Skocz do zawartości

[wypadki] Wasze gleby


Mieciu

Rekomendowane odpowiedzi

Chyba powinienem sprzedać rower zanim sobie zrobię krzywdę... :)

 

Pojechałem rowerem do pracy, najpierw prawie wpadłem na samochód który mnie wyprzedził i zaraz potem skręcił a potem, będąc 100 m od celu, zmieniłem lekko tor jazdy (żeby odsunąć się od kolejnego samochodu który nie mógł się zdecydować czy wjechać na skrzyżowanie czy też nie) i przednie koło idealnie wpadło w szynę. Uślizg i szlif na boku po kocich łbach :)

Efekt to znowu trochę zdartej skóry, trochę pozdzierana prawie nowa kurtka, chyba obluzowany łańcuch (mam nadzieję że dojadę z powrotem do domu) i nowiutka kierownica lekko zdeformowana przy jej prawym końcu :wallbash:

 

Nie wiem, czy ja mam jakiegoś pecha czy po prostu jeżdżę jak d...pa wołowa??

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja również miałem kilka ciekawych historyjek. A jedną z ciekawszych, jaką pamiętam, to było może jakieś 10 lat temu, moim mega ciężkim Jaguarem Flash Bike'iem, którego mam nadal ;p Razem z bratem wybraliśmy się u siebie w mieście na górkę,dość wysoką jakieś 15m może więcej. No i oczywiście jako starszy braciszek musiałem się popisać i pokazać, że ze stromej strony również można zjeżdżać :P nie raz to robiłem, a wtedy tak jakoś wyszło, że sobie hamulec nacisnąłem, niestety, był to przedni hamulec no i bęc przez kierownicę. Zrobiłem koziołka, rower na mnie, ale na szczęście miałem "dość" miekkie lądowanie w trawie ;p w efekcie wyszedłem z tego cało, trochę ręka pozdzierana i noga, w rowerze tylko lekko róg sie zgiął no i cały bok i plecy zielone od trawy ;p potem jaki wstyd mi było tak wracać przez całe miasto ;d

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja również miałem kilka ciekawych historyjek. A jedną z ciekawszych, jaką pamiętam, to było może jakieś 10 lat temu, moim mega ciężkim Jaguarem Flash Bike'iem, którego mam nadal ;p Razem z bratem wybraliśmy się u siebie w mieście na górkę,dość wysoką jakieś 15m może więcej. No i oczywiście jako starszy braciszek musiałem się popisać i pokazać, że ze stromej strony również można zjeżdżać :whistling: nie raz to robiłem, a wtedy tak jakoś wyszło, że sobie hamulec nacisnąłem, niestety, był to przedni hamulec no i bęc przez kierownicę. Zrobiłem koziołka, rower na mnie, ale na szczęście miałem "dość" miekkie lądowanie w trawie ;p w efekcie wyszedłem z tego cało, trochę ręka pozdzierana i noga, w rowerze tylko lekko róg sie zgiął no i cały bok i plecy zielone od trawy ;p potem jaki wstyd mi było tak wracać przez całe miasto ;d

 

wstyd? raczej duma, że nie jeździsz jak panienka :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jestem bardzo szczęśliwa, bo wczoraj po raz pierwszy swobodnie jeździłam na rowerze po "glebie". naprawdę, jak poczułam wiaterek aż mi się sam ryj śmiał bo dwa lata prawie nie jeździłam a jeśli już to totalnie spięta i przerażona. Kupiłam sobie porządny rower z grubszymi oponami i jest pięknie. To właśnie cienkie koła poprzedniego holendra mnie przerażały. Przyczyną mojego wypadku była moja własna głupota, zagapiłam się przed siebie przecinając torowisko tramwajowe, koło w torze utkwiło a ja uderzyłam głową w krawężnik. Na szczęście skończyło się tylko na potężnym sińcu - podbitym oku. Myślę że uratowały mnie dready które wówczas miałam i które zamortyzowały uderzenie. Teraz nie mam dreadów więc pewnie kupię kask ;)

Najlepsza i tak była reakcja pani w aptece - kiedy przyszłam z podbitym okiem i powiedziałam że się na rowerze przewróciłam :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A ja ostatnią wywrotkę miałam bardzo śmieszną.

 

chciałam ruszyć rowerem (byłam na trawie na płaskim terenie), wpięłam się lewą nogą w pedał i depnęłam aby ruszyć. Niestety miałam twardy bieg i rower ruszył kawałek i zatrzymał się. Nie zdążyłam wypiąć buta i się wywaliłam na plecy a rower na mnie :) ku uciesze koleżanki, która wszystko widziała :P:P

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A ja niestety (a może stety) nie miałem tak ciekawych wypadków. Właściwie to takich z prawdziwego zdarzenia to wogóle nie miałem, nie wiem czy tak dobrze jeżdżę czy "jak panienka" :P W każdym razie najczęściej zdarzało mi się zaliczyć glebę w lesie w terenie kiedy jechałem po nierównościach, wjechałem w jakieś błotko ale nie redukowałem biegu no i ugrzęzłem przez co obalenie na bok :) Spotkanie z głębokimi koleinami też miałem tylko nie takie jak ktoś tutaj opisywał, bo skończyło się na przygrzmoceniu pedałem w koleinę i szybkim wytraceniu prędkości, obiciu klejnotów rodzinnych o kierownicę :P Jadąc kiedyś ze znajomym z pewnej górki, droga żwirowa na której rozwijało się prędkości te 40-50 km/h a na zakończenie górki zakręt. Na tym zakręcie on nacisnął przedni hampel i zblokował koło, przez co położył rower na bok i jechał tak parenaście ładnych metrów. Żwir dokokończył dzieło zniszczenia jego nogi :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

hahahah

przypomnialo mi sie jak sie kiedys bawilem i wkladalem nogi przez ramę(jadąc). Kiedys wlozylem obydwie i za cholere nie moglem wyjac...

Jechałem tak czekając na zbawienie... w końcu musiałem upaść, skonczylo sie za zadrapaniach i rozdartym siodle :/

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To może ja też napiszę o swojej "przygodzie" z dzisiaj ;)

Trochę popadało i było dosyć ślisko na ulicach. Wracałem do domu asfaltem jakies 30-35km/h. Nagle patrzę, roboty drogowe, chciałem sobie je spokojnie ominąć, jednak zakręt okazał się ostrzejszy niż myślałem + śliska nawierzchnia... Zakrętu oczywiście nie wyrobiłem, wpadłem w poślizg. Przykryłem się rowerem, a przy tej prędkości szuranie kolanem i łokciem po asfalcie nie jest zbyt przyjemne :) Rower na szczęście cały, tylko światła i licznik się jakoś wypięły podczas tego ślizgu hehe :D

 

Pozdro dla Was i uważajcie po deszczu :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 tygodnie później...

Ja kiedyś ćwiczyłem Stunt na składaku i robiłem stanie na bagażniku. Z czasem wychodziło mi to coraz lepiej wiec pozwoliłem sobie na stanie bez podpierania się kolanami o siadełko i tu efektowna gleba prosto lewym biodrem o asfalt. Na szczęście rower cały tylko lewy pedał połamany. Potem miałem wielkiego siniaka na biodrze. Wielki fart

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dziś po 1 zjeździe postanowiłem polecieć z kolegami serię dabli  dośc dużych ( w galerii foty są )  zawsze po 4 zjazdach latamy , ale dziś wyszło inaczej . Pierwszego gapa poleciałem ledwo co , potme profil i rozpędzam rower i wylatuję z dabla i - bum przodem zahaczam o lądowanie , czuje tylko że lecę przez kierownicę , lotu nie pamiętam . Leże na glebie , nie mogę złapać oddechy , czuje ogromny ból w prawym boku okolice nerki , dalej boli mocno barek - 1 myśl złamany ... i stopa ( nie miałem zbroji , a kask i ochraniacze na nogi )  . Leże pod rowerem podbiega kolega i ściąga rower i sprawdza czy "żyję " chwile z nim gadam i pyta się czy wstanę i nie trzeba karetki . Wstałem i ledwo stoję , dopiero zacząłem jakoś oddychać  . Kolega spostrzega że pluje krwią . Pisze sms  . Po tym staram się chodzić , patrze na rower - siodełko skasowane , pamiętam że jak leciałem na glebę to rower mnie dobił , poleciałem ze 3-4 metry od lądowania .  Ból czułem mocny , wróciłem do domu  i niedawno lekarz . Wniosek : mocne obicie okolic nerki , stłuczony bark , spuchnięta stopa  .  Morał : trzeba jeździć w zbroji i przedewszystkim nie skakać dużych skoczni bez rozgrzewki dobrej . 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To szybkiego powrotu do zdrowia życzę ;) ja niedawno jechałem po suchej nawierzchni około 30 km/h, zakręt jechałem juz wiele razy bez poślizgu, a akurat zrobiła się kałuża, jadę patrzę a u błoto no i wpadłem w poślizg ;) na szczęście zdarłem sobie tylko leciutko kolano

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To ja się teraz wypowiem ;p

Jechałem asfaltową drogą ok. 55-60 km/h i chciałem zrobić bunny hopa na krawężnik, no ale nie wyszło bo się zagapiłem i za poźno wybiłem, zachaczyłem przednim kołem rower został a ja poleciałem z 6m na szczęście jestem dość sprawny i wylądowałem robiąc rolla i ani mi, ani rowerowi nic się nie stało, nawet żadnego zadrapania ;p

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To ja się teraz wypowiem ;p

Jechałem asfaltową drogą ok. 55-60 km/h i chciałem zrobić bunny hopa na krawężnik, no ale nie wyszło bo się zagapiłem i za poźno wybiłem, zachaczyłem przednim kołem rower został a ja poleciałem z 6m na szczęście jestem dość sprawny i wylądowałem robiąc rolla i ani mi, ani rowerowi nic się nie stało, nawet żadnego zadrapania ;p

Czy jesteś pewien, że 80 km/h nie pędziłeś?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 miesiąc temu...

Moja kolej... Jechałem dzisiaj na szosie przez Rembelszczyznę w kierunku Nieporętu. Znajdują się tam takie dwa cudowne ronda, jedno zaraz za drugim. Widząc, że mam "czysto" przejechałem przez jedno rondo -dość szybko. Natomiast na drugim popełniłem błąd. Zahamowałem w sumie lekko (przód i tył jednocześnie), ale okazało się, że jest tam trochę piachu. Wpadłem w poślizg (tylne koło na zewnątrz)i się dość ładnie wyrżnąłem. Nawet nie zdążyłem się zorientować co się stało...

Z drugiej strony, gdybym zamiast butów spd-sl miał "normalne", to prawdopodobnie nic by się nie stało, bo już ratowałem się z takich sytuacji. Jedno odepchnięcie się nogą i po sprawie.

Natomiast gdy miałem koła napompowane do 9 bar, to dużo łatwiej rower tracił przyczepność. teraz mam 8 bar, lepiej się prowadził, a tu takie "coś"...

Tu moje pytanie do szosowców: na jakich ciśnieniach jeździcie?

Przestroga- uważać na ostrych zakrętach, zwłaszcza gdy nie jesteśmy pewni co do stanu nawierzchni.

Bólu dużo nie było, ale klamkomanetka się wygięła, zdarłem blok i klamrę na bucie :/

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 miesiąc temu...

Witam ,widzę że mogę podzielic sie wrazeniami z mojej gleby ;D

Więc tak: Jadąc szosą na moim levelu z górki rozpędzony do ok.40km/h ,trzymałem kierownice lewą ręką bo prawą pisałem sms'a :) .Koledzy obok zajechali mi drogę ,ja jadąc pomiędzy nimi zobaczyłem dziurę w drodze i ze strachu zahamowałem przednim hamulcem. To był bardzo bolesny upadek,miałem krwiaka na biodrze i podrapane plecy.Całe szczęscie na spadłem na głowę bo bylem bez kasku. Kiera się pogła i tyle było B)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A telefonowi nic się nie stało? :icon_wink:

Ja też ostatnio zaliczyłem glebę. Wybrałem się w teren ćwiczyć technikę zjazdów kamienistych i ścianek. Znalazłem jeden zjazd, ale był cały przykryty opadniętymi liśćmi. W połowie zobaczyłem, że na samym dole stoi drzewo, więc zacząłem hamować oboma klamkami. I chyba za mało przeniosłem ciężar na tył bo tylne koło zaczęło się powoli unosić i w końcu wyglebiłem na bok przez kierę (czyli leciałem na ukos). Spadłem na prawy bark i głowę, ale nic poważniejszego mi się nie stało. Zdziwiłem się w domu, bo ok. 2 godz. po powrocie zaczął mnie boleć lewy kciuk i nadgarstek. Ból się powiększał. Przed pójściem sapać nie mogłem nawet nacisnąć klamki(od drzwi) i otworzyć butelki z piciem. Ale na następny dzień było już lepiej.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dziś byłem na okolicznej trasie downhillowej z przyjaciółmi. Pojechałem pierwszy zaraz za mną kumpel, (dwóch siedziało i odpoczywało). Pojechałem bardzo szybko były 2 bandy i hopa, bandy przejechałem bez problemu, hopę też poleciałem normalnie. Kłopot był przy lądowaniu. Ześlizgnęła mi się noga z pedała, wpadłem na zniszczoną bandę, położyło rower bokiem i wywrotka przy jakimś 30-40 km/h (nie wiem dokładnie, nie mam licznika) na szczęście uniknąłem wystających kamieni i drzewa. Niestety jechałem bez kasku, bez żadnych ochraniaczy :) nic się nie stało na szczęście tylko obtarcia. Na kask już mam na szczęście 100 zł i już za niedługo będę się rozglądał za jakąś używką....

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pierwsza gleba tej jesieni. Jechałem dość szybko ulicą, nawet nie patrzyłem na licznik, no i chciałem na chodnik wskoczyć. Z daleka wydawało mi się, że jest niski. Nie wiem co odwróciło moją uwagę, ale momentalnie znalazłem się na chodniku. Okazało się, że krawężnik miał jednak "parę" cm. Dobrze, że miałem odblokowany amortyzator, to trochę złagodził wjazd. Leżałem na plecach i śmiejąc się puściłem wiąchę. Jakiś dziadek podszedł do mnie i zapytał się czy żyję :(. Skutek? Połamany uchwyt na światło, przeszorowany licznik (górne przyciski ledwo chodzą), lekko zdarte siodełko oraz poobijane nadgarstki.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zarchiwizowany

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...