejechać. Jedziemy i jedziemy, cały czas z góry. Zrobiło się ciemno. Momentami hamowałem prawie do zera bo moja kiepska lampka z padającymi bateriami nic nie dawała. Zjazdu było mniej więcej 10km, gdyby chcieć to podjechać konieczne byłoby rozbicie tej wyprawy na co najmniej 2 dni ;) Dojechaliśmy do miejscowości Biely Potok. Pytamy o Harrachov, w odpowiedzi słyszymy min. 25km, oczywiście w przeciwnym kierunku. Nie ma mowy, nie zawrócimy, trzeba znaleźć jakąkolwiek inną drogę do Polski. Zatrzymujemy przejeżdżający samochód, kolega dobre 10-15 minut rozmawia z Czeszką. Życzliwa pani dokładnie wszystko tłumaczy, a na koniec daje nam mapę. Jedziemy, po chwili znów kończy nam się asfalt, zawracamy do skrzyżowania, aha to tu mieliśmy skręcić. Jest 21.30 dzwoni do mnie kumpel, który został w pokoju (nie jeździ z nami bo pieszo eksploruje góry). Przedstawiam mu sytuację mówiąc, że nie wiemy gdzie jesteśmy, którędy jechać i kiedy wrócimy. Po drodze jeszcze kilka razy błądzimy. Jest ciemno, zimno a do domu kilkadziesiąt kilometrów nie wiadomo w którą stronę. Dzwonimy do pana, od którego wynajmujemy pokój i prosimy o pomoc. Ktoś musi po nas przyjechać bo sami do jutra nie wrócimy. Pan ma wziąć nasze auto, bez bagażnika na rowery. Złoży się siedzenia, wpakuje 3 rowery do środka, a my się jakoś ściśniemy. Umawiamy się w miejscowości Nove Mesto. Mamy tam kawałek drogi, ale lepiej jechać niż stać bezczynnie i marznąć czekając. Po drodze mijamy miasteczko przez które przeszła powódź. Przerażający widok. Bałagan, sterty rzeczy, które po przejściu wielkiej wody do niczego już się nie nadają. Kilka metrów nad strumykiem na drzewach wiszą, prześcieradła, ubrania, połamane gałęzie. Dojeżdżamy do Nowego Miasta, jeszcze chwilę czekamy i jest nasz transport. Jakoś udaje nam się załadować rowery i wcisnąć siebie. Amor gniecie mi rękę, pedał wbija się w plecy, a zęby korby momentami chcą rozszarpać nerkę. A nasz pan kierowca jedzie wyjątkowo ostro zważywszy na sytuację na pokładzie. Oczywiście teraz też gubimy drogę, ale po chwili wyjeżdżamy na dobrą trasę. Zaczyna się ulewny deszcz, ale teraz to już bez znaczenia, jedziemy do domu :) Kilkadziesiąt minut jazdy, około 40km i ok. 23:45 mokrzy, zmęczeni, ale cali i zdrowi jesteśmy na miejscu.

Przez resztę pobytu też kręciliśmy w ciężkich warunkach bo pogoda nie dopisywała. Jednego dnia wcale nie dało się jeździć bo od rana do wieczora lało. Dobrze że był festiwal rowerowy bo byśmy się zanudzili. W sumie jeżdżąc przez 3 dni zrobiliśmy 186km. A z ciekawszych przygód to kumplowi znów pękła rama, która przed wyjazdem była spawana, spaw nie wytrzymał. Poniżej kilka fotek.

 

img7104m.th.jpg img7136qn.th.jpg img7159m.th.jpg

 

img7189.th.jpg img7194b.th.jpg img7208o.th.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tomku - cieszymy się, że udało Ci się powrócić ;)

Ja w Szklarskiej i Karpaczu byłam tydz temu... podobnie jak wasz kolega góry zwiedzam na pieszo.

 

A ja objechałam parę sklepów rowerowych i w końcu nabyłam bagażnik Topeak Super Tourist w jakiejś śmiesznej cenie ;) teraz mogę przymierzać sakwy.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dzisiaj skułem łańcuch, wyczyściłem go i założyłem spinkę SRAMA po czym naoliwiłem go ostatnio kupionym olejkiem do łańcuchów, kupiłem szczoteczkę do czyszczenia kasety oraz przerzutek i to właśnie zrobiłem :) Dodatkowo wymieniłem chwyty kierownicy na nowe i zrobiłem ok. 20 km w ramach próby, po czym wyregulowałem tylną przerzutkę i założyłem podpórkę :D

Dużo tego bo nie cały tydzień temu kupiłem nowy rower, jeszcze jest przy nim trochę roboty :)

Dodatkowo kupiłem sobie w Praktikerze skrzynkę narzędziową do warsztatu i wrzuciłem do niej klucze i części do rowerów, żeby nie walał się po całym warsztacie :)

Jutro zaczynam pracę z naprawą pedałów (Nowy lakier) :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pixon: ;) noooo pięknie to nie wygląda...

 

Przyszły lampki Scream. Mieliśmy je wczoraj przetestować w lesie ale poszliśmy na piwo i na tym się skończyło... Chyba się poza tym skasowałam ostatnio. Zaczęłam wracać z pracy okrężną drogą + zaliczać po drodze Agrykolę i jeszcze jakiś jeden podjazd a poza tym po miesięcznej przerwie wróciłam do biegania. Wczoraj i dzisiaj ledwo kręcę na rowerze, chyba muszę odpocząć :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zarchiwizowany

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...