Skocz do zawartości

[Przemyślenia] Moje życie rowerowe


Rekomendowane odpowiedzi

Jeżeli chodzi o moje życie z rowerem, to zaczęło się dosyć niedawno. Dokładnie około półtora roku temu. Stary rower postanowiłem wymienić na nowy i troszkę pojeździć. Zacząłem jeździć sporadycznie na jakieś wycieczki, max. 10 km. Następnie wpadłem na pomysł, że nie mam tak daleko do pracy (ok.12 km) i rozpocząłem jazdę na rowerze. Zaczęło mnie to strasznie kręcić, począłem więc inwestować w ciuszki rowerowe. Na początek krótkie obcisłe spodenki i koszulka, potem doszły buty na zatrzaski i oczywiście wymiana pedałów w rowerze. Kolejnym krokiem było dokupienie sobie ciepłych ciuchów rowerowych i przejeżdżenie całej zimy na rowerku, dalej wiosny, lata, jesieni i w końcu wymiany roweru na bardziej zaawansowany. I właśnie teraz poszukuję nowego roweru :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Mod Team

Zaczęło się mniej więcej 10 lat temu, kiedy miałem z 15 lat i postanowiłem sprzedać komarka żeby kupić nowy rower. Za 850zł nabyłem fulla Magnum Profi. Ależ on wyglądał, prawie wszyscy na podwórku zazdrościli :P Nowa maszyna bardzo zmotywowała mnie do intensywniejszej jazdy i pobijania swoich rekordów. O rowerach, sprzęcie, strojach itp. nie miałem wtedy zielonego pojęcia, jednak kompletnie nie pasowały mi obrotowe manetki. Tata sprezentował mi na gwiazdkę wtedy już prawie niedostępne manetki Shimano STX Special Edition 3x7. Tą maszyną pobiłem jeden z pierwszych poważniejszych rekordów, mianowicie przejechałem jednego dnia 150km. Po 3-4 latach zmieniłem rower na sztywniaka Meridy za 1100zł żeby jeszcze więcej jeździć. Dodatkowo od razu wymieniłem przerzutkę tylną z Tourneya na Acerę :) Jeździłem bez opamiętania. Latem potrafiliśmy z kumplem po godzinie 23 zasuwać po mieście jak wariaci, często świrując na jednym kole. Kolejnej wiosny zacząłem jeździć z lokalną grupą kolarską i wtedy zaraziłem się na dobre, a jednocześnie przy nich zrozumiałem, że mimo kilku lat jazdy, nie mam kondycji. To wtedy poznałem świat obcisłych spodni, kasków i butów SPD. Odkręciłem nóżkę i błotniki, które miałem przy rowerze zawsze. Po kilku tygodniach zrezygnowałem z jazdy z grupą, byłem zbyt niezorganizowany i wolałem jeździć kiedy miałem ochotę niż punktualnie stawiać się na trening. W tym czasie kupiłem, w sumie przypadkiem z czystej ciekawości katalog rowerowy 2004, zacząłem zagłębiać się w sprzęt i wymieniać elementy roweru. Kondycja szybko rosła, na rowerze czułem się doskonale i byłem bardzo pewny siebie. Odważnie jeździłem czy to po mieście w godzinach szczytu czy ruchliwymi drogami do okolicznych miejscowości. W każdej wolnej chwili siadałem na rower. W lipcu 2006 roku uparliśmy się z bratem (którego około rok wcześniej zaraziłem cyklozą), że zrobimy w ciągu tego miesiąca 2000 km. Dzień w dzień jazda, w tym jednego dnia rekord (15 lipca) - 222 km :) Lipiec zakończyłem przebiegiem 2325 km, a od stycznia miałem już ponad 6100 km. Był plan zrobienia w ciągu roku 10000 km, ale niestety w sierpniu zacząłem pracę. Brak czasu, zmęczenie i przebiegi drastycznie spadły, dlatego rok zakończyłęm mając 8535 km. Rok 2008 okazał się kompletnie kryzysowym jeśli chodzi o rower, oprócz braku czasu i sił pojawił się jakiś dziwny brak motywacji i ochoty. Przejechałem ledwie 1503km. Na rowerze bywałem znacznie rzadziej i przez to straciłem też pewność siebie, a może wcale nie przez to, tylko to już taki odpowiedzialny wiek :P Przejazd przez ruchliwe miasto nie sprawiał mi frajdy jak dawniej, a wręcz był stresujący bo przecież co trzeci kierowca samochodu chciał mnie zabić. W roku 2009 zacząłem się powoli rozkręcać. Poznałem kompana do jazdy z mojego miasta i treningi nabrały rozmachu. Po pewnym czasie jeździliśmy już regularnie - co drugi dzień intensywny trening kilkadziesiąt km. Przy okazji ten kumpel pokazał mi sporo ciekawych tras, których mimo wielu lat jazdy nie znałem. No i rowerowa pasja odżyła ze wzmożoną siłą. Pokupowałem trochę gratów do roweru, a we wrześniu pierwszy raz wybraliśmy się na maraton - do Wielenia. 57km w terenie było chyba najbardziej wyczerpującą jazdą w moim życiu :) Znów nabrałem rowerowego wigoru :D Po Wieleniu z racji znacznego pogorszenia pogody, nie jeździliśmy już tak regularnie, jesienna aura trochę mnie zniechęciła. Ale ostatnio znowu odczuwam wielką chęć na rower i staram się jeździć niezależnie od temperatury za oknem. A jak jeździć się nie da bo śniegu nawaliło po ośki to coś tam dłubię przy rowerze, np. ostatnio wylajtowałem przy pomocy dremela zacisk sztycy :) Jak widać mimo pewnych kryzysów czy spadków formy pasja, czy też nieuleczalna choroba cyklozą zwana trwa i ma się nieźle. Rower daje mi pewnego rodzaju wolność i pozwala oderwać się od szarej codzienności. I zupełnie nie rozumiem dziwnych spojrzeń ludzi widzących mnie jak jadę do pracy rowerem przy -20* :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czuwaj

 

U mnie różnie to było a mianowicie:

1995 Dostałem rower marki Romet na komunie który po paru tygodniach świeżo umyty na klatce mi ukradli B):( smutek, można było się w tedy zrazić do 2 kółek..

1997 Mama kupiła używanego górala ItaleBike (chyba) dużo jazdy po podwórku, częsty problem z rozkręcająca się korbą (znów rozczarowanie)..

2004 PRZEŁOM Nowiutki Trek 800 :D marzenia każdego chłopca, ciągła jazda w wolnej chwili, coraz to nowsze miejsca odkryte :):)

2008 Sprzedany stalowy Trek kosztem używanego Authora Dextera który okazał się za mały do amatorskiej rywalizacji(szybka sprzedaż..

2009 /luty/ Pierwszy złożony rower na ramie Treka 8900 bajka, nowe komponenty, pierwszy maraton Michałowice 90 km bojaźń a zarazem adrenalina. Następny to Powerade Kraków dobry wynik jak na moje możliwości. Pod koniec sezonu zmęczenie psychiczne do czasu nowego amorka, R7 rower zrobił się kilo lżejszy i znów jazda..

2090/2010 Trzy razy w tygodniu trening a to basen a to bieganie, rower w zimie zakonserwowany, jak się zrobi ciepło znów powrócę do jazd, może coś będzie z tego :devil: przez ten okres dziewczyna odstawiona na drugi plan, liczy się tylko bike!!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To może i ja się pochwalę...

i przyznam do grzechu...

 

27 października byłem operowany... także mój sezon skończył się pod koniec września z myślą że już nigdy więcej nie wsiadam na rower... Haro mój taki pierwszy lepszy rower kupiony w sklepie rowerowym w kwietniu w 2009r. Ogromne plany w czasie sezonu... no ale zdarzyło się tak że pojechałem poczekać z dziewczyna na jej autobus (mieszka poza miastem) no i sru do lasu.. no i później niestety to domu... i tu się stał problem.. bo ,,przeprawiając" się przez E7 nie spojrzałem w prawo... zabrakło 10-15cm żeby ta fajna Skania FX mnie ... podmuch mnie przewrócił.

No ale właśnie to moja kochana dziewczyna zaczęła mnie nakłaniać do nie porzucania tej pasji... ,,bo jest to piękne co robię" itp.

No i stało się...

Koło Końca lutego wstawiam Haro na warsztat... czyli ... PRZEGLĄD I SR SUNTOUR XCR przód :woot: Później Korba Alivio albo LX :D i po sezonie... chce rozłożyć rower na czynniki pierwsze... i założyć 9 rzędów na tył ze stajni XT z resztą bajerów... i... spełnić swoje marzenie czyli wystartować w jakimś wyścigu !! :icon_wink:

i wiecie co... gdyby nie moja kobieta to raczej nikt nie namówiłby mnie do powrotu na 2 kółka :D

Ach te kobiety :woot:

i rowery też :P

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Shimano,

 

Siedzę sobie tak, klikam coś na komputerze, słucham muzyki i postanowiłem, że napiszę Wam co myślę o rowerze, o wycieczkach i o wszystkim co jest związane z tym pięknym wynalazkiem.

 

Zawsze uwielbiałem jeździć na rowerze. Pamiętam, jak w pierwszej klasie podstawówki dostałem szarą damkę rometa z bagażnikiem cięższym niż cały rower - byłem zachwycony, śmigałem na nim

z kolegami z podwórka robiąc "slajdy", przebijałem magiczną barierę 25 km/h czy 20 km dystansu dzinnego - to były chwile niezapomniane.

Potem troche urosłem i rower zawsze gdzieś się pojawiał w moim życiu (czy to dojechać do kolegi, czy na zakupy, czy na wycieczke)jednak ze względu na to, że podjęłem się innych sportów rower

nie był już moim "guru" i w sumie troche to zaniedbałem, a szkoda...

 

W kwietniu tamtego roku, wpisałem z glupot w google hasło "forum rowerowe" kliknąlem w 1 link i wyskoczyło mi własnie to, wasze forum. Wlazłem na podkategorię "wycieczki rowerowe" obejrzałem zdjęcia, poczytałem relacje z różnych wypraw i wtedy, tak nagle poczułem się dokładnie tak jakbym... własnie pierwszy raz w życiu skończył w dziewczynie :icon_mrgreen: To było niesamowite, popatrzyłem na mojego blizzarda ( teraz moj zastępczy rower)i powiedziałem w myślach sam do siebie Adam, to jest to czego ty tak naprawdę potrzebujesz i do czego jesteś stworzony, musisz się tym zająć! Odkąd pamiętam miałem zawsze mocne i silne nogi więc pomyślałem, że warto włożyć w to troche pieniędzy i zaangażowania. Zrobiłem to, kupiłem sobie rower, komplet ubrania i zacząłem śmigać. Powiem Wam, że okres wakacji to był najlepszy okres w moim życiu, wstawałem rano z bananem na twarzy, bo wiedziałem, że moge już ubrać się, zalożyć słuchawkę i wsiąść na moja maszynę, która

potrafiła mnie zabrać tam gdzie chciałem, czy to do lasu, czy w góry, czy na szose. Sprawia mi to tak ogromną frajdę, że aż postanowiłem, że się tym podziele. Nie wiem jak to dokladnie ubrać w słowa, ale Wy maniacy pewnie wiecie o co chodzi ;)W sierpniu pojechałem z kolegą rowerami do cioci, która mieszka w Jaśle (okolice Rzeszowa). Własnie tam kiedy podjechalismy na szczyt Liwocz powiedziałem sobie "o tak! nie potrzebuje nic więcej! rower, kompan, góry, ekspedycje - jestem spełniony!" W tym roku planujemy jechać z 2 kolegami dookoła Polski, już się nie mogę doszekać! W sumie wiem, że nie powinienem pisać pamiętnika na forum, ale myślę, że to w jakiejś części dzięki Wam i forum odkryłem w sobie ogromna pasję i pociąg do roweru :verymad:

 

 

Dziękuje, Do zobaczenia w trasie!

 

Pozdrower :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No to teraz moja histora...

...ktora zaczyna sie w roku 1997 kiedy to moi rodzice kupili mi pierwszy rower na wycieczce do Wloch (to bylo cos!). Rower nazywal sie Maino (kupiony w markecie) i byl wart tak ok. 250zl :) Przerzutki, ktore nazywalismy SIS, czesci stalowe lub plastikowe. Fajny byl, ale pewnego razu w telewizji byl program o MTB i wtedy sie zorientowalem, ze moj rower to wcale nie jest taki szczyt techniki i istnieja lepsze sprzety.

Poniewaz nie bylo mnie stac na zakup nowego, postanowilem ulepszac to co mialem. Pierwszy moj zakup to byly hamulce+klamki Shimano w systemie V-brake - wowczas totalna nowosc, nikt tego w moim malym nadmorskim miasteczku nie mial. A pozniej juz ruszylo. za prace w sklepie dostalem kase, ktora w calosci wydalem na nowa ramke - byl to tajwanski no name, ale za to mostek na Ahead, material Alu i piekne, blyszczace srebne polerowanie (pamietam rowniez, ze ta oryginalna rame Maino polamalem i sasiad musial mi ja spawac :P. Na amora kasy juz nie bylo, ale jakos dwa lata pozniej kupilem od znajomego amor Rock Shox Indy S o skoku 5cm (jako ciekawostke powiem,ze mam ten amor gdzies w domu, jest 100% sprawny i chodzil naprawde OK).

 

Problemem byli chetni do jezdzenia; w moim miasteczku takich ludzi bylo jak na lekarstwo, ale zawsze ktos do towarzystwa sie znalazl. Lata 1998-2000 to byl okres kiedy to spedzalem wiekszosc mojego zycia na rowerze. Pozniej 2001-2005 kiedy to wyjechalem na studia, bylo troche mniej, ale mimo wszystko dosc duzo jezdzilem (rowniez nowe znajmosci w wiekszym miescie). Sprzet?

 

Jako uczniak czy tez student to moglem sobie pozwolic jedynie na czesci z nizszej polki, ale rower z tego okresu wciaz mam.

Wiec rama alu 7005, piasta tyl STXRC (i az 8 biegow!), przod ACERA-X (pamietacie taka nazwe? jeszcze z X'em), przerzutka tyl STX,przod STX-RC, amor RST Omega (fajnie wygladal,ale zalowalem ze go zamienilem z RS Indego), korba SunTour costam, i wciaz mam te V-brakei oraz dzwignie hamulca shimano STXRC/Deore LX rocznik 1997! Rowniez oszczedzalem na czym sie dalo: rozbieralem kilku kaset i skladalem z nich jedna, jazda na oponach az byly kompletnie lyse, detki, gdzie byla lata na lacie :))

 

W 2005 roku wyjechalem do Irlandii zostawiajac swoj rower w Polsce,ale dlugo nie wytrzymalem :) w 2007 kupilem Radona, na osprzecie ktory zawsze mi sie marzyl, czyli LX/XT ,amor Reba i podobne. I miesiac temu nabylem rame Giant Anthem (full). Poniewaz obecnie pracuje, nie mam az tyle czasu na jezdzenie jak kiedys, ale mimo wszystko zawsze znajde ta chwile, aby sobie pojezdzic i na pewno jest to sport, ktory bedzie mi towarzyszyl przez moje dalsze zycie :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 miesiąc temu...

Hmm.. to może i ja się podziele swoją historią. Pierwszy rower 1995r. Był to srebrny Reksio. Super machina! To właśnie na nim tato nauczył mnie jeździć. Muszę dopisać iż nigdy nie używałem 4 kółek. Tata od razu rzucił mnie na "głęboką wodę". Potem jakoś dostałem zielonego składaka Romera. Był również BMX, rodzice przynieśli mi go od znajomych. Lecz był wtedy na mnie za duży. Około roku 98' - 99' Kupili mi pierwszego górala. Pamiętam go bardzo dobrze. Bordowa stalowa rama, brak jakiejkolwiek amortyzacji, hamulce typu cantilever, przerzutki Sis... To na nim poznałem prawdziwy smak roweru. Śmigałem na nim od rana do wieczora z przerwami na szkołę i zadania domowe. Gdy byłem już ciut starszy (2002r) pojechałem po swój pierwszy "świadomy" zakup... do Auchan. Wybór padł oczywiście na full'a. Niebieska stalowa rama, dużo chromu no i te niesamowite zawieszenie. Ważył chyba ze 25 kilo. Po prostu cudo. Takie to cudo że na następny dzień wróciłem z nim do "serwisu" a w zasadzie do punktu gwarancyjnego. Linka hamulca pękła. Cała naprawa przeciągła się do 30 dni roboczych. Ech... najlepsza pogoda mnie ominęła, był to chyba lipiec... Niestety linka nie została wymieniona, ponieważ gwarancja tego nie obejmowała. Ale szanowni panowie z punktu serwisowego potrzebowali aż miesiąca (roboczego) aby to stwierdzić. Fakt udało im się mnie zrazić do korzystania z usług tego serwisu i (nie) zawracania im głowy taką bzdurą jak hamulec. Mimo wszystko ten rowerek dobrze wspominam, a w zasadzie czas na nim spędzony. Mimo że "amortyzatory" działały jak... wróć! Amortyzatory nigdy nie działały. Za to skrzypiały niesamowicie. To na tym rowerku pierwszy raz zasmakowałem naszej matki ziemi po wspaniałym OTB. I na nim przejechałem pierwszy rodzinny rajd rowerowy. Pamiętam to jak dziś. Na mecie byłem siódmy. Patrząc na to dziś wiem jaką miałem kondycję jeżdżąc na takim klocku.Później na chwilkę była kolarka od sąsiada(2dni). Różowa, rama za mała, przejechałem na niej może z kilometr. Mimo iż była niewygodna przyjemnie się na niej jechało. Tak jakby sam rower jechał. W roku 2007 skradziono mój rower z piwnicy. Od tego momentu moja historia z rowerem się urywa. Do pięknego jesiennego dnia roku 2009 kiedy to kupiłem swój obecny rower. Author'a. Choroba rowerowa powróciła i mam nadzieję że uda mi się zarazić nią żonę.Pozdrawiam wszystkich chorych!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To i ja napiszę swoje kalendarium rowerowe... :

-wiosna/początek lata 1992r. - moja data produkcji, moi rodzice postanowili wtedy zaprojektować zupełnie nowy model w limitowanej serii 1 egzemplarza, projekt ten zwieńczony został pełnym sukcesem

-12.03.1993r. - tego dnia zszedłem z taśmy produkcyjnej, wtedy jeszcze nikt nie podejrzewał że cykloze mam we krwii, w końcu badania nie wykazały niczego niepokojącego... ale cykloza była wtedy jeszcze w stadium ukrytym...

-1995r.- zawojowałem najbliższą okolicę (kuchnię, kilka pokoi i podwórko) na 3-kołowym rowerku z napędem na przednią oś, korzystałem z niego do połowy 1996 roku

-2 połowa 1996- sponsorzy widząc moje dotychczasowe wyniki postanowili że w nowym sezonie będę jeździł na czymś innym. Przesiadłem się na biały rowerek ze stajni Reksio. Ah... była to istna rakieta choć do końca 96' denerwowały mnie boczne kółka które sprawiały że jazda koleinami była bardzo denerwująca. Jednakże na początku 1997 roku mój zespół "Pawełek Racing Team" w składzie tata + dziadek postanowili naprawić ten defekt podczas jednego z pit-stopów i od tej pory do mojego sprzętu nie miałem już żadnych zastrzeżeń przez dłuższy czas.

-1999r. - staneły przede mną nowe możliwości: przesiadłem się z wysłużonego Reksia na znakomity produkt marki Wigry 3. Byłem oszołomiony nowymi niedostępnymi wcześniej dla mnie prędkościami więc czym prędzej zacząłem ujeżdżać tego potwora...

-koniec stycznia/początek lutego 2001r. - był to moment przełomowy. Moja ekipa postanowiła wyposażyć mnie w zupełnie nowiutki sprzęt. Wybór padł na błyszczący, grafitowo-srebrno-czarno-biały produkt, sygnowany logiem Kross, a dokładniej Kross Grand Energy S. Po początkowym 2 tygodniowym entuzjaźmie pojawiły się problemy natury technicznej które ostudziły nieco mój zapał. Jednak wierna ekipa serwisowa doprowadziła w krótkiem czasie rower z powrotem do idealnego stanu i z nowymi siłami ruszyłem na podbój osiedli. Ah, wtedy był to naprawdę zacny sprzęt, który umożliwiał mi zwyciężenie w każdym 'nielegalnym ulicznym wyścigu' z innymi 'jeźdźcami'.

Związałem się z nim na dobre i odkrywałem coraz to nowe uroki jazdy na 2 kołach. Cykloza zaczęła wychodzić na światło dzienne ze zdwojoną siłą.

Z rowerem tym miałem okazję doświadczyć niemal każdego typu jazdy od miejskiej szosowej zaczynając, do (po drobnych przeróbkach) dirt jump'ów i DH, jednak wtedy jeszcze w mojej świadomości nie istniały rowery o wąskiej specjalizacji, mój był rower był 'do wszystkiego'

Zdanie na ten temat zmieniłem już po kilku dobrych latach czyli w roku 2007, gdy mój światopogląd rowerowy zaczął kształtować się w bardziej prawidłowy sposób. Ale z mojego roweru wciąż byłem zadowolony, ponieważ był w dość dobrym stanie. Do czasu.

2009r. - depresja rowerowa... co tu dużo mówić, szkoła, nauka, znajomi, narastające niezadowolenie ze sprzętu, ogólny brak czasu. Jeździłem z przyzwyczajenia a nie z chęci. Już wtedy zdałem sobie sprawę że potrzebuję bodźca który wyciągnie mnie z apatii i sprawi że odzyskam radość z jazdy, postanowiłem zmienić moje 2 koła. Powtarzałem sobie że następny rok będzie przełomowy. I był.

2010r.- nagły atak cyklozy sprawił że zacząłem, mimo ostrej zimy i słabego sprzętu, delektować się jazdą. Zaspy, oblodzone podjazdy, zamiecie- nic nie było w stanie ostudazić mojego zapału (dodatkowo moją pasję pogłębiło przypadkowe trafienie na TO forum). Wszystko to sprawiło że zajechałem w tym czasie piasty i wolnobieg. "To nic"- stwierdziłem pożyczając koła od kumpla i dalej czerpiąc z uroków zimy. Jednak w połowie lutego w wyniku spisku najbliższej rodziny odebrano mi możliwość jazdy na rowerze 'do końca zimy'

Nie przejąłem się tym i już wtedy kupiłem nowy rower: wbrew niemal wszystkim kupiłem Northtec'a Cayon RC (09'). Od tej pory byłem już na nim kilka razy na rowerze i już powoli zaczęliśmy się dogadywać ze sobą.

Teraz jestem chory, ale już zdrowieje i jutro wybieram się do rowerowego na drugim końcu miasta po kilka niezbędnych dodatków. Ale o tym następnym razem.

uff. koniec.

ps. to chyba mój najdłuższy post w historii mojej działalności na forach ;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zarchiwizowany

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...