Skocz do zawartości

[trasa] Rowy i okolice


Sol

Rekomendowane odpowiedzi

Napisano

Tegoroczny urlop wypadł mi w Rowach, miejscowości leżącej niemal dokładnie pośrodku pomiędzy Ustką i Łebą. Ponieważ to i owo słyszałem o tej okolicy w sensie rowerowym, mimo dziwnych spojrzeń bliskich sugerujących brak związku Pomorza z rowerem górskim, zapakowałem sprzęt i zabrałem się za wymyślanie gdzie by tu tak ...

 

Luźną inspiracją był pomarańczowy przewodnik Pascala, zrobiony we współpracy z Bikeboardem. W teorii niby ok, bo z mapkami i fajnymi opisami tras - w praktyce wypadający gorzej. Opisy okazują się miejscami błędne, a mapy mogłyby być bardziej dokładne.

 

Ale to szczegół - krótka wizyta w kiosku, krótka kłótnia o to że jeżeli mapa jest na wystawce, a nie w szufladzie, to jednak jest na sprzedaż, i już można planować trasę bardziej konkretnie.

 

Orientacyjną mapę znajdziecie tutaj http://download.bikeboard.pl/pdf/wybrzeze_srodkowe_06.pdf

 

Naczelną rowerową atrakcją okolicy miał być Szlak Zwiniętych Torów, idący od Ustki przez Wytowno, Machowinko do Rowów. Okazał się być czymś zupełnie przeciętnym, zwłaszcza w porównaniu do innych okolicznych atrakcji, a momentami wręcz wkurzał, o czym dalej.

 

Przewodnik Pascala przewiduje jedną dłuższą trasę uwzględniającą Rowy. Rozpoczyna się w Ustce, leci na wschód przez powyższe miejscowości do Gardny Małej i Wielkiej, zahacza o górę Rowokół i leżące u jej stóp Smołdzino, skręca na zachód i północnym brzegiem jeziora Gardno leci do Rowów, a stamtąd wybrzeżem Bałtyku do Ustki. Łącznie ok. 70 km.

 

Przejazd dokładnie taką trasą oznaczał jednak wyczerpanie większości rowerowych atrakcji w zasadzie od razu. Trochę bez sensu wobec faktu, że w Rowach mieliśmy spędzić więcej niż parę dni. Skończyło się więc na wydzieleniu kilku ok. 40-50 km odcinków, przy czym po przejechaniu pierwszego i spróbowaniu Szlaku Zwiniętych Torów, przewodnik poleciał w kąt, a my wzięliśmy pod lupę zwykłą mapę i okolice na wschód od jeziora Gardno.

 

Pierwsza trasa wiodła z Rowów wybrzeżem do Ustki, stamtąd powrót do Rowów od południa, Szlakiem Zwiniętych Torów. Pierwszy fragment odkryłem w zasadzie trochę przypadkiem, myląc czerwony szlak rowerowy z pieszym (bywa jak się wstaje o 5 rano i jedzie z zapałkami w oczach). Nie żałowałem jednak ani chwili, bo trasa okazała się być jedną wielką radochą dla górala - dobrze ubita ziemia, wąska ścieżka z licznymi podjaździkami i zjaździkami, co jakiś czas otwierająca się na pełne morze. Widokowo bajka, przez co mocno spadła mi średnia - po prostu musiałem stawać co chwilę, żeby cyknąć fotę. Na wysokości Dębiny na chwilę wypadamy na asfalt, zjazd w dół (trzęsie, że mało mi bidon nie wyleciał), przejazd przez Poddąbie, trochę jazdy leśnymi drogami i znowu banan, bo z powrotem trafiamy na czerwony szlak, który od tego momentu wiedzie praktycznie cały czas nad samiutkim morzem. Trasa jest super, sporo przedzierania przez krzaki singletrackiem, trochę wnoszenia, wzniesienia i zjazdy. Banana nie strał mi nawet OTB na skraju klifu. Ba, czułem nawet coś w rodzaju radości, że się tak nieprozaicznie wypierdzieliłem. Cóż, cykloza ...

 

Na wysokości Orzechowa zjeżdżam w dół (a raczej znoszę machinę), chwila asfaltem w stronę Zapadłego i stamtąd w prawo na Szlak Zwiniętych Torów do Ustki. Pierwszy kontakt z tą atrakcją sprowadza się do wyszukiwania różnić między tym co szumnie opisują w przewodnikach, a zwykłą leśną drogą. Ponieważ ich nie znajduję, przyciskam mocniej i po paru chwilach jestem w Ustce.

 

Powrót zaczynam w tym samym miejscu, tyle że z Zapadłego jadę dalej prosto przez Przewłokę, Wytowno, Machowinko, okolice Objazdy do Rowów. Cały czas Szlakiem Zwiniętych Torów, który cały czas nie chce przestać przypominać zwykłej leśnej, potem polnej drogi, a w dodatku w okolicach Gardna zmienia nawierzchnię na betonowe podkłady. Trzęsie. Przez 5 km plus otwarta przestrzeń i wiatr w zęby. Wytrzęsiony dojeżdżam do Rowów, otwieram browar i obiecuję trzymać się od Szlaku Zwiniętych Torów z daleka. Dystans - ok. 49 km.

 

Druga trasa to przelot z Rowów na wschód północnym skrajem jeziora Gardno do Smołdzina i atak na Rowokół. Ten ostatni dlatego, że w przewodniku Pascala określili tą górę mianem nieprzyjaznej rowerzystom i zapowiedzieli 800 m podjazd. Czy może być lepsza zachęta?

 

Przejazd z Rowów do Smołdzina nie powala krajobrazowo - szybka jazda lasem, chwilę polami i znowu lasem. Niestety, znowu pojawiają się podkłady, znowu trzęsie, tyłek protestuje, a ja mam ochotę zrobić komuś coś złego. Ochota mija z chwilą dotarcia do Smołdzina - podjeżdżamy kulturalnie asfaltem pod wjazd na górę i zaczynamy. Przewodnik ponownie okazuje się niezbyt precyzyjny. Wjeżdżam bez żadnych problemów, podobnie jak mój kolega. Sęk w tym, że ja to robię na góralu, a on na dwudziestokilowym trekkingu, a przy tym nie jest zbyt zapalonym rowerzystą ... Tak czy inaczej ostatnie 200 m na szczyt to wnoszenie roweru po drewnianych balach udających schody. Za to z drugiej strony czeka fajnacki zjazd, w trakcie którego dość niespodziewanie mijamy mały cmentarzyk. Jak oni tu wnoszą trumny?

 

Z Rowokołu jedziemy na południe niebieskim szlakiem do skrzyżowania polnych dróg. Tam odbijamy na zachód do Gardny, a z niej południowym skrajem jeziora Gardno do Rowów. Ponownie betonowe podkłady i browar w trzęsących się rękach na koniec. Dystans - ok. 42 km.

 

W ramach ostatniej trasy planowaliśmy zaliczyć latarnię w Czołpinie, wydmę Czołpińską i kąpiel w morzu na dzikiej plaży. Nie mogliśmy tylko dojść do porozumienia czy na wydmę i wybrzeże drałujemy pieszo, zostawiwszy wcześniej rowery na parkingu przed nią, czy tachamy nasze rumaki z nami. Stanęło na tym drugim, przy czym gdy już przetargaliśmy sprzęty przez te prawie 3 km piachu, kompletnie odechciało nam się wracać. Również dlatego, że pod względem widokowym była to chyba najlepsza trasa. Nie spodziewałem się, że nad Bałtykiem można spotkać tak piękne plaże. Sama wydma, mimo że trochę dała nam w kość, również była czymś niezwykłym.

 

Wróciliśmy nabrzeżem, pedałując pod wiatr i w mokrym piachu ok. 20 km. Muszę powiedzieć, że jak już się zwlokłem z siodełka, pojawiło się dawno zapomniane uczucie czegoś na pozór obrzydzenia do roweru. Skutecznie zmyłem je browarem i smażoną rybą.

 

Słowem, okolice Ustki okazały się niespodziewanie atrakcyjne rowerowo. Polecam i załączam parę fotek na zachętę.

 

http://www.forumrowerowe.org/index.php?app=gallery&module=user&user=112704&do=view_album&album=399

Zarchiwizowany

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...