Skocz do zawartości

[ciśnienie] Jakie ciśnienie na śnieg. Opona z kolcami.


pawelpiwowarczyk

Rekomendowane odpowiedzi

Cześć! Mam szybkie pytanko.

Za oknem 10 cm śniegu. Przed chwilą założyłem opony z kolcami (Schwalbe Ice Spiker 26 2.1). Jutro mam zamiar wyjechać na kilka godzin. Raczej terenami gdzie śnieg będzie nierozjechany. Teraz mam dylemat ile powietrza nabić w dętki. Tyle ile zwykle, raczej więcej (by łatwiej wrzynały się w kopny śnieg) czy raczej mniej (by układały się na nierównościach)? Teraz jest +0,5 i śnieg jest mokry, ale w nocy i w dzień ma być -5, więc pewnie będzie skorupa.

Wydaje mi się że lepiej nabić ile się da. Co sądzicie?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Na sam śnieg na błocie to szkoda kolców, nic tam nie zadziałają. Gruby bieżnik powinien wystarczyć. Kolce to głównie na lód i to taki gruby lub cienki na twardym podłożu typu asfalt. Mam kolcowane i po śniegu jest bez różnicy, na śniegu z lodową skorupką też bez przewagi ale dojazd do lasu po chodnikach, które ktoś tam lekko odśnieżył, resztka rozmarzła i zamarzła na taflę już jest pewniejszy. Mam niższe ciśnienie niż zwykle ale nie przesadnie niskie. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie wiem jak z oponami fabrycznymi z kolcami, ale takie DIY, gdzie kolce wystają znacznie, jak najbardziej pomagają nawet w śniegu. Zwłaszcza jeśli pod spodem są zmarznięte koleiny albo lód. Ja u siebie z przodu mam obecnie taką "samoróbkę", na bazie dość wąskiej błotnej opony Michelin Country Mud 2.0:

DSCF1797J_qqswsax.jpg

Zdecydowania pewniej się na niej czuję nawet w lesie na śniegu niż na takim balonie (Vredestein Black Panther 2.35):

DSCF1813J_qqswsan.jpg

Po prostu bocznym kolcem zawsze jest się czego przytrzymać, taka opona ma znacznie większy margines bezpieczeństwa i nawet pod dużym kątem dobrze trzyma.

Jak spadł pierwszy śnieg nie chciało mi się jeszcze kolców zakładać i pojechałem na zwykłych i pomimo że te kolcowane są znacznie cięższe i słabiej amortyzują (bo węższe) to zupełnie inne doznania i dynamika jazdy. Sam sposób, w jaki tracą przyczepność jest zupełnie bez porównania. Kolcowana nawet w dużym poślizgu wciąż trzyma i pozwala kontrolować rower. 

Jeśli chodzi o ciśnienie to na zimę stosuję podobne do tego, jakie miałbym w lecie w terenie, czyli dla opony 2.0 to około 1.8-2.0 barów. Na miękki śnieg większe nie zaszkodzi, ale już na jakieś zmarznięte grudy i lód lepiej niższe.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

15 godzin temu, pawelpiwowarczyk napisał:

Wydaje mi się że lepiej nabić ile się da. Co sądzicie?

Na kamień nie ma co nabijać, bo to się sprawdzi jedynie jeżeli śnieg jest świeży i lekki, a pod spodem równo i twardo.
Ewentualnie jak jest miękka, rozpływająca się papka.

Z moich doświadczeń, to częściej przydaje się mniejsze ciśnienie:
- większa powierzchnia styku, więc większa szansa na złapanie przyczepności
- śnieg jest w różnym stopniu ubity, jak lekko to będzie się mniej zapadać, jak mocno wydeptany, to będzie telepało

Weź jakąkolwiek pompkę ze sobą i poeksperymentuj w terenie. Jak w domu nabijesz, to potem możesz spuścić, jak przesadzisz to dopompujesz.

14 godzin temu, huskarl napisał:

Na sam śnieg na błocie to szkoda kolców, nic tam nie zadziałają.

Zgadza się ale wyjeżdżając nie masz pewności jakie będą warunki. Trafisz na jakąś leśną wyjeżdżoną i zlodowaciałą drogę i bez kolców będzie kiepsko.
Może się trafić zamarznięta kałuża pod śniegiem itd.
A jak się ma trochę szczęścia i rozumu, to można się pobawić na zamarzniętych bajorkach ;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

2 godziny temu, zekker napisał:

A jak się ma trochę szczęścia i rozumu, to można się pobawić na zamarzniętych bajorkach ;)

Be kolców też się można pobawić na stawie, nie to że się nie da:
IMG_20180304_162319548.thumb.jpg.08e15d9c23dda5b894cf4f2e59a2e26f.jpg

Zwykła guma też daje radę. Ja tu miałem drobniutki bieżnik i było ok, chociaż bez szaleństw.

Trzeba pamiętać, że kolce są krótkie. Jeśli jest dużo śniegu to rower będzie go ubijał i jechał po nim, więc kolce nawet lodu nie dotkną. Ja jestem zdania, że kolce są przydatne wtedy, gdy lód widać. Niekoniecznie jako tafla ale jeśli przebija spod śniegu miejscowo to warto. Jeśli jedzie się przez lasy, gdzie jest 10cm świeżego, kopnego śniegu to lepsze by były opony na błoto, bo mają gruby bieżnik. Trzeba przyznać, że ice spiker już taki bieżnik mają więc można na nich jeździć wszędzie, ale jak ktoś nie chce wydawać 500zł by pojeździć kilka razy do roku po zaśnieżonym lesie to ich nie potrzebuje.

Ja tam kolce doceniłem w mieście bo te chodniki i drogi rowerowe lekko oblodzone, lekko przyprószone śniegiem zawsze mnie napawały strachem. Kiedyś się dwa razy wywaliłem na 50m, krzywiąc ramę a głownie tylny trójkąt w stalowym rowerze, że nie dało się tego wyprostować i kilka miesięcy później rama pękła w czasie jazdy.

No i uwaga co do używania kolców, strasznie rysują płytki w mieszkaniu. Nie można pozwolić by rower się śliznął na nich. Gdy stoi na kolcach to ma małą przyczepność do podłogi więc większa szansa, że się ślizgnie na bok, gdy kąt będzie za duży. Mi tak raz zrobił to musiałem korektorem mazać rysy. Mam opony z kolcami z hartowanej stali a takie szkody zrobił na gresie szkliwionym, to nie wiem co by zrobiły ice spikery ze swoimi węglikowymi kolcami.

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Akurat zamarznięty staw to są łatwe warunki dla opon, bo powierzchnia (tafla) jest idealnie równa. Jeśli nie będziesz wykonywał gwałtownych skrętów, to oczywiście że sie da i na zwykłych. By jechać prosto po lodzie potrzebna jest tylko śladowa przyczepność. Ale w realnym życiu, w prawdziwych zimowych warunkach, tak łatwo nie jest. Wystarczy lekki trawers  (minimalne pochylenie nawierzchni w bok) i już nie będziesz w stanie jechać prosto. Boczna przyczepność opony będzie za mała, by przeciwdziałać sile grawitacji. Wystarczy nawet niewielka koleina lodowa i już leżysz. Pierwszą oponę kolcowaną własnej roboty założyłem tylko na przód (jakieś 20 lat temu) i było nieźle, ale właśnie na trawersach wychodziły wady takiego rozwiązania. Wystarczyło zerwać wzdłużną przyczepność tylnego koła (np. mocniej depnąć na stojąco) i tył czasem uciekł tak szybko w bok, że nie zdążyłeś go "wyłapać" kontrą, albo przy dużej kontrze nawet kolce w przedniej traciły przyczepność. Natomiast nawet te 60-70 kolców w tylnej (dwa razy rzadziej niż w przedniej) już diametralnie zmienia sprawę. 

Ja nie wiem czy jest sens wydawać na fabrycznie kolcowane opony po 250 zł/szt. Zwłaszcza na takie zimy jak ostatnio. Ale warto samemu się pobawić i zmajstrować sobie zimówki z wykorzystaniem jakichś tanich nowych opon (nawet po 20-30 zł) i około 120 - 140 kolców (czyli wkrętów do drewna z płaskim łbem, 13 mm, lub blachowkrętów z końcówką 10-11 mm). Mam kilka opon zrobionych na budżetówkach, np. na starej Dębicy Tygrys albo jakiejś Vee Rubber czy Duro i całkiem dobrze się sprawują, choć wolałbym nieco szersze, bo te realnie mają około 45 mm.  Można też wykorzystać jakieś częściowo zużyte opony, byle miały jeszcze trochę masywnych klocków w które można wkręcić wkręty. Od spodu ja osobiście daję biały silikon, aby pokryć łby wkrętów. Wystarczy taki kleks średnicy 15-20 mm. Wypróbowane latami, choć trochę pracochłonne. Zużyte wkręty można nawet wymienić, przynajmniej raz opona wytrzyma (też sprawdzone). Albo w tylnej dać co drugi klocek, a jak się zetrą to dołożyć kolejne w puste klocki. Wszytko zależy od inwencji twórczej autora. Warto się pobawić, to nie są duże koszta. Na dwie opony wkręty plus silikon (tuba 300-400 ml) to ze 30-40 zł. No i parę godzin roboty wkrętakiem z grzechotką, a dla wygodnych wkrętarką. Silikon wygodniej aplikować niewielką strzykawką niż z tuby, ale i tak trochę trzeba się ubabrać.

 Wiadomo, że wkręty nie mają takiej twardości jak węglikowe kolce w drogich oponach Schwalbe czy Continental, ale ich zaletą jest to, że można samemu dobrać ich długość. Śmiem twierdzić, że takie samoróbki będą bardziej uniwersalne na prawdziwą zimę niż fabryczne. Na lodzie to wiadomo, że kolce muszą być ostre, a na asfalcie długie trochę przeszkadzają i je słychać, ale dla mnie priorytetem w zimie jest bezpieczeństwo i jazdę zimą na zwykłych oponach uważam za lekkomyślną, a pewne niedogodności "kolczatek" DIY jestem w stanie zaakceptować. Właściwie to mam całe drugie koła zimowe z kasetą i nawet nie muszę przekładać opon (tylko trochę wyregulować hamulce), a dodatkowo jeszcze kilka innych rowerów, więc jak przychodzi odwilż i mam ochotę na szosę, to biorę inny rower. A zimowy czołg zwykle czeka do wiosny, obuty w zimówki.       

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W dniu 15.01.2021 o 12:50, huskarl napisał:

Zwykła guma też daje radę. Ja tu miałem drobniutki bieżnik i było ok, chociaż bez szaleństw.

Jeżeli ten śnieg był przymarznięty to faktycznie mógł trzymać. Na czystym lodzie myślę, że byłoby ciężko robić jakieś manewry.

Na zwykłych to się raczej tylko jakoś przejedzie, z kolcami można kręcić bączki ;)
W 2017 udało mi się trafić z warunkami:

P1230130.thumb.JPG.77c4449e75bd448a9a16059e24d0a2df.JPG

Od prawej, hamowanie tylko przodem, tylko tył, oboma.
Ostry skręt to moment utraty stabilności i odpuszczenie przedniego.

Teraz raczej nie będzie warunków. Od początku roku temperatura trzyma się ciut poniżej zera, więc okoliczne bajorka podmarzły. Teraz nawaliło śniegu i wszystko przykryło, a w nocy ma chwycić większy mróz. Jak potrzyma z tydzień, to powinna być już odpowiednio mocna warstwa lodu ale niestety będzie przykryta śniegiem, więc nie będzie dobrej zabawy.

W dniu 15.01.2021 o 12:50, huskarl napisał:

Ja jestem zdania, że kolce są przydatne wtedy, gdy lód widać. Niekoniecznie jako tafla ale jeśli przebija spod śniegu miejscowo to warto.

Według mnie nie tylko. Jak napada świeżego śniegu, to lodu pod nim nie widać, z kolcami zawsze większa szansa złapania przyczepności.
Koszty niestety duże ale to nie jest wydatek na jeden sezon. Na miasto jak na razie stosuję Marathony Winter i Winter (jedna dociągnięta do standardu marathona - robota głupiego z tym wciskaniem kolców). Na komplecie z 2010 zrobiłem ponad 7k (dobite ostatniej zimy już bez kolców), obecne z 2018 mają niecałe 2k (zeszłej zimy niewiele zrobione, nie miały sensu), Kendy Klondike 29" kupione pod koniec 2016 mają niecałe 700km (w tym roku jak się pogoda utrzyma, to będzie więcej). Tutaj powoli już wchodzi kwestia jak będzie się taka opona starzeć, czy nie sparcieje. Po mieście przy kiepskiej zimie, niestety ścierają się kolce.

19 godzin temu, marvelo napisał:

Akurat zamarznięty staw to są łatwe warunki dla opon, bo powierzchnia (tafla) jest idealnie równa.

Rzadko się trafiają tak idealne warunki i dotyczy to raczej świeżego lodu.
Najgorszy jaki spotkałem (nie licząc zamarzniętych kolein zrobionych przez rowery) taflę miał równą ale sama powierzchnia była pomarszczona, przypominała nieco wzór kory mózgowej. Po prostej jeszcze jakoś szło ale w skrętach te Marathony prawie nie trzymały. Raz że był bardzo twardy, dwa ta pomarszczona powierzchnia nie pozwalała wgryźć się kolcom.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jestem po przejażdżce. Pykło 45 km.

Opony z kolcami, w takich warunkach jakie są teraz, zapewniają nieporównywalnie lepszą trakcję. Obojętnie czy jechałem na przypruszonym śniegiem lodzie, czy po zaśnieżonych nierównych duktach leśnych, rower zachowywał fenomenalną trakcję. Jakieś koleiny, trawersy, podjazdy (na tyle strome, że przełączałem na najbardziej miękki bieg, co w moim przypadku oznacza 36-42) - nic go nie ruszało. Rewelacja.

Tylko po asfalcie jechało się niespecjalnie. Nie dość że głośno, to zamiast cieszyć się jazdą, cały czas zastanawiałem się ile kolcy odpadnie na tym odcinku :- ) (kiedyś słyszałem, że szybsza jazda po asfalcie jest zabójcza dla kolcy).

Co do ciśnienia - nabiłem 2,9 bara i to było zdecydowanie za dużo. Teraz myślę, że na moje 90 kg wystarczyłoby 2,3 bara.

Generalnie, zabawa na całego (ech, gdyby tylko kondycja nie była tak podła).

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Od samej jazdy po asfalcie kolce nie powinny wypadać. Ba producenci (przynajmniej Schwalbe) nawet zalecają zrobić pierwsze kilkadziesiąt km po twardej nawierzchni ale bez dynamicznego przyśpieszania i hamowania, żeby poprawnie osadzić kolce w oponie.

Mi się bardzo rzadko zdarza zgubić kolce i to raczej te, które wymieniałem jak się zużyły, bo wyjmowanie i wciskanie uszkadza otwór. Firmowo zamontowane powinny trzymać się przyzwoicie i dopiero po większym dystansie jak się więcej po twardym jeździ mogą się otwory zacząć wyrabiać i będziesz gubił.

No i: https://www.google.pl/search?ei=skMFYOW3NfL0qwHN4LagCQ&q=kolcy+czy+kolców

W dniu 15.01.2021 o 12:50, huskarl napisał:

No i uwaga co do używania kolców, strasznie rysują płytki w mieszkaniu.

Zapomniałem wcześniej.
Musiałeś mieć wyjątkowego pecha lub kiepskie płytki. W przedpokoju mam gres techniczny (nie wiem czy to fachowa nazwa, czy sobie tak w sklepie nazwali) przeznaczony do miejsc o intensywnym ruchu. Nie zauważyłem, żebym go kolcami zarysował, a nieraz się opona pośliznęła.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zarchiwizowany

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...