kusak Napisano 27 Maja 2007 Udostępnij Napisano 27 Maja 2007 Alivio - sytuacja 1 musiała wyglądać prześmiesznie masz kask? :] Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
SAL Napisano 27 Maja 2007 Udostępnij Napisano 27 Maja 2007 Dzisiaj obfite łowy! Jedna gleba na zjeździe (klocki się skończyły, przyczepności też brakowało), hamowałem przed zakrętem bo było za szybko i chyba podświadomie płożyłem się z rowerem (wąska ścieżka w lesie). Licznik zapamiętał Vmax 47,7 km/h Miałem długie spodnie, więc luzik, ucierpiały tylko małe drzewka, które skosiłem. Druga gleba też z winy roweru (no przecież nie z mojej ^^), oswajaliśmy się z hopkami w okolicach Mosiny. Zaczęło mi w miarę wybicie wychodzić, takie 3 metrowe skoczki i nagle... A co będę mówił, link poniżej Stało się to tuż po lądowaniu, nie udało mi się (38,5 km/h) utrzymać równowagi :| http://maciej.kujawa.org.pl/mosina1/ Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
Biera Napisano 27 Maja 2007 Udostępnij Napisano 27 Maja 2007 Sal ty się tu lepiej nawet nie przyznawaj że skaczesz na tym rowerze. Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
SAL Napisano 27 Maja 2007 Udostępnij Napisano 27 Maja 2007 Ja się tylko próbowałem oderwać od ziemi :mrgreen: Ale spodobało mi się, więc w tym miesiącu kupię coś bardziej odpowiedniego - zraziłem się do _tanich_ Crossów (amor+kiera+rama). Aha - na swoje usprawiedliwienie mogę dodać, że miałem kask na łepetynie! Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
Biera Napisano 27 Maja 2007 Udostępnij Napisano 27 Maja 2007 ciesz się że masz zęby a nie usprawiedliwiaj kaskiem - przy takiej rozwałce to już mogli ci wyjmować mostek z gardła Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
SAL Napisano 27 Maja 2007 Udostępnij Napisano 27 Maja 2007 To się więcej nie powtórzy Generalnie byłem trochę zdziwiony, że przy takich lajtowych skokach kierownica poszła... To naprawdę była mała hopka, a ja jestem lekki. Człowiek uczy się przez całe życie Pozdrawiam Bardziej Doświadczonych Rowerzystów Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
carcrusher Napisano 27 Maja 2007 Udostępnij Napisano 27 Maja 2007 a mowilem - zmien kiere bo sie w koncu zlamie dwie efektowne gleby ale na szczescie obylo sie bez urazow. miales duzo szczescia! teraz tylko wyszukaj jakas fajna dualowke i mozna smigac Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
Cybuch Napisano 27 Maja 2007 Udostępnij Napisano 27 Maja 2007 niedawno zaliczyłem krakse jak wracałem z roboty, padał deszcz, ślisko, kręta ulica, zakręt, gleba :-) skutki możecie obejrzeć na mojej stronce www.cybuchsite.ovh.org dawno takiej gleby nie zaliczyłem, ale najlepsze jest to że kask który sobie porysowałem o asfalt podczas tej gleby kupiłem 2 dni wcześniej :-) to sie nazywa wyczucie czasu :surprised: Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
bert Napisano 27 Maja 2007 Udostępnij Napisano 27 Maja 2007 no to Cybuch gratuluje wyczucia do kupowania kasków, ale za to współczuje nogi że się zapytam jak to każdy fan rowerów jak tam rower ( a swoją drogą wracasz z pracy w kasku FF?) Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
Maki Napisano 27 Maja 2007 Udostępnij Napisano 27 Maja 2007 Ja dzisiaj się zarysowałem. A było to tak. Byłem sobie na treningu a tu nagle zaczęło grzmieć. A że byłem daleko od domu to zacząłem szybciej jechać by nie zmoknąć. Jadąc z górki 40km/h było już lekko mokrawo a tu zakręt jakieś 45*. Nagle zarzuciło mi tylne koło i udem jak i ręką jechałem po asfalcie jakieś 15m. Krew tak mi mocno leciała iż nie mogłem kontynuować jazdy więc zadzwoniłem po pogotowie. Zabrali mnie i bika do szpitala na przegląd po jakiś 2h opatrzony wypuścili mówiąc iż miałem więcej szczęścia niż rozumu. Oczywiście obowiązkowo miałem kask lecz nie ucierpiał on i nawet ryski nie ma to samo z rowerem jakimś cudem tylko rug mi się porysował nic więcej. Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
Alivio Napisano 28 Maja 2007 Udostępnij Napisano 28 Maja 2007 Kusak, z mojej perspektywy raczej nie wygldala smiesznie, ale to bylo pod blokiem moje dziewczyny, i ona sie smiala, wiec nie wiem...a kasku nie mam :twisted: Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
Gość BarteX88 Napisano 29 Maja 2007 Udostępnij Napisano 29 Maja 2007 @BarteX88 dlaczego nie zawiadomiliście policji ? bo to moja wina była Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
sibik Napisano 29 Maja 2007 Udostępnij Napisano 29 Maja 2007 dzisiaj wywinąłem pierwsze poważniejsze OTB prawa ręka porysowana noga obolała A wszystko stało się na wąskiej zarośniętej ścieżce było lekko z górki i jechałem gdzieś 28 km\h znam ta dróżkę wiec wiedziałem że zaraz będzie rów wymyty przez deszcz ale nie spodziewałem się że zrobił się drugi i w niego wleciałem :arrow: Naszczeście rowerek cały Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
kross sign fr2 Napisano 2 Czerwca 2007 Udostępnij Napisano 2 Czerwca 2007 Siema.Moja ostatnia gleba była naprawde widowikowa jak mówili moi kumple stojacy obok.Wiec tak góra jakies 100m stroma piach,na dole górka z piasku.z której mama wyskoczyc pytam sie czy dobrze ubite??oni mówia jasne jedz to ja auszam duza predkosc zero ochraniachy i jak zem sie wbił w to g to poleciałem 10m dalej z rowerem i jeszcze salto z rowerem spadłem i takse dupe obiłem i plery ze 40 min to lezałem jeczac z bólu a kumple niektórzy w smiech a niektórzy panika ale bwa/Od teraz ni9gdy sam bez ochraniaczy i bez mojego sprawdzenia nie zjade nigdzie pzdr for all a teraz historia mojego kumpla głupiego .Ta sama góra co wczesniej opisywałem tylko troche z boku na dloe wielka ubita hałda ziemi.Głupi kolergo wsiada na rower bo oczywiscie chce sie popisac o on nie potrafi nawet po prostej dobrze jechac ale co to dkla niego>wiec wsiada bez hamulców i na kreche w dól i w hałde efekt...staleow widły wygiete [praednie koło spałaszczone kaska który kiał to połamał i rame jeszcze wyguiał to jest cos jak żesmy to zobaczylo to nikt sie nie smiał tylko wszyscy stoja jak wryci a on wstaje i mówi zeyje i radocha on po_prostu głupi jest....(to prawdziwa historia naprawde) Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
jo_jacek Napisano 3 Czerwca 2007 Udostępnij Napisano 3 Czerwca 2007 Dziś pierwsza gleba od nie wiem kiedy.. na ostatnim okrażeniu dzisiejszego wyscigu za ostro wziąłem zakręt, przednie koło sie uslizneło i.. ładny slizg :razz: dobrze ze to była ściółka leśna a nie asfalt tłumacze to sobie tym ze było pełno luźnych jakby skorupek z jakiegos drzewa co tworzyło bardzo wątpliwe podłoże Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
rzk Napisano 4 Czerwca 2007 Udostępnij Napisano 4 Czerwca 2007 dzisiaj zaliczyłem pierwsze bliskie spotkanie z samochodem. Zjeżdżałem ulicą z górki z V ok 38 km/h, gdy nagle starszy facet w jakimś nowym audi (kombi) wyjechał na środek jezdni - nie widział mnie. Ja miałem pierwszeństwo. Dałem ostro po hamulcach i probowałem go wyminąć, lecz był za blisko i wpakowałem mu się w tylne drzwi z taką siłą, że lewym barkiem trafiłem w jego tylną szybę i słupek. Mam zmasakrowany bark - dziura, a właściwie wyrwa w skórze była wielkości 2 pudełek po zapałkach. Było widać kawałek obojczyka - pierwsza diagnoza sanitariusza w karetce brzmiała "złamanie otwarte obojczyka". po rtg w szpitalu okazało się że kości są całe i będzie tylko szycie. Oprócz tego mam zadrapanie na policzku, zbite kolano i pare zadrapań na lewej ręce. Na szczęście koleś okazał się w porządku, nie starał się nic kręcić tylko od razu przyznał się do winy i zobowiązał się zapłacić za wszystkie uszkodzenia w rowerze, do tego odwiózł mnie po wizycie w szpitalu i na komendzie do domu. Bilans strat - amor, przednie koło, rogi, kierownica i licznik do wymiany. Oprócz tego rozdarta i zakrwawiona koszulka. Z kolei w audi wgniecione i zarysowane drzwi, zarysowane tylne lewe nadkole i zbita szyba. No i oczywiście mam przymusową przerwe w jeździe... Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
Gucio112 Napisano 5 Czerwca 2007 Udostępnij Napisano 5 Czerwca 2007 Wczoraj zaliczyłem pierwszą glebę od nie wiem jakiego czasu. Wszystko to przez opony slicki i oczywiście nieciekawą pogodę Byłem w zasadzie zmuszony załatwić pewną sprawę, a środkiem transportu był rower. Wjechałem w zakręt koło bloku z prędkością jakieś 20-25km/h (nie patrzyłem na licznik), a że było tam trochę mokro to koła wpadły w poślizg, ja nie zdążyłem zareagować i gleba Straty we mnie: Zdarta skóra w dwóch miejscach koło łokcia, na kolanie i na boku. Straty w rowerze: obdarty plastik pod siodełkiem, reszty chwilowo nie zidentyfikowałem. Miałem blisko do domu, to wróciłem. Przemyłem wodą, przebrałem się i pojechałem dalej. Dalej nie wiedzieć czemu, jechałem ostrożniej i szybciej niż zwykle Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
MCT Napisano 5 Czerwca 2007 Udostępnij Napisano 5 Czerwca 2007 Hmmm, czytając niektóre posty dostaję gęsiej skórki. W ramach odprężenia przytoczę swoją dość karykaturalną glebę sprzed około dwóch tygodni. Wracałem do domu zielonym szlakiem, taką dość wąską ścieżką. Właściwie wąską tylko dlatego, że była dość poważnie zalana wodą i w 3/4 szerokości nieprzejezdna z powodu dużej ilości błota. Co jakiś czas ścieżka była poprzecinana rowkami, które odprowadzają wodę do płynącego po prawej strumienia. Taka namiastka gór, skarpa, ścieżka, skarpa, woda. Wysokość skarpy w zależności od miejsca od 3 do 10 metrów. Żeby było śmieszniej cały czas pod górkę, no i od czasu do czasu taki rowek. Tego dnia jechałem tam akurat w czasie deszczu, śpieszyłem sie do domu. Prędkość pomimo pośpiechu nie była za duża, padający deszcz, błoto pod kołami i semislick na tyle ślizgający sie potwornie spowalniały. I jechałem sobie walcząc z przeciwnościami kręcąc z mozołem. W czasie przejeżdżania przez jeden z kolejnych rowków, zachwiało mną, rowek okazał się zbyt błotnisty, przednie koło odjechało nie tak jak chciałem, skontrowałem kierą, udało się przód uratowany, depnąłem na pedał i to samo z tyłem, tylko że kontra nie pomogła, zacząłem mocniej kręcić, koło zabuksowało i obsunęło się niebezpiecznie w prawą stronę, w stronę skarpy. Kolejna kontra już nic nie dała, koło zaczęło obsuwać sie po skarpie, rower, niebezpiecznie zaczął przechylać się na prawo, jeszcze próbowałem walczyć, kolejna kontra, balans ciałem i czuję, że lecę... ale nie na bok a do tyłu. Reszta trwała chwilę, poleciałem na plecy jedną ręką chwytając obsuwający się grunt, a drugą oddalając rower od swojego ciała. Lot nie trwał długo, moje wczepianie się w glebę pomogło, zakręciło moim ciałem tak że zawisłem na skarpie, lewa ręką trzymając się jej skraju, plecak zahaczając o jakieś krzaki zatrzymał mnie. Wisiałem na plecaku w pozycji horyzontalnej, rozglądając się za rowerem oraz miejscem gdzie mógłbym postawić nogi, które w tej chwili dość wesoło dyndały sobie bez większego celu. Rower też zawisł na jakiś krzakach, delikatnie muskając tylną oponą powierzchnię wody idealnie pode mną. Jedyna droga wiodła w dół, raczej nie miałem zamiaru próbować się wspinać. Namacałem jakieś krzaki, chwyciłem je wolna ręką. Nogi znalazły w końcu trochę gruntu. Wstrząsając ciało, odczepiłem plecak, no i idealnie ześlizgnąłem się do wody, nogami do przodu (grunt okazał się bardzo śliski) obok roweru. Wziąłem go na plecy i po przejściu jakiś 20 metrów w strumieniu znalazłem miejsce, które umożliwiło mi ponowne dotarcie na szlak. Pomimo nie planowanej przygody, nic poważnego się nie stało, a po dotarciu do domu, tak jak stałem, razem z butami wszedłem pod prysznic. Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
Pulse Napisano 19 Czerwca 2007 Udostępnij Napisano 19 Czerwca 2007 no niestety jest pierwsza gleba, wyprzedzalem w lesie samochod na waskiej drodze prawa strona, kierowca zaczal omijac dziury i zjechal na moj bok, musialem ostro hamowac i skonczylo sie kotlem. Kierowca pojechal dalej, za 1km wyprzedzilem go znowu. Przestroga dla mnie taka zeby sie dobrze pokazac dobrze przed wyprzedzaniem, bo malo kto sie spodziewa jadac autem w lesie ze nagle mu rower wyskoczy, nie mniej jednak mogl gosc stanac i zobaczyc co sie stalo. Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
jurasek Napisano 19 Czerwca 2007 Udostępnij Napisano 19 Czerwca 2007 Przestroga dla mnie taka zeby sie dobrze pokazac dobrze przed wyprzedzaniem, bo malo kto sie spodziewa jadac autem w lesie ze nagle mu rower wyskoczy, a nie lepiej zatrzymać sie, widoki podziwiac, wody sie napic, oddech złapac, a blachosmród niech sobie jedzie w siną dal po cholere wyjeżdżac przed maszyne która juz tyle razy upolowała bikera nie cierpie za soba miec stalowe bydle Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
piotrek89xc Napisano 19 Czerwca 2007 Udostępnij Napisano 19 Czerwca 2007 Ostatnio przez głupote zaliczyłem groźnie wyglądającą glebe. Otóz jadę ja sobie z kolegą osiedlowym chodnikiem, aby dotrzec do najbliższej ulicy. Kolega jedzie przede mną a przed nami zakręt. Pomyślałem ja sobie: "wyprzedę go". Jak pomyślałem, tak zrobiłem. Niestety kiedy byłem juz przed nim zobaczyłem, że zza zakrętu wychodzi kilka starszych pań wracających z kościoła, a wypadałoby je jakos wyminąc, tylko że miejsca nie było. Hmm, co by tu zrobić- pomyslałem. Przede mną wysoki krawężnik, dosyć dziwnie wyglądający, był jakos przekrzywiony. No więc mam dwa wyjścia: albo przechyle się mocno i jakos uda mi sie owe niewiasty wyminąć, albo poprostu sproboje przejechać przez ten krawężnik. Niestety w pierwszym przypadku spotkanie z krawęznikiem byloby nieuniknione, w drugin również. Teraz pozostaje kwestia: "po którym będzie mniej bolało?". Wybrałem drugą mozliwośc. W efekcie zapewniłem sobie lot przez kierownicę z głową skierowaną w kierunku drugiego (ty razem mniejszego) krawężnika. Cud, że tylko trochę o niego zaryłem, ale gdyby nie kask na głowie to pewnie inaczej by się to skonczyło. Reakcja niewiast: żałosne spojżenie i jakis niecenzuralny komentarz Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
SQEERN Napisano 20 Czerwca 2007 Udostępnij Napisano 20 Czerwca 2007 http://www.pudelek.pl/artykul/3639/wojewod...cil_rowerzyste/ a to ciekawe... _________________ Pozdrawiam SQEERN ps - jeśli nie ten dział to soory ale nie wiedziałem gdzie umieścić Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
rowerzystka Napisano 29 Czerwca 2007 Udostępnij Napisano 29 Czerwca 2007 Z przykrością pojawiam się ponownie w tym temacie. Miałam wypadek na rowerze. Jego opis dedykuję wszystkim moim znajomym i nieznajomym, którzy: - uważają, że nie warto zakładać kasku gdy się jedzie po mało uczęszczanych szosach, że „z kaskiem to tylko w teren”, - twierdzą, ze nie może się zdarzyć groźny wypadek, gdy się jedzie na spokojną wycieczkę, - i wreszcie tym, którzy sądzą, że jazda po szosie rowerem z v około 27-30 km/h, to jazda powolna. Jak się okazuje, jest to bzdura i już przy takiej, niby niewielkiej, prędkości można się mocno poturbować. Jechałam szosą obok kolegi. Chyba o czymś rozmawialiśmy. Za nami jechały jeszcze 2 osoby. Nie wiem nawet jak to się stało, może tam była koleina, może to ja podjechałam zbyt blisko, może on, w każdym razie, wszystko potoczyło się bardzo szybko. Zaczepiliśmy się kierownicami. Prędkość była znaczna – właśnie te około 30 km/h. Chwilę jechaliśmy tak zaczepieni, potem jakoś się rozłączyliśmy. Mój rower stracił stabilność, jechałam zygzakując i starając się delikatnie wytracić prędkość. Za późno. Nie pamiętam dokładnie, ale koleżanka jadąca za mną, chyba wjechała we mnie. I GLEBA. Z całym impetem uderzyłam o asfalt. Jak w zwolnionym tempie widziałam siebie lądującą na szosie, upadający mój rower i nadjeżdżający z naprzeciwka samochód. Na szczęście był jeszcze dość daleko. Koledzy zaczęli mnie zbierać, a ja koncentrowałam się na oddychaniu. Ból był tak ogromny, że chwilami zapominałam o oddechu. Szybki płytki oddech, wszechogarniający ból i powoli ogarniająca słabość. To pamiętam najlepiej z całego wypadku. Wiem, że długo leżałam na poboczu. Jeden z kolegów trzymał moją głowę na swoich kolanach. Ktoś ściągnął mi kurtkę, by zobaczyć bark, nie mogłam nim poruszać. Sprawdzali obojczyk, czy jest cały. Zmasakrowane kolano. Duża rana typu rzeźnia. Krew na kolanie, pokaleczone palce, biodro, bark. Zbiegli się miejscowi. Pytali czy pomóc. Musiałam wyglądać strasznie, bo pamiętam przerażoną minę jakiejś kobiety. Długo nie mogłam dojść do siebie. Kiedy odzyskałam oddech, kolejna dawka bólu – dezynfekcja ran. Cały czas leżałam na poboczu, nie wiem ile to trwało, czułam, jakby całą wieczność. Straty w sprzęcie: zniszczeniu uległy: hak przerzutki, pancerz przerzutki tylnej, przeszlifowałam klamkę lewego hamulca, oraz odłamał się koszyk na bidon. Hak prostowali, nadłamał się, ale prowizorycznie się trzymał. Uszkodziłam też kask, głową uderzyłam o asfalt. Nadłamałam zapięcie daszka, i przeszlifowałam go. Gdyby nie kask, to ucierpiała by moja głowa, kto wie, czy bym wyszła z tego żywa, wszak asfalt twardy jest... W szoku powypadkowym, stwierdziłam, że samodzielnie dojadę do domu. Nie pamiętam jakich argumentów użyłam, ale musiałam być przekonująca, bo ekipa pozwoliła mi wejść na rower. Wsiadłam więc i przejechałam niezły kawał drogi szosą od Bolechowa aż do Koziegłów, pokonując nawet podjazd pod Koziegłowy (ponoć to była najbardziej stroma jego wersja) w siodle. Potem trafiłam do szpitala. Lekarz uznał, że to cud, że z takimi obrażeniami jechałam o własnych siłach. Pogratulował mi siły i .... głupoty. Do domu dotarłam krótko przed 1 w nocy. Bilans szkód na zdrowiu: - stłuczony bark, z niewielkim otarciem i mocno obitym mięśniem naramiennym – blokada barku, - duża rana na kolanie + porządne stłuczenie z krwiakiem, - rana na biodrze, a poniżej całkiem rozległy krwiak, - pozdzierane, mimo rękawiczek, palce, - liczne mniejsze i większe sińce oraz zadrapania. Kuruję się już drugi tydzień i mimo upływu czasu nadal jestem obolała (bark i kolano), a rana na kolanie w dalszym ciągu daleka jest od zagojenia. Kilka wniosków z mojego wypadku: WYCHODZĄC NA ROWER ZAKŁADAJCIE KASK. ZAWSZE. Wypadek zdarzyć się może WSZĘDZIE. Także tam, gdzie z pozoru jest bezpiecznie. Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
karolyfer Napisano 29 Czerwca 2007 Udostępnij Napisano 29 Czerwca 2007 No Rowerzystka musiałaś mieć pecha że sie tak poturbowałaś przy 30 km/h. Ja ostatnio miałem na wyścigu glebę przy ponad 40 km/h i nic poważnego mi się nie stało poza obitym biodrem i bliznami na łokciu i kolanach. Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
gofator Napisano 29 Czerwca 2007 Udostępnij Napisano 29 Czerwca 2007 ja kiedyś mialem niezłą glebę... dawno dawno ja i mój BMX hehehe z łyzymi oponkami... śmigałem z kolegą on miał górala więc kozak a ja BMX seniora starego. zjeżdżaliśmy z górki na takiej miejscówce u mnie dość stroma nie przesadzając w porywach będzie miała ze 45 stopni no to ja rozpędzam rowerek :BMX: rulezz na max... pierwszy skręt z lewo wyszedł ok, ale zaraz był kolejny no i łyse oponki dały znać o sobie więc padłem na łokcia i tak sobie tarłem łokciem po betonie aż nie wykonałem 2 pełnych obrotów i nie przejechałem koło 3 metrów po asfalcie... jak wstałem to widziałem tylko krwawy ślad na czarnym betonie :/ i do dziś mam bliznę.... pamiętajcie nie jeździjcie z łysymi oponami :lol: p.s fajnie wygląda kośc łokciowa hehe Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
Rekomendowane odpowiedzi
Zarchiwizowany
Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.