Skocz do zawartości

[Relacja] z wyprawy


m83mariusz

Rekomendowane odpowiedzi

Był maj, kiedy do głowy wpadł mi pomysł na kolejną wyprawę rowerową. Celem głównym okazała się Bułgaria a tak właściwie to dwa najwyższe szczyty gór Riła i Pirin. Jeśli starczyłoby pieniędzy to miałbym dojechać do Stambułu. Zaczęło się szukanie towarzyszy podróży, sponsorów, przygotowywanie sprzętu a przede wszystkim formy fizycznej. Tygodniowo przejeżdżałem około 250km 3 razy w tygodniu. Tereny dookoła świetnie nadają się na treningi wytrzymałościowe i siłowe. Dwa tygodnie przed wyjazdem zachorowałem na anginę. Na szczęście wystarczył tydzień abym z tego wyszedł, ale niestety byłem osłabiony. Tydzień przed wyjazdem nie miałem ekipy, więc rozważałem samotną podróż. Zdecydowałem jednak, że zamieszczę ogłoszenie na serwisie internetowym globtroter.pl ogłoszenie o poszukiwaniu współtowarzysza podróży. I otrzymałem wiadomość od Joli, która była doświadczoną podróżniczką jednak nigdy nie wyruszyła na rowerze w dalsze rejony niż okolice miasta Świecie czy Toruń. Po wymianie maili umówiliśmy się na starcie wyprawy, czyli 23 lipca na Rynku Głównym w Krakowie o godzinie 7 rano.

 

 

Ostatni tydzień zajęło mi kompletowanie sprzętu i odrzucanie rzeczy niepotrzebnych. Rower, który zakupiłem na początku roku za 80zł był gotowy do wyprawy. Zabieram również stare sakwy z zeszłego roku oraz ogromny 80litrowy nieprzemakalny wór Crosso. To wszystko pakuje na tylny bagażnik, dopinam namiot i karimatę i jestem gotowy do drogi. Dzień przed startem wyruszam na rekonesans do Tyńca z pełnym obciążeniem. Średnia prędkość wychodzi około 20km/h po płaskim. Noc przed wyjazdem jest niespokojna. Człowiek zadaje sobie zawsze wtedy za dużo pytań o to jak będzie się sprzęt spisywał, czy zdrowie dopisze, czy w Rumuni Cyganie okażą się straszni, albo czy czegoś się nie zapomniało spakować i wiele innych myśli, które zaprzątają niepotrzebnie głowę.

 

Wyruszyliśmy z Polski 23 lipca w pięknej pogodzie. Słowację przejechaliśmy w 3 dni, podczas których wdrapaliśmy się na Spissky Hrad a także poznaliśmy urokliwych ludzi w Slowackim Krasie i odwiedziliśmy słynną jaskinię Domica na granicy węgiersko –słowackiej. Na Węgrzech przedarliśmy się przez Góry Bukowe , zwiedziliśmy dolinę potoku Szalayka, zobaczyliśmy piękne miasto Eger i wjechaliśmy na Nizinę Węgięrską.

 

Pozostało nam kosztowanie pysznych melonów, kąpiel w jeziorze na rzece Cisa, wizyta w słynnym Arboretum w Szarvas, i tak dotarliśmy do granicy rumuńskiej. Tam zwiedziliśmy Timisoare z świetnym przewodnikiem, przejeżdżaliśmy przez zapomniane wioski, przejechaliśmy się wijącą długą droga nad pięknym Dunajem, zakosztowaliśmy arbuzów na spalonej słońcem rumuńskiej ziemi, uczestniczyliśmy w przyjęciu urodzinowym rumuńskiej rodziny. Do Bułgarii wkroczyliśmy nocą po przeprawie promem do miasta Vidin, aby tam spędzić noc przy torze kolarskim, odwiedziliśmy twierdzę górująca nad Dunajem a potem udaliśmy się do słynącego ze skalnego miasta Belgradczyka, tam przeczekaliśmy powodzie, które nawiedziły ten rejon w tym czasie. Ruszyliśmy w kierunku Sofii mijając po drodzę malownicze jeziorko w rejonie Montany i spoglądający na nie ogromy szczyt Omul, następnie wjechaliśmy w słonecznej pogodzie do kotliny sofijskiej mając kłopoty z tylnym kołem, kolejnego dnia wszedłem na najwyższy szczyt gór Witosza Czerni Wyrch 2250m, udaliśmy się potem di niedostępnej doliny Belego Iskyru , żeby wspiąć się razem z rowerami na przełęcz Dżanka o wysokości 2350, kolejnego dnia wszedłem na najwyższy szczyt Bałkanów,czyli Musałę(2925m) wieczorem zjechałem do przepięknej kotliny razlockiej, następnego ranka podjechałem pod schronisko Bynderica w górach Pirin , żeby zdobyć po 4 godzinach Wichrem 2914m –najwyższy szczyt, dnia następnego dojeżdżamy do najmniejszego miasta w Bułgarii, czyli Melnika, słynącego z pysznego wina, w następnych dniach docieramy w dzikie rejony Rodopów przejeżdżając przez mniej lub bardziej turecki wioski z meczetami, podjeżdżam pod słynne Diabelskie Gardło gdzie ściany skalny mierzą sobie około 500m, rozdzielamy się w tamtym rejonie i w kierunku Istanbulu podążam sam. W międzyczasie w miejscowości Kyrdzali wymieniam cale kolo w rowerze.

 

Przez opustoszale bułgarskie wioski dojeżdżam do Turcji. Temperatury sięgają w środku dnia ok. 50 stopni mimo to docieram do Stambułu po dwóch dniach jazdy góra dół góra dół……… W Stambule jeżdżę sobie po nocy, aby znaleźć nocleg tanim hotelu, w którym nie przesypiam nocy. Następnego dnia zwiedzam błękitny meczet, przejeżdżam przez park pod pałacem Topkapi, potem dojeżdżam pod wieżę Galata i następnie wzdłuż Złotego Rogu wydostaję się z miasta w kierunku płn.-zach. przez tereny zajęte w większości przez wojsko. Zostaje poczęstowany pyszną kolacją przez pracowników stacji benzynowej, oglądam wspaniale zachody słońca, dojeżdżam di granicy bułgarskiej w ogromnie zalesionych górach Strandża. Dojeżdżam do miasta Burgas a potem do starożytnego Nesebyru żeby spać w Słonecznym Brzegu, po relaksującym czasie nad Morzem Czarnym wyruszam w kierunku dawnych stolic państwa bułgarskiego, czyli Szumenu i Targoviste, spędzam noc na nowo budowanej linii kolejowej, dojeżdżam do niesamowicie malowniczego Velkego Tyrnowa, po dwóch dniach jestem na Dunajem przy granicy rumuńskiej, spotykam tam przemiłych kierowców tirów z Polski, wyruszam po jednym deszczowym dniu przez cygańskie wioski do Krajowej, żeby spać tam przed ołtarzem nowo wybudowanego kościoła, kolejny dzień to przejazd przez malownicze rumuńskie wioski z ciekawymi kościółkami i malowanymi studniami, jestem po południowej stronie Karpat i wspinam się na najwyższą przejezdną przełęcz w Karpatach Urdele położoną na wysokości 2140m, prowadzi tam początkowo asfaltowa droga, która potem przemienia się w okropnie kamienistą i nieprzejezdną dla samochodów drogę, docieram do bazy turystycznej położonej w sercu Karpat południowych pomiędzy 4 pasmami górskimi, kolejnego dnia docieram do miejscowości Alba Iulia, kolejnego dnia przejeżdżam przez Transylwanie mijając takie miejscowości jak Aiud(słynący z najcięższego więzienia komunistycznego za czasów Caucescu) Turda(miasto posiadające dużą kopalnie soli, a w okolicy potężny wąwóz Turda) Cluj(centrum akademickie Rumunii). W dość zimny i deszczowy dzień dojeżdżam do granicy w okolice Satu Mare i śpię w opuszczonej chacie pod grubą pierzyną. Następny dzień to nieustający deszcz.

 

Udaje się przejechać tylko 50km do ukraińskiej granicy gdzie śpię u przemytniczej rodzinki i następnego dnia w zamian za obiad zbieram dojrzałe winogrona z płotu. Kolejny dzień to deszcz i płaskie tereny zarówno Ukrainy i Słowacji. W tedy przejeżdżam 200km. Odwiedzam Bardejov i dojeżdżam do granicy 12 września 2007. Radość na granicy jest nie do opisania. Celnik jak dowiaduje się skąd jadę, stwierdza jednoznacznie „Jesteś świrem!!” Niestety radość trwa krótko, bo 2 km za granicą łamię przerzutkę i dzięki Polakowi, który pakuje mój rower na bagażnik swojego samochodu docieram do Muszyny gdzie następnego dnia wymieniam przerzutkę i jadę pod eskortą mojego Taty i w osiem godzin docieram do Krakowa. Jest radość, szampan, są znajomi, świętujemy, a ja nadal nie mogę uwierzyć w to, co zrobiłem.

 

Podsumowanie:

 

Podczas całej wyprawy pojawiały się oczywiście kryzysy, ale przez to ze je pokonywałem stawałem się coraz silniejszy. W moich oczach na zawsze zachowają się nie tylko obrazki z przepięknych miejsc, które zobaczyłem, ale również zapachy, niezwykle mili ludzie różnych kultur i wszystkie przyjemne chwile, które przeżyłem podczas tej fascynującej podróży.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

I zostawiłeś Jolę , która nigdy nie była dalej jak w Świeciu wśród dzikich gór w których mieszka Drakula ? Nic o jej

dalszych losach nie piszesz. Zostawiłeś jej namiot czy tylko nieprzemakalny wór ? Mogła biedaczka dostać anginy!

Masz jakieś zdjęcia z rowerem na tle... albo z Jolą doświadczoną podróżniczką ?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...

Czesc :P dołączam link do zdjęć http://picasaweb.google.com/m83mariusz

 

Jola to naprawde super dzielna kobieta, nie odpuszczała żadnego podjazdu. A z Rodopów w Bułgarii wracała jeszcze przez 3 dni sama aż do granicy bułgarsko rumuńskiej.

Co do roweru za 80zł to był to stary wysłużony giant boulder, ze stalową ramą i wygietym tylnym hakiem. Dołożyłem do niego 150zł i był gotowy do wyprawy.

Myślę że to w zupełności wystarcza na krókie wyprawy. Po tych doświadczeniach na pewno kupiłbym lepsze tylne koło.

Poza tym nic więcej nie szwankowało.

Jeśli chodzi o język bułgarski to chociaż to jest słowiańska rodzina to cieżko sie było dogadać ale rosyjski mają we krwi , więc Jola mnie ratowała(dzięki temu przedarliśmy się przez chronioną strefę ujęcia wody w górach riła). W każdym razie jeśli zna się chociaż podstawowe zwroty to można sie jakoś dogadać a reszta to ciekawy język migowy. A młodzi ludzie i tak mówią po angielsku. Miejscowe trunki na pewno polepszają dobrą komunikację więc polecam.

 

Pozdrawiam

 

Mariusz :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zarchiwizowany

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...