Skocz do zawartości

[spotkanie z błotem]


jurasek

Rekomendowane odpowiedzi

Napisano

sobota godz. 5 .oo otworzyłem oczka , przeciągnąłem się. Pomyślałem sobie że jak zacznę się gramolić to o 7.oo będę w siodle. Jak wymyśliłem, tak się stało.

Ruszyłem spokojnie ścieżką rowerową w stronę Budzistowa gdzie czarny asfalt zamienia się w czarniejszy szuter. Bez przeszkód przejechałem szutrem do jednej wioski, trzeciorzędnym asfaltem do następnej by wjechać na polną drogę zgodnie z trasą czerwonego szlaku „Solnym” zwany. Krótki, lecz stromy zjazd zakończony wjazdem w małe błotko które zostało dzielnie odparte moim fullbłotnikiem. Po wspięciu się na szczyt dolinki rozciągnął się przede mną widok na uprawę rzepaku, a gdzie mój szlak ? tylko pamięć drogi z ubiegłorocznych wycieczek pozwoliła mi przebyć 3km zarośniętego pola. Przejazd asfaltem przez kolejną wioskę był chwilą relaxu na uzupełnienie płynów wodą mineralną wzmocnioną wynalazkiem o nazwie „Red Puls” energy drink tablets. Kolejny szutrowy odcinek przeszedł w asfalt i doprowadził mnie na szczyt doliny Parsęty. Spokojny asfaltowy zjazd 45km/h zakończony zjazdem do lasu. Teraz czarnoziem leśny zaczął się lepić do kół i wyłazić po bokach błotników , pięknie bym bez nich wyglądał. Ptaszki ładnie śpiewały, błoto w przejeżdżanych kałużach mlaskało jak niewychowany żarłok. Szkoda, że w mojej okolicy, lasy to tylko półgodzinne szlaki. Ten zakończył się w kolejnej wiosce, której oszczędni mieszkańcy na weekend zwijają asfalt zostawiając sterczące kocie łby, doceniłem mól nowy amortyzator. Kolejne 10km trzeciorzędnym asfaltem wymagało tylko systematycznego kręcenia korbami, a 500m przejazdu drogą Białogard - Kołobrzeg utwierdziło mnie w przekonaniu, że w sezonie na ten szlak turystyczny słabym pojazdem lepiej nie wjeżdżać. Za Karlinem znalazłem na mapie kolejny leśny szlak. Mieszkańcy Redlina nie byli już tak skąpi i asfalt był rozwinięty, ale żeby za słodko nie było na granicy wioski z lasem zamienił się w porośniętą łąkę. Poszedłem na całość i zaufałem mapie. Wśród drzew odnalazłem szlak - znowu błotny brrrrrr

5 km przebijania się przez błotne wykroty, z żalem patrzyłem na zbrukane buty, zafajdaną ramę. Ale cóż „cierp ciało jak żeś chciało”. Uff w końcu przedmieścia Białogardu stanęły mi przed oczami.

jednym z celów wizyty w mym rodzinnym mieście było uprzątnięcie grobu ojca. Z lekkim zgorszeniem cmentarni rowerzyści na jubilatach patrzyli na obcisłe i kask intruza. Z południa nadchodziły ciemne chmury, w pośpiechu moherowi bikerzy szykowali się do ucieczki przed deszczem. Pierwsze krople zaczęły spadać gdy konieczne było spłukanie nałożonej chemii na kamienie grobowca. Widać Tatko chciał pomóc w kąpaniu swej siedziby. Sprzątanie zakończone. Ze szczotką i szmatą w ręku spojrzałem na stojącą cierpliwie na uboczu limuzynkę. Jak ona wyglądała !!!!!! 1cm warstwy błota z chlapacza na przednim błotniku zdjąłem szpachelką hamulce pokryte, żółtą bryłą gliny, w zębach korby liście bawiły się w chowanego. Miałem wodę , szmatę i szczotę. czyścił ktoś rower na cmentarzu ?

wizyta u mamy, spotkanie z siostrzeńcem to były kolejne cele wycieczki,

czas na powrót. wybrana trasa znów prowadziła bocznymi szlakami by ominąć główny nurt stali i plastiku pędzącego na wakacje. 40km to zabawa z czarną chmurą w berka. w pewnym momencie poczułem ogromną ochotę na słodką bułkę do tego stopnia , że w napotkanym po drodze sklepiku wiejskim zakupiłem ogromną bułę

sklepik był akurat na rozdrożu. W jedna stronę Dygowo i perspektywa 12km wśród pędzących blachosmrodów. W drugą stronę bezpieczniej ale ok. 18km, a czarna chmura na horyzoncie. do tej pory nie dostała mnie to i teraz się nie dam. Jadę na Ustronie Morskie przejazd w poprzek trasy Koszalin – Kołobrzeg wymagał dużej uwagi na pędzące bmki mesie i innego gatunku puszki, przyjemny szybki zjazd do Ustronia Morskiego ostrożny przejazd przez zatłoczoną turystami ulicę i...

granica gmin Ustronie – Kołobrzeg, pas ziemi niczyjej, rozjeżdżony samochodami gliniany szlak pełen kałuż i błotnej mazi, nie ma co marudzić ruszam, koła ślizgają się na glinie jak na zmarzlinie, wykrot, koło się obsuwa nie zdążyłem nogi wypiąć i gleba w glinianą maź. Lewa strona upaćkana w glinie od ramienia po pedał, bieżnik opon zaklejony na slicka, błotniki jakby do noszenia gliny były zrobione, w takim glinianym stanie wracam do domu

po 106 km , trzy godziny oporządzania sprzętu i słuchania wymówek nie rozumiejącej nic istoty .

ale fajnie było

Napisano

a ja w piątek olałem prognoze pogody i uległem namowom młodego gniewnego na głodzie. znaczy się wyposzczonego od roweru.

o 13:30 zaczęło popadywac. nie na tyle zeby sie zniechecic ale tez nie na tyle zeby kipiec z zapału.

pojechalismy.

na drodze do głuszycy juz zrobiło sie niewesoło ale bylo mi juz wszystko jedno bo miałem mokry tyłek. ratunkiem bylo to ze bylo w miare cieplo.

pozniej deszcz się wyłączył. na pół godziny.

od przejscia granicznego bylo terenem. na pierwszym leju wypełnionym wodą zrobiło się wesoło. ja wiedziałem czym to pachnie a młody co nie kocha wody - nie.

przy lekko padającym deszczu (bo stwierdziłem ze jednak zaliczymy tylko ten kawalek terenu i przebijamy sie do domu) przekopalismy sie przez błoto ok 10 km. mnie juz naprawde bylo wszystko jedno a stan ten objawia sie wręcz uwielbieniem we wjeżdzaniu w najgorszy syf. :) w takiej chwili juz lubie.

 

młody jęczał a ja sie bawiłem. ;)

po dotarciu do asfaltu waliło juz konkretnie. tylko ze stałem sie zupełnie niepodatny na działanie wody (przy okazji przekonałem sie ze moje tarcze w obecnej konfiguracji wogole nie są podatne na piszczenie w warunkach amfibijnych :P )

 

ok 15 km powrotu asfaltem, na ktorym stały jeziora wody. deszcz juz nie padał.

przy wjezdzie do jedliny zdroju wyszlo słońce. ale wyschnąć juz nie zdarzyłem :P

 

ten spacerek (w sumie 40 km) przekonał mnie że:

1) lubie jazde w deszczu gdy juz jestem mokry

2) warto miec hydraulike w rowerze - odgruzowywanie kabli i linek sprowadza sie tylko do przeserwisowania przerzutek a nie nieszczesnych hamulcow.

3) ze jednak przed myciem roweru powinienem byl sie przebrac a nie wyjsc do mycia w mokrych ciuchach. :P

Napisano

Nie wiem jak u was ale na pomorzu padalo dzisiaj niemilosiernie i bloto tez sie dosc duze zrobilo. Chcialem przejechac jeden szlak i w 1/3 zrezygnowalem, bo sie strasznie zimno zrobilo. Jak spojrzalem na siebie przy wyjezdzie z lasu to stwierdzilem ze juz wszytko mi jedno. Nogi mialem cale brazowe, koszulke w brazowe groszki, a biodrowka wazyla chyba pare kilo wiecej od wody i blota :D. Oczywiscie blotnikow brak :(. Nie wiem jak to jest, ale bardzo polubilem uczucie posiadania ziemi na calym ciele :D. I jechalem tak do domu.

Tylko troche szkoda sprzetu... Jutro bedzie dluuuugie mycie :P.

Pozdrawiam wszystkich taplajacych sie w blocie! :P

Napisano

Hehe moja mama pojechała nad morze do koleżanki, nie chciałem jechać i na razie nie żałuję patrząc jeszcze na pogodę, mają mieć niezłe opady i <15*C. Chata wolna od 2 dni, ale pojutrze zmywam się do Babci do Trzebnicy, czyli w rejony pamiętnego maratonu we Wrocku, jedna wielka, mokra glina. Będzie hardcore :P

Napisano
patrząc jeszcze na pogodę, mają mieć niezłe opady i <15*C.

 

temperatura powietrza +18*C

temperatura wody w morzu +16*C

temperatura wody w kałużach +27*C :excl:

Zarchiwizowany

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...