Skocz do zawartości

[Odchudzanie] Jazda na rowerze a spadek masy ciała


Rekomendowane odpowiedzi

Teraz, uzurpator napisał:

Jako pytanie pomocnicze - 0,5l wódki ma 1155 kcal. Czy (pomijając alkoholizm) osoba, która prócz pokarmu, który zjadła dostarczałaby codziennie taką ilość alkoholu przytyłaby?

Zgodnie z badaniem, które pamiętam (w domu poszukam źródeł), jedynie 10% tej energii organizm będzie w stanie wykorzystać gdyż przemiana etanolu na energię użyteczną jest skomplikowana i energochłonna. Zatem - być może przytyje, ale nie tak samo jakby przyjął 260g cukru.

Teraz, uzurpator napisał:

Trawienie po prostu wymaga energii. Każde. Bodajże ~10% energii zużywanej przez ciało człowieka jest używane na trawienie pokarmu.

do 30% kalorii przyjętych z białek będzię zużyte na przetworzenie ich do formy użytecznej dla organizmu. Dla węglowodanów jest to 7-10%, dla tłuszczu 2-3%.

Dlaczego drąże temat? Bo odchudzanie to nie tylko bilans kaloryczny, na pewno nie _mądre_ odchudzanie. Odchudzanie jako takie ma służyć zmniejszeniu body fatu w organiźmie. Prosta redukcja kalorii przy zachowaniu starych nawyków może spowodować przy rozwalonej gospodarce leptynowej, że będziemy chodzić głodni, źli i bez energii. Pierwszym krokiem musi być zawsze zracjonalizowanie diety - ograniczenie spożycia prostych cukrów oraz najlepiej rezygnacja z picia słodkich napojów, ograniecznie z znacznym stopniu pokarmów przetworzonych. 

Przy dużej redukcji kalorii efekt może być taki, że organizm zacznie palić mięsnie w towarzystiwe tkanki tłuszczowej co spowoduje, że owszem, stracimy na wadze, ale zamienimy się w tzw skinny fata.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

2 minuty temu, Sabarolus napisał:

Zgodnie z badaniem, które pamiętam (w domu poszukam źródeł), jedynie 10% tej energii organizm będzie w stanie wykorzystać gdyż przemiana etanolu na energię użyteczną jest skomplikowana i energochłonna. Zatem - być może przytyje, ale nie tak samo jakby przyjął 260g cukru.

_na pewno_ przytyje. Ile - kwestia sytuacji. Ale alkohol dostaje priorytet w przypadku metabolizowania pożywienia i przyjęty razem z innymi pokarmami powoduje, że te są tłuszczowane. Stąd też "pijący tyle co wszyscy, zawsze mogący przestać" 6-piw dziennie dostają piwnego brzucha.

2 minuty temu, Sabarolus napisał:

do 30% kalorii przyjętych z białek będzie zużyte na przetworzenie ich do formy użytecznej dla organizmu. Dla węglowodanów jest to 7-10%, dla tłuszczu 2-3%.

Ale te "30%" jest wliczane do zapotrzebowania kalorycznego na dany dzień

 

. W żaden sposób nie zmienia to funkcjonalnej prawdy, iż jedzenie ponad zapotrzebowanie powoduje tycie. I te 30% też jest iluzoryczne, gdyż przy przyjmowaniu dużych kwot białka ( tak 50+ % zapotrzebowania ) efekt termogeniczny, bo o nim rozmawiamy nie jest już tak istotny.

No i ostatecznie. Nikt nie przytył do 180% normalnej wagi ciała dlatego, że zamienił 200 kalorii w białku na 200kalorii w węglach.

2 minuty temu, Sabarolus napisał:

Odchudzanie jako takie ma służyć zmniejszeniu body fatu w organiźmie.

Odchudzanie, to nie ma nic wspólnego z odżywianiem, a dużo więcej z własną skłonnością do objadania się. Dla komfortu, dla ucieczki, z nudów, z innych powodów.

13 lat temu zrzuciłem 40 kilo. Do dzisiaj muszę się pilnować, bo nawet teraz mam skłonność do żarcia bez powodu, a moje poczucie głodu/sytości jest całkowicie rozwalone. I zapewniam Cię, nie jesteś w stanie mnie zaskoczyć jeżeli chodzi o dietę.

Baj di łej - utrzymuję normalną wagę od tych 13 lat.

Otyłość to objaw problemów w głowie.

2 minuty temu, Sabarolus napisał:

Przy dużej redukcji kalorii efekt może być taki, że organizm zacznie palić mięsnie w towarzystiwe tkanki tłuszczowej co spowoduje, że owszem, stracimy na wadze, ale zamienimy się w tzw skinny fata.

A to jest bzdura.

Edytowane przez uzurpator
  • +1 pomógł 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 4 tygodnie później...
W dniu 22.07.2019 o 13:52, uzurpator napisał:

Do dzisiaj muszę się pilnować, bo nawet teraz mam skłonność do żarcia bez powodu, a moje poczucie głodu/sytości jest całkowicie rozwalone.

Mam to samo. Jeśli mam uczucie sytości, to nie trwa ono długo. Nawet po dużym posiłku mogę po niedługim czasie brać się za następny i organizm często wysyła sygnał, żebym się rozejrzał czy czegoś do zjedzenia nie ma w pobliżu. Można to nazwać skłonnością do obżarstwa. Jeśli dłuższy czas ulegam takim pokusom, za jakiś czas okazuje się, że obrastam tłuszczem i żeby nie czuć głodu muszę jeść tyle, że dalej bym obrastał. To jest błędne koło. Jeśli dojdę to tego etapu, rzeczywiście trzeba się przegłodzić i "skalibrować" znów organizm.

Nie oznacza to jednak, że trzeba chodzić głodnym, aby chudnąć. Przynajmniej nie cały czas. Jeśli się "skalibruję", tj. przez dłuższy czas (2-3 tygodnie) jem tylko zdrowo (w tym bez słodyczy) i nie za dużo (czyli: 1. nie biorę się za kolejny posiłek przedwcześnie i 2. porcje są umiarkowanej wielkości), to dochodzę do stanu równowagi. Przedwczesne łaknienie zaczyna zanikać. Słodycze przestają być atrakcyjne (w tej kwestii jestem jak alkoholik). Obżarstwo kusi, ale pokusa staje się stosunkowo łatwa do odparcia. W takim błogosławionym czasie jestem w stanie chudnąć nie chodząc głodnym. Tylko (aż!) muszę pilnować, aby nie jeść nic ponadprogramowego dla przyjemności. W praktyce wypada unikać imprez i/lub jedzenia na mieście wieczorem. Nawet nie dlatego, że wtedy je się jedzenie "niezdrowe", tylko dlatego że w takich sytuacjach je się z reguły za dużo i o złej porze, co "rozkalibrowuje" cały system.

Podsumowując: odchudzanie to nie aktywność lub dieta, tylko styl życia. Ja swój wypracowuję od 7 lat bardzo małymi kroczkami i zszedłem do poziomu poniżej 15% tkanki tłuszczowej. Teraz pracuję nad tym, aby jak najdłuższą część roku utrzymywać się na tym poziomie. Kolarstwo (ok. 8tys. km rocznie) pozwala minimalizować skutki zbyt dużej ilości jedzenia, ale wiem, że byłbym w stanie jeździć nawet po 15tys. km/rok i tyć, gdybym zawsze jadł to na co mam ochotę i nie dbał o dobre nawyki żywieniowe.

Aha, podziwiając tych, którym chce się zgłębiać całą naukę o diecie, informuję, że dogłębna wiedza w temacie nie jest potrzebna. Przynajmniej dopóki celem jest zejście do "normalnej wagi" a nie 5% tkanki tłuszczowej.

  • +1 pomógł 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hehe ... w zimę się odbudowuję :D  

No,  chyba, że fajna zima i sezon na skitury. Albo jak mi się chce na basenie kilometry walić.

To jest bardzo prosta alternatywa -  kupować nowe garnitury, spodnie, koszule czy trochę się poruszać. Wybieram drugą opcję bo jak mam alternatywę na zimę: kupić garniak w który się mieszczę czy na przykład https://www.snow-online.com/ski/voelkl-racetiger-sl-2018.htmlp to wybór się znakomicie upraszcza. Choć od jazdy na boisku to się nie chudnie :/

Edytowane przez wkg
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@marcinusz podpisuję się wszystkimi rękami pod Twoim postem. Mam dokładnie to samo. Kiedyś, tak dawno, że nikt nie pamięta (powiedzmy 2011-2012 rok) udało mi się zejść do jednocyfrowej zawartości tłuszczu i wagi w porywach 70-71kg, ale na dłuższą metę było to bardzo trudne do utrzymania. Jestem w stanie utrzymać optymalną wagę 72kg, choć wymaga to dyscypliny podobnej do Twojej: zero słodyczy, bardzo mało alkoholu (1 piwo na tydzień, po zawodach) no i musi być ponad 10 tys. km rocznie, wtedy było 12 tysięcy. W praktyce oznaczało to od 2 do 4,5 godzinnych treningów prawie codziennie, z wyjątkiem poniedziałków, gdy miałem tzw. dzień techniczny i jednocześnie reset psychiczny.
Teraz to się boję na wagę stanąć, żeby nie zobaczyć np. 79kg, niemniej jest dużo, widzę po osiągach i ogólnym wyglądzie mięśni, które są trochę zalane, nie tak jak kiedyś wszystkie na wierzchu :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Słodkie uzależnia. Ja np.jestem typem abstynenta i łatwiej mi było zrezygnować całkowicie niż próbować zachować umiar. Obecnie jem tylko od święta kawałek ciasta i trochę owoców. Po rezygnacji ze słodkiego waga sama spadła i łatwiej ją utrzymać. W dodatku jak już zjem cokolwiek słodkiego to mam blyskawicznie dosyć bo się czuję zaslodzony. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Masz rację. Najlepiej jest zrezygnować całkowicie. Mi się to udało tylko przez jakiś czas. Też miałem efekt, że później cokolwiek słodkiego/dosładzanego powodowało, że czułem się "zamulony" i wręcz nie miałem ochoty takich rzeczy jeść. Wtedy dopiero zdałem sobie sprawę, jak masowe jest dosładzanie prawie każdego jedzenia i że właściwie trudno się dziwić, że ludzie mają problemy z kontrolowaniem wagi.

Ale jedno zaznaczę. Jeśli ma się tendencję do objadania, to objadać się można też zdrowym jedzeniem. Również zdrowego można zjeść za dużo i trzeba być tego świadomym. Różnica jest taka, że zdrowe jest na ogół mniej kaloryczne i zapchamy się na maksa przyjmując mniej kalorii niż gdybyśmy zapchali się niezdrowym i bardziej kalorycznym. Oczywiście ma to przełożenie na to, co pokazuje waga i lustro oraz ogólny stan zdrowia. Oczywistym jest, że lepiej objeść się zdrowym, ale trzeba przede wszystkim ustalić skąd bierze się chęć objadania.

Jest też druga strona medalu: jeśli ktoś nie ma tendencji do objadania się lub ją zwalczy to może nie mieć problemu z nadwagą mimo że je niezdrowo. Pewnym plusem kolarstwa ale też innych aktywności jest to, że gdy podejmuje się wysiłek, to zła jakość dostarczanego paliwa daje o sobie znać. Przynajmniej ja to czuję i to mobilizuje mnie do jedzenia zdrowo, zwłaszcza w sezonie, gdy aktywności często są długie.

34 minuty temu, Kolmark napisał:

Najlepiej słodyczy nie mieć wcale w domu.

U mnie słodycze w domu nie leżą, bo niemal natychmiastowo je zjadam. Jedyna szansa, żeby poleżały dłużej, to muszą być poza zasięgiem mojego wzroku i muszę o nich nie wiedzieć/zapomnieć. Dlatego uważam, że w kwestii słodyczy jestem jak alkoholik. Jeśli mam dostęp to skorzystam. Na kilka butelek wina przywiezionych z wakacji potrzebuję tygodni lub miesięcy. Słodycze trudno mi dowieźć do domu... Więc kontrola ilości u mnie musi następować w sklepie: jeśli kupię, to wiadomo, że szybko zjem. Muszę zatem nie kupować  a jeśli decyduję się kupić to najważniejszym parametrem jest waga im mniejsza tym lepiej, bo do zaspokojenia potrzeby wystarczy 30g a jak kupię opakowanie 150g to "koszt dietetyczny" będzie dużo większy oraz organizm silniej będzie domagał się kolejnej porcji cukru.

Generalnie wszystkim polecam, żeby nie zastanawiali się "ile muszę przejechać, żeby być chudym" tylko raczej żeby znaleźli przyczynę i ją zwalczali. Gdy znajdzie się i zlikwiduje przyczynę, skutek też zniknie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Rower dobry na split, nogi jak sprężyny a jak ktoś nie ćwiczy góry ciała widać różnicę. 

 

W skrócie w czasach moich dziadków było znacznie lepsze jedzenie, większość dzisiaj to przetworzone i niepotrzebny stres ludziom stwarza równie niepotrzebny stany zapalne. Nie macie widocznych braków witamin etc. nie trzeba brać suplementów chyba że ktoś cały dzień spędza przy biurku i w dodatku je g...no. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Godzinę temu, arek_wro napisał:

Najwięcej zależy od genów. Ja więcej wysiłku wkładam w to żeby mi waga nie leciała w dół, niż żeby nie rosła. 

I tak, i nie... Każdy może być gruby i każdy może być chudy (poza przypadkami szczególnymi - chorzy). Obecnie konsensus jest taki, że geny odpowiadają za naprawdę niewielką liczbę przypadków otyłości. Wystarczy popatrzeć na statystyki- coraz więcej ludzi jest otyłych oraz ma nadwagę. Swietny przykład to USA czy UK. Czy genetytyka tych ludzi zmieniła się w ciągu 20-30 lat? Fajnym przykładem są Masajowie. Póki odżywiają się w natuarlny dla swojego plemienia sposób są zdrowi i szczupli (przypadki otyłości po prostu nie występują. Co ciekawe kiedy niektórzy z nich przeprowadzają się do Nairobi i przechodzą na dietę współczesną nagle tyją i dopadają ich choroby metaboliczne... 

Problem z chudnięciem akurat zawsze da się łatwo rozwiązać. Polecam najadać się _do syta_ mieszanką tłuszczy i węglowodanów: Makaron z tłustymi sosami choćby. Gwarantuję, że wystarczy, że na trochę odpuścisz treninigi i waga wystrzeli w górę. Przy intensywnym treningu trudno jest przytyć. Przykładem choćby Michael Phelps, który w czasie najintensywniejszych treningów zjadał dziennie powyżej 10k kalorii, które w dużej cześci pochodziły z pizzy, naleśników z nutellą itp. Mimo tego nie tył, ba! wyglądał doskonale.

2 godziny temu, marcinusz napisał:

Ale jedno zaznaczę. Jeśli ma się tendencję do objadania, to objadać się można też zdrowym jedzeniem. Również zdrowego można zjeść za dużo i trzeba być tego świadomym. Różnica jest taka, że zdrowe jest na ogół mniej kaloryczne i zapchamy się na maksa przyjmując mniej kalorii niż gdybyśmy zapchali się niezdrowym i bardziej kalorycznym

Dobrze to widać na przykładzie owoców i soków. Przeciętne jabłko ważące 200g ma ok 18g cukru. 0,5l soku jabłkowego ma 50-55g cukru. Co łatwiej spożyć 3 średnie jabłka czy wypić 0,5l soku jabłkowego? :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Teraz, Sabarolus napisał:

Problem z chudnięciem akurat zawsze da się łatwo rozwiązać. Polecam najadać się _do syta_ mieszanką tłuszczy i węglowodanów: Makaron z tłustymi sosami choćby. Gwarantuję, że wystarczy, że na trochę odpuścisz treninigi i waga wystrzeli w górę.

Nie do końca tak, podajesz raczej eksperyment a nie zalecenie dietetyczne. Tu pewnie chodzi o coś takiego jak IIFYM Tłuszcz z węglami to można się bardziej "zalać" aniżeli przytyć - akurat termin od kulturystów jest najlepszy. 

Teraz, Sabarolus napisał:

Dobrze to widać na przykładzie owoców i soków. Przeciętne jabłko ważące 200g ma ok 18g cukru. 0,5l soku jabłkowego ma 50-55g cukru. Co łatwiej spożyć 3 średnie jabłka czy wypić 0,5l soku jabłkowego? :)

Zapomniałeś o soku świeżo wyciskanym, poza tym na raz przyjęcie zbyt dużej ilości glukozy (i tym podobnych) może mieć złe konsekwencje. Jabłko ma pektyny i dobrze "zapycha", w sokach najczęściej masz sok z koncentratów więc de facto nie pijesz soku tylko "napój sokopodobny z cukrem". I oczywiście nie nalezy mylić fruktozy z owocu z syropem glukozowo-fruktozowym etc. z soków. 

Edytowane przez Gość
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Teraz, whiteindian napisał:

Nie do końca tak, podajesz raczej eksperyment a nie zalecenie dietetyczne. Tu pewnie chodzi o coś takiego jak IIFYM Tłuszcz z węglami to można się bardziej "zalać" aniżeli przytyć - akurat termin od kulturystów jest najlepszy. 

Oczywiście, że to piszę dla żartu. W ten sposób mozna się tylko zalać tłuszczem i nabawić insulinoporności.

Teraz, whiteindian napisał:

Zapomniałeś o soku świeżo wyciskanym

A to nie ma nic do rzeczy - czy świeżo wyciskany czy nie zawartość cukrów jest dokładnie taka sama i "wchodzi" dokładnie tak samo. 

1 minutę temu, whiteindian napisał:

poza tym na raz przyjęcie zbyt dużej ilości glukozy (i tym podobnych) może mieć złe konsekwencje.

To był przykład przecież ja nikomu nic takiego nie zalecam. Ma to tylko służyć zobrazowaniu dlaczego żywność przetworzona (w tym soki) są gorsze od żywności nieprzetworzonej. Żywność przetworzona ma po prostu dużą wyższą gstość enetrgetyczną.

3 minuty temu, whiteindian napisał:

I oczywiście nie nalezy mylić fruktozy z owocu z syropem glukozowo-fruktozowym etc. z soków. 

Różnica wbrew pozorom nie jest jakaś gigantyczna. Fruktoza to nic zdrowego.

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cukrem podczas dużego wysiłku ja bym się nie martwił. Tak samo białkiem, bo znam biegacza wegetarianina i daje radę. Fruktoza to nie jest zdrowe po godzinie 18 może, ale mnie jabłko często ratowało przed głodem. Z soków pomarańczowych to zdarza mi się pić te z krótką datą 250ml, natomiast z świeżych owoców preferuję grejfruta aniżeli pomarańczę. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Teraz, Sabarolus napisał:

A o 18.53 fruktoza jeszcze może być czy już nie? To jeden z dziwniejszych mitów o jakich słyszałem. 

Bycie wegetarianinem i uprawianie sportu jest jak najbardziej możliwe, ale wymaga bardzo dużej świadomości i zainteresowania tematem. 

Mit czego?, że przed snem należy się nie obżerać. A fruktoza według niektórych jest dla wątroby taka jak alkohol..

Tu co innego z tym człowiekiem chodzi, on sam mi przyznał że po prostu ma takie predyspozycje, genetyczne. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mit, że przed 18:00 to lipa. Natomiast 3 godziny przed snem to już raczej słuszna idea, ale też nie do końca. Latem, gdy gorąco w dzień, jadę na trening czasami o 19:00. I co, mam nic nie jeść? Przez 2 godziny? I nic jak wrócę? Hehe...

Takie zalecenia są dobre dla kogoś, kto żadnego sportu nie uprawia, więc kiedy idzie spać o np. 23:00, to spokojnie może coś zjeść  nawet i o 20:00, pod warunkiem, że nie będzie to przysłowiowa paka czipsów popitych piwem.

 

@michuuu "Arbuz - 93% wody, daje uczucie sytości" - no nie wiem, może przez 10 minut. Mój organizm nie daje się tak łatwo oszukać, ma być konkret i dużo.

Edytowane przez Kolmark
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Unfortunately, your content contains terms that we do not allow. Please edit your content to remove the highlighted words below.
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...