Skocz do zawartości

[wypadki] Wasze gleby


Mieciu

Rekomendowane odpowiedzi

wchodzę sobie na wyścigu w zakręt :P (nawrót wyścig agrafka-kryterium) uciekam, więc staram się jak najszybciej wejść w zakręt

uff przejechałem cały już ostatnie cm zaczynam rozkręcać i zonk przednie koło odciążone i uślizguje się :)

Stary w ciele(dzisiaj coś mnie bark boli pewnie jest zbity) i sprzęcie prawie zerowe(lekko przetarta owijka i przybrudzone ciuszki) ale straty moralne i fakt, że doszli mnie inni :/

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jak się kiedyś uczyłem różnych trików na rowerze i chciałem się nauczyć jechać na przednim kole.Jechałem dość szybko i to mnie zgubiło, ulica była śliska tzn. nie mokra ale tak wyrównana że bardzo gładka.No i jadę sobie, próbuję się do przodu przechylić i mnie na bok jakoś wygięło tak że przygniotłem rowerem nogę i pojechałem jeszcze trochę po asfalcie.Bilans to noga od połowy piszczela do prawie końca uda zdarta do krwi.Dobrze że to były wakacje bo przez tydzień pożytku żadnego ze mnie nie było zanim mi się to trochę nie podgoiło :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 miesiąc temu...

hHE. ;D

ja w tą zime miałem dosyć bolesny wypadek ;D

Napadaaaało dużo snieguu xd

I z kuzynem tez trenuje mtb wybralismy sie na taki trening xd

oczywiscie pod sniegiem lód xd

no i była taka pochylna droga moze jechalem z 25-30

i na zakrecie strasznie mi rzuciło tylnim kolem xd

wyrznołem ostrą glebe xd

o lód.. ;/

bOlało oczywiście rece mi się rozkraczyły kiedy na nie upadłem uderzając o lód i buzią o ten lód urerzyłem xd nogi po miedzy ramą mialem xd

tak po za tym to niC powazniejeszego sie nie stało

xd

jedno co pamiętam to

GLEBA i OGJEŃ xd

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ciekawym autorem gleb jest spd.

Jadę rowerkiem. Świeżutkie spd. Pali sie czerwone światełko. Aby sie nie wypinać kręcę kółka po wysepce i czekam na zmianę. Obok mnie stoi małżeństwo. Ręce i tak nagle jakoś mi się kiera za bardzo skręcił i ###### gleba prosto pod nogi tych o to ww. Facet wystraszony krzyknął -O Ku... a babka - O Jezu. Dziwne są reakcje ludzi. a wstyd straszny.

Reszta gleb to typówki. Powiem tylko, że mam tylko takiego pecha,że zawsze dostaje prawe ramię i po ostatniej glebie sprawność odzyskałem po 1 m-cu, chociaż nadal się po plecach nie podrapię

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja dzisiaj zaliczyłem małe OTB przez kiere pod sklepem tuż obok mojego bloku :P

Jest tam taki mały, fajny placyk. Postanowiłem poćwiczyć "jazdę na przednim kole", ale mi nie wychodziło, bo cały czas się zatrzymywałem i nie dało się jechać. No to wiadome jest, że trzeba mocniej nacisnąć hamulec :P No i tak zrobiłem :D ale zanim się skapnąłem, że przesadziłem no to byłem już w powietrzu. Z 10 m obok były dziewczyny... ale wstyd. A jak sapnęły no to już wiedziałem, że nieźle to musiało wyglądać :P

 

Na szczęście ani mi, ani rowerowi nic się nie stało :D Trochę tylko nadgarstek boli.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

no ja tez mialem kiedys przykry przypadek z udzialem dziewczyn ;) lansowalismy sie z kumplem na rynku no i siedzialy jakies dziewczyny na lawce i sie troche zapatrzylem no i mu zrobilem z koła garaż ;) żesmy zrobili wioche :P ale moim najlepszym wypadkiem było jak kiedyś na teningu w lesie podczas zjazdu na maly drewniany mostek (po ostrym zjezdzie, wbija sie na niego z jakimis 30 km/h) zauważyłem ze jakis palant postawił na nim kłode drewna. pionowo. jak to zobaczylem to w ostatniej chwili skrecilem z tego mostka zeby nie przygrzmocić na czołówke w to drzewo. i wtedy tak fajnie glebłem do błota pod mostkiem że mnie w domu nie poznali :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No to może teraz ja się pochwalę czymś z czego nie jestem dumny.

No więc tak. Pojechałem ostatnio do parku pojeździć poskakać i takie tam różne.

W końcu znudziło mi się szukanie odpowiedniej hopki czy jak by tam tego nie nazwać i wybrałem największą.

Zjeżdża się jakieś 50m łagodnie w dół po czym następuje stromy zjazd do czegoś w rodzaju dużego koryta takiego jakby to chyba jakiś taki tor saneczkowy ale mniejsza o to. :icon_wink:

No to jadę przód 2 tył 6 no i śmigam. :D

Włączyłem tzw full power niestety nie było to dobrym pomysłem gdyż przy wyskoku straciłem panowanie nad rowerem no i... poleciałem <_<.

Wylądowałem tyle że nie jechałem tylko sunąłem na drzewo po czym kiedy już w nie uderzyłem rama, że się tak wyrażę wżęła mi się w pewne miejsca :thanks::D

No i tak to ze mną było leżałem obolały na ziemi z bolącym przyrodzeniem, a wracając do domu nie mogłem usiąść na siodełku.

ohhhhhh.... Życie bywa bolesne. :D :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przyszła kolej na mnie... to już moja druga gleba na dystansie prawie 700 km w tym roku. Pierwszy upadek zaliczyłem w banalny sposób zjeżdżając ze ścieżki rowerowej do małego rowka, który był obok krawężnika. skręcenie koła, brak czasu na reakcję i zaliczyłem poślizg na kostce...Obrażenia były małe bo jedynie naciągnięcie mięśni przedramienia (bolało chyba ze 2 tygodnie) oraz obtarcie kolana, które zagoiło się po dwóch tygodniach.

Teraz ratowałem 12-letnią "nastolatkę" która została popchnięta przez koleżankę wprost pod koła mojego rozpędzającego się roweru. Rozgadane i radosne nie zobaczyły tego jak zbliżam się na rowerze. Nie miałem innego wyjścia jak zjechać z asfaltowej ścieżki na usiane nierównościami pobocze włącznie z rowkiem przy krawężniku. Niestety nie zapanowałem nad kierownicą i oto efekty. Panienki poszły sobie dalej na druga stronę jezdni jak gdyby nigdy nic. Rzuciłem w ich stronę parę słów ale na przyszłość jak będę widzieć głupią dzieciarnię 10 cm od ścieżki będę profilaktycznie drzeć się na całe gardło żeby zaznaczyć moją obecność. Na szczęście apteka była bliska i polałem się wodą utlenioną coby przemyć rany. Was też uczulam na nieco wolniejszą jazdę i uwagę bo takie obtarcia jednak utrudniają życie oraz jazdę na rowerze. Pozytywem jest może jedynie to, że nabieram doświadczenia w amortyzowaniu upadków. ;)

kolano.jpg

biodro.jpg

bark.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja , kiedy miałem 5 lat (2001r)byłem na wakacjach w Świnoujściu. Ponieważ było bardzo gorąco, pojechałem z tatą na lody. Gdzy wracałem wybiło mnie z malutkiego krawężnika (był to wjazd do hotelu) i po przeleceniu 2m przez kierę wleciałem nosem w betonowy słupek. Zaczęła mi lecieć krew z nosa a ja rozmazałem ją po całej twarzy. Wyglądałem taj, jakbym służył jako kółko w samolocie. Cudem nie wypadł mi ani jedem ząb(mleczny). Z nosem też nic się nie stało. Miałem tylko krwiaka na podniembieniu, ale przyłożyłem sobie wkład z lodówki i nie bolało tak bardzo. :wallbash:

 

Rok później, w rocznicę tego wydarzemia też byłem na wakacjach w Świnoujściu. Kiedy przejeżdżałem przez skrzyżowanie przestraszyły mnie motory, które przejeżdża łe obok. Ja się odwróciłem i wjechałem przednim kołem w dołek ze studzienką i twarzą pojechałem po krawężniku. Rozwaliłem wtedy moje ulubione okulary. 2cm i uderzyłbym okiem, a wtedy byłoby kiepsko.

 

Nie pamiętam podczas którego z tych wypoczynków miałem czoło z jakimś gościem.

 

W ostatnim czasie byłem na rowerze z bratem tatą. Trasa prowadziła przez mostek, a prostopadle do szlaku płynęła rzeczka. Równolegle zaś to trasy był zjazd po glinie (nie błocie). Postanowiłem nim pojechać. Nagle przednie koło wpadło ponad połowę i wyleciałem. Zakotwiczyłem rogami o dno. Byłem cały oblepiony gliną. Ludzie patzryli się na mnie jak na UFO. ;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czwartkowa nawałnica.

Zaskoczyło nagle, na szosie, przy której rosły z obydwu stron potężne drzewa, a dalej tylko pole.

Miejsce mi znane, wiedziałem, że do najbliższego miejsca bezpiecznego ponad 2km. Pomiędzy potężnym podmuchem wiatru a momentem utraty kontroli nad sytuacją może kilkanaście sekund. Prędkość około 50 km/h, więc liczyłem na to, że zdążę. Niestety, najpierw kilka gałęzi uderzyło we mnie, tutaj ogromne podziękowania dla mojego KASKU, który prawdopodobnie mnie URATOWAŁ. Potem nagle rzucony siłą wiatru kawał drzewa władował się w przednie koło. Z całych sił utrzymałem kierownicę, bałem się zahamować, po kilkunastu, może kilkudziesięciu metrach z 50 km/h zszedłem do 0 km/h bez szprych w rowerze. I wtedy już "bezpiecznie" z podmuchem wiatru poleciąłem do rowu.

Jacyś życzliwi ludzie zabrali mnie do samochodu. Kilka metrów za mną padło na całą drogę wielkie drzewo. Wioske dalej zginął facet. Ja, poza potłuczeniami, mam na szczęście całą głowę i niestety rower bez przedniego koła.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Może i ja się podzielę :D

Zacznę od moich dwóch OTB.

1. Wczorajsze słoneczne popołudnie. Jadę z kuzynem i jego małżonką, tempo żółwie, asfalt, 100 metrów do celu. Dojeżdżam do skrzyżowania, gdzie chcemy skręcić w prawo. Trzymam się około 70-100 cm za tylnym kołem szanownej pani, wyciągam prawą rękę z zamiarem zasygnalizowania skrętu, za mną podąża TIR, aż tu nagle żona kuzyna wcisnęła hamulec, a ja żeby uniknąć stuknięcia zahamowałem tą ręką, która była na kierownicy :D Nim zdążyłem zareagować, leżałem już na asfalcie przed ciężarówką. Na szczęście kierowca był czujny, a mi jak i sprzętowi (prócz tego, że spadł łańcuch) nie stało się nic :P (jedyny wypadek na zmodernizowanym rowerku - zdjęcia już wkrótce).

2. Któreś tam wakacje. Miałem jeszcze wtedy stary rowerek. Wybrałem się z kolegami na przejażdżkę. Mój rower pożyczyłem kumplowi, a ja pojechałem na sprzęcie mamy. Jedziemy moją ulicą i wtedy przyszła mi ochota na popisy :D Zachciało mi się zrobić, jak to później nazwaliśmy "Supermana". Prawa ręką do przodu, lewa noga do tyłu. Skrzyżowanie i hamowanie lewą ręką. Piękne OTB :D Rozwalona broda i dłonie.

Teraz czas na inne dzwony i wypadki:

Wakacje 2007 - czas kiedy moich wywrotek było najwięcej.

1. Piękne słoneczne popołudnie zaraz po deszczu. Jedziemy z kolegami do lasu. Dodam jeszcze, że przed wyjazdem kumpel "zwiększył moc" moich mechanicznych tarczówek. Wjeżdżamy w las, trochę podjazdu, odpoczynek i zjazd. Jadę jako ostatni, zbliżam się do mojego ulubionego zakrętu nachylonego na zewnątrz, mam ok. 50 km/h, lekko dotykam klamki i tu zaskoczenie: zblokowane koło jazda na wprost przekształciła się w piękny drift i wyszedłbym z tego cało gdyby nie wystający korzeń. Wyleciałem z rowerem w powietrze, lądując nie utrzymałem kierownicy w dłoniach i przeturlałem się kawałek, poleżałem chwile i dogoniłem czekających na mnie kolegów. :)

2. Szybki zjazd, ci sami koledzy co punkt wyżej, wysoka trwa. Nie zauważyłem hopki, wybiło mnie, siodełko jak to w XC dość wysoko, uderzenie w przyrodzenie i wylądowanie w pokrzywach ~ 2m od trasy :D

 

PS nie wiem dlaczego ale nigdy nie przewróciłem się, kiedy jechałem sam :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witam!

Mnie ostatnio przydarzył się taki (malowniczy zapewne) dzwon:

 

Wracam zmęczony po dłuższym śmiganiu po lesie, już prawie prawie jestem w domku, tylko został mi do przejechania jeden wiadukt nad torami kolejowymi, na ulicy spory ruch, więc kulam się ścieżką rowerową. Wjeżdzam na wiadukt, ścieżka robi się wąziutka, z jednej strony barierka ze stalowych prętów, z drugiej od ulicy taka stalowa bariera, którą często rozdzielane są pasy na drogadch dwupasmowych. A że było troszkę pod górę i jechało mi się już jakoś okropnie smętnie, to sobie dźwignąłem tyłek z siodła i cisnę, cisnę... no i mnie z deczka gibnęło, akurat wystarczyło, żeby róg kierownicy złapał stalowy pręt barierki..... :P:)

 

Następna rzecz, jaką pamiętam, to że siedzę na tym wąskim chodniku koło roweru, który stoi sobie do góry nogami elegancko ustawiony jak do przeglądu, a z przedniego kółka piękna ósemka...

Jakimś cudem chyba nie władowałem się w stalowe mocowania tej bariery przy jezdni, to od strony chodnika same kanciaste stalowe wsporniki, śruby itp. Bez strat w ludziach jednak się nie obeszło - do wieczora tak spuchło kolano, że wylądowałem na pogotowiu i punkcjach... :D Ale nie kojarzę zupełnie, w co i jak nim przygrzmociłem...

 

W sumie na szczęście skończyło się bez poważniejszej kontuzji, a w rowerze tylko felga poszła do wymiany.

No ale i tak piękny koniec wyjazdu.

 

----

 

Inny przypadek z serii totalnie wiejskich i debilnych dzwonów: Po wjeździe na pewną górkę staję sobie odpocząć, rozejrzeć się itp. A że akurat stanąłem w piachu i trochę ugrzęzłem, to nie schodząc z roweru "poddreptuję" parę kroków do przodu i... potykam się o jakiś cholerny korzeń... i wypi...am się razem z rowerem na glebę kotłując się cały spocony w tym piachu... i na dodatek walę kostką w zębatkę korby tak, że świeczki w oczach, a w nodze dziura aż do kości... :P Ech, bliznę mam do dzisiaj, aż wstyd przyznać, że od dzwona "postojowego"...

 

 

Pozdr,

Wojtas

 

PS: He, he, właśnie przesiadłem się na pedały z blokami, więc (odpukać!) pewnie wkrótce co nieco tu znóa napiszę...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja ostatnio jeździłem z kolegą w terenie ( koło twierdzy boyen może ktoś kojarzy) i na końcu zjazd (bardzo stromy) kolega do mnie zjeżdżasz ja do niego chyba cie po....... i trzymam hamulce i powolutku schodzę i w połowie myślę sobie a co mi tam i puściłem hamulce i ogień i nie zauważyłem dołka na głębokość 30 cm ( pierwszy raz tam byłem ) i jak mnie nie wybiło do przodu , przeleciałem przez kierownica (ale z małą prędkością) i wylądowałem na chodniku ale nic sie nie stało na szczęście :):) :rolleyes::D

 

 

 

Jeszcze pamiętam jak miałem różowego pelikana ( składak mojego brata ) i sobie jadę i był skręt w lewo i na betonie piasek i sobie myślę zrobię drifting i hamuje(pedałami) i za bardzo pojechałm po piasku i na lewą strony bum bum i leżę haha

 

tak dla śmiechu kiedyś mój brat jedzie i mu przednie koło wyleciało ze składaka ( tego pelikana ) hahahhahahah potem je znalazł 150 metrów dalej ahahahha :):confused::thumbsup::wallbash: :wallbash: :wallbash:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Po treningu wracam do domu, było mokro B) Jadę, jadę, skręcam w ścieżkę rowerową, przednie koło nie polubiło się z nawierzchnią i crap, ale się otrzepałem, wsiadam na rower i jadę dalej, nic. Za jakiś czas kolega przede mną zaczął hamować. Ja lekko spanikowałem i wcisnąłem hample tak jak normalnie na suchym. totalna utrata kontroli nad pojazdem :rolleyes::) i przejechałem na boku po asfalcie parę metrów, widząc sunący obok rower, robiący śmieszne obroty. Usunąłem się z drogi i na trawie dochodziłem do siebie. Trochę się obtarłem i ogólnie byłem w szoku. Leże na trawie i dochodzę do siebie. Oczywiście przechodnie tylko się głupio gapią, nikt nie wpadnie na pomysł, żeby zapytać czy wszystko ok, zainteresować się. Koledzy zauważyli, że mnie brakuje i się zawrócili, ale to smutne i żenujące, że ludzie mają innych w d* :) Gdyby naprawdę się coś stało, nie ma co liczyć na pomoc przechodniów-w większości(chyba pseudo)Katolików, którzy najwyraźniej bliźniego traktują jak śmiecia. Nie mówię o wszystkich, nie generalizuję, są ludzie porządni, jak zapewne większość użytkowników tego forum, którzy by się zatrzymali i pomogli, ale świadkowie mojego szlifu powinni się wstydzić ;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ostatnia poważniejsza w zeszłą niedziele w bikeparku w Leogang na trasie Flying Gangstar w czasie totalnego oberwania chmury, dopiero zaczęło padac więc trasa była fajnie zwilżona tak że przyczepnośc była nawet większa niż na tym sypkim kurzu/pyle/żwirze co tam normalnie jest więc jechałem tak jak na suchym i wszystko byłoby git gdyby nie to że położone w jednym miejscu na odcinku 20 metrów płyty betonowe (zastanawialiśmy sie potem z kumplem po co tam tak właściwie te płyty dali...) wyślizgane przez hamujące w tym miejscu opony (zaraz przed agrafką z bandą) były na mokro zupełnie śliskie i nie dawały większego punktu oparcia dla opon...najpierw puściła tylna opona, zarzuciło i chciałem leciutko skontrowac przodem przy okazji wyhamowując tymże przodem (i to był największy błąd, trzebabyło nie hamując szerzej wejśc w agrafke i pojechac wyżej po bandzie i byłoby git) przed rzeczoną bandą...i wtedy puściło przednie koło i było pozamiatane...przeszorowałem końcówke odcinka płyt, potem jeszcze ze dwa metry po glebie, walnąłem prawym udem o jakiś kamień czy korzeń, to samo prawe ramię...poleżałem chwile żeby dojśc do siebie, potem postałem chwile żeby móc wsiąśc na rower (kumpel sie poświęcił i poczekał razem ze mną, a z góry lała się ściana wody) powolutku zjechałem (było mi jedno, i tak już byłem cały mokry) i dopiero na dole zaczęło bolec...udo powiększyło wyraźnie swój obwód, ramię zdarte na dośc dużej powierzchni (dalej mam strupa) i podrapany bok...dobrze że miałem ochraniacze na nogach to przynajmniej kolana i piszczele nie ucierpiały...wniosków nie ma, poza jednym: łapy precz od hamulców !!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A ja miałem ładną jedną glebę i to można powiedzieć nawet trochę niebezpieczną

Któregoś dnia jadąc rowerem jeszcze gdy nie miałem kolarzówki na górskim jechałem z górki dosyć dobrej

W Rowerze kostki hamulcowe były dosyć zetarte a przedniego wg nie miałem bo linki nie było :)

I gdy smigałem z tej górki na zakrecie lekkim w prawo nie mogłem skręcić kierownicy jednym słowem zablokował mi się ukłąd Kierowniczy :/ no i przyfasoliłem w jakiś płot gdy wstałem to tylko co pierwsze to zobaczyłem czy jestem cały byłem tylko troche poobijany myślałem że to tyle i nic patrze na rower a tam Amortyzator przedni na prawym widelcu był złamany i nie było innego wyjścia nisz prowadzić a przez cała drogę każdy patrzył na mnie jak na jakiegoś nie wiadomo bo Spodnie rozerwane Koszulka uwalonacała w Trawie i wg góz na cole poobijany

Może nie wyglądało by to groźnie tak gdyby nie ten hamulec i od tamtego razu nie ruszam sie bez dobrego hamulca :]

"Człowiek nie posłucha gdy sam tego nie doświadczy"

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

a ja nie będę opowiadał, sami zobaczcie ;) to było jakiś czas temu, nagrane przypadkowo..śmiechu było co nie miara i to bardzo długo.. :P

 

trochę cienka jakość bo telefonem nagrywane ale zobaczycie co najważniejsze :)

 

link do filmiku

 

Współczuję kolegów którzy przy takiej glebie ryją się zamiast zapytać się czy nic się nie stało i pomóc wstać...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja kiedyś jechałem po drodze rowerowej. Obok mnie równolegle był podwyższony chodnik. Chciałem zjechać na niego i niestety nie zrobiłem łuku. Potarłem kołem i gleba na bok. Najgorsze było to że zdobyłem siniaka na udzie o średnicy 5 cm i porysowałem ramę.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Moja dzisiejsza kraksa. Tak się kończy skok z 1,5 metrowej hopki na zablokowanym amortyzatorze. Zapomniałem go odblokować po jeździe szosą, a skakać nie miałem zamiaru, nie wyhamowałem na stromym zjeździe w Ostromecku, była mokra trawa po deszczu. Chciałem po tej skarpie zjechać a nie skakać :no: Zjeżdżałem z prawej strony zdjęcia nr.3

Amortyzator do wymiany, koła do centrowania. Póki co koniec jeżdżenia..... Uszkodzenia ciała, niewielkie. Rozcięta twarz pod wargą oraz łydka od korby. Złamań brak, całe szczęście wylądowałem w trawie. Kask był :D

 

20090813012.jpg w2048.png

 

20090813013.jpg w2048.png

 

Stąd wyleciałem:

 

20090813015.jpg w2048.png

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zarchiwizowany

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...