Skocz do zawartości

Rekomendowane odpowiedzi

zdjecie,600,406635,20130723,poczatek-glo

Dzień 1 - Świeradów Zdrój - Szklarska Poręba
DST 36.12km | Teren 30.00km | Czas 04:00 | VAVG 9.03km/h | VMAX 45.02km/h | Temp. 26.0°C | HRmax 169( 84%)| HRavg 136( 68%) | Kalorie 2618kcal | W górę 1284m | avCAD: 70

]zdjecie,600,406634,20130723,rower-zapako

Zadanie numer jeden - odnaleźć punkt zero - czyli magiczną czerwoną kropkę.
Zmieniła ona miejsce względem gdzie początkowo została umieszczona - trochę szukania i kawałek za przystankiem odnalazłem drzewo z nią - z ulicy praktycznie jest niewidzialna.
No to czas ruszać!
Na razie wszystko zaczyna się dość spokojnie - po prostu przejazd przez miasto. Przy hotelu można jeszcze zobaczyć tablicę upamiętniającą Orłowicza - twarz Pana Orłowicza będzie mi towarzyszyć całą drogę jak będę się denerwował na poprowadzenie szlaku :)

zdjecie,600,406636,20130723,tablica-upam

Ruszam dalej. Kawałek asfaltowego podjazdu i szlak nagle zbacza do lasu. Niestety tutaj czeka mnie prowadzenie roweru. Podchodzę spory kawałek i napotkany turysta wskazuje asfaltowy podjazd na sam Stóg Izerski - z lekkim wahaniem korzystam z niego - prędzej czy później i tak będę musiał prowadzić rower.
Dość sprawnie dostaję się na Stóg Izerski gdzie podjeżdżam jeszcze kawałek pod samą wieżę antenową. Widoki są super! Kawałek odpoczynku, mała przekąska i dalej już mnie czeka typowo terenowa jazda.

zdjecie,600,406637,20130723,wieza-na-sto

Trochę kamieni, trochę błota, ale ważne, że jedzie się do przodu. Początkowe błoto to była tylko przystawka - dalej to już zaczyna się prawdziwa zabawa - wszechobecne bagno. Jak to wspomniał Detonator w swoim opisie trasy - "Bagna Orłowicza" - nic dodać, nic ująć.

zdjecie,600,406641,20130723,bagna-orlowi

Jak już je pokonałem w nagrodę dostałem szutrowy odcinek do przejechania z końcowym dość stromym podjazdem pod Sine Skałki - tam za to można z ławki podziwiać panoramę okolicy. Trochę odpoczywam i suszę buty po przebyciu bagien.

zdjecie,600,406645,20130723,panorama-z-s

Jadąc dalej szlak przebiega tuż obok nieczynnej kopalni kwarcu Stanisław. Wjazd jest niby zabroniony i oznaczony - nie chce mi się ryzykować i bawić, ruszam dalej.

Dalej szlak miejscami robi się naprawdę trudny technicznie. Nie wszystko udaje mi się zjechać, a miejscami jest po prostu niezła walka o utrzymanie właściwego toru jazdy.
Za to szlak prowadzi rewelacyjnymi miejscami niedaleko różnego rodzaju skałek.

zdjecie,600,406656,20130723,skalki-nieda

Na koniec dość przyjemnie podjeżdża się już pod samo schronisko "Wysoki Kamień", które jest naprawdę rewelacyjnie ulokowane - dosłownie na kamieniu - z jednej strony jest zasłonięte, a stamtąd już można podziwiać panoramę na Karkonosze - mój jutrzejszy cel.

zdjecie,600,406654,20130723,schronisko-w

Od Schroniska jest już praktycznie sam zjazd do Szklarskiej Poręby.
Mam dość dobrą godzinę to postanawiam kupić bilet wstępu do KPN, będę startował rano, a jest otwarta dopiero od 8:00. Kasa niby czynna do 17, ale kawałek po 16 została już zamknięta... Pani w schronisku Kamieńczyk mówi, aby się nie przejmować i ruszać - tak też zrobię następnego dnia, bo nie mam innego wyjścia - jeszcze inna sprawa, że po KPN nie można jeździć rowerem - może młoda godzina mnie uratuje.

zdjecie,600,406663,20130723,kasa-biletow

Wysyłam pocztówkę do Niny, zabieram zapas wody i ruszam w poszukiwaniu miejsca na rozbicie namiotu. Odjeżdżam kawałek drogą przy której znajduję dogodne miejsce - jak się później okazuje pełne przeklętych meszek. Gorsze niż komary, bezszelestnie podlatują w zmasowanej ilości i do tego gryzą. Jakoś udało się przeżyć :)

zdjecie,600,406664,20130723,biwak-niedal



Dzień 2 - Karkonosze
DST 61.38km | Teren 60.00km | Czas 07:11 | VAVG 8.54km/h | VMAX 68.02km/h | Temp. 27.0°C | HRmax 174( 87%) | HRavg 131( 65%) | Kalorie 4322kcal | W górę 1931m | avCAD: 70

Pobudka punkt 5:30, wita mnie dobra pogoda oraz wschód słońca przebijający się przez drzewa. Noc ogólnie dobrze zleciała. Śniadanie i pakowanie idzie dość sprawnie i szybko, a to głównie przez dokuczliwe meszki.

Dzień zaczynam od podjazdu na Halę Szrenicką. Ogólnie po Karkonoskim Parku Narodowym nie można jeździć rowerem, ale podejmuje ryzyko - jak przejechać cały GSS to cały.
Przed 7:00 mijam zamkniętą kasę i teraz tylko prosto w górę. Większość podjazdu jest niestety po nieprzyjemnie ułożonych kocich łbach - ciężko, ale do przodu.

zdjecie,600,407026,20130724,ciezki-podja

Po ponad godzinie walki docieram na Halę Szrenicką. Po drodze mijał mnie samochód KPN i nawet na mój widok się nie zatrzymali. Spotykam jeszcze nawet jednego rowerzystę (jedynego w całych Karkonoszach) który dodatkowo jedzie w przeciwnym kierunku.

Teraz to naprawdę zaczyna się jazda. Można wreszcie spokojnie jechać i podziwiać niesamowite widoki. Dlatego głównie warto się wybrać - dla widoków. Do tego wczesna godzina powoduje, że czuję się absolutnie sam pośród ogromu gór, wielkiej przestrzeni. Dodatkowo można z daleka zobaczyć przebieg szlaku którym będzie się poruszać.

zdjecie,600,407060,20130724,prosto-przez

Nie może też zabraknąć ciekawych momentów gdzie słupki graniczne są umieszczone w dosłownie każdym miejscu - na przykład na skałce - widok bardzo interesujący.

zdjecie,600,407061,20130724,karkonosze-c

Krajobraz jest tak naprawdę rewelacyjny, że trzeba się czasem po prostu zatrzymać i obejrzeć wszystko wkoło - na przykład miejsce skąd przed chwilą przyjechaliśmy. Wszystko dość szybko się zmienia i ciężko wręcz nadążyć z podziwianiem otoczenia.

zdjecie,600,407067,20130724,widok-na-sch

Droga ogólnie idzie mi na razie sprawnie. Bez większych trudności docieram do telewizyjnej stacji przekaźnikowej na Śnieżnych Kotłach skąd można podziwiać same "Śnieżne Kotły". Niestety o tej porze roku nie ma tam śniegu, ale widok jak zwykle rewelacyjny. Do tego tutaj szlak prowadzi skrajem urwiska.

zdjecie,600,407071,20130724,telewizyjna-

Od tego momentu zaczyna się już robić dość kamieniście. Trawers pod Wielkim Szyszakiem to już praktycznie jazda po ułożonych specjalnie kamieniach - ścieżka jest dość wąska i nawiązuję niezłą walkę, aby przejechać ten fragment. W znacznej części się udaje.

zdjecie,600,407073,20130724,trawers-pod-

Miejscami jest naprawdę stromo, ogólnie pojawia się sporo kamieni i nie jest już lekko z jazdą. Hamulce się prawie gotują. Jednak widoki niezmiennie są rewelacyjne - szlak biegnie prosto przed siebie.

Na przełęczy pod Śmielcem zatrzymuje się na mały wypoczynek i aby coś zjeść. Jest tam też wiata w której ewentualnie można spokojnie przenocować. Akurat jak się zatrzymywałem to przyszło dwóch Czechów z farbami, aby ją odmalować.

zdjecie,600,407080,20130724,przelecz-pod

Dalej szlak wspina się sporo pod górę, nie obyło się bez prowadzenia roweru. Po drodze spotykam ratownika na quadzie który dzielnie transportuje drewno. Naprawdę jestem pełen podziwu, że tamtędy przejechał. Ze wzniesienia widać już przełęcz Karkonoską do której prowadzi dość przyjemny zjazd - do Śnieżki już cały czas bliżej.

zdjecie,600,407081,20130724,widok-na-prz

Z przełęczy Karkonoskiej zaczyna się już konkretne wpychanie i wnoszenie roweru do góry. Da się jechać tylko nielicznymi miejscami. Nawet jest ogólnie problem z pchaniem roweru - nie jest lekko. Niestety już praktycznie pod samą Śnieżkę większość drogi wygląda w ten sposób.

zdjecie,600,407087,20130724,czeka-mnie-w

Krok za krokiem i droga jakoś zlatuje. Najważniejsze, aby nie robić za dużo postojów tylko iść przed siebie. O dziwo nawet pchając rower wyprzedzam sporo, normalnie idących osób. Ruch od przełęczy Karkonoskiej robi się już znacznie większy. Całe szczęście widoki niezmiennie są rewelacyjne - to na pewno ułatwia pokonanie kolejnych kilometrów szlaku.

zdjecie,600,407088,20130724,karkonosze-w

Pokonując kolejne wzniesienia nagle ukazuje się sama stacja meteorologiczna na Śnieżce, czyli najcięższy odcinek wędrówki niedługo dobiegnie końca, ale jeszcze ładny kawałek jest do przejścia.
Czym dalej od przełęczy Karkonoskiej tym bardziej daje się jechać na rowerze. Ludzie są bardzo wyrozumiali i nikt nie zwraca mi uwagi, że mnie tam nie powinno być na rowerze - wręcz schodzą mi grzecznie z drogi i pozwalają spokojnie przejechać. Naprawdę bardzo miło się zaskoczyłem postawą turystów!

zdjecie,600,407091,20130724,juz-widac-sn

Udało się dojechać pod Dom Śląski!
Końcówka poszła naprawdę sprawnie i dało się spory odcinek jechać. Ludzi coraz więcej - widać jest to punkt kulminacyjny turystów w Karkonoszach. Planuję tutaj dłuższy postój i lekkie suszenie butów.

zdjecie,600,407096,20130724,widok-na-sni

Przy okazji zauważyłem pierwsze uszkodzenia po długotrwałym chodzeniu/prowadzeniu roweru po kamieniach - praktycznie odpadły mi po dwa korki na każdym bucie - nie ma tu lekko dla sprzętu. Widoki standardowo są super, aż miło się siedzi pod schroniskiem.

zdjecie,600,407097,20130724,dziad-po-sni

W okolicy krążył podejrzany dziadek z długą brodą (sztuczną), więc to znak, że trzeba się zbierać, godzina jeszcze młoda :)
Ponad 200 metrów przewyższenia tracę prowadząc rower w dół - nie wiem na czym trzeba byłoby zjeżdżać, aby pokonać ten odcinek - sporo ciasnych nawrotów oraz duże kamienie.

zdjecie,600,407099,20130724,zjazd-spod-d

Od wodospadu daje się już powoli jechać. Szuter zaczyna się dopiero od schroniska pod Łomniczką skąd już zjeżdżamy prosto i szybko do Karpacza. Tam zakupuję drobne pamiątki, wysyłam pocztówkę do Niny, jem zasłużonego kebaba zwycięzców i dalej w drogę. Karkonosze przejechane i zdobyte!

Szlak z Karpacza ciekawie wylatuje przez tamę i odbija nagle w las. Po przejechaniu Karkonoszy nastawiam się na dość łagodny fragment - nic bardziej mylnego - za Karpaczem jest jeszcze sporo podjazdów oraz dość trudnych zjazdów. Całe szczęście większość udaje się jakoś przejechać.

zdjecie,600,407106,20130724,jezioro-i-ta

Jeden z ciekawszych i spokojnych fragmentów przebiega pomiędzy stawem "Kąpielnik" - jest naprawdę malowniczo położony - aż miło się jedzie.

zdjecie,600,407108,20130724,staw-kapieln

Szlak miejscami dziwnie zawija i łatwo się pogubić. Raz musiałem zawrócić, ale jakoś udało się odnaleźć właściwą drogę.
Miłą niespodzianką jest umieszczone przy drodze źródełko Jola - po upalnym dniu można się spokojnie schłodzić i uzupełnić wodę - aby takich miejsc było jak najwięcej!

zdjecie,600,407110,20130724,zrodelko-jol

Od źródełka spory kawałek prowadzi asfaltowy podjazd - nie ma to jak na zakończenie dnia. Na mapie niedaleko "Kamiennej Ławki" widzę zaznaczoną wiatę - obieram ją na dzisiejszy ostatni cel i prawdopodobne miejsce na nocleg. Po dotarciu na miejsce standard okazuje się znacznie wyższy niż oczekiwałem - jest naprawdę spora.

zdjecie,600,407112,20130724,wiata-niedal

Rozkładam swoje rzeczy, przygotowuje posiłek i czym prędzej udaje się na zasłużony odpoczynek. Dzień naprawdę był ciężki - samo przejechanie/przejście Karkonoszy chyba bardziej psychicznie mnie wymęczyło niż fizycznie - cały czas oczekiwałem tylko fragmentu gdzie da się pojechać. Niestety same w sobie ogólnie nie są do jazdy, zwłaszcza od przełęczy Karkonoskiej. Osobiście nie powtórzyłbym tego fragmentu z rowerem - pieszo jak najbardziej.
Mimo wszystko jestem bardzo zadowolony - jeden z najcięższych fragmentów wyprawy jest już za mną.


Dzień 3
DST 63.98km | Teren 60.00km | Czas 06:26 | VAVG 9.95km/h | VMAX 45.41km/h | Temp. 28.0°C | HRmax 162( 81%) | HRavg 127( 63%) | Kalorie 3590kcal | W górę 1765m | avCAD: 70

Stół jak to stół całkiem twardy, ale jak dla mnie dobrze się spało - najważniejsze, że spokojnie.
Już standardowo śniadanie i w drogę. Z rana ogólnie jakoś ciężko mi się jedzie, dopiero po kilku godzinach nabieram pełni sił.
Praktycznie na dzień dobry szlak prowadzi w niewielkiej odległości od punktu widokowego na skałce "Ostra Mała" gdzie wchodzę i naprawdę jest co podziwiać. Dla takich widoków się jedzie.

zdjecie,600,407383,20130725,podejscie-na

Podziwianie, podziwianiem, ale trzeba jechać dalej. Wczoraj trochę zrobiłem podjazdu, więc czekał mnie zjazd który okazał się zaskakująco trudny, miejscami musiałem sprowadzać rower. Dość stromo do tego korzenie i kamienie w wąskiej rynnie.
Ogólnie mam szczęście co wycinek lasów - bardzo często na nie trafiam (teraz jest na nie sezon?) i oczywiście wycinają te drzewa z oznaczeniami szlaków...

Dalej droga ciekawie prowadzi lasami przez góry, miejscami można naprawdę się pogubić, ale dość szybko odnajduję właściwą drogę. Ogólnie jedzie się przyjemnie bez większych problemów - jedynie końcówka zjazdu do miejscowości Szarocin jest ostra - zjeżdżałem strumykiem w wąskiej rynnie. Na podejściach w oddali widać już jezioro Bukowskie.

zdjecie,600,407396,20130725,widok-na-jez

Ciekawym miejscem na trasie jest punkt widokowy na szczycie Zadzierna - jest on umieszczony na skałce gdzie rozpościera się wspaniała panorama na jezioro Bukowskie. Pogoda tego dnia jest super więc widoki też zachwycają. Termometr w cieniu pokazuje jakieś 28 st.

zdjecie,600,407399,20130725,na-tle-jezio

Po zjeździe z Zadziernej robię mały postój i przy okazji przyglądam się tylnej oponie. Na wyjazd była założona nowa, a już widać jej znaczne zużycie - kamienie i częste blokowanie koła na stromych zjazdach daje ostro popalić - aby tylko do końca wytrzymała.

zdjecie,600,407405,20130725,zuzyta-opona

Moje szczęście co do wycinek drzew utrzymuje się niezmiennie. Tym razem nie ma to jak położone bale ściętych drzew na środku ścieżki - rower trzeba przenosić.

W Lubawce zatrzymuję się na chwilę, aby coś zjeść i zmieniam już mapę na Sudety Środkowe. Trasa prowadzi dość przyjemnie, większość można przejechać.
W Grzędach Górnych muszę uzupełnić wodę, jest to ostatnia większa miejscowość przed dłuższym górskim fragmentem. Jak na złość jedyny sklep we wiosce jest otwarty tylko rano i wieczorem - ja w południe się już nie łapię. Całe szczęście sołtys przyszedł mi z pomocą i napełnił bidony świeżą wodą prosto z gór.
Z Grzęd rozpoczyna się dość wymagający podjazd na Lesistą Wielką - cały udaje mi się podjechać. Nie było łatwo, ale się udało!

zdjecie,600,407413,20130725,przystanek-n

Z małymi problemami z nawigacją, ale ogólnie sprawnie zjeżdżam do Sokołowska. Miejscowość bardzo ciekawa i wręcz w pewnym stopniu charakterystyczna ze względu na styl zabudowań oraz ruiny sanatorium dr Hermana Brehmera - Grunwald. Niezwykły widok. Umieszczony w centrum drogowskaz kieruje mnie w stronę schroniska Andrzejówka, gdzie po analizie mapy uda mi się dostać - cel na dziś został ustawiony.

zdjecie,600,407414,20130725,ruiny-sanato

Zaczyna się niewinnie, ale podejście z rowerem pod Bukowiec to jest nie lada wyzwanie. Zmęczenie po całym dniu jazdy daje o sobie znać i muszę raz pchać rower, raz podchodzić i tak w kółko na zmianę. Metr za metrem, krok za krokiem i jakoś udaje się zdobyć szczyt.
Dalej okazuje się, że nie jest łatwiej - odległość na mapie naprawdę nieznaczna, ale szlak jest wymagający. Sporo trawersuje szczyty wąskim singlem - tylko miejscami udaje mi się jechać. Po drodze źle odbijam i ląduje przy kamieniołomie - przynajmniej upewniam się, że jest już dość blisko.

zdjecie,600,407417,20130725,kamieniolom-

Jeszcze tylko kilka podejść, zjazdów, spychania i ląduję pod schroniskiem Andrzejówka. Końcówka naprawdę była ciężka i jak już dotarłem do celu to można odetchnąć z ulgą.
Rozbijam namiot pod schroniskiem, biorę prysznic i jem ciepły posiłek na stołówce - taka mała nagroda za dziś.
Było dużo prowadzenia i wbrew pozorom sporo przewyższeń. Jak się okazało licznik nie liczy mi dobrej sumy przewyższeń ponieważ bierze tylko pod uwagę zmianę wartości jedynie podczas jazdy, kiedy pokazuje jakąś prędkość. Niestety podczas ostrego podprowadzania prędkość często wynosi zero, więc przewyższenia nie są liczone... Wartości niestety więc mogą być sporo zaniżone.

zdjecie,600,407412,20130725,rozbity-nami


Dzień 4 - Gleba - Wielka Sowa
DST 57.64km | Teren 55.00km | Czas 05:58 | VAVG 9.66km/h | VMAX 55.94km/h | Temp. 23.0°C | HRmax 161( 80%) | HRavg 127( 63%) | Kalorie 3387kcal | W górę 1659m | avCAD: 65

Tego dnia noc była ciężka i raczej nieprzespana. Przez całą noc z pobliskich drzew czy krzaków jakiś ptak wydawał niemiłosierne dźwięki, na pewnie nie można było tego nazwać śpiewem, a raczej krzykiem osobnika z chorą krtanią.
Do tego w nocy temperatura znacznie spadła w porównaniu z dniem i woda wszędzie nieźle się skondensowała - cały namiot wewnątrz mokry - taki już urok jednopowłokowych konstrukcji. Całe szczęście śpiwór mocno nie zamókł, ale korzystam z okazji i go profilaktycznie suszę.

zdjecie,600,407645,20130726,poranek-pod-

Początek drogi od schroniska jest dość łatwy, ale przez nieprzespaną noc jadę dość przymulony - będzie potrzeba trochę czasu, aż dojdę do siebie.
Ścieżka sprytnie wiedzie przez różne skałki gdzie nawet można odbić na punkt widokowy, który jednak sobie daruję. W okolicy sporo jest też oznaczonych tras MTB po naprawdę wymagającym terenie.

zdjecie,600,407656,20130726,skalne-bramy

Mimo wszystko trasa idzie sprawnie, jest trochę pchania, ale ogólnie przeważa płynna jazda.
W okolicach Wawrzyniaka natrafiam na konkretną wycinkę lasu na niezłym zboczu - oczywiście zostały wycięte drzewa z oznakowaniem szlaku. To przedzieram się przez powalone drzewa, to szukam oznaczeń, ale jakoś udaje się trafić na właściwą drogę.
Końcówka zjazdu do Głuszycy prowadzi prostym technicznie szutrem, ale jak to los który jest złośliwy delikatnie mnie zarzuca w koleinie przy 40 km/h i ląduję na szutrze.
Wywrotka zapowiadała się poważnie, ale całe szczęście obtarłem tylko mocno rękę - oczywiście jak to bywa w takich sytuacjach od razu podbiegłem do roweru czy jest wszystko ok - przekręciła się tylko kierownica. Obmywam ranę z piachu w strumyku, zakładam opatrunek i podjeżdżam do pobliskiego sklepu aby coś zjeść na spokojnie.

zdjecie,600,407646,20130726,po-glebie-na

Ręka trochę przeszkadza, ale ruszam dalej w trasę - najbardziej motywuje mnie to, że ponownie nie będzie mi się chciało przedzierać przez Karkonosze :)
Jakby tego było mało to po kilku kilometrach zaczyna głośno chodzić suport... Cały czas mam jakieś przygody z wynalazkiem na HT II. Profilaktycznie zabrałem ze sobą klucz do zdejmowania korby. Zdejmuję korbę i okazuje się, że lewe łożysko opornie chodzi. Zdejmuję osłonkę i widzę w środku trochę wody. Wydłubuje ile da się smaru, nakładam nowy i uszczelniam go wewnątrz... Gumą do żucia. Po tym zabiegu znacznie lepiej chodzi i już spokojniejszy o jedno zmartwienie mniej ruszam w dalszą drogę.

zdjecie,600,407647,20130726,serwis-suppo

Kilka szutrowych, asfaltowych odcinków i rozpoczynam podjazd pod Wielką Sowę. Po drodze mijam schronisko "Orzeł" gdzie odbył się pierwszy zlot ForumRowerowe.org - mój też pierwszy konkretny wyjazd w góry.

zdjecie,600,407649,20130726,pod-schronis

W 90% da się podjechać pod Wielką Sowę gdzie udaje mi się dobrze podjechać. Jak przewidywałem na szczycie pod wieżą widokową jest spory ruch - trochę dziwnie się czuję, od Śnieżki nie widziałem tyle ludzi na szlaku. Pod wieżą widokową są umieszczone kamerki internetowe - umówiłem się z Niną na mały video chat, dzwonię i tak spokojnie można porozmawiać i pokazać się żywym :)

zdjecie,600,407650,20130726,wielka-sowa-

Z Wielkiej Sowy zaczyna się dość ciekawy zjazd - kamienie i korzenie. Jest na czym się pobawić, a w dodatku równolegle idzie mała ścieżka która tworzy kolejną alternatywę do zjazdu. Trochę się zjechało, a następnie trzeba już podjechać/podejść pod Kalenicę gdzie jest wieża widokowa.
Wdrapuję się na szczyt i słyszę grzmoty. Przyglądam się i daleko widać burzę z piorunami. Nie jest za duża, ale dokładnie w kierunku gdzie zmierzam. Dziś albo jutro coś na pewno pokropi - niebo coraz bardziej zachodzi chmurami.

zdjecie,600,407651,20130726,panorama-z-k

Od Kalenicy nastawiam się w większości na zjazd, ale czekało mnie sporo wymagającego podjeżdżania pod całkiem niepozorne górki.
Jestem już coraz bliżej Srebrnej Góry gdzie zaskakuje mnie twierdza która nagle wyłania się z lasu. Szlak prowadzi ciekawie po wałach, wręcz dookoła niej - bardzo ciekawy i spokojny moment.

zdjecie,600,407659,20130726,twierdza-sre

Namiot rozbijam kawałek za Srebrną Górą gdzieś w okolicach Korzecznika na małej polance gdzie były wycinane drzewa. Może nie jest za równo, ale mi to nie przeszkadza.
Przemywam się cały w pobliskim strumyku, oglądam ranę i zmieniam opatrunek - wygląda dość dobrze.

zdjecie,600,407654,20130726,biwak-kawale

Dziś postanawiam zjeść coś "na bogato" i wyjmuję jednego liofilizata. Przygotowanie jest szybkie, a danie smaczne. Mam podwójną porcję, więc część zostawiam sobie na śniadanie. Minusem jest jedynie cena. Najedzony kładę się spać - przez chwilę tylko przeszkadza mi (jak się domyślam) łoś który wydaje bardzo dziwne dźwięki - taka samo jak ptak który mi nie dawał spać. Może trafiłem na jakiś rejon zmutowanych zwierząt :)

zdjecie,600,407653,20130726,liofilizat-p


Dzień 5 - Góry Stołowe
DST 88.53km | Teren 70.00km | Czas 08:10 | VAVG 10.84km/h | VMAX 53.99km/h | Temp. 12.0°C | HRmax 156( 78%) | HRavg 122( 61%) | Kalorie 4185kcal | W górę 2123m | avCAD: 75

Mimo dość nierównego podłoża spało się dobrze, nic mi w nocy nie przeszkadzało - zmęczenie robi swoje. Dziś już zmieniam mapę na Sudety Zachodnie. Dzień zapowiada się dość chłodno, ciemne chmury na niebie - tylko kwestia czasu aż spadnie deszcz.
Na dzień dobry mam prosty, szutrowy zjazd który okazuje się problematyczny ze względu na rękę którą mam zadrapaną - na każdym trochę większym wyboju jest nieprzyjemnie jak podskakuje rower. Czuć ból w nierozgrzanym mięśniu - dopiero koło południa jest znośnie.
Oczywiście nie mogło zabraknąć też przeszkód w postaci położonych, ściętych bali na środku szlaku.

zdjecie,600,408224,20130728,zagrodzony-c

Szlaki na razie biegną spokojnie przez pola, mniejsze górki. Dojeżdżam do miejscowości Nagórzany gdzie zatrzymuję się pod sklepem na śniadanie. Jakoś na wyjeździe mam straszną ochotę na Colę - na której przy okazji otrzymuję ciekawą "wróżbę" :)

Następnie jest kawałek asfaltowego podjazdu po Górę Wszystkich Świętych, jest też trochę wnoszenia po schodach oraz terenowego podjazdu.

zdjecie,600,408281,20130728,schody-na-go

Wspinam się pod kościół i od razu zjeżdżam dalej. Na zjazdach przez drzewa przebija się widok na Góry Stołowe - dziś na pewno je przejadę.

zdjecie,600,408226,20130728,gory-stolowe

Trochę źle wyliczyłem zapasy witamin w tabletkach i przy pierwszej okazji w aptece natychmiast uzupełniam przysłowiowy "koks" - bowiem jak głosi staropolskie przysłowie - "Bez koksu nie ma jazdy".

zdjecie,600,408227,20130728,uzupelnienie

Dzisiaj szlak sporo prowadzi przez pola gdzie często nawigacja jest problematyczna. Dobrze, że się pokrywa na tym odcinku ze szlakiem konnym więc jest trochę łatwiej z oznaczeniami. Za to widoki z niektórych pól są naprawdę świetne! Rosnące zboże na pofalowanym terenie, a w tle widok na Góry Stołowe - tak charakterystyczne, że nie da się ich pomylić z niczym innym.

zdjecie,600,408229,20130728,widok-przez-zdjecie,600,408230,20130728,widok-na-gorzdjecie,600,408243,20130728,widok-na-zam

Dojeżdżam do miejscowości Wambierzyce gdzie jak na wieś niezłe wrażenie robi Sanktuarium Matki Bożej Wambierzyckiej - spory budynek w dość bogatym stylu.
Z tego miejsca w same Góry Stołowe jest już bardzo blisko.

zdjecie,600,408282,20130728,sanktuarium-

Początek szlaku w Górach Stołowych ciągnie się dość spokojnie i sporo można podjechać, ale czym dalej to pojawiają się schody, jest tam też sporo korzeni i trochę kamieni. Nie da się uniknąć prowadzenia roweru. Za to sam szlak wiedzie bardzo ciekawie w wąwozie pomiędzy skałami zasłonięty przed słońcem. Trochę chłodno, ale pogoda idealna akurat do jazdy.

zdjecie,600,408231,20130728,sciezka-w-go

Docieram do wiaty na skrzyżowaniu szlaków, jem kilka kanapek, a w międzyczasie zaczynają się pojawiać turyści. Ogólnie raczej nie za dużo - pogoda dziś nie rozpieszcza.
Widać też coraz więcej skałek w różnych kształtach, bardzo charakterystycznych dla Gór Stołowych. Tylko co ruszam spod wiaty i zaczyna kropić. Niby mały deszcz, ale zapowiada się, że tak będzie już do końca dnia.

zdjecie,600,408245,20130728,kamienny-grz

Szlak prowadzi bardzo ciekawie między skałkami, widoki na przeróżne kształty skał po prostu zadziwiają - jak mogło coś takiego powstać? Naprawdę jedzie się bardzo przyjemnie, ścieżka w dużej mierze jest przejezdna, chociaż łatwa technicznie to nie jest.
Największe na mnie wrażenie zrobiła taka jakby skalna brama - z dwóch łączących się ze sobą dużych kamieni.

zdjecie,600,408233,20130728,rowerzysta-m

Właściwie to na każdym kroku widać jakieś ciekawe formy różnych skał - jest w czym wybierać i co oglądać.

zdjecie,600,408249,20130728,skalki-w-gor

Szlak przebiega tuż u podejścia na Szczeliniec Wielki - z rowerem już nie będę się tam pchał. Jak się domyślam byłoby to bardzo trudne lub wręcz niewykonalne.
Zjeżdżam więc prosto do Karłowa gdzie witają mnie stragany i duża ilość turystów.

Przy przejeździe przez miasto zauważyłem rowery obładowane sakwami, też w bikepacking'owym stylu, do tego z numerem startowym. Są to uczestnicy http://www.1000miles.cz/ - jak taki dystans przejadą to prawdziwy szacunek - to jest niezłe wyzwanie.

zdjecie,600,408234,20130728,uczestnicy-1

Przejeżdżam kawałek asfaltem i podejmuję decyzję, aby odbić na Błędne Skały - z innych relacji dowiedziałem się, że z rowerem tam nie da po prostu rady, ale jak najbardziej chcę się trzymać GSS. Szlak do Błędnych Skał to w 70% prowadzenie roweru. Dużo całkiem stromych podejść po kamieniach do tego deszcz nie przestaje padać i kamienie, korzenie dodatkowo robią się bardzo śliskie.

zdjecie,600,408237,20130728,droga-na-ble

Docieram do wejścia pod Błędnymi Skałami i ku memu zaskoczeniu jest tam postawionych kilka straganów. Nawet nie próbuję tam wchodzić i omijam je ścieżką którą wskazuje znak "W stronę parkingu". Tam też w większości prowadzę rower, aby tylko nie długo.

zdjecie,600,408236,20130728,bledne-skaly

Dochodzę do parkingu i powoli zjeżdżam asfaltowy fragment - tutaj, aż roi się od samochodów. Ludziom widać bardzo nie chce się podchodzić, no coż... Odbijam w las i zjeżdżam stromym fragmentem. Hamulce aż się grzeją, boje się, że tylko spalę tarczę. Szybko docieram do Kudowy - Zdrój, krótki przystanek na jedzenie i dalej jazda szlakiem w kierunku Duszników - Zdrój.
Deszcz cały czas nie przestaje padać, nawet miejscami się zwiększa. Kawałek za Kudową na szlaku są jakieś roboty i jest stawiany jakiś budynek. Kompletnie nie mogę znaleźć oznaczeń... Postanawiam ten fragment objechać asfaltem, więc ścinam drogę przez pole na którym wpadam przednim kołem w ukryty pod trawą rów i przelatuję przez kierownicę, ląduję w błocie gdzie wbijam całą rękę po sam bark. Wkurzony i mokry przemywam się w strumyku.
Szlak na tym fragmencie sporo prowadzi przez pola na których miejscami jak zwykle mam problem z nawigacją. Do tego dochodzi spore błoto, które zalega zwłaszcza w tunelu pod torami. Jakoś udaje się przejechać.

zdjecie,600,408239,20130728,zalany-przej

Jakby tego było mało na podjeździe zaciskam klamkę tylnego hamulca i... Nic. Klamka odpada i tak oto tracę tylni hamulec - wypadł pin na którym klamka się obraca. Pamiętam jak go jeszcze przed wyjazdem dokręcałem. Postanawiam ruszać dalej z jednym hamulcem, wymyślę coś jak zatrzymam się na nocleg.

Docieram do Duszników - Zdrój. Strome zjazdy, jak i w ogóle zjazdy tylko z przednim hamulcem nie należą do łatwych - niby hamuje się tylko przednim, ale tylny sporo zwiększa ogólną moc hamowania. Z Duszników jadę już prosto asfaltem w stronę Zieleńca. Prowadzi tam długi asfaltowy podjazd. Nachylenie nie jest duże, ale trochę metrów w górę trzeba zrobić.
Czym znajduję się wyżej tym mocniej zaczyna padać. Około godziny 19:00, pod samym Zieleńcem zamienia się to w niezłą ulewę. Przemoczony, bez tylnego hamulca postanawiam dziś przenocować w schronisku Orlica. Jak się okazuje to też nie będzie takie łatwe. Schronisko jest zamykane już popołudniu - jak coś to trzeba dzwonić na wskazany nr. telefonu. Zostaję przekierowany od osoby do osoby i tak po około godzinie ląduję w hotelu Szarotka - który okazuje się, że jest właścicielem "Orlicy".
Jako, że schroniska specjalnie dla mnie nie otworzą to dostaję jednoosobowy pokój w cenie noclegu w schronisku.
Biorę prysznic, rozwieszam wszystkie mokre rzeczy, ładuję elektronikę i zabieram się za przegląd roweru.

Ogólnie jak do tej pory to był najcięższy dzień, a i do tego z największą liczbą, kilometrów czy to niespodzianek w postaci awarii, wywrotek czy nieoznakowania szlaku. Deszcz wszystko potęgował więc nie wiem jakby to wyglądało jakbym musiał nocować pod namiotem z ubłoconym rowerem w środku - będzie to na pewno do przemyślenia. Myślę, że jakoś by się udało tylko pytanie jakim kosztem.


Dzień 6 - na Masyw Śnieżnika
DST 59.82km | Teren 55.00km | Czas 05:15 | VAVG 11.39km/h | VMAX 58.08km/h | Temp. 14.0°C | HRmax 154( 77%) | HRavg 118( 59%) | Kalorie 2522kcal | W górę 1240m


Rano wstaję dość normalnie, ale czeka mnie jeszcze dokładny przegląd roweru. Więc robię sobie śniadanie i od razu zabieram się za niezbędne naprawy.

Bolec od klamki hamulca który mi wypadł zastępuję kluczem imbusowym który blokuję przed wypadnięciem taśmą izolacyjną - bez taśmy ani rusz. Najważniejsze, że wszystko działa praktycznie idealnie - odzyskuję w ten sposób tylny hamulec.

zdjecie,600,408242,20130728,prowizoryczn

Klocki przód i tył są do wymiany. Startowałem ze zużytymi tak w 50%. Mam jedynie problem z rozepchaniem tłoczków tylnym hamulcu.

zdjecie,600,408241,20130728,stare-i-nowe

Na trasie jestem już około godziny 10:00 - dość późno, ale lepiej mieć sprawny rower i spokojną jazdę bez kilku dodatkowych zmartwień. Na starcie mijam już otwarte schronisko "Orlica" gdzie poprzedniego dnia nie udało mi się znaleźć schronienia.

zdjecie,600,408303,20130728,schronisko-p

Pogoda nie jest na razie deszczowa, ale zachmurzenie utrzymuje się duże - przez to widoki robią się ciekawe - chmury nisko położone nad górami.

zdjecie,600,408305,20130728,pola-w-tle-g

Bez większych problemów dojeżdżam do schroniska PTTK Jagodna gdzie na polu niedaleko wypasają się owce.

Przystaję tylko, aby zweryfikować właściwy kierunek jazdy i ruszam dalej asfaltem przez przełęcz Spalona gdzie dwa lata temu przejeżdżałem z Bodkiem szosowo z sakwami. Droga nic, a nic się nie zmieniła - chyba tylko na gorsze. Głównie dzięki temu ją zapamiętałem.

Zjeżdżam trochę asfaltem, trochę przez pola i ląduję w miejscowości Długopole - Zdrój gdzie robię postój na klasyczne śniadanie - dwie bułki, dwa serki, dwa jogurty, batonik oraz szykuje dwie kanapki na drogę.

zdjecie,600,408308,20130728,klasyczne-sn

Zaraz za Długopolem - Zdrój na drzewach nagle zaczęły pojawiać się aluminiowe tabliczki z oznaczeniem szlaku. Oryginalny pomysł i są trochę lepiej widoczne w porównaniu z malowanymi symbolami.

zdjecie,600,408309,20130728,tajemnicze-a

Jadąc przez pola za daleka zaczyna już widać Masyw Śnieżnika gdzie obecnie zmierzam po ostatni "tysięcznik" na mojej wyprawie - Czarna Góra. Widać bardzo dokładnie wieżę która pod nim się znajduje. Całość oczywiście w chmurach - widać, że i dziś deszcz mnie nie ominie.

zdjecie,600,408320,20130728,panorama-mas

Sporą część przejeżdża oczywiście przez pola, miejscami nawet w półtorametrowej trawie - bardziej to wygląda na przedzieranie. Przynajmniej tutaj się postarali i pośród traw postawili słupek z oznaczeniami szlaku.
Na podjeździe pod Igliczną zagadka tajemniczych aluminiowych oznaczeń szlaku nagle się rozwiązuje. Zaglądam do zawieszonej na drzewie tabliczki i okazuje się... Że jest zrobiona po puszce do piwa! Nasuwa się najważniejsze pytanie w tej sytuacji... Ile piw musieli wypić aby oznakować szlak? Ciekawe czy kiedykolwiek poznamy odpowiedź...

zdjecie,600,408312,20130728,zagadka-alum

Droga na Igliczną nadal zaskakuje. Ktoś zostawił na wpół ścięte drzewo przy ścieżce - pytanie ile tak wytrzyma...

zdjecie,600,408313,20130728,prawie-sciet

Za to już na samym szczycie Igliczna, zaraz przy kościele rozpościerała się piękna panorama na pola i góry. Ciemne chmury i przebijające się przez nie słońce tworzyło niezwykłą mieszankę kolorów i cieni. Tylko siedzieć i patrzeć.

zdjecie,600,408319,20130728,wspanialy-wi

Zjadłem, posiedziałem i ruszam dalej. Zjazd jest dość łatwy, więc szybko docieram do Międzygórza skąd już droga wiedzie prosto do Schroniska PTTK pod Śnieżnikiem. Znaczna długość jest do podjechania - tylko krótki środkowy i końcowy fragment musiałem prowadzić rower.
Czym wyżej się znajdowałem to coraz bardziej zaczynało kropić. Wspinałem się na praktycznie wysokość chmur.

zdjecie,600,408314,20130728,droga-pod-sn

Docieram do schroniska. Znajduje się praktycznie w chmurach, temperatura oscyluje w granicach 12 st. Już raz tutaj byłem na zlocie EMTB w bardzo podobnych warunkach. Tylko, że to wtedy był Wrzesień. Schronisko ogólnie mi się podoba, same dobre wspomnienia.

zdjecie,600,408315,20130728,schronisko-p

Zatrzymuje się na chwilę w środku. Szaleję i kupuję gorącą czekoladę (która jest o smaku wody), pamiątkową odznakę i wysyłam pocztówkę do Niny. Bardzo dobrze, że można ją od razu zostawić na miejscu.
Uzupełniam brakujące kalorie i postanawiam jeszcze przejechać kawałek, do zmroku mam jeszcze kilka godzin.
Kilka kilometrów po starcie deszcz rozpadał się na dobre, postanawiam przenocować w pierwszym lepszym miejscu jakie znajdę. Na przełęczy Żmijowa polana dostrzegam wiatę. Długo się nie zastanawiając postanawiam w niej przenocować.

zdjecie,600,408316,20130728,wiata-na-prz

Deszcz nie przestaje kropić, a temperatura spada do 11 st. Robię sobie obiado-kolację, trochę się przemywam, zasłaniam wejście do wiaty ponch'em i układam się na stole do snu. Osobiście nie przewidywałem, że jazda będzie mi tak sprawnie iść, jak tak dalej pójdzie to za dwa dni ukończę szlak. Początkowo planowałem na niego dziesięć dni. Jest dobrze.

zdjecie,600,408317,20130728,nocleg-w-wia


Dzień 7 - Masyw Śnieżnika - Czarna Góra
DST 99.79km | Teren 65.00km | Czas 07:14 | VAVG 13.80km/h | VMAX 56.33km/h | Temp. 22.0°C | HRmax 152( 76%) | HRavg 111( 55%) | Kalorie 2788kcal | W górę 1455m | avCAD: 68

Wstaję punktualnie o 5:30 i moim oczom ukazuje się wspaniały widok! Słońce niesamowicie przebija się przez szybko poruszające się chmury nad moją głową. Dla takich momentów warto się wymęczyć i nocować trochę wyżej w górach.

zdjecie,600,408630,20130728,poranek-na-p

Czarna Góra znajduje się tuż, tuż. Podjazd na nią robi się aż miło. Chmury raz coraz przemykają koło mnie - raz znajduję się w chmurach ze słabą widocznością, a następnie odkrywa się widok na góry.

zdjecie,600,408628,20130728,slonce-przbi

Docieram na Czarną Górę i od razu wspinam się na wieżę widokową.
Widoki wprost niesamowite, według mnie jak do tej pory najbardziej klimatyczne! Do tego jest to pewnego rodzaju nagrodą za to, że dotarłem aż tutaj.
Chmury naprawdę bardzo szybko przemykają po niebie - to zasłaniając i odkrywając widok na dolinę. Wiatr je przegania i z każdą minutą jest ich coraz mniej. Nie można po prostu przestać patrzeć. W zaistniałej sytuacji nie mogło zabraknąć stosownej sesji zdjęciowej :)

zdjecie,600,408631,20130728,na-wiezy-wid
zdjecie,600,408635,20130728,super-widok-

Z głową pełną super widoków niechętnie zjeżdżam z Czarnej Góry. Zjazd sam w sobie jest dość trudny, na początkowym fragmencie muszę sprowadzać rower. Szybko docieram do przełęczy Puchaczówka gdzie dalej ruszam polami w stronę Lądka Zdrój.

zdjecie,600,408644,20130728,na-przeleczy

Jakby mogło być inaczej, przynajmniej raz dziennie muszę trafić na wycinkę drzew która jak zwykle utrudnia nawigowanie po szlaku. Tym razem bez większych problemów odnajduje właściwy kierunek.

zdjecie,600,408645,20130728,wycinka-drze

Za Lądkiem Zdrój z małymi problemami zdobywam Jawornik Wielki skąd już jest sam zjazd aż do Złotego Stoku. Tak trafiłem, że dziś jest organizowany bieg nordic walking na właśnie Jawornik. Rozmawiam dość długo z jedną osobą z obsługi i bez większych problemów ruszam w dół - z obietnicą, że mam nie przejechać zawodników. Szlak mnie obserwuje.

zdjecie,600,408647,20130728,uwaga-szlak-

Zjazd prowadzi w większości szutrami i drogami leśnymi. Zjeżdżam więc szybko i pewnie. Chyba za pewnie, bo na jednym fragmencie wbiłem się przednim kołem w błoto, rower został, a ja poleciałem przez kierownicę - szczęśliwe zeskoczyłem z roweru i wylądowałem na nogach.

zdjecie,600,408650,20130728,rower-zostal

Docieram wreszcie do Złotego Stoku. Na początku przejeżdżam przez naprawdę spory park linowy ulokowany w byłej żwirowni/kamieniołomie, robi wrażenie.
Dziś całe miasto tętni życiem, jest organizowany szereg imprez i ludzi jest naprawdę sporo. Spokojnie przejeżdżam przez miasto i ruszam dalej szlakiem którego fragment teraz prowadzi główną ulicą.

Odbijam w boczną drogę, następnie w pole na którym się gubię i dalej już prosto asfaltem do Kolonii Błotnica gdzie na krótkim fragmencie występują poznane wcześniej "Bagna Orłowicza" :)
Przedzieram się przez wysoką trawę, docieram na asfalt gdzie narzucam lepsze tempo i po chwili znajduję się przy zbiornikach Topola i Kozielno pod Paczkowem.

zdjecie,600,408652,20130728,bagien-orlow

Próbuję do nich jakoś zjechać, ale jakoś żaden zjazd mi nie odpowiada i oto tak ląduję od razu w Paczkowie :)
Miasto robi na mnie pozytywne wrażenie. Widać fragmenty murów którymi było otoczone, rynek jest zadbany i do tego gra tutejsza kapela która tworzy ciekawy klimat. Jest tu też dużo różnych starych zabudowań.

zdjecie,600,408653,20130728,rynek-w-pacz

Niestety nie mogę znaleźć baru z klasycznym-polskim-kebabem więc ruszam dalej.
Kawałek za Paczkowem kończy mi się zasięg mojej obecnej mapy, odzyskam go dopiero pod Głuchołazami. Będę musiał uważać i bardzo pilnować się oznaczeń.
Nastawiałem się na monotonną jazdę, ale początkowy fragment przez pola jest rewelacyjny chociaż płaski. Wiedzie dosłownie kilkumetrowym pasmem lasu przez pola kukurydzy, wrażenie jak i ścieżka niezwykła! Aż przyjemnie pokonuje się kolejne kilometry.

Jak to w życiu bywa dobra passa kiedyś się kończy. W środku pola trafiam na skrzyżowanie w kształcie litery "T" i zero oznaczeń. Próbuję w prawo, dojeżdżam do asfaltu, dalej zero oznaczeń. Wracam się spory kawałek do rozjazdu i próbuję drugi wariant w lewo - ląduję pośrodku pola. Ostatecznie decyduje się na dojazd do asfaltu, więc ponownie się wracam. Nie ma to jak jazda przez pola.
Już całkowicie zgubiłem szlak więc decyduję się na 15 km dojazd do Głuchołaz asfaltem przez Czechy. Jadąc w stronę granicy przypadkowo trafiam na zagubiony czerwony szlak, daję mu ostatnią szanse i kieruję się w pola. Tutaj z oznaczeniami niestety nie jest lepiej, więc wracam się do asfaltu i kontynuuje mój pierwotny wariant.
Godzina robi się coraz późniejsza, rozglądam się za miejscem na biwak, ale z tym jest problem. Albo wszędzie same pastwiska, albo tak zarośnięte krzaki, że jest tam problem z wejściem. Odbijam w stronę Polski, ale jeszcze po Czeskiej trafiam jak mi się wydaje na dość dogodne miejsce na zboczu - myślę, że coś tam się znajdzie. Jak się okazało to znalazłem, ale na pochyłości. Rozbijam namiot i liczę na to, że nie wyślizgnę się z niego i nie przeturlam się na sam dół :)
Wszystko wskazuje na to, że jutro ostatni dzień jazdy.

zdjecie,600,408656,20130728,nocleg-na-zb


Dzień 8 - Biskupia Kopa - Prudnik
DST 59.71km | Teren 50.00km | Czas 05:43 | VAVG 10.44km/h | VMAX 52.04km/h | Temp. 25.0°C | HRmax 163( 81%) | HRavg 112( 56%) | Kalorie 2039kcal | W górę 1221m

Pobudka standardowo 5:30. Całkiem się wyspałem biorąc pod uwagę fakt, że spałem na pochyłości i ogólnie się staczałem - dobrze, że rower mnie utrzymał i nie wylądowałem na ulicy. Kilka razy w nocy tylko musiałem się poprawiać, ale ogólnie jak na te warunki to super.
Szybkie śniadanie, zwijanie obozowiska i ruszam na asfalt. Dojazd do Głuchołaz to jest tylko formalność. Granicę przekraczam w bardzo ciekawym miejscu - tak jakby mieszkańcy sami połączyli drogi. Do tego poprzewracane znaki - jest klimat.

zdjecie,600,409142,20130729,granica-pols

Przejeżdżając przez Głuchołazy musiałem chociaż na chwilę zajechać przed szkołę gdzie odbywał się III zlot ForumRowerowe.org - oczywiście do tego pamiątkowe zdjęcie.
Kawałek w dole ulicy zrobiłem zakupy w "Fajnym" sklepie i zjadłem śniadanie na ławce. Ogólnie o godzinie 8:00 rano było ciężko z jakimś otwartym sklepem spożywczym.

Zapinam wszystko na ostatni guzik i ruszam w stronę Góry Parkowej która jest praktycznie w turystycznym centrum Głuchołaz. Podjazd pod Przednią Kopę idzie zadziwiająco dobrze, sprawnie go pokonuje i zatrzymuje się dopiero pod ruinami wierzy widokowej. Coś się tam już dzieje, może za dziesięć lat będzie czynna.

Dalej już idzie bardzo łatwo i sprawnie. Ładny podjazd, a następnie gładki zjazd leśną drogą. Na przeszkodzie stanęły mi tylko powalone drzewa, a właściwie to ścięte i zostawione na środku szlaku. Może dla niektórych to atrakcja, ale nie na rowerze.

Po zjeździe dojeżdżam do asfaltu z którego już widać mój dzisiejszy główny cel - Biskupią Kopę.

zdjecie,600,409146,20130729,biskupia-kop

Przejeżdżając przez Jarnołtówek miła niespodzianka - mają tam swoją wersję "Mostu Zakochanych". Uwagę najbardziej przykuł mi rowerowy motyw miłości... Zapięcie do roweru. Nie było na nim żadnego imienia, a tylko można się domyślać jaki to był kochany rower...

zdjecie,600,409171,20130729,most-zakocha

Kawałek za mostkiem zaczyna się już właściwy podjazd pod Biskupią Kopę. W sporej części jest to też podejście, powiedziałbym, że w proporcjach 50/50. Jako, że to jest już ostatni dzień mojej wyprawy to tym łatwiej się wspinam do góry. Pogoda ogólnie dopisuje - jest całkiem gorąco, ale lepsze to niż deszcz.

zdjecie,600,409147,20130729,podejscie-po

Po długim podejściu i wymagającej końcówce podjazdu zadowolony znajduję się już na szczycie Biskupiej Kopy. Jest to tak naprawdę ostatni tak wysoki szczyt na trasie Głównego Szlaku Sudeckiego, więc swoiste pożegnanie z górami. Dalej to już sporo w dół i powrót prosto do Prudnika.

zdjecie,600,409149,20130729,wieza-widoko

W sklepiku ulokowanym w wierzy widokowej kupuję kilka pamiątek i bilet wstępu na górę wierzy. Nie mogłem sobie darować ostatniego spojrzenia na góry z tej wysokości, ostatniej takiej wspaniałej panoramy. Więc robię sporo zdjęć i kręcę kila ujęć kamerką. Widoki oczywiście nie zawodzą i można wszystko dobrze podziwiać. Dobrze, że też są narysowane strzałki z opisem które wskazują co ważniejsze szczyty widziane z Biskupiej Kopy.
Schodzę z wierzy, zakładam kurtkę na zjazd i ruszam szlakiem który teraz spory fragment prowadzi wzdłuż granicy. Jadę oczywiście ścieżką graniczną, bo tak właściwa kilka metrów obok jest ciężko przejezdna ze względu na ogrom powalonych drzew - kilka lat temu na zlocie było to samo.

zdjecie,600,409151,20130729,autoportret-


Zjazd czerwonym szlakiem jest bardzo ciekawy, bardzo go polecam. Tylko w nielicznych miejscach musiałem sprowadzać rower. Zwłaszcza końcówka jest rewelacyjna jak zjeżdża się najpierw drogą z wysokimi bandami, a w trakcie można na nie po prostu wbić i jechać tamtejszym singlem.
Grawitacja doprowadza nas do Pokrzywnej na parking, zaraz przy jeziorku/kąpielisku i stawach hodowlanych. Można tam zobaczyć też turbinę napędzaną wodą.
Bardzo zaskakuje mnie Młyńska Góra (zaraz przy stawach hodowlanych) - podejście normalnie strome jak w Karkonoszach, może nawet bardziej! Całe szczęście krótkie, ale namęczyć się można.

zdjecie,600,409179,20130729,stawy-hodowl

Na tym odcinku nie mogło też zabraknąć dróg przez pola. Nawigacja idzie sprawnie, oznaczenia generalnie są dobre. Jedynie, aby nie było za łatwo ktoś wysypał drogę cegłami, nie to, że pokruszonymi - leżały tam dosłownie pełne cegłówki. Rowerem nie dało się jechać, a jakby ktoś był zainteresowany to z tych cegieł można nawet zbudować dom.

Kawałek asfaltowego fragmentu i w pewnym momencie naprawdę ciekawy zbieg okoliczności.
W lewo drogowskaz pokazuje krótką, asfaltową drogę prosto do Prudnika, a szlak odbija w prawo - terenowo. Jakby ktoś był zdesperowany to zawsze mógłby się skusić na krótszy wariant, ja odbijam w prawo.

zdjecie,600,409160,20130729,dylemat-do-p

Widoki i krajobrazy cały czas się przeplatają. Zwłaszcza interesująco wyglądają góry u podnóża których jest pole zdobione czerwonymi makami.

zdjecie,600,409161,20130729,widok-na-gor

Nastawiałem się na w większości zjazdy, ale chyba za bardzo optymistycznie do tego podszedłem. Od Biskupiej Kopy jest też i sporo podjazdów, nie idzie tak łatwo jak zakładałem, ale najważniejsze, że do przodu.
W sanktuarium świętego Józefa w Prudniku ciekawy widok - w miejscu świętym wyjątkowo nie można jeździć na rowerze. Ciekawe co musiało się tam takiego stać, że został umieszczony ten zakaz. Pewnie jakiś szalony rider DH się trochę zapędził.

zdjecie,600,409180,20130729,wyjatkowo-w-

Od samego sanktuarium jest już tylko asfaltowy zjazd prosto do Prudnika. Czerwona kropka jest już tuż, tuż. Oznaczenia szlaków w mieście są rewelacyjne, nie da się zgubić i są umieszczone w widocznych miejscach. Rynek w mieście jest ładny, wyłożony kamieniami.

zdjecie,600,409170,20130729,rynek-w-prud

Jest i koniec szlaku! Znak umieszczony w widocznym miejscu zaraz przed samą stacją PKP.
Udało się ukończyć Główny Szlak Sudecki w bardzo dobrym czasie. Nastawiałem się na 10 dni, a wyszło 8 i to ze startem o godzinie 11:00, a w Prudniku byłem o godzinie 15:00, więc spokojnie w 7 dni da się zmieścić. Pogoda była różna, właściwie to tylko 3 dni deszczowe, trochę upału, a tak bardzo sprawnie się jechało. Ogólnie jestem bardzo zadowolony - jedynie trochę zaskoczony, że tak szybko wszystko się skończyło.
Kilka minut po mnie spotykam pod znakiem małżeństwo które ukończyło też szlak, tylko, że pieszo - zajęło im to 16 dni, łącznie ze zwiedzaniem niektórych miejsc.
Co jak co - wyprawa dobiegła końca.

zdjecie,600,409169,20130729,koniec-glown

Jako, że szlak został pomyślnie ukończony trzeba to uczcić sytym posiłkiem, czyli klasyczną polską pizzą na rynku w Prudniku. Nie ma to jak coś dobrego i gorącego.

Jak się okazało małżeństwo piechurów jedzie do Krakowa, czyli zmierzamy w tym samym kierunku. Łapiemy najpierw pociąg do Kędzierzyna - Koźle, tam przesiadka do Krakowa gdzie ląduję około północy. Bardzo dobrze się nam rozmawiało, wielki też szacunek za to, że przeszli to pieszo. Dostałem też od nich wizytówkę z linkiem na ich bloga gdzie wszystko dokładnie opisują, a jest tego sporo: GórskieWędrowki.blogspot.com/

W Krakowie dowiaduję się, że nie sprzedają mi biletu przed 1:00 ze względu na przerwę techniczną, a pociąg mam o 1:26. Więc mając godzinę czasu zwiedzam na szybko starówkę w Krakowie - ruch naprawdę spory, pełno szalonych studentów. Kupuję coś do jedzenia i wracam na poczekalnię. Pani z okienka mnie zapamiętała i zostałem wcześniej obsłużony, aby zdążyć na pociąg.
Czekam na peronie na pociąg, coś podjeżdża, więc wypatruje wagonu do którego mam wsiąść. Znalazłem właściwy i wsiadam. Jednak nie do końca. Pociąg ruszył, brakowało miejsca na rower, a ja tak przyglądam się tabliczce dokąd jedzie. Okazało się, że to pociąg na Hel. No to pięknie, na sam koniec wyląduje jeszcze nie tam gdzie trzeba. Całe szczęście nie byłem jedynym co pomylił pociąg i konduktor zatrzymał skład. Biegnę więc z kilkoma osobami po kamieniach i podkładach na peron do właściwego pociągu, całe szczęście zaczekał i zdyszany wsiadam już do właściwego wagonu. Naprawdę bardzo dziękuję za postawę konduktora, że zatrzymał skład i poczekał, aż się przesiądziemy - po prostu super wyrozumiała postawa.

Rozkładam się wygodnie w przedziale rowerowym i już tylko, aby wysiąść w Warszawie - stamtąd już tylko kawałek do Mińska.
Bilet powrotny ze wszystkimi przesiadkami ogólnie wyszedł mi praktycznie dwa razy więcej niż do Świeradowa, no coż...

Najważniejsze, że wyprawa się udała i na pewno będzie co wspominać!
Główny Szlak Sudecki zdobyty na tip top!

WSZYSTKIE ZDJĘCIA Z WYPRAWY

Film z GoPro jest w przygotowaniu.

PODSUMOWANIE:
- Dystans: 527km (miejscami trochę widać nadrobiłem :) )
- Czas spędzony na rowerze: ok. 50h
- Przewyższenia: 12578m
- Nocleg: 3x dziko, 2x wiata, 1x namiot pod schroniskiem, 1x schronisko

WNIOSKI Z WYPRAWY:
- Sprzęt w górach jest ogólnie niemiłosiernie katowany, trzeba się przygotować na awarie
- Namiot z rowerem jako stelaż (np. mój Faroe Out) to nie jest dobry pomysł podczas deszczu - zabłocony rower ląduję w środku i cali jesteśmy mokrzy i brudni, dodatkowo problem z jego serwisem, czasami też ciężko rozstawić namiot
- Kuchenka JetBoil ZIP oraz plecak Deuter Trans Alpine sprawdziły się na medal! Kuchenka bardzo szybko gotowała wodę i jeszcze zostało mi na jedno gotowanie kartusza 100g, plecak za to super wygodny - praktycznie nie czułem ciężaru
- System wstawania ze wschodem i kładzenia się spać z zachodem bardzo się sprawdza
- Warto sprawdzać gdzie na szlaku są wiaty, bardzo dobrze się tam śpi, ale twardo - chociaż mi to nie przeszkadzało
- Zgubiłem okulary których i tak nie używałem na wyprawie - lepiej mocować sprzęt
- Worek pod siodło Fjord'a Nansen'a przetarł mi się w kilku miejscach - na dłuższą metę się nie sprawdza
 
ZABRANY SPRZĘT:


Ubrania:
- 2x koszulka
- ciepła rowerowa bluza
- kurtka przeciwwietrzna - wiatrówka
- 1x spodenki z wkładką
- 2x komplet bielizny
- 2x skarpety
- komplet bielizny termoaktywnej Brubeck Thermo
- rękawiczki
- cienkie, nieprzewiewne spodnie
- opaska na czoło
- buff
- japonki za 6 zł
- buty SPD
 
Sprzęt:
- plecak Deuter Trans Alpine 25l
- kuchenka Jetboil ZIP + kartusz 100g + kartusz 120g
- tytanowy Spork
- scyzoryk Victorinox Camper
- czołówka BD Storm + komplet zapasowych baterii
- dwa światełka pozycyjne
- zapalniczka + zapałki
- poncho
- namiot Fjord Nansen Faroe Out
- śpiwór HiMountain Predido 
- okulary
 
Narzędzia/naprawa:
- 2x dętka
- łyżki do opon
- komplet łatek razem z klejem
- multitool z imbusami, razem ze skuwaczem i kluczem do centrowania kół
- 3x komplet klocków hamulcowych + jedna sprężynka
- opaski zaciskowe
- taśma izolacyjna
- tubka smaru ŁT-43
- mały klucz do zdejmowania ramienia korby HTII
- pompka
 
Apteczka:
- gaza + opaska elastyczna
- kilka bandaży
- woda utleniona
- tabletki przeciwbólowe, węgiel
- antybiotyk na rany (Tribiotic)
- folia NRC
 
Elektronika:
- aparat + 2x zapasowa bateria
- GoPro hero3 + 2x zapasowa bateria + mocowanie na klatkę piersiową + mocowanie na kask
- powerbank 6800 mAh
- mały, wyginany statyw
- telefon Samsung Solid b2710 + Motorola Defy+
- ładowarka USB
 
Higiena:
- mały ręcznik szybkoschnący
- mydło
- mała tubka pasty do zębów
- składana szczoteczka do zębów
- krem Nivea
- małe opakowanie kremu z filtrem do opalania
- chusteczki nawilżone
 
Jedzenie (tutaj różnie woziłem):
- Koks! - czyli tabletki z witaminami
- zupki chińskie
- 2x liofilizat
- kostki rosołowe
- herbata
- puree ziemniaczane / kaszka kuskus
- woda (bidony 0,6l + 1l, bukłak 2l)
 
Inne:
- płyn przeciw komarom
- notatnik + długopis + ołówek
 
Bardzo możliwe, że o czymś zapomniałem napisać :)

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dzięki :)

A zapomniałem napisać jakie to opony - Continental Mountain King 2.2 zwijane. Specjalnie kupowałem je na wyjazd, ogólnie sprawowały się bardzo dobrze - z mniej agresywnym bieżnikiem bym nie polecał.

Przód jest w bardzo dobrym stanie, a tył to masakra - zrobił się prawie slick na środku :)

Jak wejdziesz do galerii zdjęć co link dałem na końcu to tam jest jej kilka zdjęć.

 

Wysłane za pomocą Tapatalk.

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ooo Panie...Jesteś wielki :thumbsup:

Tym samym dołączasz do pocztu zdobywców GSS :teehee:  Też zrobiłem go w 8 dni i wiem, że urwać by się już nie dało.

 

Super zdjęcia. Zaraz robię poranną kawkę i zabieram się za dokładne czytanie.

Jak ochłonę, to jeszcze się odezwę... :teehee:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@detonator - Możemy założyć jakiś klub zdobywców GSS - w sumie Twoja relacja bardzo mi pomogła przy planowaniu i wiedziałem co mnie czeka  :icon_cool:

Według mnie w 7 dni by dało radę to zrobić, ale fakt - nie byłoby łatwo i pytanie czy warto :)

No to miłego czytania! Mam nadzieję, że dojdziesz do siebie  :icon_cool:

 

@wojtasin - jak robiłem podjazd/podejście do Andrzejówki czerwonym szlakiem to była to typowo leśna ścieżka, dużo pchania na początku, a później singiel - właściwie to trawers. Drogę wysypaną tłuczniem to pamiętam, że tylko przecinałem w poprzek... Może to był inny szlak? Tam jeszcze z Sokołowska do Andrzejówki jak się nie mylę idzie zielony (krótszy).

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Mod Team

Kolejna, ciekawa (po relacji detonatora) z GSS-u. Oczywiście +1 za zwięzłe, treściwe opisy i ładne fotki. :thumbsup:


PS. sprawcą Twojego niewyspania dnia 4-tego, była zapewne płomykówka, spotykana w tych rejonach, która "drze się" po nocach, tak że wytrzymać nie można. :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@detonator - Możemy założyć jakiś klub zdobywców GSS - w sumie Twoja relacja bardzo mi pomogła przy planowaniu i wiedziałem co mnie czeka  :icon_cool:

Według mnie w 7 dni by dało radę to zrobić, ale fakt - nie byłoby łatwo i pytanie czy warto :)

No to miłego czytania! Mam nadzieję, że dojdziesz do siebie  :icon_cool:

 

 

Uhh piękna relacja i jeszcze raz gratuluję :thumbsup:

-Nie sądziłem, że takie podejście będą mieli strażnicy w KPN

-Słupek graniczny na skale rewelacyjny, to fakt.

 

 

Ogólnie piękne tereny.  Szczególnie podobały mi się Rudawy Janowickie pod kątem płynności jazdy i chyba Góry Sowie, natomiast widokowo Karkonosze i Góry Stołowe.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Co do strażników to ja też mocno się zdziwiłem, byłem już przygotowany na wszystko, a tu nawet się nie zatrzymali - według mnie po prostu szczęście :)

 

Tereny doprawdy zacne. Cały czas są praktycznie jakieś górki, a jest też i trochę pól - zwłaszcza jak się wyjeżdża z lasu na pole to widoki często są naprawdę super.

Karkonosze i Stołowe faktycznie oferują najlepsze widoki i to całkowicie różnią się od siebie. Karkonosze to przestrzeń/ogrom, a Stołowe - nieziemskie kształty.

W Sowich faktycznie dobrze się jechało, ale do tego też trochę korzeni, kamieni i nie było spokojnie - się działo  :icon_cool:

 

@adamos - dzięki za info co do nocnego hałasującego osobnika - teraz przynajmniej wiem jak wygląda. Dźwięk faktycznie był straszny, żałowałem, że nie zabrałem zatyczek do uszu  :icon_cool:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zarchiwizowany

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...