Tofi Napisano 12 Marca 2012 Napisano 12 Marca 2012 Przedemną idzie małżeństwo (chyba) i ich dziecko. Dziecko wydawało się spokojne w odległości [...]masz nauczkę - jak idą rodzice z dziećmi wal po dzwonku ile wlezie - dziecko jest pod opieką rodziców i to oni mają prawny obowiązek je zabezpieczyć, nawet kagańcem i smyczą jeżeli jest taka potrzeba, do twoich obowiązków należy jedynie zachowanie ograniczonego zaufania, czyli walenie po dzwonku i rzucanie bluzgami ZANIM dojedziesz do dziecka.
Airsofter Napisano 13 Marca 2012 Napisano 13 Marca 2012 Jak to określił mój kolega po mojej glebie na jego rowerze w niedziele: sign + duro fr + uszat(ja)= Gleba
helhaim Napisano 21 Marca 2012 Napisano 21 Marca 2012 Witam wszystkich jako, że to mój pierwszy post na tym forum i to od razu w tak niebanalnym dziale:) Glebę, którą najlepiej pamiętam zaliczyłem w wieku mniej wiecej 12-14 lat jadąc na komunijnym "jubilacie" do szkoły:) (tak, tak, w tamtych czasach składaki się na komunię dostawało). A trasa wiodła między innymi pięknym zjazdem szosowym o długości ok 1-1,5 km (świętokrzyskie hehe), no to Bartuś na stojaczka z kolegami i pedałujemy z górki:) Składaki jednak maja to do siebie, że duzo częściej niż w rowerach z przerzutkami spada łańcuch:) Tak więc mniej więcej w połowie zjazdu nagły zgrzyt z tyłu i łańcuch wpadł między szprychy a zębatkę (czy jak to się zwie w tyvch rowerach). Ja, wcale nie przestraszony, bo często miałem takie akcje stanąłem na pedałach niczym kowboj na rumaku i właśnie w tym momencie łańcuch solidnie zakleszczył się w kole i niespodziewanie szarpnął pedałami. Jako, że ważyłem wtedy tyle co nic szarpnięcie po prostu wyrzuciło mnie przez kierownicę i kilka dobrych metrów jechałem sobie po asfalcie na spodniach i kurtce, a rwer za mną. Rezultat? Zdarte ręce i kolana, porwane spodnie oraz kurtka no i połowa szprych wycięta. roweru nie żałowałem, ale ubrań trochę szkoda. No i miałem tego dnia wolne od szkoły Pozdrawiam
Tofi Napisano 22 Marca 2012 Napisano 22 Marca 2012 Wczoraj zrobiłem supermana. Tak samo jak równo miesiąc temu było to bezpośrednim rezultatem hamowania przodem. Tylne koło podniosło mi do 45 stopni a później poleciałem jak z procy, nawet nie odczułem szarpnięcia przy hamowaniu, po prostu rower zahamował a ja nie. Na szczęście bez złamań i pęknięć, ale dzisiaj rano miałem nieciekawie. Obrzęk tak wielki, że musiałem drugi raz iść do lekarza bo jedna ręka miała ograniczoną ruchliwość a druga nie mogłem ruszyć w ogóle. Dostałem EPO i jest już dużo lepiej, ale mogło być nieciekawie, bo pokój stał się dla mnie pułapką - sam w domu, a ja nawet nie byłem w stanie otworzyć zwykłych drzwi.
Darasekpoz Napisano 25 Marca 2012 Napisano 25 Marca 2012 Z półtorej tygodnia temu. Szybki zjazd z górki, jadąc z Placu Wolności w kierunku Kupca Poznańskiego. Mógłbym jechać po szerokim chodniku, ale nie przystoi, więc dawaj - po bruku, między szynami, środkiem torowiska. Zjazd był szybki, zacząłem hamować przed światłami, ale zrobiła się zielona fala, więc na liczniku jakieś 25 km. W pewnym momencie chciałem wjechać znów na środek torowiska. Przednie koło przejechało, a tylne poślizg na szynie. Totalna wywrotka przy przystanku na którym stało kilkadziesiąt osób. Siniaki na kolanach, łokciach, lewej łydce, przez chwilkę nawet policzkiem przejechałem po bruku... Masakra Jako, że byłem na torowisku, rzuciłem tylko soczyste "K***a mać!", wstałem i poszedłem na bok się ogarniać, Adrenalina taka, że nie czułem żadnego bólu. Jakaś kobieta do mnie podchodzi i pyta się czy wszystko ok, za chwilkę druga... Ogarnąłem się, dojechałem do pracy. Gdy skończyłem, po 5 godzinach, okazało się, że kapeć. Na drugi dzień przyjrzałem się sprawie - dętka poszła od wewnątrz, bo siła upadku była tak duża, że obręcz się skrzywiła. Spiłowałem wybrzuszenie, założyłem nową detkę i jakoś jeździ. Gratis po wypadku na drugi dzień nie mogłem chodzić (łydka!)
Tofi Napisano 25 Marca 2012 Napisano 25 Marca 2012 Masz nauczkę - tory i krawężniki tylko pod kątem prostym.
Plastyk Napisano 25 Marca 2012 Napisano 25 Marca 2012 Zima 2011/12. Opole, Wyspa Bolko. Krótka trasa ok 1km przygotowana z kumplami nad brzegiem kanału. Techniczny kawałek z naciskiem na unikanie drzew, krzaków i korzeni. Mała różnica poziomów - dochodzi do 1,5m w paru miejscach. Byłem na krótkim wypadzie z kumplem, jechał z przodu. Temperatura -4. Jechaliśmy nad kanałem, ścieżka na brzegu skarpy, tak ok 2m wysokości od lodu do ścieżki. Zatrzymał się z niewiadomego powodu, ja zauważyłem to w ostatniej chwili i nie chcąc wjechać w niego przyhamowałem, przechyliłem się po poślizgu na lodzie i poleciałem ze skarpy głową w dół do kanału. Przebiłem lód a rower spadł na mnie. Byłem trochę oszołomiony ale woda po kolana szybko mnie obudziła. Na szczęście spadłem częściowo na jakieś konary i nie wpadłem cały do wody. Teraz czas na... śmiech. Śmialiśmy się kilka minut, wyciągnął mnie na górę i dalej się śmialiśmy. Potem kłopot, bo jak rower zabrać? Wychodząc kopnąłem go przypadkiem i odjechał po lodzie 2m od brzegu. No cóż, nie wziąłem ze sobą linki 2,5m którą woziłem zawsze, ale wyjąłem ją wczoraj bo nie była mi potrzebna przez pół roku. Kaszana. Wlazłem do wody, wziąłem rower na bary, dalej nad głowę, a kumpel leząc jakoś go wyciągnął. Potem pozbierałem lampkę, wodę i wyszedłem. Było wesoło, na szczęście do domu tylko 2km. Uszkodzenia: Zgięty hak przerzutki, po prostowaniu jeżdżę z nim do dziś
karolus555 Napisano 27 Marca 2012 Napisano 27 Marca 2012 JESIEŃ 2010 Jechałem z kolegą po lesie,z górki w strone jeziora. Wszystko przykryte liściami, a jechałem dosyć szybko, dookoła sporo drzew i zakręt. Na zakręcie pod liściami znajdowały się korzenie który w jakiśdziwny sposób zatrzymały moje przednie koło. Sam wypadłem przez kierownice z roweru,uderzając o kierownice "bolesnym miejscem". Bardzo bolesna przygoda, + rana na brzuchu. Nie wiedziałem jak się pozbierać i czy nie mam kości miedniczej złamanej, bo ból był potworny ! Z bóli dosłownie łzy w oczach miałem ... ale po szkou, wszystko ogarnąlem i w sumie nic poważnego mi nie było, poza poobijaniem
hassanbey Napisano 27 Marca 2012 Napisano 27 Marca 2012 Sam wypadłem przez kierownice z roweru,uderzając o kierownice "bolesnym miejscem". ... ale po szkou, wszystko ogarnąlem i w sumie nic poważnego mi nie było, poza poobijaniem A dzieci posiadasz / Bo może już nie będziesz miał.....a tak na serio to współczuje ból musiał być imponujący
karolus555 Napisano 29 Marca 2012 Napisano 29 Marca 2012 A dzieci posiadasz / Bo może już nie będziesz miał.....a tak na serio to współczuje ból musiał być imponujący Dzieci ... raczej nie.. xD heh nie no skądże 14 letni osobnik nie miewa dzieci
alstadi Napisano 1 Kwietnia 2012 Napisano 1 Kwietnia 2012 Dosłownie pół godziny temu - jadę sobie(powoli, 10-15 km/h), na chwilę oderwałem wzrok od drogi, i nagle przede mną pojawił się słupek. Za późno było na hamowanie, więc uderzyłem w słupek i przeleciałem przez kierownicę, na szczęście nic mi się nie stało, (no, trochę kolano boli, ale jutro już nie będzie), z rowerem też chyba wszystko OK. Patrzcie gdzie jedziecie!
alstadi Napisano 1 Kwietnia 2012 Napisano 1 Kwietnia 2012 Ale skąd ten słupek? Po prostu był 3 słupki ustawione tak, żeby samochody tamtędy nie jeździły. Często tamtędy jeżdżę, stoją od kiedy pamiętam, nie wiem jak to się stało że przywaliłem
Airsofter Napisano 3 Kwietnia 2012 Napisano 3 Kwietnia 2012 Gdzie tam stoją, one tam złośliwe czekają na takiego jak ty rowerzystę żeby mu wyrosnąć zaraz przed kołem
Arturos Napisano 26 Kwietnia 2012 Napisano 26 Kwietnia 2012 A ja dzisiaj na moim świeżym (120km przebiegu) Kubusiu LTD Race zaliczyłem piękne OTB Podjazd w parku - patrzę a tu ładna górka usypana - gdzieś z pół metra wysokości miała, przed nią dołek wykopany co by wyżej wyskoczyć. Wszystko ładnie wyprofilowane. Po wjechaniu na górkę pomyślałem - a jakże - zjeżdżam co sobie będę żałował. O ile w czasie podjazdu górka nie wyglądała groźnie to w czasie zjazdu było zupełnie inaczej... Jadę nie wiem ile, wjeżdżam w pięknie wyprofilowany dołek - uniosło mnie na rowerze, za dołkiem górka i lecę. Lecę... rower dołem a ja czuję jak odrywam się od pedałów i szybuję nad rowerem. Później nie wiem, chyba przednie koło wylądowało pierwsze a ja w ułamku sekundy przeleciałem przez kierownicę i wylądowałem na plecach. Rower przekoziołkował i wylądował 1,5 metra dalej. Upadłem na plecy - szczęście że miałem plecak i kask bo uderzyłem tyłem głowy o glebę.. Leżę i dramat - nie mogę złapać powietrza, łapię ile mogę i jęcząc wypuszczam. W końcu się pozbierałem i ledwo bo ledwo z bólem pleców podniosłem rower i do domu... samochodem. Teraz mnie plecy bolą w okolicy lędźwiowej jak zmieniam pozycję ciała - chyba coś ponaciągałem. Ręce trochę poobdzierane no i łydka. Majówka na rowerze z głowy.. Co do roweru to straty małe - klamka hamulca lekko się otarła i siodełko lekko wygięte (musiało dostać jak rower koziołkował) - może uda się wyprostować. Lakier cały więc nie jest źle tylko ja ledwo chodzę Jedyna pozytywna rzecz z tej całej sytuacji to doświadczenie - bezcenne...
hassanbey Napisano 28 Kwietnia 2012 Napisano 28 Kwietnia 2012 Arturos polecam lekarza bo takie efekty jak opisałeś mogą się źle skończył. Możesz mieć obite płuca,nerki.....kopsnij się do doktora.
Tofi Napisano 29 Kwietnia 2012 Napisano 29 Kwietnia 2012 Sytuacja przypomniała mi książkę "Moutain bike!" W. Nealy. Jeżeli po wypadku, nawet po katastroficznym, rowerzysta pierwsze o co zapyta to "co z moim rowerem?", to jest wszystko w porządku, jeżeli nie zapyta, to trzeba wezwać karetkę.
Plastyk Napisano 29 Kwietnia 2012 Napisano 29 Kwietnia 2012 Dziś jakieś paradoksy. Byłem na przejażdżce w parku, dużym parku, właściwie w lesie na wyspie blisko miasta. Spore to jest. W pi#du wiało więc napompowałem oponki na 4bar i pojechałem bić Vmax nowego roweru (ledwo 2 miesiące go mam). Cóż, pojechałem i za pierwszym razem pobiłem stary, było 53, a potem i ten pobiłem: 57,6km/h na płaskim oczywiście. Nic sobie nie zrobiłem. Pojechałem na największą górkę, koło 5m. Zjechałem, skoczyłem na największej hopie i przeżyłem. Pojechałem dalej tempem czołówki maratonu na baaaardzo wąską ścieżkę między kolczastymi krzakami nad skrajem kanału. Przejechałem całą ledwo podrapałem sobie ręce, nie wpadłem do kanału, nie urwałem niczego, nie przebiłem opony itd. co nigdy mi się tam nie zdarzyło. Cały czas wiało jak cholera, 3 razy spadały przede mną gałęzie wielkości roweru a raz za mną zwaliło się drzewo którego bym nie objął rękami. Robiłem jeszcze sporo głupich rzeczy bez strat w ludziach i sprzęcie. Wróciłem do domku szczęśliwy że mam dziś szczęście. Dwie godziny potem po serwisie pedałów stwierdziłem, że jeszcze się przejadę. To był błąd. Pojechałem powoli, z myślą, żeby zobaczyć zniszczenia w lesie. Kilka dużych drzew leżało, kilkadziesiąt gałęzi na ścieżkach. Jechałem spokojnie. Na pewnej ścieżce chciałem się zatrzymać - udało się. Wystawiłem lewą nogę i... poleciałem w jakiś dół pełen pokrzyw. Masakra. Plecy, nogi, ręce i szyja swędziały jak cholera. Wkur###ny wracałem już do domu. Omijając jedno ze zwalonych drzew wjechałem na "coś" ("cośia" nie znalazłem). Owe "coś" wyrzuciło mnie w powietrze. Wylądowałem na poparzonych już plecach na jakieś sterczące badyle, porysowały całą skórę. Udem spadłem na jakiś wystający kikut z obciętego krzaku, rozorał mi skórę na długości kilku centymetrów. Chyba jakaś część roweru zadała mi cios w krocze. Leżąc tam i nie mogąc się podnieść czułem jak swędzą mnie plecy, no ale przecież te pokrzywy. Coś mnie podkusiło i zajrzałem pod siebie - leżałem na mrowisku. Na szczęście rower był cały. To chyba na tyle dzisiejszego pecha. Dotoczyłem się do domu i wykąpałem. Wszystko mnie swędzi, piecze, bolą mnie pocięte ręce i udo, nie mogę używać tej nogi.Nie mogłem robić nic oprócz pukania w klawiaturę, więc naskrobałem ten esej. Pozdro dla posiadaczy szczęścia, obyście go nie lekceważyli.
Santaa Napisano 29 Kwietnia 2012 Napisano 29 Kwietnia 2012 Z godzinę temu miałem kontrolę drogową [jadąc rowerem], a jakieś dwie minuty póżniej szorowałem asfalt kolanem.... ścieżka rowerowa, zakręt w lewo jakieś 120` po zjeździe z górki, a tam "stopniowany" krawężnik. kierownica lekko skręcona, koło sobie przeszorowało wyższą część krawężnika no i gleba.... Od dziś jeżdżę ulicami ^^ Pozdrawiam!
demek Napisano 2 Maja 2012 Napisano 2 Maja 2012 zjezdzalem ostatnio w lesie z gorki, na blacie spokojnie powyzej 40 bylo, jechalem z lewej strony, az nagle oczom moim ukazala sie butelka wiec odbilem na prawo ale, ze bylo chyba za szybko to przybralem lekko trawy. efekt to ladny boczek natrawie i siniak na pol lydki, SPD'ki sie wypialy wiec moze o pedal a moze o jakis kamien, nawet tego nie czulem. http://maps.google.pl/maps?f=d&source=s_d&saddr=50.230618,19.313128&daddr=&hl=pl&geocode=&sll=50.230594,19.312742&sspn=0.001309,0.004128&vpsrc=6&t=h&mra=mift&mrsp=0&sz=19&ie=UTF8&ll=50.230595,19.312742&spn=0.002618,0.008256&z=18 pozbieralem sie i pojechalem dalej
Graper Napisano 4 Maja 2012 Napisano 4 Maja 2012 Ja się instynktownie wybroniłem od ostatniej gleby. Jechałem w lesie, dosyć szybko, zagapiłem się (nie pytajcie jak, powiedzmy, że w środku lasu przechodziła jasnowłosa piękność ) i zapomniałem, że przede mną ostry zakręt. Jak zacząlem skręcać, to było juz za późno, widziałem tylko ogromną brzozę zbliżającą się w moim kierunku (pełne gacie, brzozy już nie takich jak ja zabijały). Na moje szczęście zadział instynkt przetrwanie i w odpowiednim momencie zaciśnąłem tylny hebel, zamiast wyrąbać w drzewo, tylne koło zjechało za nie, prostując mi tor jazdy. Potem tam wróciłem i postawiłem rower tak, że zgadzał się ślad tylnej opony z rowkiem który zostawiła. Wtedy zdałem sobię sprawę, jak blisko było. Między moim kolanem a drzewem może 15 cm, a między trójkąt tylnego koła, a drzewo nie dało się ręki wsadzić. Na dodatek jechałem bez zabezpieczeń, bo tylko do sklepu przez las :/
Kawior Napisano 5 Maja 2012 Napisano 5 Maja 2012 A ja dzisiaj przechrzciłem nowe ciuchy i przerzutkę. Sam nie wiem co się stało szczerze powiedziawszy. Wracałem z miasta i chciałem dosyć równolegle podjechać krawężnik. Pamiętam tylko tyle, że chwile później turlałem się po ziemi. Nowe spodenki poprzecierane na dupie, skrzywiony hak przerzutki i przyszlifowany pantograf w 3 dniowej Deore XT (ponoć Shadow ma uniemożliwiać zahaczenie?!), przetarte: rękawiczki, kolano, kostka, łokieć, bark...... i przypier....łem głową w chodnik (jechałem w czapce, a nie w kasku czego już raczej będę unikać). Ciężko się sezon rozpoczyna....... :/
Luk33 Napisano 5 Maja 2012 Napisano 5 Maja 2012 Ostrzegam przed jazdą na rowerze gdzie nie macie pewności działania napędu. Ja na taki wsiadłem - niestety. Kompletnie się nie spodziewając przeskoczył mi łańcuch i wyleciałem przez kierownicę. Co gorsza upadłem tak, że całą siłę upadku przyjąłem na lewą nogę. Szczęście, że nie jest złamana, tylko bardzo mocno zbita kość strzałkowa. Min. dwa tygodnie bez jazdy, a może dłużej, bo na dziś mam kłopot z chodzeniem.
Rekomendowane odpowiedzi
Zarchiwizowany
Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.