Skocz do zawartości

[zjazd] Pokonac strach...


Rekomendowane odpowiedzi

Napisano

Po wypadku na ŚLR oprócz lekkiej kontuzji doznałem też pewnej traumy. To, że od zawsze bałem się stromszych zjazdów i wysokości wynikało bardziej z rozwagi i świadomości ewentualnych konsekwencji niż strachu. Po tym feralnym, dniu boje się każdego zjazdu, każdej byle górki... Wiem, głupia sprawa i trochę wstyd się przyznać. Jak to? Powiecie ktoś taki jeździ XC!?

A jednak. I zapewne wszystko ciągnęłoby się dalej aż do dzis...

 

To, że każdy z nas się czegoś boi jest chyba sprawą naturalną. Jest chyba nawet takie powiedzenie "tylko głupi się nie boi". Jest w tym wiele prawdy, jednak nie od dziś wiadomo, że swoje lęki można skutecznie leczyć.

Niedawno odebrałem rower z serwisu i wziąłem się za nadrabianie braków w kondycji. Jednak zauważyłem, że podświadomie tak wybierałem trasy, aby były po równym terenie. Postanowiłem więc, zjechać sobie ot zwykłą leśną ścieżką, bardzo długą o niewielkim spadku, dosłownie takim że go prawie nie widać, ale czuć, że rower sam się toczy w dół. Rozpędziłem trochę bardziej maszynę i szok! Opanował mnie taki nagły atak strachu! Nogi i ręce zaczęły mi się trząść jakby były z waty, a dłonie automatycznie kurczowo zacisnęły się na heblach!!! Zatrzymałem się i wszystko wróciło do normy. Znowu trochę rozpędziłem sie i to samo!

Masakra jakas!!!

Jeździłem z tym problemem aż do dziś. Zaczęło się niewinnie od tego, że chciałem jak zwykle udać się na przejażdżkę po stadionie leśnym. Jednak z gapiostwa pojechałem wogóle w inną mańkę i w ten sposób znalazłem się na ulicy Klonowej, skąd moglem udać się nad zalew Kielecki, gdzie głownie trenuje szybkość :) Pomyślałem, że skoro już tu jestem, to czemu by nie wjechać do pobliskiego lasu w którym o dziwo jeszcze nigdy nie byłem!

 

Jeździłem sobie tak na pałe po tutejszych ścieżkach leśnych, aż nagle trafiłem na zjazd identyczny do tego na początku ŚLR!!! (zdjecie1/zdjecie2) może nawet trochę krótszy i stromszy. Nagle wszystkie wspomnienia z maratonu odżyły, nogi i ręce jak z waty, znowu atak strachu...

 

Już miałem się wycofać, w tył zwrot o 180 i nagle powiedziałem sobie NIE! Ot, tak po prostu. Ten koszmar musi się skończyć i to jest ten moment. Warunki identyczne jak wtedy na maratonie, bo akurat było po deszczu i ślisko. Najlepsza jest terapia szokowa, mówie sobie, jednak bałem się że przy nogach i rękach z waty, druga gleba spowodowałaby już trwały uraz w mojej psychice. Postanowiłem zbadać temat. Na początek zeszedłem z roweru i sprowadziłem z górki, żeby się z nią trochę oswoić. O dziwo jak ją zobaczyłem z dołu, to wydała mi się śmiesznie niska i wcale nie taka stroma. W tym momencie klamka zapadła. Zjadę! Albo się wywalę i już koniec z rowerem, albo przejadę i przełamię barierę strachu.

Wszedłem na górę i... znowu. :) K#$%^a m#c znowu atak strachu. Postanowiłem, że to po prostu p#$%^e i niech się dzieje wola nieba. Troszkę się rozpędziłem, chwila prawdy, ręce na obu heblach i... sruuuuuuuuuu pomknąłem. Serce w gardle, oddech szybki i płytki, oczywiście zacisnąłem tylny z całej siły i mocniej przedni hebel pod koniec zjazdu co spowodowało tak samo jak na maratonie całkowitą utratę kontroli nad rowerem... Zjechałem bez gleby ale oczywiście wjechałem prosto w krzaki <_< Przez chwile tępa mina i myśl: "Ale co sie stao?" I... z tego wszystkiego nie wypiąłem się z SPD :D

Normalnie taki BANAN na twarzy. :D Jak na pierwszy raz nie było tak źle... ;) I tu kolejna mysl: "O k@#$%a JA CHCE JESZCZE RAZ!" :P Szybko wdrapałem się na górkę, i tu miłe zaskoczenie! Nogi jeszcze minimalnie mi się trzęsły ale ręce wogóle! Mowie do siebie: "Paaanie kochany, to jest to! Jesteśmy w domu!" Tym razem tylko jeden palec na heblu tylnym i znowu sruuuuu pomknąłem, już lepiej ale to ciągle nie to. I w ten sposób za chyba 10 razem już się wogóle nie bałem!!! :wub:

 

Zauważyłem, że w trudnych warunkach, bardziej niż kondycja na trasie liczy się technika. Do jej poprawnego wykonania na zjazdach potrzebny jest spokój i opanowanie. Żadnych gwałtownych ruchów i niepotrzebnego zaciskania hebli, natomiast na podjazdach najważniejszy jest dobór odpowiedniego przełożenia oraz odpowiednia prędkość wjazdu i nad tym teraz pracuje. Tu moja rada dla tych co się boją. Nie dotykajcie wogóle hamulców! Albo przydzwonicie w drzewo i stracicie zęby, albo uda wam się i będziecie happy :D Moim zdaniem lepiej jest wjechać w krzaki, niż tak jak ja zrobiłem na początku zjechać na zaciśniętym heblu. Bo niech ci tył zarzuci i gleba gwarantowana... :)

 

W ten oto sposób od dziś nie jest straszny mi żaden zjazd! I oby tak już zostało :)

Pozdrawiam!

Napisano

Ja miałem to samo... Tylko że nie na górce tylko na prostej drodze tak się wywaliłem że 10 szwów na kolanie i gips przez 2 tyg na nodze... I to samo przeŻyłem... Najpierw nie chciałem w_ogóle wsiąść na rower a jak później już siadłem to nie chciałem zejść <_<

Napisano

Się uśmiałem jak to czytałem <_<. Dlatego że przerabiałem to samo, nie wiem czy w podobnym stopniu, ale jednak.

Takie prawdziwe jeżdżenie zacząłem rok temu, wcześniej typowa rekreacja i to rzadko.

Nosiło mnie tak bardzo i wciągało coraz mocniej, że szybciej rosły prędkości niż technika i wyobraźnia ;). Generalnie rok temu zaliczyłem 6 OTB, każdy pamiętam bardzo dobrze i mnóstwo przydrożnych rowów.

Z przykładowych to nocą nie zauważyłem raz łańcucha między słupkami a rozpędzony byłem mocno. Raz wpadłem do wykopanej dziury na przejedzie przy torach tramwajowych, też nocą, wtedy nie mogłem chodzić, stawy znieruchomiały.

Przekonałem się też parę razy na zjazdach co to znaczy za duża prędkość na zjazdach i w panice zbyt mocno zaciśnięty hamulec przedni :). I wiele innych. W tym roku sezon zacząłem już nie sam, namówiłem wielu znajomych, to ich pierwszy poważny sezon tak jak rok temu mój i oni teraz chojrakują a na mnie mówią, że jestem zbyt rozsądny :), ale też mam uraz po wypadkach. Nie mniej jak jeździ się z kimś, to rywalizacja pomaga mi jechać szybciej, a już wogóle mistrzostwo świata to maratony.

Byłem teraz na swoim pierwszym w Krakowie i to było coś, z przodu ci uciekają, z tyłu naciskają i trzeba jechać :wub:

Zgadzam się najważniejsze jest opanowanie, bo panika na zjeździe kończy się fatalnie :)

Na jednym maratonie przeszedłem taką szkołę jazdy w błocie, że ostatnie dwa lata razem tyle nie dały.

Napisano
Tu moja rada dla tych co się boją. Nie dotykajcie wogóle hamulców! Albo przydzwonicie w drzewo i stracicie zęby, albo uda wam się i będziecie happy :D Moim zdaniem lepiej jest wjechać w krzaki, niż tak jak ja zrobiłem na początku zjechać na zaciśniętym heblu. Bo niech ci tył zarzuci i gleba gwarantowana... <_<

No rzeczywiście, znakomita rada <_< ... Tyłu nie zarzuci, jeśli się umie hamować. A jeśli się nie umie - trzeba ćwiczyć, bo zdarzają się w życiu zjazdy dłuższe niż kilka-kilkanaście metrów :rolleyes:

Napisano

Cóż po części rozumiem, sam w tamtym roku zacząłem od 2 OTB i później nie powiem.. miałem lekkiego stracha jak jeździłem, z Wielkiej Sowy np. zjeżdżałem asekuracyjnie, powoli, teraz z czasem mogę sobie pozwolić na więcej ;-)

 

W każdym bądź razie grunt to bezpieczeństwo.

Napisano

A wiesz jak się to robi w praktyce szkoleniowej ?

 

Ochraniacze na łokcie, ochraniacze na kolana i piszczele, kask, rękawiczki z długimi palcami, ze 3 t-shirty i ćwiczysz pod okiem kogoś kto zjeżdża lepiej od ciebie...

 

ps. sam nie mam wspomnień z jednego wypadku na zjeździe w czasie zawodów XC, no poza pakowaniem mnie do karetki :rolleyes:

Napisano
No rzeczywiście, znakomita rada <_< ... Tyłu nie zarzuci, jeśli się umie hamować. A jeśli się nie umie - trzeba ćwiczyć, bo zdarzają się w życiu zjazdy dłuższe niż kilka-kilkanaście metrów :rolleyes:

 

Ewentualnie można poćwiczyć poślizg kontrolowany <_< Wchodzenie w zakręty przy dużych prędkościach nie będą stanowiły problemu, a przy dobrym opanowaniu o glebie nie ma mowy :D

Napisano
Ewentualnie można poćwiczyć poślizg kontrolowany :rolleyes: Wchodzenie w zakręty przy dużych prędkościach nie będą stanowiły problemu, a przy dobrym opanowaniu o glebie nie ma mowy <_<

Oczywiście. Ta technika akurat jest nader przydatna - ale jeśli ktoś nie potrafi, lepiej, żeby tylny hampel dawkował ostrożnie. Co nie oznacza, że trzeba puścić oba i lecieć na rympał...

Napisano

Zjazd nie jest tragiczny :P identyczny mamy w parku a wokół gęste drzewa przy ścieżce, nic tylko gaz do dechy :D kiedyś zjeżdżaliśmy w żwirowni po stromym zboczu tam był hardcore na wariata kto pierwszy na dole jeszcze wyścigi hi hi B)

Napisano

No to gratuluję przełamania B). Rozumiem, że widzimy się w niedzielę w Suchedniowie? Bo ja nie zamierzam opuścić, nawet, jeżeli będzie lało.

Napisano

Jak fundusze pozwola... Nie mam kasy po serwisie roweru, trzebaby jakas prace wyHaczyc :) Pytalem rodzicow czy by mi nie dali kasy na maraton, ale po tym pierwszym inaugarycjnym, uciekaja na sama mysl o slowie maraton :D Mowia, ze chce mnie jeszcze w jednym kawalku :P

 

Kurde, najbardziej mnie boli to, ze nie znam tras :/ Nie wiem co mnie moze spotkac za zakretem :)

 

Premier2 jesli tylko uda sie znaleŹc fundusze to nie ma opcji, wystartuje! :D

Napisano

Kurczę ładne tereny, chętnie bym sobie tam pojeździł gdyby nie to, że to tak daleko... A zjazd to już w ogóle cud miód :)

 

Co do tematu, nigdy tak nie miałem, ale wiem już jak sobie poradzić z taką traumą :)

Napisano

Ja caly czas boje sie jezdzic na mokrym, jazda w po deszczu w miescie to dla mnie masakra :) A wszystko po tym jak na prostej drodze wjechalem w ... ławke w parku. Na mokrej alejce zaczelem hamowac przednim i tu nagle ###### kolo sie zablokowalo i sciagnelo mnie prosto na lawke :)

Napisano

Ja bym tego nie nazwał strachem, a przezornością. Na mokrej nawierzchni (a zwłaszcza asfalcie) dobrze jest jechać znacznie wolniej w zakrętach.

Napisano

Najlepiej wyćwiczyć sobie technikę i nawet ważniejszą psychikę w górach, pakujesz rower do pociągu/samochodu, bierzesz kolegów, jedziesz w któryś z Beskidów(choć z tego co aptrzę najbliżej masz do Świętokrzyskich..), za cel obierasz sobie na sam początek hmmmm np. Mogielicę, przed samym zjazdem pakujesz w siebie piwko albo dwa na odwagę i jedziesz. Zatrzymać się nie ma jak, bo osuwające się kamienie spod kół+ stromizna skutecznie to utrudniają(poza tym trzymasz z całej siły chwyty, na hamulce brakuje palców), co by się nauczyć to po drodze musisz się wywrócić i jakoś to idzie. Trening czyni mistrza, nie licz na to że się odblokujesz jadąc szosą lub wkoło jeziorka.

 

Co do tego zdjęcia, to tam technika nie bardzo się przydaje, puszczasz heble, trzymasz prosto kierownice i jesteś na dole. Cała filozofia :002:

Napisano

Ecia --> ale czasem puszczenie hampli to najlepsza technika :D. Np krotki odcinek korzeni czy kamieni na stromym zjezdzie, mozna to zjechac powoli i asekuracyjnie, wtedy malutki blad w przyhamowaniu przodem i OTB, a mozna puscic hample, wystawic tylek za siodlo i przeleciec bez wiekszych problemow.

Mialem taki epizod w zeszlym roku na Golonce w Krakowie, byl zjazd do jakiegos wawozu, nie pamietam nazwy, w kazdym razie strasznie stromo, w poprzek trasy lezaly jakies kije, byly korzenie itp. Wiec spanikowany dusilem hample, pewien ze zaraz bedzie otb, az tu jeden z freeriderow obserwujacych ten dramat :002: z boku krzyknal "hample pusc!" :D. Puscilem i faktycznie przejechalem gladziutko :P.

A taki lęk przed zjazdami po upadku to normalne, trzeba to przelamac. Nawet szosowcy tak maja, choc u nich to uzasadnione, bo wywrotka przy 50-60 km/h to szlify do gojenia na pare miesiecy. Na mtb to co najwyzej zlamanie :).

Napisano

A ja uwazam, ze jezeli chodzi o xc lub maratony to dużo trudniejsze i wazniejsze jest szybkie wchodzenia w zakrety. Poza tym ja bardziej boje sie gleby na zakrecie na asfalcie pokrytym piachem niz nawet z bardzo stromego zjazdu :002:

Napisano
Mialem taki epizod w zeszlym roku na Golonce w Krakowie, byl zjazd do jakiegos wawozu, nie pamietam nazwy, w kazdym razie strasznie stromo, w poprzek trasy lezaly jakies kije, byly korzenie itp.

Zjazd do wąwozu Kochanowskiego :002:

Napisano

Zgadzam się z niektórymi, że są momenty gdzie trzeba puścić hamulce, choćby z tego powodu że hamowanie usilnie przenosi środek ciężkości do przodu a wtedy łatwiej o OTB, no i wiadomo, dobry mocny chwyt kierownicy to podstawa żeby nie stracić panowania nad rowerem :002:

Napisano

Też znam ten ból, ale w moim przypadku to była wywrotka na zakręcie. Za szybko jechałem i już się widziałem na drzewie po zewnętrznej, więc się mocniej pochyliłem. Za mocno.

Trochę czasu minęło zanim przestałem się bać pochylać mocniej w zakrętach (no, nie tak do końca :002: ). Problemem nawet była jazda po pochyłej drodze.

Na jednym maratonie przeszedłem taką szkołę jazdy w błocie, że ostatnie dwa lata razem tyle nie dały.

To fakt, w zeszłym roku pojechałem na pierwsze w życiu zawody (XC w tym przypadku nie maraton). Walka z przeciwnikiem, adrenalina - skutecznie pomagają przekroczyć granice. Dodatkowo przed startem sobie zaczęło padać :)

Napisano

Pewnie, że momentami lepiej (bezpieczniej) jest puścić hample - ale uogólnianie w stylu: jeśli się boisz, to puść hamulce i albo wy***iesz na mordę, albo się uda, to, jakby to powiedzieć delikatnie, chrzanienie głupot. Jeśli się boisz - wybierz sobie łagodniejszy zjazd i naucz się na tym zjeździe kontrolować sytuację. A do tego służą m. in. hamulce. Jeśli nie umiesz skutecznie hamować - daruj sobie poważniejsze zjazdy, bo jednak raczej wy***iesz, niż ci się uda. Jeśli nie za pierwszym, to za drugim lub trzecim razem.

Dodam jeszcze, że nawet na bardzo stromym zjeździe (znacznie bardziej, niż ten uskok z fotki) można bez problemu zrobić stójkę. Trzeba tylko dobrze usiąść na oponie - i, oczywiście, kontrolować sytuację. Rzecz jasna, jest to tym łatwiejsze, im mniej wertepiasty jest taki stromy zjazd.

Napisano
(...) co by się nauczyć to po drodze musisz się wywrócić i jakoś to idzie. Trening czyni mistrza, nie licz na to że się odblokujesz jadąc szosą lub wkoło jeziorka.

 

Co do tego zdjęcia, to tam technika nie bardzo się przydaje, puszczasz heble, trzymasz prosto kierownice i jesteś na dole. Cała filozofia :)

 

Co do gleby to prawda, czasami jest potrzebna zeby zrozumiec co sie zrobilo zle :) Natomiast co do przelamania sie, to chyba nie doczytales, bo kolo jeziorka cwicze tylko szybkosc, a przelamalem sie na zjezdzie niedaleko tego jeziorka. To wielka roznica

 

A ja uwazam, ze jezeli chodzi o xc lub maratony to dużo trudniejsze i wazniejsze jest szybkie wchodzenia w zakrety. Poza tym ja bardziej boje sie gleby na zakrecie na asfalcie pokrytym piachem niz nawet z bardzo stromego zjazdu :P

 

Tez prawda. Jesli chodzi o zakrety z wieksza szybkoscia, to na malym cisnieniu i mozliwie duzym rozmiarem opony nie ma problemu. Ale jak ja jezdze na RR 2.1 4 bar kazde kolo, bo mam do wyboru komfort, lepsze trzymanie drogi, snake'i i wracanie po 30km do domu albo totalny brak komfortu, bardzo slabe trzymanie na zekretach i calkowity spokoj jesli chodzi o przebicia :) Wybieram to drugie :D

 

Pewnie, że momentami lepiej (bezpieczniej) jest puścić hample - ale uogólnianie w stylu: jeśli się boisz, to puść hamulce i albo wy***iesz na mordę, albo się uda, to, jakby to powiedzieć delikatnie, chrzanienie głupot. Jeśli się boisz - wybierz sobie łagodniejszy zjazd i naucz się na tym zjeździe kontrolować sytuację. A do tego służą m. in. hamulce. Jeśli nie umiesz skutecznie hamować - daruj sobie poważniejsze zjazdy, bo jednak raczej wy***iesz, niż ci się uda. Jeśli nie za pierwszym, to za drugim lub trzecim razem.

Dodam jeszcze, że nawet na bardzo stromym zjeździe (znacznie bardziej, niż ten uskok z fotki) można bez problemu zrobić stójkę. Trzeba tylko dobrze usiąść na oponie - i, oczywiście, kontrolować sytuację. Rzecz jasna, jest to tym łatwiejsze, im mniej wertepiasty jest taki stromy zjazd.

 

Tak, a najlepiej na MTB jezdzic tylko po sciezkach rowerowych, szpanowac przed kolegami a rower nigdy blota nie uswiadczy :P Tak, dobrze mowie wszystko albo nic. Albo puscisz hample i zjedziesz, albo bedziesz sie bawil te "modulacje" i nawet na sredniej gorce, przesunie sie srodek ciezkosci i OTB. Na zjazdach zwalniac trzeba tylko na zakretach, a tak to puscic hample i niech sie dzieje co chce i to jest moje zdanie i bede sie go trzymal.

 

Tak na takim zjezdzie mozna zrobic stojke na 2 sposoby: rozpedzasz sie, podnosisz przednie kolo, odchylajac sie o kat taki sam jak spadek zjazdu, nogi ugiete w kolanach o 125,3458 stopnia (a da sie w biodrach?) i rece lekko ugiete, srodek ciezkosci minimalnie 2,345cm za suportem. Przy okazji efektowny manual polaczony z jakims grabem. Na dole juz widac blysk fleszy i tlum fanow. Jeszcze tylko wyladowac telemarkiem juz odbierasz gratulacje od fanow a super hostessy pozuja z toba do zdjec i... :icon_wink: wtedy sie budzisz :D

Drugi: Efektownie przenosisz ciezar ciala na tylne kolo, rozpedzasz sie niczym Kubica w formule1,(widzisz w tle fajna dupe) z tej ekscytacji dostajesz stojki, zapominasz o pochylonej postawie ciala, nogi zeslizguja sie z pedalow i w tej spobob robisz efektowna stojke, obijajac swoja stojka o gorna rure i robia piekny przelot Superman przez kierownice polaczony ze stojka roweru. A potem jeszcze rozwalasz 10 dresow probujacych ukrasc tej dupie torebke i paczke mentosow. Wszyscy widza twoja odwage, zbiera sie tlum reporterow, mowia o tobie w kazdym radiu, telewizji na zywo. Jestes bohaterem narodowym, dostajesz order VM a nestepnie... budzisz sie zeby sie wysikac B)

 

Taak... Przeciez nie takie rzeczy sie robilo po pijaku i w snach nie? :D

 

P.S

A moja ortografia jest w jak najlepszym porzĄdku (patrz post pierwszy tematu). Teraz moŻe ja zapoluje na jakieŚ Twoje literÓwki i napisze Ci: "lepiej zainwestuj w sŁownik"

Moje zaŻenowaniĘ nie zna granic. Ludzie tu nikt nie ma 12 lat a wiĘkszoŚĆ jednak tĘ maturĘ zdaŁa!!! Nie rÓbcie z ludzi debili bo zrobili literÓwkĘ i zamiast "ch" nie wbiŁ im siĘ klawisz i napisali przez "h", albo "z" zamiast "ź" etc. <_< Takie komentarze sĄ zbĘdnĘ i nie ŻyczĘ, sobiĘ takich pod moim adresem.

 

DziĘkujĘ to tyle

:)

Napisano

a ja mam inną filozofię - zamiast pokonywania strachu: jeśli mam zaliczyć zjazd w chwale ale skończyć go dzwonem i dać sie zapakować w gips na powiedzmy 2 miesiące to wolę zejść i przejść się kawałek. mnie w pełni sezonu wogóle nie satysfakcjonuje bycie niemobilnym. myślę ze zmiana filozofii w tej kwestii zalezy od wielu czynników, na pewno od wieku i wg mnie poziomu ponoszonej w życiu odpowiedzialności (dom rodzina itd). nie mówie o przypadkach - bo te są nieuniknione - jednak temat traktuje o świadomym podejmowaniu tych czy innych wyzwań.ni gdy nie miałem zapędów do świrowania, nie przełamuję barier a mimo tego jazda nadal niezmiennie mnie cieszy.

Zarchiwizowany

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...