Skocz do zawartości

[Wypadki] Wasze gleby- część druga


durnykot

Rekomendowane odpowiedzi

Witam wszystkich!

Ja miałam większe 3 gleby w życiu.

 

Pierwsza miała miejsce, gdy miałam lat naście i postanowiłam rozpędzić się na przyzakładowej drodze asfaltowej komunijnym rowerem Kometa. Droga podzielona była na dwie części - pierwsza przylegała do parkingu, a druga prowadziła do zaopatrzenia kuchni. Generalnie kawałek długiej prostej, przy czym za częścią parkingową zainstalowane były po obu stronach drogi dwa słupki, między którymi pracownicy zaciągali łańcuch, aby oddzielić część parkingową od tej dostępnej dla nielicznych. Ja mogłam korzystać z obu części, gdyż rodzice moi mieli tam mieszkanie służbowe i to w zasadzie było moje podwórko. Rozpędziłam się rowerem w stronę kuchni i wtedy za moimi plecami portierka zaciągnęła łańcuch i sobie poszła. Asfalt był szary, łańcuch był szary i nie widziałam, że jest zaciągnięty. Pod kuchnią nawróciłam i rozpędziłam się w stronę parkingu. Może ze 2 metry przed zauważyłam łańcuch, ale już było za późno. Przyładowałam, wybiło mnie i po efektownym salcie walnęłam o asfalt. Poobdzierałam sobie ręce i kolana, ale cudem chyba się nie połamałam. Portierka wyleciała i próbowała mnie pozbierać ("Bo ona nie pomyślała"). Po tej przygodzie pomalowali ten łańcuch na biało-czerwono.

 

Drugim razem mając lat naście rozpędziłam się rowerem jadąc za autobusem na drodze, przy której były tylko ogródki działkowe. Uczynny kierowca postanowił nagle zahamować i wysadzić znajomą przy tych ogródkach (mała miejscowość, więc takie rzeczy się tam czasami zdarzały). Zaczęłam rozpaczliwie hamować i władowałam się na koniec w tył tego Autosana. Odbiło mnie i zaliczyłam glebę. A kierowca nic nie zauważył i pojechał dalej.

 

Na koniec świeża historia. Kupiłam sobie 2 tygodnie temu pedały SPD i buty do tego. Mąż zamontował mi nowe pedały i w ramach ćwiczeń postanowiłam zrobić kółko po garażu podziemnym, gdyż płasko, równo i mały ruch. Pierwsze kółko wyszło fajnie, wypięłam się i wpięłam w sposób kontrolowany. Przy drugim kółku mężowi coś strzeliło do głowy i postanowił zasymulować mi wtargnięcie pieszego na jezdnię. Zahamowałam gwałtownie, żeby gada nie rozjechać i nie zdążyłam wypiąć się z pedałów. Gruchnęłam lewą stroną w betonową podłogę, a kolanem dodatkowo w kratkę odpływową.  Efekt - siniak wielkości małej patelni i pozdzierana skóra na kolanie. Na szczęście niczego sobie nie połamałam. Byłam w takim szoku, że dopiero po godzinie opierniczyłam typa za to co zrobił. Teraz jeżdżę na zwykłych pedałach - przynajmniej dopóki kolano się do końca nie zagoi.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dzisiaj przy wyjeździe z bocznej drogi czekałem aż auto przejedzie żeby włączyć się do ruchu trzymając delikatnie stopy na pedałach bo wiedziałem że pewnie będe musiał się zatrzymać. Nie poczułem że jeden but się przesunął i blok zahaczył się o pedał ;) z tej strony z której chciałem się podeprzeć. Fajnie musieli mieć wesoło w tym aucie...Na szczęście nauczony doświadczeniem po nauce jazdy w spd miękko i bezszelestnie spadłem na trawę ;) 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

 

Byłam w takim szoku, że dopiero po godzinie opierniczyłam typa za to co zrobił

Boleć boli, ale lepiej to zaliczyć w kontrolowanym środowisku niż w boju na drodze ;)

Jednak lepiej wybierać miękkie podłoże (ja użyłem do tego łąki próbując robić stójkę i sprawdzając czy zdążę się wypiąć - nie zdążyłem).

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Z racji tego, że rok temu jeszcze mnie na forum nie było. Napiszę teraz.
Środek sierpnia akcja dzieje się na wsi, na południu Niemiec, a przy ładnej pogodzie alpy dokładnie widać.
Kupiłem nówkę VDO M6 wraz z licznikiem kadencji i zaraz po zamontowaniu ubzdurałem sobie, że widoki takie ładne, to podjadę ile mogę pod alpy (jakieś dużo za dużo kilometrów) w każdym bądź razie pogoda piękna, wsiadłem i ujechałem 10 km, było z górki to też na mojej szosie stosownie się rozpędziłem. I tak jadąc ~70km/h zaczyna się zakręt w prawo to się składam, wyjeżdżam weń i myślę kiedy tylko z niego wystrzelę na prostą, a zakręt nie chce się skończyć i końca nie widać, ja coraz bliżej lewej krawędzi więc po hamulcach, koła zablokowane, a rower nie zwalnia nic.
No to wypinka z zaczepów, przednim kołem w rów, parę metrów grania w twister z rowerem i gleba w polu.
Wstałem obejrzałem rower, wytrzepałem trawę z sianem z kasku i reszty ubrań.
Rower: o dziwo jedynie rysy. Ja natomiast: jedynka ukruszona, kask mi się odbił na pół czoła, nadgarstki nadwyrężone i HR 2500/min. 

Wsiadłem na rower i przejechałem na chama jeszcze ~40 km. Później do końca sezonu rowerowego nie zrobiłem ani jednego kilometra na rowerze.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W ramach zajęć wfu na uczelni jechaliśmy w kilkanaście osób na trasę, m.in. po wałach nad rzeką. Odjechałem szybciej z kolegą, bo męczyło mnie wolne tempo innych. Jechałem za nim po prawym skraju ścieżki utwardzonej kamieniami (nie jechaliśmy obok siebie, bo pas ubitej ziemi, po którym się poruszaliśmy, był zbyt wąski dla nas obojga). Droga była bardzo szeroka, więc jechaliśmy dość szybko, no i szła pani z dzieckiem. Mogliśmy je minąć na spokojnie, ale pani wpadła na pomysł, by zabrać dziecko na lewo. Tak zrobiła, dziecko ładnie czekało, a mamie coś wpadło do głowy, żeby wrócić na stronę gdzie my byliśmy. Zupełnie bez sensu, ale efekt był taki, że kolega zauważył ją wcześniej i zaczął hamować, a ja dopiero zobaczyłem, że on hamuje (babki nie widziałem), no i dlatego nie zdążyłem całkiem wyhamować. On się trochę bardziej poobijał, bo niefortunnie upadł. Pani zaczęła zaraz przepraszać, że to jej wina i że co ona zrobiła, ale byliśmy trochę w szoku i nawet się słowem nie odezwaliśmy. Całe szczęście nie ma strat oprócz dwóch rys i obitego kolana.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wspomniało mi się. Ale to już głupota.
Dawno dawno temu, jechałem swoim składako "góralem" marki no name, wyruszyłem z domu babci i nie przejechałem 50 metrów, łańcuch spadł, a droga taka przy domkach jednorodzinnych to pomyślałem, że nogą zahaczę łańcuch o przednią zębatkę, pech chciał, że patrząc na łańcuch ze środka zjechałem na prawo i wryłem się czołowo w zaparkowany (podparty kołkami, bo właściciele pojechali na urlop).

Szkody sprzętowe: Maska przód wgnioty, reflektor prawy stłuczony. Przednie widełki skrzywione, koło scentrowane.

Szkody niesprzętowe: Kolano skręcone i naderwane więzadła MCL, parę otarć, morale nadwyrężone i portfel uszczuplony o 700zł.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Druga połowa czerwca 2015 roku. Wyjechałem z lasu na asfalt i wyciągnąłem z koszyka napój żeby się napić. Jadę tak z nim przez jakiś czas w prawej ręce co chwilę popijając. W pewnej chwili zauważyłem, że przy drodze siedzi zając i nawet niespecjalnie się mną przejął. Patrzyłem na niego przez jakiś czas i to mnie zgubiło. Ta droga ma w jednym momencie wybrzuszony asfalt przez rosnące pod nim korzenie drzew. Oczywiście nie zauważyłem tego bo gapiłem się jak głupi na tego zająca. Koło przednie skręciło w bok, ja już dokładnie nie wiem jak, ale upadłem przed przednim kołem, na szczęście prawie bez żadnych strat na osobie i sprzęcie - zarysowałem jedynie klamkę hamulca tylnego. Straty małe bo prędkość też była bardzo mała. Moim błędem było to, że zamiast trzymać ster to trzymałem napój i nigdy w życiu bym nie przypuszczał, że taka gleba przytrafi mi się na drodze, którą jeżdżę rowerem w okresie letnim praktycznie codziennie :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jechałem sobie wczoraj w lesie asfaltem. Później zaczyna się normalny las , mijam szlaban i nagle zaczynają się straszne dziury. Ciągle wypadała mi prawa słuchawka to poprawiam. Nagle musiał być jakiś garb czy coś takiego bo przednie koło zostało a tył postanowił jechać dalej. Wyleciałem do przodu nawet niczego się nie spodziewając. Jedynie co to dziwne mi się wydawało że ziemia się do mnie zbliża :D Wylądowałem na brzuchu i jeszcze z metr na nim się ślizgałem. Podnoszę się , oglądam miejsce wypadku - jakaś hałda piasku zatrzymała koło. Rower leży , kierownica obrócona o 270 * , na rogu 3 cm warstwa ziemi, Niby jechałem w bluzie a ziemia była miękka a i tak zdarłem sobie łokieć i krew się polała z brzucha. Temu wczoraj tak mało wyszło. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

http://www.lublin112.pl/wideo-zobacz-moment-zderzenia-rowerzysty-autem-nagranie-roweru/

To nie moja gleba, ale widać, że kierowca nie ma czasu na reakcję, kiedy rozpędzony rower wjeżdża w niego. Gdyby rower jechał wolniej to by tamten się zatrzymał, a jeśli nie to wtedy wina kierowcy. Może kierowca się od mandatu odwołał.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wczoraj nad Świdrem ( kto był ten mniej więcej wie jak wyglądają trasy) na ciasnym nawrocie odjechało mi przednie koło: ślizg na błotku całym bokiem ciała. Było na tyle ślisko że ja leżałem wzdłuż ścieżki a rower w poprzek, oczywiście cały czas przypięty jedną nogą do pedała  :thumbsup:

 

Ktoś jeździ na Race King 2.2? Też Wam się tak ślizgają czy ja nie miałem farta?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Znowu ja.,,,

 

Zakręt na asfalcie , wcześniej lekko z górki. Zawsze wchodziłem szybko i wychodziło a tym razem nie wyszło. Może dlatego że z lewej ktoś szedł a go nie widziałem. Zjeżdżam rozpędzony , trochę  źle wszedłem , zaczęło mnie wynosić na lewo - tylny hamulec w ruch. Zaczynam zwalniać ale nagle koło się blokuje , tył mnie wyprzedza i gleba. Miałem mega farta bo tam była wysepka i przejście a na niej stał znak. Wyrzuciło mnie i przeleciałem kawałek po asfalcie. Zatrzymałem się ze 30 cm od znaku ( walnął bym brzuchem ) a głowa poszła o chodnik , na szczęście głową poszło lekko i jedyne co to przetarcia na rękach od strony małych palców i trochę plecy w lewej górnej części. Rubena się coraz bardziej prosi o jej wymianę. Nie będę z tym więcej zwlekać bo nie warto a zastrzyk gotówki bliski. 

 

Swoją drogą bardzo "ciekawy" (sarkazm żeby nie było) dzień. W szkole przetarłem solidnie kolano , teraz gleba na asfalcie ale jedno dobre że nie przejechałem tym kolanem po asfalcie a telefonu i roweru na szczęście też nie potłukłem. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ta szalona młodość :devil:

 

Za dzieciaka przed blokiem miałem asfalt w trójkąt, więc się tam jeździło w kółko. Trochę piachu, duże ambicje i wylądowałem na kolanie. Trochę bolało ale po co przerywać zabawę? To nie wyciągając nauki jeszcze raz się wywaliłem na tym samym zakręcie na to samo kolano. Dziura w spodniach już przekonała o powrocie do domu. Mamusia nie była zadowolona ani z rozwalonych spodni, ani z rozwalonego kolana ;)

 

Inna seria, to przytarcie głową o sosnę (na rowerze), a kilka dni później wizyta na SOR ze złamaną ręką (gra w kosza) i tłumaczenie, że głowa to już historia sprzed paru dni :icon_mrgreen:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zarchiwizowany

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...