Skocz do zawartości

[kasta kolarze] - śmiać się czy płakać ?


Rekomendowane odpowiedzi

Ostatnio prześledziłem kilka wątków tego forum oraz innych konkurencyjnych i jestem załamany niektórymi wpisami. Niektóre osoby stworzyły wręcz kastę osób jeżdżących na szosówkach.

 

Wpisy typu jak widzę kogoś na MTB z zapaleniem do jazdy na szosie to go nie pozdrawiam. Sam jeżdżę na mtb po szosie i co to znaczy że jestem gorszy?

 

Jak widzę gościa z brzuszkiem to nie pozdrawiam, przecież to szpaner co na stare lata popisuje się drogim rowerem.

 

Jak widzę kogoś bez kasku to już niegodzien nazywać się rowerzystą.

 

Zwykłe buty na rowerze co za pajac.

 

Niedepilowane nogi to juz nie rowerzysta.

 

Jak nie ma stroju na rower najlepiej markowego to też olewka. Oczywiście człowiek w tańszym stroju z dcatlonu to już nie rowerzysta.

 

Według mnie takimi bufonami na rowerach typu wypasiona szosówka targają emocje. Zdaja sobie sprawę że kolarze z nich kiepscy ,wiec tworzą swoje teorie.

 

Właśnie poprzez takie twierdzenia cała grupa jest postrzegana jako zarozumialcy.

 

 

Lance Armstrong był jeden, a ja codziennie widuje nieudolne próby naśladowania.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ostatnio jak jechałem do sklepu (niedziela, brakuje paru warzywek do obiadku) widziałem znajomego na szosie (jechał z kolegami). Pozdrowiłem go, on odpowiedział; ale jego towarzysze mało nie wyglebali się ze śmiechu. Chyba to miało się tyczyć mojego roweru (nie jest górnych lotów) i mojego ubioru (dresik). Nie powiem, zdziwiło mnie to.

To, że ktoś nie ma kasy, żeby kupić profesionalne rzeczy to nie dyskwalifikuje go z bycia rowerzystą.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Takie podziały się tworzą w każdym hobby.

Ba, dzieci już w podstawówce też tworzą grupy (subkultury) i nie lubią innych, bo inaczej wyglądają, słuchają innej muzyki.

 

To prosty mechanizm "my" i "oni", bardzo popularny u gatunku homo sapiens. Nic na to nie poradzisz :)

 

Trust me I'm a psychologist ;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ostatnio jak jechałem do sklepu (niedziela, brakuje paru warzywek do obiadku) widziałem znajomego na szosie (jechał z kolegami). Pozdrowiłem go, on odpowiedział; ale jego towarzysze mało nie wyglebali się ze śmiechu. Chyba to miało się tyczyć mojego roweru (nie jest górnych lotów) i mojego ubioru (dresik). Nie powiem, zdziwiło mnie to.

To, że ktoś nie ma kasy, żeby kupić profesionalne rzeczy to nie dyskwalifikuje go z bycia rowerzystą.

Oczywiście, masz rację :D Może mieć lepszą kondycję niż nie jeden niby zawodowiec...A poza tym ja bym się nawet takimi rzeczami nie przejmował, naprawdę...Miej to głęboko w dupie...Zresztą, to nie są czasami Ci dresiarze co o nich pisałeś, że Ci rower pilnują ? Więc takimi typkami to bym w ogóle się nie przejmował...Jesteś pewnie 100x mądrzejszy od nich.A co do tematu to tak niestety już jest i będzie, ale co poradzić.Ja też mam np. Hexagona V4 i nie mam stroju rowerowego, niedługo co prawda coś tam kupię no ale nawet, kasku też nie mam...To znaczy, że jestem gorszy i nie umiem jeździć? :( Ahh...Tak mi przykro ;-) Chyba zaraz pójdę płakać.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tak niestety już jest.

Są co niektórzy tacy dla których rower z osprzętem klasy niższej niż SLX to już nie rower a w przypadku szosy SORA to sprzęt dla plebsu

 

Nie ma co się takimi przejmować.

 

Uwierz mi

Na zawodach widziałem jak dziadki (60+) na jako takim sprzęcie brali na podjeździe niejeden Carbon..... bo nagle okazało się że SLX XT XTR sam pod górę kręcić nie chce :laugh:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Według mnie takimi bufonami na rowerach typu wypasiona szosówka targają emocje. Zdaja sobie sprawę że kolarze z nich kiepscy ,wiec tworzą swoje teorie.

 

Zauważam to nie tylko jeżeli chodzi o rowery, ale praktycznie w każdej dziedzinie życia. Niektórzy ludzie nie są w stanie znieść faktu, że nie są najlepsi i nigdy nie będą, więc dobudowują sobie różne historyjki, teorie itp, aby udowodnić, że są najlepsi. Wyraźne oddzielanie się od innych, m. in. przez wyśmianie jest pewnym sposobem na radzenie sobie z kompleksami. Cóż. Takie jest życie.

 

Zwykłe buty na rowerze co za pajac.

 

Ja jeżdżę bez butów, więc co mam powiedzieć...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kiedyś dogonił mnie koleś na szosówce nie byle jakiej i najpierw doradził mi żeby sobie siodełko lekko jeszcze podnieść, bo jedzie za mną dłuższy czas. Tak zrobiłem i miał rację. Ale potem zaczął komentować mój rower i to już nie było przyjemne. A co go to obchodzi zbieram dopiero kasę, ale to powód żeby nie jeździć? Zamknął się jak z górki ja jechałem luzem, a on musiał dokręcać za mną, bo jego super lekki sprzęt miał widać wyższe opory toczenia. Chociaż może i masa mi trochę pomogła.

Irytujący też są bogacze, którzy praktycznie nie wiedzą jak jest rower zbudowany, wydali kupę kasy na sprzęt i akcesoria, łańcuch smarują w serwisie i Ci opowiadają jaki to jest cienki Twój sprzęt.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

jeden potrzebuje auto, inny 50cm w bicku, a sa i tacy, co lansuja sie rowerem

 

Prawda to. I biedni są Ci, co nie umieją patrzeć na to z dystansem.

 

Dla mnie jedyne co budzi zazdrość i podziw u innych rowerzystów to dobrze kręcąca łyda i/lub świetny skill. Sprzęt jest sprawą drugorzędną.

 

Obciach sprzętowy w moich oczach jest wtedy, jak ktoś kompletnie nie umie jeździć i jest bez formy a dosiada wypasionego sprzętu. Przyznać się też muszę, że jak na zawodach łyknę na swoim biednym sprzęcie jakiegoś karbona na xtrze i modnym dużym kole, to czuję jakąś dziwną satysfakcję. Pewnie to moja małość i polaczkowata zawiść się odzywa i będę się za to smażył w piekle ;)

 

Z drugiej zaś strony... gdy wybrałem się na maraton i widziałem wokół te wszystkie karbony, xtry, ztry i inne foxy, to zacząłem się zastanawiać czy ze swoją korbą deore powinienem w ogóle pojawiać się w takim towarzystwie. Z ulgą odetchnąłem, gdy pomyślałem, że przynajmniej to deore nie jest na octalinku czy innym kwadracie ;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ludzie wyśmiewający się z bikerów na tanim sprzęcie to jakiś margines. Ja w swoim życiu spotkałem może dwóch czy trzech. Kit im w ucho, najlepiej w ogóle się nie odzywać tylko depnąć w pedał jeśli ma się czym ;-) Albo splunąć za siebie i tyle, a nie żalić się na forach.

Jednak każdy kij ma dwa końce, o czym część z Was zdaje się zapominać. Obciach sprzętowy? Jaki obciach, jak ktoś ma pieniądze to jasne jest, że chciałbym kupić najlepsze dostępne rzeczy. Tani sprzęt w większości przypadków działa gorzej i tyle. Jeśli taki człowiek nikomu nie wadzi, tylko jeździ, to tylko jego sprawą jest, na co wydaje swoje pieniądze i nikomu nic do tego. Inaczej zalatuje mi tu hipokryzją.

Swoją drogą dziś jeżdżąc dobrym rowerem zauważam niekiedy ciekawe sytuacje. Wielokrotnie wracając z treningu napotykam osoby na słabszym sprzęcie, które w momencie wyprzedzania próbują mi coś udowodnić ;-) Każdy jeździ na tym, na co go stać i tyle. Skrajności w obu kierunkach z reguły są do kitu.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Masz absolutną rację. Zauważyłem nawet, że jesteś jakby z mojej okolicy to tym bardziej się zgodzę :teehee:

A co do udowadniania czegoś wyprzedzaniem to ja np. mam czasem tak, że lubię jechać za kimś, bo jakby osiągam więcej goniąc lub uciekając przed kimś dlatego jak już się rozpędzę to wyprzedzam często ludzi na lepszych rowerach, bo nie ciężko jest mieć lepszy od mojego.

Jeśli ktoś akurat jedzie do domu po treningu to nie ma się co dziwić, że widząc kogoś szarżującego na "czołgu" pomyśli, że chce mu coś pokazać.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Co do siedzenia na kole, to akurat strasznie nie lubię, gdy ktoś obcy to robi. Traktuję to mniej więcej tak, jak rozmówcę podchodzącego ze swoją twarzą bardzo blisko mojej. W takich przypadkach zawsze zrywam osobnika z koła i jadę sobie dalej sam. Choć muszę się przyznać, że jakiś czas temu sam zrobiłem to, czego nie znoszę. Na mojej treningowej pętelce co jakiś czas mijał mnie facet na szosówce. Nie powiem, wkurzało mnie to, ale przecież nie będę z siebie robił wariata. A ostatnim razem coś w mej głowie źle przytrybiło i postanowiłem zobaczyć, kto wygra, aczkolwiek gość miał potworną łydkę ;-) Ścigaliśmy się przez dobre kilka kilometrów, był remis. Na szczęście jechałem na semi-slickach ;-) Na koniec nie obyło się bez wesołej rozmowy ;-) Ostatnio z kolei jakiś facet uczepił się mnie na szosie; pamiętam, że wiał potwornie silny wiatr czołowy. Normalnie bym tego nie zniósł, ale pomyślałem sobie, że może jest już zmęczony i postanowiłem doholować go spokojnie do samego miasta.

Tak już mam, że zawsze lubiłem się ścigać. Pod tym względem nigdy nie miałem równo pod sufitem. Kiedyś byłem w stanie zaczepić kogoś na ulicy i namówić na deathmatch ;-) Dziś jak sobie to przypomnę, to widzę niezły przypał. Na szczęście czasy się zmieniły, teraz mam swój trening i swój świat, mogę pozytywnie wyładować swoje emocje ;-)

Masz jednak rację, że często siedzenie na kole motywuje do szybszej jazdy. Dlatego gdy widzę, że ktoś jedzie normalnie, nie szarpie tempa, nie próbuje mi czegoś udowodnić to niech sobie siedzi na tym kole. Czasem nawet można sobie sympatycznie porozmawiać na koniec takiej jazdy :-) Puenta jest taka, że nie liczy się sprzęt, tylko chęci. Nikt nie jest doskonały, ale przecież można się starać :-)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W ostatnią sobotę jadąc po wale nad Wisłą siedział mi na kole jakiś facet po 40 nie miał baranka koła o szerokości 1,75 około. Przez kilometr siedział potem postanowił mnie wyprzedzić, widocznie nie podobało mu się to, że rower do xc nadaje tempo.

 

Mniej więcej prędkość koło 40km/h cały czas, na płaskim, silny wiatr w plecy więc do zrobienia. Facet wyprzedzał mnie po czym odpoczywał i dyszał jak parowóz. Nie wierzę, że robił jakiś interwał. Musiał jechać przede mną. Jak zjeżdżałem fragmentami w teren, a on jadać częścią utwardzoną, wyjeżdżałem przed nim i od nowa.

 

Nie ma też co generalizować, podczas nocnego eventu poznałem naprawdę bardzo fajnych kolarzy.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

jeden potrzebuje auto, inny 50cm w bicku, a sa i tacy, co lansuja sie rowerem

 

rzeczywiscie prawdopodobienstwo trafienia buraka na kolarce jest duuuzo wieksze, niz na mtb

Ja kiedyś czytałem że jest to spowodowane rzadszym kontaktem z matką ziemią szosowców ;)

A tak po prawdzie, czy to ma w ogóle jakieś znaczenie jakim rowerem kto jeździ??

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Problem "kasta kolarze" jest tak marginalny, że zupełnie pomijalny. Owszem, jak się spotka takiego jednego buraka wyśmiewającego słabszy sprzęt to zapada to w pamięć, zwłaszcza jak ktoś ma słabsze nerwy i/lub zbyt niską samoocenę. Jednak ilościowo, patrząc na ilość rowerzystów, przypuszczam, że jest to bliskie wartości błędu statystycznego.

 

Za to znacznie bardziej zauważalny i częstszy robi się problem z zupełnie przeciwnego bieguna. coraz więcej ludzi ma pretensje, że ktoś ich nie pozdrawia na trasie (to jakiś obowiązek?), że ktoś na dobrym rowerze wolno jedzie (zmęczyć się nie można? nie można mieć gorszego dnia?), że ktoś ma lajcrę i jeździ raz w tygodniu (takie dziwne, że czasem czasu brakuje na więcej?), że ktoś ma sportowy strój i duży brzuszek (nie można zacząć zrzucać w wygodnym stroju, trzeba koniecznie w starym dresie?). Do tego dochodzi mniemanie, że jak mam stary, zardzewiały rower i brzydzę się sportowego stroju to znaczy, że kocham jeździć, a cała reszta ubrana w stroje rowerowe na lepszym sprzęcie to szpanerzy, którzy nie mają pojęcia o rowerze...

 

Generalnie żal kropka pl... z powodu jednych i drugich.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bla bla bla... pozdrawianie na drodze denerwuje, jazda na kole denerwuje, takie ciuchy denerwują, te inne też denerwują...

 

Ludzie :D Jak biegam zawsze pozdrawiam mijanych ludzi; jak biegnę w tym samym kierunku i wyprzedzam to staram się zagadać. Co jakiś czas zdarza się, że biegnie się z kimś wolniej niż się planuje tylko po to, żeby milej spędzić czas.

 

Trenuje się dla siebie, a nie po to żeby komentować jak trenują inni... A na buraka trafiłem raz, jak powiedziałem cześć na rowerze na światłach, to mi zaczął cisnąć, że się nie znamy i że jak nie jestem z jakiejś tam grupy kolarskiej to żebym spier...

 

Tak długo jak będziemy się masturbować nad masą szprych, tak długo będą rowerować ludzie, którzy rowerują dla roweru... A tu nie o to chodzi ;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Obciach sprzętowy? Jaki obciach, jak ktoś ma pieniądze to jasne jest, że chciałbym kupić najlepsze dostępne rzeczy. Tani sprzęt w większości przypadków działa gorzej i tyle. Jeśli taki człowiek nikomu nie wadzi, tylko jeździ, to tylko jego sprawą jest, na co wydaje swoje pieniądze i nikomu nic do tego. Inaczej zalatuje mi tu hipokryzją.

I tak i nie. Różne są motywacje kupienia dobrego sprzętu. Jeśli ktoś prognozuje, że go rower wciągnie i woli kupić od razu coś dobrego - ok. Jeśli ktoś liczy na to, że lepszy rower sprawi, że częściej będzie jeździł i zrzuci kilka kg więcej - ok. Jeśli ktoś szuka wysokiej jakości i trwałości - ok. Jednak jeśli ktoś wie, że jeździ okazjonalnie i sprzęt nie robi mu różnicy, ale zamiast wydać 3-4k na dobrze działający sprzęt, kupuje karbona na pełnym wypasie ze względu na ukrytą funkcję takiego sprzętu - olśniewanie i wywyoływanie zazdrości, to ja to oceniam negatywnie ("wiem, że chłopaki zawsze wzdychali do roweru X, to ja sobie taki kupię, będę miał najlepszy na podwórku!"). Więc jak ktoś ma kasę, to niech ją wydaje na co chce i mnie nic do tego. Ale myśleć o tym mogę, co chcę.

Fakt, że problem jest marginalny.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Problem "kasta kolarze" jest tak marginalny, że zupełnie pomijalny

 

Czy ja wiem czy taki pomijalny? To zjawisko jest ogólnospołeczne, a nie tylko rowerowe. Jest sporo osób, które lubią się wywyższać i swoją wyższość chcą pokazywać na każdym kroku. Ludzi, którzy lubią pokazywać napięte muskuły zwykle poznaje się po jakimś czasie (np koledzy w pracy). Może jest to mniej widoczne na rowerze, gdyż trzeba być naprawdę tupet, by zrobić sobie "polewkę" z obcej osoby na ulicy i jeszcze powiedzieć jej to w twarz. Ot mam sąsiada, który ostatnio pozwolił sobie na docinkowe komentowanie faktu, iż jeżdżę codziennie z dużymi sakwami (sam ma sprzęcie na XT/XTR). Typowo chamskie zachowanie spotkało mnie w zeszłym roku, kiedy to dwóch kolesi na "szoszówkach" miało nieziemski ubaw z tego, że jadę bez butów... Kogo obchodzi to, jakie mam buty i czy w ogóle je mam? Kogo obchodzi to, po co jeżdżę z dużymi sakwami? No ale to jest taki mechanizm. Trzeba wyśmiać kogoś, żeby przez to dowartościować siebie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zarchiwizowany

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...