Skocz do zawartości

[reminiscencje] Wakacje RETROSPEKCJA


rowerwp07

Rekomendowane odpowiedzi

Napisano

Wakacje RETROSPEKCJA

Witam, jestem od dzisiaj na forum.

Chociaż sezonu rowerowego 2008 jeszcze nie zakończyłem to chciałbym przedstawić swoje wrażenia z dotychczasowych rowerowych zmagań.

Najpierw pytanie, na które już sobie odpowiedziałem. Gdzie są nasi rodacy na rowerach? Otóż podczas czterech wycieczek rowerowych dłuższych niż jeden dzień, które odbyłem w okresie od połowy kwietnia do połowy sierpnia i przejechaniu około 3400 km, spotkałem na swojej drodze mniej niż dziesięciu fanów, którzy z obładowanym bagażnikiem pokonywali polskie drogi. Trasy moich wojaży obejmowały północno-zachodnią, środkową i północno-wschodnią część naszego kraju, od Świnoujścia po litewską granicę, z wypadem do Częstochowy. Odwiedziłem więc regiony bardzo atrakcyjne turystycznie. Biebrzański PN, Suwalszczyzna, wyspy Wolin i Uznam, Pojezierze Drawskie, szlak pielgrzymkowy ( z Mazowsza) do Częstochowy, to bez wątpienia perły na polskiej mapie turystycznej.

Jednorazowo najwięcej podobnych mi, bo aż czworo, (nie zaliczam ich jednak do wspomnianej wyżej statystyki) spotkałem w pociągu z Gdyni do Szczecina 13 lipca br. Wszyscy, tak jak ja uciekali jednak z Polski. Ja tylko na dwa dni jechałem na niemiecką wyspę Uznam (celem była Rugia, ale pogoda pokrzyżowała plany), oni natomiast na podbój Królestwa Danii. Nic dziwnego; Polska nie jest rajem do uprawiania turystyki rowerowej. Drugą „liczną” grupą było dwóch sympatycznych Torunian (tych liczę w statystyce), których spotkałem na promie przez Wisłę w Nieszawie. Jechali oni z Torunia do Włocławka. Pozostali to single, z którymi miałem tylko kontakt wzrokowy z gestem pozdrowienia. Od roku 2000 uprawiam turystykę rowerową i rok rocznie przejeżdżam po kilka tysięcy kilometrów, scenariusz jest podobny - napotykam rowerową próżnię.

 

Na polach namiotowych czy kampingach jest zwykle tak, że jedynym turystą polskim ( w Polsce), który w danym dniu przyjechał na rowerze byłem tylko ja. Spotykam tam jakichś „szaleńców” najczęściej z Niemiec i Holandii, którym znudziły się ich rodzime niezłe rowerowe dróżki i szukają wrażeń na polskiej ziemi. Wracając do nas. Według mnie przyczyna tej turystyczno-rowerowej próżni jest taka - brak prawdziwych rowerowych szlaków łączących odległe zakątki Polski. Każdy na własną rękę szuka sobie najlepszych i najbezpieczniejszych tras by dotrzeć do zaplanowanych celów.

Bo trzeba niebywałej odwagi aby jechać rowerem drogami krajowymi, szczególnie tam gdzie nie ma pasów awaryjnych. Na niektórych drogach wojewódzkich ruch samochodowy jest nie mniejszy niż na krajówkach, dlatego tam gdzie jest możliwość, mimo, że trasa wycieczki trochę się wydłuża, wjeżdżam na drogi powiatowe i gminne. Są takie odcinki gdzie przez kilkanaście kilometrów żaden samochód mnie nie wyprzedza ani nie mija. I to jest komfort jazdy.

Wszyscy wiemy, że Polska nie jest i nigdy wspomnianym wcześniej rowerowym rajem nie będzie, dlatego skazani jesteśmy na to co jest.

Oczywiście rowerzystów w Polsce jest ogrom, ale są to ludzie uprawiający ten sport turystyczny jeżdżąc po dróżkach rowerowych wokół turystycznych miejscowości. 30 % samochodów z wczasowiczami jadących nad morze i stamtąd wracających wiezie na dachach lub na specjalnych uchwytach z tyłu aut, od dwóch do czterech rowerów. Jest to więc inna kategoria rowerzystów. Wieźć na dachu rower w okresie wakacji to snobizm, podobnie jak w miesiącach zimowych przypięte na samochodowym dachu narty.

 

2. W kilku miasteczkach, przez które przejeżdżałem tamtejsze władze w pogoni za Europą, za samorządowe pieniądze wybudowały ścieżki rowerowe (najczęściej razem z chodnikiem dla pieszych) o długości od 1 do 3 km, między innymi Police, Jastrowie, Złotów.

Początek takiej ścieżki rowerowej obliguje rowerzystę do zjechania z drogi głównej, gdyż ustawiono tam znak zakazu jazdy rowerem. Powoduje to dodatkowe niepotrzebne manewry, a zarazem pewne zagrożenia, o czym niżej.

Prowadzenie drogi rowerowej jednocześnie z ciągiem pieszym mija się z celem, ponieważ powstały szlak nie spełnia w pełni swojego zadania, głównie za sprawą braku zdyscyplinowania pieszych, którzy wchodzą na rowerową drogę, oraz kierowców, którzy wyjeżdżając z dróg podporządkowanych wymuszają pierwszeństwo, zakłócają jazdę, blokują przejazd. Trzeba albo poruszać się z prędkością pieszego, albo zamienić się w pieszego i prowadzić rower, albo mimo zakazu zjechać na jezdnię dla wielośladów, gdzie mimo wszystko jest bezpieczniej. Ja zazwyczaj tak robiłem, gdy danej miejscowości nie planowałem zwiedzać. Poza tym tego typu „trakt chodnikowo-rowerowy” jest dobry dla mamusi, która wyszła z małym, przysłowiowym Kaziem na spacerek, a ten Kaziu ma rowerek, lub dla niedzielnych turystów, bądź też dla pracowników dojeżdżających jednośladem z peryferii do centrum.

Czasami taka ścieżka „chodnikowa” to prawdziwy tor przeszkód. Każdy przejazd przez wjazdy do posesji przecinające chodnik ze ścieżkę jest mniej lub bardziej odczuwalny. Dla kogoś, kto niczym objuczony osioł przejeżdża dziennie dziesiątki kilometrów to „droga przez mękę”.

 

3. Chociaż posiłkuję się własną intuicją i atlasem samochodowym 1:200 000 czasami trzeba zapytać o drogę, gdyż mapa nie wszystko „powie”. Przeraża mnie zatem niewiedza ludzi związanych ze swoim regionem. Podam kilka przykładów.

W Ciechocinku oddalonym od Nieszawy nad Wisłą o około 8 km policja nie potrafiła powiedzieć mi (!!!!!!!) czy pływa prom przez Wisłę.

W Lipnie młody człowiek, kierowca (samochód z lokalną rejestracją CLI XXX ) nie potrafił wskazać mi drogi do oddalonego o 30 km Rypina. W okolicach Łodzi, gdy pytałem ludzi o drogę do Ozorkowa, wskazywali mi warianty dłuższe o 10 km od tych, którymi ja chciałem jechać. Czy przytoczone przykłady to negatywny wpływ korzystania z nawigatorów GPS?

Byli też ludzie dobrze zorientowani i znający okolice gdzie mieszkają, którzy podpowiadali lepsze rozwiązania, dzięki którym mogłem jechać dobrymi i krótszymi drogami.

 

4. Preferuję drogi jak najbardziej lokalne i jak napisałem wyżej pytałem o drogę często z uwagi na chroniczny brak drogowskazów na bocznych, ale dobrych dla rowerów drogach. Ciekawe i śmieszne były reakcje ludzi gdy pytałem ich o drogę do miejscowości oddalonych tylko np. o 10 km. Mówili „panie to daleko”. A w przypadku miejscowości oddalonych np. o 30 km mówili, że na rower do nieprawdopodobnie daleko. W wielkopolskim miasteczku Złotów napotkanego faceta, który prowadził rower spytałem o drogę do Margonina oddalonego o około 50 km, spojrzał na mnie i powiedział, że chyba zwariowałem, a w ogóle, że przyjechałem tu i się wymądrzam.

Dlaczego niektórzy pytanie o drogę nazywają wymądrzaniem? W wyobrażeniu tego pana tylko wariat może próbować jechać rowerem taki kawał drogi. Nie było więc sensu wdawać się w dalszą dyskusję. Wspominając ostatnią wypowiedź myślę, że może rzeczywiście zwariowałem, podobnie jak ta niepełna „dziesiątka”, którą spotkałem podczas moich „rajdów”.

Przepraszam za zbyt długi wakacyjny referat. Dziękuję cierpliwym, którzy przeczytali całość.

Będę wdzięczny za wpisy.

Z rowerowym pozdrowieniem.

Napisano

Na moim wypadzie rowerowym po Polsce północnej i centralnej miałem identyczne odczucia odnośnie turystyki rowerowej. Kolarzy z sakwami spotykałem sporadycznie. A nasza dwójka była już nie lada wydarzeniem w okolicy (2x extrawheel).

 

Ponieważ robię objazdówki, to tłumaczę sobie to tym, że przejeżdżam kolejno przez regiony turystyczne i regiony nierozwinięte turystycznie. W ciągu 2 tygodni spotkałem około 30 osób podróżujących z sakwami, ale to i tak wydaje mi się mało. Przede wszystkim wydaje mi się, że Polscy turyści są leniwi. Człowiek, który przez rok czasu nic nie robi, a potem wyjeżdża na tygodniowy, wakacyjny urlop, miałby niezły wyczyn, zrobić nawet 30 km bez sakw. Na trasie spotykałem dużo ludzi z rowerami na samochodach. Ale umówmy się, że jest to inny rodzaj jeżdżenia i zauważyłem, że rowery zabierają głównie małżeństwa w średnim wieku z dziećmi lub ludzie starsi.

 

Co do ścieżek rowerowych, to często, gęsto ignorowałem zakaz jazdy rowerem w związku z obecnością ścieżki rowerowej, ponieważ na drodze czułem się po prostu bezpieczniej. Generalnie uważam, że kiepski rozwój turystyki rowerowej to nie problem leżący w braku dróg, lecz w mentalności ludzi i ich sposobie życia. Jeżeli przeciętny Polski kanapowiec porwie się na zrobienie 70 km w ciągu dnia z sakwami (przyjmijmy, że to średni dystans na rajdzie), to grozi mu to co najmniej zapaścią :). Zresztą reakcje ludzi, których pytałeś o drogę, poświadczają niewiedzę w aspekcie turystyki kolarskiej. Wydaje mi się, że ważny jest też aspekt bazy noclegowej. Wymarzone dla kolarzy-turystów schroniska młodzieżowe sieci PTSM wymierają. Ja przykładowo musiałem dziennie dzwonić nawet do 7 SM, z czego przynajmniej pięć od dawna nie funkcjonowało. A taki nocleg w schronisku za 20 zł to okazja. Jest dużo wygodniej, niż pod namiotem, który niektórym wydaje się zbyt ekstremalną formą spędzania wakacji.

 

Ja przynajmniej w swojej okolicy próbuję z tym walczyć. Na swoim blogu rowerowym zrobiłem dział Mała Ojczyzna i tam zachęcam kanapowców do spędzania wolnego czasu na siodełku rowerowym, opisuję szlaki rowerowe w okolicy, zamieszczam ciekawostki dotyczące regionu itd. Bo nie będzie turystyki kolarskiej, jeżeli ludzie nie zdobędą się nawet na 1-dniową wycieczkę. Czy będzie skutek, zobaczymy. Na razie mam w planie organizację 1-dniowej wycieczki dla osób, które na codzień roweru używają tylko, żeby skoczyć po bułki. Trasa jest ciekawa, więc może ich zainteresuje (szlak żółwia i dinozaura - Kazimierz Dolny-Bałtów).

Napisano

Trasy moich wojaży obejmowały północno-zachodnią, środkową i północno-wschodnią część naszego kraju, od Świnoujścia po litewską granicę, z wypadem do Częstochowy

 

I ja w tym roku odwiedzałem północno-zachodnią Polskę m. in. Iński i Drawski Parki Krajobrazowe czy Bory Tucholskie. W ciągu 9 dni spotkałem 2 sakwiarzy, którzy wyskoczyli tylko na weekend - to w Bornem Sulinowie. W Charzykowych gdzie nocowałem pod namiotem spotkałem 3 dziewczyny rowerzystki jadące do trójmiasta. Pokonałem w ciągu tych 9 dni ponad 1000 km i przyznaję Ci rację. Turystyka rowerowa w Polsce na masową skalę nie istnieje.

Zgadzam się z przedmówcą, który pisał o ścieżkach rowerowych. Nie one są problemem, zawsze bowiem możemy wybrać mało uczęszczane drogi lokalne czy powiatowe a i wojewódzkie z niewielkim ruchem też można znaleźć. Problem tkwi, moim zdaniem, w mentalności naszego narodu. Zachłysnęliśmy się bogactwem dlatego rower postrzega się ciągle nie jako sposób na życie ale jako coś dla biedoty. Bo jak to będzie wyglądało jeśli ktoś kto ma kasę pojedzie na rowerze. Toż to straszny wstyd. My przecież lubimy się pokazać, pochwalić swoim bogactwem.

Będąc w Czechach spotykałem wielu rowerzystów. Pominę tu zupełnie sprawę infrastruktury rowerowej, której nawet nie wypada porównywać z naszą, ale tam makrokesz to rzadkość (jak biały kruk), u nas norma. Strój rowerowy i u starszych i u dzieci to też norma (widziałem to nie raz)- jak wygląda to u nas nie warto pisać.

Kolotour napisał że chce zorganizować wycieczkę dla chętnych. Ja takie wyjazdy organizuję od kilku lat tyle że dla dzieci. Stawia się na nie przeciętnie 5 osób. Niech Wam to starczy za podsumowanie.

Napisano

Co do Czech - racja. W lipcu w górach Izerskich niemal dostałem chrypy od pozdrawiania dziesiątki razy "Ahoj" do mijanych rowerzystów, wiele było całych rodzin, nierzadko z dzieckem w przyczepce... Rowery rzeczywiście w zdecydowanej większości przyzwoite.

A ponadto uruchomiono tam akcję "cykliste vitani" http://www.cyklistevitani.cz/ , na wielu kwaterach widziałem tam ten znaczek, nie wdawałem się w szczegóły ale wygląda na to że właściciele kwater z tym znakiem przychylniej patrzą na rowerzystę z sakwami chcącego wynając nocleg np na 1 noc.

 

Co do sposobu spędzenia urlopu, zaplanowanie objazdówki z sakwami itd wymaga bardziej starannego zaplanowania: zaklepania miejsc na nocleg na trasie itp. (chyba że się wybiera wariant ekstremalny z namiotem śpiąc gdzie się nadarzy okazja). Fakt że wyjazd taki jest bardzo ciekawy i daje dużo wspomnień i emocji (ja zaliczyłem takie 2 - Jura i Pomorze Wschodnie) ale czasem brakuje po prostu czasu lub chęci na taką formę wyjazdu i wybieram pojechanie gdzieś z rowerem na dachu auta (lub dawniej pociągiem, a np. zaliczony przeze mnie w 2006 roku przejazd pociągiem z Łodzi do KRynicy z kilkugodzinną przesiadką w Krakowie można by określić wieloma mianami ale na pewno nie snobizmem :) ) aby następnie przejechać kilka tras z miejsca zakwaterowania.

a co do wskazywania tras przez lokalnych mieszkańców, staram korzystać się z tego w ostateczności. Z dużym prawdopodobieństwem osoba taka nie jeździ na rowerze a samochodem, a więc wyśle nas z miejsca A do B trasą optymalną, ale dla samochodów i ani się obejrzymy wylądujemy na wąskiej drodze wśród tirów i innych przyjemności, nadkładając przy okazji kilka km w stosunku do jakiejś miłej drogi leśnej w pobliżu o której nas nie poinformowano :) . Niezbędnym rozwiązaniem wydaje się więc zakup dokładnych map w skali min. 1:100 000 przed wyjazdem. Tyle że w Twoim przypadku przed tegorocznymi wojażami musiałbyś zakupić chyba cały pakiet map wojskowych 1:50 000. Aha, w razie przejazdu przez tereny dla ktorych nie mam mapy turystycznej, czasem posiłkuję się skserowaną stroną z atlasu Readers Digest (niezwykle dokładnego jak na atlas samochodowy, zawiera mnóstwo bardzo małych dróg), uzupełnioną o kilka drózek w pobliżu planowanej trasy przerysowanych z www.mapa.szukacz.pl :D sposób może chałupniczy, ale działa

 

Ciekawy temat, niech się rozwija

Napisano

Tym że turystyka rowerowa w Polsce jest jeszcze mało popularna wcale sie nie przejmuję, nadejdzie czas że Rodacy

nacieszą się często szaleńczą jazdą używanymi autami i tak jak wszystkie bogate społeczeństwa docenią walory jazdy na rowerze ! Mieszkam w atrakcyjnym turystycznie regionie / Jura / i chciałem pomóc rowerowym turystom zamieszczając na

rowerowych forach internetowych ogłoszenie że za darmo udostępnię u siebie miejsce pod namiot ,dostęp do łazienki,kuchni. Oferta była aktualna w lipcu /w sierpniu sam pojechałem na wyprawę rowerową /i na początku września.

I co ? I nikt się nie zgłosił ! Pomysł nie jest nowy ale sądzę że taki "bank" darmowych noclegów może powstać na przykład na tym forum... . Aktualnie gościmy u siebie Rosjanina/ poznanego w Finlandii /wracającego z wyprawy rowerowej po Europie. Jesteśmy zaproszeni do niego do Petersburga... A więc chyba warto się poznawać i wzajemnie odwiedzać !

Napisano

Fajna inicjatywa. Tak naprawdę tego typu oferty noclegu są już w internecie, rozwijają się portale społecznościowe podróżników. Może nie wszyscy o takiej ofercie wiedzieli, gdzie zamieścileś info?

Napisano

Cześć, wszystkim turystom rowerowym: tym podróżujących z sakwami i bez.

Od 2000 roku dostałem lekkiego bzika na punkcie roweru. Ponieważ moje jeżdżenie na rowerze polega na jednodniowych wypadach nie mogę poszczycić się (tak jak większość z Was) długodystansowymi trasami (takimi powiedzmy od 200 km wzwyż). Chociaż nie jeżdżę z sakwami, to myślę że też jestem turystą rowerowym. Na każdy wyjazd urlopowy rodzinny biorę rowery i wożę je na dachu samochodu (podobnie zresztą robię też z nartami). Mieszkam w Katowicach, dlatego pytam czy żeby zwiedzić np. Pojezierze Drawskie, albo zjechać na nartach z Wielkiej Raczy (mając tydzień urlopu), mam wskoczyć na rower lub założyć narty już pod domem?!? A może wypożyczyć większy samochód (mam Renault Clio), żeby pomieścić sprzęt wewnątrz pojazdu!?! Jak to jest z tym snobizmem, bo ja się za takowego nie uważam.

Trochę już udało mi się zwiedzić naszej pięknej polskiej ziemi i zgadzam się z Waszymi spostrzeżeniami(odnośnie stanu dróg szlaków rowerowych, czy nikłej popularności roweru wśród naszych ziomali).

Pozdrawiam Wszystkich rowerzystów i do widzenia na szlakach.

Napisano

To, że niewielu Polaków jeździ po Polsce z sakwami jest zupełnie zrozumiałe. Wiadomo, że jeśli ktoś już ma urlop i postanowił spędzić go na 2 kółkach to nie będzie jeździł wokół domu po terenach, które doskonale zna tylko wybierze się w bardziej egzotyczne rejony. Z kolei po Polsce jeździ sporo obcokrajowców. Wracając z wyprawy kilka dni temu spotkałem w Brandenburgii Niemca, który pedałował do Finlandii. Nasza trasy pokrywały się aż do Wielkopolski więc pedałowaliśmy razem. Bardzo podobał mu się nasz kraj, był dla niego dużo ciekawszy niż Niemcy, które zna z życia codziennego. Brak infrastruktury rowerowej jest problemem jedynie w dużych miastach. W Polsce mamy mnóstwo lokalnych wiejskich dróżek, którymi można zajechać praktycznie w dowolne miejsce.

Zarchiwizowany

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...