mariuszpk Napisano 15 Maja 2014 Napisano 15 Maja 2014 Mieszkam na stałe w Niemczech w górach. Moja miejscowość liczy ok 18 tyś mieszkańców. Są w niej 3 sklepy rowerowe i w każdym przed wejściem, na ulicy stoją rowery elektryczne do kupienia. Ceny zaczynają się od 1200 €. Od wielu lat pocztowcy śmigają na elektrykach a od zeszłego roku w pensjonatach w okolicy otworzono wypożyczalnie E-bików. Jak to wygląda w Polsce. Czy można te rowery kupić i jak są popularne. W końcu pytanie do adminów czy na forum jest dział poświęcony rowerom hybrydowym. Chętnie poznał bym opinię użytkowników a takiego nie znalazłem. Są jakieś pojedyncze porozrzucane posty po całym forum.
Piter233 Napisano 15 Maja 2014 Napisano 15 Maja 2014 U mnie jest tylko jeden rowerowy, wątpie żeby mieli elektryczne. Ludzi po prostu na nie nie stać. Listonosz jeździ (chodzi) z trekkingiem na kołach 28.
Gruff Napisano 15 Maja 2014 Napisano 15 Maja 2014 te rowery na pewno są mniej popularne w Polsce, mogę powiedzieć jak jest u mnie w mieście-jakby nie było dość blisko granica do Niemiec ; mam w mieście na pewno 4 sklepy gdzie sprzedają rowery[nie mylić ze sklepami rowerowymi], aż w 1 z nich można nabyć jakiś rower z napędem elektrycznym, lub z napędem spalinowym... i to tyle; czasem widzę jakiegoś "dziadka" na spalinówce, może raz widziałem na elektryku...[ i jestem pewien, że nie są one kupione w sklepie tylko sprowadzone zza bliskiej granicy ]
lucass3 Napisano 15 Maja 2014 Napisano 15 Maja 2014 wg. allegro "rowery elektryczne to wiodący trend w 2013r , z 75szt w sezonie 2012 ich sprzedaz wzrosla w roku 2013 i wyniosla 1400szt."
barbapapa11 Napisano 15 Maja 2014 Napisano 15 Maja 2014 Np. w danii to wiekszosc starszych ludzi jezdzi na e-bikach. W polsce wiekszosci starszych ludzi nie stac, a jezeli mieszkaja w bloku to jak postawia na klatce na parterze to im pd razu ukradna. A jak maja mieszkanie na 3 pietrze to i tak sobie nie zniosa. Nie ma warunkow i pieniedzy. Jedynymi potencjalnymi klientami sa bogaci ludzie w srednim wieku, ale oni nie maja ochotyvi czasu na jazde na rowerze.* Wysłane z mojego LG-F180L przy użyciu Tapatalka
Piter233 Napisano 15 Maja 2014 Napisano 15 Maja 2014 Może zacznijmy od tego że duej części nie stać na przeciętnej jakości mtb, nie mówiąc o szosówce a co dopiero o elektrycznym.
mariuszpk Napisano 15 Maja 2014 Autor Napisano 15 Maja 2014 Mi się wydaje że to bardziej chodzi o mentalność a nie biedę. Starsi ludzie w Polsce są bardzo mało aktywni społecznie. W Niemczech to te kobity łażą po fryzjerach, saunach, basenach. Organizują się , łażą po górach. Są aktywni. W Polsce się przyjęło, że siedzą w domu przed TV albo na działce. Starszych ludzi stać na fajki, jeżdżą samochodami, mają nowe TV a resztę ładują w skarpetę lub wysyłają do Torunia. Co chwilę jest że starsza pani dała "wnuczkowi" 20.000 zł. W Niemczech pielęgniarka zarabia 1.100 € z tego musi zapłacić 400 € za mieszkanie 100 za prąd.
szybkilopez Napisano 15 Maja 2014 Napisano 15 Maja 2014 Nie ma co porównywać statusu z Niemiec do ludzi z Polski bo się nie da... i to nie prędko. Najtańsze elektryczne rowery są w granicach 2000,- ale powiedzmy sobie szczerze, że to kupa ciężkiego złomu, a bateria starczy na 20km. Konkretne są w okolicach 10tyś i wszystko w temacie. W Polsce to pieśń przyszłości żeby dało się kupić ciekawy elektryczny rower bez pożyczek w banku.
realkrzysiek Napisano 15 Maja 2014 Napisano 15 Maja 2014 U nas nie ma kultury rowerowej i poza pasjonatami, nie oszukujmy się, ale nikt nie jeździ. Kultura to i trzymanie roweru przed domem, ale to jest nie możliwe, gdy nigdy nikt nic nie pilnował, dlatego też nie ma na to chętnych, a rower elektryczny jest za ciężki, by go wnosić do mieszkania szczególnie jak nie ma windy. Gdy mieszkałem w mieście rower wnosiłem do mieszkania, bo nie mogłem zostawić roweru w piwnicy i też z tego powodu czasami zdarzały się tam włamania (w piwnicy), więc zostawić rower za 10 000 PLN przyczepiony nawet trzema ulockami byłby strach, choć czasy się zmieniają, ale rowery wciąż giną.
mariuszpk Napisano 16 Maja 2014 Autor Napisano 16 Maja 2014 W Niemczech jak chciałem ubezpieczyć rower to się przewróciłem takie mają ceny bo kradną. Wiecie ile rowerów kradnie się w Germanii w ciągu roku ? Od 300.000 do 500.000 zależności od roku. Straty 100 mil €. A to i tak jest ok 2/3 wszystkich kradzieży bo reszta jest nie zgłaszana. Tu jest tabelka : http://de.wikipedia.org/wiki/Fahrraddiebstahl A tu potwierdzenie tabelki : http://www.adfc.de/technik/diebstahl/statistik/statistik
Burak Napisano 16 Maja 2014 Napisano 16 Maja 2014 To ma być dużo kradzieży? W "niskich krajach" (Holandii :-)) skradziono: 858tys. rowerów w 2008r. i 897tys. w 2009r. (źródło: http://www.fietsersbond.nl/de-feiten/fietsen-cijfers/fietsen-cijfers-2#8). Ja ubezpieczyłem swojego elektryka na 3 lata od kradzieży i zniszczenia w wypadku za około 10% wartości roweru (zapłaciłem jednorazowo 150EUR przy cenie roweru 1600EUR). Cena ubezpieczenia bardziej zależy od powszechności samego ubezpieczenia niż od liczby kradzieży. Jeśli zaś chodzi o rower elektryczny to bardzo dużo mitów krąży na ich temat. Przy braku dostępności tych rowerów w sklepach trudno je zweryfikować. Mówiąc o cenie roweru, trudno o racjonalną opinię. Przykład: Mój znajomy mieszka pod Poznaniem, do pracy ma ok 12km. Zarabia dobrze. Na dojazdy do pracy kupił samochód (rupiecia z zachodu). Dojazd samochodem zajmuje mu min. 40min, często około godziny (czasem więcej) w jedną stronę. Rupieć jest drugim samochodem w rodzinie, więc nie jest niezbędny. Rupieć kosztował więcej niż dobry rower elektryczny, rupieć kosztuje cały czas... Stać go na rupcia i na opłaty. Dojazd rowerem elektrycznym byłby tak samo wygodny i zająłby tyle samo czasu, przy nieporównywalnie mniejszych kosztach. Mimo wszystko ludzie wolą rupcia... Mam więcej takich znajomych. Brak popularności rowerów elektrycznych (rowerów w ogóle) jest jednak trochę wynikiem mentalności. Niezaprzeczalnym faktem jest jednak, że polskich emerytów na takie rowery z reguły zwyczajnie nie stać.
realkrzysiek Napisano 16 Maja 2014 Napisano 16 Maja 2014 Niedawno przetaczała się dyskusja, o ubezpieczeniach i żaden ubezpieczyciel tak naprawdę nie oferuje AC. Może jakieś ochłapy są z PZU. Ubezpieczenie rozwiązywałoby problem w jakimś stopniu, ale wciąż pozostaje problem braku kultury rowerowej i portfela, bo z kradzieżą też trzeba się liczyć.
Niedzwiedz1 Napisano 16 Maja 2014 Napisano 16 Maja 2014 Głównym powodem zerowej popularności roweru elektrycznego jest cena. I tu nie ma co więcej dywagować, może wielu emerytów by chciało, ale jak ma się wybór między jedzeniem a lekami, to o takich "luksusach" się nie myśli. Rupieć kosztował więcej niż dobry rower elektryczny, rupieć kosztuje cały czas... Stać go na rupcia i na opłaty. Dojazd rowerem elektrycznym byłby tak samo wygodny i zająłby tyle samo czasu, przy nieporównywalnie mniejszych kosztach. Zwłaszcza na mrozie, przy solidnej piz.... dużym wietrze czy w solidnym deszczu. Rozumiem, że koszty niższe, czas w wielu wypadkach również, ale to, że tak samo wygodny to już naprawdę ściema grubymi nićmi szyta.
Piter233 Napisano 16 Maja 2014 Napisano 16 Maja 2014 Właśnie, nie przesadzajmy w drugą stronę. Codzienne dojazdy do pracy rowerem bez względu na pogodę są dla pasjonatów i dla tych którzy nie mają innego wyjścia. Jazda podczas wiatru jeszcze przejdzie, gorzej jak zacznie naprawdę mocno padać (jeździłem do szkoły rowerem, przez łącznie ok. 6 - 7 miesięcy, wyjeżdżając rano w słońcu z powrotem ledwo zdążałem przed deszczem. A i tak nie zapomnę jednej sytuacji: było 5 stopni rano, niebo zachmurzone ale z przebijającym się łagodnie słońcem. Po godzinie zaczął padać śnieg z deszczem, podczas powrotu temp. wynosiła ok. -1, w dodatku silny wiatr.
Burak Napisano 16 Maja 2014 Napisano 16 Maja 2014 @Niedźwiedź Założymy się, że w moim mieście jest więcej dni deszczowych w roku niż w Warszawie? To samo dotyczy wiatru. A moja droga do pracy zimą wygląda tak: www.forumrowerowe.org/gallery/album/622-do-pracy/ Nie powiem, że zawsze jest przyjemnie, ale czy dojazd do pracy musi być przyjemny? Do pracy dojeżdżam w eleganckich ubraniach. Nie mam w pracy prysznica. Kupiłem za to porządne (i dość drogie) ubrania przeciwdeszczowe. Nie pocę się (zbytnio) bo przecież jadę rowerem elektrycznym. Zastanawiam się jeszcze co jest bardziej nieprzyjemne, 40 min do pracy rowerem w deszczu, czy 40 min siedzenia w samochodzie gdy ładna pogoda... Rzecz gustu.
tobo Napisano 16 Maja 2014 Napisano 16 Maja 2014 To samo zauważyłem u siebie i znajomych. Kiedyś myślałem o drugim aucie czy skuterze, tylko do pracy, szybkich zakupów itp. Teraz kupiłem sobie rower b. dobrej jakości, ale i tak jednocześnie dużo tańszy w zakupie i eksploatacji niż wspomniany choćby skuter. I cieszę się z tego wyboru. Nie dla sportu czy kondycji używam roweru; po prostu bardziej mi się kalkuluje uwzględniając mój czas i moje pieniądze. Nie jest to elektryczny, ale wiem, że kolejny już pewnie taki będzie. :-) Mówisz? :)Taniej... Miałem jakiś czas temu taki dylemat właśnie - elektryk czy skuter... W czerwcu minie rok eksploatacji skutera. 24 litry benzyny 95 = 120 zł miesięcznie. W cenie zakupu miałem kask. Nabyłem zestaw ciuchów na deszcz oraz buty - koszt sumaryczny 500 zł. Trasa dojazdu - 8,5 km Czas dojazdu 12-15 minut (zależnie od postoju na światłach). Komfort fizyczny i psychiczny - jestem suchy, nie jestem zmachany - dymałem do pracy cały rok. Pogoda - powiedzmy 50 procent dni w roku deszczowych. A teraz rower elektryczny: - cena zakupu sensownego - równowartośc skutera lub wyższa do 20 procent; Cena eksploatacji rocznej: - 2 pary klocków do tarczówek - 120 zł - zestaw błotników i oświetlenia - 400 zł - jeżdżę w spd więc buty i pedały - 400 zł - zestaw ciuchów o wiele bardziej zaawansowanych niż skuterowe, kask - 1200 zł plus co najmniej 3 pary rękawiczek na różne pory roku i warunki pogodowe - 500 zł - jeden wkład suportu, jedna zębatka średnia i duża w korbie, dwa lub trzy łańcuchy, jedna kaseta - niech będzie budżetowo 300 zł - zapięcie rowerowe - 100 zł - akcesoria takie jak multitool, dętka, łyżki - 100 zł - plecak rowerowy - taki który naprawdę działa - 500 zł Trasa dojazdu 10,5 km, co prawda ddr'y ale zimą niekoniecznie perfekcyjnie odśnieżone Czas dojazdu - latem 20 minut zimą do 50ciu Komfort psychiczny i fizyczny jazdy w warunkach zimowych/deszczowych - bezcenny.... Koszt ubezpieczenia ac oc itd - porównywalny Przez codzienne dojazdy do pracy rowerem straciłem prawie całkowicie chęć do jazdy i kręcenia. Skuter miał parę awarii - wszystkie zostały naprawione gratisowo. Jeśli padnie napęd w rowerze, serwisy wszelkiego rodzaju by utrzymać rower na chodzie, zdechłe hamulce z powodu temperatur i soli - koszt pokrywam ja, bo gwarancja tego nie obejmuje. Do tego powalająca na kolana fenomenalna niezawodność elektryków, które w tutejszych warunkach notorycznie trafiają do serwisu z najróżniejszymi "dolegliwościami". Przestoje oznaczają że wracam do normalnego roweru albo do komunikacji miejskiej. Jedna opcja powoduje odruchy wymiotne druga czyści kieszeń i zwiększa ilość czasu niezbędnego na dotarcie do i z pracy. Piszesz o zakupie droższego roweru - w takim przypadku utrzymanie go w sprawności na tym samym poziomie osprzętowym podwaja wspomniane powyżej koszty eksploatacyjne. Tak to wygląda w mojej kalkulacji
tobo Napisano 17 Maja 2014 Napisano 17 Maja 2014 Ja nie wyobrażam sobie jazdy w cywilnych ciuchach. Ani komfortu noszenia ani funkcjonalności. Oświetlenie - tylko diody z zasilaniem zewnętrznym. Reszta oświetal - siebie Z mojego doświadczenia i potrzeb wynika że hamulce muszą być tarczowe i hydrauliczne - takie preferencje. Co do ceny roweru - mam duży upust, cena w okolicach połowy ceny detalicznej czyli między 4,5 a 6 tyś zł. Jednak nawet gdyby kosztował 2 to bym go nie kupił - z powodów opisanych wyżej. Rowery do dyspozycji to Giant i Trek. I jeszcze jeden argument dla mnie przeciw o którym nie wspomniałem - wsparcie do 25 km/h to dla mnie za mało. Efektywne musiałbym mieć powiedzmy do 30 km/h, inaczej rower to zamulacz. Po prawie pięciu latach dojazdów do pracy rowerem, codziennie, po przejażdżkach rowerami elektrycznymi, po doświadczeniach z nimi (serwis) skuter dla mnie jest najlepszym i najprzyjemniejszym środkiem transportu miejskiego (i nie tylko).
Niedzwiedz1 Napisano 17 Maja 2014 Napisano 17 Maja 2014 Nie powiem, że zawsze jest przyjemnie, ale czy dojazd do pracy musi być przyjemny? Praca z założenia nie jest rzeczą przyjemną, więc tak, dojazd do pracy musi być możliwie jak najbardziej przyjemny. Zastanawiam się jeszcze co jest bardziej nieprzyjemne, 40 min do pracy rowerem w deszczu, czy 40 min siedzenia w samochodzie gdy ładna pogoda... Rzecz gustu. Jeśli mam wybierać tylko między tymi dwoma to wolałbym samochodem w ładną pogodę niż rowerem z deszczu. Sęk w tym, że świat nie jest zero-jedynkowy, mogę jechać raz rowerem, a raz samochodem, zależnie od pogody, zakupów po pracy itp. I w tym momencie rower elektryczny, jako kolejny pojazd, już zupełnie przestaje się opłacać w zakupie. Założymy się, że w moim mieście jest więcej dni deszczowych w roku niż w Warszawie? To samo dotyczy wiatru. A moja droga do pracy zimą wygląda tak: www.forumrowerowe.org/gallery/album/622-do-pracy/ To w tej cudownej rowerowej Holandii nie ma perfekcyjnie odśnieżonych dróg dla rowerów? A przy naszym znikomym ruchu rowerowym zimą słychać narzekania na nieogarnięte ddr... Jazdy w takich warunkach współczuje, ale z drugiej strony na własne życzenie tak się męczysz. Tej zimy nie zrejterowałem chyba ani razu w dojeździe rowerem do pracy (1,4km na przystanek). O poranku po nocy z konkretnymi opadami, gdy nawet trójpasmówka była nieodśnieżona, jazda była katorgą. Zysk czasowy wątpliwy względem spaceru, wysiłek chyba z 10 razy większy niż normalnie. Samochodem byłoby szybciej nawet patrząc na to, że więcej czasu wyjmowałbym go z garażu niż jechał... Rower elektryczny byłby mniej wymagający siłowo, ale kierowalność równie marna. W deszczu czy przy zimnym wietrze podobnie - lżej, ale dyskomfort pozostaje. Generalnie jak ktoś chce się katować to niech się katuje, zysk względem zwykłego roweru jest nieadekwatny do różnicy w cenie pomiędzy klasycznym holendrem a elektrykiem. A nawet wypasiony elektryk samochodu w pełni nie zastąpi. Codzienne dojazdy do pracy rowerem bez względu na pogodę są dla pasjonatów i dla tych którzy nie mają innego wyjścia. Jeszcze dodałbym, że dla pasjonatów jazdy miejskiej, a nie pasjonatów jazdy rowerem w ogóle. Mając wystarczająco czasu na jazdę wieczorami i w weekendy za miastem czy po lesie, dojazdy do pracy traktowałbym jako erzac i zaczął o nich myśleć na serio dopiero gdy w ciągu całego tygodnia nie znalazłbym w ogóle czasu na rower. I to też tylko przy znośnej pogodzie.
tobo Napisano 17 Maja 2014 Napisano 17 Maja 2014 Praca z założenia nie jest rzeczą przyjemną, więc tak, dojazd do pracy musi być możliwie jak najbardziej przyjemny. Praca z założenia jest wykonywaniem czynności za które otrzymujesz pieniądze. Problem w tym że w skali całego naszego gatunku stosunkowo niewiele osób wykonuje pracę którą lubi a jeszcze mniejsza część tej liczby osób wykonuje pracę która wiąże się z ich pasją. Ja mam całkiem przyjemną pracę, nie mam wykształcenia w tym kierunku ale lubię ją i lubię do niej jechać. Do tego stopnia że mogę wykorzystać rocznie półtora miesiąca na to żeby nie pracować, bez podania przyczyny ale nie mam ochoty tego robić i nie ma praktycznie żadnej okazji żebym się na to skusił. A co do elektryka - MarekRutecki - kup i przetestuj Dla mnie te rowery muszą jeszcze "dorosnąć" żeby bezboleśnie można było z nich korzystać. Wspomniałeś o limitach prędkości - ale dlaczego akurat wynosi on 25 dla elektryków czy 45 dla skuterów? I ja nie napisałem że elektryk powinien mieć zdjęty kaganiec i zasuwać 50 km/h - mnie wystarczy żeby wsparcie było do 30 km/h. Pędzenie z prędkością 50 na godzinę elektrycznym rowerem po ddr'ach - czy będzie różnica jeśli polecę tam szosą 45 km/h? Elektryk cięższy? A jeśli koleś na szosie cierpi na nadwagę? Sensowniej byłoby w taki przypadku nie montować ograniczników rowerom elektrycznym tylko postawić znaki z maksymalną prędkością dopuszczalną także na trasach czysto rowerowych. Samochody nie mają kagańców - ograniczeniem dla nich jest mądrość kierujących i przepisy drogowe.
tobo Napisano 17 Maja 2014 Napisano 17 Maja 2014 25km/h -- z mojego punktu widzenia -- to rozsądny limit wspomagania, aby nie robić jesieni średniowiecza na DDRach. W Holandii są te śmieszne skutery (zdaje się, że nazywają je ‚snorfiets’ — poprawcie mnie jeśli się mylę), co też mają podobny limit prędkości i mogą jeździć po ścieżkach. Niestety, dużo osób odblokowuje ogranicznik i robi się średnio bezpiecznie. Z tego powodu uważam, że 25km/h to optymalna wartość. Jak masz siłę jechać więcej, to zazwyczaj też masz wprawę w zapanowaniu nad większą prędkością na rowerze. Wspomaganie bez limitu umożliwiłoby na to osobom także bez umiejętności. A skutery mają zakaz jazdy po DDR (w Polsce nie zawsze szanowany). Jest różnica między odblokowanym skuterem a rowerem elektrycznym - ja z rowerem elektrycznym ważę 95 kilo a ze skuterem 195. Nie widzę powodu by takie ciężkie żelastwo wpuszczać na drogi przeznaczone dla rowerów czy też na łączone dla pieszych i rowerów. Rowerem bez wspomagania mogę pojechać ddrem 45 na godzinę - spowoduję mniejsze szkody niż uderzając kogoś na rowerze elektrycznym przy 30? Dla mnie ograniczenie prędkości do 25 jest absurdem. Problem w tym że rowery elektryczne nadal nie są na tyle popularne by wpadać komukolwiek w oko pod względem nielegalności. Można nimi więc jeździć jedynie pod kontrolą własnego rozsądku. Na elektryku polecisz więcej przy 250 W - te 25 km/h to kombinacja ogranicznika i rozsądnego dostępnego limitu zasięgu. No dobra, tyle tego gdybania - kupuj i doświadcz.
tobo Napisano 18 Maja 2014 Napisano 18 Maja 2014 Dlatego ogranicznik w rowerze jest bez sensu. Samochody ich nie posiadają. Nie uważam ani za sensowne ani za uczciwe robienie czegoś co nie dotyczy innych uczestników ruchu. Rower elektryczny to określony typ roweru którego przeznaczeniem nie jest jedynie wyspecjalizowane poruszanie się po scieżkach rowerowych czy poruszanie się po zatłoczonych ścieżkach w Holandii. Ja nie ignoruję wskazanej różnicy, tylko sugeruję to że w tych samych miejscach jadąc zwykłym rowerem jestem ograniczany przez własną wyobraźnię. Nie postuluję podniesienia limitu dla elektryków do korzystnej dla mnie prędkości 30 km/h, nie zamierzam w żaden sposób o to walczyć, gdyż rower tego typu nie jest obiektem mojego zainteresowania. Gdyby był to postarałbym się zrobić "chip tuning" albo nabył odpowiedni zestaw aku i silnik. Ciekawi mnie kto i czym kierował się przy ustalaniu limitów - akurat 25 km/h dla roweru elektrycznego czy 45 dla skutera. Rówie dobrze mogłoby być np 24 albo 22. Przy zakupie skutera rozmawiałem ze sprzedawcą o kagańcu dla tych środków transportu - wg niego nawet w ruchu miejskim limit ten może być niebezpieczny. W tym momencie doświadczenia nie miałem i mogłem jedynie uwierzyć mu na słowo. W praktyce wyszło że ma rację - w obrębie miasta mam sporo odcinków dróg które limit mają rzędu 70 km/h i poruszanie się nimi jest dla mnie stresujące - mimo że jestem tam legalny. Przydział limitu 45 km/h jest wg mnie tak samo urzędowo sensowny (przyznany przez urzędasa który w rzeczywistości w rzaden sposób tego nie zweryfikował) jak i kaganiec dla roweru elektrycznego. Jestem sobie w stanie wyobrazić że limitu nie ma - takim ograniczeniem dla samochodziarza powinien być w takim przypadku np wiek i ustalenie psycho-fizycznej sprawności. Mieszkam w kraju gdzie długość życia jest bardzo długa a w samochodach widuję masę staruszków. Ich zachowanie za kółkiem wzbudza czasami moje wątpliwości - zastanawiam się nad poczytalnością lekarzy dopuszczających do ruchu takich ludzi - jednak nawet jeśli ja mam wątpliwości to i tak nie przekładają się one na liczbę wypadków z takimi uczestnikami ruchu. Ludzie ci mogą jeździć czym chcą i jak chcą. W ruchu ulicznym są więc takim samym potencjalnym zagrożeniem jak "szaleniec" na elektryku z nadmiarem mocy i prędkości. Hm tak czy inaczej sporna kwestia to tylko sprawy teoretyczne bo: - ja nie jestem zainteresowany zakupem elektryka - Ty jesteś i ogranicznik Ci nie przeszkadza Gdy po trzech latach dojazdów do pracy dostałem alergii na rower elektryk był w polu moich zainteresowań ponieważ chciałem ułatwienia w poruszaniu się - nie chciałem rezygnować z roweru nawet jako środka dowozu do pracy. Po testach i z kalkulacji wyszło mi jednak że wsparcie w realny sposób wykorzystywałbym przez kilkanaście procent codziennej trasy - na reszcie moja efektywność byłaby jeszcze gorsza niż bez wspomagania. Na pewno nie polecam rowerów które posiadają napędy tej firmy: http://ridebionx.com/ Często na komponentach napędu (baterii czy silniku) nie ma logo tego producenta jednak kształt obudowy silnika jest dość charakterystyczny - wtedy zakupu takiego roweru unikałbym jak ognia. Ogólnie silnik zamontowany w piaście tylnej to poroniony pomysł.
mariuszpk Napisano 18 Maja 2014 Autor Napisano 18 Maja 2014 Kto to ci mogę powiedzieć . UE Dyrektywa 2002/24/WE Parlamentu Europejskiego i Rady z dnia z 18 marca 2002. W USA i Kanadzie jest 500 i 32 km/h. Dlaczego bo pewnie jest to prędkość maksymalna przeciętnego niedzielnego rowerzysty. Najważniejszy zasada to na drodze to ograniczone zaufanie i zdrowy rozsądek. Jeżeli ktoś posuwa rowerem po drodze z podniesionym limitem prędkości to musi wiedzieć, że robi to własną odpowiedzialność. A pretensję to sprawcy wypadku będzie miała co najwyżej policja i zrozpaczona rodzina. To że coś jest dozwolone nie znaczy że jest bezpieczne. Szczególnie, że jazda w tym wypadku po chodniku jest dozwolona a prawie zawsze można wybrać inną bezpieczniejszą, alternatywną drogę. Drugą rzeczą o której piszesz jest weryfikacja uprawnień i eliminacja kierujących którzy są zagrożeniem na drogach. W wypadku samochodów i motocykli jest taki system. Po pierwsze trzeba zdać egzaminy i nauczyć się przepisów. Oczywiście osoba nienadająca się do prowadzenie auta ale bardzo zdeterminowana jest w stanie to przejść. Po 15 - 20 razem przepuszczą ją na egzaminie. Drugim systemem który w Polsce działa tragicznie a powinien eliminować osoby są mandaty i punkty karne. Jeżeli ktoś stwarza zagrożenie i łamie przepisy musi liczyć się z karami finansowymi, zdobyciem punktów karnych i w konsekwencji utratą prawka. Dlaczego w Polsce ginie tyle pieszych, rowerzystów i kierowców. Dlaczego Polska jest w czołówce rankingów. Przeciętny Polak gdy wjeżdża do Niemiec czy Czech nie przekracza prędkości i stosuje się do przepisów. W Niemczech karą za prędkość to max 680 € ale i odebranie prawka na kilka miesięcy. Punkty przedawniają się od 2-10 lat w zależności od ciężaru przewinienia. W Czechach limit punktów wynosi 12. Jeżeli chodzi o nieuchronność kary to za niezapłacenie mandatu w terminie w Czechach 10000 KĆ i areszt. W Niemczech wymeldowanie auta z ewidencji pojazdów na jego koszt. min 250 za wymeldowanie z 200 za zameldowanie. Za jazdę bez uprawnień więzienie. W Polsce to wiadomo że tak to nie działa. Do momentu kiedy pan pirat Kurski będzie uchwalał prawo nic się nie zmieni. Wszystko żeby przypodobać się wyborcą. Jazda bez uprawnień 500 zł. No ale jest jakaś namiastka tego systemu, ktoś trafia do więzień za kierowanie z zabranym prawkiem. Są kierowcy którzy siedzą 12 lat. Posiadając prawo jazdy znasz lub przynajmniej znałeś kiedyś przepisy i jakąś wiedzę musiałeś przyswoić. Rowerzystą może być każdy, bez znajomości przepisów i weryfikacji zdrowia. Rowerzyście nie można zabronić jazdy w żaden sposób. Jedynym zabezpieczeniem najbardziej skutecznym jest zasada przegrywasz umierasz. W Niemczech istniały samochody z limitem prędkości dla starszych ludzi którzy nie maja upewnień. Wyglądało to tak : http://www.motor-talk.de/blogs/marioe200/25-km-h-muss-das-wirklich-sein-t4593707.html i okazało się strasznymi zawalidrogami i kompletnym niewypałem. Eu z tego co wiem zakazała po wielkich bojach stosowanie tego rozwiązania.
Burak Napisano 18 Maja 2014 Napisano 18 Maja 2014 Tobo: Z tego co piszesz wynika zwyczajnie, że rower elektryczny to nie jest to czego szukasz. Masz dość specyficzne oczekiwania, które jak sam stwierdziłeś najlepiej spełnia skuter. To jednak nie znaczy, że rower elektryczny nie spełni oczekiwań innych użytkowników. Twoje wyliczenie kosztów użytkowania jest bardzo nieobiektywne, dlatego się odniosę. Komfort fizyczny i psychiczny - jestem suchy, nie jestem zmachany - dymałem do pracy cały rok. Pogoda - powiedzmy 50 procent dni w roku deszczowych. A teraz rower elektryczny: - cena zakupu sensownego - równowartośc skutera lub wyższa do 20 procent; Cena eksploatacji rocznej: - 2 pary klocków do tarczówek - 120 zł - zestaw błotników i oświetlenia - 400 zł - jeżdżę w spd więc buty i pedały - 400 zł - zestaw ciuchów o wiele bardziej zaawansowanych niż skuterowe, kask - 1200 zł plus co najmniej 3 pary rękawiczek na różne pory roku i warunki pogodowe - 500 zł - jeden wkład suportu, jedna zębatka średnia i duża w korbie, dwa lub trzy łańcuchy, jedna kaseta - niech będzie budżetowo 300 zł - zapięcie rowerowe - 100 zł - akcesoria takie jak multitool, dętka, łyżki - 100 zł - plecak rowerowy - taki który naprawdę działa - 500 zł Trasa dojazdu 10,5 km, co prawda ddr'y ale zimą niekoniecznie perfekcyjnie odśnieżone Czas dojazdu - latem 20 minut zimą do 50ciu Komfort psychiczny i fizyczny jazdy w warunkach zimowych/deszczowych - bezcenny.... Koszt ubezpieczenia ac oc itd - porównywalny Przez codzienne dojazdy do pracy rowerem straciłem prawie całkowicie chęć do jazdy i kręcenia. Skuter miał parę awarii - wszystkie zostały naprawione gratisowo. Jeśli padnie napęd w rowerze, serwisy wszelkiego rodzaju by utrzymać rower na chodzie, zdechłe hamulce z powodu temperatur i soli - koszt pokrywam ja, bo gwarancja tego nie obejmuje. Do tego powalająca na kolana fenomenalna niezawodność elektryków, które w tutejszych warunkach notorycznie trafiają do serwisu z najróżniejszymi "dolegliwościami". Przestoje oznaczają że wracam do normalnego roweru albo do komunikacji miejskiej. Jedna opcja powoduje odruchy wymiotne druga czyści kieszeń i zwiększa ilość czasu niezbędnego na dotarcie do i z pracy. 1. Cena. Ja za Gazelle Orange Inergy zapłaciłem 1600EUR. Skutery dwusuwowe są tańsze. Niestety w Holandii ze względu na ich uciążliwość dla innych mieszkańców (bardzo szkodliwe spaliny) kwestią czasu jest ograniczenie ich użytkowania w miastach. Byłby to więc zakup nieperspektywiczny. 2. Klocków nie ma. Nie wymienia się. 3. Błotniki i oświetlenie jest na rowerze. 4. Pedały są na rowerze. Zakup butów nie wynika z użytkowania roweru. 5. Ciuchy. Kurtka Regatta 75 EUR, w której chodzę na codzień. Spodnie Agu Tecco (65EUR). Reszta niepotrzebna, lub wystarczą rzeczy codziennego użytku. 6. Wkład suportu? Korba, łańcuch, zębatki? W rowerze miejskim? Nie znam nikogo kto by te rzeczy w mieszczuchu musiał wymieniać. 7. Blokada jest w rowerze. Jak ktoś musi, można dokupić łańcuch (AXA) wpinany w blokadę (15 EUR). 8. Zestaw naprawczy do klejenia dętek: 5EUR 9. Zamiast plecaka, sakwy - rozwiązanie znacznie lepsze - 50EUR. Moja trasa dojazdu: 8,5km. Czas dojazdu ok. 25min, od drzwi do drzwi. Komfort psychiczny? Jak ktoś nie lubi przebywać na świerzym powietrzu to będzie się źle czuł. Ja lubię i czuję się świetnie. Są dni kiedy jest gorzej, wyjątkowo silny wiatr, deszcz, itp., ale mogę przecież pojechać z kolegą. Mogę pojechać autobusem. Może mnie zawieźć małżonka. Jak to napisał Niedźwiedź, świat nie jest zero-jedynkowy. Zawsze znajdzie się inne rozwiązanie. Awaryjność. Rower miał parę awarii (dosłownie parę). Zepsuty silnik i zerwana linka. Wymiana silnika: 2 dni (jeden dzień na zamówienie nowego, 2godz na wymianę). Wszystko zrobione za darmo w ramach gwarancjii. W porównaniu z rowerem sportowym gdzie musiałeś wymieniać zużyte części to prawie nic. Mój sklep daja mi rower zastępczy na czas naprawy. Na życzenie, również elektryczny. Poza ceną zakupu ja tutaj nie widzę dodatkowych kosztów. Mam wrażenie, że szukasz jakiegoś specyficznego rozwiązania bazującego na rowerze sportowym, ze wspomaganiem. Takie na dziś nie istnieją (lub są do kitu). Rower elektryczny to głównie rower miejski. Zwykłym rowerem miejskim jeździ się z prędkością 16-18km/h. Miejskim elektrycznym 23-25km/h. Jak widzisz limit nie ogranicza tylko wspomaga. Zgadzam się z jednym rower elektryczny nie jest cudownym rozwiązaniem dla każdego. Na codzienne dojazdy do pracy w miastach sprawdza się świetnie (choć nie każdemu musi pasować).
kadargo Napisano 18 Maja 2014 Napisano 18 Maja 2014 W Niemczech karą za prędkość to max 680 € ale i odebranie prawka na kilka miesięcy. W Niemczech istniały samochody z limitem prędkości dla starszych ludzi którzy nie maja upewnień. Wyglądało to tak : http://www.motor-talk.de/blogs/marioe200/25-km-h-muss-das-wirklich-sein-t4593707.html i okazało się strasznymi zawalidrogami i kompletnym niewypałem. Eu z tego co wiem zakazała po wielkich bojach stosowanie tego rozwiązania. Dokładnie jest 680 euro przy przekroczeniu o ponad 71km/h w terenie zabudowanym a przy stwierdzeniu stwarzania dużego zagrożenia wzrasta do 820 euro. Samochody osobowe jak ciężarowe mają tak samo, chyba że przewozi ładunki niebezpieczne, wtedy odpowiednio 760 i 915 euro. Punktów za takie wykroczenie jest 4 a prawko zabierają na 3 miesiące. Jednak to już jest grubo a przy takim przeciętnym przekroczeniu o 20km/h mandat wynosi śmieszne 35 euro i zero punktów oraz prawko zostaje. Z tymi Polakami, to też nie całkiem prawda, bo i tak jeżdżą szybciej niż przeciętny Niemiec, choć i oni te 10 czy nawet gdzieniegdzie 20km/h sobie dodają. Samochody z limitem prędkości mają się dobrze. U mnie pod domem stoją dwa takie wynalazki z ograniczeniem prędkości 25 i 45km/h. Są codziennie używane.
mariuszpk Napisano 18 Maja 2014 Autor Napisano 18 Maja 2014 Pytanie, może znasz odpowiedź. Obiło mi się o uszy, że taki rower raczej nie może jeździć po DDR i powinien korzystać z ulicy. Prawda li to? Wszystko zależy od parametrów roweru który kupisz . Tu masz wyjaśnione.http://pl.wikipedia.org/wiki/Rower_elektryczny Żeby można było jeździć e-rowerem po DDR musi mieć 0.9 m szerokości . może być wspomagany silnik elektrycznym na 48 V moc 250 W i "wspomaganie ma zmniejszać się stopniowo i spadać do zera po przekroczeniu prędkości 25 km/h" inaczej jest motorowerem i na ścieżkę nie możesz wjechać. Jak za bardzo podrasujesz elektrykę to będziesz miał motor elektryczny i wszelkie z nim związane ograniczenia. Z tymi Polakami, to też nie całkiem prawda, bo i tak jeżdżą szybciej niż przeciętny Niemiec, choć i oni te 10 czy nawet gdzieniegdzie 20km/h sobie dodają. Pewnie że przekraczają ale mi tu bardziej chodziło o to zabranie prwaka na pewien okres i wiszące przez lata punkty czego nie ma w wypadku rowerzystów. Napisałem to w odpowiedzi na zarzuty że kierujący autami nie podlegają żadnej kontroli i dlaczego rowerzyści muszą być dyskryminowani co do prędkości 25km/h. Ludzie ci mogą jeździć czym chcą i jak chcą. W ruchu ulicznym są więc takim samym potencjalnym zagrożeniem jak "szaleniec" na elektryku z nadmiarem mocy i prędkości. Jak emeryt przekroczy 24 punkty zostanie skierowany na badania psychotechniczne i prawdopodobnie skończy się jego przygoda z motoryzacją. Ja nie jestem za drakońskimi karami bo to do niczego nie prowadzi. Powoduje tylko, że przepis staje się martwy. Tak jak było z wycinką drzew - 200 tyś zł za drzewo dla emerytki. Czy 100.000 zł za wyrzucenie telewizora do śmietnika jest przesadą. I zwyczajnie straż miejska nie zgłasza takich spraw do sądu. Kończy się na płaczu i straszeniu bo gdzieś są granice. Kary muszą być dotkliwe, łażenie na piechotę przez miesiąc do pracy jest bardziej odczuwalne niż 500 zł mandat. Już nie wspomnę o tym, że większość kierowców białych wanów ma w umowie wpisane że jeżeli stracą prawo jazdy idą z automatu na bezrobocie. Tak samo gdy punkty za poważne wykroczenia sumowały by się przez 5 lat.
Rekomendowane odpowiedzi
Zarchiwizowany
Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.