Skocz do zawartości

[dla poczatkujacych] Maratony - Co powinien wiedziec poczatkujacy?


naiLo

Rekomendowane odpowiedzi

Nie denerwuj się Arni, tylko zejdź na ziemie. 

 

Powodują uśmiech politowania i świadczą o tym że nie masz pojęcie o czym piszesz, a kreujesz się na wielkiego znawcę tematu.

 

W okolicach Rytra łapiesz kapcia. Albo dymasz z buta 60 km asfaltami do Szczawnicy, albo 25 km w ciężkim terenie, w super wygodnych butach. Powodzenia....... 

 

Nie chcę być "adwokatem" ale @Arni zwyczajnie wierzy w powodzenie jazdy na mleku. Również podzielam jego pogląd. Cały kłopot polega na tym by mieć odpowiednie opony i ciśnienie. Jak się to zrobi to szansa powrotu z buta graniczy z cudem. A problem polega na tym, że spora cześć osób jedzie na wylajtowanych szmatach nie nadających się na góry. Osobiście gdyby ryzyko o jakim piszecie było tak duże to jaki sens przechodzić na mleko?? Babrać się potem w tym zakładając dętkę. Pomijam, że można mieć i pecha z tą awaryjną dętką lub i ją "załatwić". I co wtedy wozimy 2-gą, 3-cią, ...?? A z Rytra do Szczawnicy jest sam szuter i szosa. Jak i ja się mylę to merytorycznie niech ktoś napisze ile razy babrał się w mleku by założyć dętkę. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dokładnie o to mi chodzi. Szanse na złapanie kapcia są tak niewielkie, że faktycznie graniczą z cudem, a więc po kiego grzyba wozić pół warsztatu? Teraz dokładacie opatrunki, pewnie też igły do szycia ran, tabletki na sraczkę i gorączkę, co jeszcze można zabrać ze sobą, śpiwór na wypadek złapania zmroku? Nie przesadzajmy, to są zawody sportowe w cywilizowanym miejscu, a nie wyprawa po górach Rumuni czy Syberii.

 

Przykład dymania z Rytra - ok, daleko do Szczawnicy dla tego napisałem, zabieramy telefon i dzwonimy do przyjaciela w wozie technicznym, który z miejsca startu zawodów odpala auto i zwija nas z trasy właśnie z tego Rytra. Kto z was jeździ sam na maratony, ręka w górę, słucham. W większości przypadków albo jedziemy ekipą 3/4 osobową albo zabieramy żonę, brata, syna, ojca itd. Jakoś sobie poradzimy, nie ma co panikować, jak jeden start nie wyjdzie z powodu awarii koła, to nikomu korona z głowy nie spadnie i marsz 2/3km do najbliższej wiochy wielkiej szkody dla sprzętu nie zrobi. Zawsze tez można wykręcić numer po taxi i też podwiozą do miejsca startu, w czym problem. Takie akcje nie dzieją się za każdym startem, nie panikujcie tak.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wiem że tak jest, los jest okrutny, ale co się stanie jeśli raz na 3 lata (ja nie złapałem gumy od 7 lat na maratonie) złapiesz gumę na maratonie, przegrasz złoto olimpijskie tym startem? A druga strona medalu, co zrobisz jeśli się wyrżniesz na zjeździe i walną 3 szprychy lub złamiesz hak przerzutki od wkręconego patyka (często spotykane)? Takie samo prawdopodobieństwo awarii jak złapanie kapcia więc wozić mamy haki, przerzutki, niektórzy łamią sztyce to też zabierać mamy zapasy? Po to zastosowaliśmy mleko i dobieramy opony do terenu (słusznie zauważa to beskid), by ryzyko awarii zminimalizować niemal do zera, a że los jest jaki jest, trudno, bywa.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

 

Kto z was jeździ sam na maratony, ręka w górę, słucham.

Ja jeżdżę sam. Albo z 9-letnim synem. Ale co to zmienia? Uważasz, że Ci nie potrzebne to nie bierzesz. Ja jestem zdania, że lepiej samemu przekonać się, że coś nie jest mi potrzebne i świadomie zostawić to w domu niż gdyby się okazało, że mam w domu a przydało by mi się 10km od cywilizacji. Co do maratonów to trochę inna sprawa. Na końcu i tak jedzie quad albo motor więc nie zostaniesz sam w lesie. Zawiadomią organizatora i jakoś Cię pozbierają. Tylko pewnie to potrwa. Można zaczekać a można sobie samemu poradzić. Co kto lubi. Zawartość mojego plecaka rowerowego zmienia się cały czas. Jedne rzeczy się pojawiają a inne świadomie zostawiam w domu. A i tak czasem przydarzy się coś czego nie przewidziałem - np. zerwałem łańcuch na bulwarach wiślanych kiedy kręciłem się żeby nie marznąć bo syn akurat miał trening i czekałem na niego. I oczywiście nie miałem nic przy sobie (bo po co). Dobrze, że łańcuch pękł tak, że dała się założyć spinka - a łańcuch był tak krótki, że jechałem na młynku z przodu i ośi z tyłu. Ot, przygoda. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja się na razie nie ścigam, ale lubię samotne długie dystanse. Niestety nie mam wozów technicznych ani nawet nikt z rodziny po mnie nie przyjedzie w razie wpady, szczególnie jak jestem na wakacjach w górach z małymi dziećmi. Musze polegać na sobie. Przy sobie poza dętką mam hak przerzutki i spinkę. Bez szprychy można się dokulać do domu, nawet bez siodełka :)

 

Na krótki 20km wyścig pewnie bym brał minimum tak i jak na wyścigi po jakiejś małej pętli. Ale wole zapytać doświadczonych wyjadaczy jak Wy w tej sprawie :) Nie mam na celu stać na pudle ale chciałbym doczłapać się do mety o własnych siłach :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Beskid, Arni220, Wasze wynurzenia są przykładem na to, jak można racjonalnie brzmiącym tekstem uzasadnić wszystko. Awaria gumy w rowerze to normalna sprawa. Awarię taką można łatwo i szybko naprawić. Nie wiem po co dywagować o tym, że jedna dętka nie uchroni nas przed DNFem. Nie chodzi o to, żeby być 100% zabezpieczonym od awarii sprzętu, bo to wymaga wozu technicznego jak w zawodowym peletonie.

Faktem jest, że najczęstszym problemem technicznym jest złapanie gumy i prawdopodobieństwo złapania dwóch na jednych zawodach jest minimalne, więc dętka i pompka musi być. Co z tego, że mogę się w inny sposób wycofać z trasy, jeśli w konkretnym przypadku może mnie to kosztować 1-2h spacer po kamieniach do najbliższego asfaltu, kolejne godziny oczekiwania na przyjazd znajomego lub koszty innego transportu. Tymczasem można wymienić dętkę w 10 minut i ukończyć maraton. Może nawet zdążyć przed kolegą. No ale niektórzy chyba należą do Team Sky i w ramach marginal gains pozbywają się dętek i pompek, bo 250g psuje im wynik o 48 sekund. Skoro najczęstszy problem da się łatwo rozwiązać, to trzeba być na to gotowym.

 

Żeby nie było. W swoich ok. 10 startach dwa razy łatałem na trasie. Raz w takim miejscu, że dotarcie do asfaltu w celu zebrania z trasy, byłoby dłuuuuugą wycieczką (z 2godziny). Poza tym miałem tylko jeden defekt na maratonie - strzeliła szprycha. Usłyszałem dziwny dźwięk w trakcie wyścigu, ale dopiero na mecie zobaczyłem co się stało.

 

Po lekturze tego wątku pomyślę jeszcze o spince do łańcucha. 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

 

Co do maratonów to trochę inna sprawa. Na końcu i tak jedzie quad albo motor więc nie zostaniesz sam w lesie. Zawiadomią organizatora i jakoś Cię pozbierają.

O tym nawet nie wiedziałem choć faktycznie ktoś te szarfy musi zdjąć z drzew. No i właśnie, nie porównujmy startu w maratonie z jazdą codzienną, to dwie różne sprawy.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Beskid, Arni220, Wasze wynurzenia są przykładem na to, jak można racjonalnie brzmiącym tekstem uzasadnić wszystko. Awaria gumy w rowerze to normalna sprawa. Awarię taką można łatwo i szybko naprawić. 

 

Nie stać Cię na normalną dyskusję tylko wyskakujesz takimi tekstami?? Zadałem proste pytanie kto z was ścigantów mając porządną oponę zalaną porządnym mlekiem złapał na tych nie specjalnie trudnych trasach defekt przez który musiał przedzierać się przez góry pieszo bo mleko nie zalepiło uszkodzenia. Bez odpowiedzi tylko teoretyzujecie i nic więcej. Dokładnie tak samo jak to niby nie da się w tych waszych trzewikach robić wielu km pieszo. Sory ale utwierdzam się w przekonaniu, że część tutaj poza pozjadaniem wszystkich rozumów nie ma odpowiedniego sprzętu w tym butów albo bywa w górach okazjonalnie. 

 

Serio każdą oponę idzie łatwo w parę minut wymienić w przypływie adrenaliny, pośpiechu?? Takie samo teoretyzowanie jak wyżej. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@@beskid,Tobie to się akurat dziwie bo Ty prawie z gór jesteś :thumbsup:  Dobrze wiesz że w Beskidach nie brakuje zjazdów z kamolami gdzie o kapcia albo nawet rozdarcie opony dość łatwo. Im mniejsze umiejętności techniczne tym prawdopodobieństwo większe. A w przypływie wyścigowej adrenaliny czasem "poniesie melanż" :)

Mleko nie chroni przed łapaniem dziur, tylko zmniejsza szans na ich złapanie. 

Zapasowe koło w aucie wozicie ? Ile razy się przydało ?

Ubezpieczenie na życie płacicie ? Skorzystaliście choć raz ?

W kaskach jeździcie ? Ile razy ochronił wasze mózgownice ?

Wszystko jest zbędne do czasu kiedy akurat nie jest potrzebne.

Nie chce mi się ważyć, ale dętka light+2 łyżki + multitool ze skuwaczem+ spinka +2 naboje nie ważą więcej jak 500g. W dwóch kieszonkach na plecach tego nie czuje. Sorry, ale dobra kupa tyle waży :)

Przyjeżdżam w Top40 Open, jak musiałem założyć dętkę to załapałem się jeszcze do Top60. Ze 140 zostało z tyłu. Więc będę woził swój zestaw serwisowy mimo że zazwyczaj jest zbędnym balastem. Pewnie mnie zwalnia o jakieś 5s na 3-4h jazdy :)

Barzo i Saguaro ciężko nazwać szmatami.

 

A i podnoszę rączkę do góry bo jeżdżę na zawody sam lub z kolegami którzy.... jada ze mną na tej samej trasie :) W sumie dziwne, nie ?  :woot:                                   

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie stać Cię na normalną dyskusję tylko wyskakujesz takimi tekstami??

 

 

Co w tym tekście jest nie tak? Twierdzę że sprowadzasz rozmowę do absurdu pisząc, że skoro jedna dętka może nie wystarczyć to po co w ogóle brać.

 

 

Dokładnie tak samo jak to niby nie da się w tych waszych trzewikach robić wielu km pieszo.

 

 

Nie w tym rzecz, że się nie da, tylko że jest to nieprzyjemne. Na treking w górach mam inne buty niż SPD na sztywnej podeszwie.

Istota problemu jest w tym, że skoro da się dętką szybko naprawić awarię, to po co urządzać długie spacery w nieodpowiednich butach i łapać DNF, skoro jest prosta metoda, aby tych nieprzyjemności uniknąć.

 

 

Serio każdą oponę idzie łatwo w parę minut wymienić w przypływie adrenaliny, pośpiechu??

 

Czas każdy ma inny, ale nawet gdyby miała taka naprawa zając 30 minut, to wolę to niż spacer, transport zastępczy trwający łącznie 4 razy dłużej + DNF do tego. 

 

Nie jeżdżę na mleku. Snejka mogę złapać bez względu na klasę opony. Nawet przy dobrze dobranym ciśnieniu (1 z moich gum to był snejk, gdy ktoś mnie zmusił do awaryjnego hamowania na zjeździe - cała masa na przednie koło i dobicie na korzeniu).

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

 

nie porównujmy startu w maratonie z jazdą codzienną
W maratonie? Chyba niedokładnie zrozumiałem wpis @@marcinusz,

@@beskid, Nie ścigasz się, więc problemy ścigantów są Tobie obce, po co zabierasz głos w dyskusji w której nie masz nic merytorycznego do powiedzenia? Chętnie wysłucham Ciebie w innych wątkach w sprawach trail/enduro, ponieważ to jest inne rowerowanie niż maratony i chętnie poszerzę swoją wiedzę o obce mi klimaty.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@@beskid,Tobie to się akurat dziwie bo Ty z gór jesteś. Dobrze wiesz że w Beskidach nie brakuje zjazdów z kamolami gdzie o kapcia albo nawet rozdarcie opony dość łatwo. Im mniejsze umiejętności techniczne tym prawdopodobieństwo większe. A w przypływie wyścigowej adrenaliny czasem "poniesie melanż" :)   

 

Ja nigdzie nie napisałem, że zalecam jazdę bez dętki, ... Stwierdziłem tylko, że to co napisał @Arni nie jest kompletną głupotą. A Wy mu wyliczacie jaki jest cienki bolek i ile robi km na wyścigu. Dotknąłeś też sedna sprawy czyli techniki jazdy. Nigdy nie jechałem wyścigu ale wydaje mi się, że taka jazda jest trochę bardziej "bezkompromisowa". Czyli nap...my bez jakiegoś zbędnego oszczędzania sprzętu i szukania toru jazdy. Jeśli zatem przy moich założeniach "jakościowych" ryzyko jest o wiele większe niż jazda "turystycza" to jest to konkretny argument by cały zestaw zawsze mieć. Więc @Waza jak po kimś jedziecie to merytorycznie bo wychodzi, że jak ktoś pojedzie bez niczego to jest debilem. 

 

Co do wiedzy to łotwo i nie łatwo. Jak jeszcze jeżdziłem HT to złapałem za naście lat parę snejków i trochę przebić typu mały gwożdzik, szpilka. Wszystko to z powodzeniem zalepiło by mleko. Rozdarcie odpada bo nie poradzi sobie bez dodatkowych patentów sama dętka. 

 

Nie bywam sam na tripach i jakoś wszyscy robimy spore podejścia gdzie czasem ciężko utrzymać równowagę. Owszem mam stare "mało modne" buty Shimano ale inni najnowsze. Czy to są te deski to nie wiem ale wiem, że czasem z buta to wychodzi z 2 godz i więcej. Robiłem już z buta nie jedną trasę bo rozpadła się opona, pękła piasta, zniszczyłem na szkle obie opony gdzie nawet 100 zapasów by nie dało rady, zdemolowałem tylną zmieniarkę z hakiem więc wiem jak to jest. Przy tym wszystkim zwyczajnie nie ogarniam tych kłopotów z chodzeniem. 

 

Na koniec z mojej strony by nie robić więcej dymu. Całe życie jeżdzę obładowany jak muł. Plecak swego czasu nie schodził poniżej 5-7kg. I tak mi się zamarzyło cofnąć się w czasie, wystartować w takim maratonie bez jakiegokolwiek balastu. I tak startować do czasu gdybym się na tym przejechał. Może od razu a może wcale. Tyle z mojej strony bo @Waza jak by nie było słusznie zwrócił uwagę. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@@beskid, nie obrażaj się proszę :no: większość kolegów po nikim nie jeździ. Raczej dzielimy się z początkującymi w wyścigach własnym, większym lub mniejszym doświadczeniem jak przygotować się do pokonania maratonu. Oczywiście problemów do rozwiązania jest wiele, jak i sposobów na radzenie sobie z nimi, na ogół nie ma jednej słusznej metody, i to nowi maratończycy wybiorą sobie które sposoby najbardziej im będą odpowiadać. Jedynie nieliczni, żeby nie wymieniać z imienia, robią burzę głosząc swoją jedynie słuszną prawdę, na zasadzie: moja racja jest najlepsza bo jest najmojsza.

A wożenie ze sobą na wyścigu podstawowego zestawu, składnie i merytorycznie objaśnił wyżej kolega @@marcinusz. Od siebie dodam, że w przeszłości zdarzało mi się że w klasyfikacji generalnej w cyklu maratonów uzyskiwałem cenny dla mnie wynik dzięki wliczeniu do punktacji wyścigu, który zaraz po jego ukończeniu uważałem za całkowitą klęskę. Więc jeżeli się ścigamy to do końca, nie odpuszczamy tylko dlatego że stracimy kilka, kilkanaście miejsc. Taka jest moja opinia i nie ma obowiązku się z nią zgadzać  ;)

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Od siebie dodam, że w przeszłości zdarzało mi się że w klasyfikacji generalnej w cyklu maratonów uzyskiwałem cenny dla mnie wynik dzięki wliczeniu do punktacji wyścigu, który zaraz po jego ukończeniu uważałem za całkowitą klęskę. Więc jeżeli się ścigamy to do końca, nie odpuszczamy tylko dlatego że stracimy kilka, kilkanaście miejsc.

 

I odpowiadając słowami co poniektórych na takie wpisy - niezrealizowany 40 letni ścigant na lokalnym ogórku :D :D :D Ale oczywiście nikomu na niczym nie zależy, gdzie? ja? nigdy  ;) ;) ;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

I odpowiadając słowami co poniektórych na takie wpisy - niezrealizowany 40 letni ścigant na lokalnym ogórku :D :D :D Ale oczywiście nikomu na niczym nie zależy, gdzie? ja? nigdy  ;) ;) ;)

 

Arni, nie bądź złośliwy, bo możliwe, że dostałbyś na lokalnym ogórku takie lanie od "niezrealizowanych 40 letnich ścigantów", że tylko by się kopciło. Dostałbyś i od zrealizowanych 50 letnich, akurat mam takich dwóch rywali w M50, czasami pojawia się Piotrek Sozański, czyli 62 latek o ile pamiętam i leje młodych aż trzeszczy. Przyjedzie taki Krzysiek Podolski, Boguś Ostrowski i nie ma o czym nawet gadać. Możliwe, że dostałbyś i ode mnie, choć ostatnio słabo jeżdżę, zaledwie ok. 30 open na średnim dystansie. Może dlatego, że te pół kilograma albo i lepiej mam w torebce podsiodłowej (multitool, dętka 29", pompka co2, dwa naboje), półtora kilograma izo w camelbaku plus klucze od samochodu, no i ze 3 żele po kieszonkach, a mój rower waży jakieś 10,8kg :)

Aha, na wyścigu w Rybniku (Bikeatelier) jechałem na nowych oponach Schwalbe w wersji snake skin i przebiłem tył - nówka sztuka pierwszy raz użyta Racing Ralph 2,25. Mleko zakleiło, ale wylało się zupełnie, bo dziura miała jak sprawdziłem potem w domu, jakieś 3mm. Wystarczyło więc wjechać jeszcze raz na jakikolwiek kolec np. akacji i już byłoby wkładanie dętki.

Poza tym zrealizowany, niezrealizowany... Wyścig jest wyścig, po starcie tak wszyscy dają, że hej. Każdemu, który staje na starcie zależy na jak najlepszym wyniku, inaczej by go tam nie było.Tutaj na forum możemy sami siebie oszukiwać, że nam nie zależy :) Nie prawda :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Arni, nie bądź złośliwy,

Absolutnie, taki żarcik za pomocą argumentów, które niektórzy tu ciągle przytaczają.

 

 

 

bo dostałbyś na lokalnym ogórku takie lanie od "niezrealizowanych 40 letnich ścigantów", że tylko by się kopciło.

Normalna sprawa, czy ja temu zaprzeczam? Życie :)

 

 

 

Poza tym zrealizowany, niezrealizowany... Wyścig jest wyścig, po starcie tak wszyscy dają, że hej. Każdemu, który staje na starcie zależy na jak najlepszym wyniku, inaczej by go tam nie było.Tutaj na forum możemy sami siebie oszukiwać, że nam nie zależy Nie prawda
 

I o to mi właśnie chodzi, tu wszyscy piszą że im nie zależy, a fakty na linii startu są całkiem inne. Zastanawia mnie jednak, co skłania ludzi do oszukiwania tu samych siebie, wstyd przed innymi, że nie są w stanie zająć 30 miejsca w OPEN? Ale jaki to wstyd? 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Odnośnie tych skapciałych, 40 letnich, niezrealizowanych ścigantów... znam takiego niepozornego jegomościa co ma 73 lata i niejednego prosa na maratonie by objechał. Człek jest emerytowanym pilotem wojskowym, aktywnie lata szybowcami, skacze ze spadochronem, w sezonie codziennie robi swoją ulubioną trasę 80km na czas :) na swojej leciwej już szosie. W weekendy czasami robimy wspólne wypady w teren i jestem pod mega wrażeniem jego wydolności. No i co tydzień prowadza się z inną laską co najmniej o połowę młodszą ;).

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zarchiwizowany

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...