Skocz do zawartości

[rower] jak zacząć?


maffi

Rekomendowane odpowiedzi

 

 

Na razie udowadniasz sobie że masz sporą szansę na wrzody. I na kontuzję...

 

i na szybkie zniechęcenie. Może najpierw zacznij od małych kroków? Od nauki jazdy w zatrzaskach - na to trzeba trochę czasu aby naprawdę czuć się pewnie. Potem pojeździj dłuższe dystanse i nauczy się techniki empirycznie, a nie czytając suchą teorię. Rower masz dokup kask i na razie starczy wydatków, poczuj to w praktyce, bo gadżety się fajnie kupuje ale później będzie problem jak nie zostaną one wykorzystane.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

WOW....

 

Dawno się tak nie uśmiałem....

Ale to w sumie smutne.

 

Zacznijmy od kosztów. Ja mam rower używany z napędem który błaga już o wymianę za 800 zł i zrobił już ~4000km....

Jeździ dalej codziennie.

Żeby było śmieszniej to po przerwie kilkuletniej wróciłem na rower który pożyczyłem od brata a on kupił za flaszkę...

Nie dało się ustawić siodła miał skrzywioną kierownicę przerzutki chodziły jak chciały a jak nie to nie bębenek był chyba skrzywiony... Koła miały każdy kształt ale nie okrągły a hamulce zawsze choć trochę blokowały....

Cóż żona dostała mój ja wziąłem ten i z braku motywacji do naprawiania go (a raczej możliwości odkręcenia czegokolwiek bez urwania) zrobiłem na nim 1,5k km.... Tak po prostu... bo kocham jeździć :) A była to ciężka praca....

 

Ten sport nie jest drogi...   Za to twój mąż może spokojnie o Tobie mówić moja najdroższa... 

Dla kontrastu powiem ci że trasy po 70 km moja żona robi na rowerze który ja sobie kupiłem jako smarkacz 20lat temu...

Owszem był to całkiem fajny rower jest naprawiany i utrzymany ale to w twojej nomenklaturze byłby trup syf i przede wszystkim obciach...

A jednak jeździ dystanse na które ty się zbroisz jak na wojnę i się ciągle boisz.... 

 

 

Teraz znajomi...

Dziwisz się że patrzą na ciebie jak na kosmitkę?

Dziewczyno przeczytaj sobie cały ten wątek i powiedz jak byś patrzyła na siebie?

Brutalnie ci powiem ze najprawdopodobniej mają z ciebie ubaw po pachy i nie dla tego ze chcesz pojechać w maratonie a z powodu w jaki do tego podchodzisz.

 

Kolejna sprawa to podejście do męża...  Przekaż wyrazy współczucia... 

Ale przede wszystkim zastanów się nad podejściem do siebie?

Co chcesz zrobić?

Chcesz startować w maratonach mieć wyniki bierzesz trenera.... A nie zrobiłaś jeszcze nawet kilkuset km na tym swoim sprzęcie...

Kiwasz się nad trasą 2x40km jak by to było co najmniej 1000

 

Masz świetny sprzęt tylko PO CO? Żeby pisać co planujesz?  To forum jest pełne wiedzy jak nie będziesz czegoś wiedzieć to dostaniesz odpowiedź ale ZACZNIJ NAJPIERW JEŹDZIĆ. Inaczej to rozmowa jak z ślepego z głuchym o kolorach.

 

Co do twojej formy mam pewne obawy... Moja córka robi spokojnie 15km i nie jest spompowana... I robi to całkiem przyzwoitym tempem jak na miasto i wiek 10 i to że dopiero zaczęła...   Powiem więcej mój syn takie trasy robił na rowerku dziecięcym...

Czyżby stres cię zjadał a może chcesz robić rzeczy głupie?  To znaczy jeździć w tempie pro nie mając w nogach nawet promila ich km. To dobry sposób na wylądowanie na kardiologi a nie na maratonie.

 

 Weź ten sprzęt wsiądź jutro na rower pojedź ASFALTEM 10km stań napij się zjedz batona zrób fotki kwiatkom przy drodze i pojedź kolejne 10 stań napij się zjedz batona zrób fotki kwiatkom przy drodze i pojedź kolejne 10 i potem na ciastko do mamy.... Tak po prostu.... Z palcem w nosie to przejedziesz. Jak mąż nie chce nie /może jechać z tobą a sie boi to navime na funkcję w której może widzieć gdzie jesteś.

Jak jadę sam to moja żona sobie może patrzeć czy jeszcze jadę czy mnie już szczęśliwie szlak trafił.

 

Potem wróć sobie tym samy spokojnym tempem.  W poniedziałek pewnie będziesz leczyć tyłek bo to jeszcze nieprzyzwyczajony.

 

A potem? JEŹDZIJ cokolwiek codziennie.

 

A zamiast myśleć o trenerze pomyśl o psychologu (nie myl z psychiatrą). I piszę poważnie. Możesz się obrazić i wkurzyć ale masz równo nierówno....

Masz tak chorą ambicję że boisz się w ogóle spróbować... To cię paraliżuje totalnie. Cały ten wątek aż kipi tym paraliżem i setką irracjonalnych decyzji.  

Żeby zacząć osiągać wyniki w jakichkolwiek imprezach trzeba poznać ich specyfikę. Więc pierwsze kilak razy będziesz prawdopodobnie cienka i tak musi być.  Setki ludzi startuje w tym dla zabawy a ty się boisz kompromitacji... Przepraszam czy zdajesz sobie sprawę ze czasem najlepsi na poziomie olimpijskim w sporcie tak mają ze się zatrzymują i kończą wyścig bo mają dość?

Kompromitują się? Nie. Kompromitacją jest bać się kompromitacji w imprezie dla zwykłych ludzi i robić podchody jak do jeża.

Czy dojedziesz czy nie czy zajmiesz ostatnie miejsce nie ma znaczenia bo to nie będzie kompromitacja.... I nikt poza tobą tego nie zauważy... A jak znajomi się zaczną śmieć to

a) zmień znajomych

b )zaproponuj im start i jak nie dotrze zmień znajomych

Mąż zakładam ze będzie maił ubaw ale nie dla tego że ty się skompromitowałaś tylko dla tego że podchodzisz do tego jak mrówka do okresu i najnormalniej musi mieć już dość i prawie. 

 

Jeśli nie umiesz przegrywać nie baw się w sport... Jeśli boisz się że cała stawka okaże się słabsza nie baw się w sport. A psycholog powinien ci pomóc w nabraniu dystansu do siebie i swoich lęków i przede wszystkim dać ci szanse cieszyć się rowerem startami i pokonywaniem SWOICH słabości  a nie gonić za wynikiem  dołować się i katować albo odpuścić ze złością na siebie i świat.  I to  też nie obciach korzystać bo zapewniam cie że psycholog to podstawa sukcesów wielu najlepszych sportowców.

 

Co do SPD to przestań podchodzić do tego jak do jeża. Wchodzisz na rower i na asfalcie sobie jedzie 1km wpinając i wypinając...

Potem już masz nawyk. Zdecydowanie ludzie dramatyzują z tymi pedałami chyba żeby dodać dramaturgi i pokazać że dostali się do jakiegoś super klubu.... 

 

I  nie bierz tego co pisze za bardzo do siebie. I absolutnie nie mym zamiarem jest zrazić cię do twoich pomysłów. Napisałem to żebyś przestała się zachowywać jak rozhisteryzowana małolata. I przestała robić wkoło swojej nowej pasji tyle szumu. 

A następnym krokiem niech będzie udowodnienie sobie czegoś.. SOBIE NIE MĘŻOWI ALBO ZNAJOMYM!

Nikomu nie musisz się chwalić że startujesz i jaki wynik osiągnęłaś. Prawda?

 

I baw się dobrze i ciesz wydaną kasą sprzętem i nową przygodą....  A nie spinaj jakby to był wyścig o złote gacie. ;)

 

 

A tak na marginesie to jak twój mąż pozwolił ci tak daleko w to zabrnąć to jakoś nie wierzę że nie wierzy w ciebie...

Jak by podszedł do tego tak śmiertelnie poważnie jak ty to tylko by Ci dołożył presji na plecy swoimi oczekiwaniami.

 

i... jak myślisz o maratonach to powinnaś sama przerzutki regulować ;)  a nie zostawiać w rękach jakiegoś informatyka... opony zmieniać i kilka innych drobiazgów też by wartało umieć... :D

Bo narzekasz na męża ale jak ci 30km od domu zejdzie powietrze z opony albo łańcuch zacznie skakać radośnie miedzy trybami  to cuś z tym trzeba zrobić bo taki spacer do domu to kiepska opcja a dzwonić po informatyka.... ;)

 

Powodzenia na maratonach ;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@@maffi, Czytając Twoje wypowiedzi maluje mi się obraz korporacyjnego "ściganta". Odnoszę wrażenie, że chciałabyś wejść przebojem i zrobić błyskawiczną demolkę na rowerze. Do tematu podchodzisz z pozycji podsumowywania czego się nie uda, nie udało czy nie jesteś w stanie, bo... Dość traumatyczne przeżycia sobie fundujesz, bez wyraźnej potrzeby. Poza samą sobą, nikt Cię nie goni, więc sugeruję zmienić podejście do tematu z pesymisty na optymistę i przede wszystkim metoda małych kroków. Jak zaczniesz się cieszyć z tego, co się udało, a nie smucić z tego, co nie wyszło, to przede wszystkim cała zabawa rowerowa stanie się dużo bardziej przyjemna, a przy okazji być może wkręcisz w temat resztę swojej rodziny, bez zbędnych spięć - typu że mąż nie chce Cię gdzieś puścić.

 

 

 

Dziwisz się że patrzą na ciebie jak na kosmitkę?

 

 

Masz świetny sprzęt tylko PO CO? Żeby pisać co planujesz?

 

Kris? O co kaman? Na mnie też ludzie patrzą jak na kosmitę. Mam 3 rowery i 4-ty w częściach, a 3 dni temu kupiłem 5-tą ramę, jeżdżę bez butów, przyjeżdżam do pracy w deszcz i jak jest -5 stopni i śnieg. W przeciągu 3 lat na rowery i rzeczy okołorowerowe wydałem tyle kasy, że zamiast kupować 10-letnią Skodę, mógłbym tą Skodą wyjechać z salonu i to pewnie bez rat. Tylko po co? Każde, nawet największe pieniądze, są wydane właściwie, jeżeli wszystko zmierza w dobrą stronę i motywuje ciągłej aktywności fizycznej. Wszystko jest pozytywne, dopóki nie wpadasz na pomysł, że kupisz sobie rower super karbon za 15 kloca, by raz w miesiącu pokazać się sąsiadom i kolegom z pracy, że jesteś bogacz i cię stać... U koleżanki wszystko idzie stresująco, ale w pozytywną stronę, zatem nie wiem po co ten wywód o sprzęcie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@@mklos1,  Trochę nieładnie zestawiłeś te dwa cytaty :)

 

Nie mam nic przeciwko wydawaniu kasy na pasje nawet olbrzymiej kasy. Jak kogoś stać (a nawet nie stać bo są tacy co biorą kredyt na mieszkanie i tacy co biorą na rowery) daje mu to frajdę i szczęście to to jest  zdrowe. 

 

Ale @@maffi, podeszła do tematu w sposób który wróży nieszczęście.

 

Wydała "wakacje na rowery"  i doszła do wniosku że to strasznie drogi sport... Ile osób tutaj pisało  "weź cokolwiek i jeździj"?

Prawda jest taka ze zacząć można "za grosze" i jak się wkręci wydawać z głową na to co jest naprawdę potrzebne i dopasowane.

Ale nawet te 6k na rowery (bo nie jeden) i kupę innego złomu do tego to nie problem. Problemem jest  przekonanie że to musi kosztować i że to bardzo drogi sport.

Problemem jest to że jak @@maffi, będzie tak myślała to zatrzyma się którego  dnia powie żeby osiągnąć to i to muszę wydać na to i to i.... Ale kasy nie będzie więc odpuści a rowery się zaczną kurzyć. A prawda jest taka że to nie będzie prawda tylko chore wyobrażenia że bez supr hiper sprzętu się nie da.

Jest to BARDZO częsty schemat który obserwuję od lat.

 

 

Na razie @@maffi, zderzyła się z dwoma ścianami.  Powoli przytłaczającymi i przerażającymi kosztami (to na własne życzenie i z niewiedzy)

Własną słabością zmęczeniem i strachem czy wytrzyma.

To drugie rośnie do rangi problemu bo boi się usłyszeć i po co to było (od męża albo siebie).

 

A ponieważ się będzie ścigała chyba z najgorszym możliwym przeciwnikiem, jakim jest ona sama i jej wyobrażenia o tym co powinna, to ma wielkie szanse nie wytrzymać.  W końcu własne wyobrażenia, czas ( i presja co znajomi powiedzą) nie mają zadyszki i kryzysów oraz  szarańczy  ;)

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kris. Kwestie finansowe nie wnoszą nic do tematu. Poważny problem leży zupełnie gdzie indziej. Ostatnio (kilka lat) obserwuję bardzo niepokojący trend, że media i korporacje lansują model życia taki, iż w każdy temat trzeba wchodzić z przebojem, trzeba od razu rozbłysnąć niczym super nova - inaczej jesteś nikim i się nie liczysz, a najlepiej powinieneś się schować w kąt i zacząć płakać. Ludzie zaczynają oceniać swoją wartość nie przez pryzmat tego co udało im się osiągnąć, a przez pryzmat tego, czego nie są w stanie lub nie byli w stanie zrobić. A to jest generalnie równia pochyła. Małe sukcesy nie są żadną wartością w życiu. Liczą się jedynie wielkie wygrane. To jest patologia właśnie, którą obserwuję.

Dlatego Koleżance rekomenduję zrelaksowane podejście do tematu. Jak nie przejedzie maratonu GIGA, nawet po 2 czy 3 latach, to przecież nic się nie stanie. Trzeba się przede wszystkim dobrze bawić, czerpać przyjemność z kontaktu z przyrodą i jazdą, a nie przeć na spektakularne wyniki. Rower to nie tylko maratony i sport aż pot po tyłku płynie. Można się równie dobrze bawić w inny sposób i nikomu to żadnej ujmy na honorze nie przynosi. Idąc taką drogą po jakimś czasie Koleżanka wyklaruje sobie własne najwygodniejsze dla niej podejście do roweru, a nie to co serwują media czy "zawodowe" forum.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie wiem o co cały szum, ja sobie troszkę poukładałam priorytety. Pojeździliśmy cały weekend, ale z przyczepką, która ja ciągnęłam- przynajmniej moje i męża siły były w miarę wyrównane, jemu chyba tylko tyłek trochę bardziej dokuczał. Miałam w planach oprócz wycieczek z przyczepka, odrobic swoje w lesie wstając wcześniej, no ale to mi nie wyszło, i tak wstaje niestety dośc wcześnie, bo tak szarańcza zarządza. Trochę tych km zrobiliśmy, zwłaszcza w sobotę, około 40. Może  te 40 to nie jest dużo, ale ciągnąc przyczepke moje kolana trochę dostały... tak to wszystko dobrze, tyłek nie boli, mięsnie do wytrzymania w trakcie, zakwasów nie miałam, ale kolana bolały mnie okropnie, do tego stopnia, że nie mogłam z rowerem wejśc na 3 piętro:/

Co do maratonu to nie wiem, chcieć bym chciała, ale zobaczę jak się potoczą wakacje, czy będę miała czas i chęci po tym lesie jednak trochę pojeździć.

Ah, i nauczylam się zmieniac biegi ;) w trybie pilnym z przyczepką, bo dodatkowe 50 kg obciążenia to na mnie wymogło na pierwszej górce.

 

Piszcie co chcecie, ja tam z mojego zakupu jestem zadowolona- zwłaszcza z przyczepki, bo te wycieczki z dzieciakami są super (mam nadzieję, że starszemu szybko się nie znudzi).

Maraton może przejadę na tym małym dystansie, żeby w przyszłym roku wiedzieć o co tam chodzi. Mam nadzieję, że rower od ciągnięcia przyczepki nie ucierpi, i że moje kolana się przyzwyczają- bo one niestety mnie troszkę niepokoją, zobaczę jak to dalej pójdzie.

Na chwilę obecną bardziej się nastawiam jednak na rodzinne wycieczki, niz jakies treningi, bo niestety na jedno i drugie troche mi doby zbrakło.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

 

Pojeździliśmy cały weekend
I tak trzymaj, bo dotychczas wszystko rozbijało się o to, że jeździsz za mało ;)

 

Co do kolan, to pamiętaj, że im niższa kadencja, tym większe ich obciążenie. Dlatego z przyczepką lepiej więcej kręcić na lekkich biegach - nie przeciążysz się tak mocno.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Też mi się wydaje, że dopiero teraz zaczynasz iść odpowiednim tempem :)

 

Poszukajcie w internecie pomysłów na jakieś wycieczki rowerowe w waszej okolicy, na początek tak 40-70km, potem coraz dłuższe, najlepiej częściowo idące przez nieutwardzone drogi leśne. Niech będzie trochę zwiedzania, coś ciekawego do zobaczenia, trochę czasu z rodziną. Jak już opanujesz w pełni rower i mąż też nabierze wytrzymałości rowerowej to będziecie mogli zacząć robić krótsze, ale za to szybsze wypady w las, na jakieś trochę ambitniejsze terenowo trasy. Czasem wiosną/jesienią nawet łatwe leśne ścieżki turystyczne przeradzają się w niezły hardkor :)

 

Na tym etapie pewnie i opanujesz rower (wyczujesz przerzutki w 100%, a nie tylko mniej więcej) i zyskasz więcej pewności i utracisz sporo lęków, a może po prostu wreszcie pokochasz rower, jako taki :)

 

Jak już będziesz na tym etapie, to będziesz mogła na spokojnie rozpocząć prawdziwy trening sportowy.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja tylko na zachęte dodam (może jako przykład). Kolega  wybrał sie na maraton szosowy 200km. Zajeło mu to 10 godzin a wygrał gość w czasie około 7h. Mało tego tylko on jechał na mtb z terenowymi oponami, reszta kolarzówki. I twierdzi że było zaje.... i będzie startował w następnych. On tym żyje. Pytam się go jak na niego zaaregowali? Mówił że na mecie dopiero porozmawiał z ludżmi bo gdy był start on wyciągał z samochodu rower i dopiero go skręcał. 

Życzę takiego podejścia aby robić to dla siebie a nie dla innych.

Powodzenia.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Z tym ciągnięciem wózka to też dobry patent, bo zwiększy się tobie siła mięśni, możesz sobie zapodać taki trening codziennie 30-40 km ciągnięcie wóżka z dzieciakiem, po tych 2 tygodniach przejedź się bez wózka i zobaczysz jaki power będziesz mieć w nogach.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeżdżę na najcięższej przerzutce głównie, jak po asfalcie, pod górki zmieniam tylko i to nie zawsze, nie lubię mieć zbytniego luzu w nogach, z przyczepką tak samo. Wczoraj zrobiłam sama część tej trasy co w sobotę , no trochę mniejszą, bo po mieście nie jeździłam tylko od i do, i więcej zrobiłam  po lesie, no i czasowo nie wyszło to jakoś super niestety...bo zapodałam jakiś program na komórce, i co chwilę sprawdzałam czy działa ;) wyszło mi 25 km w 1:18, z tym, że było kilka przerw, bo tu ktoś zadzwonił, tu mi bidon wypadł i się potrzaskał ( mój wierny przyjaciel od wielu lat, poległ na krótkiej przebieżce :( i nie mogę znaleźć takiego samego:/  )

 

Co do wyrobionego kręcenia, to mam wątpliwości, bo na zwykłym rowerze bardzo szybko czuje mięśnie, co na indoorkach zdarza mi się dopiero pod koniec zajęć i to  na pozycji frozen.

 

A z przyczepką muszę opracowac jakąś logistykę, żebym mogła się w nią sama zapakować. Rower mam w mieszkaniu, przyczepkę złożoną w piwnicy. Nie dam rady znieśc na raz dziecka i roweru, a dzieci samych nie zostawię nawet na chwilę bo 2,5 latek ostatnio ma zbyt nieoczekiwane pomysły i strach.

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeżdżę na najcięższej przerzutce głównie, jak po asfalcie, pod górki zmieniam tylko i to nie zawsze

 

No to jeździsz nieefektywnie i niezdrowo i równie dobrze mogłaś kupić rower tańszy o połowę, bo nie wykorzystujesz możliwości drogiego napędu :)

 

Szukałem artykułu, który tłumaczyłby idealnie o co chodzi, ale nie znalazłem. Może ktoś jakiś da. Najbliższy prawdy jest chyba ten:

 

http://www.rower.com/porady-biegi.asp

 

A to najważniejsze zdanie, by zrozumieć o co mniej więcej chodzi:

 

 

Czy nie zastanawiało Cię to, że zawodnicy jadą w zróżnicowanym terenie kręcąc pedałami w stałym rytmie? To nie jest kwestia lepszej wydolności czy wytrzymałości organizmu, tylko umiejętności doboru przełożeń.

 

Ale pocieszę cię, że mam wśród znajomych ludzi, którzy np. od lat dojeżdżają do pracy i myślą, że rower mają w małym palcu, a i tak w większości jeżdżą tak samo, jak ty :)

 

Edycja: Ach, Shiryu! :P

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Poczytałam, Ta tabelka w drugim artykule to jakaś czarna magia, nic z niej nie rozumiem. No muszę poćwiczyć te zmiany biegów, mąż mnie bardzoo z nimi tresuje, i w sumie z porownując z tym co tutaj czytam, to niestety ma racje...  w sumie to nie wiem skąd on to wszystko wie;) dzisiaj może z szarańczą gdzies ruszymy, jak się ogarniemy do przyzwoitej godziny.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

 

Jeżdżę na najcięższej przerzutce głównie

 

To jest właśnie przyczyna Twojego bólu kolan. Proponuje zmień to, bo kolana masz tylko jedne, a jak je "zajedziesz" to z roweru będą nici i tylko ból pozostanie jako jego wspomnienie

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Właśnie dlatego mówiłem, że ten artykuł nie jest idealny, bo jest tam pełno dodatkowych tematów, które trochę odwracają uwagę od tego, co jest tu najważniejsze.

 

W uproszczeniu - chodzi o to, by cykać przerzutkami pewnie z 5-10 razy częściej, niż ty to robisz i nie tylko pod górkę, ale ciągle - przy przyspieszaniu i zwalnianiu, przy zmianach nawierzchni, przy wietrze, przy długich mniej stromych podjazdach i zjazdach... :D Wszystko w celu dostosowania przełożenia tak, by pedałowało się w miarę szybko i w miarę lekko, bez przesadnego obciążenia napędu i twoich kolan. Moment, w którym jest za lekko można łatwo wychwycić, bo wtedy czujesz, że twoje pedałowanie już nie daje żadnej mocy rowerowi. Dopiero gdy zbliżasz się do tego momentu, wrzucasz na następne twardsze.

 

Ten rower nie bez powodu ma 3x10 przełożeń, a nie tylko 3 skrajne :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja po prostu zawsze myślalam, że nie wolno za często pstrykać, będę kombiniała dalej.  Mężowi, nie będę mówiła, że mial racje;) bo mi za bardzo w piórka obrośnie :) dojdę do wszystkiego powoli, tak myślę i tak już wiem o wiele więcej, może nie koniecznie umiem ;) ale wiem ;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...

Wydaje mi się, że mam zlą pozycje na rowerze, wynikająca ze zbyt małej odleglości siodełka od kierownicy, a siodełko już mam do końca wysunięte. Można tą moja pozycje jakoś skorygować? Myślałam nad zmianą siodełka, ale czy to coś zmieni, sa jakieś bardziej wysuwane do tylu, czy to raczej standardowe odległości są?

 

Jutro mam ten bike maraton, więc wolałabym sobie to siedzisko jakos jeszcze dopasować, choć zostaje mi chyba tylko manewr góra dół, a wyżej już chyba nie powinnam mieć.

 

I trzymajcie za mnie kciuki, żebym ten maraton jutrzejszy przeżyła ;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ewentualnie dłuższy mostek.

Wiesz, kobieca anatomia jest dość przewrotna jeśli chodzi o jej przystosowanie do jazdy na męskich rowerach. Znam to z praktyki. Choć mam 178 cm wzrostu to pasują mi rowery dla facetów o wzroście powyżej 180 cm, na szosie kolegi o ramie 54 cm czuję się jak konik garbusek. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zarchiwizowany

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...