Skocz do zawartości

[wypadki] Wasze gleby


Mieciu

Rekomendowane odpowiedzi

Cześć, jeszcze nic nie pisałem - "świerzak" znaczy się ;-)

3 lata, dwie majówki, dwa razy szpital...

3 lata temu, 1. maja, ścieżka rowerowa (Wawa, Wał Miedzeszyński), pani z wózkiem decyduje się wkroczyć na ścieżkę...

Rower w lewo, ja w prawo... Niestety, lądowanie skończyło się na krawędzi ścieżki i trawnika. Zerwane dwa więzadła prawego barku. Operacja, 6 tygodni unieruchomienia, pół roku rehabilitacji (dziś 95% sprawności), dwa sezony "z głowy"...

Tegoroczna majówka, droga "wiejska", ruchu w zasadzie brak, rajdowiec w czerwonym aucie wyskakuje spoza krzaków (prostopadła z lasu - podporządkowana), trafia idealnie w tylne koło. Rower na bok, moje nogi w górze, kaskiem walę o asfalt. Kask rozpadł się na dwie cześci (trzymał się tylko na pasku i regulatorze). Pogotowie, tomografia, rezonans, dwa dni na obserwacji. Rower bez śladu zdarzenia :-). Za rok zostaję w domu ;-) chcę żyć ;-).

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To możliwe, żeby nie zauważyć przez dwa miesiące, że ma się złamane żebro? Jakoś tak od kilku dni mnie coś pobolewa, a jedyne zdarzenie ostatnio to OTB 21 marca gdzie leciałem na supermena i tak wylądowałem.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tofi, nie realne. Złamane żebro musi cholernie boleć. Miałem mocno stłuczone żebra po glebie na maratonie jak ktoś wyłożył mi się pod koła przy 35km/h i uwierz mi, że nie dało się tego nie odczuć (nie mówiąc już o złamaniu). Strasznie bolało przy wszystkich czynnościach - śmiech, leżenie, wstawanie z łóżka, pełny oddech. Na początku próbowałem z tym jeździć delikatnie myśląc, że przejdzie, ale ból się tylko nasilał, na rowerze czułem też kłucie w jamie brzusznej i po wizycie u lekarza musiałem odpuścić całkowicie rower na jakiś czas.. W upalne dni miałem nawet lekkie problemy z oddychaniem.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To możliwe, żeby nie zauważyć przez dwa miesiące, że ma się złamane żebro? Jakoś tak od kilku dni mnie coś pobolewa, a jedyne zdarzenie ostatnio to OTB 21 marca gdzie leciałem na supermena i tak wylądowałem.

 

Po dwu miesiacach powinno sie juz dawno zrosnac, wiec to malo realne. Co nie znaczy, ze powinno byc bagatelizowane.

 

Zebro wcale nie musi mocno bolec. Akurat wychodze z pekniecia i stluczen i boli najbardziej rano, przed rozruszaniem. Ale nie jest to cos strasznego, a w ciagu dnia jest ok. Kwestia indywidualna.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A ja się MUSZE pochwalić, że dzisiaj zaliczyłem pierwsze klasyczne OTB :thumbsup: .

Po 30 km wycieczki obejmującej m.in. czerwony szlak do Andrzejówki, zjazd do Sokołowska i inne tym podobne lajciki. A wracając do zdarzenia: miejsce - ścieżka, którą zjeżdżałem z 50 razy, jakieś 5 min drogi od domu. Jako że miałem jakieś 5km/h, straty to brudna bluza, spodenki i otarcie naskórka.

Po prostu myślami byłem już na kolacji, zamiast patrzeć gdzie to jadę :down:

RUTYNA zgubiła już niejednego, trzeba zawsze być skoncentrowanym jak pomidory w puszce ;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A ja dziś miałem pechową sytuacje. Jechałem sobie rozpędzony przez park i zjeżdżając z krawężnika lekko wyskoczyłem i zrobiłem whipa. Po wylądowania przerzutka sram x5 dostała się w szprychy łamiąc jedną szprychę (biedna dt champion) i oczywiście łamiąc hak. Na szczęście nie zaliczyłem gleby chodź pewnie mało brakło bo aż koło wyskoczyło z haków :) Hak do kupienia nowy ( coś pecha do tych haków mam ciągle je łamię ) przerzutka sram niezniszczalna będzie śmigać dalej, chodź nie ukrywam staram się nazbierać na nową bo ta to już we wszystkie strony pokrzywiona.

Życzę wszystkim mniej złamanych haków :thumbsup:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jadąc chodnikiem gosciu wyjezdzal z parkingu (tak dziwnie mam parkigni porobione ) , nawet sie nie spojrzal... wyhamowalem przwednm zeby w niego nie uderzyc, kolo mi wpadlo do dziury kierownice wykrecilo i polecialem do przodu na ryj. Na kole zrobila sie mala osemka, a w czwartek kupilem rower...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Mod Team

Chodnikiem się nie jeździ, raz ze nie wolno, dwa ze to mało wygodne a jeszcze mniej bezpieczne a trzy ze trzeba mieć przy tym naprawdę oczy dookoła głowy. Skoro wiesz że są tak porobione parkingi to po kiego kulałeś się chodnikiem?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wracajac kiedys z pracy tak dobrze znana mi trasa.Przy jednym barze wyskok na tak dobrze mi znanej goreczce,potem ladowanie w tak dobrze mi znanym miejscu i potem juz tylko z tak dobrze mi znana predkoscia przemknac miedz smietnikiem a klombem,a tu po miedzy tym smietnikiem a klabem kompletnie nie znany mi gosc,malo lub brak czasu na reakcje wiec spontan w ten klab,przednie kolo w murek,ja salto w powietrzu i pjekne lodowanie na plecy z tele markiem...pobutka opisy zyskow i strat,straty ja kompletnie nic roslinnosc zamortyzowala wszystko (ta na klabie i ta w moich plucach :icon_question: ) rower przednie kolo centra ,zyski banan na mojej twarzy i twarzach kierowcow aut ktorzy to widzieli .ten gosc nawet sie nie odwrocil

 

wracajac do poprzednich postow,a co jak by tam w tym klombie te wszystkie jamniki juz po tych wypadkach z wami z ta traumą.... :icon_question:

 

Wracajac kiedys z pracy tak dobrze znana mi trasa.Przy jednym barze wyskok na tak dobrze mi znanej goreczce,potem ladowanie w tak dobrze mi znanym miejscu i potem juz tylko z tak dobrze mi znana predkoscia przemknac miedz smietnikiem a klombem,a tu po miedzy tym smietnikiem a klabem kompletnie nie znany mi gosc,malo lub brak czasu na reakcje wiec spontan w ten klab,przednie kolo w murek,ja salto w powietrzu i pjekne lodowanie na plecy z tele markiem...pobutka opisy zyskow i strat,straty ja kompletnie nic roslinnosc zamortyzowala wszystko (ta na klabie i ta w moich plucach :icon_question: ) rower przednie kolo centra ,zyski banan na mojej twarzy i twarzach kierowcow aut ktorzy to widzieli .ten gosc nawet sie nie odwrocil

 

wracajac do poprzednich postow,a co jak by tam w tym klombie te wszystkie jamniki juz po tych wypadkach z wami z ta traumą.... :icon_question:

 

Wracając kiedyś z pracy tak dobrze znana mi trasa.Przy jednym barze wyskok na tak dobrze mi znanej góreczce,potem lądowanie w tak dobrze mi znanym miejscu i potem już tylko z tak dobrze mi znana prędkością przemknąć miedz śmietnikiem a klombem,a tu po miedzy tym śmietnikiem a klabem kompletnie nie znany mi gość,mało lub brak czasu na reakcje wiec spontan w ten klab,przednie kolo w murek,ja salto w powietrzu i piękne lodowanie na plecy z tele markiem...pobudka opisy zysków i strat,straty ja kompletnie nic roślinność zamortyzowała wszystko (ta na klabie i ta w moich płucach rower przednie kolo centra ,zyski banan na mojej twarzy i twarzach kierowców aut którzy to widzieli .ten gość nawet się nie odwrócił

 

wracając do poprzednich postów,a co jak by tam w tym klombie te wszystkie jamniki już po tych wypadkach z wami z ta traumą...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Uwielbiam jeździć chodnikiem, oczywiście zawsze wtedy kiedy nie ma ścieżki rowerowej, właśnie dlatego, że trzeba mieć oczy wszędzie. Trzeba brać pod uwagę każdą bramę, klatkę schodową, każdy zakręt za budynek itp. Biorąc pod uwagę energiczność mojej jazdy - wyobraźnia popłaca. Nigdy na nikogo nie wpadłem ani nie przeszkadzałem w ruchu w miejskiej jeździe, czasami lepiej zejść z roweru.

 

Wkurza mnie, jak idąc pieszo zapier....ją rowerzyści jakby to tylko ich chodnik był. Spier..lać na jezdnię albo jeździć spokojnie! Tyle wywodów! :)

 

PS. Przyznam się, że najwięcej zdarzeń miałem jednak na jezdni przez nieuważnych kierowców i uwaga... rowerzystów.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Moja gleba? Na 8nastę dostałem od rodziców rower... Trek 3700... Wstaję rano, wakacje, wszyscy w robocie, piękne słońce, więc co? Ogarnięcie się, śniadanko no i w drogę... Jadę... Ścieżka rowerowa (za chwilę skręt w prawo w osiedlową drogę, 300m i dom). Po lewej od ścieżki chodnik, a na nim matka, która prowadzi za rękę dziecko. No, ale idzie za rękę więc spoko... W tym momencie dzieciak się wyrywa i wyskakuje mi pod koło... Serce w gardle, odruch, odbicie kierownicą w prawo, a tam? Mały krawężnik, potem lekki spad po trawce i... droga... Podbija mnie na krawężniku i już wiem, że jest po wszystkiemu. Droga na szczęście dojazdówka do myjni samochodowej i jakiś punktów usługowo-handlowych, więc nic nie jechało... Lewa część twarzy cała zdarta. Wróciłem, Mama przemyła mi twarz wodą utlenioną i spoko. Niestety następnego dnia rano były wymioty... Pojechałem do lekarza, z miejsca skierowanie do szpitala... Tam już byli poinformowani, że zjawi się gość z urazem głowy i tu jest jedyny plus całej sytuacji... Poczułem się jak Papież bo w PAŃSTWOWYM szpitalu nie stałem w ŻADNEJ kolejce. Wszystko szybko, raz dwa, żeby sprawdzić czy nic się w głowie nie dzieje (chociaż od dawna wiedziałem, że jestem nieźle porąbany:D). Stwierdzili wstrząśnienie mózgu... Cała sytuacja 2 tygodnie przed datą 18 urodzin... Leżę na sali, wchodzi lekarz, patrzy w kartę, sprawdza datę urodzenia, przenosi wzrok na mnie i... "No nie mów...". Był to szpital dziecięcy, więc byłem najstarszym pacjentem w całej placówce :D. Pierwszy dzień pod kroplówką... Wieczorem byłem już tak głodny, że miałem ochotę zjeść tego chłopca co leżał obok, ale że to był mój druh, który też się na rowerze załatwił to nie mogłem... No i zaczęli mędrcy ze wschodu dywagować czy temu, co wygląda jak bliźniak Frankensztajna można dać kolację... Stwierdzili, że tak... Przynieśli... Legenda głosi, że ktoś się kiedyś tym najadł:D. Odprawiłem obrzęd przygotowywania kanapki z szynką mieloną... Już mam brać do buzi pierwszego kęsa... Jestem radosny, szczęśliwy, wiem że z racji wielkości posiłku ma radość nie będzie długa, ale... jednak się cieszę... W tym momencie wpada pielęgniarka... "NIE JEDZ!!! Zabierają Cię na tomografię do szpitala na Batorego!!" Myślę sobie: to po diabła daliście mi to... coś... Teraz to będzie leżeć obok i mnie kusić zanim ktoś nie przyjdzie i nie zabierze mnie na tę całą tomografię... No, ale zaliczyłem wycieczkę karetką, zrobili tomografię, wróciłem i nareszcie zjadłem!!!!!!!!!!!!!!!! Poleżałem kilka dni, aż przyszedł ordynator i zadał mi bardzo "mądre" pytanie: "Czy chcesz iść do domu?". Z trudem powstrzymałem się od odpowiedzi w stylu "Nie, wie Pan, całkiem fajny hotelik, a i jedzenie takie, że w 2 dni działa jak dobrze dobrana dieta stosowana przez 2 miesiące". No, więc dostałem życzenia urodzinowe od personelu szpitala (bardzo miłe to było:) ), potem przykazano mi leżeć 2 tygodnie na łóżku i się nie przemęczać i tyle... Po tygodniu jeździłem na rowerze :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...

Dzisiaj rano, w trakcie drogi do pracy zostałem skutecznie dobudzony metodą szokową :icon_confused:. Sytuacja następująca: jadę szerokim i pustym chodnikiem, dojeżdżając do przejścia dla pieszych, zza zaparkowanych samochdów wyłania się niebieska octavia i całą swoją długością staję na przejściu i tym samym na mojej drodze. Próbuję awaryjnie hamować, zblokowane przednie koło i klasyczny lot nad kierownicą. Wylądowałem dosłownie pół metra przez bokiem skody, rower trochę dalej. Bilans strat: brudne gacie, lekko zbity łokieć. Rower bez szwanku, skoda bez ryski, nawet serek wiejski w plecaku przetrwał :laugh: . Kierowca (zaskoczony sytuacją podobnie jak ja) do mnie wyszedł, pomógł się pozbierać z gleby, przeprosił, chciał nawet dać numer tel., ale wobec tego, że nie było żadnych strat rozstaliśmy się w pokoju i kulturalnie. Wina również po mojej stronie bo jechałem chodnikiem i po przejściu. Fakt że drogi rowerowej brak i padał deszcza lecz to żadne usprawiedliwienie. Reasumując. Trzeba uważać wszędzie i o każdej porze. Nie ufać kierowcom, pieszym i swoim umiejętnościom też. Mam nauczkę na przyszłość.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Fakt że drogi rowerowej brak i padał deszcza lecz to żadne usprawiedliwienie.
To usprawiedliwia jedynie jazdę po chodniku, ale nie po przejściu dla pieszych. Gdyby doszło do wypadku, to wina by leżała po twojej stronie w 60% (jazda po przejściu, brak ograniczonego zaufania do użytkowników drogi, inne zagrożenie w ruchu drogowym - nie rozejrzałeś się wkraczając na jezdnię) w 40% kierowcy (zatrzymanie na pasach, brak ograniczonego zaufania do użytkowników drogi). Nie napisałeś czy aby kierowca nie zatrzymał się z piskiem opon, bo kto normalny zatrzymuje się bez wyższej konieczności na przejściu, w takim wypadku doszła by kwestia ustalenia czy byłeś widoczny i kierowca przekroczył prędkość dostosowaną do warunków jazdy, czy też nie. Tak czy siak karny OTB zasłużony.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dlatego też daleki jestem od usprawiedliwiania się. A kierowca nie zahamował z piskiem na pasach, ale wjechał na nie bardzo dynamicznie i zatrzymał auto na całej szerokości pasów tuż przed skrzyżowaniem z uprzywilejowaną. Kierowca tłumaczył się, że mnie nie widział, co jest prawdą, bo widoczność na boki ograniczały mu zaparkowane samochody, ja też zobaczyłem go za późno żeby zdążyć wyhamować. Wydaję mi się, że gdyby do głosu doszła policja tto skończyłoby się na dwóch mandatach :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No czas żebym i ja się wpisał bo od ponad roku mam konto na forum i rzadko zaglądam.

A więc tak jakoś tak w kwietniu podczas ciepłych dni ,zacząłem jeżdzić rowerkiem do szkoły.

Rower stoi na ogrodzonym terenie szkoły,to mała szkoła prywatna, ale podczas przerw mozna wychodzić na dwór .

Pewnego dnia małym szczylom z 1gim sie nudziło i wpadli na pomysł odkręcenia mi szybkozamykacza tylnej piasty.;)

Jadąc nic nie zauważyłem ,wszystko się dobrze kręciło.

Aż tu nagle około 150m przed domem , poczułem jak lecę do góry , a za chwile opadam na chodnik.

Zdążyłem podłożyć rękę pod głowę żeby się ochronic , ale trochę lewym polikiem przeszorowałem.

Leżę patrzę a tu jak w filmie moje koło turla się na drugą stronę ulicy, wstałem szybko sprawdziłem czy mi krew z głowy nie cieknie .Pobiegłem po koło ,rzuciłem rower do góry nogami i najszybciej na swiecie zamontowalem.

Wstyd było mi strasznie na szczęście nikt tego nie widział.

Od momentu upadku do odjechania mineło okolo 15-20 sekund , miałem prędkość światła.

Hymm zastanawiałem sie potem pół dnia jakim cudem to koło odpadło całkowicie , przecież łańcuch i tarcza powinno to chociaz troszke zatrzymac.

O dziwo rower sie nie przerysował.

Miałem podarta kurtke,spodnie i t-shirt.

I jakby coś to nie jechałem na makrokeszu.

Na wytłumaczenie mogę się pochwalić że w tamtym i tym sezonie ani razu sie nie przewróciłem poniewważ mam opanowane hamowanie i upadki.

To teraz możecie się posmiać :woot:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ostatnia gleba w ciągu kilku lat, to była na początku tego roku.

 

Często jeżdżę w pobliskim lesie. Jest tam dość stroma górka, która zawsze była czysta, więc nie zatrzymywałem się przed nią. Zaraz za "horyzontem" leżała gałąź, która położyły osoby jeżdżące tam konno, jako przeszkodę. Nie jechałem swoim rowerem, więc nie wyhamowałem. Efekt? Rozbita lampka, ósemka z przedniego koła, wygięty błotnik, przerwany przewód licznika, a ja miałem zdarte nadgarstki, rozerwaną bluzę i wątpliwą przyjemność sturlania się ze sporej górki.

 

Od tamtej pory nie jeżdżę "na pamięć" i zawsze sprawdzam, co jest za linią wzroku.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zarchiwizowany

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...