Skocz do zawartości

[Granica]Czy ją kiedyś przekroczyliśćie?


baksik22

Rekomendowane odpowiedzi

Panowie mam takie pytanie czy kiedyś przekroczyliscie swoją granice albo popełnilisice jakis bląd w diecie przed wycieczką ja mialem tak wczoraj pojechalismy w 3 na 80 km dokladnie 74 i na ostatnich 10 nie miałem po prostu siły dojechac siadalem na rower i nie umiałem dojechac musiałem co kilkaset metrów robic postoje a jak juz odpoczolem dluzej to podjechalem do domu mialem tylko 5 kilometrow i gdyby tata po mnie nie przyjechal to bym nie dojechal do domu nie mialem sily oczy mi sie zamykaly czy mieliscie kiedys podobna sytuacje? Chce zaznaczyc ze wstalismy o 10 troszke sie nie wyspalem jadłem jakies 5 minut przed jazdą nie dużo zjadłem a na trasie tylko baton i woda co może być przyczyną tak nagłej straty sił?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja taki zgon miałem raz.

 

Zrobiłem jakieś 70km na Signie, a jedyny posiłek jaki zjadłem to 2 małe kanapki przed wyjazdem... I woda.

 

 

Końcówka powrotu była tragiczna, ledwo się dokulałem do domu, przed domem złapał mnie skurcz w udzie aż musiałem się położyć na trawie i zawołać siostre żeby mi noge zgięła... :)

 

 

Wniosek na przyszłość - JEŚĆ! :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pewnie każdy czynni jeżdżący rowerzysta miał kiedyś taki kryzys, bo to jest nie odzowne.

Lecz są tego dobre strony - poznajemy swój organizm, swoje ciało i wiemy na ile na stać i jak się zachowamy w sytuacji takiego kryzysu.

Więc pozdrawiam i zwracając uwagę na Twój młody wiek, życzę, bardzo owocnej zady :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Miałem kiedyś podobną sytuację. Wybrałem się do Bojanowa(taka wieś, jakieś 20 km w jedną stronę). Droga powrotna to było coś strasznego. Było mi słabo, ledwo jechałem, co chwilę robiłem przerwy a na dodatek wiało w twarz :025: Nie miałem przy sobie nic do jedzenia, jedynie wodę i to był błąd :029: Teraz przynajmniej mam nauczkę na przyszłośc.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Siwy no to 60 :) ja tam pewien nie jestem bo mi sie licznik jak wiesz na baszcie poszedl tego tego:P no a ja wlasnie przed wyjazdem zjadlem troszke jajecznicy:P stracilem troszkę krwi bo sie przeciolem a na wyjezdzie maly baton i woda teraz na trase juz nie jade bez gatorade i batonow:P tak jak siwy zjadl 4 prince pool'a:P mam nauczykę na przyszlosc na kazdą trase miec batony i gatorade wlasnie kupilem jednego :) kiedy jedziemy:P

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Na mój gusto to poptoaru trzeba więcej jeździć,jeździć,jeździć,jeździć,jeździć i jeszcze raz jeździć ;) Kolego bez kondycji to nwet najlepsze żarcie i ziotoniki nie pomogą :)

 

Ja jak jade w dłuższą trasę np ok 130 -200 przez góry i wiem że będzie to intensywny wysiłek to zjadam co 15 min pół batonika :) z tąd analogicznie w trasie np będąc w trasie 150 km [ avs ok 27-29km/h] zabieram ok 8-10 batoników nie wspomne już o przepitej wodzie :) ( najlepiej z dodatkami ) . Np. jadąc z kumplem na wycieczke po szosie do czech zrobilismy 178 km w pałach >30 które były w chasie lipca ( zapewne każdy pamięta ) wypiłem 6 litrów wody ... sporo :P

 

pzdr Cub_S

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja kiedys mialem inna sytuacje. Zaniedbalem w zeszlym roku ilosc magnezu w diecie redukcyjnej i przez 2-3 dni z rzędu mialem silne kurcze mięśni po przekroczeniu 40 km jazdy na rowerze (smieszne, ze zawsze bylo to okolo tego dystansu bez wzgledu na tempo jazdy :) ). Oczywiście błąd w jadlospisie zostal szybko poprawiony i juz bylo ok :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja tam jak jestem na rowerku to straszecznie mało jem, mozna by powiedizec ze nic. Czasem tam jakis baton ale to zadko. No ale duzo pije (wody). Raz mi sie coś we mnie zwaliło, ze jechałem sobie i nie miałem siły pedałować. I zeby to było po jekiś wielu wielu kilometrch a to było po 20 :|.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeżdżąc na rowerze , jako niestety cukrzyk , jestem zmuszony do częstego mierzenia poziomu cukru we krwi.Parę moich spostrzeżeń:

1.Ważne w odczuwaniu niedocukrzenia jest nie tylko wartość stężenia cukru we krwi ale przede wszystkim szybkość jego spadania.Jeżeli wsiądziemy na rower z "dużym cukrem" i mocno przyciśniemy pedały narazimy się na szybki jego spadek , więc i objawy niedocukrzenia bardziej odczuwalne.Wniosek nie siadać na rower zbyt nażartym i powoli się rozkręcać.

2.Istotne jest co zjemy przed wysiłkiem.Dobrze zjeść źródło węglowodanów(znaczy cukrów) wchłaniające się wolno ; polecam ciemne pieczywo zamiast jasnego , słodycze owszem ale nie przed wysiłkiem a w trakcie. Warto do posiłku przed jazdą trochę tłuszczów np.sporo masła - opóźni wchłanianie cukrów.

3.Nie czekać na objawy hipoglikemii (znaczy niedocukrzenia),poznać się na tyle żeby potrafić coś skonsumować wcześniej.

4.Jeżeli objawy wystąpią nie jeść na maxa aż do ustąpienia objawów,pamiętajmy że nawet najszybciej podwyższająca poziom cukru - Cola da efekt nie wcześniej niż po 8 minutach.Przy okazji: zamiast batonika jak zaczynamy zdychać polecam słodkie napoje.Nawet jak poziom cukru osiągnie optimum senność,bladość skóry czy drżenie mięśni mogą jeszcze trochę potrwać więc warto poczekać jeszcze kwadrans , dwa z dalszą jazdą.

5.Piwosze pamiętajcie : alkohol działa dokładnie tak samo jak insulina czy wysiłek tzn. przyspiesza hipoglikemie.

 

Pozdrawiam Romek Stępniewski

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...

Ja tez mialem podobny problem. Tylko ze moja wyprawa miala 40km . Wybralem sie do pobliskiego miasta... w letni upalny dzien . Przed wyjazdem prawie nic nie jadlem, co gorsza zapomnialem wziasc cos do picia :/ . W pierwsza strone bylo OK... ale w druga strone jechalem pod wiatr . :/ 10km od domu zle sie poczulem... ale jechalem dalej.... ostatnie 10km zajelo mi wiecej czasu niz te wczesniejsze 30km . Jak dojechalem do domu to nie wiedzialem co ze soba zrobic.... poszedlem zjesc i po ok godzinie bylo juz lepiej. Od tamtej opry zawsze biore wode niegazowana ze sobą .

 

Zapomnialem dodac ze jechalem na oponach o szerokosci 2,6 ... z agresywnym bieznikiem ktory doslownie wbijał sie w rozgrzany asfalt .

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 4 tygodnie później...

5.Piwosze pamiętajcie : alkohol działa dokładnie tak samo jak insulina czy wysiłek tzn. przyspiesza hipoglikemie.

 

Pozdrawiam Romek Stępniewski

 

Romek powiedz to ekipie Green Beer, goscie napieraja po 50h z godzina snu tylko na bronku, zadnych swinstw typu isostar czy inny izotonik ;;:)

 

 

Generalnie podczas dluzszych tras trzeba pic - minimum 0.5 l na godzine jazdy w terenie i uzupelniac straty energii. Podczas 6 godzinnej trasy w gorach traci sie nawet 5000kcal, wiec ubytki trzeba uzupelniac regularnie - najszybszym zrodlem energii sa weglowodany, zwykla czekolada potrafi kopnac, warto kupic zel energetyczny "na wypadek" (tanie to to nie jest, ale niezly zastrzyk skondensowanej energii)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To był koniec lata. Wybrałem się w samotry rajdzik szosowy (coś ponad 100km). Wziąłem bidonik izopicia, grześka do kieszeni i w trasę. Upał był spory, wiec bidonik opróżniłem bystro, po 50km zabrałem sie za konsumpcje grześka i uprzytomniełem sobie, że nie mam ani grosika przy duszy . Nie będzie najgorzej - pomyślałem, - do bidona wleję wody ze studni i do domu się dojedzie. Po 70km zrobiły mi sie nogi z waty. Podjazd który zwykle pokonuję 20km/h o mało nie zmusił mnie do zejścia z bika. "Życie" uratował mi pobliski sad, z którego gościnności skorzystałem pod nieobecność właściciela. Jeszcze nigdy jabłka tak mi nie smakowały. Dzięki nim dojechałem do domu o własnych siłach,a od tej pory 2 dychy wożę stale z zapasową dętką :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 5 miesięcy temu...

Ja miałem jakieś 7 lat temu(jeżdziłem wtedy na żeliwnym Jocker Best :D).Pojechałem z kumplem w trase ok 40km. Wtedy to był dla mnie szczyt możliwości i wielkie osiągniecie. Wody mieliśmy pół litra na 2 osoby i zero jedzenia. Był skwar. Z powrotem wracaliśmy pod silny wiatr. V max 12km/h - w porywach dochodziłem do 13 :D. Ledwo już naciskałem na pedaly. Jakimś cudem dojechałem do domu. Zjadlem 8 kanapek w trybie przyspieszonym :P

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja mialem kiedys niezly kryzys. Pojechalem sobie z Gdyni do Łeby - okolo 100km przez drogi i lasy. Powrotna droga nie byla jakas tragiczna, ale 20km od domu ledwo zylem. tak nagle mi odjelo sily. Od razu wiec pojechalem do sklepu i jadlem systematycznie podczas dalszej jazdy, ale nic nie pomagalo.

W koncu sie dotaszczylem do domu, zjadlem duuuuzy obiad i niestety pozniej przez cala noc wymiootwalem :/.

Moze podczas trasy zjadlem cos niedobrego i mi w brzuchu sie cos popsulo i nie przyswajalem niczego...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

I mnie się takie coś zdarzyło na objeździe trasy maratonu Istebna .Pod koniec po prostu zabrakło mi sił ,na prostej nie umiałem pedałować najmniejsza z przodu i z tyłu największa i ciężko szło .tylko raz tak miałem i to tylko i wyłącznie z własnej winy.Po prostu za zjadałem jedną bułkę sucha i jogurt to wszytko na 50 km szosy i 75 km po górach pod koniec byłem dętką .Zjechałem do miasta tam kupiłem sobie obiad :) zjadłem odpocząłem jakieś 1 h i powiem szczerze do domu szedłem jak przecinak :D .Więcej tego już nie powtórzę.Po maratonie taki słaby nie byłem jak tego owego dnia

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

ja miałem podobną sytuacje ale w górach

jechałem pociągiem do Zakopanego z Poznania kupa czasu..

i prawie cały czas spałem, jechałem całą noc i jeszcze kilka godzin...

i nic nie zjadłem (może jedną kanapkę). Nad ranem kiedy dojechaliśmy poszedłem z rodzinką na jakieś jedzonko..

zamówiłem naleśniki (mniam :)) ale przez tak długi czas (podróży) skurczył mi się żołądek i zjadłem tylko jednego.

To był błąd...z pełnym bagażem na plecach ruszyłem w dalszą drogę....i po 3 godzinach marszu wysiadłem..... po prostu nie mogłem..

nogi z waty i d**a...cały mój bagaż został po przydzielany reszcie famili. Ale to nie pomogło...zjadłem princesse i też nic....

w dodatku zaczęło padać.... katorga.

Po dotarciu do schroniska wypiłem coś (już nie pamiętam co) i poległem na wyrku

spałem dobre 12h gdy wstałem zjadłem jajecznice na boczku z uwaga 5 jaj! (a miałem wtedy 11lat)

popiłem 2kubkami gorącej czegolady... i po 1 godzinie wszystko wróciło do normy :P

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

definitywnie to raz :P

wieczorem przyjechalem do kolegi. jego rodziny nie bylo wiec sami załatwilismy pizze. do tego bylo jakies piwo.

nagle okazalo sie ze przyjezdza brat jego zony. przyniosł ze sobą chyba żubrówke. nie pamietam za bardzo...

pozniej jeszcze pare piw.

bylo lato a ja siedzialem tylem do okna.

ok godziny 3 rano stwierdzilem ze musze jechac do domu - bo umowilismy sie nastepnego dnia na wypad do karpacza - rodzina samochodem a my rowerami.

po drodze mielismy odwiedzic jeszzcze start maratonu w sokołowsku.

 

rano czułem sie bardzo wczorajszo i do tego czułem ze drapie mnie w gardle. no ale jak sie umawiam to jade. wyjazd chyba okolo 8 rano. zbieranie sie przychodzilo mi bardzo opornie.

w sokołowsku czulem sie kiepsko.

w mokrzeszowie mialem juz troche dosc.

po wjezdzie na przełecz kowarską bylem ugotowany.

na dole w karpaczu szlag trafil jedno kolano.

po wczolganiu sie na szczyt drugie. do sosonówki zjechalem juz majtając nogami w powietrzu.

bylem wycienczony.

po wykąpaniu sie miałem 40 stopni gorączki. wyro, tabletki. i majaki.

pozno w nocy otworzylem jakos oczy i znowu bylem zywy.

 

trasa miała 95 km co w innej sytuacji nie bylo by zadnym dystansem, tym bardziej ze nastepny dzien byl wolny od kręcenia. w niedziele zabrali mnie samochodem. na szczescie bo nie wiem jak bym przejechal dystans powrotny nawet jesli bylby krotszy (dojazd do sokolowska to dolozenie sporego kawalka drogi)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja kiedyś przesadziłem ze średnią prędkością i serducho mi biło jak głupie, po zatrzymaniu było jeszcze gorzej, uspokoiłem sobie dopiero wolną jazdą, do dzisiaj nie wiem co to było ale wydaje mi się, że to była jedna z moich granic, którą przekroczyłem bowiem na odcinku z Gniezna do Poznania utrzymywałem tempo ponad 35 km/h.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zarchiwizowany

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...