Adish Napisano 21 Listopada 2010 Udostępnij Napisano 21 Listopada 2010 to coś i ja dodam na zawodach, ścinałem przez las z górki po niewielkich gałęziach, jechałem może z 10km/h. Co chwila omijałem zwalone większe gałęzie, których mój bike nie jest w stanie pokonać. W trakcie tego istnego slalomu spojrzałem w bok na dosłownie chwilę(może 1s), w tej chwili uderzyłem w coś przednim kołem, zrobiłem piękne OTB. Wylądowałem na tyłku na ziemi i nie wiedzieć czemu spojrzałem w górę skąd nadlatywał mój rower z wysokości ok 2m. Dalej można sobie wyobrazić Kask pęknięty i miał piękny odcisk ramy Do końca dnia bolała mnie głowa... Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
Matti95 Napisano 22 Listopada 2010 Udostępnij Napisano 22 Listopada 2010 To wyobraż sobie co by było gdybyś nie miał kasku Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
Sagitt77 Napisano 23 Listopada 2010 Udostępnij Napisano 23 Listopada 2010 Kiedyś jechałem przez las obok zaniedbanego gospodarstwa. Z podwórka wyleciały dwa nieduże psy i zaczęły mnie obszczekiwać. Postanowiłem że im ucieknę więc przyspieszyłem. W końcu jeden wbiegł przed rower więc dałem ostro po hamulcach. Wyleciałem z siodła, przeleciałem nad kierownicą i wylądowałem na drodze, niestety głównie twarzą... Starłem sobie skórę z prawego policzka, a do domu było jeszcze kilka km. Obmyłem twarz w pobliskiej rzeczce (Drwęca) i jakoś dojechałem do domu. Jak żona mnie zobaczyła to "ojej, jak Ty będziesz wyglądał na chrzcinach..." (miałem być chrzestnym jej siostrzenicy). To się nazywa troska ... Przed pójściem do pracy w następne dni korzystałem z podkładu w płynie żony... Od tego czasu jeżdżę w kasku... Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
Mod Team mrmorty Napisano 23 Listopada 2010 Mod Team Udostępnij Napisano 23 Listopada 2010 Dwa przypadki: kolegi - kupił sobie zatrzaski, no i wozimy się po mieście. Światła, hamujemy, ja coś kombinuję ze stójką, kumpel to samo. W pewnym momencie kumpel niebezpiecznie przechyla się w stronę idącej po pasach starszej pani i leci z okrzykiem: "Proszę mnie złaaaapac..." Jak się można było domyślec pani zwinnie się odsunęła a za chwilę zmiana świateł i te klaksony. Mój przypadek - Skandia w Olsztynie(w ubiegłym roku). Koniec drugiej pętli w mega. Asfaltowy zjazd na obrzeżach miasta. Jadę ok 50km/h i nagle słyszę trzask. Dalej dostaję w dupę tylną oponą i dłuuugi szlif dupą po asfalcie. Pierwsza myśl - co mogłem uszkodzic?! Zaczynam ruszac nogami, rękami, szyją i delikatnie tułowiem. Nie boli. Oglądam się za rowerem - jest dziad jeden. Straty - nie ma prawego rogu, prawy zatrzask zsunął się z osi, nie ma tylnej przerzutki tj jest ale się majta luzem oraz prawego ramienia tylnego v-brakea. Co się okazało - pękła śruba mocująca siodełko do wspornika i dlatego poleciałem. Zbieram szybko zwłoki by nie nie rozwaliła się na mnie grupka kolarzy których machnąłem na podjeździe i lecę do mety. W zasadzie biegłem lub traktowałem rower jak hulajnogę. Na mecie dowiaduję się że na Skandii serwis jest mitem - goście w namiocie powiedzieli mi bym nie zawracał dupę bo na tym trupie już nie pojadę, a zaraz będzie finisz mini i oni będą mieli robotę. Kutwa mac! Teraz się z tego śmieję ale wtedy autentycznie się popłakałem. Najgorsze było to że po drugim okrążeniu wybiło mi 94 miejsce mimo "spaceru" z rowerem. Jak mnie jakiś gośc z telewizji poklepał po ramieniu to się wtedy dopiero wkur...iłem. Do zamknięcia czasu sklasyfikowania zostało 54 min i trzecia pętla 22,5 km Pomyślałem - ja nie dam rady? Zdjąłem przerzutkę, tylne v-ki, pancerze; skróciłem łańcuch(zostawiłem go na biegach 2/6), od superserwisantów wyprosiłem młotek i nakrętkę i zaklepałem w ten sposób prawy zatrzask. Nie udało mi się wyjąc sztycy bo zacisk też był z prawej strony więc tak została. Wyruszyłem na trzecią pętlę 46 min przed zamknięciem limitu i ukończyłem maraton kilka min przed czasem zero, cały czas na stojaka, trzy miejsca przed ostatnim zawodnikiem. Po ukończeniu maratonu nie odzyskałem już siodełka bo serwis się zmył ale po drodze zgarnąłem trzy bidony z zawartością bo z wrażenia piłem jak smok Aha no i zaczęło bolec dopiero w samochodzie w drodze powrotnej oraz w momencie gdy żona wyjmowała mi z pleców i siedzenia żwir pęsetą Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
Gość JGa Napisano 25 Listopada 2010 Udostępnij Napisano 25 Listopada 2010 To i ja opisze swojego cepa.... na maratonie: Głuszyca 2010 jechało mi się genialnie, czułem że zajmuje dobre miejsce, noga podawała dobrze. Wiedziałem że jest to maraton idealnie dobrany pode mnie, jestem dobry w zjazdach a podjazdy także bardzo lubię. na 40km był całkiem spory odcinek zjazdu asfaltem, zjazd ten zaczynał się zaraz po prawym zakręcie jeszcze w terenie i po kilku metrach był z prawej strony parking, wypadłem z lasu jak szalny i zobaczyłem auto na drodze, spijrzałem wymownie na strażaka stojącego na drodze i "zabezpieczającego" trasę, przede mną jechał golf III biały, grzeje już konkretnie z góry i byłem niemal w 100% pewny że gość w aucie mnie widzi więc chciałem go wziąć z prawej strony ponieważ on zwolnił i zjechał trochę na lewo, ale facet kierujący autem miał inny plan, postanowił wjechać na parking skręcając w prawo. zdązyłem wcisnąć niemal na maksa hamulce i zamknąć oczy, uderzyłem w koło i nadkole, przeleciałem przez maskę robiąc salto a rower półtora obrotu i lądując na siodełku, pręty totalnie skrzywione. ja wylądowałem na prawym boku na szutrze obok asfaltu niemal nie zahaczając metalowego słupka który zdążyłem zobaczyć w locie bo na chwilke otworzyłem oczy, po "wylądowaniu" odrazu złapał mnie kurcz i w totalnym szoku wrzasnąłem (myślałem że noga połamana). zbiegli się ludzie bo było ich tam całkiem sporo, pomogli mi usiąść ktoś opierda***ł strażaka i kierowce ja w totalnym szoku zaśliniony jak noworodek i samowolne płynące łzy. ktoś pomaga mi wstać, ledwo stoję wszystko mnie boli nagle takie uświadomienie sobie że jestem na maratonie, patrze że siodełko krzywe, zrzucam plecak i wyciągam toolsa chcę siodełko poprawić dopiero koleś mi mówi że pręty są pogięte, szukam bidonów które wypadły z alumioniowych koszyczków, okazało się że zostały one z tych koszyków wyrwane aż się koszyczki otworzyły jak kwiat. Wsiadam na rower, ujechałem 10 metrów, zsiadam i ogarniam co z moim ciałem, dość mocno zakrwawiony łokieć, kolano i bolące strasznie biodro. Ale nic wsiadam i jadę, przez ostatnie 20 kilometrów to straszna meka, pikące od bólu rany i siodełko na którym niemal nie da się siedzieć, dojechałem na metę zjeżdżam na stadion i do obsługi medycznej z uśmiechem czy można prosić o pomoc. Rozebrałem się, całe plecy zdarte, opatrzony łokieć z którego dosyć długo w domu wyciągałem kamyczki ale ogólnie było nieźle oprócz łapiących mnie skurczów. Troche rozczarowany ale i bardzo zadowolony z wyniku: 51 Open a w MP 29, podczas wypadku myślę że 3 może nawet 5 minut straciłem, ale i tak byłem zadowolony Aha dodam że z korby którą prawdopodobnie uderzyłem w felgę samochodu urwało mi spory kawał aluminium, lakier samochodu do tej pory mam na rebie Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
truskawek15 Napisano 25 Listopada 2010 Udostępnij Napisano 25 Listopada 2010 To pora i na moja glebe. Poczatek wakacji,wypad do milowic(tuz zaraz obok,mamy tam kilka tras Dh)Jade nowym odcinkiem trasy,mostek,kilka hopek,profil i nie duzy drop,podczas lotu zauwazylem ze ladowanie "gdzies wcielo',zdarzylem tylko spojrzec w dol i krzyknac o K*rwa! Efekt: Uszkodzone 2 zebra,plecy pozbawione skory od karku w dol,az po pas. Ale i tak mina mojego kumpla ktory stal obok,i tylko zdarzyl krzyknac "tam nie ma ladowania" bezcenna Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
Mandakun Napisano 26 Listopada 2010 Udostępnij Napisano 26 Listopada 2010 Ja kiedyś z kumplem chcieliśmy w jeden dzień dojechac z Suwałk do Gdańska (ok. 350 km). Po kilkuset kilometrach strasznie zachciało mi się spac. I zasnąłem... Jadąc na rowerze... Akurat na rondzie... . Fajnie się wspomina takie głupoty Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
bartoszmtb Napisano 11 Grudnia 2010 Udostępnij Napisano 11 Grudnia 2010 Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
Crazyk Napisano 11 Grudnia 2010 Udostępnij Napisano 11 Grudnia 2010 bartoszmtb, chyba gdzieś na facebooku widziałem tę fotkę Twoja? Swoją drogą niezłe błoto zaliczyłeś, szybko jechałeś? Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
kudlatty Napisano 11 Grudnia 2010 Udostępnij Napisano 11 Grudnia 2010 Moja prawiegleba no to było tak... Jechałem gdzieś tak 15-20kmh (ni pamiętam dokładnie bo to dawn było) nagle dużżżżżyyy kamień. Amortyzator dosyć mocno się zgoął i jeszcze mocniej odbił , ręka mi z kiery spadła pupcia z siodełka i jakby to powiedzieć. Wychyliłem się w lewo, a rower w prawo. Zjechałem z drogi (o ile można było nazwać to drogą). Przejechałem jakiś centymetr od drzewa ledwo co nie zleciałem z roweru, wreszcie udało mi się chwycić kiere złapać równowage siąść na siodełku i uffff... Udało się. Było ledwo co. No ale wczoraj kupiłem tore z tłumieniem więc już może nie będzie tak odbiłać. Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
Kellysbicycles Napisano 12 Grudnia 2010 Udostępnij Napisano 12 Grudnia 2010 Bartoszmtb niezły lot. "fajnie" wychodzą takie foty "w czasie lotu" Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
tro7e Napisano 15 Grudnia 2010 Udostępnij Napisano 15 Grudnia 2010 Czasy podstawówki (a śmiejcie się), rower - czerwony góral i... zamienione hamulce (przód - tył, tył - przód) + górka (20-30 stopni nachylenia) + kamienie = (!!!) lekko podrapana twarz i płacz. Aż dziw, bo z tego co pamiętam, to widziałem rower nad sobą (podobnie jak Żbik (z pierwszej strony). Rower trochę odrapany, ale sprawny, bo wróciłem do domu. Prowadziłem, bo miałem do niego żal. ;p Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
H3rlitZ Napisano 10 Stycznia 2011 Udostępnij Napisano 10 Stycznia 2011 Pierwsza gleba na nowym rowerze i ogólnie w SPD. Jechałem wczoraj ulicą ( prędkość około 30km/h , duża górka ). Wystawiam rękę, biorę zakręt i czuję że lecę. Tylne koło zgubiło przyczepność, poleciało w lewo, odbiłem kierą i tylko przejechałem się po asfalcie. Banan na twarzy był niesamowity, dobrze że kolega został na światłach Straty - spodnie + zimowe rękawiczki. W rowerze szurnięty pedał, siodło i trochę prawy but SPD. Czyli bez strat. Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
zizbit Napisano 10 Stycznia 2011 Udostępnij Napisano 10 Stycznia 2011 Moja gleba: Jakieś 5 lat temu, na moim "komunijnym" jechałem na skróty przez betonowe boisko do ręcznej. Jakaś grupka urządziła sobie sparing z nożnej i kompletnie przypadkowo dostałem futbolówkę pod przednie koło. Przeleciałem przez kierownicę, poleciałem na "szczupaka". Efekt: stłuczony/zwichnięty bark, złamane palce lewej ręki i przecięte kolano (japa na 20cm) ;D, obyło się bez szycia. OMG! Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
MichasKrk Napisano 1 Kwietnia 2011 Udostępnij Napisano 1 Kwietnia 2011 Było lato, wakacje, ciepły dzionek, wręcz gorący. Jak zwykle wyciągam rowerek i przed siebie. Ulice, chodniki, ścieżki rowerowe... kopiec jeden, drugi, zoo, wycieczka udana, no prawie. Będąc już niedaleko domu ściągam z siebie koszulkę i głupi wiążę ją mocno na kierownicy, święcie przekonany że nie spadnie... bardzo blisko miejsca zamieszkania, 2-3 minuty do domu...zjazd z chodnika pędem na ulicę (w polu widzenia miejski autobus) . to była chwila :-), pięknie salto przez kierownice na środku ulicy, na szczęście nie uderzyłem głową tylko barkiem, zdzierając porządnie skórę (jeszcze nigdy wcześniej mnie tak nie piekło chociaż dowiedziałem się co to ból, dopiero gdy myłem ranę wodą) . Oczywiście przyczyną była głupota, wiązanie podkoszulka na kierownicy... podkoszulek spadł (nie wiem jakim cudem ) zablokował przednie koło i ... Po zjechaniu na bok targałem go z hamulca chyba z 5 minut i o dziwo nie było na nim śladu, ani dziureczki (wtedy to robili podkoszulki, nie to co teraz), Żeby było śmieszniej, była to niedziela (w każdym bądź razie jakieś święto), akcja toczyła się blisko kościoła i pech chciał, że akurat było po mszy i ludzie wychodzący z kościoła dziwnie mi się przyglądali pomimo tego że w bólu próbowałem się delikatnie ukryć gdzieś za rogiem przed wzorkiem ciekawskich. Na szczęście rany się wygoiły, urazu do jazdy nie mam, ale wiem że nigdy nie należy wiązać "Szmat" na kierownicy Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
gad Napisano 4 Kwietnia 2011 Udostępnij Napisano 4 Kwietnia 2011 Sam tak kiedyś mówiłem i za parę dni miałem noge w gipsie. Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
nanek3 Napisano 4 Kwietnia 2011 Udostępnij Napisano 4 Kwietnia 2011 Świeżutkie gleby sprzed 2 godzin. Zjeżdżałem sobie lasem z góry ( ok 30-40km/h), pierwsze 100 m minęło spokojnie, gdy dojechałem do krzyżówki ( poprzeczna ścieżka), pod moje koła zaczął zmierzać średniej wielkości pies. Dałem po hamulcach jak nigdy dotąd, a że nie mam doświadczenia w jeździe na szutrze, rower położył się na prawy bok. Tylko trochę pobrudzona noga i zapiaszczony pedał. Po doprowadzeniu się do stanu w którym mogłem kontynuować jazdę, znowu ruszyłem w dół. Tym razem nie podejrzewałem że równy pas liści ułożony w poprzek drogi, może coś kryć. Koło wpadło po całości, panicznie trzymam kierownicę w nadziei że jeszcze nie przelecę. Potem już tylko leżę na plecach z rowerem w górze, ręce na kierownicy, nogi na pedałach. Od razu zacząłem zanosić się śmiechem, a Pani która widziała całe zdarzenie, nie wiedziała czy podejść i pomóc, czy tez się śmiać. Po tej drugiej glebie mam tylko zwichnięty kciuk. Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
Mod Team Puklus Napisano 13 Kwietnia 2011 Mod Team Udostępnij Napisano 13 Kwietnia 2011 Tegoroczna sima gdzieś w środku grudnia. przyszłą moja nowa rama no to trzeba poskładać do kupy Przedni amor był za niski wtedy tylko 130mm skoku i przód był nisko, tylko przedni hamulec, bo tylnego jeszcze nie było prawie łysa opona przednia i nie lepsza tylna ... jade przetestować zawieszenie. trasa przebiega elegancko. Mysle sobie zjade swoją standardową drogą wzdłuż nasypu kolejowego. Jest tam dość nie równa stroma ścieżka, ktora sie łączy z taka polna drogą. Daje w dół tą ścieżynką, prędkość ok 35km/h, wjeżdżam na polna droge, po chwili lekko w dół i zakręt w lewo, miałem za duża prędkość zeby po śniegu wejść w zakręt wiec mysle sobie przejade przez koleiny w kopny śnieg to mnie ładnie wyhamuje. Niestety moja opona pomyślała inaczej i ani myśli przejechać przez koleinę (dosć wysoka i zmarznięta). Efekt taki ze scieło mi kierownice w prawo i poleciałem jak siedziałem w snieg. Stało sie to tak szybko ze nie za wiele wiedziałem co sie dzieje. Poza obiciem biodra u uwaleniem sie jak bałwan nic sie nie stało ale odechciało mi sie na tych oponach jeździć zimą... Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
lincoln1998 Napisano 29 Kwietnia 2011 Udostępnij Napisano 29 Kwietnia 2011 Nic groźnego-kilka otarać,Gościu we mnie wjechał jak jechałem na rowerze i z pół metra na asfalt mnie pociągnoł,wstałem i podniosłem rower powiedziałem co w takiej sytuacji robimy a on powiedział żebym mu dał numer telefonu i on zadzwoni po czym mu dałem i kazał mi spadać do domu,facet wogóle nie poczówa się do winy) , lecz zadzwoniłem do taty aby przyjechał na miejsce zdarzenia i się dogadał z gościem -Przyjechał( gościu wogóle nie chciał się dogadać i powiedział że jak chcemy to możemy sobie zadzwonić po policje,zadzwoniliśmy przyjechała drogówka i zadzwonili po karetke, przyjechali na sygnałach i wzieli mnie na badania do szpitala na jeden dzień bo mnie głowa bolała i noga ;/,Wczoraj już miałem wypis tata powiedzial mi że gościu nie przyjął mandatu i jak nie przyjmie to bedzie sprawa w sądzie -Ogólnie jestem cały,Kilka niegroźnych otarć - No i wszystko mnie boli . Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
Kisiel Napisano 14 Maja 2011 Udostępnij Napisano 14 Maja 2011 Wybrałem się dzisiaj w 85km trase, na 10 km w miejscowości Osiek Drawski zaliczyłem hamowanie ciałem na "kocich łbach" , Przy prędkości 25-30 km/h wjechałem na plamę oleju ... Straty ? rower lekko poobijany, i obdrapany, bluza,spodenki,rękawiczki podarte:[ . Ja obtarty i obity łokieć, kolano i miednica, Na szczęście są w tym kraju ludzie którzy pomogą w takiej sytuacji, dostałem plaster i wodę utlenioną. Po podziękowaniu pani i opatrzeniu ran zrobiłem jeszcze 75 km .leciałem jak kolega "bartoszmtb" tyle że miałem twardsze lądowanie ... Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
Wonsky Napisano 30 Maja 2011 Udostępnij Napisano 30 Maja 2011 Dzisiejszy upadek przed sama szkołą na oczach kilkudziesięciu uczniów - przed zjazdem z krawężnika chciałem odblokować amortyzator, zdążyłem ale niestety za późno. Zjechałem dośĆ luźno trzymając jedną ręką kierownicy z krawężnika, amortyzator sie ugiął, kolo skręciło i wiadomo jaki był finał Na szczęście ja z takich sytuacji zwykle wychodze bez szkód, na rowerze minimalne ślady na tylnych widełkach, ale trzeba było znosić przez cały dzień śmiechy na korytarzach Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
dzidek Napisano 31 Maja 2011 Udostępnij Napisano 31 Maja 2011 Głupi wypadek, jednak bolesny jak żaden inny - jechałem po deszczu, wchodziłem w zakręt, kąt nachylenia był nie wielki a mimo to przednie koło poszło jak po lodzie, a wywaliłem się a moje krocze wylądowały na ramie, albo raczej rama na nich. Dzieciaki miały ubaw -.- Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
semua Napisano 1 Czerwca 2011 Udostępnij Napisano 1 Czerwca 2011 moje 3 ulubione wspomnieniowe gleby z lat 90 na super rowerze wheeler 800 : No. 1: dzień, w którym nauczyłem się nie hamować rozpędzonym po asfalcie z wyłaniającymi się korzeniami drzew pod nim obydwoma hamulcami jadąc w pozycji stojącej. efekt - widowiskowe prawie salto (przez kierę przeleciałem i na 4 literach wylądowałem) plus porysowany paro tygodniowy rower. No. 2: dzień w którym nauczyłem się nie jeździć zygzakiem po drodze rowerowej asfaltowej pokrytej mokrymi liśćmi jesienną porą. ach co to był za ślizg na udzie. ale przynajmniej przez chwilę poczułem się jak żużlowiec a na pewno miałem bardziej miękkie lądowanie niż oni. No. 3: a jednak udało się zrobić pełne salto w powietrzu gdy przednie koło w rowerze schowało się w dziurze. na szczęście trawiaste podłoże zamortyzowało upadek a i rower dalej był cały Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
Rudy102 Napisano 8 Czerwca 2011 Udostępnij Napisano 8 Czerwca 2011 Moją najśmieszniejszą glebę zaliczyłem 2 lata temu w wakacje. Było już ciemno, prawie żadna widoczność. Bawiłem się z kolegami w policjantów i złodziei. ;D Ja byłem policjantem. Widzę że przede mną jedzie kolega więc rozpędzam się mniej więcej 20km/h na liczniku (było ciemno). Jadę i nagle walę w coś i leżę już po drogiej stronie tego. Okazało się że nie zauważyłem ławki i zrobiłem salto w przód razem z rowerem. Rowerowi tylko uszkodziła się trochę prawa manetka ale działa do dziś(pękła tylko obudowa. Gleba kolegi: Jedziemy sobie z górki. Na balkonie jednego z domów siedzi jakaś dziewczyna. Kolega postanowił się popisać przed nią i wziąć zakręt zrywem. Oczywiście nie wyrobił i walną w płot. ;D Ja i dziewczyna w rechot a on chybko się zbiera i ucieka z miejsca wypadku. Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
CMIK Napisano 8 Czerwca 2011 Udostępnij Napisano 8 Czerwca 2011 Wracaliśmy w kilka osób z Rytra w Beskidach drogą asfaltową, wyrwałem się nieco do przodu i w pewnym momencie obejrzałem się do tyłu zobaczyć gdzie jest reszta "peletonu". Ostatnie co pamiętam, to 37km/h na liczniku i że wójt gminy przez którą jechałem nie próżnował- wybudował piękny nowy chodnik zaczynający się za skrzyżowaniem, zwężający drogę o około metr, + oczywiście 20cm krawężnik. Do końca trzymałem rower, niestety to on jechał na mnie, a ja plecami po chodniku. Koszulka oczywiście się podwinęła:D Do tej pory (minęło 7 lat) mam 4 wielkie owalne blizny- 2 na talerzach kości biodrowych i 2 w okolicy nerek. Druga, mniej spektakularna gleba miała miejsce w Krakowie na nowej kładce rowerowej- padał deszcz, a wjazd na kładkę jest pod kątem, "na skręcie". Na dodatek kładka wyłożona jest deskami ułożonymi w poprzek, które na dodatek są żłobione. O ile zwiększa to przyczepność kiedy się idzie prosto, to przy każdym skręcie + deszcz gleba gwarantowana. Tak więc obydwie moje gleby wynikały, oprócz oczywiście mojej nieuwagi, z innowacji technologiczno-architektonicznych. Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
Rekomendowane odpowiedzi
Zarchiwizowany
Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.