Skocz do zawartości

Rekomendowane odpowiedzi

Witam serdecznie wszystkich forumowiczów! :)

 

Jestem nowy na forum, a rowerem i turystyką rowerową (zwłaszcza) interesuje się od kilku lat. Poniżej zamieściłem relację ze skromnej eskapady na Wzgórza Strzelińskie, która miała miejsce pod koniec września tego roku. Przybrała ona formę artykułu - to cząstka moich zainteresowań, gdyż sam piszę do różnych portalów internetowych, generalnie związanych z muzyką. Chciałem się podzielić wrażeniami z podobnymi sobie. Jestem cholernie napalony na rowerową eksplorację Dolnego Śląska, a zwłaszcza Przedgórza Sudeckiego :) Ale z tym będę musiał chyba poczekać do wiosny.

No.... w każdym razie, miłej lektury :>

 

 

 

Cudze chwalicie… czyli filetowym pisakiem po mapie.

 

Zabrzmi to jak parafraza programu przyrodniczego dla dzieci, ale czasem wystarczy wyjść za próg własnego mieszkania aby znaleźć się w zupełnie innym, nieznanym świecie. Więc zrywajmy zatęchłe skorupy kanapowych łupieżców, zarzućmy narzekania skierowane w marność otaczającej nas topografii. Niekiedy szczypta samoświadomości może uzmysłowić nam w jak ciekawym miejscu żyjemy.

 

Plany i balkonowy romantyzm…

 

Dolny Śląsk. Niby mieszkamy tu od lat, niby wytłoczono nam do głowy jakąś wiedzę na jego temat. Generalnie nic aż tak ciekawego, gdzieś tam przemyka Odra, gdzieś wabi setkami świateł studencki Wrocław. Wystarczy jednak zapuścić kilka żywszych żurawi w szeleszczące zmurszałym papierem mapy by z cichym westchnieniem wyniuchać warte odwiedzenia krainy geograficzne. Później już tylko sprężysty nur w internetową bazę danych i mamy plan całkiem interesującej eskapady.

Jadąc z Brzegu zaopatrzyłem się w kilka mapek, pobazgranych fioletowym pisakiem i szczelnie ukrytych w nieprzemakalnym plecaku. Pomysł na eskapadę podsycałem w sobie skutecznie wytrwale studiując ukształtowanie terenu na zachód od Strzelina w okolicach Łagiewników, bardziej na południe - niedaleko Niemczy i Goli Dzierżoniowskiej. Zaczytywałem się o tamtejszych szlakach rowerowych, o Wzgórzach Strzelińsko-Niemczyńskich, o Wzgórzach Gumińskich, o Masywie Ślęży, która góruje nad Niziną Śląską. Analizowałem ukształtowanie Przedgórza Sudeckiego, które jest właściwie na wyciągnięcie ręki. Z perspektywy osiedlowego balkonu, przy dobrej widoczności na horyzoncie prężyła się Ślęża, delikatnie majaczyły zwiewnym zarysem Góry Sowie i bliższe Strzelińsko-Niemczyńskie wzniesienia.

 

Z Brzegu do Strzelina, czyli jak nie wpaść pod tira

 

Wyjazd – 5:30. Szkoda, że była to końcówka sierpnia – w innym wypadku wyjechał bym przynajmniej godzinę wcześniej. Wyprawa była lekko pionierska, dlatego liczyłem się z wydłużeniem czasu podróży. Wstępne obliczenia okazały się mniej więcej trafne. Przemilczam tutaj fakt absolutnej dewastacji drogi powiatowej do Wiązowa i 5, 6 kilometrów poza nim. Tiry dudniły, trzaskały, pogłębiały kolejny, sunęły poboczem, były jak wielkie, stalowe trutnie, dla których kanaliki ula są dużo za wąskie. A i tak się pchają, niszcząc wszystko po drodze. Wiązów osiągnąłem w niecałą godzinę. Równe tempo, rytmiczna praca, częsty odpoczynek dla karku, walka z dziurami i koleinami, które odbierają siły w równie irytujący sposób co przednie podmuchy wiatru. 10 kilometrów i Strzelin, który od południowej strony wita pierwszymi wzniesieniami wzgórz. Gdzieś na północnym zachodzie majaczy samotny olbrzym ze stręcząca atenką na czubku kopulastego szczytu – Ślęża. Miasto prowadzi mnie wygodną drogą do ronda w centrum. Kierując się legendarnym już, fioletowym planem podróży skręcam na południe - w stronę Białego Kościoła. Po 7 kilometrach pracy na pedałach, walce z przednimi podmuchami wiatru i wyrzuceniem z siebie niezliczonej ilości malowniczych wiązanek pod adresem pełnych gorejącej miłości kierowców - docieram do zjazdu na Biały Kościół.

 

Wzgórza Strzelińskie z poziomu Białego Kościoła

 

Jeszcze tylko wąski wiadukt i nagle wszystko cichnie. Rozpoczyna się dosyć forsowny podjazd asfaltową, lekko podniszczoną drogą. Zgiełk samochodów sunących „powiatówką” niknie coraz bardziej, trafiając na gęstwinę drzew i krzaków, która okala ceglany wiadukt. Tutaj potrzeba mocniejszej pracy pedałami. Staję więc na nich i wspinam się powoli na szczyt miejscowości. Jest cicho i sennie. Mijam podstawówkę, z której dobiegają dźwięki muzyki przerywane co chwilę karcącym głosem nauczyciela. Po chwili przejeżdżam obok białego kościoła, od którego mała miejscowość wzięła swoją nazwę. Po kilkunastu minutach średnio mozolnej wspinaczki wjeżdżam na szczyt miejscowości, a domki po prawej stronie jezdni znikają. Wjeżdżam na szuter poprzecinany kępiastymi paskami polnej drogi. Wzgórze opada delikatnie w prawo, a ja zatrzymuje się i długą chwilę stoję i z niedowierzaniem patrzę na kilkukilometrową dolinę, otoczoną od zachodu i południa zarysem lesistych wzgórz. Na dole błyskają czerwonymi dachówkami skupiska małych domków. Na skraju tej doliny rozciąga się zielonkawa tafla jeziora, natomiast od południowego wschodu pręży się zielonym grzbietem najwyższy szczyt Wzgórz Strzelińskich – Gromnik. Gdzieś daleko na zachodzie widać zarysy Gór Sowich, po prawej stronie doliny góruje nad horyzontem Ślęża.

 

W cieniu Gromnika

 

Trochę ponad 40 kilometrów jazdy, kilka frustrujących odcinków i nagle patrzę na coś co w dużej mierze przypomina krajobraz Pienin. Nie jest może tak spektakularnie, malowniczo i urokliwie, ale jednak widoki cieszą oko. Jadę dalej szutrowa drogą i natrafiam na pierwsze rowerowe szlaki – niebieski i czerwony. Wybieram rzecz jasna ten drugi i po chwili mogę rozkoszować się szybkim, dosyć niebezpiecznym zjazdem – wysoka trawa w newralgicznych punktach ścieżki zasłania podłoże i opatrzności dziękować można, że nie wjechałem w jedną ze skutecznie zakamuflowanych dziur. Po bokach migają łagodne, lesiste stoki wzgórza. Po wyjechaniu z zagajnika wjeżdżam na otwartą przestrzeń i po chwili jazdy krętym „polniakiem” wybieram ścieżkę w prawo – w głąb doliny. Przecinam asfaltową drogę i jadę dalej w górę obok pól i szpaleru gęstych krzaków. Chwila intensywnej pracy na pedałach i jestem na kolejnym wzniesieniu. Od południa pręży się Gromnik, od północy zaś rozciąga się panorama malowniczych wioseczek, pól, zagajników, a gdzieś w dole lśni tafla jeziora. No i wciąż wytrwale towarzyszą eskapadzie Sowie Góry.

 

Finisz i plany, plany, plany….

 

Wjeżdżam wyżej, mijam Gromnik i podążam prosto ostrym zjazdem. Po lewej stronie w grzbiet wzgórz wbite są naprawdę urokliwe domki, nad którymi góruje gęsty, mieszany las. Mijam w oddali Gębczyce i schowaną pomiędzy wzgórzami wieżę kościelną. W oddali widzę wieżę XIV wiecznego sanktuarium w Nowolesiu. Nie zdążyłem (jeszcze) odwiedzić kilku nieczynnych wyrobisk kamieniołomu w okolicach miniętych błyskawicznie Gębczyc – ponoć kąpielowego, nurkowego i wspinaczkowego raju w jednym. Nęcił mnie jeszcze Gromnik i ruiny niemieckiego zamku na jego szczycie (a może chodziło zakopaną ponoć w tamtym miejscu bursztynową komnatę…), ale czas biegł nieubłaganie i słońce powoli chyliło się ku pofałdowanej linii horyzontu. Jadę więc dalej i łagodnym, przyjemnym, kilkukilometrowym asfaltowym zjazdem docieram do Gębic, skąd ponownie wspinam się na szczyt Białego Kościoła. Ot tak, żeby jeszcze raz przed powrotem do domu popodziwiać sobie Strzelińskiej Wzgórza.

Wzniesienia te to urokliwe, acz skromne preludium do dolnośląskiego świata górskich przejażdżek. Przedgórze Sudeckie to także Wzgórza Strzegomskie, to olbrzymi Masy Ślęży, Przedgórze Paczkowskie, czy też leżące już o obrót kołem od Gór Swoich Wzgórza Bielawskie. To także Wzgórza Gumińskie i Krzyżowe. Ostatecznie w ten dzień eskapady nie udało mi się skierować kierownicy na atrakcyjne trasy rowerowe wiodące przez Czerwieniec, Żelowice, Strachów – aż do Niemczy. Za nią już tylko kawałek do Bielawy, a tam Sudety witają nas ostrymi krawędziami swoich sowich szczytów. Warto jednak pomyśleć o noclegu w Białym Kościele i wybrać się tam, wyjątkowo samochodem - przewożąc dobrze zabezpieczony sprzęt w bagażniku. Jednak zbyt duży to dystans jak na jeden dzień jazdy, tym bardziej, że Wzgórza Strzelińskie skutecznie odwróciły moją uwagę od skrupulatnie nagryzmolonego planu sierpniowego wypadu. Nie śmiem tego żałować.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zarchiwizowany

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...