Skocz do zawartości

[pkp i rower] buractwo niektórych "podróżnych"


Rekomendowane odpowiedzi

Miałem ostatnio niemiłą przygodę w pociągu. W sumie nie zdarzyła się ona mi, ale skłoniła do kilku przemyśleń.

 

Jechałem sobie jak to zwykle z Lublina do Gdyni z przesiadką w Bydgoszczy (bo tak mi najwygodniej).

Jako że był to koniec długiego łikendu i spore stadka wsiadały na każdej stacji wykupiłem od Bydgoszczy pierwszą klasę coby nie stać (po dostaniu się przez okno) w kiblu trzech godzin. Wagon pierwszej klasy był ostatnim w pociągu. Skład nie ciągnie wagonu do przewozu bicykli (a przydałby się bo zawsze sporo nim ludków jedzie z rowerumi) więc wszystkie rowery są przypinane w korytarzach w I kl. bo tam najmniej ludzi zazwyczaj i największa kultura (teoretycznie).

Akurat wtedy przewożony był tylko jeden rower i bardzo rozsądnie przypięty na samym końcu pociągu w ostatnim przedsionku.

Jakiś Wielki Pan odprowadzał żonę i otwierał jej drzwi do pociągu. Za tymi drzwiami stał rzeczony rowerek. Przesunął się nieco pewnie podczas hamowania i blokował kołem drzwi, więc Pan Nerwowy zaczął nap***ć tymi drzwiami w rower aż mu się udało usunąć przeszkodę (wyginając przy okazji koło). Rower można było po prostu delikatnie popchnąć ręką i nie zawadzałby. Stałem tuż za nim i zwróciłem mu uwagę że zniszczył czyjąś własność i czy może zechciałby teraz znaleźć właściciela i wyjaśnić sprawę. Usłyszałem że niech sobie w takim razie pilnuje swojego złomu i poza tym to nie jest miejsce do trzymania roweru i że jego to nic nie obchodzi. Odparłem że zaraz znajdziemy w takim razie konduktora i ja poświadczę co widziałem i jesli sam tego nie załatwi to sprawa skończy się na policji. Niestety skończyło się paroma ostrymi słowami i przepychanką i gdyby nie żona tego chama której widocznie było wstyd i powiedziała że zanjdzie własciciela i zapłaci za koło to pewnie doszłoby do bijatyki. Najsmutniejsze jest to że NIKT poza mną nie zareagował i pewnie ktoś dowiedziałby się że ma zniszczony rower dopiero przy wysiadaniu.

 

Zastanawiam się jak od strony prawnej wygląda taki incydent i do kogo zwrócić się w przypadku gdy okazuje się że nieznany sprawca zniszczył lub ukradł (bo to też się zdarza) naszą własność (w tym przypadku rower) w pociągu.

Czy jeśli nie ma wagonu do przewozu rowerów w pociągu, a płacimy bilet za rower i konduktor każe go przypiąć w ostatnim wagonie żeby nie zawadzał to tak jakbyśmy byli sami odpowiedzialni za to że ktoś go uszkodził, czy też można jakoś dochodzić swoich praw?

Jeśli kogoś złapiemy na gorącym uczynku sprawa wydaje się jasna; idziemy do konduktora i albo gość płaci albo na peronie czeka policja, ale kto płaci w takim przypadku jak powyższy? PKP, konduktor czy mamy pecha i nic nie dostaniemy??

 

 

Pozdrawiam

Jacunio

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zgodnie z obowiązującymi przepisami rower przewożony ja na opdowiedzialność i pod nadzorem podróżnego. Kolej odpowiada

za utratę, ubytek lub uszkodzenie naszego bagażu (w tym także rowerów) tylko w razie działań przez siebie zawinionych - czyli w sytuacji, o której mowa, że ktoś "skubnie" lub uszkodzi nam rower, raczej nie mamy co liczyć na rekompensatę. Oczywiście fakt kradzieży bądź uszkodzenia własności należy zgłosić np. kierownikowi pociągu, konduktorowi bądź funkcjonariuszowi SOK. Powinni oni poinformować i zawiadomić policę, która odnotowałaby zapewne incydent i na tam by się skończyło.

 

Inna sprawa, gdy sprawcę złapiemy "za rękę" - wówczas powinniśmy niezwłocznie powiadomić o tym kogoś z wyżej wymienionych, który następnie powinnien wezwać policję. Ta powinna zatrzymać sprawcę, przesłuchać nas i innych świadków itp. Na drodze procesu sądowego powinniśmy otrzymać odszkodowanie za zniszczone mienie.

 

Co do opisanej przez Ciebie sytuacji - smutne, ale prawdziwe. Niestety, "kto prostakiem się urodził, prostakiem przemija; choćby nawet słoma w butach ze złota była".

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jak ostatnio jechałem z ziomkami z forum w 4 osoby to z rowerami też był kłopot, upchnęliśmy je między przedziałami ale raczej nie było wielkich szans przejść tamtędy :) Konduktor 3 podejścia zaliczył, lewa, prawa w końcu za trzecim razem zdecydowanym ruchem przesunął nasze klamoty i przeszedł :) Tak czy inaczej nie zostawiliśmy ich ani na chwilę i tak nam 2 godziny na podłodze minęły :) Aha, dostawili nam 2 wagony "dla rowerów" i właśnie w jednym z nich się usadowiliśmy.

 

Za to w drodze powrotnej ja wsiadłem, wziąłem rower i kolega podaje swój. Rower w połowie w pociągu a drzwi się zamykają i pociąg jedzie. Ja jedną ręką trzymam rower, drugą wieszam się na hamulcu ale nie działa :) Dodam, że za nami jeszcze czekali ludzie i wcale powolni nie bylismy. Ok, ktoś się wydarł, ktoś inny coś zaczął wymachiwać, pociąg stanął, szkód nie ma i gitara, siadamy na podłodze^^ Potem przychodzi konduktor i jeszcze do mnie wyskakuje że "hamulec nie działa właśnie po to żebym go ot tak nie używał." To ja już nic nie rozumiem :) Pociągi są śmieszne...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

hm. ja bym roweru tak nie zostawił nawet jakbym miał makro za 400 zł. No włąsciwie co to za biker co tak zostawił rower.? a przecież wszyscy dobrze wiemy, ze owi "wielcy panowie" są czesto bezmózgami i nie potrafia normanie myślec mózgiem i od tego podobno maja mieśnie co widać na wyżej przedstawionej sytuacji.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przeczytałem o tym incydencie i normalnie same przekleństwa cisną mi się na usta - postąpiłbym na Twoim miejscu dokładnie tak samo. Niestety u nas w kraju coraz więcej takich sytuacji się obserwuje, jest pełno takich buraków którym wydaje się - że im wolno wszystko i mają gdzieś czyjąś własność. Z kulturą u nas to jest tragicznie a wszystko przez to, że większości takie sprawy uchodzą na sucho bo nikt się niczym nie przejmuje. Bo jak to nie moje to co mnie to obchodzi - tak niszczą właśnie przystanki, kosze na śmieci, łamią ławki, uszkadzają słupki, znaki drogowe, obijają ludziom auta na parkingach itp. Jakby jeden z drugim dostał karę z 1000zł to by sobie na długo zapamiętał. U nas społeczeństwo jeszcze nie potrafi dbać o siebie i swoje - na zachodzie nawet za pozostawioną kupę przez psa na trawniku ludzie potrafią zrobić taką aferę, że przyjadą - wlepią Ci mandat i jeszcze pouczą. U nas parki to jedno wielkie szambo gdzie trzeba skakać z nogi na nogę aby to wszystko omijać. Szkoda, że Polacy dbają tylko o swoją najbliższą własność a całe otoczenie mają głęboko w d...e :) Eh, sorki za taki elaborat ale normalnie mnie nosi w takich sytuacjach.

Co do odszkodowania to jest tak jak napisał Stig - jak nie złapiesz za rękę to zapomnij o czymkolwiek a nawet jak złapiesz to jeszcze nie wszystko jest pewne, bo nasze kochane sądy potrafią niesamowicie absurdalne wyroki orzekać. Na koniec trochę optymizmu - pociesza mnie fakt, że są jeszcze tacy ludzie jak Jack Danniels którzy nie pozwalają się takiemu buractwu panoszyć :) Pozdro.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

heheh :) miałem taką sytuacje jak wracałem z kumplem z łodzi do mojego miasta i przypiąłem rower standardowo na końcu wagonu składajac kiere żeby nikomu nie przeszkadzalo itp...ale wchodzi sobie koleś ( chyba to nei był polak bardziej na włocha mi pasował) z walizką na kółkach...ale oczywiscie trudno mu było zjechac w bok te 5 cm i zaczepił o moje koło i zaczął napier**** walizką o tarcze.....a że ja jestem człowiekiem , który nie lubi kiedy jego rower jest tak traktowany :) to koleś miał szczęście, że są w pociągu kolesie od biletów, którzy czasami pilnują porządku bo nie wiem w jakim stanie był by ten koleś na następnej stacji.....skończyło sie na lekko skrzywionej tarczy...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dlatego ja ilekroć jadę pociągiem z rowerem to nigdy nie zostawiam go ani na chwilę bez opieki i nie słucham się śmiesznych ludzików w mundurkach którzy każą mi go przypinać w ostatnim wagonie na końcu. Jak wracaliśmy z Nysy z chłopakami to zabunkrowaliśmy się w dwóch przedziałach - w jednym całym stały nasze rowery (kanapy w niektórych wagonach da się rozłożyć na boki i mieszczą się spokojnie 3-4 rowerki) a zaraz obok siedzieliśmy my. Nikt nam nie podskakiwał ale pewnie dlatego, że było nas więcej - bo samemu to faktycznie trudno jest cokolwiek zdziałać.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

w pośpiechach i expresach jeszcze jako tako da się wytrzymać... w pociągach podmiejskich nie ma ani miejsca na rower: służbówki-palarnie są zapchane, do służbówki konduktorskiej nie wpuszczają(chociaż na 1rower miejsce by się znalazło)... teraz w nowych pociągach zrobili uchwyty na koła(aby powiesić rower przy suficie) niestety moje balonowe oponki tam się nie mieszczą(miło że ktoś o tym pomyślał) tak czy inaczej bezproblemowe przewożenie rowerów w PKP graniczy nimal z cudem...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

marudzicie

ja jeżdżę co jakiś czas i nie narzekam.

Naturalnie jak jest pełen pociąg ludzi to nie jest fajnie.

ale dopóki są luzy to i nikt w parade nie wchodzi raczej.

2 razy już zmieniałem nawet dętkę w pociągu (razem z zaklejaniem) i nikt nawet słowa mi nie powiedział. A i często ludzie zagadują;) Jazda pociągiem z rowerem w moim doświadczeniu zawsze była rzeczą raczej przyjemną:D

 

(co nie zmienia faktu że jak się czyta takie historie jak ta w pierwszym poście to <cenzura forumowa>

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zarchiwizowany

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...