Skocz do zawartości

[śmierć rowerzysty] Rowerzysta wjechał pod pociąg


Kovu

Rekomendowane odpowiedzi

Tragiczny wypadek miał miejsce w Płochocinie. Rowerzysta wpadł pod pociąg przejeżdżając przez półrogatki. Z dostępnych informacji wynika, że urządzenia były sprawne w chwili zdarzenia.

 

Źródło: Rowerzysta wjechał pod pociąg, opóźnienia pociągów na Mazowszu

 

 

"Głupia" śmierć. Zapewne przejeżdżał przez przejazd już po opuszczeniu szlabanów (jak to się często widzi). Czy te dwie minuty by go zbawiły? Czemu tak często można zobaczyć rowerzystów przechodzących pod już opuszczonymi rogatkami? Brak instynktu samozachowawczego czy wyścig o nic? A potem słyszy się że rowerzyści jeżdżą niebezpiecznie, ignorują znaki, omijają rogatki i ogólnie "anarchizują" ruch uliczny.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

ja często przechodzę pod/obok rogatek i nie wynika to z jakiejś formy wyścigu czy pośpiechu jak niektórzy tu sugerują tylko z tego, że takie przestoje potrafią nieźle rozbić trening (zwłaszcza interwałowy), a mam taką trasę, że nieraz musiałbym spędzić nawet 12 minut na staniu na przejazdach; poza tym kierowcy, osoby nie jeżdżące na rowerach lub jeżdżące bardzo mało nawet nie zdają sobie sprawy, że gdy na zewnątrz jest 7 stopni i silny wiatr, a rowerzysta jest nawet lekko spocony to taki 3 minutowy postój, powoduje całkowite wychłodzenie organizmu i jest wręcz niezawodną metodą na złapanie jakiejś choroby...

 

oczywiście przechodzę pod barierkami po wcześniejszym rozejrzeniu się i tylko w takich przypadkach, gdzie mam dobrą widoczność na tory

 

intercity to faktycznie może być niespodzianka, bo 90% pociągów na naszych torach ma prędkości średnie do 60km/h

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

oczywiście przechodzę pod barierkami po wcześniejszym rozejrzeniu się i tylko w takich przypadkach, gdzie mam dobrą widoczność na tory

 

Miesiąc temu się udało, tydzień temu się udało, wczoraj się udało... Dzisiaj... Jak widać już nie.

 

To krótkowzroczne myślenie. Rutyna zabija rozsądek. Pewnego dnia zapomnisz się rozejrzeć albo zbagatelizujesz sprawę... Wiele lat temu biegałem za autobusami, żeby zdążyć... No i jak codziennie patrzę, autobus... No to ogień, sprint... Przebiegam przez przejście i patrzę... Coś jest nie tak. Jest czerwone światło, a ja na środku 4-pasmowej drogi, z prędkością od 60-80 km/h.... Na szczęście nic nie jechało. Od tamtej pory nie biegam na autobusy ani tramwaje, nawet jak mam się spóźnić.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Rowerzysta wpadł pod pociąg przejeżdżając przez półrogatki.

Jestem prawie pewien, że na przejeździe w Płochocinie są pełne szlabany na całą szerokość jezdni, chyba zgłaszający na alert24 nie przyjrzeli się zbytnio miejscu zdarzenia...

 

że takie przestoje potrafią nieźle rozbić trening (zwłaszcza interwałowy), a mam taką trasę, że nieraz musiałbym spędzić nawet 12 minut na staniu na przejazdach; poza tym kierowcy, osoby nie jeżdżące na rowerach lub jeżdżące bardzo mało nawet nie zdają sobie sprawy, że gdy na zewnątrz jest 7 stopni i silny wiatr, a rowerzysta jest nawet lekko spocony to taki 3 minutowy postój, powoduje całkowite wychłodzenie organizmu i jest wręcz niezawodną metodą na złapanie jakiejś choroby...

No straszne po prostu, na rowerze 2 godziny, a tu całe 12min straty :P Nie da rady zawrócić i zrobić kółeczko czekając, aż się przejazd otworzy? Chociaż może mówiłbym co innego jakbym mieszkał w pobliżu takiego i stał prawie codziennie...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chociaż może mówiłbym co innego jakbym mieszkał w pobliżu takiego i stał prawie codziennie...

myślę, że mówiłbyś coś innego :) nie chodzi nawet o stratę 12 min, ale o spadek tętna i wybicie z rytmu; poza tym myślę, że naprawdę dużo większym zagrożeniem dla mojego zdrowia jest wyziębienie organizmu, gdy w styczniu stoję na takim przejeździe niż przejechanie przez 3 zamknięte przejazdy, które znam od 10 lat i po których jeżdzą w 95% pociągi z prędkością 40km/h

 

poza tym gdyby pociągi były realnym niebezpieczeństwem, ktorego NIE dałoby się uniknąć poprzez uważną obserwacją tego czy coś nadjeżdza, to NIE byłoby przejazdów bez rogatek, a takie ISTNIEJĄ i jakoś można przez nie bezpiecznie przejechać... rogatki w większości przypadków stawia sie wyłącznie na ruchliwych drogach (pozostałe przypadki to słaba widoczność torów), gdzie jest ryzyko, że ludzie będą się wpychali przed pociągami, a zamyka się je ok. 2-3 minut przed momentem, gdzie można jeszcze bezpiecznie przejechać przed pociągiem (żeby w razie czego był czas na otworzenie rogatek i wypuszczenie jakiegoś osobnika, który się rozpędził i np. utknął pomiędzy zamkniętymi)

 

w tym, że jak ktoś woli stać i czekać aż pociąg przejedzie to mówię całkiem poważnie, że pochwalam takie dojrzałe i mądre zachowanie, nie namawiam również do bawienia się w kamikadze z pociągami tak jak ja mam to w zwyczaju ;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

nie chodzi nawet o stratę 12 min, ale o spadek tętna i wybicie z rytmu

Pozwolę sobie przypuszczać, że spadek tętna i wybicie z rytmu po śmierci spowodowanej, mówiąc kolokwialnie, przejechaniem przez pociąg byłyby nieco bardziej dokuczliwe.

poza tym gdyby pociągi były realnym niebezpieczeństwem

Dokładnie, niebezpieczeństwo jest na tyle nierealne, że trzeba ludziom codziennie przypominać, że tymi torami może przejechać min. kilkuset-tonowy skład i dobrze byłoby się tam nie pakować.

ktorego NIE dałoby się uniknąć poprzez uważną obserwacją tego czy coś nadjeżdza

Stary, rutyna zabija :-) Zacytuję:

 

"Ten ostatni, nieszczęśliwy wypadek, miał miejsce w październiku 1993 r. Wracałem z Warszawy “Szklarską”. Była noc z soboty na niedzielę. Od Gomunic jechałem po torze niewłaściwym. Prawy był zajęty przez pociąg sieciowy. Jechałem ponad 100 km/h, gdy w świetle reflektorów zobaczyłem człowieka. Szedł moim torem, tyłem do pociągu. Użyłem syreny i nagłego hamowania. Machnął ręką, że usłyszał, ale się nie odwrócił. Ciągle trąbiąc, myślałem w duchu:

- Uciekaj człowieku, bo zaraz będziesz machał u Pana Boga!

Podniósł rękę jeszcze raz i... zginął przez nieuwagę. Nie pomyślał, że pociągi mogą jeździć, po obu torach, w obu kierunkach... Na przyjazd policji i prokuratora, czekaliśmy w szczerym polu dwie godziny. Na pozwolenie odjazdu, dwie następne."

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pozwolę sobie przypuszczać, że spadek tętna i wybicie z rytmu po śmierci spowodowanej, mówiąc kolokwialnie, przejechaniem przez pociąg byłyby nieco bardziej dokuczliwe.

Dooobre! :icon_cool: i prawdziwe...

Tak nawiasem.... wystarczy wbić hasło śmierć na przejeździe... daty nawet najświeższe....

Do mnie przemówił i to mocno wypadek Kuliga.... zwalniam/ prawie zatrzymuję się na przejeździe nawet jak jest otwarty....

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ponoć każdy maszynista z długoletnim stażem na "na koncie" parę osób... Z jednej strony nie wyobrażam sobie, jak można "wleźć" pod pociąg na przejeździe, ale z drugiej ilość wypadków na przejazdach jest porażająca.

Ja tam zawsze stoję, nawet jak "jadę butami". Może dlatego, że lubię pociągi, więc czekam i oglądam sobie, czasem pstryknę jakąś fotkę :)

 

P.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tutaj nie ma czego żałować. Jak jakiś kierowca wjedzie w prawidłowo jadącego rowerzystę albo grupę to jest tragedia, wiadomo. Ale jak ktoś tak ginie - przez własną głupotę, to żałować można co najwyżej tego maszynisty, który będzie musiał żyć z głupkiem na sumieniu.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Maszyniści nie mają lekkiego życia; niektórzy przejechali kilkadziesiąt osób i muszą z tym żyć. Polecam doskonałe wspomnienia spisane przez takiego człowieka pt.: "Wspomnienia maszynisty", do znalezienia w necie.

 

Tuż po takich zdarzeniach stres i przeżycia są ogromne. Jeżeli w ich wyniku nie giną ludzie, wszystko szybciej wraca do normy. W swojej karierze zawodowej miałem 14 razy to nieszczęście, że pod kołami moich lokomotyw pozbawiali się życia ludzie. Szczególnie utkwiły mi w pamięci dwa przypadki - pierwszy i ostatni.

Krótko po otrzymaniu prawa kierowania parowozem pojechałem pośpiesznym do Kielc. Wjeżdżając na stację zauważyłem chłopaka, który w połowie peronu chciał przebiec przed lokomotywą. Odległość była spora, nie przeczuwałem najgorszego ale mimo to, mocniej pociągnąłem za hamulec. Niestety, potknął się o szynę i upadł na drugą. Użyłem “nagłego”, ale nie zdążyłem zahamować. Przejechałem go w pół. Do dziś pamiętam przerażający krzyk ludzi, czekających na pociąg. Momentalnie po zatrzymaniu pobiegłem do miejsca wypadku, bezwiednie potrącając stojących. Wokół ciągle krzyczano. Miałem jeszcze nadzieję na jakieś cudowne ocalenie tego chłopca. To co zobaczyłem, brutalnie ją rozwiało. Górna część ciała jeszcze drgała...

Po tamtym wypadku, długo nie mogłem patrzeć na ryby w pomidorach, buraczki, czerwoną kapustę. Z czasem wszystko wróciło do normy. Ale, gdy wracałem z pracy i odmawiałem podobnych potraw, Mila wiedziała bez słów, że stało się coś przykrego.

(..)

Pozostałe ofiary - to samobójcy. Najgorsze uczucie tuż przed uderzeniem, to niemoc. Pozostaje tylko szybko dać sygnał “baczność”, nagłe hamowanie i reszta w rękach Boga. Ci ludzie nie dawali mi żadnej szansy. Wszyscy wybierali miejsca, gdzie jechałem z dużą prędkością. W ostatniej chwili wychodzili zza budynku stacyjnego, przytorowych drzew i krzewów. Zachowywali się różnie. Niektórzy stawali twarzą do jadącego pociągu i patrzyli mi prosto w oczy. Jak? Nie wiem. Patrzyłem tylko raz, potem już odwracałem wzrok. Inni szybko wbiegali na tor, przykucali i ukrywali głowę w rękach lub stojąc długo obok toru tuż przed lokomotywą kładli głowę na szynie. Nawet na dany sygnał “baczność” odsuwali się nieco od toru, jakby chcieli mnie uspokoić, bym nie zaczął za szybko hamować.

Jeden - niedoszły piętnasty - się uratował. Było to pod koniec służby już na terenie Wrocławia. Wbiegał na nasyp nieopodal ulicy Zaporoskiej, na szczęście dla niego poślizgnął się na trawie i za późno rzucił się pod lokomotywę. Tylko go potrąciłem.

Po takich wypadkach zawsze czułem się bardzo źle. Nieraz rozmawiałem o tym z Milą. Najczęściej jednak szedłem do barku, wypijałem porządnego kielicha i do łóżka. Goryczy dopełniały bezduszne dochodzenia, na które chodziło się po kilkakroć. Nawet po tym wypadku pod Płochocinem, choć nikt nie zginął, wzywano mnie trzy razy. Aby w końcu odzyskać równowagę i móc dalej bezpiecznie wozić ludzi tłumaczyłem sobie w myślach, że to przecież nie ja zabiłem! To oni sami pozbawili się życia - przez kłopoty osobiste, zawody miłosne, zwykłą bezmyślność. Samobójcy wybierali skok pod pędzącą lokomotywę, pozostali zginęli przez nieuwagę.

Czasem jednak wystarczy zwykłe gapiostwo, pech, trzepot skrzydeł motyla na drugim kontynencie, czy cokolwiek innego jakkolwiek by tego nie nazwać. Sam miałem raz sytuację, że wjeżdżałem rowerem na nasyp kolejowy; po obu stronach krzaki. Zawsze tam uważam a tym razem po prostu nie wiem, dlaczego wjechałem nawet bez odwrócenia głowy. Co ciekawe bujna roślinność doskonale wytłumiła dudnienie nadjeżdżającego pociągu. Pamiętam tylko, że zauważyłem jak drżą przewody wysokiego napięcia, patrzę w lewo a dosłownie kilkanaście metrów ode mnie pędzący elektrowóz. Odskoczyłem w ostatniej chwili, a wyjątkowo dziwne i duszące uczucie towarzyszyło mi do końca dnia...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

poza tym gdyby pociągi były realnym niebezpieczeństwem, ktorego NIE dałoby się uniknąć poprzez uważną obserwacją tego czy coś nadjeżdza, to NIE byłoby przejazdów bez rogatek, a takie ISTNIEJĄ i jakoś można przez nie bezpiecznie przejechać...

No nie do końca, dla każdego przejazdu wylicza się iloczyn ruchu, jeśli iloczyn przekracza wartość dopuszczalną dla kategorii danego przejazdu, to stosuje się na nim ograniczenie prędkości pociągu do 20km/h (trasa W-wa - Lublin kilka razy, a potem dziwią się, że samochód szybszy od pociągu...). Ale przejazd z sygnalizacją i pełnymi zaporami to kategoria najwyższa, dla której nie ma tego ograniczenia - bo i po co. Poza tym intercity, aktualnie sunące z prędkościami około 160km/h na zmodernizowanych odcinkach torów, mają tylko przejazdy strzeżone, więc jednak jest różnica między przejściem przez niestrzeżony przejazd, a przejściem pod szlabanem.

A co do pulsu, przerwy w treningu i wyziębieniu to naprawdę można się zawrócić, przejechać kilometr i znów zawrócić, spora szansa, że przejazd już się otworzy.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zarchiwizowany

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...