Skocz do zawartości

[trening] Trening na drogach publicznych


Drozdzu5

Rekomendowane odpowiedzi

Ostatnio zdarza mi się często przeprowadzać treningi na asfaltowych drogach publicznych. Podczas kilku wypraw rowerowych, w których miałem okazję brać udział, wyrobiłem sobie taki sposób na ryzykujących moje zdrowie i życie kierowców, by jeździć jakiś 1 m - 1,5 m od prawej krawędzi jezdni. Powoduje to, że mało który kierowca próbuje pchać się "na trzeciego", ale też zdarza się niestety, że irytuje niektórych. Niebezpieczna jest ta jazda po polskich drogach. Jak Wy sobie z tym problemem radzicie?

 

P.S.: Najbardziej wkurzające jest jak kierowca dysponujący całym lewym pasem wolnym, wyprzedza nas rowerzystów w odległości 50 cm od naszego roweru. Sam jestem kierowcą i staram się nie utrudniać życia rowerzystom.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja zawsze jadę jak najbliżej pobocza. Taka jazda praktycznie po środku jezdni to wg. mnie utrudnianie życia kierowcom, tworzą się niepotrzebne korki i wzrasta nienawiść do nas rowerzystów. Ogólnie rzecz biorąc nie przytrafiły mi się chyba jeszcze nigdy żadne większe nieprzyjemności z kierowcami, po prostu staram się być neutralny na jezdni, widoczny tylko wtedy gdy wymaga tego sytuacja. Ruchu na jezdni nie można rozpatrywać tylko pod kątem rowerzysty, nie wolno zapominać że obok jest tysiąckrotnie silniejsza grupa blachosmrodów, którzy też są ludźmi/rowerzystami.

 

Pozdrawiam

 

P.S.Kilka razy zdarzyło mi się jechać nawet autostradą :wallbash: Nawet patrol policyjny był wyrozumiały :) Aczkolwiek była to wyjątkowa sytuacja, autostrada to niby była ale tylko z nazwy.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja zawsze jadę jak najbliżej pobocza. Taka jazda praktycznie po środku jezdni to wg. mnie utrudnianie życia kierowcom, tworzą się niepotrzebne korki i wzrasta nienawiść do nas rowerzystów.

 

No już bez przesady. :wallbash: 1m od krawędzi to jeszcze nie środek jezdni. Aż tak wąskich dróg w naszym kraju jeszcze nie ma. Problem polega na tym, że jadąc przy krawędzi zbiera się mnóstwo dziur i czasem pojawia się konieczność zatrzymania wręcz, żeby jakąś większą dziurę nie zaliczyć. Przy około metrowej odległości od krawędzi są większe możliwości manewrowania.

 

P.S.: Autostradą to jeszcze nie jechałem, ale drogą ekspresową to i owszem. Właśnie - jak to jest? Drogami ekspresowymi wolno nam rowerzystom jeździć? Chyba musi być wyraźny zakaz, żeby nie można było?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

lepiej zeby trabili, niz dac sie stratowac...rowniez smigam troche od krawedzi, zeby miec gdzie uciec, praktyka jest taka, ze bez wzgledu jak nie jade, to i tak spychaja, a lepiej miec gdzie zjechac, a nie chowac sie po rowach

 

na ekspresowce jest zakaz dla rowerow

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gorzej jak nie widzi wyprzedzający z naprzeciwka i chce Ci zapodać z bańki. Myślę, że w obu wypadkach są nikłe szanse na przeżycie :/ Raz wyprzedzał mnie jakiś kompletny kretyn (z przeciwka jechał tir) i dostałem lusterkiem w biodro. Dobrze, że się nic nie stało, ale ślad miałem 2 tygodnie :/

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bardziej widoczny jesteś, kiedy jedziesz właśnie ok. metra od krawędzi jezdni. Ja się nigdy nie przytulam do krawężników i nigdy też nie miałam z tego tytułu najmniejszych przykrości. Jest to zresztą zgodne z przepisami.

Grunt to czuć się pełnoprawnym użytkownikiem jezdni - nie musimy przepraszać, że tam jesteśmy. A pewny siebie rowerzysta - to rowerzysta przewidywalny, nie wykonujący gwałtownych manewrów, precyzyjnie sygnalizujący swoje zamiary, nie utrudniający ruchu i nie stwarzający zagrożenia. Takiego rowerzystę znakomita większość kierowców szanuje nawet w znanej z drogowego piractwa stolicy. Wiem po sobie. Oczywiście zawsze znajdzie się jakiś procent piratów-frustratów, którzy trąbią na prawo i lewo, jeżdżą, jakby im resztki mózgu wyparowały i zachowują się w aucie jakby byli głupsi, niż są poza nim - ale tymi w ogóle nie należy się przejmować (jedynie o tyle, żeby ewentualnie nie wpaść im pod koła).

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jako że jestem szosowcem to się wypowiem.

Ogólnie rzecz biorąc to jeżdżę tak jak pozwalają mi warunki, wiadomo jak wygladają nasze drogi w większości przypadków nie da się jechać blisko krawędzi jesdni bo są dziury, żwir kolejiny etc. ale jak nawierzchnia jewst dobra to jade w miare blisko krawędzi. Często się zdarza że trzeba jechać co najmniej środkiem pasa i jakoś nie sprawia mi to problemu. No i podstawa nie bać się kierowców bo będą nami pomiatać. Jak trąbi a nie mam gdzie zjechać to nie zjeżdżam niech sobie trąbi. Dzisiaj miałem taką sytuację że jakiś kretyn wyprzedził mnie i po przejechaniu ok 20 m zaczął skręcać w prawo miałem taki odruch bezwarunkowy że prawą ręką walnąłem mu w auto, ale chyba nawet nie poczuł, takich manewrów nie cierpię.

Inna sprawa to że jak nie trzeba to nie warto utrudniać życia kierowcom. Druga rzecz to jeżdże w większości po drogach mniej uczęszczanych i mam praktycznie cały pas dla siebie bo ruch jest po prostu znikomy.

Zdarza się też jeździć większą grupą ok 20 os i wtedy zajmujemy cały pas.

 

Przez ostatnie 3 lata zrobiłem ok 60 tys km i nie miałem praktycznie żadnych przygód na drodze więc nie jest chyba tak źle, wystarczy troche rozsądku i nie ma się co bać ;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja jeżdżę tak jak wymaga sytuacja. Im bardzie dziurawo tym więcej pasa zajmuję. Ale jak mogę to staram się trzymać blisko krawędzi. Mi to nie przeszkadza a innym uczestnikom ruchu tylko pomaga. A w sytuacji, gdy jadę większą grupą jedziemy parami. Znacznie skraca to czas jaki potrzebuje kierowca aby nas wyprzedzić-mniejsza długość mniejszy czas. A i wymuszamy wtedy aby nas WYPRZEDZIŁ drugim pasem a nie OMINĄŁ zostawiając 30cm... :/

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Moim zdaniem najwięcej problemów jest z przymusowymi dojazdami przez nieprzyjemne drogi na różnych wyjazdach i wyprawach. Do dwóch najbardziej przeze mnie nie lubianych, a niestety zdarza mi się musieć nimi przejechać to droga nr 69 z Bielska do Żywca i Zwardonia oraz zakopianka.

 

Bo jak się trenuje, to zwykle wszystkie drogi w promieniu 50km od miejsca zamieszkania zna się na wylot i nie ma problemu z takim dobraniem trasy, żeby nie było ruchu ani innych utrudnień. Chyba, że się mieszka w warszawie, takim szczerze współczuję.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Staram się trzymać prawej strony, trasy najczęściej dobieram tak, aby nie prowadziły przez gęsto uczęszczane odcinki jezdni. Przez moje miasto poprowadzono obwodnicę z drogą krajową na której jest spory ruch (trasa poznań-bałtyk), dzięki czemu większość pozostałych dróg prowadzących przez wsie jest w miarę spokojna. Niestety za wyjątkiem jednej trasy która dość często jeżdżę, i o ile jest sucho to mogę pokonać dany odcinek lasem, jednak najczęściej jadę szosą a wtedy konieczne jest trzymanie się prawej strony jezdni bo masa tutaj kierowców którym 30 sekund ewidentnie zbawi życie i nagminnie wyprzedzają na trzeciego.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No to nie zazdroszczę Ci arroyo. ;) Ja najgorzej wspominam jazdę przez tzw. "czarny punkt". Było to chyba w okolicach Olesna, musiałem koniecznie tamtędy przejechać, ale tak się bałem, że mimo zmęczenia przejechałem ten odcinek niewiarygodnie szybko. Powinno się w Polsce budować jak najwięcej dróg przystosowanych do ruchu rowerzystów, albo nawet specjalne "rowerostrady" przeznaczone tylko i wyłącznie dla posiadaczy dwóch kółek. W Czechach się da. Więc dlaczego u nas nie?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Teraz wyobraź sobie jedną z miejscowości do której jeżdżę - przy wyjeździe w kierunku mojego miasta poprowadzono tam drogę rowerową... niby fajnie, gdyby nie fakt, że:

 

- asfaltem jest to krótki odcinek pod górę, następnie prosto przed siebie i do chodzieży

- drogą rowerową jest to jazda na przemian stromo w górę i następnie w dół i tak na przemian, tj: ___/\__/\____/\____

- droga rowerowa kończy się niczym, po prostu w pewnym miejscu jest koniec i nawet brak wjazdu na szosę

- droga ta to gumowa nakładka (sic!) o szerokości mniej niż 1m, rzucona na zapiaszczoną leśną dróżkę

 

Mimo to, w sumie nie powinienem narzekać, bo aby wyjechać w teren wystarczy mi 10minut drogi szosą, natomiast dojazdy do większości interesujących mnie lokacji jestem w stanie zaplanować spokojnymi odcinkami. Jedynym poważnym mankamentem są debilni kierowcy samochodów.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zarchiwizowany

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...