Skocz do zawartości

[wypadki] Wasze gleby


Mieciu

Rekomendowane odpowiedzi

i dlatego nie lubie jeździc w towarzystwie

zawsze cos sie wydarzy

juz nie jeden raz padały ostrzeżenia o śliskich powierzchniach na malunkach szos

a ci co jeszcze nie mieli powodów by sie tu wpisac niech sie nie martwia

po prostu jeszcze nie wasza kolej

każdego gleba dosięgnie

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wczoraj przed 21 w całkowitych ciemnościach jechałem wokół lotniska środkiem ścieżki około 30km/h. Miałem zapalone lamki, z tyłu i z przodu bardzo mocną cateye 510. W pewnym momencie zobaczyłem przed sobą ubraną w ciemne stroje parę Odbiłem w prawo a koleś chyba nawet się nie usunął, co więcej skręcił w lewo, szli środkiem w moją stronę. Walnąłem w gościa lewym rogiem w jego lewy bok. Twarde lądowanie na asfalcie i przeleciałem na trawę. Straty: zdarte prawe kolano, prawe udo, naciągnięty mięsień w lewej łydce (to najbardziej boli) i naciągnięty mięsień w lewej części szyi. A gościu był chyba cały chociaż nieźle oberwał nieco powyżej pasa i troche się zwijał z bólu. W rowerze mam obdarty prawy róg i zarysowaną tylną XT.

Ciężko powiedzieć czyja to wina, miałem mocną lampkę, jednak po wypadku ustawiłem ją tak żeby widzieć błąkających się ludzi niż dziury przed sobą. Nie miałem szans zobaczyć ich w porę przy takiej prędkości, ciekawe, że koleś nie pomyślał, że ja ich nie widze i nie zeszli na bok...

Po wypadku powiedział, że mam dobrą lampkę i że powinienem był zjechać na lewą stronę drogi... Ciekawe jak to wymyślił. Droga była na pieszych i dla rowerów, przynajmniej tak oznakowana.

 

Innym razem na tej samej ścieżce w nocy minąłem trzech typków przy drodze. Na szczęście zeszli widząc z daleka moją starą lapkę. Zobaczyłem ich dopiero przy mijaniu ich... Gdyby nie zeszli to byłoby podobnie...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tak w ogóle to witam wszystkich bo jestem całkiem nowy na tym forum :wink:

 

No to teraz ja o swojej pierwszej poważnej glebie w życiu, która zdarzyła się wczoraj wieczorem. A było to tak że śmigam sobie ścieżką rowerową obok dość ruchliwej ulicy w krakowie tak ok. 30 km/h. Na lewo od ścieżki był szeroki chodnik oddzielony od niej pasem zieleni (krzaki, drzewa i te inne :wink:). W pewnym momencie tak z 3-5m przede mną pojawił się jakiś chłopczyk który miał może z 6 lat. Nie miałem szans wyhamować więc skręcił na trawę mijając dzieciak na centymetry. Ułamki sekund po tym uświadomiłem sobie że jadę prosto na drzewo i zdecydowałem się odbić z powrotem na ścieżkę. Pech chciał że nie zdążyłem na czas popatrzeć pod koła i drąg wysoki na 30 centymetrów zauważyłem dopiero tuż przed wykręceniem supermana przez kierownicę. Niefartownie wylądowałem już na ścieżce rowerowej ździerając skórę z dłoni i kolan do żywego mięcha. Do tego mój prawie nowy (mam go dopiero od 1,5 miesiąca) GF Wahoo wylądował do góry kołami zaraz za mną również na asfalcie i o dziwo tak już pozostał zanim go nie odwróciłem. Dobrze że ten dzieciak zwiał gdzieś w osiedle bo bym go chyba zabił :) . Całe szczęście ze sobie nic nie złamałem i nawet nadgarstki o dziwo mnie nie bolą. Ale i tak najbardziej mi żal ostro poobdzieranych manetek i siodełka bo w końcu to mój pierwszy w miarę porządny rower :). Na szczęście reszta roweru nie ucierpiała i tak w sumie nic nie mam do wymiany. Mam nadzieję że na następną glebę jeszcze rochę poczekam :wink: Pozdrowienia!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przyznajcie ?? Kto z was przeprowadza rower po pasach ? Bo chyba niewielu :mrgreen: Nie no. Jakbym przeprowadziłi to rzeczywiście nic by mi się nie stało. Opisuje kolejną glebę.

Jade sobie po chodniku , a za mną idzie jakaś starsza pani. Jadę sobie na tylnim i nagle nie zdązyłem nacisnąć na tylną klamke. Fu na plery , rower na bok odrzuciłem. Babka przechodzi obok mnie i , ales mnie wystraszył. Tak sie zastanawiam czy jakbym sobie złamał kręgosłup to też nic by nie powiedziała :PP zero strat we mnie i bajku.

Pzdr

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja dzis ciekawa akcje zaliczylem :rolleyes:

 

Jechalem sobie ulica w centrum tak kolo 35 bylo na liczniku. Wjechalem za jakis samochod ten przyspieszal to ja tez i nie wiem kiedy ale przez chwile na niego nie patrzylem. Jak wrocilem ze wzrokiem to sie okazalo gosc mocno hamuje to ja na hampel tez momentalnie. Efekt pieeeekne OTB. (najlepsze w karierze :P )

Probowalem tylko jakos malo kontuzjogennie upasc i wyrobilem cos w rodzaju padu siatkarskiego :blink::D

Wyhamowalem na klacie miedzy torami tramwajowymi :lol:

Kiedy sie ubijaki wypiely nawet nie wiem, ale nie bylem wpiety na ziemi wiec chyba wypiely sie.

Bilans:

- koszulka podarta

- kolana obtarte mocno

- reka lewa poobijana

- pret od siodelka mooocno zgiety

- rog po raz kolejny do prostowania, przekroj standardowo zmienil :lol:

 

to tyle cos mi ten sezon nie sluzy, juz nie licze ile gleb mialem... :035:

 

pozdro

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

hehehe :P widze, ze niezla glebe zaliczyles :D ja to niedawno mialem operacje i tak dwa tygodnie po wypuszczeniue (oczywiscie mialem zakaz jezdzenia na rowerze od chirurga przez jakies dobre dwa miechy) i poszedlem na rowerek.. zapomnialem tylko, ze go nie naprawilem przed pojsciem do szpitala i jechalem tak z 38 km/h i mi sie lancuch zblokowal (jechalem na stojaka) i wyje*alem palme przed moim bylym gimnazjum :DDD zderlalem oba kolana, prawy nadgarstek, rog mi sie polamal wiec nie bylo co prostowac :D ale nie wiem jakim cudem brzuch (miejsce gdzie mam sznyte) nie zabolal ani troszke i nie uderzylem go niczym :P szczescie ;) :!!:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wczoraj siedzieliśmy dłużej w pracy, przed 20stą, już ciemno, 10 km do domu, włączyłem wszystkie światła, na 1,5 km przed domem, mam zjazd z wiaduktu, na którego końcu jest zakręt i kilka dziur w asfalcie.

 

Jedna z tych dziur bardzo urosła od poprzedniego dnia... skończyło się na OTB i lądowaniu na twarz.

 

- siniak na przedramieniu

- siniak na piszczelu

- rozorana broda (4 szwy)

- gustowana rysa na ramie

- mocno przytarte siodełko (niestety żelowe więc może nie wytrzymać tygodnia)

 

Dziś nie pomny wczorajszego wypadku kupiłem sobie buty i pedały SPD...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mają być z jajem??? Po tym mało nie straciłem jaj... Kiedyś jak się uczyłem stójki na przednim kole to troche przesadziłem hamulcem i żeby się uratować przed face landingiem chciałem przeskoczyć przez kiere... Jedną nogą tylko zdążyłem, a że byłem wtedy troszke niższy niż obecnie przydzwoniłem worami w mostek... :025:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

a ja sobie jechałem w sobotę w puszczy kampinoskiej, jak to zwykle śmigałem ile wlezie, słuchawki na uszach i mijam sie z jakąs starszą panią (też na rowerze) i widzę, że chyba coś do mnie mówi :033: więc jako kulturalny człowiek zaciągnąłem hamulec, wypiąłem prawą nogę z pedałów a jak zwykle wywaliłem się przed nią na lewą stronę :) ile się mnie naprzepraszała..... a chciała się tylko spytać dokąd dojedzie tą drogą :) ale kultura przede wszystkim :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja ostatnio jak smigałem po puszczy kampinowskiej zaliczyłem przepiękny kapotaż (gleba przez kierownice) spowodowany przez troszke większe zwierzątko przebiegające przede mną.... A miałem pecha bo akurat wtedy uwidocznił się fakt, że tylni hampel kiepsko hamuje i zaskoczył tylko przedni... :D Na szczęscie straty małe: przednia lampka i lekko pokiereszowane kolano :P

 

Pozdrawiam :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

to ja wlasnie mialem dzisiaj niezly wypadek jade sobie kulturalnie do domu predkosc ok 25km/h na chodniku, przedemna byla ulica przecinajaca chodnik, i tak sobie jade a tu nagle zza zakretu wyłania sie dziecko na rowerze a ze to byl chodnik top bylem prawie na wysokosci jego kierownicy, no i teraz chwile przemyslenia przejechac dziecko wpół czy ostry hamulec oczywiscie wybralem druga opcje, i jak zacisnalem przedni hamulec( tylnim byl nie wyrobil) to zrobilem niezle OTB z takim skutkiem ze teraz piszqac tego posta siedze z reka w gipsie ze zlamana koscia promieniowa, ehhh.... oczywiscie moja wina bo jak moglem dziecka nie zauwazyc....

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zawsze jak sie wypieprze (nawet zupełnie niegroźnie) to łamie przednią lampke. Nie wiem ile to ich juz skasowałem, ale teraz jak nie jest ciemno to lampke mam w torebce.

 

Dawno dawno temu jak miałem rupiecia z dolnej półki to trzy dni po kupnie skasowałem widelca mając czołówkę z kumplem... :) Nie pytaj jak to zrobiliśmy, bo sam nie wiem :D. Ciekawe przeżycie... :P

Po tym wypadku raz do roku zawsze kasowałem widelec i tak przez 12 lat egzystencji mojej byłej rakiety... :P

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

ostatnią glebe miałem 1 - 1,5 miesiaca temu, nie wiem co mi odbiło ale chciałem pokazać kumplowi (poczatkujacy rowerzysta :) ) jak sie jezdzi bez trzymanki, a droga to była jakieś duże płyty i były małe uskoki jak sie one łączyły, na poczaku było ok rowerek dobrze pokonuje nierownosci ale na jednym z nich koło mi skręciło i gleba

na nieszczescie upadłem przedramieniem na kamień i miałem 2 tygodnie bez roweru: bardzo potłuczone ściegna i kość (dokładnie nie stwierdze bo nie byłem u lekarza :)), na drugi dzień reką wogole nie moglem ruszac a przez kilka nastepnych dni nic nie moglem do niej wziaść bo cholernie mnie bolała... potem wogole nie mogłem jej nadwyręzać bo ból powracał :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Moj przypadek:

Jadac droga rolna(taka kolo obwodnicy,asfaltowa) po ciemku okolo 30km/h z lampkami wiedzialem i widzialem ze za chwile bedzie zakret i to wcale nie taki ostry ale po ciemku a lampka ze swoim swiatlem punktowym nie "poinformowala" mnie o sytuacji i tak o to spanikowalem troche i nacisnalem lekko przedni hamulec..... Okazalo sie ze na zakrecie byl piasek...dalej wiadomo o co chodzi, szlif bokiem.

Straty:

-obtarte kolano

-bolace nadgarstki

-dziwne ze spodnie z z Lycry mocno nie ucierpialy mimo ze byl to szlif na asfalcie

-porysowana tylna przerzutka i prawy rog

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Siemka. To ja dodam cos od siebie.

 

Pewnego razu umowilem sie ze znajomymi na piwko w jednym z ogródków na Zgierskiej starówce. Kiedy dojechalem na miejsce o wyznaczonej godzinie okazalo sie, ze znajomych jeszcze nie ma. Nudzilo mi sie...No i wymyslilem, ze zjade na tylnym kole ze schodków... :rolleyes: Skonczylo sie glebą do tyłu na plecy (cud, ze nic się z kręgosłupem nie stało) i nawet głową nie walnąłem w beton (a kasku nie mialem...) Jak sie juz pozbierałem zaczałem sprawdzać rower jednocześnie paląc się ze wstydu. Nie wiem ile osób widziało mój wyczyn, ale na pewno widziały go jakies dwie, na oko czternastoletnie dziewczynki. Okazało się, że tylko/aż odłamałem siodełko (mam starego górala coś a la makrokesz, ale dzisiaj dojechała paczuszka z Authorkiem Agangiem PM - taki mały OT :mellow: ) Poczekałem na znajomych juz nie robiąc żadnych głupich rzeczy. Opowiedziałem im o swoim wyczynie, a na koniec pomogli mi wyjąć sztycę z ramy co bym sobie przypadkiem jej nie wbił gdzie nie trzeba ;) Dzięki Bogu, że to zrobilismy, bo po tym co sie stalo okolo 30 metrów przed moim blokiem, nie wiem czy bym to przeżył.

No więc wracam sobie do domku stojąc całą drogę na pedałach. Daleko niby nie mam, ale jeźdzcie sobie tak z 3-4 km stojąc na pedałkach - nic przyjemnego. Tak jak wspomniałem wyżej - 30 metrów przed blokiem w momencie kiedy zapedałowałem przeskoczył łańcuch, straciłem równowagę i gleba... Dobrze, że nie jechałem szybko bo byłoby dużo gorzej. Nie mam zielonego pojęcia jak to zrobiłem, ale zdarłem sobie tak jakby od przodu lewy łokieć, na lewym udzie miałem rozcięcie na długości ok. 15 cm i na barku!!! (czyli na plecach) mała szramke. O ile łokieć i udo mnie nie dziwią to nie wiem jakim cudem dorobiłem się rany na plecach. Wstałem obolały, podniosłem maszynę i czułem, że kiera cos nie teges chodzi, ale nie mialem siły żeby to sprawdzać. Doszedłem do domu i zacząłem opatrywać rany - było nieciekawie szczególnie z tą na udzie. Blizny są ciekawe, zwłaszcza ta na łokciu i udzie. Było mi przykro bo rozwalilem własnie na plecach nową koszulkę, żeby było śmieszniej z motywem rowerowym :)

 

Innm razem chciałem sobie skoczyć z krawężnika. Tyle, że w powietrzu rower mi sie podwinął i gdy upadłem siła (odśrodkowa chyba) sprawiła, że przerzuciło mnie przez lewy bok. Efekt - zdarte obie dłonie i jedno kolano. Akurat nie miałem rękawiczek... Najlepsza była reakcja mojej mamy, która akurat wracała ze sklepu. Mówiła - Ide sobie i nagle słysze ŁUP! patrze, a to jakies dziecko sie przewrocilo. Patrze drugi raz, a to moje ;) Jak mijałem mamę wkurzony to powiedzialem tylko, ze ma isc kupic wode utleniona ;)

 

Rozpisalem sie ciutke. Pozdro dla forumowiczów i jeździjcie ostrożniej ( ;) )

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...

to ja dorzuce moje dwie ostatnie :)

1. zajechalem pod dom, zatrzymalem rower, zacisnalem hamulce i chcialem zsiasc tak jak z konia (lewa noga na pedale, prawa nad siodelkiem do lewej strony) no i tak jakos zachaczylem o siodelko chyba bo po chwili stracilem rownowage i polecialem plecami na rower, podparlem sie lewa reka zeby za mocno sie usiasc na leżące kolo co by go nie skrzywic. mocno nadwyrezylem nadgarstek i dlon :D

2. z nudow zaczalem uczyc sie stojki na przednim kole, doszedlem do momentu rownowagi, chwilke tak sie utrzymalem po czym polecialem majestatycznie na pysk :P cos mi w plecach stalo sie niedobrego, bo boli jak sie nachylam, no i skrzywilem hak od przerzutki :| ale juz wyprostowalem ;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

no to ja też dorzuce swoje 3 grosze.

Wprawdzie nie miałem aż takich dzwonów jak niektórzy. Jechałem sobie brzegiem Pogorii (ok. Dąbrowy Górniczej) i nagle ni stąd, ni zowąd podbiegł z prawej strony do mojego roweru wielki wilczur z rozpostartą paszczą. Jechałem wtedy wolno i raczej nie miałem już czasu przyspieszyć bo pysk psa był tuż obok mojej prawej dolnej kończyny. Szybko przerzuciłem noge na lewą stronę i zsiadłem z roweru i się nim zastawiałem;)

Puściłem wiązankę w stronę właściciela psa, a on mi na to że ten pies nie gryzie :P

Myśłałem że mnie szlag trafi! Psiur na metr wysoki, bez smyczy i bez kagańca. Serce mi do gardła podskoczyło.

Warto wspomnieć, że wtedy rower jeszcze był przed modernizacją i nie był to za pewny sprzęt (typowy z hipermarketu). Dopiero w te wakacje się za niego wziąłem i wygląda jak w podpise.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

ja dlatego nie założyłem platworm tylko pedały z podwojna blachą.

a moja gleba wyglądała nastepująco: jako że miałem od jakiegos czasu problemy z tylną przezutką(co jakis cza zmieniała tryb) uwarzałem zeby nie stawać na pedały, ale pewnego razu zapomniałem i stanąłem; łancuch mi zaczą skakać po trybach, ja przeleciałem przez kiere i noga mi sie wplątała w ramę i teraz mam na całej długosci uda wielkego siniaka, a nadgarstek przez tydzień był bezwładny. A na koniec jeszcze mnie walneło siodełko w łeb!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ostatnio jadąc na lisku jeszcze przejechałem ok 40km później mamuska powiedziałą skocz do sąsiada (300m) i ja sobie postawiłem rowerek na tylne kółeczko i jade .... aż w końcu zauważyłem że nie trzymam prędkości tylko przyspieszam ( i tutaj był błąd) nie zdąrzyłem nawet przyciś tylnego hamulca i juz leżałem na plecach :D Szkody żadne prócz troszkę zabrudzonej (białej) koszulki i paru odrapań roweru :)

 

Ogólnie doszedłem do wniosku że ze mnie sierota, nic nie zrobie sobie na odcinku 40 - 50km, a moge się zabić na odcinku 200 - 300m <lol>

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Strasznie mi przykro, że znowu goszczę w tym temacie. Ten sezon jest dla mnie wyjątkowo pechowy. 2 razy na rowerze ugryzła mnie osa, w tym raz trzeba było wezwać pogotowie..., w sierpniu miałam podłą kontuzję kolana, którą dopiero co zaleczyłam, tu a 1 października kolejny pech.

 

Było to podczas spokojnej niedzielnej wycieczki. Jechałam prostą leśną drogą z "tarką" posamochodową. Poprawiałam coś przy kierownicy i nagle ni z tego ni z owego straciłam panowanie nad rowerem. To były ułamki sekundy, gdy upadłam. Upadłam mocno, nie byłam w stanie sama się pozbierać z ziemi, zbierali mnie koledzy. Strasznie bolała mnie noga. W kilka minut na przedniej stronie uda wytworzył się ogromny krwiak (takie wielkie widziałam na żywo tylko u ludzi z hemofilią) i opuchlizna. Okazało się, że uderzyłam mięśniem z całej siły o metalowy cyngiel manetki, do tego stopnia, że metal się wygiął.... Tylko szokiem powypadkowym mogę tłumaczyć to że, o własnych siłach dojechałam do domu. Potem trafiłam do szpitala, w szpitalu rtg, (kość cała) i punkcja krwiaka. Lekarz ocenił jego objętość na jakieś 10 ml, udało się ściągnąć tylko 2,5ml. Chcieli założyć mi gips, aby mniej bolało. Nie zgodziłam się, twierdząc, że zniosę ból, byle tylko szybciej przywrócić nogę do pełnej sprawności. Na tydzień wyłaczona byłam z życia. Siedziałam w domu unieruchomiona. Noga była zablokowana i mimo usilnych starań, nie byłam jej w stanie podnieść nawet na milimetr. Noga zupełnie bezwładna...niemiłe to uczucie. Poza tym zwichrowany łokieć i lekko rozcięte usta. Dobrze, że jeżdżę w kasku.

Obecnie powoli wracam do zdrowia. Jednak noga nadal boli i nie mam w niej stabilności gdy chodzę. O schodach mogę pomarzyć. Czekają mnie dalsze badania, a terminy dalekie.... ciężko.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zarchiwizowany

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...