Skocz do zawartości

[Wypadki]Rower vs Samochód


Orzech89

Rekomendowane odpowiedzi

w tym momencie nie chodzi o Vistata , bo On nauczył sie zasady ograniczonego zaufania na własnej skórze

 

co z tego że ktoś pędząc po chodniku wbija się w maskę auta wyjeżdżającego z bramy albo wciska się między autobus i Tira szczęśliwie tylko lądując na słupie oświetleniowym, kiedy następny szaleniec naogląda się w necie filmików i naczyta przygód na forum i uważając się za najważniejszego na drodze powtarza tą samą przygodę

kierowcy muszą uważać na rowerzystę - pod warunkiem że kieruś będzie prowadził samochód , a nie samochód prowadził "blondynę" za kierownice, że kierowca będzie trzeźwy i nie naćpany, że kierowca będzie zdrowy , nie nieprzytomny .

to są moje doświadczenia wypisane na mojej skórze

ale po to jest ten dział by młody człowiek wjeżdżając na rowerze na przejście dla pieszych przypomniał sobie że ktoś w Polsce zapłacił za to 50 zł mandatu , a inny wjechał wprost pod maskę nadjeżdżającego auta

po to jest ten dział by młody człowiek obserwował wyprzedzające go auto bo ono zechce skręcić tuż przed rowerzystą w prawo zajeżdżając mu drogę

kiedy jest niepewna sytuacja na drodze lepiej jest zatrzymać się niż pchać się w nieznane

po to jest ten dział by zdać sobie sprawę że marnym puchem jesteśmy na drodze wśród stalowych puszek

że droga to nie trasa wyścigu przy zamkniętym ruchu

wypadek trwa ułamek sekundy , kiedy leciałem spod Tira na słup chciałem krzyknąc MAMA lecz po pierwszym M zjeżdżałem już ze słupa obdarty ze skóry z połamaną kierownicą i skrzywionym kołem

konsekwencje wypadku ciągną się długo

 

no to sobie popisałem

pozdrawiam i namawiam do ostrożności

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja w 100% popieram Juraska. Wśród wszystkich rowerzystów powinno panować przekonanie, że niestety nie możemy czuć się bezpieczni na drogach, zarówno publicznych jak i tych pobocznych i każdy powinien być nadzwyczaj ostrożny. Zasada ograniczonego zaufania i też przewidywania co może zrobić jakiś bezmyślny kierowca, który prawo jazdy dostał tylko dlatego, że posiada $. Takiemu bezmózgowi, który zajedzie rowerzyście drogę. ubędzie w najgorszym wypadku kilkaset złotych z portfela na "wyklepanie" blachy, a niestety rowerzysta może ponieść o wiele gorsze konsekwencje i nawet będąc bogatym, nie będzie w stanie zwrócić sobie zdrowia. Dlatego każdy powinien mieć oczy dookoła głowy i starać się myśleć za innych.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

jest obowiązek używania kierunkowskazów nie użył jego wina

 

cóż że jego wina , jeśli dziś noga Ciebie boli i masz straty w sprzęcie ?

cała sztuka polega na tym by tego uniknąć

nieraz uciekałem na pobocze kiedy jakiś "zimny łokieć " pchał się na trzeciego

cóż z tego że byłaby jego wina

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość R3surrection

musimy rozróżnić rzeczywiste przypadki od celowego debilnego zachowania..

 

ktoś kto nie ma prawka nie ma pojęciu o jeździe samochodem i chociażby o tym , że rowery szybko zliżającego się NIE WIDAĆ. więc wypadki będą się zdarzać

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Brak prawka nie zawsze oznacza, że ktoś nie ma pojęcia o jeździe samochodem ;) ....no a tekst o szybko zbliżającym się rowerzyscie?...prędkości uzyskiwane przez rowerzyste są malutkie w porównaniu z samochodem...jedynie w sytuacji gdzie samochody stoją to owszem rowerzysta może się szybko zbliżać, ale wypadki wtedy się zdarzają nie dlatego że roweru nie widać ale dlatego że prowadzący samochód się tego nie spodziewa i przeważnie nawet nie spojrzy w lusterko. Dodatkowym utrudnieniem jest to że rower nie wydaje dźwięku. Motory przeważnie słychać z daleka i można się spodziewać że zaraz coś wyjedzie...dlatego rowerzysta musi myśleć nie tylko za siebie ale również za kierowce. Nie sztuką jest poprawna jazda i tłumaczenie się że to Ty jechałeś dobrze i wina leży po stronie innego uczestnika ruchu. Największą sztuką jest umiejętność unikania kolizji. I tyczy się to rowerzystów jak i kierowców.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witam,

 

Od niedawna przeglądam to forum, ale pozwolę sobie na powymądżanie się... Ostrzegam że mam zdiagnozowaną dysleksję i dysgrafię:( Zapoznałem się z większością postów z tego tematu i mam mieszane odczucia. Zacznę od tego że jeżdżę po mieście od przynajmniej 12tu lat, kilka tysięcy km rocznie i odpowiednią ilość dziwnych sytuacji już miałem na drodze. Nie wiem jak mi się udało uchować bez poważniejszej kraksy, ale jakoś się udało... Może odrobina instynktu i zdrowego rozsądku - to pomaga. Oczywiście można zap... i często to robię, nawet w dużym ruchu ale można to robić z głową. Patrząc w przeszłość, na żenujące zdarzenia które mnie spotkały mogę je sklasyfikować w 2 grupy:

1a. Spowodowane moją nieuwagą lub debilizmem.

- zagapienie i wjechanie w tył parkującego samochodu i wylądowanie na klapie po otb;

- ponowne wjechanie w tylny zderzak innego auta;

- wylądowanie na głowie podczas zjazdu ze stromej górki, po hopce, w efekcie utrata przytomności i do tej jpory kontuzja barku. (to akurat troche OT);

1b. Spowodowane debilizmem innych uczestników ruchu.

- zostałem uderzony wystającym z samochodu kijem lub czymś podobnym - do tej pory nie wiem czy wieźli coś ze sklepu i wystawało, czy celowo mnie uderzyli, ale zaraz potem to cos się schowało w aucie, więc myślę że to mogło być celowe.

- podobna sytuacja - pasażer celowo wali mnie ręką w tak zwaną dupę. Wiem że celowo bo słyszę obelgi i śmiechy idiotów. To juz skraj debilizmu, bo raczej jego bardziej bolało niż mnie. Moja sucha rowerowa nic nie wyszło nie należy do najbardziej amortyzujących.

- zdmuchnięcie na pobocze przez TIRa i wywrotka. To wspominam najgorzej... Strasznie się przestrachałem.

- setki bliskich wyprzedzań i ostatnio jedno potrącenie lusterkiem zakończone wymianą zdań z debilem, który zamiast przeprosić, obraża mnie, za co dostaje kilka kurde blaszka niecenzuralnych słów, próbuje mnie jeszcze przejechać, (nie dogania na szczeście) a na konieć pobić z kolegą

- władowanie się na drzwi otwarte przez paniusię wysiadającą w korku. (zdaniem mojej kobiety to powinno być podłączone pod 1a).

2. Nie spowodowane żadnym z dwóch pierwszych, np dziurami w jezdni, brakiem oświetlenia drogi, awariami roweru lub auta itp... Takich oczywiście też doświadczyłem kilka ale nie bardzo jest co opisywać, szlify już się zagoiły.

 

Z tych kompromitujących sytuacji staram się wyciągać wnioski, a te wcale nie są wesołe. Może na starość nabawiam się jakichś fobii... Boję się jeździć po wąskich jednopasmowych i dziurawych drogach podmiejskich. Tu nie uchroni żaden kask ani zbroja, różnica prędkości między mną a zapierniczaczaczami, którzy jadą po 150 km/h takimi drogami przysparza mi dreszczy. Unikam takich tras. Przekonałbym się chyba tylko w peletonie z samochodem serwisowym za moimi plecami :P.

W mieście czuję się bezpieczniej, tutaj jeździ się mimo wszystko wolniej, różnice prędkości nie są tak zabójcze. Jeżdżę zawsze minimum 50 cm od prawej strony, a jeśli są koleiny, dziury to bliżej osi jezdni, to zostawia przynajmniej odrobinę miejsca na ucieczkę. Jeśli zbliżam się do jadącego przede mną samochodu to nigdy nie jadę za jego zderzakiem, ale zjeżdżam na lewo, do linii dzielącej pasy, wracam do prawej strony kiedy auto się oddali, albo kiedy go wyprzedzę. Wielokrotnie uratowało mi to głowę, bo ostre hamowania omijałem lewą stroną przytulony do linii. Staram się pamiętać że mam niezerową drogę hamowania, po deszczu np jeszcze bardziej niezerową i warto wtedy bardziej uważać. I można tak pisać i pisać, ale wszytko opiera się na jednej zasadzie - oczy wokół głowy, bo czuję się trochę jak mały przecinak, który powoduje wkurrzenie u typów którzy często wierzą że są bardziej uprzywilejowani na drodze. Chyba warto trzymać nerwy na wodzy, chociaż czasami trudno nie pokazać przysłowiowego wała albo innego faka, bo tylko taki sposób znajduję jako wyraz swojej dezaprobaty i bezsilności (może macie lepsze sposoby?). Jestem uczuciowy i często mnie ponosi, ale staram się nie zwalczać chamstwa chamstwem. Wiem że to co z mojej perspektywy wygląda czasem jak horror - z punktu widzenia typa z auta atakującego może być niewinne i niezamierzone. Oni naprawdę nie chcą nas pozabijać :P.

Znalazłem kilka krytycznych wypowiedzi dotyczących samych rowerzystów. Dla osób które uważają że rowery nie zasługują na ulgowe traktowanie na drodze polecam wizytę w jakimkolwiek dużym mieście na zachód od Odry. Po ostatnim miesięcznym pobycie w Monachium trochę się napatrzyłem... w niektórych miastach rower to świętość. Kiedy kierowca wali w rowerzystę w Amsterdamie to ma przechlapane, rower ma tam zawsze pierwszeństwo. Tylko w taki sposób można promowac rower jako bezpieczny środek transportu i tylko wtedy wsiądą na niego większe rzesze ludzi.

 

Pozdrawiam i przepraszam za rozwleczony post.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...

Hey No to mam pojeżdżone.

Bliskie spotkanie z Fiatem Uno. Cóż za niefart. Jednego yeti mniej, Rama już się do niczego nie nadaje, przód bike'a skasowany.

Dzwon miał miejsce w Zielonej Górze na drodze rowerowej naprzeciwko Carrefoura z winy kierowcy, gośc centralnie mi się wpieprzył z głównej drogi skręcił w prawo przecinając mi drogę, zawieszony typ kompletnie mnie nie widział. Jechałem na dużym blacie i nie było ani sekundy czasu na reakcje.

Dzięki Bogu wyszedłem z tego w nienaruszonym stanie, ufff za to ze sprzętem jest dramaten. Pozostało mi walczyć o odszkodowanie. Mówi się trudno i kocha się dalej.

 

362fb818cd5027e8m.jpg

 

082d272e0f5fa707m.jpg

 

Strzał był w nadkole, a potem zaliczyłem konkretny lot.

 

65b95e357322f6d4.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Było to ze 4 lata temu jadę sobie ok 40km/h, wyprzedza mnie auto z kierunkowskazem w lewo. Koleś wyprzedził mnie może o dwa metry i z tym kerunkowskazem w lewo skręcił w prawo. Z rowerem i ze mną nic aczkolwiek koleś miał lusterko w kawałkach. Gość się trochę wystraszył bo zdrowo trzasłem w szybę kaskiem. Ja się oczywiście na kolesia wydarłem, przeprosił mnie i na tym się sprawa skończyła.

Natomiast kolega miał taką samą sytuację tyle że z dziadkiem 70-80 lat który był już gotowy do bicia się...

Jakiś miesiąc temu jechałem sobie spokojnie z ojcem i wyprzedał nas autobus. Ojciec jechał pierwszy zdążyłem krzyknąć uważaj i cudem go koleś nie przybrał. Oczywiście ja jako pierwszy do robienia zadymy puściłem się za nim sprintem i na następnym przystanku przy wszystkich ludziach sobie porozmawialiśmy.

Przeklinam sporadycznie ale agresor mi się włączył i ta rozmowa wyglądała tak.

 

Podjeżdżam pod tego busa (miał otwartą szybę)

- Kto ci fiucie dał prawo jazdy?

- Ale o co chodzi?

- Co k*rwa Alzheimera masz?

- Jak ty się do mnie odnosisz?

- A jak ty jeździsz kretynie! Co już k*rwa nie pamiętasz że 300m wcześniej dwóch rowerzystów byś roz*ierdolił?

- Aha, bardzo przepraszam, to był przypadek...

(cudem się powstrzymałem żeby powiedzieć przez przypadek to go zrobili)

Potem nawet jechał grzecznie za nami i nawet nie próbował wyprzedzać.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dlatego trzeba wzywac policje. Wtedy firma problemow nie stwarza. Albo stwarza mniejsze niz przy roznych oswiadczenaich.

Przynajmniej ja jak mialem mala i w sumie delikatna stluczke auto-auto to koles powiedzial ze oswiadczenie piszemy tylko dlatego ze mam w PZU, bo jakbym mial jakies telefoniczne to juz by tu policja byla bo nie placa. I oszczedz tu 300zl na ubezpieczeniu by potem placic 500 mandatu i dostac 6 czy 8 punktow :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dzięki wszystkim za słowa otuchy i wsparcie, pomimo że mi sie nic nie stało to nie będe ukrywał że mam lekki dołek związany z tym zdarzeniem, mam nadzieje ze to sie w zadnym stopniu nie odbije na przyszlosci mojego rowerowania, wpienia mnie to że straciłem cennego bike'a, a co najgorsze że nie mam na czym śmigać i że uleciało mi kilka fajnych wyjazdów, to mnie najbardziej boli. Zlozenie roweru kosztowalo mnie wiele czasu i jakby nie patrzac wlozylem w niego czastke swojego serca. :)

 

 

 

Tak, na miejsce wypadku przyjechała policja, porobili zdjęcia, spisali gościa wlepili mu mandat, ewidentnie to była jego wina. W poniedziałek mam spotkanie z ubezpieczalnią, niestety nie jest to PZU tylko PTU(Polskie Towarzystwo Ubezpieczeń) i zobaczę co ma mi do powiedzenia rzeczoznawca, zapewniał mnie że dojdziemy do ugody. W co wątpie bo już na pierwszym spotkaniu dał mi do myślenia, po oględzinach roweru powiedział mi że rama owszem jest nowa i pokryją mi koszt nowej, a już sam amortyzator będzie oceniany jako używany, bo już pare set kilometrów strzelił. Według mnie to przebieg jego jest znikomy i nie moge sie z tym zgodzic - rower ma na koncie tylko jedną wyprawe w góry Izery i to tyle. :)

http://www.forumrowerowe.org/relacja-z-wypadu-t33026.html

 

Dodam ze rama byla kupowana razem z amorem i jest absolutnie nowka.

 

dziekuje jeszcze raz

Jak macie za soba podobne doswiadczenia, prosze piszcie bo wszelkie Wasze rady sa dla mnie strasznie pomocne

 

Jedno Wam powiem, dopiero po jakims czasie to do mnie dotarlo, ZDROWIE moi kochani jest najwazniejsze, jak dobrze ze mialem kask i sie ostro porozciagalem przed wyjazdem, aniol stroz nademna gdzies tam czuwa i ktorys juz raz z rzedu uratowal mi pupe, musi mnie ziomal bardzo lubic, hehe

 

so...

well...

 

sorry rozkleilem sie troszeczke ahh to pewnie przez te swieta

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To bardzo wazne zagadnienie. Mysle ze przyda sie wiekszej liczbie osob wiec jezeli ktos zna odpowiedz na w/w pytanie to wiele osob bedzie wdziczne. Jak to jest z uzywanymi czesciami. Mi sie wydaje ze OC dziala inaczej niz AC i sa zobowiazani do naprawienia szkody. ciezko mi sobie wyobrazic by mieli placic % wartosc czesci. Wg mnie powinni zaplacic za nowe takie same. W koncu jak sie walnie w nowy samochod, cos sie wgniecie to wlasciciel ma prawo zadac nowej czesci. Np nowych drzwi, a nie wyklepywania lub zwrotu czesci kasy. Wiec jak to jest? Czy mozna zadac (skutecznie) wymiany czesci na nowe? A jak nie bedzie takiego modelu to co zrobic? Czy mozna zadac wymiany na nowy tej samej klasy? Np jak nie ma juz Manka R7 Platinum SPV to czy mozna zadac nowego Manka ktory wiadomo jest drozszy?

 

I od razu pytanie kolejne: czy zeby zwrocili kase trzeba miec dowody zakupu? Sadze ze nie. Czy mozna zatem powiedziec ze dowodow sie nie ma, a rower ma 2 tygodnie? Musieliby wowczas zwracac tyle ile nowe czesci kosztuja, a nie ile bylo na paragonie. Bo np jak ktos kupuje Marte SL na allegro to 2 sztuki ma za 1300 a w sklepie za 2500. Jak nie ma dowodu zakupu to powinni mu zaplacic za nowa, czy sie myle?

 

Bardzo wiele pytan i bylbym wdzieczny jakby ktos kto ma wiedze lub doswiadczenia z zycia na nie odpowiedzial.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zarchiwizowany

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...