Skocz do zawartości

[organizacja czasu] czyli kiedy na rower?


Rekomendowane odpowiedzi

Zastanawia mnie jak sobie organizujecie czas, tak aby pojeździć na rowerze. Patrząc na przeloty niektórych forumowiczów (100km co kilka dni), zastanawia mnie co ja robię nie tak :)

 

Przecież takie przeloty robią w większości ludzie młodzi, uczący się albo studenci, nie mający żony i bachorów na głowie. Też tak miałem i miesięcznie robiłem ponad 1,5 kkm. Obecnie już tylko zw względu na pracę jest to po prostu nie wykonalne. Jak dla mnie normalna kolej rzeczy.

 

Ale obraza z tym niewolnikiem :sick:  Wiele osób żartobliwie mówi, że jest tym przysłowiowym "murzynem" w firmie. Takie życie i takie czasy.

 

Aby podskakiwać u szefa trzeba mieć albo wszystko w czterech literach albo na oku inną robotę. Warto natomiast wykorzystywać i kombinować ile się da w sprawie urlopów czy kombinacji chorobowych. Tu nie ma miejsca na sentymenty bo potem przyjdzie przykre rozczarowanie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Macie jakieś złoty środek na wygospodarowanie czasu?

 

Około 2/3 rocznego przebiegu wyrabiam na dojazdach do pracy. W ciepłym sezonie celowo wydłużam dystans. Zaoszczędza to trochę czasu organizacyjnie. Czasami wyskakuję jeszcze na godzinkę wieczorem oraz rano w weekend. Tyle. Mam zamiar jeszcze zacząć biegać, więc nie wiem jak to ogarnę. Pracuję dużo, ale nie po 10 godzin/dziennie, choć ostatnio prawie nigdy nie wychodzę punktualnie z pracy.

 

Powiedz Twojemu pracodawcy, że nie będziesz pracować conajmniej 50 godzin w tygodniu. I żeby szukał innego frajera.

 

Jest to jednoznaczne ze złożeniem wypowiedzenia, co z całym szacunkiem, ale jest mało rozsądną radą, biorąc pod uwagę, że kolega Wątkotwórca ma dziecko w drodze i jedno na ręku.

10h+ to jest patologiczna sytuacja, ale nie wiem, gdzie widzisz niewolnictwo. Nikt do stołka nie jest przyspawany, ani przykuty kajdanami. Nie podoba się - można odejść. Trzeba jednak ważyć obowiązki (wobec rodziny), karty przetargowe (jakimi się dysponuje) oraz ryzyko swoich decyzji.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Założyciel tematu melduje się :) Już po pracy i po wieczornych obowiązkach. Normalnie teraz jest czas na bika ale u mnie dziś leje ;/

 

Przeglądnąłem wszystkie wpisy.

 

@wojas7 -> +1 za książkę. Wydaje się być bardzo trafną propozycją.

 

@parmenides -> Co do niewolniczej pracy, mz. to nie ma znaczenia czy korporacja czy własna firma czy coś innego. Pytanie było skierowane do tych "zapracowanych" z rodziną na głowie, jak znajdują w tym wszystkim czas na rowerowanie. O tym jest ten temat i tego trzeba się trzymać.

 

@tobo słusznie napomknął - mimo że praca jest intensywna, poziom życia, kultura pracy, wynagrodzenie oraz otoczenie (Alpy) wynagradzają wysiłek. Ideałem by było wygospodarowanie sobie dodatkowego czasu na swoje hobby i dlatego założyłem ten wątek.

 

@mklos1 -> też myślałem o dojazdach do / po pracy. Nawet spróbowałem raz czy dwa. Wyzwaniem jest wdzianie się w gajer i krawat który jest musem. Cała procedura zajmuje dużo ponad godzinę a to już nie jest mile widziane. Biegacze mają w firmie w miarę ok, 40min biegu potem 20min na prysznic i kanapkę wystarcza.

 

Ze wszystkich powyższych odpowiedzi myślę, że jestem na dobrej drodze. 

Duże przebiegi i regularne wyprawy nie wchodzą w rachubę, ale szosa (mało serwisowania/czyszczenia) i krótkie przeloty porankami/wieczorami + ciut więcej na weekend powinny zaspokoić głód. Myślę jeszcze o trenażerze jak będzie naprawdę kiepsko.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

 

1. Praca w korporacji 5x w tyg, min 10 godzin dziennie

2. Maałe dziecko + drugie w drodze

3. Obczyzna czyli brak pomocy dziadków, cioci itp.

 

Włożę kij w mrowisko i położę głowę pod topór trzymany przez rozmówców:

1. Praca w urzędzie 5x w tyg, max 8h dziennie.

2. Brak dzieci + brak dzieci w drodze.

3. Mieszkanie z rodzicami i pomaganie wtedy gdy mam czas. 

I w takich sprzyjających warunkach udało się wykręcić w zeszłym roku 6tys km. a kilka razy zdarzało się setkę wykręcić wieczorkiem po pracy.

Nie bijcie :P

Nie mniej jednak mam pełną świadomość, że za 2-3 w porywach do 5 lat eldorado się skończy. Po prostu najlepsze lata masz już za sobą :P jak dzieci odchowasz to dasz radę pokręcić trochę więcej.

A jak na razie to:

1. Zainwestuj w dobre oświetlenie i nie przejmuj się nocą.

2. Miej trochę samozaparcia i postaraj się wygospodarować 4h w sobotę na dłuższą wycieczkę, żona chyba głowy nie urwie jak będziesz kręcił powiedzmy 9-13 a po powrocie przygotujesz obiad gdy ona będzie się bawić z dziećmi.

3. Dojazd do pracy rowerem, powrót okrężną drogą, chociaż pół godzinki, żeby forma jakaś była na weekendy, aczkolwiek mi osobiście ciężko by było tak to połączyć.

4. Poszukaj innej pracy... może lepsza czai się za rogiem.

5. Próbuj coś wyskubać fortelem. Np. krwiodawstwo - wolny dzień od pracy, rano rowerek, wczesnym popołudniem oddawanie krwi, późne popołudnie z rodziną. Często się nie da, ale zawsze to coś. A może da się umawiać z sąsiadami/znajomymi na wspólną opiekę nad dziećmi na przemian (lub chociaż odwożenie ich na zajęcia poza szkolne).

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Durnykocie, masz rację. Autorowi pomogą wpisy typu: "wstawaj wcześniej". Acha, możesz do mnie mówić per "chłopczyku", jeśli to Ci w czymś pomoże.

Co najmniej 50 godzin pracy w tygodniu i brak czasu na inne zajęcia, to nie jest normalna sytuacja.

Widzę, że żyjesz w innym świecie.

 

Poczytaj temat - parę osób wstaje wcześniej i nie koliduje im to za bardzo z pozostałymi ważnymi rzeczami w życiu.

 

Założyciel tematu o ile pamiętam pracuje 50 godzin w tygodniu a nie "co najmniej". 

Może pracuje tyle bo musi tyle? Bo ma taką a nie inną pracę? Bo nie ma innej alternatywnej możliwości? Jeśli dla Ciebie zmiana pracy albo warunków w danej pracy to takie proste - gratuluję. 

 

 

Powiedz Twojemu pracodawcy, że nie będziesz pracować conajmniej 50 godzin w tygodniu. I żeby szukał innego frajera.

 

Bardzo podoba mi się to zdanie :) Rozumiem że tak załatwiasz TAKIE sprawy :) 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Może to kwestia dobrej organizacji czasu, np wstawanie 3x w tyg o 4:30 i wyjazd od 5-8 rano a potem praca?

Zapytam tylko - po co? Żeby nabić te sto kilometrów które co kilka dni mają w swoim dorobku inni forumowicze? Jeśli tak to dalej nie wnikam bo kompletnie nie rozumiem takiej sytuacji :)

 

Jeżeli o mnie chodzi to nie potrafił bym czerpać przyjemności z jazdy wtedy kiedy organizm jeszcze dobrze się nie dobudził. Jeśli jadę na całodniową, długą trasę to właśnie te poranne kilometry o świcie chociaż w pieknej scenerii to bolą najbardziej. 

 

Póki co jeszcze studiuje więc wolnego czasu mam aż za dużo ale jak są okresy wakacyjnej, fizycznej pracy po 10-12 h czy po prostu nadmiaru obowiązków na co dzień w zupełności wystarcza mi godzinka czy nieco więcej jazdy po szosie późnym wieczorem. Tak żeby się nieco dotlenić i odstresować. Na dalsze wyjazdy są dni wolne i weekendy, fakt posiadając żonę fajnie jeśli byłaby wyrozumiała gdy mąż znikał by na nieco dłuższe rowerowe wyjazdy.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Sytuacje mam podobna z ta mala roznica, ze pracuje okolo 8 godzin dziennie a dzieci pojawila sie dwojka w jednym czasie. Teraz juz 3 latkow wiec z najgorszego okresu odchowane :) ...

Krecilem glownie wieczorami lub w weekendy, zonie i tak czasami cos nie pasowalo. W sumie potrafilem ja nawet zrozumiec - dwojka malych dzieci to nie jedno. A do pomocy babci jednej czy drugiej to ja alergie raczej mialem - nadopiekuncze, wszechwiedzace itp. itd.

Rozwiazanie przyszlo po roku - zona zaczela latac na swoje fitnessy, zumby czy inne silownie a na moj rower patrzyla ze zrozumieniem.

 

Reasumujac - wieczory to najlepsza pora do krecenia w Twoim przypadku. Dobre swiatelko i temat z glowy.

Aha - o tej zonie pisalem celowo. Teraz jak macie drugiego malucha w drodze to moze nie, ale w pozniejszym okresie wypusc ja z domu co drugi dzien aby mogla odpozac od malolatow, a tez nigdy zlego slowa nie powie Tobie ;) ...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

jeśli mogę wtrącić to z mojego 10 letniego doświadczenia zawodowego zrobiłbym wiele żeby nie musieć pracować >50h tygodniowo (długofalowo). Po prostu sytuacja gdzie będziesz miał 50 lat i już wielu rzeczy w życiu nie zrobisz i zdajesz sobie sytuację że tyrałeś przez tyle lat odmawiając sobie przyjemności będzie po prostu straszna i wolałbym mieć mniejsze mieszkanie i starszy samochód niż wrzody na żołądku i świadomość straconych lat.

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kolega pisał że pracuje po 10 godzin dzienne, a nie dziesięć i więcej dziennie :) Ma za to bardzo krótką drogę do i z pracy. Wielu pracuje "normalne" 8 za to musi kulać się do i z roboty czasami skandalicznie długo.

Wg mnie największym utrudnieniem w najbliższym czasie będzie rozbudowa rodziny - jeśli się chciało większej i ma się partnerskie podejście w związku to zajmowanie się dwójką małych dzieci (czy ogólnie dzieci) to znaczne zaangażowanie obojga. 

 

Mam kolegę który też ma dwoje dzieci, odrobinę starszych, żona pracuje, więc oboje są zajęci młodzieżą po pracy. Jego możliwość zrobienia czegoś dla siebie - np rowerowania - wchodzi w rachubę po położeniu dzieci spać, czyli w tym przypadku po godzinie 20tej. Wtedy niektóre wieczory poświęca np na trening siłowy czy kręcenie (także wspólne) przez powiedzmy 1-2 godziny. 

W przypadku małych dzieci nie ma właściwie żadnej możliwości "wynegocjowania" sobie od rzeczywistości specjalnej ilości wolnego czasu wyłącznie na własne potrzeby. Dzieci - szczególnie małe - w znacznym stopniu stawiają na głowie życie rodziców i mają bardzo duży wpływ na całość tego życia. Realizacja własnych potrzeb siłą rzeczy musi być przesunięta na dalsze - przynajmniej drugie - miejsce ponieważ szczególnie dla małego dziecka trzeba być zawsze wtedy gdy ono tego potrzebuje a często nawet gdy nie potrzebuje.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jest sposób - zmienić pracę albo przeprowadzić się dalej od niej, tak żeby codziennie godzinkę poświęcić na same dojazdy rowerem :)
Przypomina mi się sytuacja jak szukałem mieszkania - większość znajomych mieszka blisko uczelni i nawet pojawiały się tam ciekawe oferty ale ja kombinowałem tak żeby mieć do pokonania dystans

5-7 km bo jednak czasem pokonuje się go kilka razy dziennie a do tego na takim dystansie przy spokojnej jeździe nie śmierdzi się potem na kilometr. 

 

Fakt, będąc studentem można tak sobie gdybać a zmiana pracy czy mieszkania dla rodziny to nie taka prosta sprawa ale wydaje mi się że na pewno jest grupa rowerzystów która tak kombinuje przynajmniej w przypadku wynajmu. O ile oczywiście "dress code" w pracy na to pozwala. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ludzie co wy za bzdury wypisujecie. Zmiana mieszkania to nie taka prosta sprawa no i zawsze wiąże się z kosztami. A jeśli kolega zmieni pracę za jakiś czas i znów będzie miał blisko to co kolejna zmiana? Jedynym rozwiązaniem jest wygospodarowanie sobie trochę czasu na jazdę co z pewnością nie jest łatwe. Może jest możliwość po pracy brać dzieciaka na rower wtedy żona troszeczkę odpocznie. Wiem że takie pedałowanie to już nie to samo, ale lepszy rydz niż nic.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hej,

 

Jeżeli powielam temat to proszę o zamknięcie.

 

Zastanawia mnie jak sobie organizujecie czas, tak aby pojeździć na rowerze. Patrząc na przeloty niektórych forumowiczów (100km co kilka dni), zastanawia mnie co ja robię nie tak :)

 

W moim przypadku:

1. Praca w korporacji 5x w tyg, min 10 godzin dziennie

2. Maałe dziecko + drugie w drodze

3. Obczyzna czyli brak pomocy dziadków, cioci itp.

 

Na rower pozostaje bardzo mało - bardzo wczesne ranki w soboty/niedziele i bardzo późne wieczory (22-23) w tygodniu.

 

Jak wygląda to u Was? Macie jakieś złoty środek na wygospodarowanie czasu?

 

Thomasz - podstawowy problem jest taki, że jazda rowerze zajmuje dość sporo czasu. I jeśli chcesz jeździć, to niestety wiąże się to ze znalezieniem tego czasu. 

 

W Twoim przypadku wydaje mi się, że ten brak czasu wynika po prostu z tego, że pracujesz strasznie ciężko i zbyt długo. Pisałeś wyraźnie, że pracujesz 5x w tygodniu MINIMUM 10 godzin dziennie. To rzeczywiście jest przeszkodą, żeby realizować jakiekolwiek własne plany i marzenia. Bo po powrocie chcesz i po prostu musisz się poświęcić rodzinie, która niebawem Ci się powiększy.

 

Zdaję sobie sprawę, że są momenty w życiu, że powiedzenie pracodawcy: "nie będę twoim niewolnikiem" jest po prostu nie możliwe. I pewnie stoisz właśnie w takim momencie.

Mój pierwszy post w Twoim temacie wynikał z troski o Ciebie. I z moich własnych doświadczeń. Nie jestem już chłopczykiem. Zacząłem pracować zawodowo w 1994 roku, jeszcze podczas studiów (normalny tryb studiów dziennych; rozpoczynałem wtedy drugi kierunek: matematykę). Byłem młody i uczyłem się pilnie (miałem stypendium na podstawowym kierunku), ale praca wciągała mnie w 100%. Na sen pozostawało często 3-5 godzin. Pracowałem wtedy ze wspaniałymi ludźmi, uczyłem się od nich wiele, czułem się bardzo potrzebny i wierzę, że tak wtedy było. Praca pokrywała się z moją wielką pasją. Po 4 latach karetka zabrała mnie z pracy z powodu przemęczenia. Wtedy na sport nie miałem w ogóle czasu, rodziny jeszcze nie miałem, mieszkałem z rodzicami. 

Po skończeniu studiów i zwolnieniu nieco tempa życia jeszcze wielokrotnie zdarzało mi się harować jak wół po kilkanaście godzin na dobę. Bo to po prostu lubiłem. 

Sytuacja zmieniła się kiedy urodził się mój syn. Chciałem z nim spędzać więcej czasu. I musiałem zmienić sytuację w pracy - bo to był mój główny problem z brakiem czasu. I to się udało. 

Dzisiaj, mój syn jest już dziarskim niemal 9-latkiem. Jest dużo łatwiej. Żona ma stabilną pracę w dobrej branży nie podlegającej bardzo kryzysom rynkowym. Ja uprawiam wolny zawód i po prostu nie przyjmuję więcej pracy, niż tyle ile uważam za stosowne. Żyje mi się dobrze - zarówno finansowo, rodzinnie, jak i sportowo, muzycznie. Zajmuję się moim synem i jestem tatą na full time. To ja głownie go odbieram ze szkoły, odrabiam z nim lekcje, jeżdżę z nim na zajęcia dodatkowe, gram z nim i jego kolegami w piłkę, jeżdżę z nim na rowerze, spędzam weekendy, chodzę do kina, gotuję i piorę. Też nie mamy wsparcia rodziny, bo mieszkamy z dala od niej. Obecnie to moja żona znacznie więcej czasu poświęca na pracę. 

Napisałem Ci to jako tło mojego poprzedniego wpisu. Żebyś zrozumiał moje intencje, które, proszę, nie traktuj jako napaść, a jako życzliwą radę. 

 

Może po prostu jesteś jesteś w tym najtrudniejszym dla Ciebie okresie i musisz odrobinę odpuścić i nie przejmować się tak bardzo ilością pokonanych kilometrów, czasu poświęconego na rower. To wymaga sprzyjających warunków. 

W Twoim przypadku, jeśli lubisz się ruszać, lubisz te endorfiny po wysiłku, to najlepiej będzie ten najcięższy okres w Twoim życiu przetrwać uprawiając sporty, które zajmują mniej czasu niż jazda na rowerze. Ja, kiedy nie mam czasu na wyjście rower, biegam. To daje też niezłego kopa i jest świetnym uzupełnieniem i przygotowaniem do jazdy na rowerze. Wysiłek bardziej intensywny w stosunku do czasu, który na niego poświęcasz. Jeśli masz do pracy zaledwie kilka kilometrów, to może do pracy i z pracy będziesz biegać. To da Ci wspaniałego kopa, a nie zajmie tak wiele czasu.

A na rower pozostaną Ci oczywiście sobotnio-niedzielne poranki. Tym bardziej, że jeśli masz Alpy pod nosem, to możesz ten czas wykorzystać rowerowo zapewne lepiej niż wielu z nas. A jak poczujesz, że jesteś zmęczony, to odpuść. 

O wszystkim oczywiście musisz porozmawiać ze swoją żoną. Skoro jesteście razem z dala od rodziny, to Jej zrozumienie Twoich potrzeb i ewentualnych decyzji będzie niezbędne. 

 

A co do pracy i pytań kolegów: jeśli uważam, że ktoś proponuje mi pracę, która zabije moje wszelkie inne aktywności życiowe, to mówię: nie. Delikatnie pisząc, bo zdarzało mi się mówić to w sposób bardziej dosadny. I nic na tym nie straciłem. 

Pracodawca zawsze będzie nalegać na jak największy Twój wysiłek - to normalne. Nie jest normalne to, że w Polsce wszyscy przyjmują ten szantaż jako normę. Nie można godzić się, by pracodawca wymagał co najmniej 10 godzin pracy na dzień. Chyba, że Ty się na to godzisz (bo ta praca jest Ci niezbędna, bo ta praca to Twoja pasja, etc.), ale wtedy godzisz się też brakiem czasu na inne rzeczy. Z mojego, już nie chłopięcego doświadczenia, wynika również, że pracodawca często ceni sobie pracownika, który potrafi postawić sprawy jasno i stanowczo. A jeśli nie, to znaczy, że jest złym pracodawcą i należy od niego uciekać. 

Przemęczony pracownik, który nie ma czasu na rodzinę i swoje hobby, to pracownik zły: sfrustrowany, nieefektywny. W Polsce pracodawcy często starają się być "panami życia i śmierci" swoich pracowników; pracownicy zaś zbyt często ulegają syndromowi sztokholmskiemu. Takie życie. I nie żyję w innym świecie. Na dodatek funkcjonuję w branży, która przeżywa strasznie trudny okres.

 

Poczekaj, aż sytuacja rodzinna Ci się ustabilizuje. Kręć wtedy, kiedy możesz, może zacznij biegać. Ale przede wszystkim rozejrzyj się za inną pracą - jeśli ją lubisz, to w tej samej branży. To tylko kwestia czasu. 

Pozdrawiam Cię i całą Twoją rodzinę. 

 

adam

 

PS - kiedyś wydawaliśmy gazetkę pracowniczą "Głos Niewolnika". Drukowała nam to drukarnia wydawnictwa, w którym wtedy pracowałem. Za druk płacił pracodawca. I nikt się o ten tytuł nie obrażał. Ani pracodawca, ani pracownicy. Gazetę tworzyli pracownicy. Ludzie mieli większy dystans do siebie niż dzisiaj. I może większe poczucie humoru. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dzięki za wszystkie wpisy i porady.

 

Co by sprostować kilka pytań i sugestii:

 

1. Praca to ok 10godz dziennie. Wiadomo, czasem (lub z reguły) jest więcej np gdy uruchamiamy projekt lub mamy klientów z innej strefy czasowej. Jednak z drugiej strony, biorąc pod uwagę że na "dojazd" potrzebuję 5min i w tych dziesięciu godzinach jest ok godziny na lunch+kawę to mz. jest to do zaakceptowania. W PL pracowałem 8godz ale potrzebowałem w sumie 2godz na dojazd w obie strony. Suma wychodziła podobna a warunki nie do porównania. 

 

2. Pracy nie zamierzam zmieniać. Długo na to pracowałem żeby być tu gdzie jestem i nie jestem "świeży" w branży. Nie narzekam i nigdy nie narzekałem na warunki. Po prostu zapytałem jak Wy organizujecie sobie czas, skoro robicie takie przebiegi. Ot co.

 

3. Priorytety są dla mnie oczywiste: dzieci, rodzina, praca, rower

 

4. Mieszkania ani rodziny nie zamierzam zmieniać :)

 

Podczas dyskusji padło kilka fajnych propozycji, za co jestem kolegom wdzięczny:

 

- wczesne/późne wypady

- kierunek szosa, ew przełaj

- trenażer (w ostateczności)

- książka

- żona na aerobik/zumbę/rumbę itp

- przeczekanie okresu gdy dzieciaki są małe, później z górki (oby)

- samozaparcie i motywacja

- bieganie jako rekompensata

 

Jak dla mnie temat wyczerpany, chyba że ktoś ma coś jeszcze do dodania :)

Podziękował.

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Robię w korporacji ale 8h, mam dwójkę dzieci i wymagającą żonę.

Z pomocą przyszedł google kalendarz, tablet i smartfon. Wspolnie planujemy moje treningi tydzieńwcześniej na okres 2~3 tygodni. Tablet żony i mój smartfon służy do przestawiania planów tak by było w miarę elastycznie.

Czasami cisnę po 21 jak już dzieci śpią, czasami 5 rano ale tylko wtedy jak tydzień jest dla mnie niekorzystny, czyli więcej czasu muszę poświecić rodzinie, jakimś wspólnym wyjazdom czy po prostu muszę przy piecu (ekogroszek) zrobić porządek... jak się zrobi cieplej to wiadomo piec wyłącze i zyskuje trochę czasu :P

W weekend to już śmiało 3~4h poza domem to nie jest problem :)

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...

Fajny temat! Mam żonę, dwóch synów pracę 5x8 0830-1630 i w sezonie letnim wszystkie pracujące weekendy (od 1100 w sobotę do 0100 w poniedziałek ciągiem z 3/4h przerwą na sen xD ). Żona pracuje na tygodniu po moim powrocie do domu. Do tego mam mnóstwo zajęć dodatkowych (tzw hobby xD ), które realizuję najlepiej jak mogę. Rower to jedno z nich. W tym sezonie mam nakręcone już 1k km. Planem na ten rok jest 5k :) Trudne to jest, ale da się. Trzeba mocno wcześnie wstawać, mocno późno się kłaść i traktować kręcenie do odcinki jak upragniony cel dnia :D A podczas kręcenia pragnąć powrotu i zabawy z dzieciakami :D Zresztą z wieloma rzeczami tak mam :D Przykładem niech będą 24/48h symulacje militarne, które nie często, ale 10 razy w roku zaliczam, czy wędkowanie, które uwielbiam! Plan tygodniowy mam napięty jak dziewica stringi i czasami zastawiam się czy to hobby czy mam po prostu pier&*ca xD

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mam  z zona 3 dzieci, wymagajaca prace (usredniajac mysle ze kolo 10h, w tym sporo telefonow o roznych porach dnia i nocy)  obecnie wiele innych spraw na glowie. 

Mimo, ze obecnie jestem zarobiony bardziej niz do tej pory moje przebiegi sa wyzsze, przez lepsza organizacje.

 

Podstawa to dobra lampka :).

Wazne zeby dzieci szly wczesnie spac  - bez szalenst do 21 czy 22, tylko godzina rozpoczac przygotowanie 18:30-19 kapiel/kolacja/dobranoca/czytanie czy co tam, do godziny 20 dzieci spia. W takim ukladzie rodzice maja sporo czasu. Wieczorem spokojnie zrobic 40-50km. Dodatkowo zostaje weekend, gdzie urwanie na 2-3h nie powinno stanowic problemu. Jezeli ktos nie chce tracic wiele czasu to dla odmiany mozna wystartowac rano. Nie ma sie co ogladac na przebiegi jakis maniakow, ktore fakt sa godne podziwu, ale na moje dla kogos z praca i rodzina kazdy przebieg ~5000km to duza rzecz.

Sam mam w tym sezonie ~1300km. U mnie podstawa to plan, zalozenie jest proste 6-7h/w tygodniu.

1 raz zaraz po pracy - w czasie kiedy jedno z dzieci ma masaz, drugie towarzyszy, trzecie robi lekcje.

Czyli w tym czasie i tak na niewiele bym sie przydal ;), 1 nocna w tygodniu po polozeniu dzieci i jedna dzienna lub wczesnoporanna w weekend i plan zrealizowany. Wiadomo, ze czasem pogoda to koryguje, wtedy plan sie adaptuje i generalnie sie udaje go realizowac.

Najwiekszym sprzymierzencem jest moja zona, ktora wykazuje duzo zrozumienia dla mojej pasji.

Kazdy kto mowi, ze nie ma czasu, niech sie zastanowi ile czasu spedza na siedzeniu w necie, graniu, czy ogladaniu tv ;) Tu tez zazwyczaj mozna cos wygospodarowac, to jest poprostu kwestia priorytetow.

 


 

 

Panowie spokojnie oby do emerytury dociągnąć to będzie czas na jazdę na rowerze

maly ot, emeryt z florydy w zeszlym roku uturlal kolo 50.000km ;) a w tym ma 11 ;) -> http://www.strava.com/athletes/1302619

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zarchiwizowany

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...