bartesso Napisano 17 Sierpnia 2012 Udostępnij Napisano 17 Sierpnia 2012 Wyprawa rozpoczęła się 30 lipca a skończyła 3 sierpnia 2012 roku. Poniżej przedstawiam krótką relację z wyprawy, mam nadzieję, że będzie dla kogoś przydatna. Dzień 1 Świnoujście – Międzywodzie, 43 km O godzinie 9 rano wsiadłem w pociąg relacji Gdańsk- Szczecin. Dużo naczytałem się w internecie o problemach z przewozem rowerów pociągiem, jednak ja nie miałem z tym żadnego problemu. Wsiadłem do wagonu bez przedziałowego, umieściłem rower na hakach a sam usiadłem tuż zanim. W Szczecinie przesiadłem się na pociąg pośpieszny do Świnoujścia, były tam już tylko wagony przedziałowe ale z rowerem i tu nie było problemu. Przed wyprawą najbardziej martwiłem się właśnie przewiezieniem roweru koleją – zupełnie niepotrzebnie. O 16.15 oczywiście z półgodzinnym opóźnieniem w końcu dotarłem do miejsca startu – Świnoujścia. Przebrałem się, zmieniłem trampki na buty SPD i o godzinie 16.20 ruszyłem spod dworca PKP na Hel. Jako, że godzina była zbyt późna, celem na ten dzień było dojechanie do Międzywodzia. W Świnoujściu szukałem trasy R10 bądź szlaku "czerwonego”, którego niestety nie mogłem znaleźć, więc ruszyłem drogą asfaltową. Po pokonaniu około 13 km dopadła mnie ulewa, dojeżdżając do Międzyzdrojów, przestało padać. Pomalutku przejechałem przez promenadę i ruszyłem na coś co przypominało ścieżkę rowerową w lesie za Międzyzdrojami. Ścieżka ta skończyła się po dwóch kilometrach i znów byłem zmuszony wyjechać na asfalt. Dojechałem do Wisełki, popytałem miejscowych czy jest tu gdzieś szlak R10, nikt nic nie wiedział nic nie słyszał, wiedzieli tylko, że do Międzywodzia dojadę tylko drogą asfaltową. Dojeżdżając do Międzywodzia, znów się rozpadało. Około 18.45 cel na ten dzień został osiągnięty i zacząłem szukać noclegu. Dzień 2 Międzywodzie – Mielno, 111 km Zaraz po śniadaniu, spakowaniu się o godzinie 8 ruszyłem w trasę. Celem na ten dzień było Mielno. Za Międzywodziem jechało się dosyć fajnie, trochę ścieżką, trochę drogą asfaltową, trochę lasem. Oznakowanie trasy, w moim odczuciu fatalne – ilekroć znajdowałem się na ścieżce to było ok, ale wjeżdżając do kolejnej nadmorskiej miejscowości trzeba było mieć oczy dookoła głowy i szukać oznaczeń na drzewach, słupach. Kiedy ich nie znajdowałem jechałem możliwie jak najbliżej morza, czasem trafiałem na ścieżkę a czasem nie, często też jechałem asfaltem. Nie prowadziłem niestety na bieżąco dziennika wyprawy, ale gdzieś za Pogorzelicą trafiłem na szlak R10. Droga była kamienista, jechało się dosyć dobrze tylko troszkę potrzęsywało. Po dojechaniu do bramy Jednostki Wojskowej (przed Mrzeżynem) szlak się skończył. Strażnik na bramie wytłumaczył mi objazd lasem. Objazd był fatalny – piasek, wystające konary, zaliczyłem kilka upadków. W końcu jednak objechałem teren jednostki i znów znalazłem się na szlaku R10. Kilka lub kilkanaście kilometrów przed Kołobrzegiem była najfajniejsza część trasy, praktycznie przy samym morzu, ścieżka głównie asfaltowa, po 13 dojechałem do Kołobrzegu. Za Kołobrzegiem zaczynał doskwierać mi ból w kolanach, który z każdym kilometrem się nasilał. Gdy do Mielna zostało około 10 kilometrów, ból w kolanach był tak silny, że musiałem kilka kilometrów prowadzić rower pieszo z wyprostowanymi nogami. W Mielnie dość szybko znalazłem nocleg, kupiłem maść, bandaż elastyczny i położyłem się spać licząc, że sen zrehabilituje moje kolana. Dzień 3 Mielno – Rowy, 123 km O piątej rano obudził mnie ból w kolanach, ciężko było zgiąć mi nogi. Myślałem, że z wyprawy będą nici. Posmarowałem kolana maścią, pomasowałem i ból jakby zanikał na tyle, że stwierdziłem , że mogę kontynuować wyprawę. Ruszyłem o 8.30. Cel – Ustka, jednak po cichu liczyłem, że uda mi się dojechać do Rowów. Minąłem Unieście i dojechałem do Łazów. Nigdzie nie było oznaczenia R10 więc szukałem czerwonego szlaku. Czerwony szlak prowadził mnie tylko na plażę, więc próbowałem jechać lasem. Miejscowi twierdzili jednak, że droga lasem do Dąbek będzie nie przejezdna. Więc z Łazów asfaltem skręciłem na Suchą Koszalińską, po drodze zobaczyłem znak R10, który nakazywał skręcić w lewo na Rzepkowo. Drogą polną dotarłem do Bielkowa i stamtąd asfaltem już do Dąbek. Do Darłowa dotarłem drogą asfaltową 203. Za Darłowem miałem problem ze znalezieniem szlaku R10, dopiero miejscowy pokierował mnie i trafiłem na równie fajną ścieżkę jak w okolicach Kołobrzegu. Wzdłuż morza, blisko plaży, tylko zamiast asfaltu – betonowe kostki ale lepsze to niż krajową drogą. Tak dotarłem do Jarosławca do kolejnej jednostki wojskowej, którą ominąłem jadąc przez Łącko, Postomino i wjechałem na drogę 203 i asfaltem dotarłem do Ustki. Do Rowów kontynuowałem jazdę asfaltem. Dzień 4 Rowy – Łeba, 51 km Zdecydowanie najtrudniejsza część trasy Świnoujście-Hel. Ruszyłem o 9.30, późno bo musiałem troszkę popracować nad moimi kolanami. Za Rowami wjechałem na teren parku (wjazd płatny 6 zł), po przejechaniu około 8 km drogą leśną, gdzie było trochę błota, skręciłem w prawo na Smołdzino. Później bardzo żałowałem, że nie skręciłem w lewo na plażę i nie przeszedłem plażą do Łeby, ale o tym troszkę później. Ze Smołdzina dojechałem do miejscowości Kluki. Do tej miejscowości prowadziła droga asfaltowa i polna. Okolice piękne, zielone. Ale za Klukami …. To był tor przeszkód. Znak R10 nakazywał jechać prosto, przez kałuże, błota, bagna, trzciny. Właściwie to nie jechałem tylko szedłem. Buty mokre, rower cały w błocie, stwierdziłem, że tą trasę można pokonać tylko pieszo, wątpliwe, żeby quad tędy przejechał. Po około 2 km a 40 minutach dotarłem do miejscowości … Kluki. Miejscowi wyjaśnili, że nie potrzebnie pojechałem prosto, że trzeba było skręcić w prawo. Więc wróciłem znów do miejsca startu i skręciłem w prawo. Tam jednak też nie było lepiej, olbrzymie głębokie kałuże na całą szerokość ścieżki (o ile można to nazwać ścieżką), przejść przez nie można było albo na wprost prze błoto ale przez ubite trzciny. Z Kluków do Izbicy było zaledwie 10 km, trasę tą pokonywałem dwie godziny, najczęściej prowadząc rower pieszo. Gdzieś za Izbicą zrobiłem sobie przerwę na zasłużone zimne piwko, zobaczyła mnie para starszych rowerzystów, która chciała wybrać się do Kluków. Spojrzeli na moje obłociałe nogi, rower i stwierdzili, że zawracają J. Dalej do Łeby droga prowadziła przez las a potem na szczęście już asfaltem. Dzień 5 Łeba – Hel, 120 km Po złych doświadczeniach z poprzednich dni związanych z oznakowaniem trasy, stwierdziłem, że ostatni odcinek trasy pokonam zdając się na intuicję, spoglądając na słońce i pytając miejscowych o drogę. Wyruszyłem o 6.30 w stronę Nowęcina. Po paru kilometrach skończyła się droga asfaltowa i wjechałem w las. Do wyboru miałem dwie leśne drogi. Pojechałem prosto i tak dojechałem do Sarbska. Potem kierowałem się na Ulinię. W Ulinii zobaczyłem znak rowerowy, który nakierowywał mnie na Ulinię !? (Wydaje mi się, że Ci co planowali tą trasę mieli na myśli Sasino). Skręciłem w lewo na Dymnicę, tam zapytałem miejscowych o dojazd do Sasina. Zaraz jak się wjedzie do Dymnicy trzeba wjechać w pierwszą dróżkę w prawo za płotkiem pierwszego gospodarstwa, po przejechaniu ok. 2 km będzie rozwidlenie, należy trzymać się prawej strony. Po paru km przeciąłem asfalt i dojechałem do Sasina. Z Sasina jechałem drogą asfaltową w stronę Choczewa, po drodze skręciłem w lewo na Słajszewo, następnie Biebrowo. Za Biebrowem po ok 2 km trzeba skręcić przed lasem w lewo i na następnym rozwidleniu trzymać się lewej strony, jadąc czarnym szutrem, cały czas prosto i dojechałem do Lubiatowa. Z Lubiatowa jechałem w stronę Białogóry. Tam na szczęście spotkałem leśniczych którzy wytłumaczyli mi drogę. Nie pamiętam jej dokładnie, ale pytajcie miejscowych o obóz harcerski w lesie. Przeciąłem ten obóz i zostało mi 2 km do Białogóry. Z Białogóry do Dębek jechałem już czerwonym szlakiem przez las ok. 8 km. Droga błotnista przez 2-3 km, dalej były kostki betonowe. Z Dębek do Krokowa asfaltem, skręciłem na Karwię. Z Karwii na Hel to było już z górki. Od Władysławowa na Hel prowadziła mnie już utwardzona ścieżka rowerowa. Na Hel dojechałem około 18, kupiłem bilet na prom do Gdańska i tak o to moja wyprawa dobiegła końca. Podsumowując, całkowity dystans – 448 km. Przez cały okres wyprawy zmagałem się momentami z silnym bólem kolan, który skutecznie wymuszał dłuższe przerwy, kilkakrotnie też myślałem o przerwaniu wyprawy. Na szczęście maści rozgrzewające i tabletki przeciwbólowe zadziałały. Pomimo, że piszę tę relację po paru dniach od zakończenia i kolano ciągle boli – stwierdzam, że było warto. Odczuwam brak jazdy na rowerze, tęsknię za następną wyprawą. Na przyszły rok planuję Sztokholm – Karlskrona. Pozdrawiam serdecznie wszystkich forumowiczów. Bartek /chciałem dołączyć więcej zdjęć ale jakoś mi nie wychodzi/ Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
darek156 Napisano 17 Sierpnia 2012 Udostępnij Napisano 17 Sierpnia 2012 Gratulacje, pełen szacun. Mam nadzieje, że kolana się wyleczą Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
bartesso Napisano 17 Sierpnia 2012 Autor Udostępnij Napisano 17 Sierpnia 2012 Relację pisałem zaraz po wyprawie a wstawiłem ją dopiero teraz, z kolanami już jest ok, dzięki Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
shunkx Napisano 22 Sierpnia 2012 Udostępnij Napisano 22 Sierpnia 2012 Gratuluję udanej wyprawy. Ja byłem na wakacjach w Dźwirzynie przez dwa tygodnie z moją narzeczoną, co prawda autem ale trochę tam pojeździliśmy, bo okolice znam doskonale. Teraz jest tam całkiem fajna trasa rowerowa do samego Mrzeżyna. Dźwirzyno, to moje ulubione miejsce nad morzem. Sam planuję podobną trasę w przyszłości. Pozdrawiam! Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
krzykam10 Napisano 22 Sierpnia 2012 Udostępnij Napisano 22 Sierpnia 2012 Hehe zazdroszczę i gratuluję, też kiedyś się na takie coś wybiorę Wysłane z mojego HTC Sensation Z710e za pomocą Tapatalk Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
Sputnik Napisano 2 Września 2012 Udostępnij Napisano 2 Września 2012 Gratuluję! Kawał świetnej wyprawy, oby następna była jeszcze ciekawsza i kolano już nie dokuczało! Czekam na kolejne relacje! Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
Darasekpoz Napisano 6 Września 2012 Udostępnij Napisano 6 Września 2012 Również gratuluję wyprawy. Ja zrobiłem nieco mniejszy dystans - Koszalin - Hel - Gdańsk. Rzeczywiście, miejscami R10 było fatalnie oznaczone, w niektórych miejscach na pewno nie spełniało parametrów szlaku Eurovelo - musieliśmy jechać asfaltem, bo szlak był np. nieprzejezdny. Miło też będę wspominał najtrudniejszy dzień - jak się zgubiliśmy w Słowińskim Parku Narodowym. Jechaliśmy przez 10 km ścieżką, która robiła się coraz gorsza, aż w końcu znikła zupełnie w środku parku narodowego, po prostu się skończyła. Mogliśmy wracać i jechać asfaltem jakieś 35 km objazdu, albo spróbować przebić się do Łeby plażą. Wybraliśmy plażę... Jazda z sakwami po plaży - bezcenne:) Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
Rekomendowane odpowiedzi
Zarchiwizowany
Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.