jurasek Napisano 2 Lipca 2007 Napisano 2 Lipca 2007 sobota godz. 5 .oo otworzyłem oczka , przeciągnąłem się. Pomyślałem sobie że jak zacznę się gramolić to o 7.oo będę w siodle. Jak wymyśliłem, tak się stało. Ruszyłem spokojnie ścieżką rowerową w stronę Budzistowa gdzie czarny asfalt zamienia się w czarniejszy szuter. Bez przeszkód przejechałem szutrem do jednej wioski, trzeciorzędnym asfaltem do następnej by wjechać na polną drogę zgodnie z trasą czerwonego szlaku „Solnym” zwany. Krótki, lecz stromy zjazd zakończony wjazdem w małe błotko które zostało dzielnie odparte moim fullbłotnikiem. Po wspięciu się na szczyt dolinki rozciągnął się przede mną widok na uprawę rzepaku, a gdzie mój szlak ? tylko pamięć drogi z ubiegłorocznych wycieczek pozwoliła mi przebyć 3km zarośniętego pola. Przejazd asfaltem przez kolejną wioskę był chwilą relaxu na uzupełnienie płynów wodą mineralną wzmocnioną wynalazkiem o nazwie „Red Puls” energy drink tablets. Kolejny szutrowy odcinek przeszedł w asfalt i doprowadził mnie na szczyt doliny Parsęty. Spokojny asfaltowy zjazd 45km/h zakończony zjazdem do lasu. Teraz czarnoziem leśny zaczął się lepić do kół i wyłazić po bokach błotników , pięknie bym bez nich wyglądał. Ptaszki ładnie śpiewały, błoto w przejeżdżanych kałużach mlaskało jak niewychowany żarłok. Szkoda, że w mojej okolicy, lasy to tylko półgodzinne szlaki. Ten zakończył się w kolejnej wiosce, której oszczędni mieszkańcy na weekend zwijają asfalt zostawiając sterczące kocie łby, doceniłem mól nowy amortyzator. Kolejne 10km trzeciorzędnym asfaltem wymagało tylko systematycznego kręcenia korbami, a 500m przejazdu drogą Białogard - Kołobrzeg utwierdziło mnie w przekonaniu, że w sezonie na ten szlak turystyczny słabym pojazdem lepiej nie wjeżdżać. Za Karlinem znalazłem na mapie kolejny leśny szlak. Mieszkańcy Redlina nie byli już tak skąpi i asfalt był rozwinięty, ale żeby za słodko nie było na granicy wioski z lasem zamienił się w porośniętą łąkę. Poszedłem na całość i zaufałem mapie. Wśród drzew odnalazłem szlak - znowu błotny brrrrrr 5 km przebijania się przez błotne wykroty, z żalem patrzyłem na zbrukane buty, zafajdaną ramę. Ale cóż „cierp ciało jak żeś chciało”. Uff w końcu przedmieścia Białogardu stanęły mi przed oczami. jednym z celów wizyty w mym rodzinnym mieście było uprzątnięcie grobu ojca. Z lekkim zgorszeniem cmentarni rowerzyści na jubilatach patrzyli na obcisłe i kask intruza. Z południa nadchodziły ciemne chmury, w pośpiechu moherowi bikerzy szykowali się do ucieczki przed deszczem. Pierwsze krople zaczęły spadać gdy konieczne było spłukanie nałożonej chemii na kamienie grobowca. Widać Tatko chciał pomóc w kąpaniu swej siedziby. Sprzątanie zakończone. Ze szczotką i szmatą w ręku spojrzałem na stojącą cierpliwie na uboczu limuzynkę. Jak ona wyglądała !!!!!! 1cm warstwy błota z chlapacza na przednim błotniku zdjąłem szpachelką hamulce pokryte, żółtą bryłą gliny, w zębach korby liście bawiły się w chowanego. Miałem wodę , szmatę i szczotę. czyścił ktoś rower na cmentarzu ? wizyta u mamy, spotkanie z siostrzeńcem to były kolejne cele wycieczki, czas na powrót. wybrana trasa znów prowadziła bocznymi szlakami by ominąć główny nurt stali i plastiku pędzącego na wakacje. 40km to zabawa z czarną chmurą w berka. w pewnym momencie poczułem ogromną ochotę na słodką bułkę do tego stopnia , że w napotkanym po drodze sklepiku wiejskim zakupiłem ogromną bułę sklepik był akurat na rozdrożu. W jedna stronę Dygowo i perspektywa 12km wśród pędzących blachosmrodów. W drugą stronę bezpieczniej ale ok. 18km, a czarna chmura na horyzoncie. do tej pory nie dostała mnie to i teraz się nie dam. Jadę na Ustronie Morskie przejazd w poprzek trasy Koszalin – Kołobrzeg wymagał dużej uwagi na pędzące bmki mesie i innego gatunku puszki, przyjemny szybki zjazd do Ustronia Morskiego ostrożny przejazd przez zatłoczoną turystami ulicę i... granica gmin Ustronie – Kołobrzeg, pas ziemi niczyjej, rozjeżdżony samochodami gliniany szlak pełen kałuż i błotnej mazi, nie ma co marudzić ruszam, koła ślizgają się na glinie jak na zmarzlinie, wykrot, koło się obsuwa nie zdążyłem nogi wypiąć i gleba w glinianą maź. Lewa strona upaćkana w glinie od ramienia po pedał, bieżnik opon zaklejony na slicka, błotniki jakby do noszenia gliny były zrobione, w takim glinianym stanie wracam do domu po 106 km , trzy godziny oporządzania sprzętu i słuchania wymówek nie rozumiejącej nic istoty . ale fajnie było
heavy_puchatek Napisano 2 Lipca 2007 Napisano 2 Lipca 2007 A gdzie [] Jurasku? xD czyścił ktoś rower na cmentarzu ? Ja czyściłem Powiem więcej, tylko w tym celu tam pojechałem
Ecia Napisano 2 Lipca 2007 Napisano 2 Lipca 2007 No widzisz . A kiedy ci mówiłam, że błotko jest fajne, to mi nie wierzyłeś Pozdrówko przewidujące
tobo Napisano 2 Lipca 2007 Napisano 2 Lipca 2007 a ja w piątek olałem prognoze pogody i uległem namowom młodego gniewnego na głodzie. znaczy się wyposzczonego od roweru. o 13:30 zaczęło popadywac. nie na tyle zeby sie zniechecic ale tez nie na tyle zeby kipiec z zapału. pojechalismy. na drodze do głuszycy juz zrobiło sie niewesoło ale bylo mi juz wszystko jedno bo miałem mokry tyłek. ratunkiem bylo to ze bylo w miare cieplo. pozniej deszcz się wyłączył. na pół godziny. od przejscia granicznego bylo terenem. na pierwszym leju wypełnionym wodą zrobiło się wesoło. ja wiedziałem czym to pachnie a młody co nie kocha wody - nie. przy lekko padającym deszczu (bo stwierdziłem ze jednak zaliczymy tylko ten kawalek terenu i przebijamy sie do domu) przekopalismy sie przez błoto ok 10 km. mnie juz naprawde bylo wszystko jedno a stan ten objawia sie wręcz uwielbieniem we wjeżdzaniu w najgorszy syf. w takiej chwili juz lubie. młody jęczał a ja sie bawiłem. po dotarciu do asfaltu waliło juz konkretnie. tylko ze stałem sie zupełnie niepodatny na działanie wody (przy okazji przekonałem sie ze moje tarcze w obecnej konfiguracji wogole nie są podatne na piszczenie w warunkach amfibijnych ) ok 15 km powrotu asfaltem, na ktorym stały jeziora wody. deszcz juz nie padał. przy wjezdzie do jedliny zdroju wyszlo słońce. ale wyschnąć juz nie zdarzyłem ten spacerek (w sumie 40 km) przekonał mnie że: 1) lubie jazde w deszczu gdy juz jestem mokry 2) warto miec hydraulike w rowerze - odgruzowywanie kabli i linek sprowadza sie tylko do przeserwisowania przerzutek a nie nieszczesnych hamulcow. 3) ze jednak przed myciem roweru powinienem byl sie przebrac a nie wyjsc do mycia w mokrych ciuchach.
Cybula Napisano 3 Lipca 2007 Napisano 3 Lipca 2007 Nie wiem jak u was ale na pomorzu padalo dzisiaj niemilosiernie i bloto tez sie dosc duze zrobilo. Chcialem przejechac jeden szlak i w 1/3 zrezygnowalem, bo sie strasznie zimno zrobilo. Jak spojrzalem na siebie przy wyjezdzie z lasu to stwierdzilem ze juz wszytko mi jedno. Nogi mialem cale brazowe, koszulke w brazowe groszki, a biodrowka wazyla chyba pare kilo wiecej od wody i blota . Oczywiscie blotnikow brak . Nie wiem jak to jest, ale bardzo polubilem uczucie posiadania ziemi na calym ciele . I jechalem tak do domu. Tylko troche szkoda sprzetu... Jutro bedzie dluuuugie mycie . Pozdrawiam wszystkich taplajacych sie w blocie!
heavy_puchatek Napisano 3 Lipca 2007 Napisano 3 Lipca 2007 Hehe moja mama pojechała nad morze do koleżanki, nie chciałem jechać i na razie nie żałuję patrząc jeszcze na pogodę, mają mieć niezłe opady i <15*C. Chata wolna od 2 dni, ale pojutrze zmywam się do Babci do Trzebnicy, czyli w rejony pamiętnego maratonu we Wrocku, jedna wielka, mokra glina. Będzie hardcore
jurasek Napisano 4 Lipca 2007 Autor Napisano 4 Lipca 2007 patrząc jeszcze na pogodę, mają mieć niezłe opady i <15*C. temperatura powietrza +18*C temperatura wody w morzu +16*C temperatura wody w kałużach +27*C
siwiutki Napisano 4 Lipca 2007 Napisano 4 Lipca 2007 Po to jest blotko zeby w nie wjezdzac. Zrobilismy tak z kolegami niedawno, ale dobrze jest potem zahaczyc o jakies jeziorko
Rekomendowane odpowiedzi
Zarchiwizowany
Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.