Skocz do zawartości

adam94x

Nowy użytkownik
  • Liczba zawartości

    8
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Ostatnie wizyty

Blok z ostatnimi odwiedzającymi dany profil jest wyłączony i nie jest wyświetlany użytkownikom.

Osiągnięcia użytkownika adam94x

Świeżak

Świeżak (1/13)

  • Od miesiąca
  • Reaktywny
  • Pierwszy post
  • Od tygodnia
  • Dedicated Rzadka

Ostatnio zdobyte

3

Reputacja

  1. Właśnie odkryłem, że mam te treningi na TP! Tylko z 2020 widzę że są, w 2021 nie używałem tp, czyli na zawsze przepadły, nie mam wersji premium, da się je jakoś zgrać na stravę z trainingpeaksa? Niech będzie jakaś pamiątka, może ktoś spojrzy na jakiegoś koma którego zrobiłem wejdzie przypadkiem i zobaczy taki typowy trening-mordercę z kilkoma ćwiczeniami na absolutnym limicie albo jakieś szalone cykle wytrzymałości po 30-40h/tyg i pomyśli ciekawe co to za dziwny człowiek tak trenował...
  2. Przeczytałem całą waszą dyskusję, każdy ma trochę racji moim zdaniem, nie będę tu stawał po niczyjej stronie każdy robi to co uważa za słuszne, mogę tylko i wyłącznie opisać swoje doświadczenia. Mam podobne przemyślenia co niektórzy z was. Moja historia była trochę nietypowa, obecnie mam 29 i pół roku, więc jestem 10 lat młodszy niż "klasyczny kolarz" ze stravy, stający regularnie na pudłach i żyjący jak pros,a jednak jestem już całkowicie spełniony w tym temacie a wręcz byłem już wypalony. Moja przygoda zaczęła się w 2004, do 2009 jeździłem na raczej tanich rowerach mtb(poza pierwszym były jednak markowe), w cywilnych ubraniach. Od razu to pokochałem, w wieku 13 lat zaliczyłem pierwsze 120 km po mocno pofałdowanej trasie, w wieku 14 przekroczyłem grubo 200. Nigdy nie lubiłem terenu, tylko asfalt i szutry ewentualnie. W 2009 pod koniec lata wstąpiłem na krótko do klubu kolarskiego, poznałem co to szosa itd. Z wielu powodów zrezygnowałem,także z jazdy na rowerze na długi czas. Wróciłem w 2014 odkurzahąc starego mtb 14 kg.. Trochę go uszosowiłem, pierwsze jazdy to po 80-120 km, bez problemów. Poczułem znów tę starą miłość. Kolejny rok to kupno szosy, całego ekwipunku, kasków strojów itp. Zacząłem jeździć regularnie, także na ustawki, skakałem, szalałem. Poszło tego 400 h w pół roku, kolejny sezon 2016 był rekordowy, dobrze ponad 20k km, przepracowana cała zima, ustawki, góry, samotne dłuższe trasy, mocne tempówki. Wszystko. W listopadzie kupiłem miernik. Lata 2017 i 18 były najgorsze, mimo rekordów mocy na początkach sezonu potem już zero chęci, ogromne kryzysy, choroby, przetrenowanie, na ustawkach odpadałem po rozgrzewce natychmiast, przytyłem kilka kg... do zapomnienia. I teraz dochodzimy do 2019. Tu zaczyna się historia. Wszyscy mnie olali, wyśmiali, ja się załamałem ale zacząłem jeździć, bez celu, planów. Na wiosnę pobiłem parę rekordów mocy. Z minuty i dwóch minut na jednym treningu, miesiąc później z mocy 3 minutowej i nawet 12. To były dobre oznaki, późnym latem złapałem objętość, trenowałem znów dużo i mocno. Na jesień biłem swoje rekordy, skonkludowałem powrót do żywych 8 godzinną jazdą po pętli ze średnią ponad 33 i rekordem na 20 minut. Ale to nic, obiecałem sobie że rok 2020 będzie absolutny, i przekroczę 800h treningowych. Ten czas zaczął się w święto niepodległości 2019 i skończył w tym samym dniu rok później. Co to był za rok! 821h treningowych, wiele rekordów mocy, pierwsze samotne ultra 600km. Cała zima przetrenowana niezwykle profesjonalnie. Siła, wytrzymałość siłowa, tempa 90m niezliczone 5-7h treningi, periodyzacja bezbłędna, nie miałem trenera. Zero trenażera, zero nie licząc jednego tygodnia regeneracyjnego! Nawet pogoda się ustawiła pode mnie, najdłuższa przerwa to 3 dni w ciągu tych 365. Robiłem 3-5 h treningi na których wplatywałem 2-3 ćwiczenia trwające 10-25 minut oczywiście interwałowo. Przykładowe które pamiętam to równe 600W przez minutę, 30s odpoczynku 100w po czym 8 minut 320w i 8 minut 365W bez odpoczynku. Łącznie 17:30m. To było chyba moje ulubione ćwiczenie robione w różnych wariantach czasowych. Waga cały sezon to 65-65.5kg. Inne niewiarygodne z obecnej perspektywie cuda które robiłen wtedy to samotny test mocy 2h po płaskich opustoszałych drogach 283W, cały trening trwał 5h, osobisty rekord na Kocierzy 370W, 65kg, 11:21, rekord mocy 3m 478W, pętla 275km zrobiona w 8 godzin, średnia 34 z hakiem, 220w 6300kj, samotnie. Nie będę skromny, szalałem niesamowicie wtedy, pamiętam koma w ojcowie na parę tys ludzi, na spokojnym 5h treningu po prostu z nudów skoczyłem ponad 2m w trupa. Byłem mistrzem w znajomości swoicg możliwości, wiedziałem ZAWSZE na co mnie stać, własne ćwiczenia wymyślałem jak poezję wręcz. Nigdy się nie pomyliłem. Jeździłem tylko sam,może 3 razy z kimś. Nie trenowałem już pod ustawki czy wyścigi, tylko dla własnych rekordów. Ale do czego zmierzam? Rok 2021 miał być kontynuacją. I był do czasu. Zimę przetrenowałem jak pros. Pamiętam jak 6 tygodni z rzędu miałem średnio 21-22h w tygodniu, potrafiłem 3 dni z rzędu jeździć na trenażerze 4h, jak maszyna. Na tempomacie 220w i kręcimy do ponad 3000kj. Ogólnie wszystki liczyłem wtedy wattami i kj. Km, średniamiałem w dupie, nawet czas jazdy. Tylko kj. Bardzo często ale to już na zewnąrz tempa 1.5h po 270-280w na treningach trwających 4h, często w lekki mróz, trzeba było znaleźć drogę gdzie można jechać 60km bez zatrzymania. Potem waga spadła do 63 pobiłem rekord godzinny(311W), dwu godzinny(290W i to ze skokami minutowymi na 450w co 10 minut!), doszło do absurdu gdzie miałem 3 tygodnie treningowe z rzędu średnio na 28 godzinach i 1200tss. 2-3 w ciavu takiego tygodnia waliłem interwałowy trening(NIGDY nie skracałem jego długości. Wplatywałem ćwiczenia w 4-5h trening). Jak robiłem długi tlen to zawsze conajmniej 7h. Doszedłem do granic absurdu i bezsensu. Poddałem się jakoś w czerwcu po zrobieniu w ciągu pół roku może 500h, zrobiłem wtedy przerwe trwajacą bardzo długo. Nie dotykałem roweru. Nie było mi nawet szkoda zmarnowanych setek godzin rzeźni. Wróciłem na poważnie po 3 miesiącach(w międzyczasie siadałem na rower bardzo nieregularnie). Moce na vo2max i beztlenowe spadły niewyobrażalnie, ale wytrzymałość w miarę szybko odbudowałem, skupiłem się na dłygich jazdach, w listopadzie zrobiłem 350km, w lutym już 2022 320, w marcu 360, w maju 470(miało być 600 ale zimna noc mnie pokonała), potem latem 628km, i wreszcie w sierpniu spełniłem dawne marzenia i pojechałem nad morze, 600km z hakiem. Nie trenowałem już mocnych ćwiczeń, jedynie tak by móc sobie pozwolić na długie dystanse. Potem znowu zrobiłem przerwę i dalej jeździłem TYLKO tleny, często 200km, ale na codzień ok 3h. W ubiegłym roku zrobiłem 3 razy dłuższy dystans kolejno 374, 385 i 420 km. Zrezygnowałem z miernika. Jesienią zrobiłem najdłuższą przerwę w życiu. Praktycznie zimą nie dotykałem roweru, teraz wracam, jeżdżę w miarę żwawo, ale bez miernika, bez tętna, bez celu. Nawet nie wiem czy zrobię długi dystans w tym sezonie czy nie. To bez znaczenia. Po co o tym piszę i się chwalę?😅 Żeby pokazać że nie da się w nieskonczoność robić progresu, i można dojść do granic absurdu, nie będąc prosem w WT, to co innego. Ale nie żałuję absolutnie, to była fajna zabawa, rok temu jak zobaczyłem moje treningi z 2020 pomyślałem, że gdybym nie wiedział że to ja, to bym pomyślał, że ktoś musiał być na ostrym cyklu dopingowym, szczęka mi opadła. Ostatecznie usunąłem wszystkie stare treningi na zawsze, bo miałem chęci by je próbować kopiować, albo podziwiałem je analizując pół dnia. Nawet wróciłem ubiegłego lata do miernika na miesiąc i zrobiłem swoje ukochane stare ćwiczenie, i dwa razy tempo 1.5h na 270. Wyszło całkiem nieźle, po 3 miesiacach mógłbym bez problemu wrócić do wszystkich starych liczb nawet beztlenowych. Ale to zamknięty rozdział w życiu. Poznałem wszystko co chciałem co związane z wysiłkiem na rowerze, i dystansami. Teraz robię to dla zabawy, bez kompleksów, i oczywiście będąc może 20% słabszy, ale to bez znaczenia. Jeszcze dodam to co najważniejsze - w czasach mojej rekordowej formy przyjemność nie była ani odrobinę większa niż gdy formę mam przyzwoitą, ale jednak te 10% słabszą. Owszem nie jest fajnie jeździć dostając zadyszki na każdym wiadukcie, mając zakwasy po 2h przehażdżce i 10kg nadwagi, ale przyjemność nie jest większa mając formę na 12 minut z 370 a 12 minut z 320w, chyba że się ścigamy. No i kwestia skąd się bierze, nie ma satysfakcji z osiągania rekordów, ale to jak pokazuje mój przykład gonienie własnego ogona i nie jest do utrzymania w nieskonczoność.
  3. Rozważam licznik hammerhead, czytałem o karoo 2 - minus bardzo krótki czas pracy baterii, reszta to raczej plusy, ciekawe że ma system androida. Pytanie jak z oryginalnymi mapami, lepsze/gorsze niz w garminie? Ma teraz wyjść nowy model karoo 3 o którym nic jeszcze nie wiwdomo, może to jego kupię? Kto wie. Nie śpieszę się z decyzją, na razie moja forma nie pozwala na długie eskapady, więc sprzętu nie wykorzystam 🙃😄
  4. To wszystko jasne, wiec ten system wielopasmowy to nie jest po prostu łączenie np gpa+galileo czy glonass a wielopasmowość w obrębie jednego systemu i wiecej satelit jak dobrze rozumiem. Pewnie bryton też z niego nie korzystał, ani edge 520.
  5. Zaschnięty obornik zdarza się na drogach asfaltowych, podobnie jak pieski. Poza tym czym innym jest jakaś drobna uciążliwość a czym innym jawni wręcz psychopaci w 40 tonowych zestawach. Zresztą do kierowców i tak mam dużo tolerancji. Nawet mistrzowie prostej jadący 150 mi nie przeszkadzają, dopóki droga pusta a oni zachowają odstęp, wyprzedzanący z naprzeciwka na trzeciego też. Jestem przyzwyczajony.
  6. Kilka rzeczy niezmienne od lat, ale ostatnio albo się nasiliły albo staję sie na nie dużo bardziej wrazliwy, albo jedno i drugie Dziury, dziury i jeszcze saz dziury, ale też koleiny, większe podłużne pękniecia, i wszelkiego rodzaju wyboje. Pół biedy kiedy wiem gdzie ich się spodziewać. Gorzej gdy jadę w rzadko odwiedzany strony i z prędkości 40 zwalniam do 20, nie będę ryzykował 0.05 km/h większą średnią wracania do somu karetką lub choćby zniszczonego stroju i roweru. Ostatnio jechałem właśnie spokojną wiejską drogą, po bokach drzewa które w pełnym słońcu rzucały takie cienie na wyboistą drogę, że nie szło skutecznie rozpoznać dziur. Czasem na takich nieznanych drogach mam już schizy gdy droga prowadzi przez las, boję się rozpędzać, bo nie wiem czy w ostatniej chwili nie będę musiał hamować przed kraterem, no chyba że to ogólnie droga przyzwoitej jakości. Mówię to o jakichś lokalnych drogach w szczególności. 2. Kierowcy którzy mnie wyzywają kiedy jadę 40-50 km/h na opustoszałej szerokiej drodze z linią przerywaną, ale muszą mnie obtrąbić bo obok zauważyli ddr(pełną piasku zazwyczaj, lub kończącą się za 100m gdzieś na przystanku itd. Wiadomo o co chodzi). Czasami trąbią na mnie tak po prostu, na zwykłej DW czy DK jednopasmowej, bez zakazu rowerów tak po prostu. Mimo że obok nie ma ddr. 3. Tirowcy jadący z szaloną predkością i nie zachowujący jakiegokolwiek odstępu nierzadko na pustej drodze. Ostatnio miałem multum takiego typu sytuacji i to na jednym treningu! Chyba naliczyłem ich z 10 na 200 km. Za każdym razem warunki do wyprzedzania były. Z jednej strony na pustej drodze zachowują taki odstęp, że musiałem się zatrzymać na poboczu bo zmietliby mnie naczepą, dwa zbliżają się około 90km/h nawet minimalnie nie zwolnią, wygląda to jak by chcieli hamować dotykając dopiero mojego tylnego koła... ostatnio trzy zestawy pod rząd jechały na pustej prostej drodze ok 90, i każdy z nich prawie mnie staranował nie zahowując minimum odstępu i nie zwalniając nawet o 1 km/h. Często jadę w takich sytuacjach środkiem pasa, zmuszając ich do zwolnienia przed wyprzdzeniem(oczywiście nigdy złośliwie nikogo nie blokuje, w takiej sytuacji gdyby ktoś miał się za mną wlec 30 km/h przez 5 minut już bym się zatrzymał by przepuścić). Generalnie jazda szosowa jest jaka jest, trzeba dzielić nierzadko złej jakości drogi z kierowcami, nierzadko pijanymi, naćpanymi, rozkojarzonymi czy którzy nienawidzą rowerzystów z jakiegoś powodu. Albo uważają że zwolnienie do 40kmh i to w zabudowanym, na raptem 30s to ujma, oni poniżej 100 nie jeżdżą nawet po osiedlu przecież.... Chyba któregoś dnia przerzucę się na jakieś szutry czy mtb.
  7. Na razie na nic się nie zdecydowałem. U mnie jest troszkę inna sytuacja, niż u większości. Lata gdy trenowałem 800-900h rocznie w tym 3x w tygodniu ćwiczenia na mocy mam za sobą, obecnie idę w stronę ultra/turystyki(z tym że dalej szosowej i żwawej, jeszcze nie etap trekinga i postojów na kiełbaskę 😉). Do pomiaru mocy MOŻE wrócę(trenowałem z nim dobre 6 lat z rzędu). Obecnie odstręcza mnie to trochę, na drogach sami psychopaci, rozpędzone do 90 tiry na ograniczeniach do 50-70 które nie zachowują nawet metra odstępu i spychają mnie do rowu, dziur coraz więcej, nie ścigam się i nie zamierzam - pomiar kupię chyba bardziej z nostalgii niż by zacząć jakiś rygor treningowy. W tych warunkach to już nie dla mnie dokładać sobie stresu ćwiczeń na mocy, już to przerabiałem latami nic nowego dla mnie. Jedyne co to tęsknie za dokladnymi danymi kj i możliwością równej jazdy, ale po latach mam takie czucie, że i tak wiem jak jechać na zwykłym treningu wytrzymałości. Paradoksalnie lepiej mi bez miernika, cieszę się jazdą a nie tylko patrzę obsesyjnie w cyferki jak dawniej. Obecnie na korzyść 1040 przemawia bateria i 3.5 zamiast 3 cala. Czy to zaleta? Nie wiem czy 3.5 nie będzie z kolei zbyt duże. Na pewno 2.6 będzie zbyt małe. Wszystko kręci się wokół baterii. Te godziny w 1040(nie w solarze nawet) kuszą, z drugiej strony na długich trasach podpinam powerbanka na postoju i wychodzi to samo(nie ścigam się na uktra, jeżdżę w 100% dla siebie, swoimi trasami, stoję kiedy chcę, jadę kiedy chcę 😅 podpiecie na 30 minut na 500 km trase powerbanka to żaden problem). Kolejna rzecz GNSS, czy explore 2 będzie dość dokładny? Nie wiem czy 1030 miał już ten wielopasmowy gps czy dopiero 1040? Jeśli nie miał, i latami był to topowy sprzęt to pewnie go nie potrzebuję. Cena wiadomo przekonuję do explore 2. Rozsądnym byłoby kupno explore 2, a w przypadku gdybym kiedykolwiek potrzebował realnie 1040(np wrócił do obsesyjnego trenowania z mocą choćby w przyszłym roku czy za dwa, jeśli spokojne jazdy mnie znudzą) dopiero wtedy go kupił. Gdyby nie dylemat z gnss, baterią i może wielkością ekranu, natychmiast kupiłbym explore 2 na ten sezon. Jeśli ktoś posiada explore 2 już jakiś czas i może powiedzieć, że w praktyce śmiało nadaję się do dłuższych samotnych jazd po szosie, i czytelność mapy przy 3 calach jest wystarczajaca, to raczej go kupie. A jeszcze dodam że obecny bryton ma 35 h baterii, i możliwość pracy z gps+glonass+coś tam jeszcze jednocześnie. O to chodzi z tym wielopasmowym sygnałem?
  8. Witam, poszukuję licznika rowerowego, oczywiście z dobrymi mapami(to najważniejsze), skuteczność nawigacji jest mniej ważna. Moje jedyne doświadczenie z garminem to stary już model 520, którego wspominam bardzo dobrze jak na moje ówczesne potrzeby , jednak brak nawigacji mi mocno przeszkadzał, na długich treningach w mniej znane mi strony nieraz musiałem wycjągać telefon z kieszeni w czasie jazdy lub zatrzymywać się przed rozwidleniem żeby upewnić się jak jechać. Obecnie nie trenuję z mocą, choć nie wykluczam, że znów do tego wrócę. Problem w tym, że potrzebuje jedynie klasycznych pól danych(tj. moc 30/3s, tss, kj, if, laps), stąd też wątpliwości dotyczące przepłacania za 840/1040, gdzie nie wykorzystam 90% funkcji dot. treningu(naprawdę nie lubie gdy urządzenie mówi ile odpoczywać, interwały nawet najbardziej wymyślne nie dosyć że wymyślałem sam, to zawsze je pamiętałem, a nawet wymyślałem je/modyfikowałem w czasie samego treningu na podstawie dyspozycji dnia i innych zmiennych. I nie chcę wchodzić w dyskusje ideologiczne, że trzeba się słuchać urządzenia które mówi, że wytrzymasz jeszcze 353.87s na tej mocy, lub masz odpocząc dokładnie 44 godziny i 1 minutę przed następnym treningiem). Po prostu znam swoje nastawienie i potrzeby, jeżdżę wiele lat, i wiele lat jeździłem z mocą. Za 840 i 1040 przemawia uczucie posiadania topowego sprzętu i fajnych bajerów których nie potrzebuję se facto. Stąd też padło na explore 2, który oferuję dobre mapy, nawigację, i pozwala połączyć miernik mocy. Dla użytkowników tego sprzętu, którzy mieli też inne garminy: 1. Czt są tam PODSTAWOWE pola danych mocy(3s, 30s, okr, średnia moc okr, tss, if, kj, maksymalna moc) itp, czyli wszystko poza jakąś dynamiką, rozkładem l/p, zapisanymi interwałami. Same gołe pola. Jak poczuję potrzebę choćby za 2 lata wszystkich bajerów kupię nowy licznik. 2. Jak z czytelnością ekranu w porównaniu do innych modeli, wytrzymałością baterii, solidnością wykonania(przyciski itd), czasem reakcji, czy ekran można obsługiwać również przyciskami jak w 840 czy tylko dotykowo Jak napisałem, głównie zależy mi na dobrych mapach, czytelnym ekranie, i PODSTAWOWYCH polach danych w tym mocy jak w 520(chociaż rozkład l/p czy jakaś dynamika pedałowania tego typu rzeczy są zbędne dla mnie). Teraz jeżdżę z brytonem 320, bardzo podatawowym modelem, na którym jednak potrafiłem trenować po 25-40h tygodniowo, robiąc skomplikowane interwały na mocy(i nie czułem nawet przez sekundę potrzeby by były zapisane na urządzeniu i by urządzenie mi przypominało jaką trzymać moc, mimo mojej ówczesnej obsesji wręcz na punkcie analizy danych po treningu, znałem swoje moce i możliwości jak własną kieszeń). Wady? Oczywiście brak nawigacji czy jakichkolwiek map i średnia czytelność w porównaniu z edge 520, zależy jeszcze jak słońce pada, ale jednak nie ma porównania do garmina. Na koniec kwestia budżetu. Nie mam ustalonego sztywnego limitu, chodzi o bezsensowne przepłacanie. Mam skłonność do nadmiernego konsumpcjonizmu, i kolejny tysięczny już gadżet który mi się znudzi po tygodniu, nie da mi satysfakcji poza momentem odpakowywania, dlatego celuje tym razem w praktyczność, z możliwością dopłaty za jakość i funkcje z których naprawdę będę korzystał. Stamina fajnie brzmi w opisie, ale ja po latach lepiej wiem ile wytrzymam, niż urządzenie.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...