Skocz do zawartości

[wypadki] Wasze gleby


Mieciu

Rekomendowane odpowiedzi

Poginam sobie dziś po Klifie Rołowskiem (Gdynia) bo jechałęm na mase. Patsze a tam hopa przedemną i mówie sobei co ja nieskocze, jeszcze dziwczyna jedzie zamną to zrobie popisówe :grin: No i zrobiłem. Wybiłem sie potem ładne londowanie niestety bez telemarku na przednim kole. Naszczęście niezrobiłem OTB bo po przejechanu 10m na przednim udało mi sie utrzymac równowage podpierająć sie dolną kończyną prawą. Dla zaniepokojonych :arrow: rowerkowi sie nic niestało. A ja tylko zaliczyłem klejnotami w siodło i znowu wbiłem sobie korbe w łyde 8)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

wczoraj zebralem sie i pojechalem zapoznac sie z najblizsza trasa w okolicy Wroclawia przypominajaca gory, czyli las bukowy w Trzebnicy, naprawde przyjemna trasa :) pierwszy przejazd tej trasy zakonczylem eleganckim OTB :grin: po polkilometrowym ostrym zjezdzie bylo rozwidlenie drog i nie wiedzialem gdzie jechac, wiec z 45 zwolnilem do 15 i caly szczesliwy, ze przy takiej predkosci mi sie nic nie stanie, zauwazylem, ze wyprzedzam rower :grin: najechalem na niewielka gorke(to chyba byl przysypany ziemia pien) i wyladowalem na kolanie, tyle dobrego, ze nic sobie, a ni swojej maszynie nie zrobilem ;) zbyt pewnie sie poczulem, a jak widac OTB mozna zaliczyc nawet przy malych predkosciach

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

zbyt pewnie sie poczulem

 

Ja dzisiaj tez :evil: , skrecam do lasu ok 20 km/h aż tu nagle :wink: kółko przednie mi ucieka na bok :x ......i leże :-( . Kolanko mam ładnie udekorowane 8) ale gorsze jest to ze sobie obtarlem gripy i przerzutke tylna :-? . W srode musze nowa opone kupic na przod bo na Kendzie sie jeszcze............

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 8 miesięcy temu...

Wybrałem się na rower czas zjechać z fajnej górki gdzie można dostać sporego kopa adrealiny no to dawaj 40km/h 50 km/h aŻ TU WYBIŁO 65KM/H NO I DALEJ ZEBY SZYBCIEJ.a tu szoscwcy sobie z górki wolonym kroczkiem jadą chyba ich było z 40 miedzy nami była różnica 10 metrów wychamowanie takiej predkości graniczy z cudem no to dawaj na lewy pas rowerkiem najwyżej się rozwale :) no i niestety ludzie wjeżdzali pod górkę na budziku 59 km/h i i zaczeły się wyboje jedną reka kiera druga bidon bo piłem no i niestety gleba była poważna 2 tygodnie przymusowej przerwy no ale gdyby nie ten nagły zakret

 

ps. teraz składam nowy rower to poszaleje trochę :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mała, lekko oblodzony podjazd, postanowiłem ze podjade go na stojąco naciskając maxymalnie na pedały tak,aby przez cał czas boksowac-mój inteligenty pomysł skończył się tym, że przednie koło mi "uciekło" i glebnąłem na bok z całej siły waląc głową o asfalt... Skutkiem był dwuniowa migrena i rozpołowiony kask.... :glare:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W gryfinie jechałem na górce miłości jakie 40 km/h jadespoko i chce wyskoczyc z małego dropa . Nagle WYSKAKUJE jakiś ćpun ja schiza pomyliłem sie i wciskam przedni no sami wiecie co było dalej jakieś 8 metryyw jazdy na twarzy było super

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

na budziku 59 km/h i i zaczeły się wyboje jedną reka kiera druga bidon bo piłem

 

Jak można być takim głupim żeby przy 60 km/h pić z bidonu :!:

 

po co pijesz na zjazdach? przeciez w tedy nie pracujesz (w porownaniu z podjazdami)

 

Jak można być takim głupim żeby przy 60 km/h pić z bidonu :!:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No widzisz zrobiłeś mniej wiecej co ja w środe :P tyle że ja na zakręcie maiłem coś kolo 30km/h :-P

 

O ja też tak parę razy podobnie tej zimy miałem raz nawet pzy 30 km/h

 

 

Moja najgłupsza gleba :rolleyes2:

chciałem przejechać przez rów melioracyjny :cool:

Przednie koło zaryło się w piachu na dnie ;) ja zrobiłem piękne OTB z lądowaniem pyskiem w wodzie :)

Dobrze że to środek lata był

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 miesiąc temu...

ogónie patrząc żadnych poważniejszych gleb nie miałem albo nie pamiętam żeby były jakieś bolesne :D jedna bardzo bolesna to chyba w podstawówce była, jak mieliśmy zdawać na kartę rowerową - ja się zgłosiłem że przyprowadzę swój rower i tak też zrobiłem. biegiem ze szkoły (na przerwie) do domu i z powrotem na rowerze. zapieprzałem jak głupi żeby tylko zdążyć na czas do szkoły i niestety po drodze miałem pecha :D po drodze była taka mała wąska uliczka, z jednej strony blok a z drugiej żywopłot, więc jadę, skręcam w uliczkę i o dziwo szedł tam jakiś młody facet którego wcześniej nie zauważyłem (zawiązywał buty? :X) no i odruchowo próbowałem go wyminąć ale za późno zauważyłem że z drugiej strony zbliża się blok :wink: i wtedy bum, pamiętam tylko że leżałem na ziemi zaplątany w rower i byłem w takim szoku że nie zauważyłem w kolanie 3cm dziury (i w ogóle nie czułem żeby mnie coś tam bolało). dopiero ten młody człowiek mi powiedział żebym się nie ruszał i zadzwonił z komy na 997 ^^ po chwili karetka przyjechała i lekarz zużył 1/3 buteleczki wody utlenionej na moje kolano :X Skończyło się na tym że miałem założonych 6 szwów i przez 2 tygodnie unieruchomioną nogę w kolanie. No i została blizna, czasem jak za mocno napnę kolano to coś mnie tam strzyka :P

 

a poza tym to czasem jakieś mniejsze gleby z paroma siniakami i otarciami

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeszcze jedna gleba mi przyszła do głowy. Szalałem po lesie, się wyszalałem i postanowiłem wyjechać z lasu na polną drogę. Na skraju lasu był taki dość stromy rów, ale ja- kozak chciałem przejechać. Koło oczywiście zatrzymało się w miejscu przy prędkości ok. 20- dalszy ciąg można sobie wyobrazić, lot był przepiękny, wylądowałem na twarzy i to niby nic, gdyby nie to, że rower przeleciał przez rów i wylądował na mnie, a kierą na moim udzie. Tak leżałem w cierpieniach, a rower na mnie. Jak już się podniosłem nie mogłem stanąć na tą nogę, a co dopiero wracać do domu jakieś 25 kilosów Ale siniaki zlazły, a ja dalej śmigam :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

ja tam poważnych gleb na razie (odpukać) żadnych nie miałem ale przypomniała mi się jedna :):) śmierdząca hehehe

 

no więc jechałem z dwoma kumplami, odległość między kołami jakiś metr, ja jechałem jako ostatni

coś tam przyciągneło moją uwagę i popatrzyłem na chwilę do tyłu, gdy się już odwróciłem było za późno :P kumpel zahamował a ja, żeby uniknąć zderzenia skręciłem w prawo :):D:P:P

a na prawo było jakieś śmierdzące bagno

na szczęście nie wpadłem głową :lol:

 

nogi do kolan miałem w nieciekawym kolorze i pachniało też nieciekawie to wszystko, ale przynajmniej "śmichu" byłoo :030:

 

pozdro ;]

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

ja sie ciesze że żyje.... to było straszne jakieś pół roku temu, dostałem nówke rower MTB na Deore. I tak 2 miechy zasówam z kumplami jakąś droga asfaltówką po wsi. Jakeś 30 kilosów od mojej haty. Jedziemy tak z 50 km/h a tu.... pod koło wychodzą z 5 kaczek. Jak zęśmy w nie zadupcyli. Ino roz.... 3 zabiliśmy (ja 1 kolo 2) Gleba taka ze ło... w płot wleciałem plecami (nawet nei wiem jak) kolega przejechałł sie na plecach po asfalcie. Pobdzierani bylismy bardzo. A najlepsze że babka wyskakuje z tego domu i... wrzeszczy że jej kaczki zabiliśmy. O mało co żem se rąk nie połamał. Ale ona na nas. Wkoińcu kolo sie podniusł. I do niej niech... spied... bo wezwie policje i babka dostanie mandat, bo kaczki po drodze nie mohą chodzić. I sie zamkła. My wruciliśmy do hat, w domu miełm niezłe opid... A rower nówka rama Authora zrysowana.... cały bok... trzeba malować. Całe szczęście że osprzęt (oprucz manetek) jkest cały tylko drobne rysy.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja w ostatni wtorek jechałem na moim 2 rowerze (singlespeed, slicki) było to popołudnie i woda z roztapiającego się śniegu zaczęła zamarzać. Chciałem ominąć studzienkę skręciłem ostro tuz przed nią i tu nagle znalazłem się na ulicy z rozciętą brodą ;) . Skończyło się na 4 szwach

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 tygodnie później...

Co prawda to nie moje, ale pozwalam sobie wrzucić tu opis niezłej gleby. Pozdrówka dla miłośników JOEMONSTER

 

KLIN

 

Razu pewnego jechałem sobie na rowerze. Ale rower był już zdezelowany i miał pewne mankamenty. I tak jadąc sobie zauważyłem, że zaczął mi pedał przeskakiwać, klin się obluzował (dla młodszych kiedyś rowery miały takie coś). Więc ja mądre dziecko nie chcąc tracić czasu stwierdziłem, że rozpędzę się tak szybko, jak tylko mogę i w czasie jazdy sobie z tym poradzę. Jak pomyślałem tak zrobiłem, ale nie tak bezmyślnie najpierw zjechałem z ulicy na chodnik, żeby bezpieczniej było. Jadąc już z prędkością światła skierowałem oczy w dół i nogą napieprzałem w klin, żeby go wbić. Kopie raz, drugi, trzeci i nagle poczułem dziwne szarpnięcie. Po chwili doszedłem do siebie. Okazało się, że owym szarpnięciem była, latarnia, która stanęła na mojej drodze. Zębów już nie szukałem, bo za dużo krwi się ze mnie wydobywało. Koniec końców straciłem 2 zęby, a resztę, która się jeszcze jakoś trzymała zdrutowali mi na 4 tygodnie. Co do krwi to wydobywała się z dużej rany, którą zrobiły moje zęby na mojej dolnej wardze. Przestroga na przyszłość ode mnie: patrzcie gdzie jedziecie.

 

by Wrobel666

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No to jeszcze ja dodam opis gleby swojego życia :blink:

 

Wybrałem sie z kolegami do Kazimierza Dolnego. Mieliśmy tam pobyć 2 dni. Okazało się, że są tam całkiem niezłe poziomice, z czego nawet nie zdawałem sobie sprawy. Jeździliśmy tylko wzdłuż jakiejś głównej drogi i co jakiś czas skręcaliśmy w ładny wąwóz :D Jeden z nich wyglądał mniej więcej tak - ścieżka szerokości 3m obsypana mokrymi liściami (to była jesień), a po obu stronach ścieżki były skarpy wysokości 2m. No to co, jedziemy :D Wdrafaliśmy się na piechotę na góre, bo wjechać sie nie dało (za stromo), no i dajemy :blink: Jechałem jako pierwszy, na liczniku boło ok 40km/h. Kiedy tak sobie leciałem, wpadłem przypaskiem w koleinę, która była zakryta przez liście i poprowadziła mnie ona prosto na skarpę, w której zostawiłem dwómetrowy ślad po kierownicy. Oczywiście po blismim spotkaniu ze ścianą poleciałem paredziesiąt metrów w dół :D A co najlepsze, nic mi sie nie stało po tej glebie poza lekkim zadrapaniem pod prawym kolanem od korby. Miękkie liście skutecznie zamortyzowały upadek:] Skoro juz napisałem, co najlepsze, to jeszcze napiszę, co najważniejsze - rower też nie ucierpiał :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No to ja tez cos dodam od siebie :blink:

Jezdziłem sobie ze znajomymi po lesie, wjechałem na cudowna górke ( mega wysoka ). Więc jak sie wjechało to trzeba zjechać :blink:. No i tu wyobraźnia mnie ponisła na póściłem sie na maksa w dół, ale przy mijaniu drzewa nie zauważyłem korzenia i bam.... Lot przez kierownice, odbicie sie od drzewa (dobrze ze miałem kask). Podobno wyglądało to niesamowicie :D, no i skończyło sie to wybitym palcem i paroma konkretnymi siniakami.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Heh mialem jedną niezłą wywrotę - jeszcze bobel byłem ale pamiętam ją do dzisiaj.

 

Jeździłem wtedy na Grandzie Scorpionie - wielkim, masywnym i wogole z wyrombanymi rogami. Akurat z kumplem postanowilismy przejechać się na wycieczkę (20 km - wtedy to bylo co najmniej jak wyprawa przez pół Polski). jechalismy jeszcze tylko na chwilę do domu po jakieś żarcie i wodę. I wtedy stało się to. Rozpędzony do oszołamiającej prędkości 20 km/h (:D) wyskoczyłem z krawężnika. Niestety poderwanie kierownicy było na tyle energiczne że ją po prostu wyciągnąłem. na dole widełki razem z kołem odpadły na dół. w momencie kiedy koło trzymające się roweru już tylko linką hamulcową osiągnęło ziemię ja najpierw przypieprzyłem głową w kierownice a pozniej, kiedy w koncu rama osiągnęła podłożę wykonałem efektownego fikołka. Na domiar złego rower z rozpędu wleciał na mnie. I tak leżąc na środku ulicy i zastanawiając się w którą stronę tutaj wstawać spędziłem jakieś 2 minuty. W końcu kumpel podjechał "ej... możesz się ruszać?" "eche" pomógł mi wstać. krew z podbrudka się lała, kolana poodzierane ale chyba wszystko jest na swoim miejscu. spojrzałem na rower... rama leży, obok leży koło, przytwierdzone nadal linką a obok kierownica także trzymająca się na lince. Po kolejnych dwóch minutach pozbierałem rower i poszedłem do domu. Z wyprawy nici, rower do ojca żeby naprawił a ja reszte dnia spedziłem w łożku z bólem głowy. Ale poza kolanami i podbrudkiem nic mi się nie stało:]

 

PS a jak lezałem w łożku odwiedziła mnie bardzo miła kolerzanka - niestety byłem jeszcze za mały żeby to docenic i tylko wyzywałem że ją tam wogole wpuscili... ech nadal jest fajna:]

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zarchiwizowany

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...