Skocz do zawartości

[Wypadki] Wasze gleby- część druga


durnykot

Rekomendowane odpowiedzi

No ja już zacząłem... Wybrałem się na taką spokojną pentelkę lekko ponad 50km. Już praktycznie byłem pod domem, wracałem dobrze mi znaną mało uczęszczaną drogą. Widzę że asfalt oblodzony ale nic sobie z tego nie robię bo rower o dziwo stabilnie się trzyma. Dojeżdżam do lekkiego łuku w prawo na blacie coś w granicach 35kph i suprise!! Przód uciekł i lecimy na prawą stronę. Witamy się ładnie z asfaltem i szlifujemy... Dobrze że asfalt pokryty lodem to ubrania oraz skóra bez większych zadrapań. Rower cały, wystarczyło odgiąć tylny błotnik i można było jechać dalej. No a ja mam lekko przerysowany nos, biodro, łokieć i kurewsko bolące nadgarstki.. No cóż za głupotę się płaci...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Moja wczorajsza gleba  :icon_redface:

Delikatny zjazd w pewnym parku w Łodzi, widziałem, że jest ślisko więc starałem się panować nad prędkością i rowerem. Z daleka widzę idącą parkę więc chciałem jeszcze przyhamować. Niestety zakończyło się to zblokowanym kołem i szlifem tuż za ich plecami, a ja i rower wylądowaliśmy w pięknej zaspie. Widziałem, że dziewczyna miała pompę, a gość się trochę przejął czy nic mi nie jest bo narobiłem tylko trochę hałasu  :laugh:

Na szczęście ucierpiała tylko moja męska duma  :wallbash:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To i ja opiszę swoją piękną glebę. Od razu piszę, że nie jestem początkującym użytkownikiem SPD, ale niestety czasami rutyna zabija.

 

Było to w listopadzie w dniu kiedy odebrałem swoje nowe pędzidło. Dzień wcześniej kupiłem też buty, bo przecież nie wypada żenić nowego nabytku z wysłużonymi kierpcami. Przyjechałem więc do sklepu po odbiór wozidła wraz z nowymi pantoflami. Stare bloki nadawały się już tylko do śmieci więc zdecydowałem się na zakup nowego kompletu. Kiedy serwisant bawił się z butami, ja założyłem pedały do roweru i zacząłem bawić się w konfigurowanie go pod siebie ( co ważne w zwykłych butach). Kiedy dzieło zniszczenia było skończone, wystroiłem się w ciuchy rowerowe, nowe buty, spakowałem graty, zapłaciłem za wszystko i w drogę. Przejechałem może pół kilometra i w głowie zonk. Nie mogłem sobie przypomnieć gdzie schowałem telefon więc postanowiłem zatrzymać się na chwilkę żeby go zlokalizować, i w momencie gdy zdałem sobie sprawę, że coś jest nie tak leżałem już na boku z rowerem przypiętym do mnie na sztywno. Oczywiście mądra głowa zapomniałem poluzować sprężyny w pedałach, które były skręcone dość mocno z racji tego, że poprzednie bloki okres świetności maiły już dawno za sobą i były powycierane. Pierwsza reakcja to salwa śmiechu. Dopiero potem zdałem sobie sprawę, że wydostanie się z tej sytuacji nie będzie należało do najłatwiejszych. Pedały były skręcone naprawdę mocno. Nawet przewrócenie się na plecy i próba wyszarpania nóg nie wiele pomogła.  Musiałem się sporo pomęczyć nim udało mi się uwolnić z pedałów. Musiało to komicznie wyglądać: człowiek z rowerem i plecakiem leżący do góry kołami na środku DDR i machający rowerem w każdym możliwym kierunku. Szczęście w nieszczęściu ruch był praktycznie zerowy więc wiele wstydu się nie najadłem :)

  

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pod koniec wakacji wybrałem się na wycieczkę na górę sowę, wszystko pięknie ładnie, ale mądry ja (wtedy jeszcze nie myślący o bezpieczeństwie) postanowiłem zjechać sobie z tej góry na rowerze, który nie jest do tego zdatny, a na dodatek bez kasku. Po ~50 metrach od rozpoczęcia zjazdu przednie koło wpadło w dość głęboką dziurę i ja wraz z rowerem wyskoczyłem do przodu. Wyglądało to tak, że na odcinku około 10 metrów rower był raz na mnie, raz ja na nim, skończyło się to tym, że byłem w niego zaplątany. Skończyło się to szczęśliwie dla mnie, bo mimo mocnego upadku nie trafiłem głową w żaden kamień, a jedynie w korzeń o który rozwaliłem sobie głowę, na nodze miałem kilka ran w tym jedna nadająca się do szycia. Przemyłem głowę i nogę wodą, a następnie na ranę przykleiłem plaster, aby dowlec się te 30km do domu. Dobrze było, że do domu wiodła droga cały czas z górki. Od tamtego czasu nie jeżdżę w terenie i jeżdżę ostrożnie, w tym sezonie kupuję kask i nastawiam się głównie na szosę. A morał z tego jest taki, że trzeba jednak jeździć w tym kasku nie zważając na to jak się wygląda, bo następnym razem mogę nie mieć już takiego szczęścia. :D

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jakieś 2-3 lata temu... leśny zjazd do Kaszczorka (Toruń). Zaczął się całkiem spoko, niestety nie wiedziałem, że w dolnej części zjazdu deszcz zrobił swoje... Piękny lot przez kierownicę, niestety bez telemarku, więc i noty dalekie od tych, które w niedzielę dostał Stoch... Medalu nie było, jedno jakiś "kibic" podbiegł zapytać, czym cały i zdrów :D. Osobiście cieszyłem się, że nie spadłem na głowę, gdyż... trochę szkoda nowego kasku :D.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witam wszystkich, nowy na forum ale postaram się nadrobić stracony czas :D

 

Wczoraj przydarzył mi się zabawny wypadek :sweat:

Jechałem z 3 kolegami przez Tymbark, średnio 25 km\h . Jeden z nich jadąc z tyłu puszczał z głośnika muzykę. Odwróciłem się do niego chcąc się czegoś zapytać i nie zauważyłem głębokiej na 10cm i szerokiej ok 30cm dziury przede mną (jedyna dziura w drodze na długości 500m :002: ), i nagle trach -nie wypadłem z roweru, skośny poślizg prawym bokiem. Nie wiem jakim cudem prawa noga znalazła się między przednim kołem a ramą, przeszorowałem wewnątrzną stroną prawego piszczela ok 3m i oczywiście podparcie rękami. Moja pierwsza wywrotka od dawna, koledzy się śmiali i dziwili jak ja to zrobiłem.

Dosłownie minutę później przejeżdżał patrol pilicyjny, a że nie było ruchu to przypatrywali się mi że czyszczę ręce husteczkami, dwie minuty później znów przejeżdżali ;)

 

Straty?

Jeśli chodzi o rower jedynie lekko zdarta prawa rączka kierownicy i skrzywiona kierownica, naprostowałem i pojechaliśmy dalej

 

U mnie też niewielkie otarcie dłoni i zadrapanie piszczela (jechałem nim po krawężniku :sweat: ), bardziej przejmowałem się tym że ubudziłem spodnie, ręce i buty :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeżdżę w DH i moją największą glebą było to: kiedyś pojechałem sobie do pobliskiego lasu żeby pośmigać... W pewnym momencie gdy wylądowałem z dropa, nie zauważyłem drzewa i uderzyłem kierownicą w drzewo, wykręciło mi ją w drugą strone, spadłem z roweru i walnąłem kaskiem (fullface) o ubitą ziemię. Skutek: Pęknięta manetka, złamana klamka i pęknięty daszek. Na szczęście nic mi się nie stało:D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No to stało się coś, co nie miało prawa się przydarzyć. Moja pierwsza gleba w tym sezonie

Miejsce akcji: prosta droga asfaltowa przez jedną z wiosek. Prędkość między 27-30 km/h. Sam nawet nie wiem na co przez chwilę się zagapiłem. Chwilę później przednie koło jechało już po piasku przy samym krawężniku, żeby za chwilę się o niego otrzeć. Rower przechylił się na prawo, zdążyłem raz odepchnąć się nogą. Za drugim razem już się nie udało, skurcz był szybszy  :D Straty: Małe rozdarcie w spodniach na kolanie (na szczęście spodnie z Lida ;) można przeboleć) plus zdarte kolano. Kurta, poza tym że się ubrudziła pozostała nietknięta. Rower na szczęście nie ucierpiał poza małym zdarciem gąbkowego uchwytu, który założyłem na rogi. A właśnie dziś miałem testować po raz pierwszy buty SPD. Znajomi już śmiali się ze odwiedza mnie na OIOMie. No i wykrakali. Gleba w zwykłych butach, na prostej drodze i całkowicie suchym asfalcie :thumbsup:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wczoraj gleba na trasie z Raduni, którą wynalazł kolega Jasiński.

Zjeżdżam powoli, bo z tyłu heble zaolejene. Jakaś starta liści, to myślę - JADĘ. Pod liśćmi leżała mokra gałąź. Gleba na bok, ale że prędkość mizerna to i strat nie odnotowano.

Za to widok dymu z zacisku na końcu zjazdu - bezcenne :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...

Malutki "podjazd" pozwalający ominąć dwa schodki, po sforsowaniu tego "Mont Ventoux" nie wyrobiłem i zahaczyłem o mały krawężnik i gleba. Na szczęście najpierw uderzyłem boczną krawędzią kasku, potem jakoś się dziwnie łeb przekręcił i rozbił się łuk brwiowy. Wolę nie wiedzieć co by było gdybym tym okiem pieprznął o kostkę brukową bez kasku.... Także ku przestrodze - JEŹDZIJMY W KASKACH :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Niedziela ,słońce świeci.Postanowiłem coś niecoś nakręcić km.Podjazd pod Szyndzielie,ogólno dostępnym szlakiem ,potem odbicie w kierunku Cubernioka.Rozwidlenie dróg,jedziemy w lewo.Chopki ,zjazdy banan na tważy.Aż tu nagle odezwały się braki w technice które wywaliły mnie przez kierownicę.Na różowo miejsce startu,na żółto pas do lądowania.

Pozdrawiam.

zY6No-uoC1tU.JPG?v=2

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja pamiętam moje pierwsze OTB... Byłem w podstawówce, jakaś piąta klasa :D Polna droga, zjeżdżałem z dużej górki, jechałem do babci no i nabrałem sporej prędkości i jak to ja, pomyślałem sobie jak to by było jakby zahamować na maxa z przedniego... Trochę się bałem wcisnąć ale w końcu chęć poczucia adrenaliny była silniejsza :D Wcisnąłem z całej siły hamulec (a był świeżo po regulacji przez tatę) no i lecę nad rowerem. Najlepsze było to, że cały czas kurczowo trzymałem się kierownicy. Efekt? Rower został z tyłu a ja wylądowałem na nogach ciągle trzymając go za kierownicę :D Wtedy jeszcze nie wiedziałem co to OTB ale była to świetna przygoda :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bardzo ciekawy przypadek podczas przejazdu do pracy: jadąc chodnikiem (tak wiem, powinienem ulicą ale wąsko tam jest) widzę idąca cyganke z naprzeciwka, to zjeżdżam na prawo żeby ją minąć. Tam gdzie zjeżdżałem był głębszy piach, nic specjalnego, tym bardziej dla 29er. W momencie mijania owej cyganki leże nagle w opisywanym miejscu strasznie zdziwiony. Chyba rzuciła na mnie jakiś urok :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zarchiwizowany

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...