Skocz do zawartości

[Wypadki] Wasze gleby- część druga


durnykot

Rekomendowane odpowiedzi

Ja tak zwyczajnie wywaliłem się na lodzie, ale przedtem przejechałem po nim ok 10m! Na crossie, opony 1,5 niby troszke terenowe, po śniegu nienajgorzej sobie radzą ale na lodzie to nie za bardzo.

I tego samego dnia po wypadku, skręcałem z asfaltówki w taką leśną opuszczoną drogę. Kawalek dalej byl wjazd do tego lasu z lepszej drogi, ale ja lubię teren i tam wjeżdzam. No i skręciłem, a chwilę po tym na tą lepszą jakis czarny golf. I jedzie w moim kierunku. Zatrzymalem sie w polowie i obserwuję. Hmm, może skręci, może pojedzie dalej,a tu taki ch*j. Zatrzymal sie tuz po przecieciu tej mojej drozki. Ogólnie jestem bardzo podejrzliwy i ucieklem. Co by się stalo gdybym pojechal dalej?

I własnie dlatego nie jeżdzę MTB. Boję się tam zwierząt i obcych ludzi. A w środku lasu nie ma szans na pomoc. A tak lubię teren...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A poważnie, to stłuczone, tym bardziej pęknięte, a jeszcze bardziej złamane żebra - bolą bardzo. Nie można głębiej odetchnąć nie mówiąc o kichaniu. Z uszkodzonym żebrem to jest właśnie tak, że nie boli natychmiast po urazie ale zwykle następnego dnia /pomijając przypadki gdy złamane żebro uszkodzi jakiś organ/. Kiedyś porządnie się wywaliłam, podniosłam się i poza lekkim oszołomieniem właściwie nic nie poczułam. Ale następnego dnia ból w klatce był taki, że popędziłam na prześwietlenie i wyszły popękane żebra.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Mod Team
Kiedyś porządnie się wywaliłam, podniosłam się i poza lekkim oszołomieniem właściwie nic nie poczułam.

 

Ja jak połamałem żebra, to od razu poczułem :), bo az mnie przytkało na kilkadziesiąt sekund, ale faktycznie to późniejszy ból jest nie do zniesienia. Najgorzej jest właśnie z kichaniem i spaniem. Męka...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie sądziłem, że zabiorę tu głos bo i o czym tu pisać, zwykle leci się na kierownicę przodem ale dziś poleciałem tyłem... Otóż rano ledwo wyjechałem z roboty, w nocy jeszcze padał marznący deszcz a że okoliczny teren to dziury i fałdy to lód jakiego pełno przy odwilży zrobił swoje. Prędkość miałem niemal zerową jednak na pochyłym lodzie i to nie pomoże. Jak się tylko przednie koło obsunęło tak poleciałem do tyłu aż odpadło mi siodło. Nie wiem czy to siedząc na nim do końca przygniotłem je swoim ciężarem gdyż już leżąc nadal miałem pozycję jazdy na rowerze trzymając się kierownicy i nogę na pedale. Suma sumarum nasadziłem kikut siodła na rurę i tak dojechałem z kolebiącym siedziskiem do celu. Mocowanie siodła oczywiście pęknięte i siodło do wywalenia, jedynie jego metalowa część została na rurze ;)

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jak na razie zaliczyłem 3 gleby, wszystkie 3 w ostatnim miesiącu, za każdym razem nie zdążyłem się wypiąć (w spd jeżdżę od świąt), 2 razy z mojej winy bo zatrzymałem się a zapomniałem że jestem przypięty :P i raz nieprzytomna baba wlazła mi pod koła, zabrakło tego ułamka sekundy na wypięcie żeby się podeprzeć nogą.

 

  

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...

Troche nie na czasie (jest luty).

Zdarzyło się to 27 sierpnia, dzień po zdanym egzaminie na prawko. Pojechałem z kumplami do lasu na taką ścieżkę, kilka razy przejechałem no to kolega wpadł na pomysł żeby usypać "hopke" :-D. Tak sie stało. Pare razy przejechana wszystko fajnie, jade ostatni raz, wyskoczyłem lecz tak troche mnie na prawo zniosło (jak się domyślacie lądowanie bez telemarku :-D ). Zaczepiłem kierownicą o drzewo, przeleciałem przez kierownice, uderzyłem barkiem o ubitą kupke ziemi. Chłpaki zbierali mnie na nogi kilka metrów dalej. W domu zaczyna mnie boleć ręka, no to do szpitala. Prześwietlenie i doktórka na SOR mówi "może być złamane, przyjedź za tydzień na kontrole". Skończyło sie na złamanym lewym obojczyku, półtora miesiąca przerwy w rowerowaniu oraz złamanej manetce blokady :-\ . Od tamtej pory omijam tą "hopke" :-D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...

Teren był lekko pochylony , chciałem ominąć drzewo skręcając w prawo. Koło złapało poślizg chyba na korzeniu i skończyło się na tym , że ja wylądowałem na ziemi a rower sunął się na boku i przednim kołem walnął w drzewo.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 tygodnie później...

Mój pierwszy (i na razie jedyny) Maraton XC: puszczam gościa z prawej, sam lekko zjeżdzam poza trasę na lewo i tak oceniam "ee .. przejadę chwilkę po tych liściach i zaraz wrócę na ścieżkę"; już nie wróciłem: pod liścmi skrywał się nieduzy pień/kołek - zatrzymanie w miejscu, lot przez kierę i oczywiście klasyczne i bezsensowne wystawienie dłoni przed siebie, rower przeżył z małym uszczerbkiem w manetkach, u mnie końcówka kości promieniowej lewej ręki złamana + rozwalona torebka stawowa: 1tydzień gips, 6tygodni orteza, ręka po ponad pół roku czasem niedomaga - nie powienienem był zjeżdżać ze ścieżki przy tej prędkości :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Też pochwalę się zeszłoroczną przygodą. Rozpoczęło się piękna pogodą i wyjazdem na Stożek do Wisły. Był piękny letni dzień, w sam raz pogoda na DH. Cztery godziny treningu dały w kość, ale byłem zadowolony ze swoich przejazdów. Spod góry poszło już na luzie. Do domku było z 2 kilometry zjazdu asfaltem, jak to bywa w takich sytuacjach to już w pełni na luzaka, kask przewieszony na ramieniu i tak zjeżdżałem z ekipą. Trochę się wygłupialiśmy na tej mało uczęszczanej asfaltowej dróżce. Akurat zdarzyło się, że szła grupka turystów. Żeby się popisać to wraz z chłopakami trochę pojechaliśmy na tylnym kole, trochę "slalomem". Ot takie głupie pozerstwo. Gdy w trakcie jechania wężykiem tylne koło objechało a po chwili złapało przyczepność to wystrzeliło mnie na 3 metry do przodu i gruchnąłem o asfalt. Wtedy śmiechy- chichy- nic się nie stało, gorzej było drugiego dnia gdy po uderzeniu o twardą powierzchnie wszystko zaczęło boleć. Pochodziłem przez 3 dni jak połamany i przeszło. 

Jest nauczka na przyszłość, że nie ma co walić popisówki, bo wtedy najprościej o głupie błędy i kontuzje ;)


A z ostatnich przygód to przejechałem węża. Nie wiem co to było, zdąrzyłem tylko podnieść nogi nad ramę i szybko uciec.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Miałem kilka razy podobnie lecz udało mi się wyhamować. Do tego najbardziej wkurza kiedy ludzie traktują DDR jak chodnik i spacerują sobie np z pieskiem na smyczy.

Ja wczoraj widziałem faceta jak uczył około roczne dziecko chodzić na DDR. Patrzył jak zahipnotyzowany jak omijają je rowerzyści.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...

 

 

Byłem na jej drodze

Kurczę może to przeznaczenie? Dzieci z takiego związku będą na bank maratończykami, albo wybitnymi kolarzami,

 

 

 

widziałem faceta jak uczył około roczne dziecko chodzić na DDR. Patrzył jak zahipnotyzowany jak omijają je rowerzyści.

No co lepiej nauczy dziecko jak nie własne doświadczenie?  

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chodzi o pedały zatrzaskowe(ja stosuje Look) to to jest tak ze trzeba do tego się przyzwyczaić. Ja przez te pedały kilka razy lezałem ale wszystko w 2 pierwszych tygodniach użytkowania, teraz juz odpinanie pedałą przychodzi z automatu i w ogóle o tym nie myślę.

 

Tak podczas trasy wywróciłem sie chyba dwa razy, raż gdy z drogi podporządkowanej wyjeżdżałem i zapomniałem ze mam pedały na sobie ( pierwsza wycieczka w tych pedałach i drugi raz na skrzyżowaniu sygnalizacją świetlna gdy zaświeciło sie czerwone a mi nie chciało się odpinać butów to pomyślałem ze złapie sie słupa- niestety słup mi uciekł :D Pech był tym większy ze na chodniku stała 3-osobowa grupa dziewczyn która miała niezły ubaw:D

 

Jeśli ktos przez opowieści o upadkach waha się czy kupować takie pedały to niech sie już nie waha, naprawdę jest duża róznica podczas jazdy :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja ostatnią glebę zaliczyłem jakoś 2 miesiące temu. Jechałem po ścieżce rowerowej dość szybko. Widzę, że idzie kobieta z małym kundlem. Przeszła z nim naprzeciwny skraj chodnika, więc pomyślałem spoko :) Mijam ich i kundel wlazł mi prosto pod koła. Okazało się, że był on na rozwijanej smyczy. Ja głupi zamiast jechać w niego to nacisnałem przypadkiem przedni hamulec. Poleciałem przez kierownice. Trochę się potłukłem ... a kobieta nic. Zabrał kundla i poszła :/

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zarchiwizowany

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...