Skocz do zawartości

[wypadki] Wasze gleby


Mieciu

Rekomendowane odpowiedzi

niby ezdze tyle lat.........i jakos DZIEKI BOGU zadnych afer.......jeden raz puscilem "farbe".......

 

to byly czasy gdy amortyzatory przedniebyly CZYMS.....wiec jechalem z kolegami na TURBACZ z rabki czerwonym szlakiem...bylo ok. ale niestety w drodze powrotnej nie moglem nadazyc za moimi zamortyzowanymi kolesiami [ jedyny ja mialem pelnego sztywniaka - giant terrago..szimano altus a10 ]. na powaznym zjezdzie doszedlem czolowke [ w pocie nie tylko czola ] i.........przescignelem dwoch kolesi lecac w powietrzu, a w koncowej fazie slizgajac sie na dupie. zaoralem sobie caly bok. w ramach rekonwalescencji zakupilem swoj pierwszy amortyzator Marca Zokes.....dwa [ 2 ! ] cale skoku [ to byly czasy gdy marce DH mialy 77 mmskoku......... :lol: ]

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

no cóż to moj kolega miał glebe w czwartek taką że ohh... jak z krakowa nad morze...:)

jechalismy sobie po lasku no i dziwnym trafem wyrósł przed nami tor freeride'owy:D

no to bambus (ten qmpel) jak to bambus chcial zaszpanować i puscil sie pędem w dół

...nie zauważył jednej skoczni... no cóż jego maszynka nie jest przystosowana do takich ewolucji (ma Meridę Kalahari 575) no i cóż wylądował na przednim kole iu w pełnym pędzie przeorał twarzą kawał rzyznej choć suchej gleby:P wstaje cały czarny z blóta na twarzy (a ja w zlew bo sie gość Murzyn nazywa:D ) a ten sie śmiać też zaczyna

cały był w błotku nie wspominając o stanie jego ... hmmm... jamy ustnej:D zapewniam że nieprzyjemny widoczek... to tyle

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No ja jestem raczej bezpieczny, ale też nie obyło się bez glebania i szorowania powierzchni płaskich soją własą D*** :) ale taki chyba najgroźniejszy to chyba miałem gdy niegdyś jeszcze nie wiedząć że do skakania jest potyrzebny trochę lepszy model rowerku niż tylko GIANT X-500 (to takie szosowe cuś) no i wyskoczyłem...... i tak leciałem leciałem i leciałem kurde było rewelka aż do czasu kiedy sięskapłem że cośza długo mam skręconą kierownice no i jak juznie mialem czasu żeby jej wyprostowac przednie koło już było na glebie no i dosyć mocny upadek na beton.......kumpel mnie przez 15 minut rozplątywał z roweru bo coś mi ciało odmówiło posłuszeństwa a to było bez niczego tzn żadnych ochraniaczy czy jkiś takich bajerów :) no i od tamtej pory mam kilka pamiątek takich chyba do końca życia :) ale tak poza tym jeszcze mialem dwie kolizje z samochodami ale tu nie ma o czym mówić obie były mniej więcej takie same nieuwaga kierowcy i olewanie rowerów jako równożednych uczestnikó drogi (nienawidze tego!!!!!!)

Gorąco pozdrawiam innych glebowiczów :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mój najgorszy wypadek odbył się na jedynej "ścieżce rowerowej" w mieście. Jadąc szarą porą ze znajomymi nad jezioro musłem się o pijaka prowadzącego rower, prędkość była duża, lekko mnie zachwiało i dalej nie pamiętam. Wstrząs mózgu, złamany obojczyk, wybity bark-a rower tylko scentrowane koło. Ech te "ścieżki rowerowe"-chyba na nich najczęściej ulegamy wypadką!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

ja jechałem z kopca kościuszki i jade jade coraz szybciej a tu nagle taka 30 osobowa grupa chinczykow przedemna a szli nie zwarta grupa tylko każdy gdzie indziej i nie było szans na hamowanie wiec chciałem ich wyminąć lewa strona i tak też zrobiłem już prawie po wszystkim a tu takie nie wiem co to dokładnie było ale chyba ogromna około 1,50metrowa góra liści gałezi.............wiec jadac okolo 60 km/h wleciałem w to i przeleciałe przez kierownice i zturlikałem sie jakieś 3 metry :) ale nic mi sie nie stało tylko reka do szycia i

kierownica w moim "mamucie" pekła na pół :) ale spoko było bo ci wszyscy chińczycy mi zdjecia zaczeli robić.............:) 8)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jak sobie wczoraj pojeździłem. Wszystko byłoby dobrze. Znalazłem górke i skakałem sobie na 2 metry. Ale raz za mocno pociągnąłem kierownice i poleciałem na plecy. Jakoś tak się zrobiło że kolano poharatałem. A później jeszcze piszczelem o pedał za****łem. Ale ogólnie fajnie było :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

dołączam kolejna zaliczyłem wczoraj przez "spowolniona reakce organizmu" (czyt. po 5 browarach), wracając z trasy zajechaliśmy na hoopy jak to mamy w zwyczaju i próbowałem skoczyć jak najdalej, udało sie w pewnym sensie, po ladowaniu przez przypadek nacisnałem przedni hamulec (HAYES HMX 9-reaguje natychmiast :twisted: ), na szczęscie były geste krzaczory. :)) nic niezłamałem lądowanie było nawet ptrzyjemne, takie glaby to ja lubie. :)))

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie wiem czemu ale we mnie jest coś takiego że uwielbiam oglądać jak ktoś zalicza glebe na rowerze :) morze macie linki do jakich cikawszych filmików z upadkami...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja za to mam historie z pieskiem w tle. Śmigając po miescie uznalem ze zamiast schodami dam czady poboczem - trawka. No wiec wyciskam z roweru ile wlezie 20,30,40,50km/h az tu nagle przed moim przednim kolem nie wiadomo skad zjawil sie piesek......pomyslalem w myslach: cholera uderze w niego moze wyjdziemy z tego żywi, juz mam plan króry realizuje,gdy nagle z boku (nie wiem jak ja zauważyłem)ponetna bladynka krzyczy "perelka uwarzaj" no i wiecie takie tam krzyki :aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa mój pies, odleglośc 10 cm no i...................... mysle w myslach: ja na jedna strone sie rzuse a rower w druga. Po paru sekundach sie obudzilem owiniety kolo slupa oswietleniowego z za######istym bulem głowy. Z tego co mi mówili w fazie wstepnego skrety (rzeby nie wpasc na pieska)(jerzdze na silikach)kolo przednie odmówilo skretu w wyznaczonym kierunku a tylnie stwierdzilo ze i tak juz po mnie, wpadlem w dziure nie wiem nawet gdzie która wystrzelila mnie na slupek. O dziwo wstalem i wsiadlem na rower jadac na oslep z dala od tlumu, bladi nie widzialem. Teraz nawet sie zastanawiam czy byl piesek.. NaRKA

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kurcze jak tak to wszystko czytam a jeżdże już troche czasu to ja praktycznie jestem bez wypadkowy. Oprócz jednej gleby na głowe to nie miałem takich wielkich upadków :mrgreen:

Raz sobie jechałem z górki oczywiście trawka była wysoka i nie zauważyłem wielkiego dołku przedemną :D Oczywiście nie mogłem juz zareagować i poleciałem. Nie było by nic ciekawego w tej opowieści oprócz tego że jechałem bez kasku :twisted: Głowa nawet szybko mi się zagoiła i wszystko jest OKI :)

Potem oczywiście było pare upadków na żwirze przy tym obdarte pół ciała :)

 

Co tam jeszcze aaaaa było jeszcze coś takiego że jechałem sobie spokojnie nagle widze takie sobie nie wysokie wzniesienie :) zapomniałem że mam rower do XC a nie skoków. No i poleciałem, efekt nie taki straszny, przy lądowaniu piasta z tyłu dosłownie się rozsypała (pajęczyna była na prawie całej piaście) a w związku z tym kółko też było dziwnego kształu, ciągnąc to dalej oczywiście zaliczyłem glebe ale nic mi nie było, tylko siara jak cholera więc szybko zwiałem żeby nikt nie widział :mrgreen:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

wziałem od kumpla downhilówkę, no i chciałem przeskoczyć coś dużego, jest hopa i lądowanie ------

/| | |

przednie koło o lądowanie, amor ZŁAMANY, a ja przez kierę na nogi,i sobie patrzę jak rower leci, efekt niesamowity

 

albo jadę z kumplem, ja za nim i gwałtownie hamuję przednim (chwilę wcześniej pękła mi linka tylnia), ja standardowo przez kierę na nogi a rower w kumpla (hehehe)

a jak się nauczyłem lądować na nogach? kiedyś uczyłem się stawać na przednim kole....

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witam wszystkich Bikerow.

 

Jezdze sobie ze znajomymi XC. Zeszlego lata znudzeni juz czesta jazda ciagle po tym samym lesie w Gdyni wybralismy sie z kumplem do Bozego Pola. Juz pierwsza gora (morena) zaskoczyla nas stromym podjazdem. Nie strudzeni zrobilismy w tamtejszym lesie 60 km. W miedzy czasie mielismy kilka ciekawych sytuacji. Mianowicie pierwsza z nich: wdrapalismy sie na dosc wysokie wzniesienie i rozpoczelismy dosc dynamiczny zjazd na druga strone zbocza. Jechalismy tak ok 60 km/h oczywiscie mozna bylo szybciej jednak nie znalismy jeszcze terenu. No i zachowalismy miedzy soba dystans ok 15-20 m. Jechalem calkowicie skoncentrowany na wlasnej jezdzie gdy nagle przedemna wyrosl wielki row gleboki chyba na 80 cm i dlugi na kilka m byl to oczywiscie row wydrazony przez deszcz ktory padal 3 dni wczesniej. jedyne co zdolalem zrobic to wychamowac do ok 45km i wjechalem na bok rowu. Kola oczywscie szybko sie obsulelu a ja przelecialem przez kierownice przeoralem 5 m suchego jak pieprsz i naszczescie miekkiego bialego piachu. Troche otarc i po strachu. Na dole kolega na mnie czekal jak mnie zobaczyl to nie mogl przestac sie smiac i zalowal ze tego nie widzial. Bylem caly bialy od piachu. Pozniejsza sytuacja byla rowniez zwiazana z tym zajzdem z tym ze nie wiedzielismy ze znowu na niego wjezdzamy i ponowna zaskoczka z tym ze tym razem nie dale sie pokonac. Bylo jeszcze kilka mniejszych sytuacji ale ta zapadla mi w pamiec.

 

Pozdrawiam

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A więc wczoraj w Puszczy Bukowej

Z Sosobassem zderzenie:lekkie podrapania,cała łapa i część twarzy w błocku, Soso podrapania

Młody:wyrypał się na bruku-stłuczony obojczyk i inne potłuczenia oraz zadrapania

Soso:totalny zjazd-######nięcie dyńką o glebę i rozwalony ster(na szczęście tania naprawa)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bike Maraton w Jastrzębiej Górze, 3 lipca 2004... Na 30 km oberwanie chmury, trasa zalana doszczętnie... Zjazdy polnymi lub śródleśnymi drogami wyglądały jak dzikie rwące rzeki... Wiele piaszczystych zjazdów wyłożonych bylo kamieniami...

Na jednym ze zjazdów, wyglądającym jak dziki strumień błota i wody, przy prędkości ok 35 km/h, straciłem już panowanie nad rowerem... Zero szans na utrzymanie się w pionie... Hamowanie nie miało sensu, gdyż koła i hamulce były doszczętnie zawalone błotem... Puściłem tylko hample i szukałem miejsca po lewej stronie zjazdu z większą ilością krzaków, żeby w miarę delikatnie i bezawaryjnie wylądować. Po jakiś 6-7 metrach widzę dużą kępę krzaków między dwoma drzewami. Szybka decyzja, lekki skręt kierownicy i czuję jak tylnie koło odrywa się od błota i ja lecę razem z rowerem w krzaki... Całe szczeście żadnych szkód w rowerze, ja trochę podrapany... Szybko wsiadam na rower i kontynuuje zjazd. Woda i błoto jest straszne. Na samym końcu zjazdu jeszcze prawie zaliczyłem OTB na niewidocznej spod zwał błota dziurze....

To był hardcore... Tak wyglądałem (nie tylko ja...) po 67 km na mecie... http://www.xc-zone.piatki.com/galeria/deta...hp?image_id=625

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bardzo słabo mi poszło :D Byłem w ogólnej klasyfikacji 173 na 378 startujących (83 w swojej kategorii na 136). Jednak cieszę się, że w takich warunkach wogóle dojechałem do mety, bez żadnych awarii i poważniejszych gleb... :) :wink: (mój kumpel z teamu rozwalił spręzynę tylnej LX i godzinę w deszczu ją naprawiał... :? )

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zarchiwizowany

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...