Skocz do zawartości

[trening] Poprawa kondycji dla początkującej


Anja90

Rekomendowane odpowiedzi

Najpierw się pochwalę ;) Z samego rana trasa prawie bezgórkowa, tzn. zostało nadłuższe, ale i najlżejsze wzniesienie jakieś 800m. I dałam radę :) przejechałam 4,2 km, bez tragedii, bez zastrzymania, bez wspomagania się cukrem :D a biorąc pod uwagę pogodę (pyłki traw, temperatura i minimalny wiatr) i wściekające się płuca, nie ma źle :D

 

 

Piter233

 

Wybacz, ale po mleku, tak samo jak po kapuście kiszonej, nie wyjdę z WC ;) raz kilka miesięcy temu zjadłam płatki z miodem na mleku (wspomnienie z lat dziecięcych) i skończyłam z kilkoma tabletkami węgla w żołądku ;)

Ryż lubię, makaron też, rzadko jem, bo z reguły dostosowuję obiad do całej rodziny, gdzie na 4 os. dwie nie lubią ryżu (z wyjątkiem tego w gołąbkach czy na słodko z jabłkami - akurat tego drugiego zaś ja nie lubię), czasem zrobię im na złość, i zamiast makaronu zrobię ryż do pomidorowej, czy ryż z sosem meksykańskim lub słodko-kwaśnym, ale wtedy pierś z kurczaka obowiązkowo :) a makaron z warzywami (najczęściej z porą, papryką i kukurydzą) to świetna odskocznia od standardów (wczoraj był na obiad, bo największa maruda miała golonko; ale z reguły robiłam niewielką porcję na drugie śniadanie, za czasów kiedy pracowałam), poza tym do zupy makaron zawsze trafia (z reguły 2 razy w tygodniu). Tak jak wspomniałam, udało się przekonać do kaszy, ale jak to z błonnikiem bywa - kończą wszyscy jak ja przy mleku.

W piątki nie jem mięsa i wędlin (wtedy na śniadanie "zdrowe" tosty lub chleb z masłem czekoladowym, na obiad jak już to ryba ;) albo coś na słodko.

Pewnie masz rację, ale miałam do wyboru górala lub miejski, miejskie kompletnie do mnie nie przemawiają, zwłaszcza, że w dalszej przyszłości chciałabym jeździć na rowerze w góry, a choćby po pobliskich wsiach.

 

and309l

Nigdy nie patrzałam na dietę, wychodząc z założenia, że dieta to dla osób z nadwagą. Jak już to sama odpuszczałam słodycze czy niezdrowe przekąski. Jak żołądek i wątroba dawała się we znaki - wiedziałam, że czas odpuścić sobie nadmiar smażonych produktów i wrzucić na warzywka na parze. Ale nigdy nie liczyłam ile czego zjadam pod wzgl. węglowodanów i innych.

Podobno cukru w Coli jest podobna ilość do smakowej mineralnej.

Nawet najbliższa rodzina trochę się nabija, że nie jem, nie piję, nie oddycham, a żyję. Jest lepiej niż było, ale z tego co piszecie, to raczej moje żywienie nadal woła o pomstę do nieba ;)

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Podobno cukru w Coli jest podobna ilość do smakowej mineralnej.

Jest więcej, ale tu chodzi o co innego: przy Twojej dotychczasowej "diecie" chodziłaś niedożywiona i wypicie takiej bomby kalorycznej (coli) powodowało gwałtowny wyrzut insuliny i szybkie zbicie poziomu cukru we krwi poniżej poziomu z przed napiciem się. To z kolei powodowało, że jesteś wtedy słaba i rozchwiana. Dlatego zrób porządek z dietą a następnie na rower (praca w tlenie).

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pamiętaj też że jeśli będziesz miała za mało energii to będziesz odczuwać zmęczenie. I to mocno. A jak cię odetnie podczas jazdy to powrót do domu jest tragiczny. Najlepiej jakbyś poszła do jakiegoś ogarniętego dietetyka - powiesz mu co możesz jeść a co nie i jak to zastąpić. Do tego podstawowe badania tak na wszelki wypadek też sobie zrób, na złe ci nie wyjdzie. Co do kaszy gryczanej to jaką jesz - prażoną czy nie? Nie prażona jest o wiele lepsza smaku. Oprócz niej możesz też spróbować jęczmiennej - w smaku całkiem niezła.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Powiem szczerze, i nie piszę tego złośliwie, ale tutaj bardziej od dietetyka przydałby się psycholog. Sposób odżywiania jest "rozwalony" od a do z. Uzależnienie od hektolitów Coli też nie jest normalne, a ponadto astma również jest uznawania za schorzenie psychosomatyczne.

Zastanowiłbym się nad tym.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

 

wysoka kadencja równa jest wyższemu spalaniu tlenu, a czy wiesz jaki to ma wpływ na astmatyków? Piszesz o tym, żeby wytrzymały mięśnie ale tu chodzi o oddech a nie wytrzymałość mięśni.

Zakładam, że będzie poprawa, jak napisał Piter233 i na podstawie swoich doświadczeń.

 

 

Ale jak piszesz że obładowany bagażnik jest lepszy od błotnika w dodatku osobie, która ma problem z wytrzymałością na rowerze to według mnie jest to taka trochę wilcza przysługa...  

Jestem przeciwnikiem wożenia zbędnych kg nawet w przypadku osoby zupełnie zdrowej. Napisałem: o odpowiednich gabarytach. Powiedzmy... na szerokość i długość standardowego bagażnika - małe co-nieco zawinięte w reklamówkę. Nie musi ważyć więcej niż 20 dkg, a zabezpiecza tyłek i plecy przed zachlapaniem znacznie skuteczniej niż błotnik. Chyba, że masz na myśli taki, od starej MZ-ki? :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Z dietą zrobię porządek :) Dietetyk najszybciej w czerwcu, teraz nie dam rady. Ogólne badania zrobię szybciej.

 

Piter233

Gryczana prażona, tylko taką dorwałam w sklepie ;) jęczmienną też jadłam parę razy, jest w porządku, ale jednak gryczana bardziej mnie przekonuje. Najgorsza jaglana...

 

montell81

Bez przesady, dieta kuleje w dużej mierze z braku czasu, łatwiej przegryźć coś na szybko lub zrobić kolejny obiad taki sam, niż dziennie kombinować ze zdrowymi, innymi daniami. Wierz mi, za czasów mojego dzieciństwa picie coli było normalne, dopiero niedawno zaczęli wmawiać dzieciom, że słodycze i słodkie napoje to zło, że tylko mleko z kartonika w szkole, woda mineralna czy rzodkiewka do przegryzienia zamiast kołacza czy "gniazdka". Za moich szczenięcych czasów normą było picie Mirindy, Pepsi... czy Oranżady. A że smaki z wiekiem się zmieniają to i łapie się za Colę, nie Mirindę czy 7up'a. Nie piję smakowej mineralnej, słodycze też wybrane, chrupki/chipsy poszły w odstawkę, bo po prostu już nie smakują mi. Orzechy lubię, ale co z tego jak w nadmiarze fundują duszenie się? Astma oskrzelowa to reakcja na alergię, wysiłek fizyczny, nie jest schorzeniem uwarunkowanym psychicznie, ale np. działaniem na kurz/roztocza. Od dziecka chorowałam ciągle na zapalenie oskrzeli - reakcja na alergeny, więc późniejsze stwierdzenie lekarza, że to astma to tylko potwierdzenie tego co już wszyscy wiedzieli. 

 

 

A teraz chłopcy wybaczcie, ale mój pies mnie potrzebuje :( coś moją psią staruszkę złapało :(

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie chciał bym się wymądrzać, ale czy ty jesteś pod jakąś stałą opieka lekarską ? Konsultowałaś czy większy wysiłek jest Ci wskazany ?

Jak czytam że jedzenie Cie męczy i musisz odpocząć :icon_exclaim:  :icon_confused: , przejechanie 5 km to wyczyn i tylko raz w życiu miałaś badany cukier to jestem trochę przerażony jak koledzy "specjaliści" tak ochoczo i bez zastanowienia doradzają. 

 

Sorry, ale to jest poważny przypadek medyczny. Dla lekarzy, a nie na forum. Przeciętny, zdrowy 60 latek ma zdrowie i kondycję w lepszym stanie.

 

Anja90 nie obraź się, ale większych bredni o normalności i powszechności syfskiego "żywienia" jak napisałaś dawno nie czytałem. 

 

 

 

Bez przesady, dieta kuleje w dużej mierze z braku czasu, łatwiej przegryźć coś na szybko lub zrobić kolejny obiad taki sam, niż dziennie kombinować ze zdrowymi, innymi daniami.

Ale że co ? Nie da się zrobić kolejnego, takiego samego, ZDROWEGO obiadu ?

Szybki obiad bo "brak" czasu ? Proszę bardzo:

 

60g makaronu pełnoziarnistego,

Mała puszka tuńczyka w sosie własnym z biedry

200g pomidora

40g oliwek

jakiś szczypiorek do smaku

 

I masz pełnowartościowy, zdrowy posiłek. W 10 min, bo tyle trwa gotowanie makaronu.

 

Twoje podejście do żywienia w Twoim stanie zdrowia jest dramatyczne. I to nie jest przesada.

 

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

HarveyDent

Jestem pod stałą opieką ogólnego lekarza i z nią konsultuję wszystkie sprawy, widuję się z nią raz w miesiącu. I to ona zleca systematyczne wykonywanie badania ciśnienia (jestem niskociśnieniowcem), ona skierowała na badanie cukru - nie wykazało, abym miałam z nim problem, więc nie ma powodu, aby wykonywać systematycznie. 

Zwiększony wysiłek kontaktowałam z lekarzem od alergii i astmy, kiedy zaczynałam jeździć na rowerze stacjonarnym - brak zastrzeżeń, a nawet wskazane, aby stopniowo zwiększać wydolność płuc, poprawiać dotlenienie organizmu itp. Zachęcał też do basenu - ale u mnie odpada. I też z nim konsultowałam pracę wśród alergenów, fizyczną - brak zastrzeżeń.

 

Nie widzę sensu też robić systematycznie wszystkich badań skoro nic większego nie dolega - poza tym co mam i o czym lekarze wiedzą.

Owszem 5 km rowerem, dość szybkim tempem i jestem zmęczona (ale nie na długo, max 30 minut), ale chodzić mogę nawet i 4 godziny, dużo zależy od ciśnienia i jakości powietrza na dworze, więc wybacz, ale kondycję jakąś tam mam, ale nie "rowerową" gdzie walczysz z górkami i nierównym terenem (m.in. wygryzionym chodnikiem), w dodatku wprawiasz w ruch ponad 15 kg. I jak ktoś już tutaj pisał, to że potrafił świetnie jeździć na rowerze i był szybki, nie zmęczony, nie zapewniło mu tak samo "dobrej kondycji" przy wspinaczce po schodach ;) bo po paru schodach był już zmęczony.

 

Tak, jedzenie męczy, stanie i nic nierobienie również, choć oba to różne przypadki "zmęczenia". Po poinformowaniu lekarz zrobił dodatkowo badanie serca, skierował na krew, (wtedy też na cukier), na spirometrię i jeśli dobrze kojarzę, próbę wątrobową. Nic nie wykazało. Jedynie krwinki czerwone mam na granicy, ale to prawie całe życie, nadrabiam suplementem - nakaz lekarza.

 

Najwyraźniej zawsze otaczają Cię pełni werwy 60-latkowie, osobiście nie mam takiego szczęścia, jedni mają świetną kondycję (bo utrzymują ją od lat i nie poddają się starości), inni leżą, jęczą i chodzą tylko po lekarzach.

 

 

A jadasz sam? czy z rodziną? gdzie każdy ma inny gust i obiad musi być dostosowany do WSZYSTKICH, bo robienie dziennie obiadu każdemu z osobna nie jest dobrym wyjściem.

Co do Twojej propozycji, 50% rodziny nie jada ryżu i makaronu (powtórzę, choć pisałam to już, ryż jadają tylko w gołąbkach, na słodko z jabłkami, a także z sosem słodko-kwaśnym czy meksykańskim; makaron tylko w zupie, choć od paru miesięcy część rodziny udało mi się przekonać do makaronu z warzywami). Oliwki je tylko jedna osoba.

 

 

Dramatyczne to jest co niektórych nieumiejętność zrozumienia, że ktoś może być inny, nie wszyscy są uzdolnieni sportowo, nie wszyscy zdrowo się odżywają i tego nie potraficie zrozumieć. Coś co dla Was jest ot tak hop siup, dla innych musi być zmieniane małymi krokami, przyzwyczajeń nie da się zmienić od razu, zwłaszcza, że żyło się tak latami. To tak samo jak niektórym dać aparat i niech zrobią dobre makro lustrzanką, bez używania statywu, automatycznych ustawień aparatu, to tak samo jakby puścić kogoś na akrobatykę kiedy nie miał z tym nic wspólnego. Do wszystkiego dochodzi się powoli przy systematycznych ćwiczeniach, stopniowych zmianach.

 

 

Może i jecie zdrowo, jeździcie tysiące km w ciągu miesiąca/roku, ale pewnie znajdzie się dziedzina, w której jesteście słabsi. Dla mnie sport zawsze był kulą u nogi, nigdy nie byłam w tym kierunku uzdolniona, ale to nie powód, aby się poddawać. Liczyłam na pomoc w kwestii podejścia do treningu, teraz wiem jak mam ćwiczyć jazdę i za to Wam dziękuję. Ale ciągnięcie tematu żywienia tutaj nie ma sensu. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

 

Dramatyczne to jest co niektórych nieumiejętność zrozumienia, że ktoś może być inny, nie wszyscy są uzdolnieni sportowo, nie wszyscy zdrowo się odżywają i tego nie potraficie zrozumieć. Coś co dla Was jest ot tak hop siup, dla innych musi być zmieniane małymi krokami, przyzwyczajeń nie da się zmienić od razu, zwłaszcza, że żyło się tak latami. To tak samo jak niektórym dać aparat i niech zrobią dobre makro lustrzanką, bez używania statywu, automatycznych ustawień aparatu, to tak samo jakby puścić kogoś na akrobatykę kiedy nie miał z tym nic wspólnego. Do wszystkiego dochodzi się powoli przy systematycznych ćwiczeniach, stopniowych zmianach.     Może i jecie zdrowo, jeździcie tysiące km w ciągu miesiąca/roku, ale pewnie znajdzie się dziedzina, w której jesteście słabsi. Dla mnie sport zawsze był kulą u nogi, nigdy nie byłam w tym kierunku uzdolniona, ale to nie powód, aby się poddawać. Liczyłam na pomoc w kwestii podejścia do treningu, teraz wiem jak mam ćwiczyć jazdę i za to Wam dziękuję. Ale ciągnięcie tematu żywienia tutaj nie ma sensu.

 

Założyłaś profil na forum dla rowerzystów więc nie możesz mieć pretensji, że na Twoje pytania odpowiadają osoby, które ze sportem mają ciut więcej wspólnego niż dwie godziny WF-u tygodniowo.

Chcesz tego czy nie, ale sport ściśle związany jest z żywieniem. Jest to podstawą, gdy chcemy osiągnąć coś więcej niż przejechanie 5km bez zadyszki.

 

Najważniejsze jednak, że lekarze Cię badali, wykluczyli poważniejsze schorzenia.

 

Zatem rada najważniejsza... zacznij po prostu jeździć...


 

 

Wierz mi, za czasów mojego dzieciństwa picie coli było normalne, dopiero niedawno zaczęli wmawiać dzieciom, że słodycze i słodkie napoje to zło, że tylko mleko z kartonika w szkole, woda mineralna czy rzodkiewka do przegryzienia zamiast kołacza czy "gniazdka". Za moich szczenięcych czasów normą było picie Mirindy, Pepsi... czy Oranżady.

 

Swoją przygodę ze szkołą podstawową zacząłem w latach osiemdziesiątych poprzedniego wieku i pamiętam, że w szkole każde dziecko bezpłatnie mogło napić się mleka, w sklepiku szkolnym były tylko drożdżówki i pączki, później pojawiły się słodkie napoje. Oczywiście normalne było picie oranżady, mirindy, itp. jednak nienormalne (przynajmniej w moim domu) spożywanie tego każdego dnia. Ponadto nawet w tamtych czasach przestrzegano dzieci przed nadmiernym spożywaniem słodyczy. "Wmawianie" dzieciom, że słodycze to zło nie jest wymysłem ostatnich lat. Pamiętam, że w moim dzieciństwie też o tym się dużo mówiło. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

 

50% rodziny nie jada ryżu i makaronu (powtórzę, choć pisałam to już, ryż jadają tylko w gołąbkach, na słodko z jabłkami, a także z sosem słodko-kwaśnym czy meksykańskim; makaron tylko w zupie, choć od paru miesięcy część rodziny udało mi się przekonać do makaronu z warzywami). Oliwki je tylko jedna osoba.

 

a ja jestem w szoku że tak w rodzinie może w ogóle być że "oni nie jedzą ryżu" czy makaronu, i że z tego co rozumiem Ty jesteś determinowana gustami kulinarnymi rodziny i od tego uzależniasz co Ty możesz zjeść a czego nie? 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Mod Team

 

 

a ja jestem w szoku

 

A ja nie, jest to kwestia wygody. Zamiast robić dwa lub nawet trzy obiady dla każdego coś miłego, po prostu godzisz się z tym że nie zjesz ryżu, tylko coś co większości pasuje. Mniej pracy przy gotowaniu a później przy sprzątaniu.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie ma też co popadać w skrajności. Jak ktoś nie lubi ryżu lub makaronu to może spokojnie sobie zastąpić to ziemniakami.

Do amatorskiego uprawiania sportu i do kilkukilometrowych przejażdżek rowerem spokojnie wystarczy klasyczny model panujący w Polsce czyli śniadanie, obiad i kolacja i ewentualnie jakis owoc czy warzywo pomiędzy. Rozsądne jedzenie słodyczy, czipsy, piwo czy cola też truciznami nie są.

Najważniejsze jest zorganizować sobie dzień tak, by codziennie zjeść ciepły obiad o względnie regularnej porze oraz unikać śmieciowego żarcia i wszelkiej maści gotowych dań "w pięć minut".

Z tego co pisze Anja90 wydaje się, że z tą regularnością jest problem.

Skoro lekarze wykluczyli cukrzyce, i inne większe schorzenia i zalecili ruch to dietetyka bym sobie na razie odpuścił. Szkoda kasy. Popracowalbym nad regularnością posiłków.

Oraz zminimalizowaniem spożywania cukru.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

montell81
Nie mam o to pretensji, tylko brakuje mi tutaj zrozumienia. Słońce, w-f miałam lata temu, szkołę również :)
Akurat tego nie wiedziałam. Wiem, że "mięśniaki" jedzą dużo białka. Myślałam, że jazda na rowerze to takie coś nieszkodliwego, nie zobowiązującego, że mogę być taka jaka jestem, a i tak stopniowo kondycja będzie się poprawiać. Jak widać, tak nie jest, popsuliście mi moje złudne wyobrażenie o tym sporcie (a jak pisałam na początku, w pamięci miałam tylko obraz siebie na góralu, jeżdżącą po pagórkach, mini lasach, gdzie raz skończyło mi przednie koło w rowie i omal fikołka nie zrobiłam ;) gdzie raz najechałam na wysoki krawężnik, kierownica uciekła i zafundowałam sobie pamiątkę (bliznę na ręce) do końca życia, ale mimo to wspominam szczenięce jazdy pozytywnie). Potrzebuję to trochę przetrawić w sobie, aby się przekonać do niektórych zdrowszych potraw.
 
Jeżdżę co drugi dzień (wczoraj 4km, ale z górkami) :) pozostałe wypełniam spacerem (dzisiaj 2h, bez jakiegokolwiek zmęczenia), plus 1 dzień w tygodniu stawiam na siedzenie w domu lub faktycznie króciutki i/lub wolny spacer.
 
U mnie w szkole, lata 90, nie było darmowego mleka, wprowadzili je dopiero jak byłam w szkole średniej. W sklepikach kołaczyki z serem, czekoladą, gumy turbo, słodkie napoje.
Jak widzisz, wyniosłeś to z domu. Być może moi rodzice chcieli zapewnić nam to, co za ich czasów było nieosiągalne. Może po prostu Twoi rodzice stawiali na zdrowy tryb życia, gdzie słodycze nie były widziane jak dobra przegryzka. Moi nie widzieli w tym nic złego, ale z drugiej strony, robiąc ze słodyczy zakazany owoc, zachęcamy dzieci do łapania za nie po kryjomu (zakazany owoc, zawsze smakuje najlepiej ;)).
 
wojtas7
Ja nie jem zbyt często ryżu, bo rodzina nie lubi, oni nie jedzą innych potraw, których ja nie lubię. Podstawa to potrafić dogadać się z rodziną i szukać "złotego środka" tak aby wszyscy byli zadowoleni.
 
Pixon
Cieszę się, że w końcu ktoś mnie zrozumiał :)
 
 

montell81

Akurat obiad zawsze jest koło 15:00, śniadanie o 8:00, a drugie śniadanie czy jakaś inna przegryzka o 11:00. Gorzej z kolacją, nie czuję wtedy głodu.

Fast food mnie nie ciągnie, wyjątkiem jest domowej roboty tortilla :) ale też nie częściej jak jedna na dwa miesiące :)

 

A tak swoją drogą, co jadacie na kolację?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A ja nie, jest to kwestia wygody. Zamiast robić dwa lub nawet trzy obiady dla każdego coś miłego, po prostu godzisz się z tym że nie zjesz ryżu, tylko coś co większości pasuje. Mniej pracy przy gotowaniu a później przy sprzątaniu.

 

Jestem w szoku bo chyba mam inny model życia w ogóle, i nie traktuję domu jako restauracji a któregoś domownika jako kucharza, który gotuje pozostałym, że ma takiego taska, zadanie, i ewentualnie może sobie zjeść to co przygotuje dla innych.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Anja90 w takim razie ciężko jest Ci coś poradzić. Jesz względnie regularnie, nie jesz śmieciowych rzeczy. Dla przeciętnej osoby nawet po kilki latach siedzenia na kanapie pięciokilometrowa przejażdżka nie powinna stanowić problemu jak Ty to opisujesz.

Może zamiast rano po kanapce na śniadanie zacznij jeździć o 18 czyli trzy godziny po obiedzie.

Tutaj też częściowo podzielam zdanie Wojtasa. Gdyby u mnie w domu nie jadło się tego, co ktoś z domowników nie lubi to ciężko by było ugotować cokolwiek na obiad.

Z ciekawości zapytam, to Ty jesteś w domu odpowiedzialna za posiłki? Ty gotujesz obiady?

 

A co do kolacji to zależy na co mam na chotę. Czasem jest to twarożek, czasem zupka chińska. Innym razem kanapki. Staram sie tylko nie jeść na około 1-2 godz. przed snem.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

montell81

A ja uważam, że wiele mi już doradziliście :) w końcu efekty są, minimalne, ale jednak, zaczynałam od 2 km, aktualnie zrobienie po płaskim 5 km nie daje mi tak popalić, nawet nie odczuwam jakiegoś mocnego zmęczenia, nie mam uczucia, że zaraz zemdleję, nie jestem czerwona jak burak i nadal mogę oddychać. Przychodzę do domu szczęśliwa, że dałam radę i mogę planować kolejne, lepsze, dalsze trasy, wśród ludzi, bez strachu, że zaraz w kogoś wjadę. Nabrałam większej pewności siebie na rowerze, który poniekąd jest ciut za duży dla mnie. Po pierwszej trasie żałowałam, że go kupiłam, bałam się, że jedna osoba, miała rację..i rzucę nim w kąt albo sprzedam. Ale tak nie jest. Potrafię utrzymać równowagę, wsiąść na za duży rower bez wahania i lubię czuć wiatr we włosach, i prędkość, nie ogromną, bo jednak ludzie chodzą jak święte krowy, więc i o człowieka na drodze rowerowej łatwo, ale jednak.

 

Ostatnio byłam na rowerze koło 14:00, po powrocie ciut później niż z reguły obiad, bo 15:30. A o 18:00 inhalacja. Z reguły jeżdżę w okolicach 8:00/9:00. Wczoraj zrobiłam 4 km, byłam przed obiadem, brakowało mi trochę energii, bo wzięłam trasę z większą ilością górek i gorzej mi się oddychało, bo jednak bliżej było kolejnej dawki inhalatora. Ok 9:00 jestem świeżo po inhalacji, więc jednak oddech jest lepszy. W razie czego mam dodatkowy przy sobie, ale nie lubię go, stosuję tylko w nagłych przypadkach, np. przy szybkiej reakcji alergicznej, gdzie kończy się duszeniem, a nie tylko gorszym oddechem.

 

18:00 faktycznie mogłaby być dobrym wyjściem, sprawdzę :)

 

 

Najwyraźniej jesteście bardziej wybredni niż my, u nas jako tako idzie dogadanie się co do obiadu. A na śniadanie każdy je co lubi, bo każdy sobie robi :P

 

I co do tego gotowania. Jako jedyna osoba bezrobotna w rodzinie, przejęłam obowiązki domowe, więc ja gotuję. Kiedy pracowałam, gotowała osoba, która najwcześniej wracała do domu. Bez sensu byłoby żeby każdy gotował dla siebie. Bo jeśli ktoś wraca do domu po 15:30 (a są osoby, które kończą o 14:00, o 14:30), zanim zrobiłby sobie posiłek, którego przygotowanie zabiera parę godzin, jadłby koło 18:00. A przecież powinien jeszcze po pracy fizycznej odpocząć. I gdyby każdy gotował dla siebie, koło 15:00 nie zmieścilibyśmy się w jednej kuchni, zbyt duże zamieszanie.

Co innego kiedy pracowałam na drugą zmianę, wtedy obiad jadłam sama i robiłam to co lubię, ale zdarzało się, że rodzina, chcąc mi ułatwić życie, przygotowywała dzień wcześniej zupę, żebym nie musiała się produkować przed robotą, a oni wtedy też mieli gotowe jak przyszli :)

 

 

Wspominałam Wam ostatnio o psie, wyzdrowiała, było beznadziejnie,ale jest już dobrze :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nawet najbliższa rodzina trochę się nabija, że nie jem, nie piję, nie oddycham, a żyję. Jest lepiej niż było, ale z tego co piszecie, to raczej moje żywienie nadal woła o pomstę do nieba ;)

 

Nie jesz nie jedziesz...   Co gorsza masz wszystkie objawy jakie sobie wymyślisz i nie tylko.

Moja małżonka ma "drobne problemy" z żywieniem i zawsze jak nie zje przed jazdą jest dramat. 0 Wydajności zero kondycji zero jazdy i często już skracaliśmy trasy.

Odpowiednia ilość energii jest niezbędna. Czasem jak sie jedzie dłużej i nachodzi na człowieka totalna zdechlizna włącznie z "brakiem oddechu" nie wiadomo skąd wystarczy mały batonik z musli złączonego czekoladą czy głupi banan żeby zrobić kolejne dwadzieścia km z bananem na ustach.  Bez tego jest coraz gorzej i trudniej nieraz nie jest to wcale oczywiste czemu. Po prostu jedzie sie ciężko źle niefajnie...  coraz wolniej... A na koniec człowiek jest bardziej zmęczony niż powinien

 

 

 

O lekarzach koledzy pisali wie jak by sprawa jasna.

 

Cola.... :D  Wiesz ile w siebie ładujesz kofeiny?  Sorry ale pomimo że podobno astmatykom pomaga to jej takie dostarczanie będzie powodowało ze będziesz w złej kondycji.  Od drżeń po nadpobudliwość i nerwowość. Objawiać sie to może też wrażeniem większego zmęczenia i zadyszką.  Zakładam ze nie dobiłaś do akcji z halucynacjami ale to nie niemożliwe. W czasach przed energetykami wiele osób właśnie colę chlało jak chciało sie przetrwać np kilka nocy w czasie sesji.

Dalsze atrakcje to mikroelementy. Zbadaj...   Dużo tego syfu potrafi skutecznie załatwić magnez.  I uprzedzam lamenty że nie że przecież kawa...

Po pierwsze nie piszemy o kawie po drugie piszemy o sporych ilościach i kiepskiej diecie +wysiłek (jaki by on nie był).

Sam brak potasu albo magnezu czy ich zła proporcja może wywoływać różne dziwne zachowania w organizmie a jest to rzadko badane przez lekarzy i mocno pomijane.

Kolejna sprawa ze cola w takich ilościach może utrudnić prawidłowe nawodnienie organizmu i masz nadmierne zmęczenie. Zresztą z sokami też bym uważał. nie bez powodu wymyślono izotoniki. Sok nie nawodni. W przypadku dużego wysiłku nawet mogą bardziej zaszkodzić niż pomóc.

 

 

Teraz głowa... Sorry ale jeśli nie masz jakiegoś dodatkowego choróbska na karku to większość siedzi w twojej głowie.

Jak sie robi pierwszą 40 to sie wydaje człowiekowi że to strasznie dużo... Jak się robi regularnie 100 to 40 jest momentem kiedy zaczynasz czuć że jedziesz.

Jak komuś powiesz że jedziecie trasę 60km to będzie zmęczony po 30... Jak powiesz że 40 a "przypadkiem" wyjdzie pod 60 to zazwyczaj jest mocne zdziwienie że to tylko tyle.  I w którymś momencie zatrzymać Cie mogą tylko 4 litery które oprotestują posiadane siodełko.

 

Moja siostra w tym roku złapała zajawkę i pierwsza trasa ~25.... druga ~29 bo jej się buty rozleciały a trzecia już 66. 

Jeszcze nie dawno jak słyszała że sobie z rana przed imprezka rodzinną skoczyłem ~50km robiła wielkie oczy... już jej przeszło

 

Tu dochodzimy do kadencji czyli szybkiego pedałowania :D

Koledzy piszą o prawidłowej :D:D:D

A prawda jest taka że prawidłowa jest dla Ciebie taka żeby było lekko miło i przyjemnie. Nie jest prawdą ze siłowo jest łatwiej. Tak sie tylko zdaje. Ale nie jest też prawdą że trzeba machać jak wiatrakiem. Ale każdy podjazd jesteś w stanie na spokojnie zrobić. nawet jak piesi będą Cię wyprzedzać ;)

Nauczenie sie jazdy z wysoką kadencją kapitalnie ułatwia podjazdy.  Jak to złapiesz nagle wszystkie górki podzielisz przez pół.

Z tym ze wysoka jak nie masz kondycji i jeszcze problemy z oddychaniem nie będzie taka jak piszą koledzy bo sie zamachasz.

 

Pulsometr?  :D   Nie no przydaje sie ale po co?  Popracuj nad jazdą tak żeby oddech był spokojny i żeby jazda sprawiała przyjemność. 

Jeśli masz problemy oddechowe przydatne mogą sie okazać różne suplementy. Jednak zdecydowanie po rozmowie z lekarzem najlepiej takim który zna temat

Niektórzy astmatycy bardzo sobie chwalą argininę podobnie ludzie z problemami krążeniowymi stosują z powodzeniem.

Ja osobiście też stosuję czasem jak jestem przemęczony i daje to zupełnie inny komfort oddechu. Syn z problemami astmatycznymi też stosował i twierdził że jest o wiele mniej zmęczony i lepiej sie mu oddycha.  Ale to musisz sobie rozpracować z lekarzem.

 

To co piszesz o krowach...

Jest sposób i t bardzo prosty.

Obróć rower za miasto ;)

Problem....  Pewnie będziesz musiała zwiększyć mocno dystanse. Ale nic nie daje takiego kopa jak pola truskawek (oczywiscie jak Cię pyłki nie uduszą ) (tu polecam wątek z zdjęciami z tego forum dla zmotywwania) albo jakaś inna dolina czy strumyczek... No i jednak mniejsza ilość ludzi albo nawet ich całkowity brak. A krowy  wiejskie jedynie przeżuwają z wolna trawę i wiedza że pod rower się nie należy pchać czego te miejskie nie są w stanie zrozumieć pomimo  że wysoko szkolone to przecież krowy ;)

 

PS..

Zadam niedyskretne pytanie bo nie znalazłem wątku

Ile masz lat? 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A jadasz sam? czy z rodziną? gdzie każdy ma inny gust i obiad musi być dostosowany do WSZYSTKICH, bo robienie dziennie obiadu każdemu z osobna nie jest dobrym wyjściem. Co do Twojej propozycji, 50% rodziny nie jada ryżu i makaronu (powtórzę, choć pisałam to już, ryż jadają tylko w gołąbkach, na słodko z jabłkami, a także z sosem słodko-kwaśnym czy meksykańskim; makaron tylko w zupie, choć od paru miesięcy część rodziny udało mi się przekonać do makaronu z warzywami). Oliwki je tylko jedna osoba.

 

Żona gotuje dla siebie i córki bo stwierdziły że nie będą jadły "mojego fit jedzenia" a ja nie będę jadł smażonych schabowych z ziemniakami, kopytek, pierogów, placków ziemniaczanych   :whistling: Jem 5 posiłków dziennie zakupy robię 2 razy w tygodniu i gotuję posiłki na 3 i 4 dni za jednym razem. Jeden ciepły posiłek dziennie zawsze na świeżo. Całość zajmuje mi 2 x 2h, obiad 15-20 min i czasami z 10 min rano jak mam akurat zrobić sobie jakieś kanapki.

Nie jest to dla mnie żaden problem. Dla mojej rodziny tez nie. Pracuje 8h dziennie, trenuje 10-12 h tygodniowo. Wszystko kwestia podejścia i organizacji.  

Przed ścigami nie stronię od "ładowania węgli" pizzą, piwo przy piątku wypije, ale nie wlewam w siebie litrów odrdzewiacza i nie zagryzam śmieciami. Szkoda mi syfić organizmu który jeszcze chwilę temu męczyłem na rowerze.

 

 

Miło że lekarze wykluczyli większe problemy zdrowotne. Fajnie że chcesz jeździć i wogóle, ale polecam jednak podejść do sprawy bardziej kompleksowo i nie pomijać kwestii odżywiania.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

KrisK

Wiem, że głowa często mam duży wpływ na samopoczucie, dlatego ostatnio wjeżdżając pod górkę zajmuje się czymś innym, choćby głupim liczeniem do 60 ;) na mnie, ekonoma działa :)

Ale fakt, bez jedzenia nie da rady. Wiem jak to jest na kilkugodzinnych spacerach w upale, jak padam, podobnie do Twojej żony, jem coś lub piję słodkiego, dostaję na tyle energii by dalej iść.

 

W życiu halucynacji nie miałam. Nerwowość dopada, ale gdy jestem głodna, z reguły koło 11:00, nawet nie muszę wiedzieć która godzina, organizm sam da znać, z reguły jest to 3h po śniadaniu.

Zdaje sobie sprawę, że cola ma kofeinę, nie pijam kawy, więc piję colę, aby cały dzień mieć energię. Większość pija kawę na dorzucenie sobie powera, na mnie kawa źle działa. A i energetyki nie mają dobrych opinii.

 

Czyli jak widać, ile ludzi, tyle podejść, jedni piją soki, inni wodę, jeszcze inni kawę, piwo, a ja piję colę, już w mniejszej ilości, ale jednak.

 

Nie mam nic co pokazuje mi ile km pokonałam, więc u mnie nie ma to zastosowania, zwłaszcza, że za każdym razem robię inną trasę. Ostatnio dopiero mam endomondo, ale co i ile, wiem dopiero w domu.

 

Najwyraźniej Twoja siostra ma lepszą kondycję niż ja. Na stacjonarnym też byłam w stanie robić 30 km, ale normalny rower to zupełnie co innego.

 

A no z suplementami jest tak, że nie są zbytnio (a może wcale) badane, to nie leki, i większość tylko przelatuje przez organizm; dodatkowe leki to dodatkowe obciążenie dla żołądka/wątroby; lubią działać jak placebo. Z suplementów biorę tylko żelazo - polecone przez lekarza, ale też nie ciągle, tylko kilka dni w miesiącu.

 

U mnie jazda poza miastem, to jazda po górkach, na razie brak kondycji na takie, ale w przyszłości na pewno :)

 

Koło 30 jestem,

 

 

wojtas7

No a jak, na obiad trzeba poświęcić parę godzin. Zastanawiam się co Ty jadasz?? mięso wieprzowe czasem gości u Ciebie?? jak długo robisz zupy? gotujesz czerwoną kapustę? białą? robisz kluski śląskie? Mnie nawet zrobienie makaronu z warzywami zajmuje trochę ponad godzinę, bo jednak warzywa typu papryka, muszą trochę zmięknąć.

 

HarveyDent

Najwyraźniej mnie bliżej do podejścia Twojej żony :D ale postaram się zmienić co nieco w diecie, obiecuję ;) 

Co jest złego w pierogach?? :o

To jesz jedzenie nie pierwszej świeżości ;)

No pewnie, że dla Twojej żony to nie problem, ma Cię z głowy, nie ponarzekasz, że zupa za słona ;)

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czyli jak widać, ile ludzi, tyle podejść, jedni piją soki, inni wodę, jeszcze inni kawę, piwo, a ja piję colę, już w mniejszej ilości, ale jednak.

Nie ma nic złego w piwie,kawie,czy małych ilościach coli,wystarczy wiedzieć kiedy można sobie na nie pozwolić. 

Akurat z tym,co napisali wcześniej poprzednicy nie ma co dyskutować,cola to straszny zamulacz organizmu,i na pewno przed treningiem nie opijałbym się nią ,ani piwem które notabene bardzo lubię.

Odżywianie ma kolosalny wpływ na kondycję,jedno bez drugiego nie istnieje.

 

 

A no z suplementami jest tak, że nie są zbytnio (a może wcale) badane, to nie leki, i większość tylko przelatuje przez organizm; dodatkowe leki to dodatkowe obciążenie dla żołądka/wątroby;

A kto ci takich dziwności naopowiadał ?

Poczytaj o bcaa i kreatynie,nie wspominając o mikroelementach które były wymienione wcześniej.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Co jest złego w pierogach??

Biała mąka, tłuszcz, jakieś skwarki. Od czasu do czasu zjem. Takie jedzenie nie jest po prostu postawą mojej codziennej diety.  

 

 

 

To jesz jedzenie nie pierwszej świeżości

Zupełnie nie prawda. Pasta twarogowa z pomidorem i oliwkami zapakowana do 4 pojemniczków nie różni się zbytnio od tych składników przechowywanych oddzielnie w domowej czy sklepowej lodówce. Są po prostu wymieszane :) Ugotowanym jajkom czy piersi z kurczaka tez nic się nie stanie. 

 

Gotowanie to trochę dużo słowo. W zasadzie to krojenie i mieszanie nieprzetworzonych produktów. 

 

 

więc piję colę, aby cały dzień mieć energię. Większość pija kawę na dorzucenie sobie powera, na mnie kawa źle działa

I to jest właśnie niepokojące w reakcji Twojego organizmu. To mimo wszystko nie jest normalne że szybko tracisz energię i musisz się szprycować słodkimi napojami. Albo to wynik fatalnej diety, uzależnienia, albo tej astmy. Choć z tego co piszesz to lekarz jest innego zdania. Ciężko stwierdzić.

I uwierz że kawa u pijących ja regularnie nie działa. Pobudzenie jest żadne lub minimalne. Piję 2 "siekiery" dziennie, ale nie jest tak że nie mogę bez tego funkcjonować. Zupełnie nic się nie dzieje jak nie wypije żadnej. I chyba większość ma podobnie. Pije się z przyzwyczajenia, a nie z musu.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

lub piję słodkiego,

 

nie rozumiem picia słodkiego.... Ale ok.

 

 

 

Nerwowość dopada, ale gdy jestem głodna,

 

Znowu temat rzeka. Ale nerwowość z powodu głodu dla mnie jest zawsze objawem niepokojącym. Ona może powodować np że idziesz w złe nawyki np uzależnienie od coli.  Jeśli czegoś nie możesz odstawić z dnia na dzień bez uczucia braku i głodu to znaczy ze ni mniej ni więcej jesteś uzależniona (osobiście uważam ze uzależnienie jest przereklamowane ale sam mechanizm tak działa)  Może być tak że pijesz colę bo źle się odżywiasz.

W terapii uzależnień  (wszystkich) jedna z podstawowych zasad to nie być głodnym.

Zmiana sposobu żywienia bardzo poprawia stan i fizyczny i psychiczny i powoduje że człowiek jest "lżejszy". I wcale nie musisz robić tego tak bardzo radykalnie tak samo jak nie musi to być wstrętne ;) .

 

 

 

nie pijam kawy, więc piję colę, aby cały dzień mieć energię

 

:D  po pierwsze kawa jest co do zasady dość zdrowa pita z umiarem. Cola nie.

Po drugie stymulowanie organizmu kofeiną jest ok.... Ale nie ciągle i codziennie bo wykończysz organizm. Owszem to nie energetyk który jeszcze "zabija uczucie zmęczenia" () ale jednak też ten efekt przy kofeinie występuje.  Ciągłe stymulowanie organizmu wyczerpuje Cię nie pozwalasz mu na "wyłączenie" i oszukujesz.

Energetyki są złe ale nawet nie przez ich główne związki czy nawet ten cholerny cukier. One są złe bo ludzie je chleją ciągle. Doprowadzają sie do stanu w którym organizm nie odpoczywa bo jest pod działaniem energetyków. No i świetnie wypłukują organizm a ludzie nie uzupełniają tych braków i to powoduje o ich szkodliwości. Niewiele sie to różni od popijania coli.

 

 

 

Na stacjonarnym też byłam w stanie robić 30 km, ale normalny rower to zupełnie co innego.

Pitu pitu  :D

Moja żona to samo mi pierniczyła za uszami...   Tydzień temu w deszczu pojechaliśmy i 26 na luzie zrobiliśmy a wczoraj ni z tego ni z owego zrobiła 30km od strzała nawet nie była zmęczona A mimo że wybrałem w miarę płaską trasę to jednak wyjazd z KRK do Prądnika Korzkiewskiego całkiem płaski nie jest.

A ogólnie jest chora bierze parszywe leki jest słaba jeszcze tydzień temu kopciła papierosy klasyczne a teraz się truje elektrykiem....  Ma problemy z równowagą wiec czuje sie średnio pewnie często z wydolnością  i ogólnie jest kiepsko... Co z tego ze kilka lat temu na lekko robiła 70km...  Pochorowała sie i  nawet 20km ją przerażało.  Ba czasem i wyjście na spacer

Na stacjonarnym jeździ tak jak i Ty...  

Wczoraj coś pękło... Wkurzyło ją ze ja jeżdżę i że jej coś ucieka. I to co jeszcze jakiś czas temu było wyzwaniem stało się przyjemnością  PSYCHIKA!!!!

Nawet jak chorujesz to psychika gra kluczową rolę. Powtarzanie ze nie masz kondycji że ktoś jest silniejszy ze nie dasz rady ze...

Nie dasz rady siądziesz na 20 min na trawie...  Nie podjedziesz podjazdu? Podprowadzisz... itd itp...  

 

Jak bym miał tyle samozaparcia żeby zrobić 30km na stacjonarnym t bym 300 na zwykłym przed obiadem robił ;)  Przecież to idzie jajo znieść tak kręcić i nigdzie nie dojechać :D  (ja wiem że to bezpieczne bo powrót do domu to zejście z roweru ;) )

 

Jak słyszę o kondycji i nie dawaniu rady o.... Jak nie jesteś ciężko chora to tylko głowa Cię ogranicza.

 

 

 

 

Nie mam nic co pokazuje mi ile km pokonałam, więc u mnie nie ma to zastosowania,

 

Oj :D tu działa wiedza jaką posiadasz równie dobrze jak licznik... Za dwa mc te górki które dzisiaj cię męczą nie będą istnieć.... No chyba że będziesz wracać po kilkudziesięciu km bo wtedy podjazdy do domu zawsze są deprymujące ;)

 

 

 

A no z suplementami jest tak, że nie są zbytnio (a może wcale) badane, to nie leki, i większość tylko przelatuje przez organizm; dodatkowe leki to dodatkowe obciążenie dla żołądka/wątroby; lubią działać jak placebo. Z suplementów biorę tylko żelazo - polecone przez lekarza, ale też nie ciągle, tylko kilka dni w miesiącu.

 

Żelazo to nie suplement..

Suplementy sa dość mocno zbadane i szeroko stosowane. Kwestia z jakich firm kupujesz.

To o czym pisałem nie przelatuje. Syn bierze leki dotleniające i z powodzeniem jak sie mu kończy lek zastępujemy go argininą.  Działanie tu jest trochę inne ale objawy chorobowe znosi podobnie.  Też miałem okazję rozmowy z osoba z ciężką niewydolnością serca która na Argininie wróciła do aktywności i miedzy innymi roweru.  Z powodu poważnego uszkodzenia mięśnia sercowego bez niej nie jest w stanie podejmować aktywności.

Tak samo BCAA o którym wspomniał @@Quell, działa bardzo wyraźnie.

Szczególnie to czuć jak jesteś przemęczona w stresie i chcesz poćwiczyć.

 

Kwestią kluczową jest odpowiednie dawkowanie. Są różne dziwne suplementy z dawkami tak znikomymi że nie mają prawa nic zdziałać poza daniem wrażenia ze działają. Przy odpowiednim dawkowaniu działanie jest wyraźne.  Ale tu też trzeba dobrego lekarza albo kogoś kto ma wiedzę i z zakresu medycyny i suplementów.

Zdobywanie wiedzy samemu w czasach sieczki internetu jest trudne i niestety wiąże sie z eksperymentowaniem na sobie.

 

Opowieści o placebo suplementów można porównać do placebo środków ziołowych...

Słabe podobno nie działają i są do d.... Ale jak zażyjesz z psychotropami to potrafią znieść albo nasilić ich działanie tak ze można sobie pokaźne kuku zrobić.

Są ziołowe środki o skuteczności porównywalnej z psychotropami... (są na to badania kliniczne)

Znam kilka osób które wyleczyły się z przeróżnych schorzeń i odeszły od leków właśnie idąc w stronę czy to suplementów czy ziół a czasem wprost zmiany diety.

Ne jestem fanem supli ani wrogiem medycyny konwencjonalnej. Jednak papka informacyjna dotycząca czy to suplementów  czy ziół czy nawet hemopatii jest koszmarna. To że są środki pomagające w ciężkich schorzeniach nie podlegające patentom koncernów na pewno ma wpływ na to że coraz częściej się dowiadujemy ze coś co wielu pomogło i wielu stosuje z dobrym skutkiem to tylko placebo...

Najśmieszniejsi są w sumie w tym lekarze którzy potrafią kompletnie ignorować to że np nieuleczane choroby nie postępują. Oni są mocno zdziwieni albo wprost potrafią palnąć że to niemożliwe wypisują tabletki i każą przyjść za 6mc... chyba licząc że pacjent wreszcie umrze a przynajmniej nie będzie  w stanie przyjść.

 

Na przykładzie argininy.

Naturalnie występuje w organizmie. Z wiekiem mamy jej coraz mniej. Co nie do końca jest winą wieku ale właśnie diety. Można łykać tabsy można doprowadzić dietę do takiego stanu żeby te przemiany były na odpowiednim dla nas poziomie z samej diety.   W niektórych wypadkach jak np mocne niewydolność krążeniowa lepsza może być tabletka.

Na pewno wolę na dodanie sobie powera łyknąć 1500mg argininy niż wypić litr coli ;)

Tak samo jak np na bóle kręgosłupa pomaga suplementacja witaminą B.   Zresztą zastrzyki z wit. B są podstawą leczenia ostrych stanów. I równocześnie można w wielu miejscach wyczytać że suplementacja witaminą jest nieskuteczna. Pewnie lepiej sprzedawać środki przeciwbólowe ciągle niż opakowanie wit b. jak coś się zaczyna dziać.

 

BCAA?  Od jakiegoś czasu mam spory problem z sennością po jeździe. Masakryczne zmęczenie. kombinowałem z dietą (problematyczne bo czasem nie mam czasu zjeść i przez kilka godzin) na wyjazdy brałem batoniki i inne cuda. Owszem trochę pomogło ale nadal nawet po głupich 25km mocniejszym tempem byłem śpiący. Do tego stopnia to było nasilone że musiałem sie zmuszać do tej przyjemności jaka jest rower.

(fakt że mam ostatnio porąbany tryb życia, stres problemy, praca  i ciągłe niedospanie  nie komponują sie z jazdą )

W niedzielę zamiast normalnego picia wsypałem do wody BCAA i w sumie głównie dla tego że  nie miałem nic innego a nie chciałem czystej wody.I pierwszy raz w tym sezonie byłem w stanie wieczorem pracować po jeździe..  Bez tego francowatego zejścia. 

Zrobiło to co ma w założeniach. Będę to obserwował pewnie i sprawdzał ten związek i szukał gdzie jest przyczyna nadmiernego zmęczenia ale sam fakt działania tego sup. tu jest oczywisty.

 

Mądre podejście do suplementów może bardzo pomóc. I nawet nie trzeba ich przewlekłe stosować ale zastosowanie  potrafi nakierować nas na to czego nam brakuje.  Będąc w twojej sytuacji bym mocno sie zastanowił nad szukaniem...

Pominę że podobno na astmatyków dieta ma dość konkretny wpływ

 

 

 

U mnie jazda poza miastem, to jazda po górkach, na razie brak kondycji na takie, ale w przyszłości na pewno :)

 

Tia....  Wyćwiczysz sie na płaskim a potem zwątpisz jak pojedziesz na te górki :D

To też znam...  Potem 45 km do Tyńca to nie problem ale 15 na północ  za Kraków powoduje spuchnięcie. 

I znowu mniej chodzi o mityczną formę czy wydolność a o umiejętność jazdy.  Podjazdów sie trzeba nauczyć i je polubić. To nie odłączną część jazdy na rowerze prawie jak nieodłączny i wierny przyjaciel  wmordewind. 

Straszliwym błędem jest nie jechanie bo tam górki.  A prawda jest taka że  na i za tymi górkami jest to co w rowerze najfajniejsze. Przychodzi zaraz po tym jak człowiek przestanie się zastanawiać co mu durnego do łba strzeliło żeby się tak katować.  ;)

 

 

PS.

Tosz ty młoda jesteś.... 

Się ze sobą certolisz za bardzo ;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Quell

 


 

HarveyDent

Nigdy nie smakowały mi ugotowane jajka dzień wcześniej (męczę się w ten sposób tylko w święta Wielkanocne).

Moja kuchnia mocno różni się od Twojej.

 

Określasz działanie kawy na swojej podstawie, mam w domu 3 osoby, które piją kawę, kiedy nie wypiją jednej popołudniu - nie mają energii. Kiedy ja wypiję kawę - serce nawala jak oszalałe, a piłam słabą i tylko kiedy chodziłam na nocną zmianę, i to pół szklanki.

 

KrisK

Ty masz swoje przyzwyczajenia i smaki, ja mam swoje, i tego się trzymajmy. Każdy człowiek inaczej odczuwa każdy smak, np. ja wolę słodkie i kwaśne, inni wolą gorzkie i słone.

 

A kto z nas ma czas na "wyłączenie", chyba, że w nocy, a że w nocy słabo śpię to i do końca się nie regeneruję.

 

Twoja żona pewnie czytała na tym samym forum co ja. chodzi o to, że na stacjonarnym masz cały czas te same obciążenie, nie walczysz na wertepach, nie masz górek, a na normalnym jednak już występują dodatkowe "utrudnienia", nawet jadąc pod wiatr dodatkowo trzeba z nim walczyć.

Być może jazda z osobą towarzyszącą jest ciekawsza i łatwiej pokonać dalsze odległości.

 

Dlatego stacjonarnym kręciłam włączając film lub program ok. 1h :P co by ciekawiej było, a czas nie zmarnowany na bierne siedzenie ;)

 

Pewnie masz rację, za dobrze znam miasto, więc licznik w głowie :D

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zarchiwizowany

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...