Skocz do zawartości

[wolne rozkminki] jazda z nieznajomym


Rekomendowane odpowiedzi

Cześć i czołem, 

mimo ostatnich jakże ciekawych zjawisk pogodowych pełen sezon powoli się zbliża i jest to fakt. Dlatego od pewnego czasu już chodzą mi myśli, o dopieszczaniu i przygotowaniu mojego roweru, ale nie o tym tutaj.

 

Tym razem poszedłem, o krok dalej i zacząłem się zastanawiać nad fenomenem naszej społeczności. Od dawna cykliści połączeni jedynie pasją do sportu umawiają się na tym chociażby forum w celu wspólnego pokonywania kilometrów. Nie ma w tym niby nic dziwnego, ludzie jako istoty społeczne mają takie tendencje! Mimo to, przychodzi też dzień, kiedy należy się zmierzyć z samym sobą, oczyścić umysł, pobyć samemu.

 

Ja natomiast chciałbym porozmawiać, o tych pozostałych dniach, kiedy wyjeżdżamy w trasę z kimś, o ile mamy takie szczęście i posiadamy partnera w swych zainteresowaniach lub sami z braku innej możliwości. 

Rowerzyści, którzy faktycznie mogą bez wahania nadać sobie to miano, pozdrawiają się na drodze, nie zawahają się pomóc sobie wzajemnie kiedy sprzęt szwankuje, jednym słowem są otwarci. Moje rozmyślania polegają na ocenie jak daleko ta otwartość sięga?

Sam jestem raczej skazany na jazdę w samotności, ponieważ moi znajomi nie podzielają mojej pasji, a ja chciałbym mieć kogoś na trasie kto zmotywuje, albo "przegada" zmęczenie, po prostu kogoś z kim można wspólnie spędzić miło czas.

Czy gdyby była prosta możliwość porozumienia się dwóch obcych sobie osób nawet nie przed wyjazdem, a w samej trasie to czy byście z tego skorzystali? Powiedzmy, że widzicie przed sobą rowerzystę w koszulce naszego forum, zdecydowalibyście się nawiązać kontakt celem wspólnego kręcenia kilometrów?

Moja pierwsza myśl była TAK, potem zacząłem się zastanawiać, stąd ten post, może i jest dość psychologiczno filozoficzny, ale rozstrzygnięcie tej kwestii może pomóc wielu takim jak ja osobom, które po prostu obawiają się z bliżej nieokreślonych powodów nawiązywania kontaktów z obcymi sobie osobami. 

Jeśli ktoś dotrwał do końca tego trochę przydługiego postu, to bardzo się cieszę, oraz liczę na Wasze wsparcie i odpowiedzi.

Pozdrawiam,
BW

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli masz ochotę z kimś się przejechać to po prostu zagadaj. Nie myśl. Rób to, na co masz ochotę. Nie zastanawiaj się co pomyśli inny człowiek. Cokolwiek byś nie wymyślił i tak nie dojdziesz prawdy. Jeśli nie będziesz tworzył w głowie filmów na temat innych ludzi, pozostaniesz po prostu sobą a to największa wartość w kontaktach międzyludzkich. To zawsze przynosi właściwy efekt.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pewnie, że tak.

Nie raz inny rowerzysta mnie zaprowadzał do miejsca, którego nie znałem, a miałem zamiar tam jechać- każdy(!), a było ich kilku, których się pytałem, też jechał w to miejsce, albo w tym kierunku. No trochę mam szczęścia :)

Bardzo lubię takie znajomości, nawet jeśli trwają niecałą godzinę.

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Oczywiście, że najlepiej zagadać. Tylko trzeba temat potraktować z wyczuciem. Jak widzisz, że ktoś jest harpaganem, ciśnie na maksa i pot się z niego leje, to może nie najlepszym pomysłem jest przerywać mu trening. Sporo osób jeździ też samotnie, co by się odizolować od ludzi, porozmyślać, bo w domu rodzina, w pracy ciągle hałas. Warto jednak spróbować, bo jeśli ktoś przyjaźnie zareaguje i znajdziecie wspólny język, to może okazać się to wartościową znajomością. Z kimś, kto ma taką samą zajawkę, więc tematy do rozmów szybko się nie skończą ;)

Może to niemodne, ale ja jestem zwolennikiem nawiązywania znajomości właśnie w taki sposób. Ludziom chyba tego brakuje w dobie facebooków i innych.

 

Z wzajemnym motywowaniem się różnie bywa. Ostatnio jechałem pierwszy raz z kumplem, który jest bardzo uparty, ma taką "wytrwałość" życiową i pomimo braków w kondycji całą drogę żaden z nas nie odpuszczał. Z drugiej strony są ludzie leniwi, słabi psychicznie, którzy jak tylko poczują że robi się ciężko najchętniej by zawracali itp. Z tym typem towarzystwa jazda przeważnie kończy się dużo wcześniej niż było to zaplanowane.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

 

Jak widzisz, że ktoś jest harpaganem, ciśnie na maksa i pot się z niego leje, to może nie najlepszym pomysłem jest przerywać mu trening.

 

Jezeli jedzie, to raczej nie warto wyskakiwac przed kola ;)

 

Nie widze problemu ze zwykla rozmowa gdzies podczas postoju.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chyba rozumiem autora tematu, na codzień jeżdzę sam, choc dosć często wyskakuje z synem na małe terenowe przejazdy, czasem z rodzinką...

Miałem koleżankę, z którą cudownie mi się jeździło.. dystnas nie miał znaczenia byle przed siebie, snuliśmy rózne dysputy filozoficzne, czasem życiowe... cudownie... niestety żona zabroniła :( zazdrosć... a jak z kimś się jedzie w podobnym tempie i jeszcze... aż trudno wtrącić jedno drugiemu zdanie, bo tyle jest do powiedzenia i wysłuchania po jednej i drugiej stronie... nie czuć zmęczenia... no ale niestety....

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czy gdyby była prosta możliwość porozumienia się dwóch obcych sobie osób nawet nie przed wyjazdem, a w samej trasie to czy byście z tego skorzystali? Powiedzmy, że widzicie przed sobą rowerzystę w koszulce naszego forum, zdecydowalibyście się nawiązać kontakt celem wspólnego kręcenia kilometrów?

 

Ja mam dosyć przykre doświadczenia z takimi znajomościami dlatego większość "kariery" niestety samotnie. Powodów cała masa natomiast na taki trening w okolicach Krk jak najbardziej.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja wolę jeździć sam. Powodów jest co najmniej kilka. Chociażby jadę swoim tempem i nie muszę się dostosowywać do grupy. Jak się trafi słabą (w sensie wyobraźni) grupę, to oni będą jechać swoim a ja swoim. Ostatnio ciężko to przeżyłem. Mimo moich próśb o zwolnienie moi koledzy mieli to w poważaniu. Z fajnej wycieczki zrobiła sie ciężka praca i czar prysł.

 

Generalnie jeżeli chodzi o zawieranie znajomości z obcymi na szlaku to niczym się to nie różni od zawierania znajomości w normalnym życiu. Czasami wspólne zainteresowanie może być pomocne, czasami nie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Akurat jeżeli chodzi o Warszawę znalezienie kogoś do wspólnej jazdy jest łatwe.  Wystarczy np. odwiedzić tutejszy wątek lokalny i zagadać, jest też kilka innych forów czy miejsc w sieci, gdzie można próbować.  Do tego dochodzą jakieś regularne ustawki, społeczne treningi itp., możliwości jest sporo.

 

Oczywiście jeżeli ktoś koniecznie musi mieć towarzystwo podczas jazdy, bo to akurat dość zmienna kwestia, zależna od osobowości i warunków.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Sam jestem raczej skazany na jazdę w samotności, ponieważ moi znajomi nie podzielają mojej pasji, a ja chciałbym mieć kogoś na trasie kto zmotywuje, albo "przegada" zmęczenie, po prostu kogoś z kim można wspólnie spędzić miło czas.

 

Mam to samo

 

 

Moja pierwsza myśl była TAK, potem zacząłem się zastanawiać, stąd ten post, może i jest dość psychologiczno filozoficzny, ale rozstrzygnięcie tej kwestii może pomóc wielu takim jak ja osobom, które po prostu obawiają się z bliżej nieokreślonych powodów nawiązywania kontaktów z obcymi sobie osobami. 

Tak też mam , a chętnie z kimś bym ponabijał w jakimś terenie a nie tak samemu , po za tym w mojej okolicy widziałem już sporo i nie chce mi się samemu ciągle w te same miejsca jeździć , a może ktoś by znał coś gdzie nie byłem a ja gdzie On nie był itp.

 

@Qaroll

"Z drugiej strony są ludzie leniwi, słabi psychicznie, którzy jak tylko poczują że robi się ciężko najchętniej by zawracali itp. Z tym typem towarzystwa jazda przeważnie kończy się dużo wcześniej niż było to zaplanowane." 

Ja jak czuję że robi się ciężko redukcja but i odcięcie :D Tak na serio redukcja a jak już dyszę jak parowóz minuta odpoczynku i dalej. Lecz są tacy ludzie to prawda. Ja akurat lubię na rowerze się zmęczyć lepiej mi się wtedy śpi itp. Wiadomo , każdy lubi co innego i to jego zdanie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli wybrałeś się na rekreacyjną przejażdżkę i widzisz nieznajomego, który również jedzie "spacerowym" tempem, to wydaje mi się że nie ma przeszkód, by spróbować nawiązać kontakt. Inaczej wygląda sprawa, jak koledzy wyżej napisali, gdy ktoś "ciśnie" bo nie wiadomo czy ta osoba robi rygorystyczny trening, spieszy się do dziewczyny, czy też może wraca w pośpiechu bo mu się przypomniało, że zostawił mleko na gazie :P Wtedy nasza subtelna próba zapoznania może zostać odebrana jako narzucanie się, spróbujmy postawić się na miejscu tej osoby ;)

 

Inną sprawą jest sama jazda w towarzystwie. Jak wyżej napisałem, rekreacyjnie fajnie się jeździ z kimś, bo można pokonwersować bądź pośmiać się i co najważniejsze - nieszczególnie zwracamy uwagę na kilometry i czas, które płyną gdzieś w tle. Różnie natomiast może być w przypadku gdy jedziemy w jakieś konkretne miejsce, tym bardziej jeśli jedziemy tam w konkretnym celu. Wtedy ktoś może chcieć znaleźć się tam jak najszybciej i pal licho z przyjemnością z jazdy - jedzie na gwałt by jak najszybciej się tam znaleźć, a my nie nadążamy :P

 

Jeśli mamy podejście na luzie, możemy próbować zagaić nieznajomego - a nuż ma takie samo nastawienie :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

 

Jeśli wybrałeś się na rekreacyjną przejażdżkę i widzisz nieznajomego, który również jedzie "spacerowym" tempem, to wydaje mi się że nie ma przeszkód, by spróbować nawiązać kontakt.

Niby nie , ale dla każdego spacerowe tempo oznacza co innego. Co prawda jakoś można się zgrać , ale nawet po tym jak idę to widzę. Mój brat idzie swoim normalnym tempem to ja szybciej przez sen idę , a jak ja idę swoim tempem to on musi biegać. Po za tym w moim przypadku np. to tempo się szybko zmienia. Na początku sezonu jak kupiłem rower to w 1h przejeżdżałem mnie więcej tyle63XfWY0.png

Oczywiście jest to tak mniej więcej trasa bo nie mogłem znaleźć dokładniej tej , a teraz po 2 miesiącach gdzieś tyle BKbpqeT.png w półtorej godziny także tempo się zmienia , oczywiście gdzie się dało trochę "wcisnąłem" ale różnica znaczna. Oczywiście nie są to trasy w 100% takie same jak robię bo do tego potrzeba runtastica albo coś.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czasem zagadam z rowerzystą, z którym się mijamy. To widać, kiedy ktoś naciska i chce by sam, a kiedy jedzie sobie spokojnie ma czas, żeby pogadać (nie zawsze ma chęć - tak samo jest ze mną). Najczęściej, kiedy chcę jechać w grupie, to umawiam się ze znajomymi lub idę na ustawkę. 

Zdarzyło mi się też poznać ludzi, z którymi poźniej jeździłem i się zakolegowalem przez net - np. przez nasze forum poznałem świetnego kolegę, z którym czasem jeździmy. Rownież przez inne fora, np to poświęcone kolarstwu szosowemu. Poznałem też ludzi przez Stravę - kiedyś zagadnął mnie użytkownik, któremu odebrałem jakiegoś KOM-a w jego rodzinnych stronach i udało nam się wspólnie pojeździć. To były i są bardzo fajne spotkania. 

Ale zawsze kiedy zagadam do kogoś i ktoś nie wykazuje chęci do rozmowy, to odpuszczam - wiem, że czasem trzeba pobyć samemu, a rower jest świetnym czasem na to. 

 

Proszenie obcej osoby lub innych na ustawce nie jest w dobrym stylu. W dobrym stylu jest wtedy odpaść i dołączyć do nich na kolejnej ustawce. Na początku odpada się często, potem to inni odpadają. Na ustawkach to normalne i nie jest to oznaka słabości (w przypadku odpadającego) czy złego wychowania (w przypadku odchodzących). Po prostu tak to jest, że grupa dyktuje tempo. W przypadku jazdy w gronie przyjaciół, jeżdżenia rekreacyjnego czy po prostu jazdy z jednym czy dwoma kumplami/przyjaciółmi zawsze czeka się na tego najsłabszego nawet kiedy czasem można docisnąć mocniej. W takich przypadkach obowiązuje zasada - razem wyjechaliśmy, razem wracamy. 

 

Kieruję się po prostu swoją empatią. Na ogół działa. 

 

Swoją drogą czyż nie jest to ironia, że rozmawiamy w gruncie rzeczy o tym jak poznać i spotkać drugą osobę poprzez anonimowe medium, którym jest internet? Signum temporis. 

pozdr

 

PS zaraz sam idę na roweru, może kogoś spotkam:)

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cóż, to chyba zależy od sytuacji, jak ze wszystkim, lubię przyłączyć się do lokalsów jadąc na dłuższym wypadzie, zwłaszcza gdy kreatywność wyznaczających szlak bywa bezgraniczna. Kiedyś robiłem ~200 km i w połowie kompletnie utknąłem bo rolnik uznał, że nie na mojej miedzy i zaorał ścieżkę rowerową, zawróciłem i podjechałem do rowerzysty i nawet podjechał ze mną kilkanaście kilometrów objazdem..

 

Ale jak cisnę treningowo szosą i wpada na mnie egzemplarz co się nawet nie przywita, i przez kilka kilometrów siedzi mi na kole nie dając zmian to albo zwalniam albo zawracam bo to żaden fun ciągnąć kogoś na kole.

 

A też macie tak, że w wakacje skaczą za wami niedzielni rowerzyści w japonkach i chcą się ścigać? Bo ja nie wiem czy taki mój urok, czy to norma :icon_wink:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

 

Nie , bo to ja jestem ten szybszy

ja nie pisałem o wyniku, tylko o samym fakcie :)  zresztą jak wjeżdżam w teren zabudowany to odruchowo zwalniam: bo dzieci, zwierzęta i trzeba mieć oczy dookoła głowy.. o kierowcach co to zawsze zdążą skręcić nie wspominam..

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ale jak cisnę treningowo szosą i wpada na mnie egzemplarz co się nawet nie przywita, i przez kilka kilometrów siedzi mi na kole nie dając zmian to albo zwalniam albo zawracam bo to żaden fun ciągnąć kogoś na kole.

 

Dlaczego "żaden fun"? Jak się nie przywita i nie daje zmian to pewnie dlatego, że zdycha na tym kole. Ja w takich sytuacjach jeszcze podkręcam i mam satysfakcję :) No i lepszy trening!

 

A co do tych w japonkach to mi się czasami zdarza taka akcja, że jadę jakieś interwały pod górę i to już tam któryś raz aż tu nagle ktoś na makrokeszu wyprzedza mnie i zadowolony jest! Ale mi wtedy głupio :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No u mnie podobnie jak w przypadku kolegów. Poznałem zarówno przez to forum naprawdę zaistego kumpla z którym teraz już ganiamy wręcz systematycznie.....

Znowu zdarzały się też "podczepki".

Dołączałem do szosowców trzymając się z nimi i również zmieniając, wpuszczali jak swojego mimo że mtb. Jednak z szcunkiem gadali że trzymałem tempo - bardzo fajne sytuacje.

Zdarzali się nieco bardziej obsesowi - dając w pedał i chcąc się uwolnić. Podtrzymywałem tempo (aaa co!) niezbyt qulturalnie się chwilowo narzucając, ale odbijałem po jakimś czasie żeby nie drażnić swą skromną osobą - ale to sytuacje raptem liczone na palcach jednej ręki... zdecydowana większość - sam pozytyw.

Była sytuacja, gdzie ze starszym gościem na szosie trzymaliśmy się dłuższy czas na trasie bez słowa zmieniając i bez słowa skinieniem pożegnaliśmy. Ot po prostu współpraca i chwila odpoczynku w nieco luźniejszym kręceniu, potem każdy w swoją stronę.

Fajna sprawa - Hobby i styl życia łączą pozytywnie zakręconych. Tak to widzę.....

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

U mnie to różnie bywa. Niby chęć zagadania jest, ale automatycznie pojawiają się wątpliwości. Bo fajnie jest z kimś się kręcić, pogadać i zawsze to niby lepiej w co najmniej 2 osoby, jednakże... Trzeba trafić w kogoś, kto jeździ podobnie, tak by się nie męczyć wzajemnie. Bo ja mogę cisnąć, a ktoś będzie umierał i narzekał, albo w drugą stronę.

 

A tak spontanicznie, to zdarza mi się czasem komuś siedzieć na kole przez kilka kaemów i niekoniecznie się odzywać. No, ale ja nieśmiały jestem :002:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

 

o kierowcach co to zawsze zdążą skręcić nie wspominam..

Standard , na motocyklistach robią to samo , ale tam skutki są dużo gorsze niż zdarte kapcie.

 

 

 

No, ale ja nieśmiały jestem

Ja tak samo , utrudnia to w niektórych przypadkach życie. Lecz  mój  kumpel to dopiero nieśmiały jest , jak go o coś w szkole pytają to ma strach cokolwiek powiedzieć. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A też macie tak, że w wakacje skaczą za wami niedzielni rowerzyści w japonkach i chcą się ścigać? Bo ja nie wiem czy taki mój urok, czy to norma :icon_wink:

Ja nie mam. Jak widzę takiego w lusterku to daję lewą wolną i niech se leci. Nie narzucam się również ze swoim towarzystwem, nie chcę, żeby ktoś spadł z roweru i się potłukł, bo zasnął z nudów na siodełu usiłując dotrzymać mi tempa. :P Natomiast jeżeli ktoś na chwilę zwalnia, żeby ze mną pogadać (bo mam dość nietypowy rower) to nie mam nic przeciw temu.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zarchiwizowany

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...