Skocz do zawartości

[Wypadki] Wasze gleby- część druga


durnykot

Rekomendowane odpowiedzi

 

Zastanawiam sie, kto te rogi dopuscil do sprzedazy. Choc na nieszczescie moze byc tak, ze nie sa wymagane jakies atesty. Przeciez golym okiem widac, jak bardzo sa wycieniowane i to wlasnie tam, gdzie obejmuja kierownice. Waga tez podpowiada, by je omijac szerokim lukiem. Nie sadze tez by byly kute. Moim zdaniem zakladanie tego na kierownice to kuszenie losu.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zjazd,słonko prześwieca przez drzewa.Błotko przyjemnie nakłada się na plecy oraz facjatę.Lekki zakręt w prawo,uślizg przedniego koła.Lot boczny ukośny,lądowanie na kasku,prawym ramieniu i biodrze.Rower cały tylko kierownica do wyprostowania.Dokończyłem zjazd,a potem ból ramienia i pojechałem na prześwietlenie.Na szczęście nie było złamania,tylko mocno stłuczone.Po tygodniu mam piękne siniaki,ale koszulkę już ubiorę beż pomocy osoby drugiej.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dzisiejszy dzień . Od 5 dni pada co noc deszcz . Jade sobie przez las , po lewej wielka kałuża , po prawej również i tylko na środku brak kałuży lecz błoto typu rzadka maź . Miejsca między wielkimi kałużami na szerokość dwóch saguaro 2.2

 

W pewnym momencie przód sie ześlizgnął , a ja jakoś dziwnie ewakuwałem sie z spd i całym ciałem wpadłem w głęboką kałuże (głęboka tak że woda sięgała do krawędzi tarczy 160mm w 29er)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

oj chyba musisz się na trike'a przesiąść, bo za często tu musisz postować ;)

ja mojemu koledze powiedziałem, że rzadko glebię, ale jak glebię  - to konkretnie ....

i wykrakałem

25 sierpnia na leśnej przejażdżce z żoną:

piękna ścieżka w tunel z drzew łagodnie z górki więc ok 40km/h

stężenie endorfin we krwi maksymalne

zachciało mi się takiego łagodnego S (fali)

taki slalomik jak na filmach - upojenie jazdą pełne.

niestety na ścieżce było sporo luźnego piachu po deszczach.

Uślizg przedniego koła. piach sprawił,

że koło obróciło mi w poprzek (nie zdołałem utrzymać)

OTB

Puściłem kierę aby się podeprzeć ale nie zdążyłem "odwrócić" dłoni,

więć podwinęła mi się o glebę "pod spód" (uderzyłem wierzchem dłoni)

awulsyjne złamanie 3ciej kości śródręcza

czyli po ludzku - ścięgno tak mocno pociągnęło, że aż kość strzeliła

szyna, potem operacja i do dziś z tą szyną siedzę.

na rower wrócę po rehabilitacji gdzieś w listopadzie może

 

kawałek kości wskazany strzałką trzymały w tej pozycji ścięgna

operacyjnie został włożony na miejsce i przytrzymany tytanową płytką ( WYPAS ;) )

post-130651-0-85842900-1379776386_thumb.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Piękny wrześniowy poranek, słonko zaczyna ładnie ogrzewać, śmigam po lesie, zachciało mi się szukać ciekawych zjazdów, więc do dzieła. O ! jest coś na horyzoncie pomyślałem:) Z początku fajnie się zjeżdżało, adrenalina we krwi, bo prędkość ponad przeciętna , a nawierzchnia poobrywana, ale dawałem radę, naglę wielkie wcięcie poprzeczne , zapewne spowodowane przez spływającą w dół deszczówkę, nie zdążyłem  ominąć , ani ograniczyć zbytnio prędkości i rozpoczął się lot przez kierownice. Wypięła mi się tylko jedna noga z pedału. Wylądowałem na kamieniach. Nie było przyjemnie, choć cieszyłem się, że mogę się ruszać.
Rezultat upadku :
Obite i pościerane łokcie i przedramiona
Spuchnięta noga od kolana  w dół
Pościerane plecy
Ogólny dyskomfort :)

Rowerek cały poza otarciami i lekką ósemką w kole .
Ale wyznaję maksymę: Co cię nie zabije, to cię wzmocni !

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To może moja gleba z ostatniej zimy:

 

Wracam nocą z pracy przez Kraków, jest około północy, miasto puste - można przycisnąć. Zjeżdżam z wałów na bulwary wiślane moją zimówką - marketówką, akurat zjazd wygląda na odśnieżony. Rozpędzam się z górki do około 35km/h, bulwary o tej godzinie są nieoświetlone, moja czołówka wychwytuje jakieś 2 sekundy przede mną kopkę śniegu pozostawioną po spychaczu, szybka rozpaczliwa próba hamowania - niestety jest ślisko, hamowanie na nic się nie zdaję - wpadam przednim kołem w zaspę, nie udaje mi się już opanować roweru - lot przez kierownice, uderzenie w policzek i czyszczenie siłą rozpędu kilku metrów drogi rowerowej własną skórą. Leże, chwila ciszy i na leżąco test sprawności kończyn - pozytywny. Jestem trochę otępiały, przez dobre dwie minuty ogarniam się co ja tu właściwie robię - po chwili - aha już wiem wracam z roboty do domu, zaliczyłem konkretną glebę. Wstaję, rozglądam się za rowerem, jest - leży parę metrów za mną, kierownica tylko obrócona, reszta wygląda ok. Jednak coś tu nie pasuje - widzę krew na śniegu - już wiem dotykam ust i policzka - czuć sączącą się krew, o kurcze to już nie otarcie tylko konkretne rozcięcie, myślę czy nie dzwonić po karetkę - nie to jednak zbyt błahy powód, ale decyduję się na podjechanie na najbliższy SOR, wsiadam na rower, jednak "smok" wytrzymał i da się jechać. Po drodze już na oświetlonym rondzie Grzegórzeckim mijam jakieś podpite elementy, które przestraszone moim widokiem krzyczą za mną: Je..ny - jednak musi to konkretnie chyba wyglądać. Po 15min dojeżdżam na SOR, czekam w kolejce trochę brudzę kapiącą krwią posadzkę. W końcu moja kolej, chirurg tradycyjnie - to pan jeździ w zimie na rowerze ? To pan po wywrotce przyjechał tu na rowerze ? To pan chce wrócić do domu też na rowerze ? I moja buzia zostaje ozdobiona trzema haftami :) Szwy i opatrunki założone, pedałuje do domu. Za 10 minut zatrzymuje mnie drogówka - alkomat (oczywiście 0,0) i pytanie: co się panu stało ? Kontrola oświetlenia i puszczają mnie dalej (a jechałem w tym miejscu chodnikiem, widać nie chcieli mnie już bardziej zgnębić tego dnia). Nareszcie dojeżdżam do domu, patrzę pierwszy raz w lustro - aha czyli tak to wygląda, trzeba będzie wziąć wolne w pracy... Idę spać, no nic, nie jest źle, ważne że rower cały :)

 

 

Jaką mam z tego nauczkę ?

- większa ostrożność przy zjazdach zimą (to nie była moja pierwsza zima na rowerze),

- decyzja o kupnie mocnej lampy na przód, jako dodatek do czołówki,

- i przede wszystkim kask (dotąd nie miałem jak go przewozić w autobusie - pracuję poza miastem i zimą na obrzeżach miasta przesiadam się z roweru na autobus - kask nie mieści się w plecaku, potem taszczyłem go już po prostu pod pachą)

 

A o tych nauczkach już nie zapomnę, ponieważ widzę je co ranek w lustrze :) zostały delikatne blizny po szwach, ale mężczyźnie to nawet pasuje, więc jest ok :)

 

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...

Nie wiem czemu, ale ja zwykle jak czuje że będę lądować, to daje po przednich hamulcach i przeskakuje przez kierownicę okrakiem :D jak dotąd udało mi się obyć bez większych wypadków, choc nieraz zdarzało się, że koledzy lądowali po rowach/drzewach kiedy ja wyjeżdżałem bez szwanku. Skill czy szczęście? :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Najgorsze co mi się przydarzyło to było w wieku ok 5 klasy podstawówki. Wtedy jeszcze byłem dzieciakiem który z umiejętnością jazdy na roweze nie miał nic wspólnego, ale w każdym razie - ścigałem się z kuzynem na jego rowerze, a On miał hamulce odwrotnie. Chwycilem za przód, przeleciałem przez kierownicę, i co najgorsze przednia zębatka wbiła mi się w głowę. Do dziś mam w głowie takie 2 wgniecenia. Mina cioci kiedy wstałem i z całą zakrwawioną głową szedłem bezcenna :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pierwsza pamiętana gleba - rower Reksio, wyścigi na podwórku, spory kamień i fikołek przez kierownicę :)

 

Ostania gleba - szybka przejażdżka pod Poznaniem, warta, lasy, górki. Zjeżdżając z dość stromego wzniesienia przednie koło stanęło po oś w piasku, ja poleciałem z kierownicą między nogami, twarzą w piasek a rower wylądował mi na plecach do góry nogami :)

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 4 tygodnie później...

Słoneczne lecz wietrzne październikowe popołudnie. Postanowiłem przejechać się zwykłym szlakiem w okolicy rezerwatu przyrody Cisowa góra. Podjazd spokojnie drogą asfaltową a zdjazd jak wspomniałem wcześniej szlakiem tylko że tym razem leśna ścieżka. Nawierzchnia znośna, kilka ciekawszych podjazdów i zjazdów. Praktycznie końcówka lasu dosyć pokaźny zjazd, na blacie coś w granicach 30kph. Nagle jesień robi mi małą niespodziankę przykrywając podłużny ubytek sporych rozmiarów (coś koło 40cm) utworzony przez jakiś pojazd mechaniczny lub deszczówkę. Niespodziewany brak gruntu pod kołami , przy kontakcie z ziemią kierownica skręcona i gleba na prawą stronę, rower wyprzedza mnie górą i leci dalej ale już beze mnie. Londowanie w miarę miękkie. Szybkie pozbieranie się do kupy, ocenienie strat (pęknięty uchwyt lampki i tylna przerzutka przekrzywiona dosyć sporo w kierunku szprych). Nie pozostało mi nic jak prowizorycznie odgiąć przerzutkę i doczłapać się do domu używając tylko wysokich biegów, niskie niestety się straciły... O dziwo mi się nie stało praktycznie nic. Jedynie co to przetarte kolano i lekko draśnięte udo.

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tych upadków już trochę było przyznam się szczerze ale zapamiętam jeden chyba do końca życia:

 

12 lat wtedy miałem chyba, jechałem dosyć szybkim tempem do sklepu i przed sklepem jest dosyć wysoki krawężnik. Nie zwolniłem, chciałem tak ekstrawagancko "wskoczyć" na chodnik jak to robili starsi koledzy na bmx'ach. Oczywiście nie udało mi się na tyle wysoko podnieść przodu żeby się wbić na chodnik. W efekcie zatrzymałem się kroczem na mostku, po czym wybiło mnie do przodu i na glebe. Ból wiadomo jaki, nie chcę tego opisywać bo panowie, wiecie jak to jest. Na szczęście nic poważniejszego mi się nie stało ale 15 min siedziałem na tym chodniku dochodząc do siebie, ból i wstyd...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jakoś dwa lata temu, ja jeszcze jeździłem DH jechałem swoim big hitem po trasie w zasadzie to była już końcówka trasy, na liczniku lekko ponad 30km/h, płasko było i chciałem przejechać się na przednim kole.... i się przejechałem może z 3m, trochę za mocno zahamowałem przednim hamulcem przez chwile poczułem się ja Małysz i  wkomponowałem się w ścieżkę a rower we mnie. Ale nic mi się  nie stało :) Niewiele później zjeżdżałem z grzbietu góry Cergowej, multum korzeni, straszne błoto i  gleba na lewą stronę, lekko mnie udo bolało ale nic więcej się nie stało co ciekawsze podnoszę rower i coś jasnego rzuciło mi się w oczy, patrze a tam zegarek Casio - chodzi do dziś :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To ja się "pochwale" moją glebą.. Jak zawsze rozpędzony jadę piaskową ubitą drogą w nocy, kiedy już dojeżdżałem do domu wyskoczył pies żeby się przywitać, wpadł mi pod koło, finał taki, że ja leżałem zwijając się z bólu, a pies wstał i cieszył się, że pan przyjechał.

 

Sent from my GT-I8160 using Tapatalk

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kiedyś będąc z wizytą u wtedy jeszcze narzeczonej, wybrałem się dzień przed powrotem do domu na wycieczkę. Żona z Bielawy, okolice do jazdy piękne (w końcu to Park Krajobrazowy Gór Sowich), górki, zjazdy, no to zjeżdżamy sobie przez jakieś miasteczko, lecę z przodu, bo żona jak na mój gust za mocno dohamowywała, wiraż w lewo, krawężnik za blisko, chciałem domknąć... Żwir na jezdni. Żona mało zawału nie dostała, bo jej zniknąłem za zakrętem już lecąc na jezdnię, kierownicę obróciło, lekko zdeformowało pancerz od przedniego hamulca, zerwało kabel od licznika, rogi porysowało i tyle. Ja - dłoń ocalała, bo w rękawiczkach byłem, ręka z boku mocno obita, lewy bok i noga też oberwały, pierwsza świadoma myśl gdy już świat stanął w miejscu "Spieprzać z jezdni!" Jakby coś wyjechało zza zakrętu, to leżący rowerzysta zostałby rozsmarowany na placek, tak że najpierw zwiałem na chodnik, potem zacząłem sprawdzać co sobie zrobiłem. Na szczęście rozwaliłem się 200m od jedynej w okolicy czynnej tego dnia apteki (teraz jeżdżę z apteczką), więc można mnie było połatać i oczywiście pojechaliśmy dalej :laugh:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 tygodnie później...

na dość szybkim prawym łuku była gołoledź. Pomyślałem więc : a polecę trochę bokiem. Staję na pedały, ogień i bliskie spotkanie trzeciego stopnia ze zmrożonym asfaltem. Wniosek: datura słabo klei na lodzie, noski zimą to głupi pomysł, zbyt duży kąt  przechylenia, nie stawać na pedałach w zakręcie w celu "polatania bokiem", wolniej! Skutki mocno stłuczone udo, pęknięty uchwyt lampki (do sklejenia) :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To było kilka lat temu. Rozpędzony na asfalcie z dość dużej górki lece chyba maxem na moim komunijnym góralku. Wiatr w plecy, puste rondo więc wjeżdzam i składam się do zakrętu w lewo. Ułamek sekundy później uślizg tylnego koła, szoruje o asfalt . Wpadam na kraweżnik. Dość mocno się porysowałem- to było lato więc krótkie spodenki i koszulka. Ręce ,łokcie, kolana, plecy obdarte. Koszulka do wyrzucenia. Rower w zasadzie mało ucierpiał, zbił się odblask z przodu nad błotnikiem i trochę porysowała się rama i rogi na kierownicy. Sam później byłem zdziwiony ,że nic wielkiego mi się nie stało. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...
  • 3 tygodnie później...

Zarchiwizowany

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...