Skocz do zawartości

[dla poczatkujacych] Maratony - Co powinien wiedziec poczatkujacy?


naiLo

Rekomendowane odpowiedzi

jako dosyć świerzak mogę jedno zauważyć

jak bywa,że ktoś zawoła "lewa" to zjeżdżam bez problemu zwłaszcza na podjazdach

problemem jest wleczący się jegomość na zjeździe gdzie różnica w prędkościach dochodzi do 20 km/h

 

jak łyda śmiga pod górę to ja zazwyczaj prowadzę rower zalany potem :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 rok później...

[Mój pierwszy start]

Ostatni wpis sprzed roku. No to ja dodam coś od siebie.

Jeżdżę od 2 lat na 29". W tym roku wpadł mi w ręce Specialized Hardrock. Zacząłem więcej i "ostrzej", jeszcze więcej i więcej.

W końcu dojrzałem do decyzji: pora pościgać się w jakimś maratonie czy coś, żeby skonfrontować swoje umiejętności z kimś innym niż sarny (uciekają) i dziki (gonią). Padło na Jeziorki k. Leszna, w ubiegły weekend, dystans 21 km - hobby. Tyle zazwyczaj objeżdżałem 3-4 razy w tygodniu. Na miejscu widzę większość zawodników "pro", moje morale podupadło. Ale skoro już się zapisałem, pojadę. Parę słów otuchy od małżonki i w drogę. Wyścig o dziwo poszedł łatwo, po drodze najwięcej wyprzedzałem pod spore górki. Dogoniłem ludzi z dystansu mini 41 km (start 5 min przed nami). Po drodze nawet martwiłem się, że nie czuję większego zmęczenia, a czytałem, że ten maraton jest dość ciężki (wypowiedzi ludzi z czołówki "mega"). Na metę wpadłem jak dziś w zagajnik, nawet zająłem 2 pozycję na moim dystansie - szok.

Ogólnie starałem się jechać asekuracyjnie - nie znałem tej trasy, ale już wiem, że jeszcze w tym roku ją objadę bo mam niedaleko.

Atmosfera fajna, ludzie spoko. Oczywiście znalazł się jeden czy drugi co zajeżdżał drogę, ale cieszę się ze startu. 2 miejsce traktuję jako miły bonus i nic więcej. na pewno dużo dała mi sama jazda w grupie, obserwowanie zachowań innych i sprawdzanie w którym momencie można działać, żeby wykręcić lepszy wynik niż rower przede mną.

Zdecydowanie polecam. A w niedzielę Górzno i dystans 30 km :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To ja może dodam moje przeżycia z pierwszego razu. Startowałem na dystansie 50km w maratone w Kadynach (teren mocno pagórkowaty).

Jedna sytuacja zapisała mi się w pamięci. Jechałem w większej grupce szeroka droga pod samochód podajże brukowana wiodła pod górę, był taki długi lekki łuk w lewo więc wiadomo że jechało się lewym śladem bo droga "krótsza".No i słyszę takiego jegomościa z tyłu "lewa wolna" - prawa strona cała pusta a on akurat musi tą lewą, to ja zjechałem nieco do lewej bo miejsca obok mnie miał na 5 rowerów jeszcze, a ten uparcie "Nie słyszałeś lewa wolna" - no to co będę z nim dyskutował, zjechałem na prawy ślad i podróżowałem swoim tempem i co??? I ten kozak od lewej strony jakoś jednak nie dał rady mnie wyprzedzić :P

 

Na starcie wyglądałem jak ubogi krewny, zwykłe buty sportowe, krótkie spodenki bez pampersa, rower 26", koszulka i kask z lidla, a inni na wypasionych furach w markowych strojach i spd. No ale jednak wielu z nich nawet nie zdołało ukończyć maratonu, kilku wyprzedziłem i dojechałem do mety i to bez większego przygotowania, także sprzęt to nie wszystko :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

do tego poradnika dodałbym jeszcze jedną sprawę-jak nie celujesz (obiektywnie patrząc siły do zamiarów) w pierwszą połowę w wynikach, to nie ustawiaj się w pierwszym rzędzie, bo więcej ludziom szybszym od Ciebie krwi napsujesz niż to warte..

Przykład? ogórek w Kościerzynie `15.. 4 kilometr, do którego pan Amator ledwo dociągnął w czubie, a na singlu zablokował cały dystans bo "on nie wie jak tu przejechać", stojąc na środku...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hej :)

 

Ja na pierwszy maraton pojechałem kompletnie nieprzygotowany. Na rowerze jeżdżę od maja tego roku choć dość intensywnie, a był kupiony jako sposób na rekreację co jakiś czas. Jeździłem kiedyś ale to było z 8-9 lat temu. Przed maratonem nie jeździłem wcześniej tydzień bo nie miałem możliwości, zresztą pojechałem prosto po pracy niewyspany, fart że wypadło mi na rano i mogłem sie urwać 3 godzinki. i jeszcze pojechałem zostawić auto pod domem i na trase maratonu pojechałem rowerem w formie rozgrzewki :P to był V maraton rowerowo-rolkowy w dąbrowie górniczej jakoś na początku września. wynik - 30 km w 1h 18m i prawie wylew na mecie, jeszcze ze skurczem :/ byłem na początku drugiej połowy zawodników. Jakoś namowiłem żonę że przydałyby mi się do roweru hamulce hydrauliczne zamiast mechanicznych i pedały spd to może będzie lepiej a poza tym wszyscy mają ;) . Oczywiście standard jak na totalnego amatora - ciuchy LIDL, rower decathlon (w profilu) zwykłe trepy jakieś stare do biegania itp. jak zobaczyłem ludzi z klubów i ich rowery to nic tylko do domu wracać :D

 

Tydzień później wybrałem się na skandię, spróbowałem wg informacji z neta odpowiedniego treningu tydzień przed maratonem, diety itp. 39 km w 1h 29m, zmęczenie było ale takie fajne pozytywne a nie jak wcześniej, zero zakwasów, na następny dzień jeszcze krótka przejażdżka. miejsce trochę poniżej 1 połowy, o ile pamiętam 192 na 432. Nawet nie liczyłem na taki wynik biorąc pod uwagę innych zawodników. Przyszła mega motywacja, regularne treningi  a nie jeżdżenie "na pałę" i piwo po drodze, i propozycja od żony żeby jednak zamiast dokładać do tego roweru kupić w zimę coś naprawdę konkretnego :) także dobrze zrobiłem że zaryzykowałem skandię mimo teoretycznej mozliwości przyjazdu na końcu :)

 

co do "lewa!" i "prawa!" to staram się zjeżdżać, mnie też zdarzyło się poprosić o miejsce ale może ze 3 razy, jak mogę wyprzedzić bezpiecznie to nie drę się bez sensu ;) poza tym nie spotkałem się z niesportowym zachowaniem u innych zawodników. Maratony to 200% lepsza zabawa niż jazda samemu :) Nawet jak ktoś uważa że się nie nadaje to i tak powinien spróbować :)

 

pzdr

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeżdżę w kategorii kobiet i mimo,że często startuję z pierwszego sektora, to startując razem z mężczyznami z reguły przyjeżdżam na metę gdzieś w środku całej stawki. Wiem coś o wyprzedzaniu, ponieważ zawsze muszę przepuścić po starcie czołówkę mężczyzn. Oczywiście robię to w taki sposób i tylko w takich miejscach, gdzie jest to możliwe i bezpieczne. Niezależnie od tego kto ile zapłacił za wpisowe :-) nikt moim zdaniem nie ma prawa spychania innego zawodnika na trudne i niebezpieczne odcinki trasy dlatego,że musi go szybko wyprzedzić.

Wiele zależy od trasy wyścigu, dobrze jeśli jest ona tak ułożona, by stawka na początku mogła się bezpiecznie rozciągnąć. Spotkałam się z różnymi zachowaniami na wyścigu podczas wyprzedzania - od przekleństw po podcinanie tylnym kołem mojego przedniego koła tylko za to,ze komuś w porę nie zjechałam z drogi... Rozumiem,że to emocje, ale to my-uczestnicy tworzymy atmosferę wyścigu i tylko od nas zależy, jak on będzie przebiegał. 

Wiem też co znaczy być blokowanym przez stawkę słabszych mężczyzn podczas gdy walczy się o miejsce na podium wśród kobiet. Zdarza się także celowe blokowanie trasy przez rodziny, znajomych i członków  drużyny konkurentek. Taki jest sport, rywalizacja. 

Lubię jeździć na wyścigi w których amatorzy startują razem z kolarzami licencjonowanymi. Ci drudzy często posiadają rzadką umiejętność sprawnego i bezpiecznego wyprzedzania nawet na wąskich odcinkach trasy. Można się od nich wiele nauczyć.

Na zawodach liczy się fun,ale najważniejsze jest to, by całym i zdrowym dotrzeć do mety.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja nigdy nie nie oczekuję, że ktoś mi będzie zjeżdżał z drogi i sam nie zjeżdżam.* Po pierwsze uważam, że wyprzedzanie innych zawodników jest wpisane w cały wyścig i jest taką samą przeszkodą jak górka czy rzeka, a te nie usuwają się z drogi. Po drugie jeżeli komuś tak bardzo przeszkadzam i musi natychmiast mnie wyprzedzić bo jest szybszy, to jakim cudem znalazł się za mną? 

 

*nie dotyczy gdy: mamy awarię, złapiemy kontuzję, inny zawodnik nas dubluje, zadzwoni żona, itp...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie wiem czy we wszystkich, ale generalnie w regulaminach maratonów są zapisy typu wolniejszy puszcza szybszego, itp. Moze trzeba sie po prostu z takowymi zapoznać zamiast podejścia „a kto by to czytał?!” Zawołania „lewa/prawa wolna” nie są niczym dziwnym i trzeba na nie reagować. A sytuacje gdzie ktoś szybszy jest za tobą i chce wyprzedzić sam ładnie ogarnąłeś ;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja nigdy nie nie oczekuję, że ktoś mi będzie zjeżdżał z drogi i sam nie zjeżdżam.* Po pierwsze uważam, że wyprzedzanie innych zawodników jest wpisane w cały wyścig i jest taką samą przeszkodą jak górka czy rzeka, a te nie usuwają się z drogi. Po drugie jeżeli komuś tak bardzo przeszkadzam i musi natychmiast mnie wyprzedzić bo jest szybszy, to jakim cudem znalazł się za mną? 

 

*nie dotyczy gdy: mamy awarię, złapiemy kontuzję, inny zawodnik nas dubluje, zadzwoni żona, itp...

ale Ty tak serio, czy tylko sytuację chcesz zaogniać?...

 

weź może pod uwagę, że drzewo, rzeczka, kamień są przeszkodami przewidywalnymi (no choć nie dla wszystkich, bo np naczelny rajdowiec Hołowczyc też uważa że to drzewa wyskakują ludziom na ulicę i dlatego są wypadki), a Ty, jako rowerzysta, o niewiadomych zdolnościach jeździeckich, gdy się nie usuwasz, to jesteś gorszy, niż pinezki na asfalcie... 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Najgorsi są ci co chcą cię wyprzedzić a zjazd na stronę na którą sobie tego życzą wiąże się zwyczajnie z nurkowaniem w kałuży albo wjazdem w krzaki :D Takich ewidentnie olewam i jadę dalej po swojemu. To jedyny przypadek w którym nie ustępuję miejsca. Niektórym przydało by się trochę wyobraźni i ogarnięcie terenu trochę dalej niż metr przed przednim kołem. Też nie proszę o zjechanie na bok kiedy widzę że ktoś nie ma za bardzo możliwości tego zrobić. No ale jest rywalizacja i adrenalina, ktoś może zwyczajnie się zagapić i nie zwrócić uwagi na to że w danym momencie nie mamy jak ułatwić mu wyprzedzania więc panowie nie srajmy żarem, pomagajmy sobie nawzajem i podejdźmy do tego z bez zbędnej spiny ;) (chyba że inny zawodnik wyskakuje do nas bezpodstawnie z ryjem to już inna sprawa ale takie zachowanie znam na szczęście tylko z opowiadań innych).

 

Dla mnie najbardziej wiająca rzecz to spacerowicze na trasie wyścigu którzy (chyba na złość bo dzwonek można urwać a i tak jest zero reakcji) łażą całą szerokością drogi/ścieżki jeszcze z psem na 5-metrowej smyczy. Oni chyba myślą że taśmy wzdłuż trasy i tabliczki z numerami na kierownicach tych strasznych rowerzystów co niepotrzebnie tak szybko jeżdżą to są dla ozdoby pozawieszane. 

Nie wspominając o autach jak ostatnio, jak na środek drogi wjechał samochód i stanął w poprzek próbując jakoś się wmontować między rowery "bo on musi jechać właśnie teraz i " ale to już trochę obsługa zawaliła sprawę. W takich przypadkach puszczają mi nerwy i nic na to nie poradzę ;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Panie i Panowie,

 

najważniejsze jest swoje zdrowie i swój sprzęt. Jeżeli masz pewność, że zjeżdżając na lewą/prawą stronę dla zawodnika z tyłu nie narażasz się na utratę swojego zdrowia i uszkodzenie roweru to zjedź. natomiast jeżeli widzisz z boku wielki dół, błoto, krzaki itp to jedź swoim tempem/torem. Większość osób to zrozumie, nawet tych najszybszych :) Sam przejechałem kilka maratonów Mazovii i tego rodzaju zachowania ( krzyki, wyzywanie wolniejszych zawodników - sam należę do tych wolniejszych) są niestety obecne. W małym procencie ale niestety są. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jak jest możliwość, to staram się ustępować i sam nie żądam niemożliwego od poprzedników. Niemniej zawsze jak jest ciasnawo ale da się objechać kogoś to krzyczę "lewa/prawa moja". Na ostatnim maratonie puściły mi nerwy i rzuciłem soczystą polszczyzną w kierunku dwóch jegomości. Na zjazdach darli gęby "lewa, lewa" a na podjazdach 4 krotnie zablokowali całą grupkę w której jechałem. Były to dość strome podjazdy, więc dojeżdżali chyba siłą rozpędu do połowy, później zsiadali. Przez to cały peleton musiał zsiadać, choć w grupie było widać siłę na cały wjazd. Chłopakom się oberwało nie tylko ode mnie, bo nie byli fair w stosunku do reszty. Ale na szczęście takie zachowania to margines.

Podobało mi się za to zachowanie jakiegoś PRO zawodnika, który dogonił mnie w szerokiej ale mocno piaszczystej ścieżce. Widział, że idzie mi ciężko więc z tyłu krzyczał mowy motywacyjne w stylu: "dajesz, to ty bierzesz piach, nie on ciebie", "rozjedź gnojka" itp. Ludzie się uśmiali co nie miara a ja też dostałem jakby +3 do mocy w łydzie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...
  • 3 miesiące temu...

Ja mam z kolei pytanie techniczne, nie pytam o przygodowców, chociaż sam jeszcze nie startowałem, ale rowery tych lepszych zawodników mają koła 27,5 , czy 29 cali. Pytam, bo 29er jest cięższy choć są części typowo maratonowe tylko do 29er, po za tym Maja Włoszczowska chyba jeździ na 29erze, chociaż jest mniejsza ode mnie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To, że 29 teraz rządzie i jest wygodniejszy jest sprawą bezdyskusyjną. Natomiast początkującym maratończykom radzę jednak skupić się na treningu i diecie, a sprawy sprzętowe zrzucić na drugi plan. Nie od razu Kraków zbudowano, aby odnosić sukcesy w maratonach MTB trzeba wiele lat ciężkiej pracy. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ok, widzę że temat się trochę ruszył więc jako początkujący nie chcąc zakładać kolejnego zapytam tutaj. 

 

Co zrobić żeby w sezonie były lepsze wyniki? Wiadomo że pogoda jest jaka jest, szybko robi się ciemno itp., do tego w miesiącu mam 4-6 dni wolnego ale staram się wykorzystać jakoś czas i mimo wszystko pojeździć chociaż trochę niezależnie od pory roku. Szczęście w nieszczęściu pracuję na 3 zmiany więc w tygodniu kiedy mam na noc mam prawie cały dzień do dyspozycji. W styczniu przejechałem tylko 310 km, to był chyba najsłabszy miesiąc ale liczę na poprawę pogody lub chociaż na to że nie będą sypać dróg (mam jeden świeżo kupiony rower więc wiecie jak to jest, na poprzednim jeździ żona).

W zeszłym roku zaliczyłem dwa maratony, wynik tego drugiego bardzo mnie zaskoczył (pozytywnie) i to był chyba ten moment zachorowania na cyklozę i zmiana podejścia do roweru z "rekreacji" na coś więcej ;) Pierwszy rower po 10-letniej przerwie kupiłem w maju 2015, we wrześniu na skandii w dąbrowie górniczej dojechałem jakoś w pierwszej połowie zawodników. Spodziewałem się bardziej miejsca w ostatniej 50-tce ;)

 

Mam nadzieję na konkretne odpowiedzi, co zrobić żeby w miarę swoich możliwości jak najlepiej wykorzystać te 2.5 miesiąca zanim zaczną się pierwsze starty, od niedawna jeżdżę z pulsometrem, robiłem również test Friela . W jednym z tematów znalazłem taki post uzytkownika Klosiu:

 

"Tak samo jest w kolarstwie. Przez poltora miesiaca cudow nie osiagniesz, ja bym sie skupil na budowie bazy pod te dajmy na to trzy godziny jazdy. Jak masz czas to zrob w tygodniu ze dwie jazdy czterogodzinne srednim tempem, ze dwie jedno-dwugodzinne mocniej, tak na 80%hrmax i raz podjazdy z duza intensywnoscia. A zmniejsz objetosc i zwieksz intensywnosc w ostatnim tygodniu przed zawodami. Ostatnie dwa dni to jedna spokojna jazda w tlenie i dzien wolny i tyle smile.gif. "

 

Nie kupiłem jeszcze "Biblii". Nie było akurat w empikach a wyjątkowo tym razem nie chcę ściągać z neta pirata ponieważ ktoś włożył kupę pracy książkę która może mi pomóc w poprawie wyników i wolę ją kupić w sklepie.

 

Nie dam chyba rady zrobić 2 jazd 4-godzinnych w jednym tygodniu, nie rozdwoję się. Reszta jest do wykonania. Czy takie treningi Waszym zdaniem mają sens?   

 

pzdr!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Widzisz, że gość (Friel) napisał o tym książkę i jeszcze nie wyczerpał całego tematu :)

 

Wszystko zależy od tego co chcesz osiągnąć. Jeśli satysfakcjonują Cię miejsce w połowie stawki to łatwiej Ci będzie osiągnąć cel. Jeśli myślisz walczyć o miejsca na pudle to przed Tobą wieloletnia harówka....no chyba, że masz naprawdę jakieś predyspozycje, któę pozwolą Ci to osiągnąć.

 

Sam trening jako taki to złożony proces, w skład którego wchodzi bardzo wiele elementów. Oprócz stricte samych ćwiczeń fizycznych dochodzą kwestie techniczne, mentalne, psychologiczne. Ważna jest technika jazdy, odporność na ból i zniechęcenie, umiejętność jazdy w tłumie, rozłożenia sił i umiejętność czytania sygnałów własnego organizmu.

Jeśli to pierwszy rok prawdziwych treningów to główny nacisk należy położyć na wyrobienie wytrzymałości tlenowej. Nie wiem jakie masz BMI ale odpowiednia waga TO PODSTAWA. Jeździj jak najczęściej się da na wyścigi lub ustawki wykorzystując tzw metodę startową bo to kopalnia bodżców treningowych. Pulsometr pomaga w treningach ale ma bardzo dużą bezwładność i czasami wręcz przeszkadza. Ja w ostatnich 3 latach gdy trenowałem w zasadzie nie korzystałem z pulsometru. Fajnie by było mieć miernik mocy ale zdaję sprawę, że to nie małe pieniądze.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Miejsce w połowie stawki już miałem, na zeszłorocznej skandii w DG na dystansie mini przyjechałem 192/432, było fajnie ale teraz chciałbym więcej ;) , choć wiem że miejsce na pudle to dla mnie dość odległy temat, choćby ze względu na to że jeździć na poważnie zacząłem w zeszłym roku czyli w wieku 29 lat a to trochę późno. Ważę 80-81 kg przy 180 cm. W poprzednich latach zaliczyłem siłownię, dość intensywnie i mimo że nigdy nie trenowałem "na masę" to jednak waga podskoczyła. Do tego dochodzi praca fizyczna. Chciałbym teraz jak najlepiej wykorzystać czas przed sezonem, bo później to wiadomo, regeneracja po jednych wyścigach i przygotowanie do następnych, dieta itd.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja zacząlem trenować na poważnie w wieku 35 lat :)

Pierwsze starty na maratonach Golonki miały miejsce w 2005 roku i przyjeżdżałem właśnie gdzieś tak w połowie stawki.

Pierwsze "sukcesy" przyszły w roku 2007 czyli po trzech latach treningów i były to jakiś pudła w w lokalnych zawodach tzw. ogórki. U Golonki i Grabka dalej miejsca dosyć odległe gdzieś w okolicach 50-60 w open.

Najwyższą formę osiągnąłem w latach 2010-2011 - udało się kilka razy wskoczyć na pudło u Golonki i Grabka ( w kategorii M4) w open pzryjeżdżałem w granicach 15-20 miejsce na dystansie Giga.  W mniej znanych zawodach udało się  wygrać pojedyńcze zawody, a nawet wygrać generalki ( Cyklokarpaty, Puchar Tarnowa XC i jakieś tam inne.

 

Sby dojść do takiego poziomu musiałem 6-7 lat ostro orać na , jesień, zima, wiosna, słońce czy deszcz, jest ochota czy nie ma. Średnia 13-15 tys km rocznie.

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zarchiwizowany

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...