Skocz do zawartości

KtoToWidzial

Nowy użytkownik
  • Liczba zawartości

    6
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia użytkownika KtoToWidzial

Świeżak

Świeżak (1/13)

  • Od roku
  • Od miesiąca
  • Od tygodnia
  • Dedicated Rzadka
  • Pierwszy post

Ostatnio zdobyte

6

Reputacja

  1. Czołem. Postaram się streścić moje dzisiejsze osiągnięcia rowerowe. Najpierw postanowiłem założyć nowe Mezcale (tak, z przodu też, bo nigdy nie miałem z przodu, więc postanowiłem przetestować). Pierwsza godzina przekleństw, najpierw wewnętrznych, a po jakimś czasie artykułowanych w sposób być może słyszalny dla osób przechodzących w pobliżu garażu, przerodziła się w ciche łkanie na pograniczu rozstroju nerwowego. Na szczęście słońce mocno dziś prażyło (w ogóle od samego rana pogoda mnie wyciągała na rower brutalnie i bez sentymentów, błękit nieba, lekki wiaterek, jakaś taka wilgotność powietrza, że aż chce się nim oddychać, nawet ziemia pachniała zapraszająco - no dobra, zapach ziemi to nie do końca to, co chcielibyśmy poczuć podczas rowerowej wycieczki), więc podszedłem do sprawy mądrze, chytrze i podstępnie. Opony rozłożyłem na balkonie, żeby się rozgrzały, a w tym czasie wróciłem do garażu aby dokonać reszty zaplanowanych i spontanicznych zabiegów. Jakiś czas temu jeden z pinów mi się poluzował i podczas naciskania na niego wydaje taki wkurzający, pykający odgłos jak kamyki obijające się o ramę. Da się go wkręcić, ale po kilku godzinach znowu ma nawroty. Uznałem, że go klejem do gwintów potraktuję. Miałem w garażu nową buteleczkę z której trzeba było odciąć "kapturek". No i tak niefortunnie wyszło, że mi to niebieskie cholerstwo chlapnęło na koszulę (wcześniej ubrałem się "po cywilnemu", bo miałem pojechać po klej, ale już w garażu przypomniałem sobie, że mam gdzieś zapasową butelkę). Nic to, gorsze rzeczy się ludziom przytrafiają, pomyślałem. Wróciłem do domu, żeby to jakoś zmyć (octem go zaatakowałem, nie wiem czy dobrze, ale intuicja mi tak podpowiedziała), przebrałem się i do garażu. Szkoda czasu na pierdoły, ranek zaraz przejdzie w południe, a dzień coraz krótszy. Gwint posmarowałem, przykręciłem, g... to dało (jak się ostatecznie okazało). Ale nie bądźmy małostkowi, z pykającym pinem też da się jeździć. Mijają mnie czasem ludzie, których słychać 100m dalej i też się dobrze bawią. Chyba. Uznałem, że i tak muszę poczekać na opony, więc zrobię coś pożytecznego. Na przykład korzystając z tego, że mam zdjęte koło, wyczyszczę sobie porządnie kasetę. No i okazało się, że mam tam lekki luz. Drobiazg. Wystarczy dokręcić, prawda? Prawda, pod warunkiem, że nie zgubiło się gdzieś klucza. Szukałem go z pół godziny, aż narastające zniecierpliwienie wygoniło mnie z garażu. Robiło się coraz później, więc zamiast się skupić, mój układ nerwowy postanowił na chwilę stracić czujność i sięgając po kłódkę leżącą na półce nad rowerem jakoś tak ją w pośpiechu smyrnąłem, że się ześlizgnęła lądując na tylnym trójkącie. Chyba nic nie pękło, ale kawałek lakieru poszedł w cholerę. Z kołem w ręce poszedłem do pobliskiego serwisu, żeby pożyczyć narzędzie. Minę musiałem już mieć cierpką, bo facet, którego poprosiłem o pożyczenie klucza przerwał majstrowanie przy jakimś rowerze, bez słowa go wręczył, przyglądając mi się przez chwilę jak psychiatra najnowszemu Napoleonowi na oddziale, temu który naprawdę, bardziej od innych twierdzi, że jest tym prawdziwym. Przeprosiłem za kłopot, podziękowałem, wróciłem do garażu. Minęło już tyle czasu, że opony zdążyły się rozgrzać. Już się bałem, że doznam kolejnej bolesnej i wstydliwej klęski, ale okazało się, że tym razem udało się je ładnie nałożyć. Odrobinę popsuła mi humor świadomość, że 2 dni wcześniej pożyczyłem siostrze stacjonarną pompkę i musiałem się kilka razy pitolić awaryjną, żeby porządnie opony wycentrować, ale co tam - dopiero 13. Jeszcze kawał dnia przede mną, piękna pogoda, jak tylko wsiądę na rower cały wku...znaczy, negatywna energia się szybko rozjeździ. Niestety, nie było mi to pisane. Założyłem koła, sprawdzam sobie hamulce czy po tarczach nie szorują, aż tu nagle, za plecami słyszę znajomy, mrożący krew w żyłach głos. To mój sąsiad. Velominati. O nim można książkę napisać, ale streszczę w trzech zdaniach. To jest facet, który jeździ wyobraźnią. O sobie i o świecie. Kupuje co rok-dwa jakieś szosowe rowery za 30k, Pinarello itp. Wiecie o co chodzi. Jeździ tym wokół komina z dwoma podobnymi kolegami, chyba nigdy nie pojechali dalej niż 20 km od domu. Szpeju na sobie i na rowerze jakby treningi przed TdF robili, mierniki kadencji, jakieś gpsy, radary, czujniki tętna, oddechu, kalorii, składu bąków, co chcecie. Skarpety pod kolor ramy, trykoty jakichś grup kolarskich, pełny odlot. Ja ze swoim podejściem do tych spraw uchodzę w tym towarzystwie za pariasa, jak sądzę. Chłop dawno stracił panowanie nad tym wszystkim. Jednakże, nie mi oceniać kto co sobie kupuje i po co, w jakich gaciach jeździ i jakiego rodzaju podniety mu to niesie. Problem w tym, że za każdym razem gdy widzi, że robię coś przy rowerze, przychodzi i prosi, żebym mu też coś pomógł - korbę przełożyć, siodełko pomóc wyregulować, dętkę k...a wymienić itp. Wiecie, raz czy czwarty po sąsiedzku pomogłem, ale facetowi odległe są powszechnie przyjęte standardy międzyludzkich relacji. Na przykład ma w zwyczaju stać nonszalancko oparty o ścianę i podczas, gdy ja robię przy jego rowerze jakąś plebejską czynność, którą on się nie splami, prawi morały o tym, że używam jakiegoś klucza Topeak, a Pedros byłby lepszy Skąd on to wie, skoro żadnego nie trzymał w ręce? Normalnie jasnowidz (albo za dużo czasu na forach siedzi :D). Dotychczas znosiłem to z pewnym rozbawieniem, bo wiecie - na razie nie porypało mnie na tyle, żeby kupować sobie jakieś butikowe kasety za 3k, albo pedały za 1,5k (zwłaszcza, że głównie jeżdżę w terenie, więc rozwalenie tego to kwestia czasu), więc miałem okazję przyjrzeć się tym rzeczom z bliska, obejrzeć jak to działa, czym się różni i mieć czyste sumienie, że jak coś spieprzę to on się będzie martwił. Mnie to nie zaboli. Było oddać do serwisu. Ale nie dziś. Przyszedł, zagadał, zaczął coś jakby mimochodem, że widzi, że mam nowe opony. On też sobie kupił i czy bym mu nie przełożył, bo on by w sumie sam spróbował, ale boi się, że coś krzywo założy i będzie mu biło, a poza tym kompresor mu się popsuł. Ja, na tyle grzecznie na ile było mnie stać odparłem, że nie mam czasu, a poza tym nie napompuję mu tego, bo mam (w sumie nie miałem, bo pożyczyłem siostrze) pompkę do 4 bar, a ten jego niedorozwinięty rower chyba by chciał więcej. No i jakby diaboł w niego wstąpił. Gorzej niż żonę obrazić. Coś tam zaczął o prestiżowych markach, a nie jakichś Orbeach z masowej produkcji, że ja się jeszcze muszę dużo nauczyć, że przychodzi z prośbą o pomoc, a spotyka się z tak opryskliwym przyjęciem etc. 14:30. Mnie nosi już od kilku godzin, ale mam coś takiego, że im bardziej jestem zdenerwowany, tym bardziej staram się być spokojny, bo jak wybuchnę, to będzie z kosmosu widać. Pożegnaliśmy się oschle. Po jakimś czasie, kończąc przy swoim rowerze uświadomiłem sobie, że od kilkunastu minut myślę o tym jak to zrobić i jak to technicznie rozwiązać, żeby następnym razem, gdy przyjdzie w sprawie roweru tak mu go złożyć, żeby jedno koło kręciło się do przodu, a drugie w przeciwną stronę. Wówczas uznałem, że chyba nigdzie dzisiaj nie pojadę. Jutro jadę na Ślężę. Albo będę się dobrze bawił, albo rozbiję sobie ten głupi ryj. Pozdrawiam wszystkich
  2. @marcin_ostrów - Pamiętam o B-D, ale najpierw chciałem poszukać u nas. Jeżeli uznam, że to mi za bardzo zawraca głowę, pewnie uderzę do nich. @sztorm - Zgadza się. Według recenzji/testów lekkiemu liftowi poddali koronę, ale ja na tych zdjęciach ze sklepów nie widzę żadnej różnicy. Ja także radzę sobie z czytaniem, ale problem w tym, że chyba jeszcze w żadnym sklepie nie spotkałem się z wymienioną DebonAir+. Szukanie w opisach tego "+" było jedną z pierwszych rzeczy na które patrzyłem. Wszędzie piszą "DebonAir" i tyle. W ogóle odnoszę wrażenie, że wielu sprzedawców najzwyczajniej nie zaktualizowało opisów/specyfikacji, tylko zostawili te z poprzednich roczników. Nawet w podlinkowanym przez Marcina widelcu z B-D to widać. Tutaj już przynajmniej do nazwy produktu dodali to 2P, ale o DebonAir+ też milczą.
  3. @Sztorm - Dzięki za porady. Tak sobie nieśmiało myślałem, że jest jakiś niuans, którego nie dostrzegam i można je szybko zidentyfikować bez proszenia sprzedawców za każdym razem o podanie oznaczeń, których zazwyczaj nie ma w opisach. Te oficjalne oznaczenia to znam już chyba na pamięć, jak serial do XP 20 lat temu, bo od szukania tym kluczem zacząłem i tak brnąłem w to mozolnie, aż w pewnej chwili pomyślałem, że chyba coś źle robię, bo to raczej nie powinno być takie trudne Widziałem ten z Twojego linku, ale jest tylko 110. Nic to, szperam dalej.
  4. Cześć. Nie chciałem zakładać nowego tematu, żeby nie zaśmiecać, więc pozwolę sobie zapytać tutaj. Chcę kupić SIDa SL Select 100mm, wersję 2024. Problem w tym, że przeglądając oferty sklepów mam kłopoty ze zidentyfikowaniem rocznika. Opis czasami kłóci się ze zdjęciami, specyfikacja z nazwą itp. Czy jeśli ktoś niedawno kupował lub ma jakiś chytry, mądry i podstępny sposób na wiarygodną identyfikację konkretnej edycji widelca, byłby łaskaw się tą wiedzą podzielić lub podrzucić namiar na sklep w którym na pewno kupię to co zamierzam?
  5. Będę je miał na uwadze. Szkoda, że nie za bardzo mam jak się do nich przymierzyć. Dzięki za link. Kiep jestem, że tego wcześniej nie znalazłem. Jeszcze się z tym prześpię, ale coś mnie ciągnie do tego roweru. Niedaleko mogę wsiąść na wersję '23. Z tego co na szybko sprawdziłem rama jest ta sama, więc jutro się przymierzę. (chociaż coś mi świta, że chyba tylko XL mieli, a to chyba będzie za dużo...zobaczym) Co do Zaskara to tak czułem od samego patrzenia Pewnie fajny i zabawny rower, ale nie chcę iść w tą stronę. Marin - dzięki za info o tych widełkach. Ciekawa sprawa. Trochę poczytałem w ciągu dnia. Chyba księgowego poniosło @ nossy Dzisiaj przymierzyłem XLRy. Całkiem, całkiem opcja. O tej Almie bardziej myślę sercem, a o nich zacząłem myśleć głową. Ciekawe co z tego wyniknie.
  6. Witam wszystkich serdecznie. Zacznę od tego, że od 10 lat nie jeździłem. Pewnego razu nastąpiła przeprowadzka, jeden rower sprzedałem, drugi oddałem planując kupno nowego sprzętu, ale jakoś tak wyszło (nowe hobby, nowe zainteresowania, rodzina itd.), że jak zsiadłem to już nie wsiadłem. Od pewnego czasu jednak temat powrotu na rower nie daje mi spokoju, więc uznałem, że nie ma co fisiować, tylko trzeba go kupić. Ale do brzegu... Poszukuję roweru, który byłby w miarę uniwersalny (ze wskazaniem na teren) i jednocześnie dawał frajdę z jazdy w różnych warunkach, który sprawdzi się w lekkim i średnim terenie (na razie żadnych ostrych zjazdów na złamanie karku, enduro-szaleństw i skoków na główkę nie planuję - za długa przerwa, wiek też już 40+, technika leży zakurzona na strychu, przygnieciona globusem-barkiem), którym w miarę komfortowo i szybko przejadę też czasem przez miasto, albo dojadę asfaltem do zjazdu w jakieś ciekawsze miejsce. Mieszkam we Wrocławiu, więc poza najbliższymi okolicami regularnie będę odwiedzał Kotlinę Kłodzką, Karkonosze, Sowie, Ślęża jest o rzut kaskiem itp. Do tego sporo ścieżek wyboistych, choć po płaskim - lasy, polne drogi, żwiry, koślawe płyty, różne zadupia, które chciałbym pokonywać szybko i w miarę wygodnie. Co do miasta to pewnie będę dojeżdżał rowerem do pracy - kto jeździ przez Wrocław samochodem i ceni swój czas, ten wie (10-20 km w obie strony, czasem w odwiedziny do kogoś, albo podjechać gdzieś z aparatem jeśli mnie akurat najdzie - żadne tam włóczenie się po mieście godzinami). Asfalt podobnie. Jeśli będę używał to w celu podjechania nim gdzieś (ale sami wiecie, czasami to podjechanie ciągnie się przez 20km, więc dobrze by było, żeby dało się to przejechać w miarę szybko i wygodnie), a nie rypania po 100km na raz dla zabawy, bo nie lubię. Jeśli chodzi o rower przede wszystkim zależy mi na dobrej, nowoczesnej ramie pozwalającej na jakąś sensowną przebudowę/modernizację za jakiś czas. Sam osprzęt na ten moment nie jest najważniejszy, ponieważ uznałem, że zanim wrócę do formy, ogarnę na nowo technikę, w rzeczywistości będę wiedział jak często, w jakie tereny i jak intensywnie jeżdżę, połowa szpeju i tak będzie do wymiany. 1. Amortyzator musi być 2. Nie może być bardzo brzydki (w sensie rower, nie widelec) 3. ...dlatego rowery z Decathlon do mnie nie przemawiają. 4. Do takiego jeżdżenia 1x12 czy 2x11? Z rowerów, które wpadły mi w oko lub z innego powodu przykuły moją uwagę mam póki co (w ciągu tygodnia zamierzam jeszcze zrobić rundę po sklepach w okolicy): * https://www.orbea.com/pl-pl/biciclette/montagna/alma/cat/alma-h30-2023 W zeszłym roku będąc u kuzyna pojeździłem trochę jego Almą H20 (albo H30). W lekko-średnim terenie super się bawiłem. Poza tym zwyczajnie mi się podoba. (przeszła mi przez myśl M50, ale musiałbym za mocno nagiąć budżet) * https://sklep.rowery.pl/rower-merida-big-nine-500-lite-2023 Kolega chwali swoją Meridę Big Nine 500 Lite * https://thirtythree.pl/pl/p/Rower-GT-Zaskar-LT-Elite-29-Gloss-Forest-Green%2C-Silver/5002 Niedaleko mam sklep z GT. Kiedyś Zaskar wpadł mi w oko, ale nie wiem czy on czasem nie jest sprofilowany za bardzo na wyścigówkę. * https://www.marinbikes.com/pl/bikes/2023-team-marin-1 Może Marin Team 1? A może któryś Giant XTC? Jakoś intuicyjnie ciągnie mnie do Almy, ale może się okaże, że ktoś mi wybije ten pomysł z głowy. Jak wspomniałem, miałem długą przerwę, więc jeśli chodzi o sprzęt to jestem 10 lat do tyłu dlatego biorę pod uwagę, że czegoś nie dostrzegam, nie wiem, nie widziałem i w ogóle się nie znam. Mam 183 cm, przekrok 87-88, 85kg Co do kosztów - planowałem 5-7k (chyba że coś ciekawego będzie warte dopłaty rozważę lekkie nagięcie budżetu). Będę wdzięczny za wszelkie sugestie i rozczarowany krytyką moich pomysłów
×
×
  • Dodaj nową pozycję...