Skocz do zawartości

[ankieta] Czy jeździcie ulicami jednokierunkowymi pod prąd?


Jazda rowerem pod prąd  

146 użytkowników zagłosowało

  1. 1. Czy je?dzicie ulicami jednokierunkowymi pod pr?d?

    • Tak, zdarza mi si?
      114
    • Nigdy
      32


Rekomendowane odpowiedzi

Rower jest drugim w kolejności po samochodzie pojazdem sprawcy wypadku

 

Nieźle, więcej sprawców jest na rowerze niż na motorze i motorowerze...

 

Rower 2 205(wypadki) 231(zabici) 2 048 (ranni)

Motorower 1 073 (wypadki) 56 (zabici) 1 218 (ranni)

Motocykl 1 195 (wypadki) 184 (zabici) 1 312 (ranni)

Samochód osobowy 29 475 (wypadki) 2 762(zabici) 40 908 (ranni)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Najpierw musiałbyś myślicielu podliczyć kierowców przekraczających prędkość i rowerzystów jeżdżących pod prąd żeby móc operować na wartościach zrelatywizowanych, bo, jakbyś nie zauważył, logiczne jest, że 10 patałachów pchających się pod prąd tam gdzie nie ma ku temu warunków spowoduje mniej wypadków niż 10tys kierowców przekraczających prędkość. To tak jakby powiedzieć, że rakiety kosmiczne są dobrym środkiem do podróżowania po mieście, bo żadna jeszcze w Warszawie, Gdańsku i Krakowie nie spowodowała wypadku :laugh:

 

Mogą być nawet statystyki w przeliczeniu odpowiednio na 1000 kierowców i 1000 rowerzystów. Byleby były, bo wtedy byłaby podstawa do rzetelnej dyskusji, na razie nie mamy konkretów, więc poruszamy się w świecie fobii co po niektórych forumowiczów.

 

Biedny człowiek jesteś, zakompleksiony...

 

O tak, mam kompleks Niedźwiedzia, bo nie potrafię zapaść w sen zimowy :D Miusiu puszysty, czyżby nerwy powoli puszczały? :)

 

Typowy kontrargument - żądanie statystyk danych... Próbujesz usprawiedliwić swoje działanie brakiem statystyk. To że nie jest to uwzględniane w zestawieniach nie znaczy, że jest bezpieczne. Skoro nie ma statystyk - w takim razie Ty masz rację? Nic bardziej mylnego.

 

Ewentualna lektura:

http://www.policja.p...i/1/1-46733.pdf

 

Rower jest drugim w kolejności po samochodzie pojazdem sprawcy wypadku (strona 33). Jazdę pod prąd można by to zakwalifikować jako jazdę po niewłaściwej stronie drogi - 2,5% wypadków, ewentualnie nieprzestrzeganie znaków i sygnałów (0,2%).

 

1. Nie masz statystyk, więc nie możemy poruszać się w świecie konkrewtów, zamiast tego poruszamy się w świecie Twoich fobii, co jest nieco jałowe i w zasadzie jest stratą czasu.

 

2. Jeśli chodzi o liczbę wypadków, to zabierasz się do tego trochę od dupy strony, bo zabierasz się od strony sprawców a nie od strony ofiar. A prawda jest taka, że rowerzysta powodujący wypadek najczęściej robi krzywdę samemu sobie, a kierowca powodujący wypadek bardzo często robi krzywdę innym. Dlatego rowerzysta łamiący przepisy ryzykuje sam (tak, ja też ryzykuję i mam tego świadomość), a łamiący przepisy kierowca przerzuca znaczną część tego ryzyka na innych (np. pieszych, współpasażerów). Ot taka subtelna róznica.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Twierdzisz, że jazda pod prąd nie stwarza żadnego zagrożenia? Ludzie mają różne odruchy. Kierowcy często uciekają na boki, aby uniknąć zderzenia. Unikając jednego wypadku mogą spowodować drugi, o wiele tragiczniejszy w skutkach, bo np co się stanie, jeżeli kierowca uciekając na chodnik potrąci pieszego. Ulice jednokierunkowe kojarzą się zwykle z wąskimi osiedlowymi uliczkami, po których jeździ się 10-20 km/h - a akurat nie jest takie oczywiste.

 

Dla mnie fakt stwarzania zagrożenia jest dużo bardziej znaczący.

Odbijanie w bok jest dobre przy dużych prędkościach. W sytuacjach o jakich mówię bardziej na miejscu jest hamowanie, więc co najwyżej ktoś mu w tyłek wjedzie (jak jest osioł i siedzi mu na zderzaku).

Kwestia gdzie się jeździ i jakie układy dróg zna. U mnie w mieście jest sporo takich osiedlowych, ale są też takie o dużym natężeniu ruchu i średnich prędkościach (o ile nie ma korka) i tam nawet bym nie pomyślał o możliwości jazdy pod prąd.

 

To kolejne pytanie drążące. Czym się różni jazda pod prąd kiedy jest tabliczka "nie dotyczy...", a kiedy jej nie ma?

Podobna sytuacja: plac, rynek czy inny deptak, sporo ludzi. Kiedy jeżdżący tam rowerzyści stwarzają większe niebezpieczeństwo, gdy jest zakaz jazdy, czy gdy jest dopuszczony wjazd rowerem?

 

Zeby nie bylo, piszac ze bym sie nie zatrzymywal czekalem na wynik prowokacji, jednak cenie zycie innych i swoje i bym na pewno zahamowal, nie popieram lamania przepisow, zadnego z nich, wiadomo ze nikt swiety nie jest i sie zdarza zlamac jakis zakaz/nakaz, ale nie kosztem zdrowia czy zycia. Takze, bez spinania sie i jakies wojny, spokojnej jazdy zycze i jak jezdzicie pod ten prad, to robcie to bezpiecznie, bo samochody do "lagodnych" nie naleza.

Myślę, że nikt nie nakłania do łamania przepisów kosztem innych. Decydując się na taką jazdę trzeba być gotowym ponieść konsekwencje prawne i finansowe (np. naprawa wgniecionego samochodu) - no po prostu przyjąć to na klatę ;) Trzeba mieć też świadomość jakie są zagrożenia.

I po prostu myśleć co się robi i jak.

 

Właśnie przed chwilą sobie uświadomiłem, że zapominamy o pieszych w tych rozważaniach. Jadąc pod prąd pieszy może nam wejść pod koło, bo nie spodziewa się pojazdów z jednej strony i nawet tam nie spojrzy.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Właśnie przed chwilą sobie uświadomiłem, że zapominamy o pieszych w tych rozważaniach. Jadąc pod prąd pieszy może nam wejść pod koło, bo nie spodziewa się pojazdów z jednej strony i nawet tam nie spojrzy.

 

Z doświadczeń warszawskich wiem, ze pieszy baaardzo rzadko spojrzy gdziekolwiek, także (a raczej przede wszystkim) na ulicach dwukierunkowych. Na większych ulicach piesi się jeszcze czasem rozejrzą, ale na tych mniejszych wchodzą po prostu "na słuch", tzn. jak nie słyszą warkotu silnika, to nie patrzą, tylko wskakują dziarsko na asfalt w dowolnie wybranym przez siebie miejscu. A rowerek już tak ma, że jest raczej bezszelestny :) Dlatego niezależnie, czy jadę pod prąd, czy "z prądem", staram się też obserwować chodniki i często ostrzegawczo używam dzwonka. Choć nie zawsze to działa, bo czasem pieszy wchodzi "na słuch" zza zaparkowanego samochodu i wtedy bywa gorąco :) Aczkolwiek jakoś udaje mi się na razie zderzeń unikać (choć czasem jest "o włos"), kraksę z pieszym miałem w życiu tylko jedną (na ulicy, nie na żadnym chodniku), gość rzucił mi się z impetem wprost pod koło i nie dał mi szans :) A ta kraksa z pieszym to na ulicy jak najbardziej dwukierunkowej była, jechałem "z prądem".

 

Pozdrawiam i spalinarzy i rowerzystow, bo obie grupy lubie i szanuje :thumbsup:

 

Ja tam spaliniarzy lubię, ale jak najdalej od miasta :) Poważnie piszę, samochód w mieście to w moim odczuciu znaczne pogorszenie jakości życia, hałas, smród oraz pozastawiany każdy możliwy skrawek terenu. Dlatego kocham Warszawę w weekendy, zwłaszcza w te "długie", uwolniona od nadmiaru samochodów Warszawa staje się zupełnie innym miastem, piękniejszym, lepszym. Za to poza miastem to inna bajka, samemu lubię podróze samochodowe poza miastem, też jako kierowca. W mieście zaś prowadzić nie cierpię, czuję się ograniczony przez korki i brak miejsc parkingowych, tracę poczucie wolności. Za to paradoksalnie uchodzę za najlepszego miejskiego kierowcę w rodzinie i wszyscy chcą, abym ich woził :) I dziwią się, jak mówię im za każdym razem, że nie cierpię tego robić. No ale umieć coś robić dobrze a lubić to robić to są dwie różne rzeczy, przynajmniej u mnie :)

 

No ale to taki off top, choć wątek o roli samochodu w mieście mógłby być całkiem ciekawy sam w sobie :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1. Nie masz statystyk, więc nie możemy poruszać się w świecie konkrewtów, zamiast tego poruszamy się w świecie Twoich fobii, co jest nieco jałowe i w zasadzie jest stratą czasu.

 

Zastosowałeś stary jak świat chwyt. W momencie, gdy nie możesz udowodnić słuszności swoich racji (poza wygłaszaniem tez), ciężar dowodzenia przerzucasz na kontrargumentujących, żądając dowodów na obalenie swoich tez.

Dobrze wiesz, że tak szczegółowych statystyk się nie publikuje, przez co nie możesz sam przeprowadzić dowodu wprost ani dowodu nie wprost, więc przerzucasz gorący kartofel w cudze ręce. Pierwsza dziura w Twoim rozumowaniu jest taka, że swój szczególny przypadek rozszerzyłeś na przypadek ogólny i wyciągnąłeś daleko idące wnioski. Skoro Ty jeździsz pod prąd i nic się nie stało, wywnioskowałeś, że generalnie jazda pod prąd jest bezpieczna.

Skoro jazda pod prąd jest bezpieczna, to rowery mogą jeździć również pod prąd na ulicach dwukierunkowych (jedno czy dwujezdniowych). No bo czym różni się jazda pod prąd na jednokierunkowej, od jazdy pod prąd na dwukierunkowej? Życie byłoby łatwiejsze i do celu bliżej.

 

2. Jeśli chodzi o liczbę wypadków, to zabierasz się do tego trochę od dupy strony, bo zabierasz się od strony sprawców a nie od strony ofiar. A prawda jest taka, że rowerzysta powodujący wypadek najczęściej robi krzywdę samemu sobie, a kierowca powodujący wypadek bardzo często robi krzywdę innym. Dlatego rowerzysta łamiący przepisy ryzykuje sam (tak, ja też ryzykuję i mam tego świadomość), a łamiący przepisy kierowca przerzuca znaczną część tego ryzyka na innych (np. pieszych, współpasażerów). Ot taka subtelna róznica.

 

Zakładasz, że jeżeli spowodujesz wypadek rowerem, to nikomu nic się nie stanie poza rowerzystą. Znów szczególny przypadek rozciągasz na ogół. Jeżeli sprawcą jest rowerzysta, to w szczególnym wypadku, poszkodowanym może być tylko rowerzysta. Wyobraź sobie całkiem realną sytuację, że wymuszając pierwszeństwo na jakimś pojeździe, zmuszasz go do awaryjnego hamowania. Ty możesz wyjść bez szwanku, bo zdążysz przelecieć przed maską. Pojazd natomiast może wpaść w poślizg i wpaść na chodnik pełen pieszych. Nie możesz tego wykluczyć, ani zagwarantować, że tak się nie stanie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mogą być nawet statystyki w przeliczeniu odpowiednio na 1000 kierowców i 1000 rowerzystów. Byleby były, bo wtedy byłaby podstawa do rzetelnej dyskusji, na razie nie mamy konkretów, więc poruszamy się w świecie fobii co po niektórych forumowiczów.

Byłyby niemiarodajne, bo na 1000 kierowców pewnie z 990 przekracza prędkość, a pewnie 1-10/1000 rowerzystów pcha się pod prąd gdy nie ma ku temu warunków. Tzn oczywiście można by było mówić co przyczyniło się do większej liczby wypadków, ale raczej nie rozważać co jest jednostkowo bezpieczne, a co nie.

 

O tak, mam kompleks Niedźwiedzia, bo nie potrafię zapaść w sen zimowy Miusiu puszysty, czyżby nerwy powoli puszczały?

A gdzie tam, ja po prostu jak widzę w "postach od ostatniej wizyty" ten temat to otwieram, żeby pośmiać się z najbardziej zainteresowanego. :teehee:

 

To kolejne pytanie drążące. Czym się różni jazda pod prąd kiedy jest tabliczka "nie dotyczy...", a kiedy jej nie ma? Podobna sytuacja: plac, rynek czy inny deptak, sporo ludzi. Kiedy jeżdżący tam rowerzyści stwarzają większe niebezpieczeństwo, gdy jest zakaz jazdy, czy gdy jest dopuszczony wjazd rowerem?

Tabliczką na drugim końcu ulicy, informującą kierowcę, że pomimo jednokierunkowości ulicy może się spodziewać prawidłowo jadącego rowerzysty z przeciwka. Jest jeszcze kwestia szerokości, nikt nie dopuści rowerów pod prąd na zbyt wąskiej ulicy.

Deptak to trochę inna sprawa niż ulica, na ulicy teoretycznie rowerzyści i kierowcy są równi (chociaż nie do końca do widać po wybiórczym traktowaniu przepisów bo to tylko rower), natomiast na deptaku wszystko co na kołach powinno ustępować pieszym.

 

No ale to taki off top, choć wątek o roli samochodu w mieście mógłby być całkiem ciekawy sam w sobie

Mógłby być ciekawy, nawet powiedziałbym, że mógłbyś założyć, ale obawiam się, że zamiast merytorycznej dyskusji byłoby coś w stylu "blachosmrody won, trzypasmowe arterie tylko dla rowerów" i skończyłoby się na szybkim zamknięciu wątku, który stałby się miejscem wylewania żali forumowiczów o ekoterrorystycznym nastawieniu.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pytanie ilu kierowców pamięta o tej tabliczce dopuszczającej jazdę pod prąd. A jak zapominają, to sytuacja jest jakby zezwolenia nie było ;)

Zgadza się, większy i szybszy uważa na słabszego uczestnika ruchu. Chodzi mi o to, że prawo nie stanowi o bezpieczeństwie. Brak lub obecność tabliczki wyłączającej zakaz dla rowerów nie zmienia diametralnie interakcji między uczestnikami ruchu. Jadąc wśród pieszych zgodnie z prawem lub nie, muszę tak samo uważać, żeby nikogo nie potrącić.

 

Inna kwestia, że pord i organizacja ruchu są nastawione na samochody. Stąd jedne kierunki ruchu, bo np. nie ma miejsca na minięcie się 2 samochodów, a rower spokojnie by się zmieścił. Dlatego trzeba naciskać lokalne władze do stosowania takich wyłączeń zakazów (gdzie jest to realne).

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pytanie ilu kierowców pamięta o tej tabliczce dopuszczającej jazdę pod prąd.

Dlatego jestem zdania, że w takich sytuacjach powinno się wymalować linię oddzielającą kontrapas i rowerki ze strzałką wskazującą na kierunek ruchu rowerów. No może poza naprawdę mikrymi uliczkami osiedlowymi. W końcu farba aż tak droga nie jest.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dlatego jestem zdania, że w takich sytuacjach powinno się wymalować linię oddzielającą kontrapas i rowerki ze strzałką wskazującą na kierunek ruchu rowerów.

 

Na takie coś można by się zgodzić. Widzę tylko problem organizacyjny, gdyż na wielu ulicach jednokierunkowych część ulicy wykorzystywana jest przez samochody do parkowania. Już widzę te protesty... Pas obustronny dla rowerów musiałby być wydzielony po lewej stronie z punktu widzenia jadącego samochodu, aby to było bezpieczne.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zastosowałeś stary jak świat chwyt. W momencie, gdy nie możesz udowodnić słuszności swoich racji (poza wygłaszaniem tez), ciężar dowodzenia przerzucasz na kontrargumentujących, żądając dowodów na obalenie swoich tez.

 

Może i stary jak świat, ale na Ciebie wystarczy. Zauważ, że cały czas żyjesz w świecie fobii, nie potrafisz ich poprzeć konkretami, ale i tak wiesz swoje. Cóż, kiedyś też niektórzy mieli fobię, że np. z powodu ruchu pociągów kury w pobliżu linii kolejowej nie będą się nieść. Nie potrafili tego poprzeć konkretami, ale wiedzieli swoje i już.

 

Dobrze wiesz, że tak szczegółowych statystyk się nie publikuje, przez co nie możesz sam przeprowadzić dowodu wprost ani dowodu nie wprost, więc przerzucasz gorący kartofel w cudze ręce. Pierwsza dziura w Twoim rozumowaniu jest taka, że swój szczególny przypadek rozszerzyłeś na przypadek ogólny i wyciągnąłeś daleko idące wnioski. Skoro Ty jeździsz pod prąd i nic się nie stało, wywnioskowałeś, że generalnie jazda pod prąd jest bezpieczna.

 

Ja bazuję w swoich twierdzeniach na doświadczeniach krajów zachodnich z jazdą rowerem pod prąd a nie na "swoim szczególnym przypadku".

 

Skoro jazda pod prąd jest bezpieczna, to rowery mogą jeździć również pod prąd na ulicach dwukierunkowych (jedno czy dwujezdniowych). No bo czym różni się jazda pod prąd na jednokierunkowej, od jazdy pod prąd na dwukierunkowej? Życie byłoby łatwiejsze i do celu bliżej.

 

Chłopie, po co komplikować sobie życie i jechać pod prąd na dwukierunkowej? Na ulicy dwukierunowej jedzie się po prostu z prądem :D

 

Zakładasz, że jeżeli spowodujesz wypadek rowerem, to nikomu nic się nie stanie poza rowerzystą. Znów szczególny przypadek rozciągasz na ogół. Jeżeli sprawcą jest rowerzysta, to w szczególnym wypadku, poszkodowanym może być tylko rowerzysta. Wyobraź sobie całkiem realną sytuację, że wymuszając pierwszeństwo na jakimś pojeździe, zmuszasz go do awaryjnego hamowania. Ty możesz wyjść bez szwanku, bo zdążysz przelecieć przed maską. Pojazd natomiast może wpaść w poślizg i wpaść na chodnik pełen pieszych. Nie możesz tego wykluczyć, ani zagwarantować, że tak się nie stanie.

 

Zawsze tak się może zdarzyć. Tak samo może mi spaść cegła na głowę w drewianym kościele. W życiu niczego wykluczyć nie można. Można natomiast mówić o prawdopodobieństwie pewnych zdarzeń i czasem jest ono duże a czasem minimalne.

 

Jakoś nie słyszałem o tych masakrach pieszych przez samochody z powodu jazdy rowerem pod prąd, ale cóż, zawsze się to może zdarzyć. Tak samo jutro mogą wylądować w Warszawie kosmici i też tego nie wykluczysz.

 

Mógłby być ciekawy, nawet powiedziałbym, że mógłbyś założyć, ale obawiam się, że zamiast merytorycznej dyskusji byłoby coś w stylu "blachosmrody won, trzypasmowe arterie tylko dla rowerów" i skończyłoby się na szybkim zamknięciu wątku, który stałby się miejscem wylewania żali forumowiczów o ekoterrorystycznym nastawieniu.

 

A dlaczego taki wątek miałby zostać zamknięty? Z powodu "niesłusznych" opinii czy z jakiegoś innego powodu?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Może i stary jak świat, ale na Ciebie wystarczy. Zauważ, że cały czas żyjesz w świecie fobii, nie potrafisz ich poprzeć konkretami, ale i tak wiesz swoje. Cóż, kiedyś też niektórzy mieli fobię, że np. z powodu ruchu pociągów kury w pobliżu linii kolejowej nie będą się nieść. Nie potrafili tego poprzeć konkretami, ale wiedzieli swoje i już.

 

Wymyśliłeś sobie, że mam fobię i wytwarzasz temat zastępczy, aby odwrócić uwagę od tego, że sam nie potrafisz udowodnić swoich racji ani poprzeć jej żadnymi statystykami. Jak już pisałem wcześniej. Stoisz na przegranej pozycji w tej kwestii. Ta prowokacja Ci nie wyjdzie...

 

Ja bazuję w swoich twierdzeniach na doświadczeniach krajów zachodnich z jazdą rowerem pod prąd a nie na "swoim szczególnym przypadku".

 

Widzisz. Bazujesz tylko na swoich doświadczeniach i uogólniasz. Do doświadczeń krajów zachodnich trzeba podchodzić z pewnym dystansem, a nie bezmyślnie importować wszystko to, co się podoba - chociażby ze względu na kulturę uczestników ruchu nie da się wielu rzeczy przenieść 1:1. Masz dane na temat bezpieczeństwa z krajów zachodnich?

 

Chłopie, po co komplikować sobie życie i jechać pod prąd na dwukierunkowej? Na ulicy dwukierunowej jedzie się po prostu z prądem :D

 

Nie bardzo rozumiem. Dlaczego nagle chcesz jeździć zgodnie z przepisami. Przecież w wielu przypadkach można skrócić sobie drogę jadąc pod prąd. Czym to się różni od Twojej propozycji?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wymyśliłeś sobie, że mam fobię i wytwarzasz temat zastępczy, aby odwrócić uwagę od tego, że sam nie potrafisz udowodnić swoich racji ani poprzeć jej żadnymi statystykami. Jak już pisałem wcześniej. Stoisz na przegranej pozycji w tej kwestii. Ta prowokacja Ci nie wyjdzie...

 

Uwagi personalne sobie odpuszczę, przejdźmy do konkretów. Na poczatek krótkie pracowanie na temat ruchu rowerowego pod prąd w Belgii (po angielsku), jest też o wypadkowości, która okazuje się minimalna:

http://www.velo-city2009.com/assets/files/paper-Dupriez-sub1.4.pdf

Tu zaś masz materiał zdjęciowy z kilku krajów europejskich:

http://www.zm.org.pl/download/prezentacje/1005-agora-contraflow.pdf

Wpisz sobie w google "contraflow cycling" i szperaj do woli.

 

Widzisz. Bazujesz tylko na swoich doświadczeniach i uogólniasz. Do doświadczeń krajów zachodnich trzeba podchodzić z pewnym dystansem, a nie bezmyślnie importować wszystko to, co się podoba - chociażby ze względu na kulturę uczestników ruchu nie da się wielu rzeczy przenieść 1:1. Masz dane na temat bezpieczeństwa z krajów zachodnich?

 

Uwaga j.w., przykładowego linka podałem, jeśli Ci mało, to wpisujesz w google "contraflow cycling", "contraflow cycling safety", "contraflow cycling accidents" itp. i jedziesz. Co do importowania rozwiązań zachodnich i kultury w Polsce, to stoję na stanowisku, że najpierw trzeba zaimportować dane rozwiązanie techniczne, aby wytworzyła się kultura korzystania z niego. Nie wytworzyłaby się w Polsce (a raczej nie zaimportowała z zachodu) kultura korzystania ze schodów ruchomych (stoimy z prawej strony, idziemy po lewej 0 tak funkconuje to w warszawskim metrze), gdyby schodów ruchomych u nas nie było. Nie wytworzyłaby się kultura jazdy samochodem "na suwak", gdyby nie było dróg z dwoma pasami w jedną stronę (które czasem lubią zwężać się do jednego pasa i stąd jazda "na suwak"). Przykłady można mnożyć.

 

Jasne, ze nie musimy importować rozwiazań z krajów zachodnich, zamiast tego możemy np. importować rozwiązania egipskie czy białoruskie, jednak to w krajach zachodnich rowerzysta i pieszy czują się bezpieczniej niż w Egipcie czy na Białorusi, dlatego rozsądek nakazuje jednak oglądać się na zachód. I mówię to ja, euroscpetyk :)

 

Ogólnie stoję na stanowisku, iż kultura nie jest dana raz na zawsze, lecz może być ksztaltowana i modyfikowana poprzez wdrażanie określonych rozwiązań techniczno-infrastrukturalnych.

 

Nowe rozwiązania nie gryzą, nie ma się co ich bać :)

 

Nie bardzo rozumiem. Dlaczego nagle chcesz jeździć zgodnie z przepisami. Przecież w wielu przypadkach można skrócić sobie drogę jadąc pod prąd. Czym to się różni od Twojej propozycji?

 

Na drodze dwukierunkowej jazda pod prąd nie daje żadnych korzyści w porównaniu z jazdą z prądem, jednym słowem jest niepraktyczna. Ty piszesz "nagle chcesz jechać zgodnie z przepisami", bo za bardzo w swoich rozwiązaniach skupiasz się na przepisach, na aspektach formalno-prawnych. Skup się chociaż raz nie na kwestiach formalnych, lecz na kwestiach praktycznych. Myśl praktycznie, zdroworozsądkowo.

 

I jeszcze jedna istotna rzecz. Padały tu wysoce abstrakcyjne przykłady, jak to wskutek jazdy rowerem pod prąd samochód może zmasakrować masę pieszych. Tak, może, tak samo jak kosmici mogą wylądować w Warszawie za 5 dni. Tak, mogą, też jest to w jakimś tam stopniu prawdopodobne. Ale zostawmy kosmitów, przejdźmy do bezpieczeństwa ruchu. Jeśli samochód jest w stanie zmasakrować pieszych (a jest w stanie i często masakruje, przy czym rowerzyści nie mają z tym nic wspólnego), to znaczy, że kluczowym czynnikiem poprawiającym bezpieczeństwo ruchu w miastach jest eliminowanie samochodów - nie zakazy dla rowerzystów, nie zapędzanie pieszych do przejśc podziemnych, lecz właśnie eliminowanie samochodów jako głownego czynnika zagrażającego zdrowiu i życiu uczestników ruchu drogowego.

 

Na zachodzie to już zrozumiano i tam zwęża się ulice w miastach, wprowadza masowo progi zwalniające nawet na głównych ulicach, likwiduje miejsca parkingowe, a równocześnie tworzy się alternatywę w postaci udogodnień dla rowerzystów i komunikacji publicznej.

 

Dlatego wyeliminowanie iluś samochodów z ulicy znacznie bardziej poprawi bezpieczeństwo, niż wyeliminowanie iluś rowerów jadących pod prąd.

 

W polskiej mentalności możliwość eliminacji samochodów z ulic przebija się z trudem, raczej mysli się o eliminowaniu rowerzystów i pieszych (pierwszych wypędza się na krzywe i wąskie chodniki zwane "ciągami pieszo-rowerowymi", drugich wypędza się do przejśc podziemnych i na kładki. Tymczasem to samochód jest w mieście intruzem i tak należy o samochodach mysleć (a nie o pieszych i rowerzystach).

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dlatego jestem zdania, że w takich sytuacjach powinno się wymalować linię oddzielającą kontrapas i rowerki ze strzałką wskazującą na kierunek ruchu rowerów. No może poza naprawdę mikrymi uliczkami osiedlowymi. W końcu farba aż tak droga nie jest.

Na takie coś można by się zgodzić. Widzę tylko problem organizacyjny, gdyż na wielu ulicach jednokierunkowych część ulicy wykorzystywana jest przez samochody do parkowania. Już widzę te protesty... Pas obustronny dla rowerów musiałby być wydzielony po lewej stronie z punktu widzenia jadącego samochodu, aby to było bezpieczne.

Przede wszystkim pasy wlotowe i wylotowe, bo tam trzeba odseparować i zaznaczyć możliwość pojawienia się roweru. Najlepiej w formie zanikającej (przerywana linia) w głąb ulicy.

Kontrapas dwukierunkowy to pomyłka - bardzo nienaturalna jazda lewą stroną jezdni. Jeżeli istnieje potrzeba separacji również ruchu rowerowego zgodnego z kierunkiem, to lepszy będzie pas rowerowy lub wydzielona droga rowerowa.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tu w zasadzie nie ma co rozkminiać od podstaw, jak powinien technicznie wyglądać (w sensie oznakowania) ruch rowerowy pod prąd. Są kraje, gdzie ruch rowerów pod prąd funkcjonuje już od lat w sposób bezpieczny i to stamtąd nalezy brać rozwiązania (bo są sprawdzone, więc mamy pewność, że są dobre), zamiast wymyślać je samodzielnie (bo mogą okazać się złe).

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ze swojej strony powiem tylko tyle, że trzeba się cieszyć z tego co mamy!

Wiele się w Polsce zmienia, wyraźnie odczuwam to we Wrocławiu, ale także Rybniku itd. (mam na myśłi pasy dla rowerzystów, umożliwiające jazdę pod prąd)

Czy myślał ktoś o tym jeszcze 5? 8 lat temu?...

To w czym żyjemy to nie paranoja. Na wszystkie DOBRE zmiany potrzeba czasu, żeby wykosić ewentualne minusy.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W Warszawie kontrapasów praktycznie nie ma, a tabliczki pod znakiem zakazu wjazdu "nie dotyczy rowerów" to już w ogóle abstrakcja. Ale wiem, że w niektórych miastach rozwiązania dopuszczające ruch rowerów pod prąd są coraz powszechniejsze, cieszę się z tego i mam nadzieję, że Warszawa też kiedyś dołączy do tych miast. Na razie zmieniło się na lepsze to, że drogi rowerowe powstają z asfaltu, nie stawia się już na ich środku znaków drogowych i betonowych koszy na śmieci i nawet łagodne przejazdy rowerowe bez krawężników się pojawiają. Czyli jakieś tam zmiany są, co nie znaczy, że nie należy iść za ciosem.

 

Natomiast prawda jest też taka, że w Warszawie buduje się drogi rowerowe tam, gdzie wladzy jest wygodnie, a nie tam, gdzie są najbardziej potrzebne. Czyli na trawniku jak najbardziej, ale jak trzeba byłby zwęzić jezdnię lub zlikwidować trochę miejsc parkingowych, to już broń Panie Boże. Ale mam nadzieję, ze i tego się doczekamy.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A dlaczego taki wątek miałby zostać zamknięty? Z powodu "niesłusznych" opinii czy z jakiegoś innego powodu?

Z tego powodu, że na porządnych forach internetowych (a takie bez wątpienia tworzymy) zamyka się tematy, w których większość dyskutujących pisze farmazony, względnie pierniczy jak potłuczeni.

 

Wpisz sobie w google "contraflow cycling" i szperaj do woli.

Co prawda nie do mnie to było napisane, ale zadałem sobie ten trud i wpisałem, a zamiast szperania do woli kliknąłem "grafika".

I co się pokazało? A coś takiego: http://www.google.pl...6Kenm4QSM2I2DBA

Widzisz ile zdjęć pokazuje ładnie oznaczony pas dla rowerów?

 

Przede wszystkim pasy wlotowe i wylotowe, bo tam trzeba odseparować i zaznaczyć możliwość pojawienia się roweru. Najlepiej w formie zanikającej (przerywana linia) w głąb ulicy.

Szczegóły techniczne zostawmy już do rozważania konkretnych przypadków, bo o ile takie oznaczenia tylko przy skrzyżowaniach w zupełności wystarczyłyby na mniej ruchliwych ulicach, to jednak jadąc pod prąd większymi ulicami jednokierunkowymi wolałbym być oddzielony ciągłą linią na stałe.

 

Kontrapas dwukierunkowy to pomyłka - bardzo nienaturalna jazda lewą stroną jezdni. Jeżeli istnieje potrzeba separacji również ruchu rowerowego zgodnego z kierunkiem, to lepszy będzie pas rowerowy lub wydzielona droga rowerowa.

Jak ktoś jest z Warszawy i okolic to zapraszam do zobaczenia takiego cudu inżynierii w Tarczynie. Dwukierunkowa ścieżka doklejona do drogi, jadąc "pod prąd" w pełni legalnie miałem z przeciwka po lewej stronie rowerzystę jadącego niekoniecznie prostolinijnie, a po prawej autobus pks :woot: Makabra, myślę, że chcieli dobrze, tylko wyszło jak zwykle.

 

Natomiast prawda jest też taka, że w Warszawie buduje się drogi rowerowe tam, gdzie wladzy jest wygodnie, a nie tam, gdzie są najbardziej potrzebne. Czyli na trawniku jak najbardziej, ale jak trzeba byłby zwęzić jezdnię lub zlikwidować trochę miejsc parkingowych, to już broń Panie Boże. Ale mam nadzieję, ze i tego się doczekamy.

Dziwisz się? Żadna władza nie zrobi z premedytacją czegoś co mogłoby znacznie obniżyć ich notowania w zamian zadowalając 0,1% społeczeństwa. Czemu napisałem tylko 0,1%? A dlatego, że mam wrażenie, że znaczna część braci rowerowej, ekologów, ekoterrorytów i innych będzie niezadowolona niezależnie od poczynionych działań. Za dużo już ich wystąpień w internecie i telewizji widziałem, żeby sądzić, że da się ich jakkolwiek zadowolić.

Poza tym widać tutaj też jedną dość istotną zależność - najwyraźniej większość elektoratu wozi się samochodami, a nie rowerami. Może dlatego, że w rowerowych miastach zachodu mieszka się bardziej w centrum i dojeżdża rowerem 2-5km do pracy, a nie tak jak w Warszawie 20km lub więcej.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dziwisz się? Żadna władza nie zrobi z premedytacją czegoś co mogłoby znacznie obniżyć ich notowania w zamian zadowalając 0,1% społeczeństwa. Czemu napisałem tylko 0,1%? A dlatego, że mam wrażenie, że znaczna część braci rowerowej, ekologów, ekoterrorytów i innych będzie niezadowolona niezależnie od poczynionych działań. Za dużo już ich wystąpień w internecie i telewizji widziałem, żeby sądzić, że da się ich jakkolwiek zadowolić.

Poza tym widać tutaj też jedną dość istotną zależność - najwyraźniej większość elektoratu wozi się samochodami, a nie rowerami.

 

Badania ruchu w Warszawie wykazyją, że większość elektoratu wozi się zbiorkomem. Co znajduje odbicie w polityce transportowej - władza nie boi się zwęzić przestrzeni dla samochodów, aby wytyczyć buspas.

 

Rowerzystów na ulicach póki co jest mało, natomiast w znacznej mierze wynika to z kiepskich warunków dla ruchu rowerowego a nie z niechęci do rowerów jako takiej. Stworzenie takich warunków powoduje znaczny wzrostu ruchu rowerowego, co wykazano np. w Sewilli:

http://www.miastowru...l/info/sewilla/

 

Dlatego i władze Warszawy mogłyby wykazać się podobną postawą, skoro już i tak zwężają przestrzeń dla samochodu. Na razie zwężają dla zbiorkomu, ale dla rowerów też by mogli - z punktu widzenia elektoratu "samochodowego" i tak na jedno wychodzi. Zwłaszcza, że inwestycja w rowery to wymierne korzyści - mniejszy ruch samochodów (a więc mniej spalin i hałasu) i mniej obciążony zbiorkom, do którego jak wiadomo trzeba dopłacać (wpływy z biletów to mniej niż 40% kosztów funkcjonowania zbiorkomu).

 

Może dlatego, że w rowerowych miastach zachodu mieszka się bardziej w centrum i dojeżdża rowerem 2-5km do pracy, a nie tak jak w Warszawie 20km lub więcej.

 

Ale rozlewanie się miast (tzw. urban sprawl) jest właśnie skutkiem nadmiernego inwestowania w infrastrukturę samochodową, przy jednoczesnym niedoinwestowaniu pozostałych środków transportu. Gdyby mniej inwestowano w infrastrukturę samochodową, a więcej w rowerową i w zbiorkom (np. priorytety dla tramwajów na światłach - kosztuje to niewiele, a korzyści daje ogromne), to i Warszawa byłaby miastem znacznie bardziej zwartym. Co już się rozlało, to się rozlało, ale można spróbować ten proces zahamować, a nie patrzeć się, jak rozlewa się dalej. Jakieś próby już podjęto (choćby wytyczanie buspasów, inwestowanie w SKM), czas iść za ciosem i przypomnieć sobie też o rowerach :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Urban sprawl wynika zdecydowanie bardziej z tego za te same pieniądze można mieć 50m^2 (sensownego, nie jakiejś zapuszczonej nory do generalnego remontu) mieszkania w centrum lub 100-120m^2 w segmencie na bliskich przedmieściach, albo nawet w ościennych dzielnicach. Zamiast 70-80m^2 w centrum można już myśleć o domu lub połówce bliźniaka ok 140-160m^2. Przy czym podmiejskie części obu porównań mają jeszcze kawałek ogródka niejako w gratisie.

Droga sama w sobie nie powoduje urban sprawl. Popatrz na google maps czy zumi na Warszawę i okolicę, zobacz jak wyglądają okolice Grodziska Mazowieckiego, Milanówka, Otrębus, Podkowy Leśnej itp. Jedna droga wojewódzka, jednojezdniowa, do niedawana strasznie nierówna, a mimo to mnóstwo zabudowy. Czemu? - Linia kolejowa i WKD. To ma dziś znacznie większe znaczenie niż jakaś tam droga, która owszem powodem urban sprawl w czasach kiedy dopiero raczkował ;) .

Po prostu jesteśmy jeszcze społeczeństwem na tyle biednym, że większość nie może sobie pozwolić na duże mieszkanie w centrum i działkę rekreacyjną, że o domu weekendowym nie ma co już mówić. Dlatego ludzie, którym wiedzie się nieco lepiej niż przeciętnemu Polakowi, wolą wydać raz, a porządnie.

Ciekawe jakby wyglądały te okolice gdyby doinwestowano kolej tak żeby czas przejazdu spadł o połowę. Obstawiam morze domków jednorodzinnych i wielkie zapotrzebowanie na parkingi przesiadkowe, ale obawiam się, że przy władzy deweloperów zaczęłyby powstawać bloki w szczerym polu :bye2:

I oczywiście jestem jak najbardziej za inwestowaniem w komunikację zbiorową :)

 

Rowerzystów na ulicach póki co jest mało, natomiast w znacznej mierze wynika to z kiepskich warunków dla ruchu rowerowego a nie z niechęci do rowerów jako takiej. Stworzenie takich warunków powoduje znaczny wzrostu ruchu rowerowego, co wykazano np. w Sewilli: http://www.miastowru...l/info/sewilla/

Czy budowa 100 księgarni spowoduje, że ludzie będą więcej czytać? Czy wystawiając na allegro Fiata 126p do kapitalnego remontu za 100tys zł znajdę kupca? Czy wpuszczając na rynek w gigantycznej ilości napój względnie tani, ale obrzydliwy w smaku, o zgniłym kolorze i w brzydkim opakowaniu uda mi się go sprzedać tylko dlatego, że jest w każdym sklepie?

Te pytania są retoryczne, nie musisz odpowiadać. To jednak popyt powinien tworzyć podaż, a nie na odwrót. Bo o ile bardzo bym się cieszył z gigantycznej sieci DDR to jednak jakoś nie jestem przekonany, że same drogi wystarczą żeby ludzie przesiedli się na rowery. Potrzebna jest jeszcze zachęta, a jak na razie to szczerze mówiąc rzygać mi się chce jak widzę człowieka zachęcającego do porzucenia samochodu gdyż zamiast zachęcać słowami to taki najczęściej atakuje kierowców i wypomina wady jazdy komunikacją zbiorową, zamiast zachęcać działaniami to pokazuje się w tv czy gdzieś tam przepocony i nieogolony "ekolog".

 

Dobra koniec, bo strasznie z tematu zjeżdżamy :P

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

Ja na takie materiały patrzę zawsze przymrużonym okiem. Nigdzie nie ma źródeł liczb, na które powołuje się autor - ale niech będzie.

Zauważ jednak, że zaczynamy dyskutować w innych realiach prawnych i infrastrukturalnych, których nijak odnosić do polskiej rzeczywistości. W momencie, gdy masz przygotowaną infrastrukturę w postaci wydzielonych pasów i oznakowania, oraz odpowiednich regulacji prawnych, tam jazda pod prąd może być bezpieczna. Jednak póki co w Polsce nie ma ani jednego, ani drugiego, więc jazda w Polsce, na nie jest bezpieczna i poruszając się pod prąd stwarzasz zagrożenie dla siebie i innych. Było to już argumentowane w tym wątku, więc nie będę powtarzał.

 

Nie wytworzyłaby się w Polsce (a raczej nie zaimportowała z zachodu) kultura korzystania ze schodów ruchomych (stoimy z prawej strony, idziemy po lewej 0 tak funkconuje to w warszawskim metrze), gdyby schodów ruchomych u nas nie było. Nie wytworzyłaby się kultura jazdy samochodem "na suwak", gdyby nie było dróg z dwoma pasami w jedną stronę (które czasem lubią zwężać się do jednego pasa i stąd jazda "na suwak"). Przykłady można mnożyć.

 

Podałeś przykłady rzeczy, które idealnie odzwierciedlają kulturę współporuszania się. Obie te rzeczy, nie działają lub działają tylko trochę. Na schodach zawsze się znajdzie jednostka, która jednak stanie po lewej stronie i nie rusza się nawet na uwagi ludzi poniżej. Osobiście byłem dzisiaj świadkiem takiej sceny. Blokowanie lewego pasa na schodach ruchomych to norma. Szanse, że uda ci się wejść schodami ruchomymi lewą stroną oceniam 50/50, a w godzinach szczytu 30/70. Druga sprawa - jazda na suwak. Działa wszędzie na zachodzie, tylko nie u nas. Bo Polak ma taką mentalność, że dojeżdża do końca pasa i dopiero próbuje zmienić pas ruchu, co powoduje zator. Ale potem ma satysfakcję, że jest te kilka samochodów do przodu...

 

Nowe rozwiązania nie gryzą, nie ma się co ich bać :)

 

No nie gryzą. Ty jednak już korzystasz z rozwiązań, które jeszcze w Polsce nie istnieją :thumbsup: A to jednak jest różnica. Chcesz jeździć pod prąd - jedź do Belgii. W Polsce musisz stosować się do rodzimych rozwiań, a nie jeździć po angielsku, belgijsku, niemiecku czy francusku. Jeżeli ustawodawca/inżynier ruchu nie przewidział rozwiązania ruchu pod prąd dla rowerów - to nie przewidział. Jeżeli Ci to nie odpowiada, to proponowałem - poselska lub obywatelska inicjatywa ustawodawcza.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Co prawda nie do mnie to było napisane, ale zadałem sobie ten trud i wpisałem, a zamiast szperania do woli kliknąłem "grafika".

I co się pokazało? A coś takiego: http://www.google.pl...6Kenm4QSM2I2DBA

Widzisz ile zdjęć pokazuje ładnie oznaczony pas dla rowerów?

Przejdź się po ulicach Lipska lub Berlina przy pomocy Google Street view. Chyba większość dróg z dopuszczoną jazdą pod prąd nie ma pasów. Z drugiej strony, na niektórych skrzyżowaniach może głowa rozboleć od ich ilości ;)

 

Szczegóły techniczne zostawmy już do rozważania konkretnych przypadków, bo o ile takie oznaczenia tylko przy skrzyżowaniach w zupełności wystarczyłyby na mniej ruchliwych ulicach, to jednak jadąc pod prąd większymi ulicami jednokierunkowymi wolałbym być oddzielony ciągłą linią na stałe.

Nic dodać, nic ująć.

 

Jak ktoś jest z Warszawy i okolic to zapraszam do zobaczenia takiego cudu inżynierii w Tarczynie. Dwukierunkowa ścieżka doklejona do drogi, jadąc "pod prąd" w pełni legalnie miałem z przeciwka po lewej stronie rowerzystę jadącego niekoniecznie prostolinijnie, a po prawej autobus pks :woot: Makabra, myślę, że chcieli dobrze, tylko wyszło jak zwykle.

Jest też w Sopocie na Armii Krajowej. Jeszcze pół biedy jakby zrobili po prostej, a nie slalom raz jezdnia raz obok chodnika.

 

Dziwisz się? Żadna władza nie zrobi z premedytacją czegoś co mogłoby znacznie obniżyć ich notowania w zamian zadowalając 0,1% społeczeństwa. Czemu napisałem tylko 0,1%? A dlatego, że mam wrażenie, że znaczna część braci rowerowej, ekologów, ekoterrorytów i innych będzie niezadowolona niezależnie od poczynionych działań. Za dużo już ich wystąpień w internecie i telewizji widziałem, żeby sądzić, że da się ich jakkolwiek zadowolić.

Poza tym widać tutaj też jedną dość istotną zależność - najwyraźniej większość elektoratu wozi się samochodami, a nie rowerami. Może dlatego, że w rowerowych miastach zachodu mieszka się bardziej w centrum i dojeżdża rowerem 2-5km do pracy, a nie tak jak w Warszawie 20km lub więcej.

I to niestety jest problem. Patrzy się pod kątem wyborów, a nie realnych potrzeb miasta.

Są niezadowoleni, bo powstająca "infrasktruktura" rowerowa jest do bani. Tworzy się ją nie pod kątem bezpieczeństwa i wygody rowerzystów, a żeby ich wyrzucić z jezdni. Czasami dochodzi do takich absurdów, że dla "bezpieczeństwa" przed skrzyżowaniem jest koniec ścieżki, a za początek. Buduje się "drogi rowerowe" w miejscach gdzie są zbędne, fundując atrakcje w postaci "fal Dunaju" na obniżeniach wyjazdów z posesji i ograniczonej widoczności.

Ale to jest zupełnie inna bajka o organizacji pracy w UM, bo to szerszy problem niż tylko kiepskie projekty ddr-ów.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mam dziś mało czasu, aby odnieść się do wszystkiego szczegółowo, ale do dwóch kwestii odnieśc się muszę.

 

1. Chcesz jeździć pod prąd - jedź do Belgii. W Polsce musisz stosować się do rodzimych rozwiań, a nie jeździć po angielsku, belgijsku, niemiecku czy francusku. Jeżeli ustawodawca/inżynier ruchu nie przewidział rozwiązania ruchu pod prąd dla rowerów - to nie przewidział

 

Po pierwsze ustawodawca przewidział, nie istnieje żaden zakaz ustawowy prowadzenia ruchu rowerowego pod prąd, więc inicjatywa ustawodawcza nie jest potrzebna. Ruch rowerowy pod prąd może być prowadzony przy przepisach obecnych, wszystko jest kwestią odpowiedniego oznakowania. Problemem są nie złe przepisy, tylko urzędniczy beton, który boi się nowinek i boi się, ze musiałby się nagle doszkolić, popracować trochę itp., a tu przecież ciepła posadka i parę lat do emerytury.

 

Po drugie nie mam zamiaru jechać do Belgii. Urodziłem się w Polsce, w Polsce mieszkam całe życie, to jest mój kraj i to w Polsce oczekuję normalności. I mam nadzieję, że jak najwięcej rowerzystów będzie jeździć pod prąd, bo tylko to jest w stanie skruszyć urzędniczy beton, który może w końcu zobaczy, że nie da się już dłużej bronić fikcyjnych i niepotrzebnych zakazów.

 

2. To, że udział ruchu rowerowego jest w Polsce niewielki (to do kolegi Niedźwiedzia), to nie znaczy automatycznie, ze nie ma popytu na infrastrukturę rowerową. Popyt jest, tylko ukryty, jego istnienia dowodzą rózne badania opinii publicznej (w wolnej chwili mogę poszukać linków). Wychodzi z nich, ze sporo ludzi byłoby zainteresowanych korzystaniem z rowerów (jeśli nie regularnie, to od czasu do czasu), gdyby istniała ku temu odpowiednia infrastruktura.

 

Załóżmy, że w jakimś mieście nie ma prądu (w Polsce już niemozliwe na szczęście, w niektórych krajach trzeciego świata wciąż możliwe). Czy to znaczy, że nie ma tam popytu na urządzenia elektryczne, że nie ma tam ludzi, którzy chętnie obejrzelby telewizję, oświetlili dom żarówkami a nie świecą, prali w pralce automatyczne? Tacy ludzie istnieją, więc jest popyt na urządzenia elektryczne i samą elektryfikację, tyle że ukryty - nikt przecież nie kupi pralki i lodówki,gdy nie ma prądu. Nierozsądne jest działanie w taki sposób, że czeka się, aż ludzie kupią pralki i lodówki, a dopiero potem być może zrobi się elektryfikację (chociaż obawiam się, ze we współczesnej Polsce przy urzędniczej "logice" byłoby to możliwe - w tym sensie cieszę się, że zelektryfikowano Polskę za komuny).

 

I z ruchem rowerowym jest tak jak z elektryfikacją. Najbardziej zdeterminowani jeżdzą rowerem po chodnikach i wśród rozpędzonych samochodów (tak jak przy braku prądu najbardziej zdeterminowani kupują agregaty prądotwórcze), a inni czekają na dobrą infrastrukturę i moga jeszcze dłuuugo czekać. Choć popyt jest.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Po drugie nie mam zamiaru jechać do Belgii. Urodziłem się w Polsce, w Polsce mieszkam całe życie, to jest mój kraj i to w Polsce oczekuję normalności. I mam nadzieję, że jak najwięcej rowerzystów będzie jeździć pod prąd, bo tylko to jest w stanie skruszyć urzędniczy beton, który może w końcu zobaczy, że nie da się już dłużej bronić fikcyjnych i niepotrzebnych zakazów.

 

Nie można w taki sposób wymuszać wprowadzenia nowych rozwiązań, bo na ulicy, gdzie obowiązują polskie zasady, Ty stosujesz belgijskie, wprowadzając zamieszanie, przez co stwarzasz niebezpieczeństwo. Tak się nie da. Pewnego dnia, Ty lub ktoś kto pójdzie w Twoje ślady może komuś zrobić krzywdę.

 

Problemy... Natury kultury współistnienia... W rejonach o średnim i dużym natężeniu ruchu, nie widzę innego rozwiązania niż wydzielenie pasu. Tak więc będziesz musiał przekonać jeszcze kierowców, którzy parkują na jednokierunkowych, że muszą poświęcić swoje miejsca, abyś Ty mógł przejechać rowerem pod prąd. Jednokierunkowa właśnie spełnia często funkcję parkingu. Często korzysta się z tego rozwiązania, żeby udrożnić ruch na wąskich ulicach. Nie widzę tego, biorąc pod uwagę, że darto już szaty, jak zostało nabąknięte o wprowadzeniu opłat za wjazd do centrum (to tez działa na zachodzie, tylko jakoś w Polsce nie może).

Kolejny problem to finanse. Postawienie czy modyfikacja jednego znaku może kosztować nawet kilkaset złotych. Niby sam znak jest tani, ale ktoś musi go kupić, przywieźć, zamontować, a przede wszystkim zmienić i zatwierdzić projekt organizacji. Dodatkowo trzeba zrobić oznakowanie poziome. Tego się nie maluje pierwszą lepszą farbą ze sklepu dla bohaterów w swoich domach. W skali mikro, może i ktoś by znalazł pieniądze. Ale w skali całego miasta - zerowe szanse. To jest kolejny problem na wprowadzeniu proponowanych rozwiązań. O ile jeszcze mogę sobie wyobrazić, że kierowcy przełkną tą pigułkę, tak nie widzę budżetu na reorganizację ruchu.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zarchiwizowany

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...