Skocz do zawartości

[wypadki] Wasze gleby


Mieciu

Rekomendowane odpowiedzi

Kiedys wpadlam przy duzej predkosci niespodziewanie przednim kolem w dziure, przelecialam przez kierownice i wyladowalam na zuchwie (kask nawet sie nie obil). Efekt: zuchwa zlamana w trzech miejscach, gorna szczeka w jednym miejscu, operacja i kilka tygodni na jedzeniu papek...

 

Drugi upadek mialam kilk lat temu, gdy dziecko wjechalo mi pod kola przy niskiej predkosci. Udalo mi sie je wyminac, ale rower zatrzymal mi sie na krzakach a ja upadlam biodrem na beton. Efekt: zlamane biodro...

 

Na szczescie wszystko sie dobrze pozrastalo i bez problemow znow smigam na rowerku. :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

O fak. To ja ze swoim połamanym obojczykiem (lewym) i zwichniętym barkiem (prawym) czuję się jakiś taki cienki ;).

 

Grunt, że się w sumie dobrze skończyło - w sensie, że wypadki nie zblokowały Ci radości z jazdy.

 

Mi w sumie też, ale na zjazdach już się nie czuję tak różowo jak kiedyś.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jazda na rowerze sprawia mi ta sama przyjemnosc, tylko zrobilam sie bardziej ostrozna.

Same zjazdy nie sa problemem, ale faktycznie ja tez zjezdzam bardziej kontrolowanie i bez szalenstw... No i mam zamiar zaopatrzec sie w kask z ochrona na zuchwe (MET Parachute) na treningi w gorach.

 

Zwichniecie barku wydaje mi sie bardzo bolesne. Bark musial byc pewnie nastawiany? :(

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W zasadzie nie. Ramię owszem wyskoczyło ze stawu, ale w szoku po dzwonie po prostu nim jakoś majgnąłem i wskoczyło z powrotem.

 

Na tyle skutecznie, że lekarze nie dopatrzyli się potrzeby jakichś dodatkowych działań i po prostu zapięli mnie w ósemkę z uwagi na obojczyk.

 

Aczkolwiek daje o sobie czasem znać. Cóż - bywajet jak mówią Eskimosi.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Moja gleba i tak była najlepsza:D. Rok temu śpiesząc się do pracy jechałem chodnikiem. Nagle był zakręt który zasłaniał mi budynek cukierni. Chodnik w tamtym miejscu miał z 0,5m od ulicy oddzielała go taka żółta barierka a zaraz obok stał budynek w którym znajdowała się cukiernia. Ja pędziłem żeby się nie spóźnić i nagle wyskoczyła mi kobieta z cukierni, ona była zapatrzona w swoją torebkę a ja myślałem, że się zmieszczę. Nie udało mi się to:/ lekko zahaczyłem lewą stroną kierownicy o barierkę. Chyba odruchowo zamknąłem oczy i przeleciałem przez kierownicę, o dziwo spadłem na nogi O_o i tylko lekko obtarłem sobie kostkę :D. Do tego byłem ubrany cały na biało i się nawet nie ubrudziłem :D. Spojrzałem na rower i się zdziwiłem. przednie i tylne koło powyginane we wszystkie strony świata i zbite dwie kafelki na ścianie budynku. Kobieta powiedziała mi, że trzeba uważać a ja zabrałem swój 16kg rower na plecy i popędziłem do pracy :]

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

ja może nie odniosłem strat w sprzęcie nie licząc drobnych otarć:P jadąc przez las z dosyć dużą prędkością wpadłem przednik kołem w dziurę, która była solidnie zamaskowana liśćmi no i przelot przez kierownice ale wcześniej bolesny kontakt klejnotów z kierownicą :) to była najboleśniejsza kraksa:P

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...

Moje przypadki :) :

 

1.Jakieś 9 lat temu siostra zabrała mnie na górkę(taką,co zjeżdża się na niej na sankach). Za namową siostry zjechałem z niej(górki :D) małym,miejskim rowerkiem(o ja debil :wallbash: ), ale nie wiedziałem,gdzie są hamulce.Efektem tego było bliskie spotkanie z drzewem(na oko 20-letnim):bye2: Drzewo się przewróciło :D ,a ja nie mogłem wstać :wacko: Pamiątka po tym zdarzeniu to krzywy kręgosłup :confused: Bo jak inaczej wyjaśnić,czemu się tak garbię :036:

 

2.Siedziałem na rowerze mamy,którym jechała siostra.Ja głupi wsadziłem nogę w szprychy :sick: Po chwili smarowanie nogi octem :027:

 

3.Omal nie zaliczyłem gleby tyłem.Umyśliło mi się wjechać(to było miesiąc temu,na moim obecnym góralu)na wysoki kopiec(na podwórku).Ale nie przejechałem dalej,zatrzymałem się pionowo,przechylony do tyłu :woot: Mało brakowało,a skończyłoby się na bęcnięciu głową o ziemię z leżącym na mnie rowerem :yucky:

 

 

To 1 zdarzenie na długo pozostanie w mojej pamięci.Byłem wtedy młody i głupi :wallbash: Siostrze też taką głupotę się robić umyśliło <_<

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przyszedł czas na mnie - to zapamiętałem i to nieźle :D

 

Pojechałem z kumplem do sklepu po takie tam rożne pierdoły, jechaliśmy z górki tak ok (30-40 km/h). Nie wiem jaką sposobnością ale zachciało mi się bujać na rowerku - tak w prawo i lewo (slalomik). Zrobiłem tak po 3 razy w tą i z powrotem i poczułem tylko lekkie szarpnięcie tylnego koła - kumpel wjechał w nie CHYBA przypadkowo xD

Miałem spore szczęście, nie mając kasku ani żadnych ochraniaczy, spadłem na lewy bok i obtarłem sobie kawałek biodra aż do samej kości.. Bolało przez kilka dni :D Mina przechodnia i "sunięcie się ok 10-15 metrów po asfalcie" - bezcenne :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

łem pod samochód na przejściu dla pieszych.Przelecialem przez maske ale nic się mi nie stało.Mój bike niestety skasowany kolo w 8-semke.Przyjechała R i zabrali mnie do szpitala.Nic mi nie było wiec na piechte wróciłem do domu.A potem drogówka przywiozła mi rower do domu Transporterem .Oczywiście była moja wina ale umożyli ze wzgledu na wiek.Cud że nic mi sie nie stało teraz bardziej uważam na pasach i na przejazdach rowerowych.Ostatnio tez babka prawie mnie rozjechala i na przejezdzie rowerowym i to byla jej wina.Chce kask kupic bo po miescie to nie ma zartow nawet jak sie uwaza bardzo.Jak nie dresy to samochody lepiej gdzies w teren jechac szalec. 8)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jechałem na rowerku kolegi był mały jechałem za kolega kóry jechał na quadzie jechałem za nim szybko jak pamiętam i grupas wyjechał mi z bramy rowerem wjechałem w niego i przeleciałem przez kierownice leciałoem około 5m wylądowałem i patrze cała ręka krzywa była złamana miałem cała mordke we krwi tylko reka złamana rowerowi się niec nie stąło

PS to było na asfalcie

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dzisiaj niestety od ok roku zaliczyłem glebę i to poważniejszą :( przy prędkości rzędu 40km/h wchodząc w zakręt niestety moje koło tylne straciło przyczepność i miałem okazje jechać na swoim udzie kilka metrów, o dziwo spodenki się nie porwały a noga ucierpiała dosyć mocno. koszulka z białej zrobiła się czarna i tak oto musiałem zakończyć moją podróż i poratować się u znajomego. Dodatkowo ucierpiała miednica,przedramie i łydka w 2 miejscach. Chciałem Wam wkleić zdjęcie mej nogi ale oszczędze wam horroru :icon_mrgreen:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeszcze cuś mnie się przypomniało :) :

 

 

To było 2 lata temu,na góralu siostry.Wracałem z tatą z rynku,patrzałem się na bok(nie wiem,co mi wtedy odbiło :wallbash: ),aż tu nagle pojawił się wóz z sianem :blink: Nie zauważyłem go,i oczywiście BĘC :sick: I gleba,leżę jak ten głupi na chodniku wraz z rowerem :wacko: Szkody to ułamany koszyk w rowerze,u mnie obdarte kolana i dłonie :bye2:

 

 

Śmiech na sali,przechodnie się lampili :icon_redface: Dla mnie to jednak nie było śmieszne :(

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 tygodnie później...
  • 3 tygodnie później...

No i mi sie przypomnialy czasy podstawowki gdzie na moim makrokeszu z komunii podczas wyjezdzania ze szkoly chcialem sobie fajnie przyspieszyc ( hehehe makrokeszem ) stanalem i z calej sily pedaluje po kilku sekundach FRUUU znalazlem sie na glebie patrzac bezwladnie jak wytwor rowero podobny na mnie leci. Kolega od razu rower sciagnal ze mnie i pytania czy zyje itd. Niestety spadlem na glowe przelatujac przez kierownice na szczescie skonczylo sie na bolu glowy ( bez kasku ) . Powodem "lotu" byl blotnik aluminowy z przodu gdzie srubka sie odkrecila i wgial sie po kolko.

 

jeszcze niedawny wypadek kolegi

Byl juz po kilku piwach ( noo kilku zanize troche ) wsiadl na rower mielismy jechac chyba na jakies fast-foody czy cos nie pamietam,a ze byl pod dobrym wplywem + kilku ludzi to zaczal sobie slalom gigant urzadzac gadajac " ja tak zawsze " i nagle przednio kolko ucieklo a on BEC ramieniem na asfald kilka koziolkow. Co sie okazalo zlamany caly bark teraz czeka na operacje.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witam

Widzę że niektórzy mają niezłego pecha :icon_confused:

Opisze po krótce parę takich większych gleb

 

1. 4 lata temu jadę w dół ścieżką równoległą do krajowej 8, a że ścieżka była w robocie to wstałem na wybojach, miałem dość wysoki bieg wrzucony i nacisnąłem z całej siły na pedał. Jak się okazało łańcuch na wybojach sobie spadł z korby i wylądowałem na lewym boku. Byłem dosłownie wkręcony w rower tak że kumpel miał problemy ze zdjęciem ze mnie roweru. Gdyby nie kask to prawdopodobnie nie miał bym sporego kawałka czaszki( plastik zjechany i powgniatany na całej lewej stronie ) Spora blizna na lewym łokciu ( po wypadku było widać kość) została do dzisiaj.

2. jakieś 6 miesięcy po pierwszym wypadku wyleciałem z podporządkowanej ( jechałem w dół ) i wrąbałem się prosto pod Opla Astrę uwaga - ubezpieczyciela PZU :icon_mrgreen: . Niestety było to jeszcze w "czasach" kiedy nie miałem zwyczaju używania przedniego hamulca, myślę że tylko dla tego nie udało się wyhamować, mocno zarzuciłem tyłem :).

3. 3 tygodnie temu.Las, schody ( takie z deskami, usypywane z ziemi, jak do wylewki, bardzo nierówne i strome) jechałem jakieś 10 metrów za kolegą, wolno. No i koledze zachciało się zatrzymać bo pomyślał sobie ze jednak nie da rady zjechać z tego schodka <_< bo jest za wysoki i wywali się na pysk. A ja nieprzygotowany musiałem szybko wyhamować ( a tak mi się fajnie zjeżdżało, coraz płynniej...), no i wyleciałem przez kierownicę, niby nic się nie stało ale to był pierwszy wypadek od 4 lat na rowerze i pierwszy na moim 3 letnim giancie, cały porysowany. Nie muszę chyba wspominać że mam zamiar go sprzedać...

4. Sytuacja analogiczna do nr.1 z tym że tym razem nie było żadnych wybojów ani dziur, na tej samej ścieżce tylko jakieś 300 metrów dalej, tym razem drugi bok... no i mam równo na każdej ręce :blush: Co prawda rana nie była głęboka ( już się zagoiło ) ale za to duuuużo większa, no i rozerwałem moje ulubione spodnie co mnie boli najbardziej.

Ten rower chyba naprawdę nie chce żebym bo ulepszał...

 

Jak glebnę następnym razem to się pochwalę, jak by ktoś chciał to mogę przesłać foty kasku, bo bliznę na ręce chyba każdy widział :D

 

P.S. Co do nr. 1 i 4 chyba każdy miał taką sytuację że wchodzimy po schodach i jesteśmy na 100% pewni że jest jeszcze jeden schodek...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Miałem niefajną sytuację w lesie.

Prułem sobie lasem, już miałem zwalniać bo las mi się kończy i w ostatniej chwili, dwa-trzy metry przede mną zauważyłem jakąś linkę zawieszoną w poprzek drogi (pomyślałem że drut stalowy albo inny pastuch), w efekcie nagłego hamowania przeleciałem przez kierę i wylądowałem na twarzy tuż przed linką, a raczej sznurkiem jak się okazało.

 

Efekt: rower bez uszkodzeń poza lekką centrą przedniej obręczy (przynajmniej tyle wstępnie zauważyłem, reszta wyjdzie w praniu), prawa część twarzy sina i porysowana, szyja tak samo, rozcięta skóra przy prawym oku, do tego śliwka pod okiem i spuchnięta górna warga. Cudem chyba sobie czegoś nie złamałem, zęby też wszystkie.

Najadłem się tylko ziemi, piasku i wstydu wracając zakrwawiony z niedzielnej przejażdżki

 

Myślałem, że szczyl jakiś sobie pułapkę zastawił czy coś, a to rolnik sznurkiem(!!!) zagrodził drogę przy wjeździe na łąkę/polanę żeby mu krowy nie łaziły do lasu czy coś. Teraz nic mnie już nie zdziwi :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dzisiaj zaliczyłem piękne OTB.

 

Słońce, pusta scieżka rowerowa oddzielona od chodnika dla pieszych krzakami na około 1,5m. Cały czas skupienie. Nagle z za krzaków, pojawia mi się starszy pan składakiem, wjeżdzający na ścieżkę rowerową w taki sposób, że ledwo się zmieścił na szerokości ok. 2m :wallbash: . Zobaczyłem go, on krzyknął "O Boże" i zacisnąłem hamulce bardziej energicznie. Analizują upadek, przesunąłem tyłek na konieć siodełka, niestety siła okazała sie tak duża, że rower postawiło prawie pionowo, gdyby nie SPD pewnie zdarzyłbym przełożyc nogi przez kierownice i ustałbym upadek. Zrobiłem piękny szlif na klatce piersiowej i łokciach. Rękawice uchroniły moje dłonie. W locie pomyślałem tylko tyle "nie wziąłem kasku". Po upadku odwróciłem się na jegomościa, ten wypowiedział słowa "ale szliśmy na czołówke" (facet około 55lat), wzrok jaki na niego skierowałem nie był na pewno uprzejmy. Podniosłem łokcie, z jednego zaczeła już kroplami sączyc sie krew. Gosciu zbladł, i powiedział "ale ja panu zostawiłem miejsce z boku". Widząc jego strach, powiedziałem "dobra, nic się nie stało". Nie usłyszałem żadnego słowa przepraszam ani nic w tym stylu, po moich słowach wsiadł i jak gdyby nigdy nic pojechał w swoim kierunku, ja dalej siedziałem na ścieżce.

Wracając do miejsca które mi niby pozostawił z boku.

Jechałem około 25km/h. Z przodu Juicy 7 i tarcza 180mm. W trakcie lotu zahaczyłem kolanem o dzwonek na jego kierownicy oraz jego dłon, drugie kolano nie ucierpiało w upadku, ponieważ spodnie miałem na tyle długie że je zakrywały (na drugim kolanie nie ma śladu). Finalnie jak przeleciałem przez kierownice, zachaczyłem o jego dzwonek, ten jeszcze wjechał w mój rower, wiec naprawdę wszystko działo się szybciej jak 2sekundy i nie miałem czasu na reakcje. Dobrze że po dwóch godzinach i trzech przesiąkniętych opatrunkach krawienie ustało.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hmm, mój tata ma 62 lata, dziadek to by było ponad 80 ;)

 

Żeby offtopu nie było:

Pamiętam, jak byłem mały, jeździłem po parku pod czujnym okiem mego ojca (miałem tak z 6-7 lat). W pewnym momencie chciałem podjechać na mini-górkę po wąskiej ścieżce z kostki brukowej. W pewnym momencie... bęc, i już leżę na ziemi z rozbitym kolanem. Do dzisiaj mam ślad :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wczoraj zaliczyłem glebę jadąc pod wieczór do pracy. Zjeżdżałem z lekkiej górki przez park. Koleś stał z psem i widział że nadjeżdżam. Pies oczywiście wylazł na środek ścieżki tuż przed rowerem. Odbiłem na trawnik i gdy chciałem wjechać z powrotem nie zauważyłem, że ścieżka od trawnika jest w tym miejscu oddzielona wysokim, wąskim krawężnikiem. W efekcie walnąłem o glebę prawym bokiem hamując łokciem, udem i kolanem o szutrową, wysadzaną kamieniami promenadę. Całkiem mocne zdarcia w wymienionych miejscach plus wybieranie kilku kamyczków z kolana. Dobrze że byłem blisko pracy to wskoczyłem pod prysznic i obmyłem się trochę. Dziury w nowych spodenkach i koszulce vesuvio. Co do roweru to odleciała obejma od poplocka na amortyzatorze, zdarte siodełko z jednej strony i przerzucająca całkiem przypadkowo tylna XTR:/ mam nadzieje, że szlag jej nie trafił. Z ust Pana usłyszałem tylko jak mówił do psa, który do mnie podbiegł ,,dżeki, fe''

:)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie żebym nie współczuł czy coś, ale nie mogłeś po prostu zwolnić? Zwierzęta i dzieci na drodze są nieobliczalne, zwalnia się do 10km/h i można przynajmniej wyhamować. Co do zwierząt, mam na myśli te na smyczy, bo jak jakiś pies się błąka, to lepiej nie zwalniać ^^

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja trzy tygodnie temu przejeżdżałem przez wrocławski kozanów, daleko przede mną jechał dziadzia, ok 70 lat, telepał się na tym rowerze, jechał może z 10km/h, gdy miałem już wolny tor, zebrałem się by go wyprzedzić i akurat w momencie wyprzedzania on na mnie skręcił... Odbiłem ostro w bok i byłoby bez szwanku gdyby nie ostry krawężnik dzielący chodnik ze ścieżką rowerową. Wybiło mnie jakoś dziwnie w górę, wypadłem z roweru prosto na bark... Cały rozwalony byłem, jak się podniosłem nie do końca wiedziałem co mam zrobić. Gość się zatrzymał, popatrzył i zapytał czy nic się nie stało. Wzięła mnie taka złość, że kazałem mu jechać w p...du. Sam jeszcze postałem kilka minut i gdy ochłonąłem wróciłem do domu. Ręką mogłem ruszać dopiero po dwóch tygodniach od upadku. Rana goić się nie chciała (skasowałem najmocniej rękę pod łokciem)... Cud, że nie rozbiłem głowy - jeżdżę bez kasku. Na drugi dzień od razu zamówiłem kask na allegro (Giro Rift).

 

Swoją drogą to takie dziadki, babcie powinni już sobie jechać chodnikiem, nasze ścieżki to i tak porażka. Jeśli mam tak omijać pieszych na ścieżce, dziadków, babcie, psy, koty.. Raz trafił mi się koń, to lipa, a nie jazda. Lubię sobie jechać ze średnią 45km/h i jednak to jest uciążliwe. Wczoraj ścieżką przechodziła cała rodzinka, ojciec pchał wózek, obok matka i z jej boku synek. Waliłem w dzwonek już 50m przed nimi, bez skutku. Nie zeszli. Dopiero gdy zapiszczała mi opona 5m od nich to się rozstąpili.

 

Zastanawiam się czy nie kupić kamerki na kask, miesięcznie robię ok 1000km i czasem takie sytuacje się trafiają, że aż się to prosi by sfilmować i opublikować.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

daleko przede mną jechał dziadzia, ok 70 lat, telepał się na tym rowerze, jechał może z 10km/h, gdy miałem już wolny tor, zebrałem się by go wyprzedzić i akurat w momencie wyprzedzania on na mnie skręcił... Odbiłem ostro w bok i byłoby bez szwanku gdyby nie ostry krawężnik dzielący chodnik ze ścieżką rowerową.

 

Ale skręcił na Ciebie ot tak sobie czy po prostu wymijał coś? Współczuje, bo kiedyś byłem świadkiem niemal identycznej sytuacji, tylko skończyło się trochę lepiej. Miałeś dużo szczęścia w nieszczęściu. Ja zawsze staram się zachować spokój i nie szarżować, te kilkanaście sekund mnie nie zbawi. Dla mnie 3 najniebezpieczniejsze typy na drodze to:

- rowerzyści/rowerzystki na holendrach

- wszelka dzieciarnia itp

- starzy ludzie

Bez urazy oczywiście jeżeli ktoś z tych "grup" to czyta ale wtedy kiedy widzę takich to ufam tylko i wyłącznie sobie, już nie mówiąc o zdwojonej czujności :) Już nie raz takie działanie ocaliło mnie od niespodziewanego dzwona :icon_lol:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zarchiwizowany

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...